listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
14.

Czasem bywały takie wieczory, kiedy trzeba było wyjść do ludzi, bo dawno nie widziano cię na mieście. I czwartkowy wieczór wydał się Otisowi ku temu odpowiedni. A picie w tygodniu miało swoje plusy. Po pierwsze - w knajpach nie przesiadywało nie wiadomo jak dużo ludzi, a jak przesiadywało, to zmywali się szybciej nim zdążyli zamówić kolejnego drinka. Po drugie - PROMOCJE! Dwa piwa w cenie jednego, tego w weekend się nie dostanie, no nie ma nawet takiej opcji. A po trzecie... Po trzecie, to w Rudd's puszczano spoko muzykę i właściwie Otis teraz już wiedział, że to zasługa Jolene, bo zwykle leciały utwory tych kapel, o których dziewczyna wspominała, kiedy napotkał ją pijaną w łazience u siebie w domu, a później gotował jej makaron.
Na czwartkową alkoholizację umówił się z dwoma kumplami. Właściwie to był jeden z niewielu dni, jak każdy z nich miał wolny piątek. Soboty i niedzielę zwykle im się nie pokrywały - Walter pracował jako magazynier, więc nie dość, że miał weekendy wyjęty z życia, to zapieprzał na trzy zmiany. I w ogóle tym razem Goldsworthy postanowił nie być gburem i jak tylko zajął miejsce przy stoliku, natychmiast machnął na powitanie Jolene, która kręciła się gdzieś za barem. No ten Otis to jednak ma gest, pełna kulturka. Tylko po piwo posłał już drugiego kumpla; Bobby był kiedyś barmanem, więc przyniesienie do stolika sześciu butelek z piwem, miski chipsów i salaterki z orzeszkami nie stanowiło dla niej najmniejszego problemu. Takim ludziom należał się szacunek, nie każdy miał taką koordynację ruchową, żeby złapać to wszystko i donieść do stolika w jednym kawałku.
Obsługa musiała zapierdalać jak mróweczki, bo Bob po chwili był już z powrotem, więc Goldsworthy mógł beztrosko sączyć swój niskoprocentowy alkohol. Walter poprosił jeszcze o szklankę, a warto wspomnieć, że tylko pizdy piły ze szklanek. Im to nie dlatego, że Walt był gejem, okej? Po prostu chyba próbował wyjść na bardziej kulturalnego niż Otis, bo ten już dawno zapomniał o takowym zachowaniu i rozjebał się na swoim krześle jak paczka draży. No co? W Rudd's bywał tak często (jeszcze dawno zanim zaczęła pracować tutaj Jolene), że czuł się jak w domu. Ale to chyba dobrze, że atmosfera była taka przyjazna klientom i że czuli się tutaj tak swobodnie, prawda? On to nawet cieszyłby się, gdyby tak ludzie zachowywali się na poczcie i nie byli tak spięci jak baranie jaja. Normalnie aż przykro patrzeć. Każdy tylko łypał złowrogo, jakby chcieli zajebać Otisowi całą rodzinę, łącznie z babką, a potem spalić jego dom. Dobrze, że tak rzadko miewał zmiany w urzędzie pocztowym, bo to jednak można nerwicy się nabawić. A w najlepszym wypadku rozwolnienia ze stresu.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
012.


Słyszeliście kiedyś o dirnku Aunt Roberta? Nie? I bardzo dobrze dla was. Ciocia Roberta - brzmi niewinnie? To tylko pozory! W rzeczywistości drink ten może zwalić z nóg nawet największego twardziela, gdyż jest to mikstura sporządzona wyłącznie na bazie mocnych alkoholi, podawany wyłącznie dla psychopatów i kompletnych obłąkańców, a przynajmniej tak zawsze tłumaczyła to sobie Jolene. W przyrządzeniu był bardzo prosty, jednak sam jego skład aż prosił się o pomstę do nieba, a mianowicie: dwie porcje absyntu, porcja brandy, trzy porcje wódki oraz półtora porcji ginu. Oczywiście nie można zapomnieć dodać, że na koniec polewa się to wszystko jeszcze porcją likieru jagodowego, tak dla dodania walorów smakowych. Wyjątkowa zdradziecka mieszkanka. I chyba trzeba nawet podkreślać, że nawet jedna szklaneczka tego rarytasu potrafiła zabić.
Oczywiście, znajdywali się również tacy, którym nie był on straszny, jak na przykład niski, starszy facet z pejsami, który niekontrolowanym skinieniem głowy w stronę Jo zdawał się zamawiać już piątego z rzędu. Wariat. Prawdziwy wariat. Nie dość, ze ledwo utrzymywał równowagę na barowym stołku, to wyglądał, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Twarz odlatywała w ewidentnie odległe myśli, a ręce nierówno trzęsły się nad chłodną ladą. King wytarła dłonie o czerwony fartuszek i z firmowym uśmiechem numer cztery podeszła w stronę gościa.
Przykro mi, ale osobom nietrzeźwym nie sprzedajmy alkoholu — rzuciła z udawaną sympatią, tym samym wskazując na średnich rozmiarów biały znak przy szafie z syropami, mówiący dokładnie: Osobom nietrzeźwym i młodzieży do lat 18 alkoholu nie sprzedajmy. Proste? Proste. Ruszyła do nalewka w celu przygotowania kolejnego zamówienia, kiedy zachrypnięty, pijany głos rozbrzmiał w jej uszach.
Nalej mi ten alkohol. Halo. Słyszysz? Mówię do ciebie kurwa — brzmiał na zirytowanego, jednak Jo już nie raz przerabiała taką sytuację, żeby jakkolwiek się tym przejąć. Dokończyła spokojnie zamówienie dla kumpla Otisa-listonosza, który jak widać nie miał lepszych miejsc do odwiedzania niż akurat to, w którym pracowała. Doceniła jednak fakt, że trzymał się z daleka i wysłał posłannika po swoje zamówienie — Ej ty, kurwa, głucha jesteś? Powiedziałam wyraźnie, że chce jeszcze jednego, wiec zabieraj tą pustą szklankę i zapierdalaj zrobić mi nowego! — warknął mocniej, prawdopodobnie zwracając uwagę pojedynczych osób siedzących blisko barku, doprowadzając Jo do powolnej irytacji. Jeszcze trochę i będzie musiała zadzwonić po Sebastiana z ochrony, a bardzo nie chciała tego robić. Seba był chodzącym zbokiem, który jak już pojawiał się w Rudd’s, nie opuszczał go aż do zamknięcia wisząc nad głową Jo i kelnerek jak jebany cień, zawracając dupę. Musiała to sama ogarnąć.
Jak już mówiłam. Pana stan nie pozwala na zakupienie kolejnego drinka. Mogę zaproponować coś bezalkoholowego, jednak jeśli nie zejdzie pan z tonu, będę musiała pana wyprosić — próbowała mówić najspokojniej jak się dało, dodając nutę stanowczości, kiedy podeszła do niego w celu zabrania pustego szkła. Z chwilą, gdy chwyciła szklankę, poczuła szorstką dłoń, mocno zaciskającą się na jej nadgarstku. Bolało. Bardzo — Proszę puścić. Puść mnie — stanowczy ton zmienił się na bardziej paniczny. Syknęła z bólu, czując jak krew powoli przestaje dopływać do dłoni. Facet machnął jej nadgarstkiem sprawiając, że szklanka, którą trzymała, wyleciała w powietrze i rozbiła się na kafelkowej podłodze tuż przy jej nodze
Słuchaj no — szarpnął jeszcze mocniej, sam chwiejąc się na boki i naciągając ją nad barem, że aż musiała podtrzymać się drugą ręką, by nie stracić równowagi — Jeśli zaraz nie nalejesz mi tego pieprzonego drinka to przestane być taki miły i zrobi się mało kolorowo, a ta ładna buzia już nigdy nie będzie wyglądać tak samo — wolną ręką sięgnął do kieszeni, jakby zaraz chciał z niej coś wyjąć (pewnie gumę do żucia), a Jo czuła dziwną żółć podchodzącą do gardła. Serce biło jej jak szalone i pomimo dużej siły, jaką dysponowała nie potrafiła wyrwać się z uścisku. Gdyby był to środek weekendu, byłoby z nią jeszcze trzech innych barmanów na zmianie, jednak te w tygodniu zawsze pokrywała jedynie jedna osoba. Miała przejebane. Przecież nie będzie robić sceny. Potrzebowała tej roboty. No i co teraz?

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Racja, Otis nie miał lepszych miejsc do odwiedzania, bo Rudd's od lat był jego ulubionym pubem i przychodził tutaj dużo wcześniej nim Jolene zaczęła tutaj pracować, więc nie miał zamiaru rezygnować z przychodzenia do lokalu tylko dlatego, że nie mieli ze sobą nadzwyczaj pozytywnych relacji. Razem z Waltem i Bobbym wpadali tutaj jeszcze przez swoją osiemnastką (każdy z nich był nienaturalnie wyrośnięty, więc nie było problemu z kupnem alkoholu, kiedy któryś miał sfałszowany dowód), dlatego musiałby być niezłym desperatem, żeby po prawie dziesięciu latach znaleźć sobie inną knajpkę i to wyłącznie ze względu na pracującą za barem, szurniętą laskę. Szanujmy się, ten pub nawet nie był jej własnością.
Poklepał po ramieniu Waltera, który wyjął z kiermany talię kart; szykowała się ekscytująca rozgrywka w pokera i wszystkie drobiaki z portfela, które Otis momentalnie zapragnął zgarnąć. Tylko zanim zaczęto rozdawać karty, po lokalu rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, a to sprawiło, że Goldsworthy zerknął przez ramię w kierunku dobiegającego odgłosu.
Z początku myślał, że to nic takiego, a potem dostrzegł blondynkę i jakiegoś nawalonego typa, który zaciskał palce na jej nadgarstku; dziewczyna bezskutecznie próbowała wyszarpać się z uścisku, a całość przepleciona była jakąś zaciętą dyskusją, ale ze względu na odległość, nie dało się zbyt wiele usłyszeć z wymiany zdań. Nie trzeba być jednak geniuszem (akurat Otisowi daleko było do takowego, bo gdyby spadł z poziomu swojego ego na poziom IQ to by się zabił), żeby pojąć, co wyprawiało się po przy barze. I z pewnością nie była to przyjemna pogawędka z elementami zabaw w zadawaniu przyjemnego bólu.
Goldsworthy, niewiele myśląc (też mi zaskoczenie), wstał od stołu, gwałtownie szurając przy tym krzesłem i szybkim krokiem udało się w miejsce, gdzie zrobiło się niezbyt przyjemnie.
- Przepraszam pana - zaczął, a mężczyzna spojrzał w jego kierunku z wymalowanym na twarzy niezadowoleniem. - Nie słyszał pan, co ta pani powiedziała? Proszę natychmiast ją puści. Jest pan pijany, a ona wykonuje tylko swoją pracę. Jeśli sprzeda panu alkohol, kiedy jest pan pod wpływem, to...
- Zamknij mordę, frajerze - i tyle byłoby z miłego produkowania się w obronie uciśnionych. I bądź człowieku miły. - Nie wpierdalaj się nieswoje sprawy - dodał i jeszcze mocniej ścisnął nadgarstek blondynki.
- Ej, ej, ej - Otis chwycił mężczyznę za ramię i odsunął go z taką siłą, że mężczyzna musiał w końcu zwolnić uścisk, bo zabrało mu ręki. - Może trochę grzeczniej? Chyba nie chcemy żadnych problemów, co? - zapytał z nadzieją w głosie, że najebany typ w końcu odpuści, opuści pub, a on będzie mógł spokojnie zagrać w pokera, ale nic bardziej mylnego, bo facet niebezpiecznie zbliżył się do Goldsworthy'ego, a żeby wyglądać groźniej i dorównać mu wzrostu, stanął na palcach.
- Chyba dawno nikt ci nie wyjebał, gówniarzu - to prawda, dawno nie dostał w ryj, a w swoim dotychczasowym życiu brał udział w trzech bójkach. Otis uchodził raczej za bezkonfliktowego i sam przyszył sobie łatkę pacyfisty, bo uważał, że każdy problem można rozwiązać bardziej lub mniej udaną sztuką uprzejmej rozmowy.
Tylko w tym przypadku żadne tłumaczenia nie działały i Goldsworthy po chwili zalał się krwią - ten pijaczyna poczęstował go pięścią prosto w nos, a szkarłatnej cieczy były tyle, jakby ktoś zarzynał w barze trzodę chlewną. Tyle krwi to nie było nawet wtedy, gdy tata Otisa zabijał świnkę Piggy, z której później mama narobiła zapasów z mięsa na ponad pół roku. A jakby tego było mało, to nos kurewsko bolał. Tak, że ja pierdolę, kurwa i chuj.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Z początku wszystko ciągnęło się w niemiłosiernie żółwim tempie. Ból w nadgarstku rozlewał się wzdłuż dłoni, sprawiając, że z czasem dało się odczuć zdrętwienie i rytmiczne pulsacje, kiedy Jo nieskutecznie usiłowała wyrwać się z uścisku najebanego typka. Zwykle była pierwszą osobą do głupich, niebezpiecznych zabaw szczególnie pod wpływem alkoholu i przypływu młodości, jednak w tamtej chwili, gdy jej wzrok trwał wbity w ogniste kurwiki w oczach klienta, a dłoń nie odpuszczała, Jo autentycznie przez moment poczuła się jak te pieprzone jedenaście lat temu, kiedy ojczym szarpał nią na lewo i prawo po ciężkich powrotach z pracy i zamykał w pokoju, by już po chwili bić matkę za brak mięsa na obiad. Miał wtedy identyczny wyraz twarzy, pełen gniewu i nieocenionej furii, której źródło było nieznane. Jeden do jeden. Wzdrygnęła się na to wspomnienie, czując jak ciepła kropka potu wytacza się z jej skóry i powolnym ruchem osuwa się po ściągniętym czole.
Przepraszam pana
Męski głos wybrzmiał tuż obok w towarzystwie bujnych, brązowych włosów i wielkich, turkusowych oczu. King przekreciła lekko głowę, kątem oka przypatrując się jak Otis-listonosz zawodowo wpierdala się do dyskusji, będąc tym samym świadkiem tej całej sceny. Świetnie kurwa, po prostu świetnie.
Już chciała protestować, już powiedzieć, żeby się w to nie mieszał i po prostu zostawił ich w spokoju i jak wcześniej czas zdawał się stanąć w miejscu, tak w tamtej chwili wszystko zadziało się w mgnieniu oka i nim się obejrzała uścisk na jej dłoni zniknął razem z ciałem Otisa, które odnalazła dopiero za plecami pijaka.
Nie! — krzyknęła w eter, ostrzegając sama nie wiedzieć kogo, pocierając napuchnięty nadgarstek — Poczekaj. Zostaw. Nie. Kurwa — zlep randomowych słów wydobywał się z jej gardła, kiedy czym prędzej obiegała bar, przewracając przy okazji cholernie drogą butelkę Whisky. Świetnie, jeszcze tego brakowało, żeby zadłużyła się w robocie, z której najprawdopodobniej ją wypierdolą.
Nie było jednak czasu na użalanie się nad sobą, bo nim ta zdążyła dotrzeć do przepychających się mężczyzn, Otis leżał już na ziemi z obitym ryjem i strużką krwi, cieknącą z nosa. Wielka gula stanęła jej w gardle, obierając możliwość swobodnego oddechu. Typ walił na oślep, zupełnie jakby ktoś włączył w nim tryb furiata i wydawać się mogło, że bez pilota z wyłącznikiem nie było szansy go zatrzymać.
Zostaw go, kurwa — szarpnęła za fraki mężczyzny z całej siły, oczywiście bezskutecznie. Z roboty i tak pewnie wyleci, nie miała już nic do stracenia. Wszystko przez pieprzonego Otisa, który nie potrafił utrzymać dupy na krześle. W końcu jakoś poradziłaby sobie z gagatkiem, nie trzeba było odpierdalać takiej szopki. No ale już chuj, stało się, a sytuacja wymagała ekspresowej interwencji. Jo nie myśląc wiec długo (bo jak u Otisa, nie była to jej mocna strona), złapała za wcześniej przewróconą butelkę po Whisky i pewnym ruchem rozjebała ją na plecach starszego typa. Co prawda chciała w głowę, ale celność miała na poziomie przedszkolaka. I nie muszę chyba mówić, że prawie nic to nie dało. Na całe szczęście sekundę później za jej plecami wyrośli kumple listonosza, który zawodowo odciągnęli faceta z fraki, wyprowadzając go z pubu.
Jo bez większego namysłu doskoczyła od razu do chłopaka, uklękając tuż przy nim i usiłując ocenić jego stan zdrowia. Twarz miał nieco poobijaną, z nosa ciekła krew, zupełnie jak z górnej wargi, jednak poza tym wszystko wydawało się w miarę okej. Uniosła wolną dłoń do policzka chłopaka, modelując jego głową.
Wszystko okej? Halo? — wyrzuciła zdenerwowana i nieco zaskoczona tonem własnego głosu, który przejawiał w sobie zdecydowanie za dużo troski i empatii, zdecydowanie nie w jej stylu — Możesz wstać? — spytała po chwili, dając mu moment na zebranie myśli, czując na sobie spojrzenia ludzi przy stolikach i całej reszty pieprzonych gapiów. Miała ochotę wstać na równe nogi i oświadczyć oficjalnie, że teatrzyk dobiegł jebanego końca i mogą przestać wpierdalać nos w nieswoje sprawy, zacisnęła jednak usta i wróciła uwagą do chłopaka. Aktualna misja: zabrać go spod baru.
No, wstawaj — złapała za męskie dłonie, ówcześnie wstając do pionu i zwinnym ruchem pociągnęła go do góry. No lekki to on nie był i Jo trochę się nastękała, jednak dała rade. Proszę bardzo, plus dwadzieścia do siły — Właź tam — szybkim gestem wskazała drzwi na zaplecze, doprawiając wszystko stanowczym tonem — No już. Mówię serio. Szybko — ponownie ujęła Otisa za rękę i nie licząc się z ewentualnym sprzeciwem, zaciągnęła go do chłodnego pomieszczenia z tysiącem kartonów. W pokoju panował półmrok, jednak King z łatwością namierzyła srebrną kegę z dzisiejszej dostawy i siłując się z nią odrobinę, przysunęła pod prawie sam tyłek Otisa.
Siadaj. Trzeba ci to opatrzeć — rozkazała, kierując się w stronę zachodniej ściany, przy której widniała czerwona apteczka — Albo nie — Nie dotarła jednak co celu. Zamiast tego zatrzymała się w pół kroku i z impetem odwróciła w stronę chłopaka, krzyżując ręce na klatce piersiowej — Pierwsze powiesz mi co ci KURWA odjebało, żeby się tak zachowywać? Prosił cie ktoś? Do reszty cie popierdoliło, co? Zdajesz sobie sprawę, że mogą mnie za to wyrzucić z pracy? — mówiła z wyrzutem, czując jak wszystko zaczyna w niej buzować na nowo, a nogi same z powrotem zaprowadziły do chłopaka — A z tego, że mogło ci się coś stać, zdajesz sobie sprawę, debilu? — machnęła rekami, wbijając w niego mocne spojrzenie. I chociaż to ostatnie wcale nie powinno ją obchodzić, to jednak gdzieś tam w środku, chuj wie dlaczego, nie chciała, żeby działa mu się jakaś krzywda.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Zamroczyło go, a ból nosa przemieścił się aż gdzieś do tyłu czaszki. A jakby tego było mało, wierzchem dłoni rozmazał krew na znaczną część twarzy, więc w ogóle pole widzenia miał mocno ograniczone. Chyba musiał osunąć się na ziemię i przywalić pustym łbem o kafelki, stąd to łupanie w potylicy. I zanim zdążył się podeprzeć na łokciach, zanim się pozbierał, już miał przed sobą twarz Jolene, która pomogła mu się zebrać na nogi.
- No mogę wstać, ale daj mi chwilę - jęknął z miną zbitego psa, po czym dał się pociągnąć do góry. Naturalnie musiał wytężyć do tego wszystkie zmysły i mięśnie, bo dziewczyna nie miała na tyle siły, żeby go sobie tak dźwigać. Właściwie Otis był przekonany, że nie dałaby rady go przesunąć, a co dopiero podnieść. Mierzył prawie dwa metry i ważył pewnie z dziewięćdziesiąt kilogramów, i prędzej wypadłby jej dysk niż zdziałałby cokolwiek innego. - Co? Tam? Już, już. Weź nie tak szybko, co? - co ona, sumienia nie miała? Nie widziała, w jakim był stanie? Przecież nie miał zamiaru wylegiwać się pod barem, w końcu zdołałby stanąć na nogi. Jak nie sam, to przy pomocy swoich kumpli, którzy gdzieś czaili się w pobliżu i chyba nawet wyrzucili tego nienormalnego typa z pubu. Tak to już jest - chcesz dobrze, a obrywasz za niewonność. W tych czasach nie opłacało się życzliwy, bo co z tego się miało? Rozkwaszoną jak jabłko twarz i pretensje za chęć pomocy. Bardzo nieopłacalny biznes.
Już chciał spełnić rozkaz dziewczyny, kiedy ta kazała mu usiąść, ale później stwierdziła, że najpierw musi złożyć wyjaśnienia, dlatego sterczał jak kretyn, bo nie zrozumiał, że chodziło tutaj o późniejsze opatrzenie obitej mordy, a nie o to, że nie możesz sobie usiąść. Bo był po prostu debilem nad debilami. Królem debili w Debilowie.
- Pomóc chciałem, okej? - mruknął pod tym zakrwawionym nosem, przymykając lekko lewe oko, bo powieka też mu napuchła. Ile dostał gongów? Chyba dwa. Szybkie to były ciosy, bardzo celne prawe sierpowe, których w ogóle się nie spodziewał. - Nie miałem pojęcia, że z gościa jest taki agresor. A i z ciebie niezła furiatka. Musisz się tak wydzierać? Nie widzisz, że krwawię? - no litości, mogłaby wykazać się chociaż minimalnym współczuciem. A czy pomyślał o tym, że mogłoby mu się coś stać? Nawet na moment nie przeszło mu to przez głowę, Czy człowiek, w chwili zagrożenia, myśli o takich rzeczach. Wprawdzie jemu nic nie zagrażało, ale Jolene była dziewczyną, a on został wychowany w taki sposób, żeby pomagać, kiedy komuś działo się coś złego. - Szarpał cię, a tak się nie robi. Skąd miałem wiedzieć, że będzie chciał mi wybić zęby? - o, szczęka też go bolała. Może nie jakoś bardzo, ale jednak. Ogólnie ryjec do wymiany. A szkoda, bo niebrzydką miał buźkę. - Mogę już usiąść? - Otis zerknął błagalnie na blondynkę, a potem wymownie na stołek, który wcześniej podsunęła mu prawie pod tyłek. - Dasz mi przynajmniej jakiś lód na to oko? - pizdę miał jak ta lala, pewnie nie zejdzie przez najbliższe dwa tygodnie. Nie było wyjścia, będzie musiał podkradać Cali pudry i inne podobne kosmetyki do twarzy, byle zamaskować swoją niedolę. A on naprawdę pragnął tylko stanąć w obronie słabszych. I nie, żeby uważał Jolene za jakąś nieporadną dziewczynkę, ale nie trzeba chyba wspominać, że była taka mała, a typ, który szamotał się z nią przy barze znacznie przerastał ją wzrostem. A i uścisk musiał mieć tęgi, o czym świadczyły ślady palców będące pozostałościami po tej paskudnej, nierównej potyczce.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Była nerwowa. Cała sytuacja przerosła ją na swój własny sposób i chociaż Otis chciał dobrze i Bóg wie co by się stało, gdyby nie zareagował, to ona wciąż nie potrafiła tego zobaczyć, czując jedynie wciąż narastający gniew. Jolene nie przywykła, że ktoś się za nią wstawiał, czy bronił jej niewielkiego tyłka. Życie zmusiło ją do samodzielnego radzenia sobie z problemami i właśnie w takich warunkach dorastała. Do głowy by jej nie przyszło, że ten zrobił to z czystej dobroci serca. Bo przecież ludzie nie byli aż tak dobrzy. Niemożliwe. Była przekonana, że Otis po prostu nie myślał i zapewne jak zwykle chciał po prostu zrobić jej na złość.
Pomóc?! Chyba żartujesz — prychnęła, krzyżując dłonie na klatce piersiowej i przewracając wielkimi, błękitnymi oczami. Miała uwierzyć, że chłopak, który wielokrotnie nazwał ją wariatką, celowo upierdolił listy z błocie i zrzucił z łóżka tak o chciał pomóc? — Muszę się wydzierać. Muszę. Bo jak widać inny sposób rozmowy do ciebie nie dociera — głos wciąż jej drżał, a nogi przeskakiwały nierówno z jednej na drugą. Najchętniej gdyby mogła, wyłoiłaby w tamtej chwili co najmniej pół butelki tequili lub innego wysokoprocentowego alkoholu. Tak profilaktycznie. Na uspokojenie. I może nawet zrobi tak za chwilę, jeśli te wszystkie nerwy tak po prostu z niej nie zejdą. Obrzydliwe uczucie.
Szarpał cię, a tak się nie robi. Skąd miałem wiedzieć, że będzie chciał mi wybić zęby?
Przekierowała spojrzenie w górę, zadzierając głowę wystarczająco mocno, by móc spojrzeć w turkusowe oczy chłopaka, przy okazji otulając wzrokiem rozjebaną wargę, nos oraz wielkie, zaczynające sinieć limo. Nic przyjemnego. Wstrętny widok.
Trwała tak przez moment, po prostu się przyglądając i pozwalając by jej durna głowa odpowiednio przetworzyła informacje, które pozwolą wyciągnąć należyte wnioski. Bo w końcu wpadałoby. Stał przed nią facet z porządnie obitą mordą. Obitą mordą, bo chciał pomóc kobiecie w potrzebie. Jej pomóc. I nie dość, że dostało mu się za to w kilku miejscach to jeszcze teraz dostawał kolejne baty, tym razem w postaci słów, jakie wypływały z jej ust. No nie za fajnie, Jo. Nie za fajnie.
Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś się za mną wstawia albo chce pomóc — rzuciła nieco ciszej, schodząc z tonu o kilka dobrych poziomów. Może wciąż było to dalekie od szczerego Dziękuję, jednak w jej przypadku znaczyło równie tyle. King nie umiała w szczerość, przyznawanie się do winy, czy zwracanie honoru, szczególnie gdy miało to miejsce twarzą w twarz. Radziła sobie na swoje sposoby, a jemu musiało to po prostu wystarczyć.
Możesz usiąść, głupku. Nie po to przyciągałam ci tą wielką kegę pod tyłek, żebyś teraz tak po prostu przy niej stał — nie omieszkała przewrócić oczami, zanim wykonała niewielki obrót na pięcie i ruszyła do wielkiej, srebrnej zamrażarki. Może i nie było tam epickiego mrożonego szpinaku, którego zazwyczaj używa się we wszystkich możliwych filmach, gdy ktoś ma limo pod okiem, za to biorąc pod uwagę, że był do pub, w lodówie aż roiło się od kostek lodu. Trochę z braku możliwości, a trochę z czystego lenistwa, nie siląc się na szukanie woreczków, Jo rozwiązała kokardę z tyłu czerwonego fartuszka i łapiąc materiał w dłoń, drugą zaczęła nakładać lodowate kostki.
Często tak dostajesz po mordzie, jak próbujesz bronić biednych dziewczyn? — spróbowała zagadać, w tym samym czasie zawijając lód w materiał i robiąc niewielką pętlę na końcu tak dla bezpieczeństwa. Jeszcze tego by brakowało, żeby wszystko jakimś cudem wyjebało na podłogę i finalnie wszystko zalało — ..bo walka wręcz to chyba nie jest twoja mocna strona, co? — kilka niewielkich kroków i już znalazła się przy chłopaku, przykładając chłodny materiał do bordowego miejsca, pozwalając by ten już po chwili przejął czynność. Pomimo, że siedział, a ona stała tuż nad nim, różnica wzrostu sprawiała, że Jo miała idealny widok oraz dostęp do jego poturbowanej twarzy — Kurwa, okropnie to wygląda — skrzywiła się lekko, mimowolnie dotykając rozwalonej wargi opuszkiem palca. No jak okropna i bez serca by nie była, tak nie mogła pozwolić mu sterczeć z rozjebanym ryjem w nieskończoność. Zawędrowała do pierwotnego celu, tym razem z powodzeniem ściągając niewielką apteczkę z półki. Pielęgniarka z niej była jak z Bubka fotogaf - kariery z tego nie zrobi. Jednak podstawową wiedzę miała i wiedziała, z czym mniej więcej się to je.
Ustawiła pudełko na zielonych kratach od piwa i wyciągnęła mięciutki gazik oraz pierwsze lepsze gówno do oczyszczania ran, jakie była w stanie znaleźć, nanosząc zawartość na materiał.
Pokaż tę twarz — odchrząknęła, ujmując twarz Otisa w wolną dłoń i zadzierając ją nieco w górę dla łatwiejszego dostępu. Bez zbędnego pierdolenia zaczęła wycierać krew spod nosa i okolic zranionej wargi — Kurwa, Otis. Współpracuj i nie wierć się tak — zacisnęła mocniej palce na szczęce chłopaka, usiłując jakoś przytrzymać odskakującą głowę. No kurwa jak tak dalej pójdzie, będzie musiała przekupić go naklejką dzielnego pacjenta albo darmowym drinkiem przy barze. Syczał gorzej niż Jo w wieku dziewięciu lat, kiedy rozwaliła kolano na rozbitej butelce, a matka polewała jej to wszystko wódką, bo przecież wody utlenionej nie było na stanie. O, no taki właśnie był ten Otis - jak dziecko. Wiec też traktując go jak duże dziecko, King przysunęła się jeszcze bliżej dla lepszej widoczności i spowolniła ruchy, faktycznie obnosząc się ze wszystkim bardziej delikatnie. Niech zna jej litość.
No co za idiota — rzuciła po chwili ciszy ledwo słyszalnie — Dać sobie tak obić ryj dla laski, z którą ciągle tylko drze koty — prychnęła mimowolnie, kręcąc głową z niedowierzania i już po chwili wracając do poprzedniej czynności. Paradoks tej sytuacji był nie do pojęcia, a tym bardziej pozycja, w jakiej się znajdowali. I gdyby nie mocne skupienie na ocieraniu zakrwawionej męskiej twarzy, Jo pewnie już zawstydziłaby się tą bliskością, walcząc z dziwnym uczuciem w brzuchu.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
A co ona sobie myślała? Że zrobił to dlatego, żeby jej zaszkodzić? W porządku, nie lubili się, nigdy nie zostaną przyjaciółmi, ba, nie zostaną nawet znajomymi, ale to nie był powód, żeby podkładać Jolene kłody pod nogi. Nawet do głowy nie przyszło mu, żeby tym sposobem pozbawić ją pracy. Umówmy się, Goldsworthy nie dość, że był za głupi na takie pomysły, to w dodatku nie miał w sobie nawet krzty zawiści, więc robienie na złość nie sprawiało mu żadnej satysfakcji. Dlatego te pretensje i krzyki ugodziły go bardziej niż męska pięść, która nieprzyjemnie popieściła otisową twarz.
- Nie jestem przyzwyczajony, że ktoś wydziera się na mnie tylko dlatego, że chciałem pomóc - odgryzł się, bo nawet jego siostry miały więcej taktu, chociaż potrafiły pokazać pazurki. Zwłaszcza w czasie okresu, wtedy Otis barykadował się w swoim pokoju na tydzień. Tam był jego azyl, jedyne schronienie, w którym nie obrywał rykoszetem.
Taki był posłuszny, że dopiero za pozwoleniem przycupnął sobie na stalowej beczce, jednocześnie muskając palcami rozcięty łuk brwiowy. Strasznie piekł, skubaniec. Niby jako facet powinien być odporniejszy na ból, ale jakoś niecodziennie dostawał w pysk, a i za dzieciaka żaden z rodziców nigdy nie podniósł na niego ręki. Co najwyżej matka zdzieliła go kuchenną ścierką po głowie, a na podwórku przypadkowo wdawał się w niezamierzone bójki, których nigdy nie był prowodyrem.
- Pierwszy raz mi się to zdarzyło - zwykle, kiedy interweniował, rozchodziło się po kościach, bo nikt nie chciał kłopotów, ale tym razem los postanowił nie być zbyt łaskawy. - I po raz pierwszy spotykam się z zażaleniem. Zaczynam żałować, że stanąłem w twojej obronie - burknął pod nosem, po czym syknął pod nosem. - Delikatniej to się nie da? - miał jakieś déjà vu, bo już to przerabiali, tylko wtedy opatrywanie dotyczyło dłoni, którą Otis rozciął sobie przed domem Jolene. A nie, chwila! Wtedy to ona chciała go zabić, wymachując nożem tuż przy jego twarzy! Okej, trochę koloryzował, ale w jednym momencie wszystko do niego wróciło. - Jak mam się nie wiercić, kiedy tak mocno naciskasz, co? - syknął przez zaciśnięte zęby. Taki delikatny był z niego chłopaczyna, co poradzić. Pizda, a nie facet. - Podobne sytuacje wolę rozwiązywać rozmową. Ojciec zawsze powtarza, że ze wszystkiego jest jakieś wyjście, a przemocą niczego się nie ugra. No, ale jak widać, gość przy barze był innego zdania. To twój jakiś kolega? Powinnaś staranniej dobierać sobie znajomych - trochę był zgryźliwy, bo dobrze wiedział, że typek, który chciał przestawić mu szczękę nie był żadnym kolegą Jolene z Rudd's, a tylko zwykłym, nachalnym i pijanym w sztok klientem. W dodatku coś mu się odkleiło, gdy spotkał się z odmową sprzedaży alkoholu. Kompletny świr!
- Nie zrobiłem tego dla ciebie - już niech tak sobie nie pochlebia, bo zaraz zacznie unosić się na tym zapleczu nad betonową podłogą. - Bardziej dla własnego sumienia. Zżarłoby mnie, gdybym nie zareagował. A jakoś nikt inny nie kwapił się do pomocy - wzruszył niedbale ramionami, mrużąc nieco spuchnięte oko.
I może zachowywał się jak małolata w podartych rajstopach i co jakiś czas prychał, warczał i popiskiwał jak zbity pies, ale nic dziwnego, w rodzinnym domu zawsze uchodził za największego panikarza. A w zaistniałej sytuacji miał do tego pełne prawo, wszak siedział na kedzę z obdartym ryjem, to co miał robić? Suszyć z radości zęby? Mógłby, przecież nic nie miał w głowie, tylko zęby.
- Już? - zapytał ze zniecierpliwieniem, bo ileż to można ocierać twarz z krwi? Wprawdzie Jolene zrobiła się nieco delikatniejsza, ale mogłaby już nakleić mu jakiś plaster i niech każde wróci do swoich spraw i obowiązków, i niech już nie wchodzą sobie w paradę.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
To czas najwyższy się przyzwyczaić — odszczekała prosto w jego stronę, nie pozostając długo dłużna. Kurwa no, to ona w ten sposób próbuje mu dziękować, jakoś przejść na przyjemniejsze strefy rozmowy, a on ciągnie proces dogryzania i ciągłego czepiania się. No cóż, najwyraźniej nie było im dane się dogadać. Otis należał do ludzi, których ewidentnie łatwo urazić, a Jo do tych, którzy byli na takowe rzeczy zazwyczaj mocno obojętni. Nie było w tym złotego środka. Spróbowała. Nie wyszło. Trudno.
Kiedy wciąż kontynuował wylewanie żali, King starannie przecierała lekko przyschniętą już krew z męskiej twarzy. Z początku chcąc uporać się z tym jak najszybciej naciskała mocniej, ale skoro Otis potrzebował, żeby się z nim cackać i być delikatniejszym automatycznie zaczęło zajmować to więcej czasu. Sory no, nie można mieć wszystkiego.
Albo szybko, albo bezboleśnie. Zdecyduj się kurwa — bruknęła wyrzucając brudny i bezużyteczny już gazik gdzieś koło pudełka, łapiąc za kolejny i nasączając — Jak ci się cos niepodobna zawsze możesz wyjść taki na sale, wyglądając jak ofiara pieprzonej przemocy domowej — cmoknęła z pretensją, zabierając się za rozjebany łuk brwiowy.
Jo również uważała, że wszelakie konflikty zawsze lepiej rozwiązywać rozmową niż przemocą. Nienawidziła przemocy. Brzydziła się nią. W całym swoim życiu ani razu nie podniosła na nikogo ręki. Mogła pyskować, mogła się odgrażać i grać na zwłokę, jednak nie wyobrażała sobie nawet w najmniejszym stopniu zrobić komuś coś podobnego, co ojczym robił matce. Nigdy.
Mądry ojciec — przyznała z uznaniem, przytakując głową — Na pewno nie jesteś adoptowany? — dodała szybko, nie mogąc powstrzymać się od kąśliwej uwagi. Taki już był ich urok. Umieli ze sobą rozmawiać tylko poprzez dogryzanie. Bo przecież Otis również nigdy nie pozostał dłużny. Na uwagę o najebanym typku będącym jej znajomym, Jo uśmiechnęła się sztucznie, wbijając spojrzenie w turkusowe oczy i całkiem przypadkiem przycisnęła gazik do rany chłopaka, z dziwną satysfakcją delektując się głośnym syknięciem. Może przynajmniej odwidzi mu się rzucanie takich głupich tekstów. Znajomych akurat miała zacnych. Jasne, może nie było ich na pęczki, ale przynajmniej ci obecni byli blisko jej serca. Szczególnie Otis, który w ostatnim czasie zajmował wyjątkowe miejsce na piedestale, ciepłym głosem przyprawiając Jo o szybsze bicie serduszka. Kąciki ust mimowolnie uniosły się do góry na samo wspomnienie przyjaciela, pozwalając na moment odlecieć w przyjemne rejony, jednak listonosz szybko ściągnął ją z powrotem na ziemie.
Że niby taki dobry chłopak z ciebie? — rzuciła udawanym tonem, przypominającym ciocie Basię, która widzi cię tylko na święta Bożego Narodzenia i za każdym razem zgniata twoje policzki, rozczulając się nad poziomem słodkości, jaki od ciebie bije — Szkoda, że to sumienie nie zżarło cię jak podpierdalałeś mi z rąk masło orzechowe — skomentowała pod nosem. Mógłby już skończyć pierdolić i udawać takiego miłego człowieka, którym zapewne wcale nie był. Już Jo zdążyła go poznać z tej mniej przyjemnej strony i mogła spokojnie powiedzieć, że swoje miał za uszami.
No już prawie skończyłam. Co ty kurwa, owsiki masz? — przewróciła oczami podczas zaklejania niewielkiego plasterka na rozjebaną brew — Zachowujesz się, jakbym cię tu torturowała, kiedy ja tylko próbuje ci kurwa pomóc — stwierdziła z żalem w głosie. Już dawno powinna stać za barem i zajmować się klientami, a jednak siedziała tu z nim i próbowała doprowadzić go do stanu znośnego, upewniając się, że wszystko będzie okej. W końcu oberwał i przy tym runął na ziemie. Chuj jeden wie, jak mocno jebnął się w głowę przy tym upadku. Co jak co, ale nie chciała mieć go na sumieniu.
Już — skwitowała cicho po chwili — Gotowe — wyprostowała się, wzrokiem otulając efekty swojej o dziwo starannej pracy na twarzy chłopaka. Wyglądał o wiele lepiej, chociaż plasterki i limo wciąż mocno rzucało się w oczy — Jak się czujesz? Nie boli cię głowa? Będziesz żyć? — przekrzywiła głowę, przyglądając mu się uważnie. Jakoś nie potrafiła ocenić czy było mu słabo, czy może po prostu tak blado wyglądał z natury.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nic w tej babie nie było delikatności. Normalnie zachowywała się jak jakiś chłop z nieskoordynowanymi ruchami, byle tylko zadać Otisowi jak najwięcej bólu. Z zawiści zapewne. Nic dziwnego zresztą, jakoś oczu jej źle patrzyło. Niby ładna buzia, a spojrzenie miała takie, jakby chciała kogoś zamordować. Ewentualnie prześwietlić spojrzeniem na wskroś. No ewidentnie miała jakiś problem.
- Nie jestem adoptowany - odparł, nawet własne siostry nie powtarzały mu czegoś takiego w dzieciństwie. Wbrew pozorom, Goldsworthowie byli bardzo kochającym się rodzeństwem i mimo że bywali dla siebie niemili, zwłaszcza za dzieciaka, to jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. Pewnie dogadywali się tak dobrze dzięki niewielkiej różnicy wieku, bo gdyby nastroszą, a najmłodszą siostrę dzieliło dziesięć lat, wtedy mogłoby nie być tak kolorowo. - Ale na stówę ty jesteś, skoro tak wnikliwie dopytujesz - złośliwość złośliwością poganiana. Otis sam nie wiedział, skąd miał jej w sobie aż tyle, najwyraźniej Jolene z Rudd's nie działała na niego szczególnie dobrze.
Prychnął pod nosem, kiedy dziewczyna mocniej docisnęła gazik do jednej z ran. Zołza. Czy ona na serio myślała, że nie skapnie się, że wykonała ten gest z czystą premedytacją?
- Wiedziałem, że cały czas pijesz do tego masła orzechowego - aż wywrócił oczami, bo to robiło się już nudne. Już pomijając fakt, że Jolene była strasznie pamiętliwa, bo on już trzy razy zdążył zapomnieć o tej akcji w sklepie spożywczym. Ktoś tu chyba lubił żywić urazę. - Tłumaczyłem ci, że ono nie było dla mnie, tylko dla siostry. Nie miałem pojęcia, że temat dalej pozostaje otwarty. Lubisz tak rozgrzebywać stare dzieje, co? Baby już tak mają, zawsze pamiętają o jakichś rzeczach z dupy, a później wyskakują z nimi w najmniej spodziewanym momencie. Bardzo to przewidywalne - jakoś nie był zaskoczony, że dziewczyna wróciła do tematu sprzed kilku tygodni. Miał trzy siostry, one też zamiast dać sobie spokój, wywlekały wszystko na wierzch.
Ponownie syknął pod nosem i lekko odepchnął jej rękę.
- Bo mnie torturujesz - podsumował, bo jednak liczył na większą życzliwość. Jak widać, stawanie w czyjej obronie było w tych czasach zupełnie nieopłacalnie. Ostatni, kurwa, raz. Następnym niech jakiś typ wyszarpie ją, najlepiej za włosy. I niech ma za swoje. - Spoko, dzięki. Trochę kręci mi się w bani, ale nie umrę. Możesz wracać do pracy, a ja do stolika - powiedziawszy to, podniósł tyłek ze stalowej beczki, ale świat niebezpiecznie zawirował, więc usiadł na niej z powrotem. - Albo jeszcze chwilę sobie tutaj poczekam - dodał, myśląc o tym, jak bardzo życie było skurwiałe. Człowiek chciał pomóc, a dostawał po mordzie. Ale nie oszukujmy się, odkąd przychodzimy na ten świat, dosłownie od samego początku dostajemy po dupie. Dosłownie. Gdy się rodzisz, lekarz daje ci klapsa, żebyś płakał. Ty płaczesz, a inni się z tego cieszą. Później cię przytulają. Takie właśnie jest życie - wypełnione dobrymi i złymi chwilami. Z reguły częściej tymi złymi, ale czasem bywają jakieś dobre momenty. Może akurat nie teraz, kiedy Otis tak siedział na srebrnej kedzę i przyciskał dłonie do oczu, próbując wepchnąć sobie gałki oczne do środka czaszki, ale sporadycznie zdarzały się takowe.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No była pamiętliwą pizdą. Oczywiście, że była. Szczególnie w stosunku do ludzi, którzy wyjątkowo zaleźli jej za skórę. Zazwyczaj nie miała z nimi wielu pozytywnych wspomnień, które mogłaby wspominać, dlatego też nie pozostawało jej nic innego jak wywlekać te stare, sprzed tygodni, a nawet i lat. Poza tym to nie jej wina, że Otis za każdym razem był dla niej wyjątkowo chamskim człowiekiem, pozostawiającym po sobie jedynie niesmak. A może i troche jej winy w tym było, ale przecież się do tego nie przyzna.
Wystarczyło już, że opiekowała się nim na zapleczu, ocierając rany i naklejając plasterki, zamiast po prostu zostawić go tam na tej pieprzonej podłodze i pozwolić, żeby to kumple zajęli się jego wysokim tyłkiem. Bo w rzeczywistości przejęła się stanem, do jego doprowadził go nieproszony gość. Jasne, nie dała tego po sobie poznać, jednak gdzieś tam w środku widząc leżącego na ziemi Otisa z obitym ryjem poruszył ją. Tak troszeczkę. Nie dużo. Tak po ludzku.
A szkoda. Bo nie powinien. Bo wcale na to nie zasługiwał, biorąc pod uwagę te wszystkie chamskie teksty, jakie rzucał w jej stronę, sprawiając, ze irytacja Jo rosła do poziomu wieżowca gdzieś w centrum Nowego Jorku, a odepchnięcie ręki i uwaga o byciu adoptowaną (którą oczywiście sama zaczęła, ale kto by tam się tym przejmował) przelała szalę goryczy.
A żebyś kurwa wiedział — syknęła nerwowo, prostując się na równe nogi i rzucając gazikiem w stronę apteczki, niestety mało celnie. Nie miała pojęcia czemu to powiedziała. Słowa wyleciały z jej ust, zanim zdążyła się nad nimi w jakikolwiek sposób zastanowić. Dała ponieść się emocjom, które już jakiś czas temu przekroczyły bezpieczną linię, pozwalając, by wszystko jakoś ją przerosło — Pół życia siedziałam w domu dziecka, bo matka postanowiła wpaść w pieprzoną depresje i odebrać sobie życie, kiedy miałam jedenaście lat — mówiła szybko, gwałtownie, bez namysłu, jakby przysłuchując się wszystkiemu z boku i będąc bardziej słuchaczem niż mówcą, w międzyczasie ładując wszystko z powrotem do apteczki — Także gratulacje. Twój radar na ludzi z bidula działa kurwa bez zarzutów. Możesz się teraz napierdalać — trzasnęła wieczkiem od skrzynki, rzucając Otisowi ostatnie chłodne spojrzenie, zanim ruszyła do półki, odłożyć zestaw do pierwszej pomocy na swoje miejsce. Cała była nerwowa. Tak bardzo próbowała wcześniej zachować spokój i udawać twardą dupę, że kisząc w sobie wszystkie obawy, sprawiła, że wyjebało niczym szambo. Ogromne, śmierdzące szambo.
Świetnie — skwitowała pod nosem na jego propozycje opuszczenia zaplecza i powrotu do kumpli, obserwując z drugiego końca pokoju jak ten wstaje na moment, by już po chwili pogibać się nierówno na boki i z powrotem klapnąć na kedze. No oczywiście, że wciąż mu się kręciło w głowie. Tak runął na ziemie, że dziwnym byłoby, gdyby wszystko było w jak najlepszym porządku — To se poczekaj. Ja ide zobaczyć na bar — przewróciła oczami i nie spoglądając więcej w jego kierunku ruszyła do drewnianych drzwi. Barek całe szczęście okupował jedynie starszy pan z dużym berecikiem na głowie. King odetchnęła z ulgą na brak kilometrowej kolejki wkurwionych klientów i z udawanym uśmiechem obsłużyła staruszka.
Myślami jednak wciąż była na zapleczu. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę powiedziała komukolwiek o bidulu i swojej przeszłości. W dodatku w takiej sytuacji. W dodatku Otisowi. Pieprzonemu Otisowi listonoszowi, który ze sobą przynosi jedynie kłopoty i kupę zszarganych nerwów. Poczuła ścisk w żołądku, a kurczak curry, którego z tak wielkim smakiem opierdoliła na obiad, teraz podchodził jej do samego gardła. No trudno. Chuj. Stało się. Nic teraz z tym nie zrobi. Jedynym wyjściem było zignorowanie tego faktu i ciche przekonanie, że ten odebrał to jako jakiś głupi żart, a nie poważne zwierzenie.
W ciągu tych kilku minut na sali zdążyła jeszcze skoczyć z miotłą i szmatą przed barek, z grubsza ogarniając gnój po rozbitej szklance z piwem i niewielkich plam krwi na podłodze, w międzyczasie zamieniając kilka zdań z kumplami Otisa, którzy przyszli się dopytać co się dokładnie odjebało i czy ich ziomek jest jeszcze w jednym kawałku. Jo oczywiście milutko zdała im relacje, nie omieszkając dodać jak wielkim debilem był, żeby dać się tak pobić, czując na sobie dziwnie wyszczerzone spojrzenia, na co jedynie przewróciła oczami.
Gdy już upewniła się, że nikt więcej nie potrzebuje jej usług, podeszła do wielkiej lodówki z browarami, wyjmując zapewne jakieś SUPER SMACZNE kraftowe piwko oraz jedno bezalkoholowe i wypuszczając z ust ogromną ilość powietrza, ruszyła z powrotem na zaplecze.
Trzymaj — wyciągnęła rękę z butelką w jego stronę i gdy tylko długie palce ujęły szkło, Jo zwolniła uścisk, siadając kilka metrów dalej na ziemi. Plecy oparła o ciepłą lodówkę, jak i głowę, z której, mimo że zdarzyło już zejść ciśnienie wciąż wydawała się wyjątkowo ciężka. Westchnęła głośno — Twoi kumple się o ciebie pytali — rzuciła po chwili, przykładając butelkę do ust i ciągnąc pokaźnego łyka — Bali się, że już cię tu pocięłam na kawałki i wsadziłam do wora, żeby po zmianie wywieźć do lasu — spróbowała zażartować, chociaż do końca nie była pewna jak wyjdzie do w praktyce. W końcu ich relacja nie słynęła z normalnych rozmów i pokojowych wymian zdań.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie dało się ukryć, że za sobą nie przepadali. Ba, można śmiało stwierdzić, że się nie lubili. Czasem tak jest, że kogoś nawet nie poznasz, a automatycznie nie pałasz do niego jakąś ogromną sympatią. Wtedy na starcie irytuje cię jego głos i sposób bycia (ja mam tak z Malwinką) i czegokolwiek by ten ktoś nie zrobił, masz taki wstręt, że nie próbujesz zmienić swojej postawy wobec niego. Choćby skały srały i mury pękały, to nie potrafisz spojrzeć na tę osobę niż przez pryzmat kilku pojedynczych sytuacji, kiedy działała ci na uzębienie i jedyne na co masz ochotę, to podjeść i klepnąć ją w łeb, żeby przynajmniej zamknęła gębę.
Jolene była dla Otisem jakimś wyjątkiem, bo on z reguły lubił wszystkich. Był jak pies, jak jebany golden retriever, który lgnął do ludzi i poszedłby za każdym.
- Co? - zapytał totalnie zbity z tropu, bo ten tekst o adopcji był zwykłą zagrywką. Nie mówił poważnie, po prostu odpłacił się pięknym za nadobne. I trzeba przyznać, że zrobiło mu się jakoś... Głupio. Poruszyły głową nazbyt gwałtownie i uciekł wzrokiem w bok i skrzywił się lekko, zapominając podbitym oku i rozciętym łuku brwiowym. - Sorry - dodał po chwili, mając dziwne wrażenie, że w pewien sposób ją uraził. A Goldsworthy z natury był dobrym człowiekiem i nie lubił sprawiać nikomu przykrości, nawet jeśli ta wyszła z jego strony całkiem przypadkiem. To Jolene zaczęła słowną przepychankę o adopcji. Niby skąd miał wiedzieć, że ona naprawdę wychowywała się w sierocińcu?
Dziewczyna opuściła zaplecze, a on uderzył się otwartą dłonią prosto w obolałe czoło, co wiązało się z głośnym AŁA. Przez ten fakap z bidulem zapomniał, jak wyglądał. A wyglądał tak, że iphone przez co najmniej kilka dni nie rozpozna jego mordy.
Przez chwilę pokręcił się na kedzę z przymiarką, żeby wstać i wrócić do kumpli, ale wtedy blondynka na nowo pojawiła na tyłach baru. W dodatku przyniosła mu piwo, a Otis dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo zaschło mu w gardle, w którym w dalszym ciągu czuł posmak krwi.
- Dzięki - wziął do niej butelkę i łapczywie złapał kilka łyków; cierpki, gazowany napój ukoił pierwsze pragnienie dopiero po dłuższej chwili, ale nieprzyjemna, metaliczna nuta w końcu zniknęła. - Ej, niezłe to piwo - skwitował i znów zerknął na Jolene, która zaczęła opowiadać o jego kumplach. - Ciągle tutaj są? Będę musiał postawić im flaszkę, że tacy z nich wierni kompani - co prawda, to prawda. Gdyby im nie zależało na znajomości, już dawno zawinęliby się do domu. A jednak nadal czekali przy stoliku i nawet musieli trochę się zamartwiać, skoro dopytywali o jego stan zdrowia.
Upił jeszcze trochę niskoprocentowego alkoholu, obrócił butelkę w dłoniach i odchrząknął, próbując przerwać wiszącą nad nimi, niezręczną ciszę.
- Mój tata wychował się w domu dziecka - powiedział nagle, właściwie nie widząc dlaczego. Tak mu się jakoś wymsknęło. Zwykle nie zwierzał się znajomym z przeszłości własnej rodziny, bo nie uważał, żeby losy jego ojca kiedykolwiek kogokolwiek interesowały. Poza tym pan Goldsworthy nieczęsto wracał do bolesnych doświadczeń i raczej unikał tematu. - Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, sam nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, więc mogę tylko sobie wyobrazić, jak musiało ci być trudno. Dlatego jeszcze raz sorry. Nie miałem pojęcia - wzruszył ramionami, bo gdyby wiedział, że Jolene całe życie spędziła w sierocińcu, nigdy, przenigdy nie palnąłby w odwecie czegoś podobnego. Mógł jej nie lubić, mógł być wredny i nie pozostawać dłużny w docinkach, ale miał jeszcze trochę oleju w głowie, żeby zachować szacunek wobec drugiego człowieka.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Oparta ciężką głową o brzeg lodówki, przyglądała się chłopakowi, jak z zaangażowaniem i wyjątkową łapczywością pochłania pierwsze mililitry napoju. Wyglądał na spragnionego. Zresztą nic dziwnego, wskoczył do akcji ratunkowej, zanim jeszcze mógł porządnie napić się swojego zamówienia. Musiała przyznać, jak na żałosność sytuacji, aktualny widok Otisa był wyjątkowo.. zabawny. Prychnęła więc lekko pod nosem, przewracając swobodnie oczami i przykładając własną butelkę do ust.
Kraftowe. Podwójna IPA. Tak czułam, że ci zasmakuje — rzuciła spokojnie, zapominając po drodze o całej tej złośliwości, jaką dzielili jeszcze jakiś czas temu. Emocje powoli opadały, a wraz z nimi i siły do dalszych spin. Tak to już działało: wszystko zbierało się w tobie do momentu wybuchu, a kiedy granat wyjebał, sprawiając, że wyplułaś z siebie wszystkie możliwe żale, zużywając na to całą dostępną energię. Bo w końcu albo grubo, albo wcale. A Jo ja już wybuchała to zawsze grubo. Natomiast to czy słusznie, to już podlegało wielogodzinnej dyskusji.
Ja wiem, czy tacy wierni? Po prostu mamy najlepszy alkohol w okolicy. Na twoim miejscu nie łudziłabym się, że to w twojego powodu — słowa leciały z jej ust automatycznie. Jakoś nie potrafiła się powstrzymać od niewielkiej dogryzki, która zapewne mijała się z prawdą. W końcu gdyby mieli go w dupie, wcale nie skakaliby wokół niej jeszcze kilka minut temu, upewniając się, że przyjaciel siedzi na zapleczu w jednym kawałku. Widać było, że im zależy, co swoją drogą, na swój chory sposób, Jo uznała za wyjątkowo urocze. Zawsze podziwiała te męskie przyjaźnie, w których nie wiadomo co by się nie działo, jak świat by nie rozpadał się na kawałki, a penisy leciały z nieba - one zawsze potrafiły przetrwać. Faceci stali za sobą murem i to zdecydowanie jedna z niewielu rzeczy, jakie płeć piękna mogłaby się od nich nauczyć.
Przewracała butelkę między palcami, bawiąc się czubkiem szkła. Nie przeszkadzała jej cisza. Przywykła do niej. Co więcej, czasami nawet lubiła. Pozwalała zebrać myśli, przemyśleć postępowanie, ewentualne błędy i żale. Pozwalała spojrzeć na wszystko z dystansem i perspektywą, kiedy przy szybkiej wymianie zdań słowa wylatują zazwyczaj szybciej niż zostaną ówcześnie przetworzone przez umysł. Poza tym w tamtej chwili zdecydowanie wolała milczeć niż ponownie podejmować nerwową dyskusję. Nie miała już na nią siły, ani ochoty.
Hm? — uniosła szybko spojrzenie, malując na twarzy lekkie zdezorientowanie jakby nie do końca usłyszała co powiedział, jednak w rzeczywistości słyszała doskonale. Każde pojedyncze słowo, które jeszcze przez kilka dobrych sekund obijało się w jej głowie głuchym echem. Pociągnęła leniwy łyk piwa, dając sobie nieco więcej sekund na przetrawienie słów — Spoko — no i właśnie tyle wymyśliła. Poliglotka. Poetka. Jebana JOulo Ceolho. Pieprzona JOan Brzechwa kurwa. Zabłysnęła. Mruknęła pod nosem, uciekając wzrokiem gdzieś po półkach i skrzynkach z piwem, które już zapewne dawno powinna wyłożyć na odpowiednie dla nich miejsca, sprawiając, ze w pokoju ponownie zapanowała cisza.
Lekki gwar przedzierał się przez drzwi, zwiastując obecność ludzi na głównej sali, kiedy oni siedzieli w mniej lub bardziej niezręcznym milczeniu. W rzeczywistości nie trwało to długo, jednak, kiedy gryziesz się w język, próbując ogarnąć co tak naprawdę czujesz i chcesz zrobić czas potrafił dłużyć się w nieskończoność.
Długo tam siedział? — delikatny głos wybrzmiał w pomieszczeniu i chociaż ten trafił prosto do Otisa, spojrzenie Jo wciąż wirowało gdzieś po podłodze i w połowie pełnej butelce piwa bezalkoholowego. Część jej wcale nie chciała poruszać tego tematu, broniąc się rękami i nogami, jednak coś gdzieś głęboko w środku rozbudziło czystą ciekawość. Mało kiedy miała okazje porozmawiać z kimś na podobny temat, a z kimś, kto, co więcej, znał prawdę również o niej, nie miała okazji porozmawiać raczej nigdy. Nie mówiła o nikomu, a fakt, że Otis jakimś cudem się dowiedział, dawał mu niewyjaśniony przywilej — Ja siedziałam do samego końca — pociągnęła kolejnego łyka, podkurczając nogi do klatki piersiowej, głupkowato prychając pod nosem. Nie powiedziała na głos, że to dlatego, że nikt jej nie chciał. Było to oczywiste. Było to oczywiste dla każdego porządnie myślącego człowieka, jednak to czy Otis do takowych należał? Nie jej w tym interes.
Chcesz jeszcze jedno? — spytała zachowawczo, widząc już prawie pustą butelkę w jego dłoniach, gdy w końcu odważyła się podnieść wzrok.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ