strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#6

Remi był już przyzwyczajony, że przez połowę tygodnia siedział w domu, a przez kolejne pół żył w remizie. Tutaj brali prysznic, jedli wszystkie posiłki i spali razem, jak na jakichś koloniach. Jego zwierzaki nie za bardzo były zadowolone z takiego obrotu sprawy, w końcu według nich to w ogóle nie powinien pracować, tylko siedzieć z nimi w domu i się z nimi bawić, a jedzenie powinno im spadać z nieba (oczywiście tylko psie, bo kto się przejmuje jedzeniem ludzkim, elektrycznością i płatnością za wodę, skoro właściciel jest obok najedzonego zwierzaka?), bo w psim świecie wszystko jest tak proste. No i jakaś część niego wolałaby właśnie takie życie, ale hej, zarówno psy jak i ludzie potrzebowali jego pomocy. A skoro już się tyle lat szkolił na strażaka, a potem zbierał doświadczenie w pracy, to nie wypadało przecież to wszystko rzucać, żeby zostać bezdomnym opiekującym się zwierzętami. Bo nie zarabiał aż tyle, żeby utrzymać swoją chatę i wszystkie zwierzaki do emerytury... poza tym Remi należał do osób, które bardzo lubiły kontakt z ludźmi i tą całą atmosferę panującą w remizie. Traktował wszystkich jak rodzinę, dlatego kiedy brał się za robienie jedzenia, które czasem udawało się zrobić zjadliwe (ale tylko czasem, więc nikt nie powinien mieć zbyt wysokich oczekiwań co do jego potraw. Nigdy.), od razu planował duże ilości. I właśnie w ten sposób wylądował z wielką miską ciasta naleśnikowego, z którego robił pancakes na śniadanio-obiad. I dobrze, że zrobił tak dużo ciasta w tej misce, bo pierwsze dwa naleśniki już leżały na podłodze. Właśnie przypiekał trzeci i nie zrażając się poprzednimi porażkami, jego też spróbował podrzucić i przewrócić na drugą stronę przy użyciu samej patelni. I prawie mu się udało. Prawie, bo pół naleśnika spadło na ziemię, więc zmarszczył brwi i.. zorientował się że przecież ma widownię. - Em... no... widzisz, właśnie dlatego nie podnoszę tych z ziemi, żeby łapały kolejne. Wtedy nawet nie trzeba używać zasady pięciu sekund, można śmiało podnosić i nie mieć... ich... z podłogi - wyjaśnił, trochę się jąkając, bo dobrze wiedział, że Jack Finnigan od razu rozpozna jego bezsensowne gadanie.
37 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are
meant to be
#4

Kochał swoją pracę - pewnie gdyby było inaczej, nie piąłby się po szczeblach kariery i nie zostałby komendantem miejscowej straży pożarnej. Albo - jak to czasem mawiała Molly, gdy wracał późno do domu i obwieszczał, że ktoś znowu dostał reprymendę - nie zostałby pasterzem dla zbłąkanych owieczek. Cóż, reprymendy się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą - w końcu nikt nie był nieomylny. Jack również nie był alfą i omegą, ale musiał wzbudzać respekt w nowych pracownikach i trzymać pewien poziom, jeśli nie chciał, aby pół remizy zwaliło mu się na głowę. Na szczęście, nie opowiadał nikomu bajek o byciu pasterzem i że niczego nikomu nie zabraknie, gdy będą kroczyć doliną cienia, bo znał realia. Bycie strażakiem miało swoje plusy i minusy - do plusów należała zgrana ekipa, owocowe czwartki, pizzowe piątki i naprawdę świetni ludzie, którzy tworzyli tę drużynę. Do minusów - niebezpieczeństwo, które niosła za sobą każda misja. W końcu nie każdy wyjazd z placówki był przysłowiowym zdjęciem kotka z drzewa - jeździli do wypadków samochodowych, pożarów i wielu innych tragedii. Musieli być zgranym zespołem i musieli znać siebie nawzajem. W tym zawodzie nie było miejsca na pomyłki. Pewnie właśnie dlatego wszedł do kuchni z kubkiem po kawie w ręce, bo chciał zrobić sobie kolejne podwójne espresso do ślęczenia przy papierach - potrzebował energii, żeby prawidłowo układać grafiki, prawda? Jednak gdy znalazł się przy wejściu do kuchni, po prostu musiał stanąć w drzwiach i zacząć obserwować jednego ze swoich podwładnych - Blackwella. Otóż, kochani, musicie wiedzieć jeszcze jedną rzecz o strażakach - nie mogli dawać się zaskoczyć. Właśnie dlatego Jack jedynie zmarszczył brwi, gdy dostrzegł dwa i pół naleśnika na podłodze. Nie wiedział, jak to skomentować. — Przerwa na lunch, huh? — rzucił pod nosem, po czym podszedł do blatu, na którym stał spory ekspres do kawy. Napełnił pojemnik wodą i nastawił go - swoją drogą, zakupili ekspres w zeszłym roku w ramach prezentu bożonarodzeniowego i okazał się prawdziwym błogosławieństwem w takie dni jak dzisiejszy. Po krótkiej chwili kawa zaczęła się parzyć, a Jack nadal obserwował Remiego. Starał się nie patrzeć na niego ze zbyt dużym politowaniem i miał nadzieję, że mu się to udało... — Myślę, że podłodze już wystarczy. Może tym razem bez podrzucania? — dodał i uśmiechnął się pod nosem, po czym poklepał Blackwella po plecach. Spokojnie, nie za mocno, w końcu nie chciał, żeby Remi strącił kolejnego naleśnika na podłogę...

Remi Blackwell
niesamowity odkrywca
milo#6233
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Tylko szaleńcy chyba zostają strażakami bez powołania. I to jakiego powołania! Głębokiego i silnie zakorzenionego! Bo jak inaczej wyjaśnić to, że na co dzień sami wybierali karierę wbiegania w płonące budynki, które w każdej chwili mogą się zawalić? Jak inaczej wyjaśnić to, że codziennie jeździli do wypadków samochodowych, gdzie było dużo krwi, dużo połamanych kości, czasem jakieś mózgi na asfalcie i rozcinali auta, jakby nigdy nic? Jak inaczej powiedzieć o kimś, kto dobrowolnie zajmuje się wyciekami gazów, powodziami i innymi ludzkimi tragediami? Trzeba mieć jakąś mocną, wewnętrzną potrzebę i jakąś taką… no misję chyba. Po prostu misję. I Remi chyba był jednym z większym szaleńców w tej remizie, skoro po takim paskudnym wypadku wciąż się w to wpakował. I jakoś nie zamierzał przestać.
- Nie mogłem znaleźć łopatki - przyznał szczerze. Pewnie był tak rozkojarzony, że ją widział i przegapił w którejś szufladzie, no ale nieważne, teraz mu się wydawało, że jej tam po prostu nie było. - Tak naprawdę to nigdy mi zbyt dobrze przewracanie nie wychodziło - dodał, unosząc brwi. Jak się pierwszy raz uczył w domu, to pewnie kilka wylądowało na suficie i na ścianie za kuchenką… ale hej, jak się człowiek ma nauczyć? - Szefie? - zapytał po chwili, mrużąc lekko oczy i biorąc widelec, żeby spróbować w ten sposób obrócić naleśnika. Ale zanim to zrobił spojrzał na szefa, zastanawiając się czy powinien z nim pogadać o sprawach sercowych, czy jednak nie. W końcu... no czuł się z tym strasznie głupio, więc pytanie czy chce w to wciągać swojego szefa? - A szef to się.. no uważa trochę za speca w sprawach... no związków i kobiet? - zapytał, rzucając mu kolejne, niepewne spojrzenie. Jack Finnigan powinien wiedzieć, że Remi nie jest najlepszy w związki, ale dopiero się dowie, jak kiepski jest w rozmowy o związkach!
37 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are
meant to be
Od zawsze chciał pomagać ludziom i często przewyższał dobro innych ludzi nad swoje - w końcu kto jak nie on pomagał ojcu Molly do późnych godzin wieczornych, gdy wiedział, że następnego dnia czekała go poranna zmiana? Wystarczył jeden telefon, aby przyjechał pomóc zmienić oponę, przenieść meble albo zapędzić stado siostry; wystarczył jeden telefon, aby wbiegł do płonącego budynku, uratował koalę z płonącego lasu lub uwalniał ofiary dachowania z samochodu na środku autostrady. Tak, w tej kwestii Remi miał stuprocentową rację; to było powołanie i wrodzona chęć niesienia pomocy. Nie było innego wytłumaczenia; każdy strażak chciał czuć się potrzebny i chciał pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebowali. Tak jak teraz - Remi smażył naleśniki, a Jack czuł wewnętrzną potrzebę wskazania mu szuflady, w której ów łopatkę mógł znaleźć, o ile nikt inny nie zmienił jej położenia. Jack zbliżył się do jednej z szuflad, w której powinna znajdować się łopatka, po czym... bardzo się rozczarował, bo w środku znalazł tylko kilka metalowych słomek. Kto używał słomek w pracy? Czyżby przyniosła im je Molly, kiedy miała fazę na ekologiczne produkty? — Sądziłem, że ci w tym pomogę, ale... nie. Nie wiem, gdzie może być łopatka, wybacz — mruknął pod nosem i zerknął na niewielki stosik naleśników, który zaczął układać Blackwell. Kiedy tak przyglądał się Remikowi, gdy smażył naleśniki, przypomniały mu się jego początki po opuszczeniu rodzinnego domu; sam również miał problem z tak prostymi czynnościami jak ugotowanie jajka na miękko i z każdą najmniejszą pierdołą dzwonił do swojej matki. Cóż, teraz również do niej dzwonił - w zasadzie to w imieniu Molly, która do tej pory miała dwie lewe ręce do gotowania, a Jack... a Jack robił przepyszną pieczeń. Tak, to wychodziło mu doskonale. Na pytanie o związkach i kobietach odchrząknął cicho i kaszlnął, żeby ukryć zakłopotanie. Na pewno nie mógł powiedzieć, że się znał; owszem, miał żonę, ale... Molly na pewno nie wybrała go dlatego, że rozumiał kobiety i potrafił być romantyczny. W końcu był mrukiem. Praktycznym mrukiem. Może zaimponował jej jego zawód? Musiał o to zapytać - czemu nigdy jej o to nie zapytał? — No... coś tam wiem. A co? Masz jakieś... kłopoty? Z... tym? — mruknął pod nosem, wzrokiem wiercąc dziurę w smażącym się właśnie naleśniku. Kontakt wzrokowy - tak, tego powinni unikać podczas tak intymnej rozmowy. Przyszło mu do głowy, że - cóż - trafił swój na swego.

Remi Blackwell
niesamowity odkrywca
milo#6233
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Przekładanie potrzeb innych nad własne było także i Remiego problemem. Nie bez powodu miał tyle zwierząt w swoim domu, których nie miał serca odwozić do ponurego, przepełnionego schroniska. Z ludźmi zresztą było podobnie, najpierw pomagał im, najpierw ich wysłuchiwał, a dopiero potem otwierał się o własnych problemach. A często tak naprawdę uważał, że są jednak głupie i nie warto nic mówić. Bo w sumie, jakie mógł mieć problemy, na pewno mało istotne! Zwłaszcza że jako strażak widywał takie naprawdę ogromne problemy, jak spalone dobytki, straceni bliscy, odcięte nogi, przyszłość na wózku inwalidzkim… różne były skutki pożarów i wypadków, a przy tym jego rozterki sercowe były bardzo niemądre.
- A czego możemy użyć zamiast niej? - zapytał, rozglądając się dookoła - przy widelcu chyba złamie się na pół… - mruknął, sam do siebie w odpowiedzi, a potem westchnął cicho. No taka metafora mu się zrobiła, że ostatnio wszystko co sobie zaplanował i zamierzał zrobić, się tak bam, na pół rozwalało i dupa z obiadu, dupa z życia! To znaczy nie z życia, ale z randek i związków, skoro jak ktoś mu się podobał, to był dla niego zdecydowanie zbyt młody…
- No właśnie.. chyba…. - zmrużył lekko oczy - ale nie, nieważne - mruknął ,jakby zmienił zdanie i jednak nie chciał zawracać mu dupy. Chwilę popatrzył na naleśnika, który trochę się przypalał, ale nie odwrócił go na drugą stronę. Zamiast tego sam się odwrócił w stronę szefa i lekko przygryzł wargę - no bo… bo no dobra…. - zaczął, a potem westchnął cicho - dowiedziałem się, że randkuję z kimś młodszym ode mnie - przyznał, ściszając nieco głos. A potem zmarszczył brwi - tak bardziej niż trochę - dodał, przygryzając zaraz potem wargę i unosząc brwi, żeby Jack Finnigan zrozumiał problem tej sytuacji! I tak, zdecydowanie Remi nie wiedział jak się zachować, bo zawsze czuł się głupio prosząc kogokolwiek o rady w kwestii związków, relacji i miłostek. Czuł się wtedy jakby znowu miał 7 lat i pytał się mamy, czy może dać tego kwiatka z ogródka tamtej dziewczynie. Ostatecznie miała na niego alergię, więc nie wyszło to jakoś super ekstra...
ODPOWIEDZ