25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kelnerka z poczuciem humoru, ciepła i serdeczna, gaduła, której wszędzie jest pełno :)
Czasami dobrze było odpocząć w jakimś zacisznym miejscu, ale to nie był ten dzień. Po dość trudnym tygodniu – głównie emocjonalnie – Leigh potrzebowała wyjścia i czegoś mocniejszego. Oczywiście nie chciała być sama. Zgadała się z jedną z najbliższych przyjaciółek i umówiły się na spotkanie w pubie.
Sam proces przygotowania się do wyjścia był przyjemny. Miała możliwość wyciągnięcia czegoś spośród ciuchów, które nadawały się wyłącznie na takie okazje. Jeszcze tylko delikatny makijaż i można było wyjść.
Pojawiła się przed czasem, wysłała wiadomość do swojej towarzyszki, informując ją o tym, że jest na miejscu i czekała. Nie zamawiała jeszcze niczego, tylko znalazła im miejsce pośród innych gości lokalu i czekała.
Leigh należała do towarzyskich osób, chętnie umawiała się na wyjścia, ale tak naprawdę dawno nie była umówiona w tym miejscu. Zwykle spędzała czas w spokojniejszych miejscach, jak restauracje czy plaża. Oczywiście najczęstsze były jednak domówki. Tak czy inaczej potrzebowała towarzystwa i wygadania się. Zrobiło się dość nieprzyjemnie w pracy, co bardzo ją martwiło. Mało nie straciła roboty przez to, że wstawiła się za swoją nową koleżanką, która nie sprawdzała się w roli kelnerki tak dobrze, jak inni. Panna Daintree broniła jej i chciała, by dano jej kolejną szansę. Przecież wszystkiego można się było nauczyć. Leigh miała większe doświadczenie, więc chętnie pomogłaby dziewczynie, no ale… Ostatecznie obie zostały w pracy, ale koleżanka dostała ostatnią szansę. Było jej przykro z tego powodu.
Mało tego podniesiono jej czynsz, więc postanowiła poszukać sobie nowego miejsca do zamieszkania. Mogła pójść do rodzeństwa, ale chciała być niezależna. Może ktoś szukał współlokatorki? Leigh potrafiła się dogadać z każdym, podobno.
Czekała na pojawienie się Valerie, a kiedy ją w końcu zobaczyła, uśmiechnęła się w końcu.
- Cześć, kochana – przywitała się z nią, całując w policzek. - Fajnie, że jesteś – powiedziała szczerze.

Valerie Everfield
ambitny krab
Kiren#7898
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#4
Jeszcze kilka lat temu, Valerie jako jedna z pierwszych podpisywała listę obecności na imprezach. Uwielbiała głośną muzykę, spotkania z przyjaciółmi i zabawę do samego rana. Wtedy jeszcze mogła sobie na to pozwalać. Była człowiekiem wchodzącym w dorosłość, ale nie miała żadnych zobowiązań. Teraz sytuacja się zmieniła – samotne macierzyństwo nie pozwala na taki tryb życia. Nie żeby obwiniała o to swojego synka, ale wiadomo o co chodzi. Z drugiej strony, dobra organizacja to klucz do sukcesu. Val dogadała się ze swoimi rodzicami i zostawiła im Młodego na noc, a sama umówiła się na wyjście z przyjaciółką.
W przeciwieństwie do Leigh, Valerie postawiła na wyrazisty makijaż. Dobrze się czuła w mocnych i odważnych mejkapach, co niestety zajmowało trochę czasu, ale efekt końcowy był przynajmniej zadowalający. Blondynka przykładała sporo uwagi do swojego wizerunku; zdecydowanie więcej niż robiła to normalna, przecięta osoba. Można chyba nawet powiedzieć, że miała lekką obsesję na tym punkcie.
Valerie cieszyła się na to spotkanie – brakowało jej chwil, kiedy to mogła wrzucić na całkowity luz i odpocząć sobie od codziennych obowiązków. Potrzebowała takiej odskoczni, zwłaszcza, że jej tydzień też nie należał do najlepszych. Pewne sprawy mocno się pokomplikowały, przez co nie mogła spać spokojnie. Spotkanie z byłym chłopakiem nie należało do tych przyjemnych. Nawet nie wiedziała, że wrócił do miasta, a rzekomo zleciało już blisko sześć miesięcy. Val bała się, że jej tajemnica wyjdzie na jaw, a na to zdecydowanie nie była gotowa. Ba, nawet tego nie chciała! Dobrze jej się teraz żyło, nie potrzebowała żadnych zmian czy nowości. Trudno jednak ukryć coś w tej mieścinie. Zadanie nie niewykonalne, ale trudne w realizacji. Czy to źle o niej świadczy?
-No witam, piękności. Ślicznie wyglądasz – skomplementowała przyjaciółkę i szeroko się uśmiechnęła. Od razu humor lepszy. -W końcu udało nam się spotkać – klasnęła radośnie w dłonie, po czym zajęła miejsce obok. W lokalu było trochę ludzi, ale była to raczej znośna ilość. -Co tam? Jak tam? – pora zacząć wieczór.

Leigh Daintree
powitalny kokos
K.
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kelnerka z poczuciem humoru, ciepła i serdeczna, gaduła, której wszędzie jest pełno :)
Leigh uśmiechnęła się ciepło.
- Ty też wyglądasz niczego sobie – była to prawda. Ostry makijaż zawsze jej się podobał, ale sama nie odważyła się na to zbyt często. Poza tym musiała mieć nastrój na siedzenie przed lustrem, a ostatnio tak nie było. Chociaż Leigh nigdy się nie poddawała i widziała wiele barw w życiu, czasami coś ją dotknęło. Tak jak ostatnie historie. Nie był to może jakiś ogromny problem, poradziłaby sobie tak czy inaczej, bo miała gadane, ale mimo wszystko…
- Mało nie wyleciałam z roboty przez to, że wstawiłam się za koleżanką – przyznała.
- Wyznaję zasadę babskiej solidarności, a tymczasem przysporzyłoby mi to kłopotów. Ale nie żałuję, co to, to nie – była pod kreską, ale da się tak żyć. Radziła sobie w pracy, była odpowiedzialna i w ogóle, więc się nie martwiła, zawsze znajdzie gdzieś pracę, ale była zła, bo chodziło o niesprawiedliwość.
- Do tego będę szukać chyba nowego adresu do zamieszkania, bo właściciel podniósł czynsz i cóż, nie powiem, by mi to było na rękę. Z pracy kelnerki nie ma zbyt wiele na życie, napiwki są jakie są, ale w razie braku wyjścia z sytuacji, pójdę do rodzeństwa po pomoc. To będzie ostateczność, ale jeśli nie znajdę niczego… - westchnęła. Było na co pomarudzić.
- Powiedz, że u ciebie jest lepiej – poprosiła. - Przynajmniej trochę? - zapytała.
- I zamówmy coś, bo bez napitku długo nie wytrzymam. Musimy się dzisiaj porządnie zabawić, skoro już nam się udało wyjść z domu - będzie za co pić, przede wszystkim za przyjaźń i wspólne wychodzenie z kłopotów. Kiedy stały przed nimi już pełne kieliszki, Leigh obróciła swój w palcach, aż w końcu wypiła całość.
- No dobrze, teraz mogę zacząć się bawić – pierwsze koty za płoty.
- Jak tam ulubieniec cioci? - zapytała. - Muszę go odwiedzić w końcu, bo o mnie zapomni – Leigh była dobrą ciocią dla synka Valerie. Rozpieszczała go, gdy mogła. Niby się mówi, że nie powinno się psuć dzieciaków, ale czy można było mu odmówić? Nie.

Valerie Everfield
ambitny krab
Kiren#7898
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
-Ten wieczór już należy do nas – zaśmiała się, chociaż mówiła zupełnie poważnie. Obie prezentowały się olśniewająco, o czym Valerie nieskromnie wiedziała. Mocny makijaż i fajne ciuszki dodawały jej pewności siebie i poprawiały humor. Ostatnio nie miała czasu na takie wyjścia, więc kiedy już do takiego doszło, skorzystała z okazji i zrobiła się na bóstwo.
-Co się stało? – posłała jej zaniepokojone spojrzenie, bo sprawa najwidoczniej była bardzo poważna. W dzisiejszych czasach pracodawcy potrafili zwalniać pracowników z naprawdę błahych powodów. Wszystko zależało od ich humorków, czego Val również doświadczała. Sama niby miała fajną pracę i spoko szefostwo, ale czasami też potrafili robić problemy z niczego. -Chcę poznać wszystkie szczegóły – zażądała, czując nagły przypływ zdenerwowania. Martwiła się o swoją przyjaciółkę, co tu dużo mówić.
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Moje drzwi stoją dla Ciebie otworem, o każdej porze dnia i nocy – mówiła szczerze. Sama może nie miała zbyt wielkiego mieszkania, ale było w nim wystarczająco dużo miejsca na jej potrzeby. Poza tym, przyjaciół się nie zostawia w biedzie. Zresztą, nie proponowała tego z litości – kochała Leigh jak siostrę i dla niej, pomoc była czymś oczywistym. -Wiem, że to nie takie proste, ale nie myślałaś nad zmianą pracy? Masz tyle talentów, że ludzie powinni się o Ciebie bić – nie naciskała na nią ani nic z tych rzeczy, bo sama nie lubiła, kiedy ktoś próbował układać jej życie; po prostu zadała luźne pytanie.
-Nicky wrócił do miasta – wyznała, bo wcześniej chyba nic na ten temat nie wspominała. Nie potrafiła cieszyć się z tego powodu. Już nie. Minęło tyle czasu, a wciąż nie potrafiła mu wybaczyć. Chciała to wszystko zrozumieć, ale nie potrafiła. A może... nie chciała? Sytuacja sprzed lat wciąż ją bolała, chociaż nikomu się nie przyznawała. -Widziałam go. Nawet z nim rozmawiałam – tak więc, u niej wcale nie było lepiej. Nie było sensu sprzeczać się kto ma gorzej, bo prawda była taka, że obie teraz znajdowały się w nieciekawych sytuacjach.
-O tak, jestem za! Dzisiaj nie muszę się ograniczać, Młody nocuje u moich rodziców i odbieram go dopiero jutro wieczorem – wszystko było dogadane i z góry ustalone, także dzisiaj mogła szaleć i bawić się na całego. Ufała swoim rodzicom – wiedziała, że jej dziecku nie stanie się żadna krzywda, także mogła pić spokojnie.
-Ulubieniec cioci znowu wpadł w jakąś fazę i bierze wszystko do buzi. Poważnie, tylko się odwrócę, a on już próbuje coś zjeść – myślała, że takie przygody są już za nimi, ale najwidoczniej się myliła. -No dokładnie, musisz w końcu do nas wpaść, bo jeszcze się na Ciebie obrazi – zaśmiała się.

Leigh Daintree
powitalny kokos
K.
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kelnerka z poczuciem humoru, ciepła i serdeczna, gaduła, której wszędzie jest pełno :)
- Bo widzisz, kiedy ktoś sobie nie radzi od początku, ja mówię, że wszystkiego można się nauczyć, ale chyba tylko ja jestem taka wyrozumiała – wyjaśniła. - Stanęłam w obronie koleżanki i mało nie wyleciałam, bo się wtrącam. Ostatecznie zostałyśmy obie, ale mam mieć na nią oko i jej pomagać. Dla mnie to nie problem, ale żal mi dziewczyny – naprawdę tak było. Nie każdy był stworzony do noszenia tacy z zamówieniami i szybkiej obsługi klienta. Leigh też kiedyś była początkująca. I było naprawdę różnie.
Kiedy usłyszała o tym, że może skorzystać z pomocy Valerie jeśli chodzi o mieszkanie, uśmiechnęła się.
- Dzięki, kochana – była jej naprawdę wdzięczna. - Nie chcę ci się pakować na głowę, ale jeżeli nic nie znajdę w miarę szybkim czasie to myślę, że może i skorzystam. Nie na długo, oczywiście, nie chciałabym wystawiać twojej gościnności na próbę – Leigh nie lubiła wisieć innym na karku. No ale jeśli będzie trzeba, pewnie się odezwie.
- Myślałam o tym właśnie, ale nie wiem co bym mogła robić – taka sprawa.
Gdy usłyszała o problemie przyjaciółki, momentalnie zamarła.
- Poważnie? - powiedziała zaskoczona. - I jak było? - zapytała. Jej problem chyba nie był aż tak ważny, gdy o tym usłyszała. Wiedziała, że to musiało być bardzo trudne dla niej. Przecież tyle przeżyła i tak zawiodła się na tym związku. Poza tym był jeszcze synek. Ach, to było naprawdę skomplikowane.
- Wygrałaś w bitwie problemów – powiedziała zdecydowanie. - Tym bardziej potrzebny nam alkohol – Leigh uważała, że naprawdę jej przypadki to nic takiego. Bo przecież pod mostem nie wyląduje.
- Odwiedzę was. I jak zwykle przyjdę z prezentami. Ciocia rozpieszcza swojego ulubieńca, ale wolno mi, bo czemu nie, prawda? - zaśmiała się.
- No dobrze, muszę się napić i wprawić się w lepszy nastrój. Ale jak zacznę śpiewać to mnie trzepnij.

Valerie Everfield
ambitny krab
Kiren#7898
ODPOWIEDZ