31 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel najlepszego baru w mieście. Ojciec czteroletniego Benny'ego. Czarnoskóry wrzód na dupie opieki społecznej, która szuka powodów, by zabrać mu syna.
001

— Wszyscy czuliśmy się, jak w potrzasku, a wtedy zgasło światło i… — mówił, nalewając piwo do wysokiego kufla, który zapełniał się powoli, tworząc na wierzchu warstwę piany grubą na dwa palce; przynajmniej w tym Elio czuł się jak profesjonalista. — Nikt z nas się nie spodziewał, że to był przygotowany żart, ale z drugiej strony, kto w Lorne Bay biegałby z siekierą w ręku, w dodatku ubrany w strój świętego Mikołaja?! — zakończył, jednocześnie podsuwając dwa pełne kufle blondynkom, które opierając się o barową ladę, przysłuchiwały się jego opowieści z młodzieńczych czasów. Wprawdzie wciąż miał zaledwie trzydzieści jeden lat, ale zdobyte doświadczenie – któremu wspólnie z Jackie nadali imię Benjamin – sprawiało, że czuł się starszy. Jakby wydarzenia, o których wspominał z taką werwą w głosie, działy się dziesiątki lat temu, w zupełnie innym życiu. Poniekąd była to prawda, poniekąd. — Zapłacicie za następne — zaznaczył i mrugnął okiem, gdy jedna z dziewczyn sięgnęła po portfel. Uśmiechnął się do samego siebie, gdy odchodząc, zaczęły chichotać i rzuciły mu przez ramię ukradkowe spojrzenie.
— Teraz już wiem, dlaczego nie zarabiamy — mruknęła mu do ucha jedna z barmanek, na co Elio w odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się bezradnie.
Uwielbiał swoją pracę. Miał w związku z nią masę problemów – zazwyczaj takich, które pojawiały się niespodziewanie i czyściły jego portfel – mimo to w żadnym poprzednim miejscu pracy nie czuł się równie dobrze. Oczywiście znaczący wpływ na to miało również stanowisko właściciela, dzięki któremu nie musiał martwić się natrętnym szefem zerkającym mu na dłonie.
— Elio, jakaś panna zostawiła torebkę na barze — usłyszał. Chwycił zgubę i bez oporów otworzył torebkę, by odnaleźć portfel i zerknąć na dokumenty właścicielki, mając nadzieję, że rozpozna ją wśród zebranych klientów, a właściwie klientek.
Spojrzał na prawo jazdy i odczytał nazwisko, dobrze znane mu nazwisko. Uniósł głowę i rozejrzał się, ale we wnętrzu lokalu nie znalazł interesującej go kobiety. Za gdy wyszedł z budynku i rozejrzał się po stolikach stojących nad gołym niebem, ujrzał Nellie. Nerwowo poruszył ustami. Sięgnęła go chwila wahania, tylko krótki moment, ale jednak dający mu do myślenia. Bo niby dlaczego miał opory przed rozmową z nią? Minęło tyle lat od kiedy… zrobili sobie przerwę. Tak wiele się zmieniło. Wziął głębszy oddech i ruszył przed siebie.
— Cześć, Nell. Zostawiłaś to przy barze. Radzę lepiej pilnować swoich rzeczy, Tom znad potoku ma lepkie ręce — powiedział, uśmiechając się równie szelmowsko, co zwykle.

nellie carleton
powitalny kokos
Presta#1949
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
zdarzyło jej się trochę nieprzyjemności, więc niecałe dwa lata temu wróciła z powrotem do lorne bay, by zamieszkać tutaj i znaleźć pracę w okolicznym mieście jako dźwiękowiec. jest trochę zagubiona w życiu, nie ma konkretniejszych planów i szuka własnej ścieżki
2
Minęło tyle lat, że ich wspólnie spędzony czas stanowił jedynie mgliste wspomnienie; od czasu do czasu przewijające się w umyśle i natrętnie dające o sobie znać. Nellie niechętnie musiała jednak przyznać, że w bardzo dziecinny sposób, od kiedy znalazła się z powrotem w Lorne Bay, unikała Elio; chcąc tym samym uniknąć głupiej niezręczności. Minęło tyle lat, a ona nadal, poniekąd, miała mu za złe to jak ją potraktował – gdy sam z siebie postanowił definitywnie przekreślić ich związek, wdając się w przelotny romans z przypadkową kobietą. Nie potrafiła przetrawić tego, że życie mężczyzny tak szybko zmieniło się o 180 stopni. I że ona okazała się nie być dla niego tak ważna, jak mogło się wydawać. Takie przynajmniej odniosła wrażenie, skoro … zrobił co zrobił.
Nellie doskonale wiedziała, że kluczem do unikania byłego partnera jest omijanie szerokim łukiem należącego do niego baru; dlatego też każdą propozycję spotkania się tam z miejsca odrzucała, twierdząc przy okazji, że serwują kiepskie drinki, a właściciel jest nieprzyjemny. Tego dnia nie miała jednak pojęcia, że całkiem przypadkiem tam trafią. Gdy cała grupa jej nieco podpitych koleżanek zarządziła, że kierują się do tego miejsca, nie było sensu się kłócić. Naburmuszona Helene stwierdziła jedynie, że muszą usiąść na zewnątrz, bo w środku panuje zbyt duży gwar. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ta cholerna torebka. Zorientowała się, że zostawiła ją w środku dopiero gdy wróciła na swoje miejsce i przeklęła pod nosem. Gdy jednak odwróciła się, żeby ruszyć z powrotem do baru … - Cześć, Elio – powiedziała, nie kryjąc lekkiego zaskoczenia. Szczerze powiedziawszy nie spodziewała się, że mężczyzna ot tak ją zaczepi; nawet jeśli zdarzyło się to w konkretnym celu. Czyżby posiadał nieco więcej odwagi i cierpliwości, niż ona? – Tak, właśnie miałam tam wracać. Jestem dzisiaj strasznie roztrzepana – stwierdziła, zabierając od niego torebkę i zawieszając ją na oparciu krzesła. – A ciebie … dawno nie widziałam – dodała. Skoro rzeczywiście nie miała ochoty z nim rozmawiać, chyba po prostu … nie powinna tego robić, prawda? Ale zamiast krótko podziękować, musiała dodać tych kilka niepotrzebnych zdań.

Elio Chataway
niesamowity odkrywca
m.
31 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel najlepszego baru w mieście. Ojciec czteroletniego Benny'ego. Czarnoskóry wrzód na dupie opieki społecznej, która szuka powodów, by zabrać mu syna.
Zmuszony był przyznać jej rację – minęło wiele czasu, od momentu w którym zaczęli się unikać. Z żadną z pozostałych, wysnutych przez nią tez zgodzić się nie mógł. Przede wszystkim to nie on przekreślił ich związek. Za bardzo kochał Helenę, by móc podjąć taką decyzję. To ona odeszła, wodzona perspektywą życia w większym mieście oraz rozwoju osobistego. Wtedy, lata temu, zrobiłby dla niej wszystko. A ona mimo to wyjechała, pozostawiając po sobie jedynie niewyraźne obietnice powrotu. Jednak dla niego było to oczywiste. Zostawiła Lorne Bay oraz zostawiła jego, bo chciała od życia czegoś więcej niż mogło dać jej miasteczko oraz niż mógł dać jej on.
— Cześć — powtórzył. Zaraz zmarszczył brwi, bo zorientował się, że przecież od tego słowa zaczął całą rozmowę. Uśmiechnął się szelmowsko, by to zatuszować i przesunął wzrokiem po zebranych przy stoliku dziewczynach. Większość z nich znał, inne tylko kojarzył, a niektóre nawet próbował poderwać, gdy przychodziły do jego baru. — Tak, tak, ja ciebie również — odparł, na moment wracając spojrzeniem do byłej dziewczyny.
W jego zachowaniu nie chodziło o odwagę; jako właściciel lokalu czuł się odpowiedzialny za swoich gości, dlatego sumienie nakazywało mu zwrócenie zguby właścicielce. Wprawdzie mógł oddać to zadanie któremuś z pracowników, jednakże byłoby to równoznaczne z okazaniem słabości i przyznaniem się do unikania Nellie. A przecież był pogodzony z tym, co między nimi zaszło. Gdyby kobieta nie zdecydowała się na wyjazd, on nie miałby Ben’a. Dlatego nigdy, nigdy nie cofnąłby minionych wydarzeń, by cokolwiek w nich zmienić.
— Za to Amandę widuję naprawdę często. Chyba polubiłaś moją wersję pina colady, prawda? — zagadnął, odwracając myśli od roztrzepanej Carleton, która prawdopodobnie zgubiłaby głowę, gdyby ta nie była stale przytwierdzona do jej karku. — I Tina, miło cię widzieć. Miałaś racje odnośnie tej piekarni w Port Douglas — dodał, i z teatralną wdzięcznością przyłożył dłoń do serca oraz lekko pochylił głowę w geście ukłonu. Lubił nawiązywać kontakt ze stałymi gośćmi, których z uwagi na to, że jego lokal był jednym tutejszym barem, miał całkiem sporo. Zachowanie przyjaznej atmosfery przynosiło mu wiele korzyści – nie tylko finansowych. — No dziewczyny, macie dzisiaj u mnie darmową kolejkę. Wymyślę coś specjalnie dla was — zapewnił, puszczając oczko blondynce, której akurat nie rozpoznawał.

nellie carleton
powitalny kokos
Presta#1949
ODPOWIEDZ