strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
Camden nie narzekał na brak nudy tego dnia. Wezwano strażaków na akcję, gdzie był także Camden. Tym razem był to pożar, ale na szczęście nic się nikomu nie stało, bo była to jakaś stara hala, którą pewnie podpalił jakiś dzieciak dla żartu. Mimo to ogień mógł się rozprzestrzenić i niebezpieczeństwo większych szkód wisiało w powietrzu.
Po powrocie do remizy każdy zajął się sobą. Trzeba się było przecież doprowadzić do porządku, a także zdać raport z wyjazdu. Wszystko załatwiono sprawnie, a potem można się było zająć innymi sprawami.
Cam nie chciał po raz kolejny zajmować się gotowaniem, więc przemknął gdzieś niezauważony i zaczął sobie szukać zajęcia. Postanowił posprzątać w jednym z pomieszczeń. Zaczął pakować do kartonów rzeczy, które plątały się pod nogami i miał zamiar przenieść je do magazynu przy garażu.
Kiedy akurat wychodził z pudłem w rękach, prawie zderzył się z kimś w drzwiach. Prawie, bo wyhamował w ostatniej chwili i nie doszło do tego, na szczęście.
- Przepraszam, mało widać zza tego kartonu– owszem, było spore i nie zawsze wszystko miał na oku. Szedł na pamięć, nie spodziewając się zbyt wielu osób na drodze. Kiedy się wychylił zza niego i spojrzał na osobę, z którą mało co się nie zderzył, rozpoznał ją i powitał.
- Cześć – powiedział szybko. - Pewnie przyszłaś z wizytą do komendanta? - co innego mogłoby ją sprowadzać do tego miejsca? Raczej nic, więc powód był oczywisty.
- Jest chwilowo zajęty, z tego co widziałem. Rozmawiał przez telefon gdy wychodziłem – poinformował dziewczynę. - Jeśli zaczekasz trochę, na pewno cię przyjmie – nie wiedział, czy się umawiali na spotkanie, czy przyszła spontanicznie, ale przecież nie mieli aż tak wiele pracy, by nie przyjąć kogoś bliskiego.
- Wejdź, śmiało – zaprosił ją do środka, usuwając się z drogi. Minął ją i poszedł w swoją stronę. Odniósł pudło tak, gdzie chciał i wrócił, by rozejrzeć się jeszcze za czymś do wyniesienia.
Gdy zobaczył, że Cobie siedziała sobie w kącie bez towarzystwa, w dodatku nikt się nie uwijał w części kuchennej, zapytał wprost:
- Napijesz się czegoś? - Jefferson zawsze był uprzejmy, taką miał naturę. Może i bywał kiedyś samotnikiem, ale jak chciał, to potrafił być towarzyski. Poza tym nie chciał, by gość był niezadowolony i mówił, że strażacy są niemili. Nie winił nikogo za to, że zostawili ją samą. Po akcji pewnie większość chciała odetchnąć, co było zrozumiałe. On sam najchętniej by się zdrzemnął, ale ani to nie było możliwe, ani też podobne do niego – raczej wolał sobie czymś zająć czas, by szybciej minął do końca zmiany.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Oj, uważaj! - zareagowała, kiedy prawie na nią wpadł.
Chwilę próbowali się wyminąć w korytarzu, co z kolei spowodowało u niej wybuch radosnego śmiechu, ale w końcu w tym tańcu znaleźli wspólne kroki i po chwili udało się rozwiązać problem korka i wymijania się.
- Przepraszam, nie chciałam Ci przeszkodzić. - powiedziała, uśmiechając się do niego ładnie, po czym skinęła głową na znak, że akceptuje chwilę czekania.
Niestety chwila przeciągnęła się w dłuższą, ta w jeszcze dłuższą, najwyraźniej rozmowa była poważniejsza niż myśleli, a Cobie nie chciała mu przeszkadzać. Na szczęście z kłopotów nudy wybawił ją ten sam strażak, z którym mało co się nie zderzyła przed chwilą.
- Oj wiesz, nie chcę Wam zawracać głowy, pewnie jesteście mocno zajęci obaj. - spojrzała w kierunku drzwi już czując, że chyba jednak pomysł, żeby się przywitać z bratem i chwilkę z nim porozmawiać spełznie na niczym. - I tak byłam przejazdem w mieście, więc pomyślałam, że wpadnę na moment...
Wyjaśniła, ale widząc dalej wyczekujące spojrzenie Camdena uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową na znak, że czegoś się napije.
- Poproszę wodę, chyba, że macie cytryny, to mogę Wam przygotować lemoniadę. - zaproponowała, podnosząc się z krzesełka.
Wygładziła swoją sukienkę, tak by ta nie odsłaniała za mocno ud i ruszyła za nowym znajomym do remizowej kuchni. Bywała tutaj często... No może nie często, ale zdarzało się jej przyjeżdżać po to, żeby coś chłopakom ugotować, albo przywieźć szarlotkę, lub cokolwiek innego. Bardzo ceniła sobie służby, z resztą miała to we krwi. Jej zmarły mąż był żołnierzem, ojciec policjantem, brat strażakiem. To poważne konotacje i zobowiązania. Cobie uważała, że przynajmniej tyle może zrobić dla tych ludzi, którzy codziennie ryzykują dla innych życiem, że od czasu do czasu im pomoże w zapleczu. Tym bardziej, że wiadomo... Gdzie dwudziestu chłopa, tam na pewno nie ma zdrowego jedzenia.

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
Cam nie uważał, że przeszkadzała, dlatego uśmiechnął się.
- Nie przeszkadzasz, po prostu taka chwila. Byliśmy na akcji niedawno, prawdopodobne podpalenie – wyjaśnił. - Zawsze jest przy tym więcej pracy bo trzeba wyjaśniać wszystko i pewnie dlatego komendant wisi na telefonie – powiedział rzeczowo.
- Dobrze zrobiłaś, lubimy tutaj gości – powiedział szczerze. Strażacy byli towarzyskimi ludźmi. Może dlatego, że mieli świadomość ulotności życia. Chętnie przyjmowali inne osoby w ich małym królestwie. Oczywiście gdy wyjeżdżali z remizy było inaczej, wiadomo.
- Cytryny… - skierował kroki ku lodówce i otworzył ją. Nawet mieli jeszcze kilka sztuk.
- Są! - powiedział wesoło. - Zapraszam – dlaczego miałby nie przyjąć propozycji? Pewnie szybko się skończy, ale zwykle sami sobie wszystko przygotowywali, więc miło było dla odmiany zasłużyć na coś od kogoś.
Cam nie był z tych, którzy się wtrącają do pracy innych, więc zrobił dziewczynie miejsce, by czuła się swobodnie. Nie przyglądał się jej, wszystko na luzie.
Oparł się o stół i skrzyżował ręce na piersiach. Sam lubił to miejsce, bo przepadał za gotowaniem. Często spędzał tam czas i pichcił coś dla swojej zmiany. Ale wykorzystywanie jednego człowieka w tym celu nie było uczciwe. Tak jak zapędzanie kobiety do garów, chociaż lubił gdy Autumn mu pomagała.
- Dzięki za inwencję twórczą – powiedział w końcu. - Nie bardzo nam się chce coś zrobić, gdy jesteśmy po akcji. Ale wiem, że rozumiesz – spojrzał na dziewczynę uważnie.
- Poczęstuj się owocami, póki jeszcze coś mamy – strażacy często jedli byle jak, bo nie zawsze mieli czas na porządne jedzenie, ale dbali o zapas witamin i coś zdrowego zawsze znajdowało się na stole.
- Co słychać tak w ogóle? - zapytał. Dawno się nie widzieli, a też nie zawsze mieli jak zamienić kilka słów ze sobą. Różnie to bywało przecież. Cam nie pytał z automatu, interesował go drugi człowiek. Gdyby tak nie było, nie ratowałby życia innym.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- No tak, jak dziewczyna proponuje, że zrobi coś smacznego, to przestaje przeszkadzać... - uśmiechnęła się szelmowsko i podążyła do kuchni za swoim rozmówcą.
Oczywiście nie miała nic złego na myśli. Po prostu dzisiaj miała nieco frywolny nastrój, pierwszy raz od bardzo dawna, więc mogła sobie troszkę pożartować.
- Wow... Zawsze jak Jack wspomina o akcjach, to przechodzą mnie dreszcze. - zadrżała, kiedy wspomniał o akcji, a potem ruchem ramion i głowy spróbowała z siebie strząsnąć to nieprzyjemne uczucie.
Wielu ludzi nie ma świadomości jak niebezpieczna w rzeczywistości jest praca w Straży Pożarnej. Pewnie nawet bardziej niż w Policji, bo w tej drugiej, w małym miasteczku jednak rzadko zdarzają się naprawdę niebezpieczne interwencje. Nie mniej żadna z tych prac nie jest dla ludzi o słabych nerwach. A wielu potrzebuje potem jakoś ten stres wyładować. Nikt jednak nie mówi o tym co przeżywają żony, dziewczyny, siostry i matki ludzi pracujących w takim zawodzie. No oczywiście także mężowie, chłopcy i narzeczeni, bo przecież coraz częściej kobiety też odnajdywały się czy to w Straży czy Policji.
- A ja lubię Was odwiedzać! - odpowiedziała szczerym uśmiechem i położyła dłoń na ramieniu Camdena, przechodząc obok niego wgłąb kuchni.
- Nie za wiele ich, ale dla kilku chłopaków wystarczy. Ilu Was jest na zmianie? - zapytała odkładając dżinsową kurtkę po to by zabrać się za mycie cytryn.
Wstawiła też wodę na herbatę, by zaraz potem rozejrzeć się za zieloną. Zrobi im taką pełną antyoksydantów i zdrowiutką, energetyczną lemoniadę z zieloną herbatą. Tylko musiała zaparzyć porządną esencję.
- Znajdziesz mi cukier? - poprosiła, jednocześnie szukając wyciskarki, którą sama, osobiście sprezentowała hufcowi pożarniczemu.
Mały ten prezent, nie mógł się równać z jednym z samochodów sprezentowanym przez kogoś bogatszego, ale jak to mówią, każdy pomaga, jak może.
- Masz dobry humor, więc wnioskuję, że nikomu nic się nie stało? - zapytała, wyciskając kolejne połówki cytryn, a zaraz potem odpowiedziała na jego pytanie. - Dziękuję... Żyję... Radzę sobie. Jakoś... Zważywszy na...
Wzruszyła ramionami trochę tak, jakby chciała się w nich schować. W sumie to przecież Camden mógł nie wiedzieć o śmierci jej męża. Chociaż z drugiej strony to był przyjaciel Jacka, więc pewnie jakieś pogłoski o śmierci Hayesa w akcji mogły po remizie się plątać. Tak czy siak, ruch ramion był jej sposobem na to by wspomnieć o tej tragedii, nie nazywając jej. Rzeczywiście trzymała się coraz lepiej, chociaż nie oszukujmy się, dalej bywały noce, w trakcie których płakała i nie mogła zasnąć. Poranki bez przytulenia się do czegoś innego niż poduszka też bywały trudne. Ale Cobie była z Finniganów, była twardą dziewczyną!

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
Cam uśmiechnął się do niej. On sam by sobie poradził, ale jeśli jest ochotniczka to nie ma nic przeciwko. I tak wiele razy zostawał sam w kuchni, więc znał problem.
- To była stara hala, którą ktoś podpalił dla żartu, tak myślimy przynajmniej – opowiadał. - No ale zawsze ktoś mógł być w środku, nigdy nie wiadomo. Gdyby ogień się rozprzestrzenił, byłoby o wiele gorzej – wiadomo.
Cam przywykł do towarzystwa w remizie. Zawsze ktoś ich odwiedzał, bo coś wypadło, albo ktoś czegoś potrzebował, lub po prostu – jak Cobie – wpadał z wizytą. Ich przybytek zawsze był otwarty na ludzi, nie tylko tych w potrzebie. Poza tym nie zawsze było co robić i ekipa szukała sobie jakiegoś zajęcia. Czasem wpadały dzieci, by poznać pracę strażaków od podstaw, wtedy było wesoło, ale poza tym wszyscy skupiali się na tym, co im wpadło w ręce. Nieraz wręcz się nudzili, ale lepsze to od poważnego poważnego pożaru czy wypadku.
- I dobrze – naprawdę miał to na myśli. - Odwiedzaj nas częściej – zawsze miło było pogawędzić.
- Wystarczy dla wszystkich – stwierdził. - Niewielu nas jest – zaledwie kilka osób. No ale nie była to duża jednostka, w razie potrzeby ściągali innych, ale nie musiało być ich wielu na zmianie. I tak wystarczyło, że ich praca wymagała całodobowej dyspozycyjności.
- Cukier, jasne – ruszył się z miejsca i wyciągnął z jednej z szafek odpowiedni pojemnik. Zajrzał do środka, jeszcze trochę go było, więc nie trzeba było dodatkowo napełniać.
- Proszę – podał dziewczynie składnik i wrócił do podpierania stołu.
- Tak, wszyscy cali. Niestety nie zawsze mamy tyle szczęścia. Gorsze są wypadki, gdy trzeba wyciągać zakleszczonych w pojeździe. Niedawno jedna z takich osób straciła nogę – Cam dowiadywał się zawsze jak radzili sobie ci, których ratowali z opresji.
Gdy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie, pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział, co się stało i miał świadomość bólu, który czuła. Ale jakoś trzeba było się trzymać, życie płynęło dalej. Strażacy na co dzień zmagali się ze stratą – kolegów lub tych, których ratowali – musieli być twardzi, bo takie było ludzkie istnienie. Mieli świadomość tego, że sami kolejnego dnia mogli już nie oddychać. Taka była prawda, dlatego rozumieli doskonale jak to jest kogoś pożegnać.
- Trzymaj się – powiedział po chwili milczenia. Życzył jej jak najlepiej. Oby znalazła pocieszenie i siłę, która była tak bardzo potrzebna.
- Znasz może jakieś ciekawe miejsce w pobliżu? Szukam pomysłu na spędzenie weekendu w jakimś przyjemnym zakątku – pytał, bo może akurat ktoś mu coś doradzi. Dobrze było mieć kilka opcji do wyboru. Poza tym nie chciał jej męczyć przykrymi sprawami.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Kiwała głową słuchając tego, co opowiadał, jednocześnie chyba było odrobinę bardziej skupiona na lemoniadzie. Opowieści z akcji Jacka i innych strażaków powodowały dreszcze na jej plecach i przeżywała je niemalże jakby ktoś dla niej bliski był w tym samochodzie zakleszczony. Nic też dziwnego, że jednak wolała skupić się na lemoniadzie.
- Nogę? - wytrzeszczyła oczy, zapominając o tym, by zamknąć buzię, kiedy jego opowieść doszła aż do takiego momentu. - Jezu...
Jęknęła zamierając w połowie mieszania soku z cytryny z esencją herbaty i zimną wodą. Chwilę potem otrząsnęła się i dosypała cukru. Mieszu mieszu i po chwili spróbowała, uśmiechając się z zadowoleniem. Lubiła myśleć o sobie, że robi najlepszą lemoniadę w mieście, co pewnie nie było prawdą, ale przepis po babci był naprawdę wspaniały. Nie za słodka, nie za kwaśna, orzeźwiająca, jeszcze tylko dobrze schłodzić.
Przelała ją do dzbanka i wstawiła do lodówki.
- Daj jej pół godziny i będzie idealna na wieczór. - wyjaśniła, po czym wskoczyła na blat i usiadła na nim.
- Hej, a Ty jesteś nietutejszy? - zapytała, zdając sobie nagle sprawę, że rzeczywiście nie wiele wie o swoim rozmówcy.
Jego pytanie na to by wskazywało.
- Wszystko zależy czy chciałbyś spędzić czas aktywnie czy raczej leżąc do góry brzuchem. Mamy tutaj szkółkę surfingu i nurkowania. Możesz pochodzić po parku, wybrać się na plażę, albo nad jezioro. Odwiedzić sanktuarium dzikich zwierząt. Przejażdżka kurundzką koleją też jest super. Targ rybny robi niesamowite wrażenie i pewnie jeszcze są tam streetfoodowe miejsca. - zamyśliła się na chwilę. - Randka? Opieka nad dzieckiem, czy po prostu chcesz spędzić miło czas? U Millerów można pojeździć konno...

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
- Niestety – trochę to było drastyczne, ale niestety prawdziwe. Życie. Cam powinien być odporny na takie sytuacje, ale każdym się przejmował tak samo, jakby pierwszy raz kogoś wyciągał z takich tarapatów. Niby miał mocne nerwy, ale zwykła ludzka wrażliwość robiła swoje.
Przyglądał się jak dziewczyna przyrządza lemoniadę, ufając w jej zdolności. Niby to żadna filozofia, ale każdy miał swoje przepisy i specjalności.
- Ok, w razie gdyby ktoś chciał się do niej dobrać wcześniej, dostanie ode mnie po łapach – uśmiechnął się, słysząc polecenie.
Kiedy odpowiedziała na jego uwagę, uniósł ręce w górę w myśl powiedzenia: jam niewinny.
- Jestem bardzo tutejszy – rzekł spokojnie. - Od dzieciaka się stąd nie ruszam, a wszystko zwiedzam palcem po mapie – przyznał.
- No powiedzmy, że nie podróżuję zbyt często i interesuje mnie jakieś fajne, mało oklepane miejsce – wyjaśnił, co też mu chodziło po głowie.
- Tutaj znam wszystkie atrakcje, ale może coś niedaleko? Pomysł na weekend? - zapytał z nadzieją.
- Taki wypad z przyjaciółmi – dodał. Tak naprawdę póki co jedyną osobą, która była pewna w składzie wycieczki, to była jego przyjaciółka i obiekt westchnień w jednym. Ale nie mówił o tym na głos, bo pracowała w straży. A ściany miały uszy. Nie potrzebował docinków od kolegów. Zważywszy na to, że coś mu jeszcze pozostało z dawnej nieśmiałości… Jakoś tak nie wiedział jak się zabrać do tego, by powiedzieć jak bardzo zależy mu na kobiecie.
- Miłe miejsce, ładne widoki… - wiedział jak to brzmi. - Lorne jest ładne i ma wszystko, co bym chciał, ale chodzi o to, by zmienić na chwilę otoczenie.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Słuchała kiwając głową ze zrozumieniem, chociaż myślami już była w innym miejscu, szukając pomysłów. Problem jednak polegał na tym, że Cobie była raczej przywiązana do jednego miejsca. Większość dnia spędzała na powietrzu tak czy siak i tak bardzo nie ciągnęło jej do wyjazdów, tym bardziej, że rzut beretem miała piękną plażę, na której można było spokojnie popływać na desce i poopalać się.
- Kurcze, naprawdę trudno mi coś doradzić... Wydaje mi się, że najlepszy w takim wypadku byłby biwak w parku. Tam jest pięknie, będzie spokój i piękne widoki. Wydaje mi się, że powinna być możliwość wynajęcia sobie jakiegoś domku nawet... - zamyśliła się, jakby próbowała potwierdzić swoje przypuszczenia we własnych wspomnieniach.
Koniec końców jednak poddała się.
- Ale przyznam Ci się, że rzadko się ruszam dalej od Lorne Bay i swojej farmy... Jakoś tak nigdy nie ma czasu, a jak jest sezon wakacyjny, to przecież roboty jest wtedy najwięcej.
Tym bardziej, że w Australii, akurat sezon wegetacyjny był podwójny, więc właściwie za każdym razem było coś do zrobienia i człowiek dwa razy się zastanawiał nad tym, czy gdzieś wyjechać. No i była też kwestia tego, że do tej pory nie potrzebowała odpoczywać od miejsca, w którym mieszkała i swojej pracy. Po prostu ją kochała, nawet jeśli teraz wiązała się z trudnymi przeżyciami i problemami wdowy, samotnie zajmującej się farmą.
- Może Jack będzie coś wiedział... - zaproponowała jeszcze.
Chwilę potem jej brat wychynął rzeczywiście ze swojego gabinetu i uśmiechnął się na przywitanie siostry.
- Dzięki za dotrzymanie towarzystwa. - powiedziała do Camdena i puściła mu oczko, po czym zebrała swoje rzeczy i w podskokach podbiegła do brata, by się z nim przywitać i chociaż chwilę porozmawiać,

(zt.)

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
ODPOWIEDZ