lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
On to sam się teraz stresował, bo nie chciał pogorszyć sytuacji Sary, a wolał ją pocieszyć i jakoś zagrzać. Nie miał do tego talentu, zwykle byli lepsi od niego, Kang to potrafił zrobić wyśmienicie, ale on to tak słabo… Więc jak przyszło mu się zmierzyć z małą dziewczynką to się zwyczajnie obawiał, że coś zjebie i ta się zaraz popłacze, bo powiedział coś nie tak. No ale chyba nie szło mu tak źle, bo młoda mimo, że nieco wystraszona to jednak na niego spojrzała i ostatecznie jeszcze przytaknęła. Niezbyt przekonana, ale no się chłopak starał, ok? Jeśli kiedyś przyjdzie mu mieć dzieciaki z Songiem, to to Kang będzie matką, o wiele lepiej sprawdziłby się w tej roli. Widać, że miał super podejście! Może nauczy tego kiedyś Kima jak już przyjdzie co do czego.
Odprowadził młodą spojrzeniem i westchnął pod nosem z takim „oh God”. To było ciężkie, ok? I stresujące! Sam fakt, że młoda wróciła do reszty z uśmiechem na twarzy był pocieszający, no ale jak tak zerkał w kierunku Kanga i tej jego małej Zoe, to trochę była różnica! Tylko, że tutaj też to były inne charaktery, bo tamta to aż kipiała pewnością siebie oraz tą charakterystyczną energią, a młoda to tak niekoniecznie. Zwłaszcza teraz. No ale I tak starał się wierzyć w Sarę! Kto jak nie on, nie?
Potem zostało mu już obserwowanie całego występu na który tak czekał i… no szczerze mówiąc faktycznie dzieciaki robiły wrażenie. Swoją energią w większości, synchronizacją, te z ekspresją to najbardziej przyciągali jego spojrzenie. Widać było różnicę między poszczególnymi jednostkami, jedne czuły się jak ryba w wodzie, inne trochę odstawały, ale każdy jeden sobie radził fantastycznie. No on był akurat pełen podziwu dla młodych, bo w ich wieku to jeszcze tak super nie tańczył! Ogarnął się dopiero w czasach trainee i chociaż wcześniej brał udział w zajęciach, tak dopiero w Korei faktycznie wyszła z niego bestia! Swoim spojrzeniem przeskakiwał po poszczególnych osobach, często też oczywiście patrząc na Sarę, bo ją mentalnie wspierał! Starała się specjalnie dla niego, doceniał to! Więc kiedy występ się skończył, on miał na mordzie zadowolony uśmiech. Pokiwał głową z takim „not bad, I’m impressed” i nawet im zaklaskał w odpowiedzi, bo mu się mega podobało! Kang odwalił kawał dobrej roboty! No i oczywiście czując na sobie spojrzenie wszystkich, to powiedział im, że wykonali kawał dobrej roboty, bo on to się szczerze nie spodziewał aż takiego performensu. Miały maks dziesięć lat, a już odwaliły coś niesamowicie ciężkiego! Trochę niektórym brakowało wciąż tej ekspresji, ale nie było to jakieś rażące. Powiedział więc co myśli, pochwalił, a nawet pokusił się o kilka uwag, bo jako osoba, która widziała to pierwszy raz to mogła mieć też nieco inny pogląd i zauważać coś nowego! Ale to były małe szczegóły… tylko, że szczegóły były bardzo ważne! I widziały to tylko osoby, które faktycznie się na tym znały.
Potem należało dociągnąć próbę do końca, skupiając się na szlifowaniu tych szczegółów oraz poszczególnych ruchów. Mieli jeszcze kilka dni na doprowadzenie występu do perfekcji, ale wiadomo, to wciąż dzieci, nie miały aż takiego panowania nad swoim ciałem co osoby dorosłe. Dlatego ćwiczyły! Za kilka lat będą naprawdę nie do pokonania, aż nie mógł się doczekać ich kolejnych występów! W końcu zaczęły nadciągać matki, które zaczęły zabierać swoje dzieci. Kiedy mała Sara do niego przyszła, uśmiechnął się do niej i poczochrał po włosach.
- Spokojnie, nie spiesz się tak. Ale sobie dobrze poradziłaś, jestem dumny. - odpowiedział, bo on to ślub faktycznie planował, ale z kimś innym. No i jeszcze nie teraz! Zaraz jednak pojawiła się matka dziewczynki, do której przyjaźnie się uśmiechnął, tylko tak trochę awkward. - Oh-hm, dzień dobry. - sięgnął do karku, aby go nieco rozmasować, zerkając w stronę Kanga, który był zbyt zajęty swoją pupilką, aby przyjść mu na ratunek. Znaczy, Jeszcze go nie potrzebował, ale coś czuł po tych mruganiach mamy, że może zaraz być dziwnie. - Nie, nie, jestem tu tylko gościnnie. - odpowiedział grzecznie na pytanie, nawet nie reagując na te chichoty ze strony kobiety. Niby powinien do nich przywyknąć, bo to też się dziwnie często zdarzało, ale dalej to było niezręczne, zwłaszcza teraz. Tutaj.
Zerknął na Sarę, która się oburzyła na zachowanie matki i rozbawiony spojrzał w jej stronę.
- Obiecałem, że się zastanowię. - powiedział, gładząc młodą po głowie, gdy się do niego przykleiła. Ona to była jeszcze urocza, ale ta jej matka to już tak zdecydowanie mniej, zwłaszcza jak zaczęła gadać, że jej córka mogłaby się z nią podzielić. Danonem. Halo, on tu jest. Brew mu lekko drgnęła z takim „co do chuja”, a rosła jeszcze wyżej, kiedy młoda wdała się w dyskusję z mamą. Jak się okazywało, ktoś tu miał rozwiązłe życie. I w dodatku mało grzeczne skoro brało się za zajętego, żonatego mężczyznę. Pani Willson to chyba nie była tego świadoma.
Well… that’s awkward. Odchrząknął.
- Uhm, anyway… przykro mi - wcale nie - ale jestem zaręczony. - oznajmił kobiecie, aby przypadkiem sobie za dużo nie wyobrażała. Z drugiej strony pan Willson to miał żonę, a jakoś mu to nie przeszkadzało. Kang też dzieciakom już powiedział, że Danon kogoś ma! Sara już to wiedziała, ale chyba jej to nie przeszkadzało. - W każdym razie, pani córka sobie świetnie dzisiaj poradziła. - powiedział zmieniając temat na zdolności dziewczynki. - Popracuj jeszcze trochę nad pewnością siebie i tą ekspresją o której mówiliśmy, i zmieciesz wszystkich. - dodał, patrząc już na Sarę z tym swoim przyjaznym, delikatnym uśmiechem. - Powinna być z niej pani naprawdę dumna. - dodał, bo on był! Naprawdę miała talent i się starała! No i widać było, że taniec sprawia jej radość, nawet jeśli się stresowała!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Dzieciaki bardzo się przejmowały chyba tym, co usłyszą od Damona, ale gdy ten je pochwalił to tak jakby kamień spadł im z serca. Zwłaszcza takiej Sarze, bo skoro był zadowolony to miała szansę jeszcze. Pewnie dlatego poleciała do niego od razu po tym jak skończyli zajęcia, a one trwały sporo, bo aż dwie dodatkowe godziny. Dzieciaki po tym czasie były wykończone, sam Song też. Były przerwy, no jasne, ale wciąż.
Karen miała chrapkę na Damona. Jaka córka taka matka czy coś takiego. A Kang nie mógł uratować Damona bo sam się świetnie bawił ze swoją pupilką. Na szczęście Karen to chyba tak się zażenowała tym, co powiedziała jej córka, że nawet do Damona dalej nie podbijała tylko zaciągnęła córkę do wyjścia.
  Zoe z kolei wyszła jaka ostatnia, wcześniej podchodząc do Damona, żeby zbić z nim piąteczkę, ale to była podpucha! Taka z niej mała zaczepa była. A potem się odmeldowała, powiedziala że zobaczą się jutro, a w ogóle to ona do jutra się nauczy tego, co on tańczył dzisiaj i ma być bo musi ją ocenić.
  Po załatwieniu songowych formalności związanych z Millenium i po szybkim videocallu z samym Mattem, gdzie Song pochwalił się, że grupie szło dobrze, a przy okazji pokazał jeszcze Damona, żeby się pochwalić, że miał gościa specjalnego, acz Matt to chyba wyglądał na szczerze zdziwionego tym widokiem, bo jemu to się na pewno zwierzał z tego, co się działo i czemu wrócił do Los Angeles. Ba, Matt nawet zapytał, czy między nimi wszystko się wyjaśniło, to Song mu powiedział, że tak i nawet jest jeszcze lepiej. Szpitalny Matt (bo jeszcze w szpitalu siedział) powiedział, że się cieszy i że ma nadzieję w końcu lepiej się poznać z Damonem, bo znał go naprawdę tylko przelotnie. I to nie tak dosłownie, na całe szczęście. Zapytany jak się czuje powiedział, że dobrze, że prawdopodobnie go wypuszczą dnia następnego, bo to już tydzień prawie. I potem zwrócił się z pytaniem do Damona by podzielił się opinią jak młodzi sobie radzą. Bo to ważne! Nie, żeby Songowi nie ufał, ale każda opinia była wazna. I to zwłaszcza jak ktoś nie był llaikiem.
  Dalej pojechali do miasta by odzyskać Damonowi przede wszystkim telefon. Abigail na pewno tęskniła i pisała do niego, więc należało zmartwioną dziewczynę uspokoić, nie? Tak więc wypad po nowy telefon (znów Song był sugar daddy Damona i nie omieszkał mu powiedzieć, że zapłaci mu później), po duplikat karty i jeszcze próbowali się zmieścić przed zamknięciem oddziału w banku. Finalnie był jeszcze postój w jedzeniowni, gdzie wzięli jedzenie, w chuj jedzenia, tonę jedzenia. A potem mogli wrócić do hotelu. Pewnie minęli się z tym ich gwiazdorem, który właśnie wychodził. Song tylko zapytał gdzie idzie to odpowiedział, że na spotkanie. A jak go zapytał czy z Effie, to lider odwrócił się, wzruszył powoli ramionami, i znów ruszył w swoją stronę.
  Song zamknął za sobą drzwi do pokoju i wypuścił powietrze z płuc ciężko. Bo wreszcie mógł w pełni być sobą! W sensie, w tych czterech ścianach czuł się najpewniej i wiedział, że nic nie musiał udawać, ani nie musiał uważać na to, co robi. Bo choć w Millenium to wiedziano o jego orientacji, nawet Bailey i Hilda dowiedziały się o partnerze, to nie mógł wbiec tam z megafonem, wskoczyć na blat lady w recepcji by wydrzeć mordę, że Damon jest mój, spierdalać na bambus, głupie suki. Po pierwsze: dalej była kwestia tego całego Dabigail, a on nie chciał samodzielnie tego rozpierdalać, bo to kiedy i w ogóle czy pozostawiał decyzji Damona, a po drugie: po obiekcie chodziły dzieci, więc nie wypadało przeklinać.
Ale tutaj to było coś innego. To było coś, do czego tęsknił przez większosć czasu. Swoboda. Nie taka bez ograniczeń, ale był to obszar, gdzie nie musiał się martwić już niczym. Przeszedł niemalże od razu do sypialni, ściągając w drodze tę bluzę z siebie, by zaraz potem paśc na mordę na materac. Okej, teraz to i on był zmęczony, więc co dopiero taki Damon, który od samego poranka był już padnięty bo niewyspany. Obejrzał się na niego, by zaraz potem wpełznąć pod narzutę na łóżko.
  Sięgnął po telefon bo oto ktoś dzwonił, westchnął ciężko gdy zdał sobie sprawę z tego, kto to, a potem odebrał, wysławiając się po koreańsku. Sprzedając ewidentnie ściemę na temat nikogo innego jak Rhysa. Więc było to raczej do przewidzenia kto dzwonił, bo też Chungha nierzadko to Kanga wybierała jako swój zaufany kontakt w sprawie swojego partnera. A Kang to ją okłamywał. Bros before hoes, czy coś. Gorzej jeśli ten bro to był przy okazji hoe.
  Odłożył telefon na szafkę nocną, zawijając się bardziej w narzutę, zostając tym samym gąsienicą. Rhys ze swoim zachowaniem bywał męczący, ale w sumie Kang był sam sobie winien, bo przecież mógł powiedzieć prawdę, no ale gdzie on przyjaciela sprzeda. Zwłaszcza, że przyjaciel to miał po prostu problem ze sobą. Duży problem. Ale raczej nic, o czym Chungha by nie wiedziała.
  Westchnął.
  — Co oglądamy? Miało być coś głupiego, to dajesz to lustro tutaj? — rzucił do Damona. Bo skoro jedzenie już mieli, a ono i "coś głupiego" miało Damonowi zapewnić stan, jak to ujął, przeszczęśliwości to... No było to proste i do zrealizowania. A Song spompował się trochę społecznie, bo jak dzieciaki uwielbiał to jednak pochłaniały sporą część energii. I sporą część energii pochłaniało trzymanie rąk przy sobie. Znaczy co? On wcale nie marudził, nie mówił o tym na głos, po prostu stwierdzał domyślnie fakt. — Czy twój telefon też wybuchł od wiadomości? Rhysa podobno tak. — Od Chunghy, ale co tam. — Nie sądziłem, że Isaac z Lilith się zwiną. — Dodał, chyba nieco skwaszony tym, że nie zostali. To tylko kilka dni. Nic by ich nie zbawiło! No, ale im powiedział, że rozumie. Bo niby rozumiał, ale...
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Dobrze, że Karen się zmieszała, bo Danon czuł się mocno niezręcznie, nie bardzo wiedząc jak odpowiadać na tyle grzecznie, ale jednak stanowczo, aby przypadkiem nie zrobić przypału. No bo nie chciał, aby potem Kangowi mówiono, że przyprowadza bardzo nieprzyjemną osobę na zajęcia do ich dzieci! No ale na szczęście mała Sara dała ładny popis, gdzie opowiedziała o pewnym żonatym panu. Dzieci to w ogóle nie wiedziały czym jest dochowanie tajemnicy, zwłaszcza kiedy chodziło o rodziców! Często mówiły rzeczy, których nie powinny, zupełnie jak teraz. No, on oceniać nie zamierzał, ale wolał aby pani mama się odczepiła! Całe szczęście spaliła buraka i wyszła. Oby jutro na nią nie natrafił, bo będzie dziwnie niezręcznie.
Młodej Zoe chciał przybić piąteczkę, ale go złapała na podpuchę. Powiedział, że postara się jutro przyjść, bo było tu fajnie, chociaż… no padał na mordę przez większość czasu, bo po tym Meksyku to on będzie potrzebował tak z tygodnia odpoczynku, a do soboty to raczej go nie dostanie. Po powrocie pewnie też nie, bo niedługo będą szykować nowy comeback, więc wychodziło na to, że po prostu będzie wiecznie zmęczony, albo będzie nadrabiał kolejnymi nockami. Chyba, że będzie zajęty czymś innym. Albo kimś innym.
Trochę odetchnął, że to już był koniec, bo to znaczyło, że mogli teraz wrócić do siebie. No, prawie. Było jeszcze kilka rzeczy, które musieli pozałatwiać. Damon to nawet mógł porozmawiać sobie z Mattem! Też miał nadzieję, że go w końcu lepiej pozna, bo wiele o nim słyszał. A zapytany o opinię szczerze przyznał to samo, co wcześniej po przedstawieniu dzieciaków, że był pod wrażeniem i naprawdę świetnie sobie radzą, a do soboty to tak się wyszkolą, że będzie mógł być z nich dumny. Wiadomo, wciąż były szczegóły, które należałoby dopracować, ale mieli na to jeszcze kilka dni. Wierzył, że sobie z tym poradzą, zwłaszcza, że Kang miał w tym im pomóc!
Odzyskał w końcu też telefon, a kiedy go włączył… no, telefon przez pierwsze kilkanaście minut wciąż wydawał z siebie dźwięki o otrzymaniu wiadomości lub próbie połączenia. Nie mówiąc już o mediach społecznościowych na które wolał na razie nie wchodzić. Nie tylko Abigail dzwoniła i pisała na kakao talku, ale też mama, która się ostro zmartwiła kiedy nie odpisywał. Szef się próbował połączyć, manager, Hazel nawet się odzywała! No, cała masa wiadomości. Mając jednak telefon był szczęśliwy, że w końcu ma jakieś połączenie ze światem. Potem też odzyskał swoje pieniądze za które mógł kupić całą masę żarcia o którym przez cały dzień myślał. Na widok odpicowanego Rhysa brewka mu trochę drgnęła, zwłaszcza, że wychodził na wieczór. Mogli się domyślać, że idzie do Effie, bo do kogo innego? Chyba, że poznał już kogoś nowego. No ale nie jego sprawa co lider robił i z kim, dlatego też nie przejął się tym specjalnie, tylko przeszedł do apartamentu gdzie w końcu odetchnął. Nareszcie spokój, cisza, nie musieli nic robić, tylko byli sami. Nawet rączek już nie musiał trzymać przy sobie, a to było ciężkie przez ten cały dzień.
Już w korytarzu zdjął z siebie bluzę i odrzucił na jakieś krzesło. Naprawdę padał na mordę i jak wcześniej umysł zajmowały mu dzieciaki i ogólnie ludzie, tak teraz poczuł jak zmęczenie go właśnie pierdolnęło ze zdwojoną siłą. Pieprznął się grzbietem na łóżko, obok nakrytego narzutą Kanga i westchnął ciężko, wyraźnie zmęczony. Nawet przymknął na moment oczy, słysząc jedynie dźwięk telefonu i to nie swojego, bo tego Songa. Zerknął na niego spod przymrużonych powiek, a potem mimowolnie wsłuchał się w to co mówił do telefonu, od razu domyślając się z kim rozmawia.
- Znowu chronisz mu dupę? - spytał przez zamknięte oczy, bo on to akurat doskonale wiedział, że Kang często świecił oczami za swojego przyjaciela. Tylko chyba żaden z nich się nie spodziewał, że wczoraj to będzie się brał za kuzynkę Ezry i to przy wszystkich! Zwykle się z tym ukrywał!
Zerknął na narzeczonego, kiedy ten się zwinął w narzutę i sam się wcisnął pod nią, a potem przyciągnął do siebie chłopaka, aby zamknąć go w uścisku, bo nawet jeśli byli cały dzień razem, to potrzebował teraz tej bliskości z którą wcześniej też musiał się kryć, aby przypadkiem nie zrazić żadnych dzieci. Teraz chociaż mógł go normalnie przytulić nie będąc tylko przyjacielem. Oparł jeszcze o niego policzek, zaraz potem uśmiechając się pod nosem.
- Wystarczy, że na ciebie spojrzę i już oglądam coś głupiego. - odpowiedział złośliwie. Wiele do szczęścia nie potrzebował! Cieszył się małymi rzeczami, ok? Teraz na przykład już mu się odechciało oglądania czegokolwiek, bo był srogo wypompowany i miał wrażenie, że zaraz zaśnie, a nie skupi się na filmie. Na pytanie jednak westchnął ciężko. - Dramat… dalej mam wrażenie, że wiadomości przychodzą. - powiedział, bo naprawdę telefon mu eksplodował, nie mówiąc o tym, że powiadomienia to dalej się co jakiś czas odzywały. Nic dziwnego, że niedługo później od razu wyciszył urządzenie. - Ja się w sumie mogłem tego spodziewać. Planowali pojechać ze mną tylko na kilka dni, a wyszło… no jak wyszło. - no i Isaac oraz Lilith na pewno przepraszali Kanga za to, że musieli się zwinąć, ale dziewczyna naprawdę zaczynała się martwić swoimi studiami. Może i by została dłużej, gdyby mogła nadrobić materiał, ale z tego co widziała, było go strasznie dużo, a tutaj nie miałaby jak go powtórzyć w spokoju. - Wiesz, że cię wspierają, nie? Może przyjadą na sam występ. - powiedział, bo chociaż zdawał się rozumieć powód ich wyjazdu, to wiedział, że Kang zdecydowanie by się ucieszył jeśli by zostali dodatkowych kilka dni. Tylko, że dla Lilith to już by były dwa tygodnie nieobecności na uczelni już na samym początku studiów. - Swoją drogą, obiecałeś mi ruchanie na przerwach, a go nie dostałem. Teraz mi przykro. - powiedział, zerkając na niego jakże wielce smutny i rozczarowany. Było dobieranie się na samym początku zanim koleżanka Kanga się pokazała i im bezczelnie przerwała. - I o co chodzi z tą całą Bailey, bo wyczułem jakieś dziwne napięcie między wami. - wyznał, bo nie bardzo wiedział o co chodziło, a chyba chciał wiedzieć! Znaczy, miał wrażenie, że chyba nie przepadali za bardzo za sobą, zwłaszcza kiedy ta powiedziała, że byłaby wielka szkoda jakby Kang wyjechał znowu do Korei.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Ten dzień był męczący. Dla Songa na pewno, ale w efekcie tego tylko bardziej przejął się tym, że pociągnął za sobą w to wszystko Damona, który rano... no wyglądał jak wyglądał. Na mocno umęczonego. Chociaż proponował mu, żeby został i odpoczął sobie. Wiedział na pewno, że jutro chyba będzie musiał rozczarować Zoe (która zadeklarowała, że nauczy się Dzięxx) bo raczej nie zgodzi się na to, żeby szedł z nim i będzie napierał na to, żeby został. I no... poszedł sobie do SPA na przykład. Albo przeleżał cały dzień.
Słysząc zapytanie Damona w kwestii tego, czy po raz kolejny chroni dupę Rhysa, to tylko westchnął, odwracając od niego spojrzenie na cokolwiek innego.
  — Bardziej nie chcę być tym, który sprzeda jej złe wieści. — Odpowiedział. No on nie chciał być w polu rażenia rozpaczy dziewczyny, kiedy by się dowiedziała, że Rhys to za jej plecami obraca inne dziewczynki i uprawia coś na kształt seks-turystyki. — Choć i tak wydaje mi się, że ona się domyśla. — No głupia nie była, a też Kang na przykład nie zawsze brzmiał na super wiarygodnego w tym, jak krył przyjaciela. Prawdopodobnie to też do niego cały czas dzwoniła z chęcią uzyskania informacji bo myślała, że Song w końcu pęknie i jej wszystko wyśpiewa. Ale on nie chciał. Nie chciał właśnie być tym posłańcem, który będzie miał coś, co ją zdołuje. Chyba wolał ją w takim razie okłamwyać niż... No.
  Ale temat Rhysa i tego, co odpierdalał ostatnio to był długi i niekoniecznie przyjemny. Jak go uwielbiał jako przyjaciela i starał się zrozumieć, że ma on problemy ze sobą, tak jednak było to dla niego nierzadko komfortowe. Nie miał lidera za złego człowieka czy skurwiela, jednak... No nie bez powodu tego tematu nie poruszał z nikim.
  Miał być narzutowym burrito, a tu Damon się wciepał pod tę jego tortillę, jakkolwiek to brzmiało. Nie mógł jednak narzekać, tym bardziej, że on go do siebie przygarnął, w efekcie czego Song przywarł do niego i było mu... no po prostu lepiej. Bo faktycznie niby byli koło siebie, a on i tak zdołał się stęsknić.
  A potem go jebnął. Nie jakoś mocno, ale też bez większej delikatości. Bo on to mógł go obrażać, ale Damon to nie mógł odpowiadać tym samym, choć i tak mimo wszystko to robił. To on był głupi, a nie Kang.
  — Sam jesteś głupi. Chyba, że chcesz mi powiedzieć przez to, że byłem głupi, kiedy zgodziłem się na to, żeby się z tobą hajtnąć. — Bo może to było jakieś cry for help, może zmienił zdanie, teraz jakoś pokrętnie próbował się z tego wykręcić za pomocą Songa. Problem w tym, że on nie zamierzał się wycofywać, więc jeśli faktycznie miał chłopak problem, że chciał zmiany tej decyzji to... No.
  Kiwnął głową. Nie było to takie zaskakujące, że miał spam w telefonie. Zniknął z życia na jakiś czas, wiadomo że ludzie się interesowali. I martwili. Znaczy szef to pewnie się nie martwił, tylko po prostu wkurwiał na to, że tamten telefonu nie odbierał i nie spowiadał się od razu z tego, co się dzieje i czemu tyle go nie ma, skoro Isaac opowiadał o paru dniach.
  I owszem, że Lilith z Isaaciem zdołałi jeszcze złapać kontakt z Kangiem, zanim zapakowali się na ten kilkunastogodzinny lot powrotny. Song technicznie rozumiał jaki był powód, choć wiadomo, że po cichu liczył na coś innego. Ten tydzień i tak był dla niego traumatyczny (tak, dla niego też) bo przecież żył w przekonaniu, że wszyscy byli na niego źli za jego decyzję. Liczył na to, że spędzą razem trochę więcej czasu. No i że faktycznie będą na tym wydarzeniu.
  Więc niemrawo pokiwał głową na odpowiedź chłopaka, że on to się mógł spodziewać.
  — Wiem. — Mruknął, tak średnio wiarygodnie na kolejną jego wypowiedź. Bo niby wiedział, ale no. No nie jego wina, że był trochę chciwy i chciał mieć przyjaciół blisko siebie w takiej chwili. Cóż, przynajmniej Rhys został. Miejmy nadzieję, że dla niego. I że nie zapomni o expo. Pozostało liczyć, że jeżeli latał za Effie to ona mu przypomni.
  Podniósł spojrzenie na jego twarz słysząc jego nieco rozczarowany ton i uśmiechnął się, choć na pysku miał zmęczony wyraz.
  — Wybacz. Obecność trzydziestki dzieci i twojej nowej dziewczyny nie działały na mnie zbyt podniecająco. — Ale to chyba dobrze, że nie działały bo jeszcze można by było zacząć się martwić, że jest jakimś dewiantem. A nie był! Wszystko z nim było w porządku i zachowywał się w miarę przyzwoicie. W miarę. Mocną miarę. — Ale obiecałem ci też, że dostaniesz coś więcej jak uporamy się z moją robotą. — I to tak mu obiecał po tej zachęcie, która zachętą nie była bo była bardziej znęcaniem się nad nim. Jak dla niego to było jedno i drugie, połączone promocje.
  Tak więc nie wszystko stracone.
  A nie, jednak na razie tak, bo Damon obok tematu ruchania postanowił poruszyć temat Bailey, kogoś kogo Kang do niedawna opisywał mu jako swoją dobrą przyjaciółkę ze studia. No trochę się rzeczy pozmieniały, ale nie będzie się przecież przyznawał. Kto by się tam chciał przyznawać do tego, że miał swojego bully? Dzieci przecież potrafiły cierpieć w milczeniu i nigdy nie zwierzyć się rodzicom z tego, że ktoś się nad nimi znęca. Tak i on chyba nie chciał się skarżyć swojemu partnerowi. To jeszcze gorzej! No a poza tym jakby to brzmiało? Nęka mnie ktoś taki jak Bailey? Nie radzę sobie z babiszonem? No problem w tym, że może by sobie poradził, ale nie chciał jej jebnąć. Ani nie chciał, by ktoś się przyrsrywał do niej za niego. Wtedy w ogóle by nie miał życia.
  — Nie ma żadnego napięcia. — Odpowiedział. Musiało mu się wydawać. Co prawda Kang rozumiał, że Bailey to by najbardziej chciała, żeby on opuścił Millenium, możliwie się nie pokazywawł, ale no. Nie było napięcia. Niech Damon nie wymyśla. Problem w tym, że raczej nie wymyślał. — Bailey ma po prostu przytłaczającą osobowość. — Powiedział Kang. Kang, który sam też ma przytłaczająca osobowość. Chociaż on to miał raczej ją "pozytywnie przytłaczającą", taką pełną energii i to głównie tej pozytywnej. Od Bailey to wszelkie vibe'y nie były zbyt pozytywne. — Trochę gwiazdorzy — trochę bardzo. I trochę traktuje go jak Nemezis, więc. — Tyle
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Damon jak to Damon na pewno będzie się upierał, że on sobie da radę i nic mu nie jest, więc z przyjemnością pójdzie wraz z Kangiem na kolejne zajęcia, bo przecież chciał z nim spędzić czas i go wspierać! Oczywiście osobiście, egoistycznie wolałby spędzić z nim czas w domu, leżąc cały dzień w łóżku, jedząc i bzykając się na zmianę, no ale tak do czasu soboty raczej nie miało to prawa bytu, dlatego musiał się cieszyć tym co miał teraz! Czyli jak miał chłopaka przyczepionego do siebie, obok, kiedy mógł go objąć i go do siebie przycisnąć. Teraz było mu zdecydowanie dobrze.
- Jest mądra, jestem pewien, że się domyśla. - odpowiedział. Podobno dziewczyny zawsze wiedzą, że są zdradzane, a Chungha… no, ona nie była głupia, Damon był święcie przekonany, że wiedziała o niektórych jego wybrykach, chociaż pewnie nie wszystkich. Ciekawy był tylko dlaczego, jeśli faktycznie wiedziała, mu wybaczała. Kontrakt? Czy jednak kochała go na tyle, aby mu wybaczyć. - Trochę jej szkoda, bo naprawdę jest w niego wkręcona. - stwierdził z westchnięciem. Nie oceniał Rhysa tak szczerze mówiąc. Kto jak kto, ale on doskonale wiedział, że ustawiane przez wytwórnię związki są… no z przymusu, nawet te, które wyglądają na idealne. Abigail też była wkręcona w Danona, a on ją zdradzał każdego dnia z Kangiem, nie mając absolutnie żadnych wyrzutów sumienia. Oczywiście myślał, że Chungha i ich lider to byli wyjątek od reguły, że naprawdę się zgrali i żywili do siebie jakieś uczucie, ale.. no im głębiej w to zaglądał, tym bardziej się przekonywał, że wcale tak nie było. Przynajmniej z jego strony. No patrzcie, zupełnie jak u Danona i Abigail.
Kiedy oberwał strzała to wydał z siebie oczywiście charakterystyczny dźwięk zabawki, ale zaraz potem się uśmiechnął, zerkając na niego z tym swoim rebelskim uśmieszkiem na mordzie. Powiększył się on jeszcze, gdy Kang wspomniał o hajtaniu się. No jego to będzie cieszyć jeszcze długi, długi czas. Pewnie tak do końca.
- Oczywiście, że byłeś. Wjebałeś się w to, aby spędzić ze mną całe życie. A ja nie przyjmuję reklamacji… więc jesteś na mnie skazany. - stwierdził jakże wyniośle, będąc z tego niesamowicie zadowolony. No co? Teraz miał przejebane po całości, bo Danon jak wcześniej nie zamierzał dać mu odejść, tak teraz, jeśli chłopakowi znowu coś strzeli do głowy, będzie jeszcze bardziej upierdliwy. Meksyk to by trzy razy przeszedł jeśli by było trzeba.
Lilith i Isaac pewnie by z chęcią zostali dłużej, gdyby tylko mogli, ale… no niektórych rzeczy nie dało się przeskoczyć. I Shelby na przykład czuła się źle z tym, że musi wracać, bo naprawdę z chęcią zostałaby do soboty, aby wesprzeć przyjaciela w jego wielkim dniu. Dlatego też myślała, że chociaż Isaac zostanie za nią, ale on również musiał wracać, chociażby po to, aby szefa uspokoić po tym ich nagłym zniknięciu. Ktoś musiał to zrobić, skoro wszyscy zostawali kolejny tydzień w LA. Damon uśmiechnął się więc pociesznie do chłopaka i mocniej go do siebie przyciągnął.
- Rozchmurz się, wszyscy niezależnie gdzie są, trzymają za ciebie kciuki. - mruknął, a potem ucałował go w czubek głowy, bo on to był święcie przekonany, że wszyscy go wspierają. Kto wie, może Lilaac go zaskoczy i faktycznie się pojawi! Lilith już raz przeżyła traumę z samolotem tylko po to, aby przylecieć na jego urodziny na jeden wieczór, więc może zrobi to ponownie, tylko po to, aby być z Moonem na jego występie!
Prychnął pod nosem na wspomnienie trzydziestki dzieci, które… no faktycznie działały jak anty-seks, bo nie dość, że były wszędzie to jeszcze na każdej przerwie były do nich przyklejone. Większość do niego, ale Danon to miał swoją własną przylepę - małą Sarę, która zdecydowanie nie chciała opuszczać jego boku. Więc tyle z ruchania bez osób trzecich. Należało trzymać rączki przy sobie przez cały pobyt, aby przypadkiem nie dać traumy dzieciom.
- Bez sensu, już ci nie uwierzę. - rzucił wielce zasmucony, ale zaraz się uśmiechnął, kiedy Kang mu przypomniał, że obiecał mu coś po powrocie. A to wspomnienie z rana jakoś tak momentalnie wpełzło mu do umysłu. To było dobre wspomnienie! - Na to też czekam. - przyznał, zerkając na niego wymownie.
No ale zanim przejdą do rzeczy, to należało jeszcze o czymś porozmawiać, bo to coś nie dawało mu spokoju, a obiecał sobie przecież zwracać mocną uwagę na zachowanie Kanga i zauważać więcej rzeczy, które mogłyby go nękać. Nie chciał już nigdy więcej doprowadzić do tego samego co było z Abigail, że jego narzeczony męczył się ze swoimi demonami sam. No, niby opowiedział o nich Rhysowi, ale Damon żył w słodkiej nieświadomości i nadziei, że Song może przetrwać w tej sytuacji jeszcze trochę. A potem się na tym srogo przejechał.
Wysłuchał więc jego wypowiedzi, ale zdecydowanie go ona nie przekonała. Zerknął na niego i nawet lekko zmarszczył brwi. Odsunął się lekko, aby mieć na niego lepszy widok.
- Kang. - zaczął, sięgając wolną dłonią do jego podbródka, aby go lekko ująć i podnieść, co by chłopak na niego spojrzał. - Wyczułem co innego, zwłaszcza, że się spiąłeś momentalnie jak tylko się pojawiła i rozluźniłeś się dopiero przy dzieciakach. - no, a się spiął raczej nie dlatego, że laska przyłapała ich na make-oucie. Przyłapywano już ich wielokrotnie, w różnych miejscach, w różnych momentach i przez różne osoby, nawet randomowe! Ich personel już wiedział, że jak Kanon gdzieś idzie, to lepiej nie iść za nimi, chyba, że to bardzo bardzo konieczne! - Nie będę na ciebie naciskał jeśli nie chcesz mówić, ale chyba pamiętasz do czego twoje nie mówienie i mierzenie się z syfem samemu prowadzi. - przypomniał mu, bo nie chciał na niego mocno naciskać w tym temacie, aby przypadkiem nie przesadzić w drugą stronę, no ale… martwił się chłopak. A teraz bardziej niż kiedykolwiek. Już mu tak zostanie. - Jeśli chcesz się ze mną hajtać, to chciałbym też wiedzieć kogo na ślub nie zapraszać. - dodał już łagodniej z pociesznym uśmiechem, ostrożnie przesuwając kciukiem po jego skórze. No bo co jak zaprosi taką Bailey, bo ona to jest ziomeczką Kanga z czasów szkolnych? Wtedy Songowi to żyć się odechce na własnym weselu!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — On też jest, tylko... Ma problem ze sobą... chyba? No to skomplikowane. — I chyba za bardzo skomplikowane, żeby się teraz pochylać. Song zwracał uwagę na swojego przyjaciela i kto jak kto, ale on wiedział o nim najwięcej. Ale nie potrafił postawić diagnozy, bo przecież nie był psychologiem. Po prostu zdało się dostrzec, że Rhys naprawdę miał też zajawkę na Chunghę i nierzadko im się układało. Tylko lider miał też zrywy takie, że mu odpierdalało, chyba się nudził i potrzebował się wyszumieć, szukając zainteresowania u kogo innego. A potem faktycznie wracał i był naprawdę w porządku. I oczywiście, że Song chciał go bronić, problem w tym, że... no nie rozumiał tego. Nie wiedział jak to działa, nie wiedział czy da się z tym zrobić, ale tę zmienność, wręcz chciałoby się powiedzieć: dwubiegunowość u Rhysa, to on widział. Bo przecież raz tworzyli zgarny tandem, Rhys o nią dbał i nawet bronił przed takim Wonho, a drugi raz... szedł w ślinę na imprezie i to jeszcze z Effie.
  I do tego Song podchodził naprawdę sceptycznie, bo to mogłaby być już większa drama. Ciekaw był, czy ona była w ogóle świadoma tego, jak wygląda życie Rhysa. Miał nadzieję, że Lia ją uświadomiła, a nie przyjęła postawę "jest dorosła, sama o siebie zadba" względem Effie.
  Damon i Chungha mieli ze sobą coś wspólnego. Oboje wydawali dźwięki piszczącej zabawki, tylko te Damona były... nie ujmując mu w żaden sposób - słodkie, a te Chunghy... No faktycznie mogły sprawić, że okoliczne psy by się zbiegły, a Ahri za ścianą zaczęłaby niekontrolowanie wyć.
  — Ślubu jeszcze nie było. Im więcej czasu na zastanowienie się będę miał, tym może bardziej zacznę kwestionować poprawność swoich wyborów, zaczynajac od tego, że mnie bezczelnie obrażasz. — Tak jakby on go nie obrażał i to tak na "daily basis".
  Miał srogi sulking, chociaż naprawdę starał się zrozumieć. Że Lilith nie została to jasne - miała studia. Że Moon nie został to raczej też zrozumiałe, bo był misterem odpowiedzialności, a poza tym chyba nie spodziewał się po nim, że majac do wyboru Songa albo Lilith to wybierze Songa. Hehe. Przynajmniej tyle, że Damon jakoś go udobruchał tym krótkim całusem. Na tyle, żeby faktycznie spróbował się rozchmurzyć. I po prostu nie myśleć o tym.
  I chociaż miał złożoną obietnicę, że do tematu z poranka wrócą po powrocie, to po tym nagłym pytaniu to mu się już odechciało wszystkiego. Tak, Songowi się odechciało ruchania. Z Damonem. Tak, tak się może w naturze wydarzyć. Nawet jeśli warunki były tutaj sprzyjające, bo byli sami, bo nikt by im nie wbił, no i nie było bandy dzieciarni dookoła.
  Cały szkopuł w tym, że on nie chciał na Damona patrzeć. I nie dlatego, że nagle stał się paskudny (no biorąc pod uwagę to, że spodobał się Songowi już wtedy, kiedy nie był taki... ładny) tylko... temat mu nie leżał. Deklarował się mówić o tym, co go gryzie, ale to było coś innego. I w żaden sposób nie oddziaływałoby na Damona! Ani na związek z nim. Tyle, że on chciał wiedzieć i nie było w tym nic dziwnego. Po tym całym zerwaniu, które dupnęło akurat jego zupełnie znikąd, to nie powinno być zaskoczeniem, że był czujny. Jak pies podwójny. Za dużo LOLa.
  — W Los Angeles tak naprawdę nie znajdziesz dużo gości z mojej strony. Mam tutaj więcej osób, za którymi nie przepadam, niż tych, z którymi się chociażby toleruję. — Odpowiedział. Bo nawet jeśli to tu dorastał, to tu właśnie miał też swoich bully z czasów szkolnych i sąsiedztwa. Szczęśliwie trafił też na taką Lię, Effie i do tego Ezrę, który miał od zawsze "ręce pełne roboty" bo musiał napierdalać się za Meksykankę, która wolała dziewczyny, Meksykankę, która miała niewyparzoną gębę i za adoptowanego przez nich Amerykanina-Koreańczyka, który wolał chłopców. Także pierwsza, druga klasa dla młodych, a szósta siódma dla Ezry to były naprawdę... ciekawe czasy. A potem wcale nie było lepiej, ani też łatwiej.
Zaraz jednak westchnął, bo kwestia samej Bailey była dla niego utrapieniem. Bo przecież byli super ziomeczkami od początku, a teraz co?
  — Po prostu... Coś się zmieniło. Kiedyś trzymaliśmy się razem, a teraz odnoszę wrażenie, że średnio za mną przepada. I daje mi do zrozumienia, przy wszystkich, że lepiej by było, gdybym wrócił już do Korei. Nie mówiąc o tym, że Hilda opowiada, że na ostatniej operatywce, konkretniej przedwczoraj - nie chodzę z nimi, nie jestem częścią Millenium - próbowała przekonać na callu Matta, że do formacji dzieci powinien wyznaczyć kogoś innego, jako że ja "średnio sobie radzę" a przecież "im wszystkim zależy, żeby dzieci dobrze wypadły na tym turnieju" bo to "dla nich wszystkich bardzo ważne". — No to przecież nic dziwnego, że się chłopak tym wydarzeniem tak stresował. Bo raz, że to było dla niego nowe wyzwanie, dwa że jak w coś się wkręcał to naprawdę się angażował, a trzy, że jego "ex przyjaciółka" odpierdalała manianę. I zwyczajnie obsmarowywała go przed kimś, kto dla Songa był bardzo wazną osobą. Jego guru, jego mentorem, jego idolem. Całe szczęście, że Matt chyba nie chciał jej uwierzyć. Chociaż Song nieco inaczej teraz to postrzegał. I każdy jego telefon, który na dobrą sprawę wcale nie miał mieć takiego wydźwięku, odbierał jako ewaluację postępów, jakoby go sprawdzał. Nawet jeśli o to mu nie chodziło. Chociaż dzisiaj na przykład zapytał Damona o to, jak młodzież sobie radzi, a Song to odebrał w taki sposób, jakoby już jego zeznania nie były dość miarodajne dla jego idola.
  — Nie rozumiem o co jej chodzi. — Skąd miał wiedzieć, że Srejli po prostu obawia się tego, że Song tu zostanie i to on będzie ulubieńcem w studio, a nie ona? A potem jeszcze ulubieńcem samego Matta. To nie była kwestia tego, że chciała mu udowodnić, że pasuje bo wiedział, że pasuje. Bardziej to, że się nie nadaje. Podobnie jak było w zeszłym roku, wtedy też chciał udowodnić, że się nadaje, że sobie świetnie radzi, podczas tego występu w Los Angeles. I wtedy przeholował (choć sumarycznie wyszło mu to na dobre). Ale tak, Song miał brzydką potrzebę udowadniania wszystkim własnej wartości, choć sam w nią wątpił. Wielkie dzięki, panie Song! Temu też całą nadzieję pokładał w tym występie. Chociaż po co? Czemu miałoby to być tak ważne, skoro i tak wyjeżdża po wszystkim?
  — Ale przynajmniej będzie spokój od niej, jak już wrócimy do Korei.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
.
- I can tell. - mruknął, chociaż czasami naprawdę zastanawiał się co takiego siedzi w głowie Rhysa, bo przy swojej dziewczynie wcale nie wydaje się jakoś specjalnie cierpieć. Nie tak jak Damon przy Abigail, bo ten to wywracał co chwila oczami, a i wyraz twarzy miał mocno nietęgi. No ale nie znał chłopaka na tyle, aby jakoś go diagnozować. Byli razem w zespole od lat ale to nie znaczyło, że się przyjaźnili. No nie do końca. Nie rozumiał, ale nie oceniał, życie idola było ciężkie. Były już przypadki gdzie idolom zwyczajnie odwalało od tego całego szumu wokół ich osoby oraz od ograniczeń i nakazów, więc Damon to chyba myślał, że Rhys jest na etapie gdzie szuka przygód i wyrwania poza schemat. Kang był z liderem zdecydowanie bliżej, więc jak mówił, że to skomplikowane to mu wierzył. Dobrze, że on nie miał aż tak skomplikowanych przyjaciół, bo Isaac to chociaż problemów nie sprawiał i nie musiał go kryć przed Lilith. A by krył! Tylko wiadomo, Moon był ostatnią osobą, którą by podejrzewał o coś takiego. Szanujmy się.
Ciekawe czy Effie przyjdzie do Songa aby się coś wypytać o jego kolegę. I czy jak mu opowie o ich spotkaniu w kręgielni, to ten jej w końcu powie, że chłopak ma kogoś w Korei. I to od długiego czasu. Skoro Lia ani Ezra tego nie zrobili chyba wierząc, że i tak się już nigdy nie zobaczą, to może Song jej otworzy oczy na to z kim ostatnio się dziewczyna bawi. A jak nie on… to możliwe, że zrobi to sam Danon.
- To z miłości, zupełnie jak u ciebie. - powiedział, zerkając na niego bardzo wymownie. No bo halo, on go obrażał każdego dnia, jeszcze był młodszy, zwracał się do niego bez szacunku i jeszcze jemu robił wyrzuty, że też potrafi na niego pyszczeć? No halo halo, a jakieś równouprawnienie w związku? On się nie zgadza na bycie szmaconym! Znaczy, zgadzał się, ale w inny sposób.
Ten moment w którym Kang nie mógł na niego spojrzeć dał mu znać, że coś się dzieje poważnego, bo on przecież nie odwracał się od niego, kiedy nic się nie działo. I przez to Damon zmartwił się jeszcze bardziej. Nawet jeśli nie dotyczyło to bezpośrednio jego, to jednak chciał być częścią wszelkich trosk i zmartwień narzeczonego, aby ten nie musiał sobie z nimi radzić sam. Po to był, aby Kang mógł się wygadać, wyżalić, ponarzekać, a nie trzymać to w sobie, zwłaszcza, że Kim to nie mógł na niego patrzeć jak był… No taki. Wystarczyło wejść na ten temat i już się wycofywał, a on tak szczerze mówiąc nie lubił kiedy było coś co go tak dołowało, a on nie wiedział co i nie mógł temu w żaden sposób zaradzić.
- Nie szkodzi. Tym lepiej. Ode mnie zbyt wielu gości też nie będzie. - odpowiedział z uśmiechem, raz jeszcze sięgając do jego głowy aby sprzedać mu buziaka w czubek. No jakby tak na to spojrzeć, to Kim mimo naprawdę ogromnej popularności, miał raczej dość wąskie grono znajomych i przyjaciół, których faktycznie chciałby zobaczyć u siebie na weselu. Większość idoli jakich znał, znał jedynie przelotnie - z programów gdzie czasami się widzieli. Każdy się kojarzył, ale rzadko kiedy przyjaźnił.
Damon swoich bully nie miał, zwykle go zostawiali w spokoju, w Australii nie było większego rasizmu, przynajmniej w jego szkole, a potem… potem wyjechał do Korei i zaczęło mu się układać. O Bailey słyszą tyle, że faktycznie była jego dobrą koleżanką swego czasu, więc jak teraz ją poznał osobiście to się troszkę zdziwił, bo nie tak ją sobie wyobrażał. Zwłaszcza kiedy przypominał sobie jej teksty i ton głosu, a także reakcję Kanga. Dlatego chciał wiedzieć o co chodzi… i wtedy Song się w końcu odezwał, a on grzecznie słuchał w milczeniu, bezwiednie gładząc chłopaka po ramieniu. Brewka mu drgnęła na jego słowa, kiedy powiedział mu co jego eks przyjaciółka opowiadała i co odwalała. No… mega niefajne zachowanie, jemu to już się lekko ciśnienie podniosło, takie działanie za plecami, obrabianie mu dupy i wbijanie noża w plecy, aby zająć jego miejsce. Jej zdecydowanie nie będzie na ślubie.
- Czyli jest o ciebie srogo zazdrosna. Brzmi jakby chciała zająć twoją pozycję. Pewnie sama chciała prowadzić dzieciaki dlatego cię podkopuje do Matta. Mało szlachetne. - powiedział spokojnie, nie bardzo też rozumiejąc dlaczego, zwłaszcza, że Kang to i tak miał zaraz wracać do Korei, nie? To była dla niego duża szansa i widać, że chłopak wkładał to całe serducho. On doskonale widział jak bardzo mu zależy na tym, aby dzieciaki sobie poradziły. - Może się boi, że ciebie ludzie bardziej polubią czy coś i spadnie ze swojego piedestału. - prychnął. Znał takie osoby. W ich karierze widywali je bardzo często i mieli z nimi sporą styczność, no ale najbardziej boli kiedy taką osobą okazuje się być niegdyś blisko przyjaciółka. Komuś zwyczajnie woda sodowa uderzyła do głowy. - Jesteś świetny w tym co robisz, Kang. Dzieciaki cię kochają, to widać. Masz z nimi super kontakt, słuchają cię, traktują jak kolegę, ale przy okazji trenera do którego mają respekt. Mam wrażenie, że czujesz się tu jak ryba w wodzie. - stwierdził, zerkając na niego, szukając chyba potwierdzenia tego co stwierdził. No bo wystarczyło na niego spojrzeć jako osoba postronna. Naprawdę się cieszył, że tam był.
Chciał mu jeszcze powiedzieć, aby robił co robi dalej i nie zwracał uwagi na jej bezczelne uwagi… No ale to Kang. On akurat wiedział, że w jego przypadku to nie było takie łatwe. Zwłaszcza, że zaraz powiedział, że skończy się ta maniana, kiedy wrócą do Korei. No właśnie.
- A ty chcesz tam wracać? - spytał, wciąż gładząc go po ramieniu, zerkając na niego, bo… no nie zdziwiłby się jakby nie chciał. Zwłaszcza, że już wspominał o zostawieniu Korei w której dotychczas żyli, bo tam było ciężko. Zwłaszcza dla nich. A miało być jeszcze gorzej. - Wiem, że kochasz to miasto i Millenium… a wiem też, że jak wrócimy to nie będziemy mieć spokoju. A jak patrzyłem na ciebie z dzieciakami to zwątpiłem, że powinienem cię stąd zabierać. - dodał.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  W postawie Songa prym wiodła lojalność. To było coś, co wychwalała Lia przed Damonem. Więc gdyby zapytano go o Rhysa, to... nie wydałby przyjaciela, oczywiście że nie. Ale też nie odesłałby takiej Effie z kwitkiem, bo też była dla niego ważna. Prawdopodobnie powiedziałby, żeby porozmawiała z nim samym o tym, a i jemu zwróciłby uwagę, że wypadałoby się przyznać. Chociaż nie sądził, że jakkolwiek głębiej by się miało to rozwinąć, no bo skąd?
  — Sriłości — odburknął, używając swojego koronnego argumentu. Sr+cokolwiek oczywiście wygrywało dyskusję, prawda? On go mógł obrażać, nękać, bić, gryźć i kopać, a Damon nie miał prawa przecież być złośliwy w stosunku do niego. Podczas stosunku z nim to już bardziej, ale nic poza tym! Jaka szkoda tylko, że coś tej zasady nie chciał pojąć i przyswoić - mimo wszystko nękał biednego Songa. Podobno kto z kim przystaje takim się staje, więc... Żmiję na własnej piersi wyhodowałeś Kang.
  Ale tej sriłości nie oddałby za nic, tak czy siak. Damon dawał mu ten komfort funkcjonowania, mógł przy nim być sobą, a jego "ja" wcale nie było takie do rany przyłóż. A Kim to wytrzymywał. Chociaż Song też nie był tak rażąco okrutny, nie mieszał go z błotem. Był po prostu upierdliwy. No gdzieś to Kim musiał odreagować, to najlepiej na Kangu.
  Wcisnął się mocniej w chłopaka po tym kolejnym buziaku od niego. Song nie potrzebowiał wiele do poprawy humoru. Chociaż tematyka naprawdę mu nie leżała. Ale właśnie takie małe gesty utwierdzały go w przekonaniu, że naprawdę może się otworzyć bo jest przy kimś, kto interesował się nim, kto dbał o niego. Przy kimś kto popierdalał przez Meksyk tylko po to, by złapać go za szmaty i powiedzieć, że popełnia błąd. Damon zazwyczaj był właśnie tym, który odwodził go od debilnych decyzji lub potem był tą osobą, która go wyciągała za szmaty z tarapatów, w które się władował przez te debilne decyzje.
  — To co? Twoja mama, moja mama i chłopaki? — Jemu więcej chyba do szczęścia nie było potrzeba. Bo kogo miał jeszcze zapraszać? Lię z Effie? No ewentualnie, ale wiadomo, że bez Ezry to tak... niezręcznie. Względnie kawałek Millenium, razem z Mattem. Ojca przezcież nie zaprosi. Więc tak kameralnie, czemu nie? Mingi to może w końcu ogarnie temat. Chociaż nie było co pokładać w nim wielkich nadziei. — I Hazel. Hazel jest w porządku. — Ale nie żeby już planował listę gości, czy w ogóle wybiegał z myślami tam. Tak tylko pociągnął żart. Skoro obaj nie bardzo mieli kogo to... A niby tacy popularni!
  Wyplucie z siebie tego, co go męczyło w jakimś stopniu dało mu ulgę. Bo nieco odciażyło jego psychikę, jak się podzielił tym wszystkim z chłopakiem. Był on powiernikiem jego zmartwień teraz.
  — Bailey raczej nie chce młodzików, nie ma do nich cierpliwości. Poza tym prowadzi teraz główną formację, więc... — Westchnął. A to dopiero gratka. Główna formacja była mega ważna, to był trzon Millenium. Musiała jej gula urosnąć, kiedy Matt uznał, że ją poprowadzi. Ale też kogo innego miałby wybrać do tej fuchy, skoro ona znała choreografię i była dobra.
  Ale Damon potem wskazał coś, co mogło mieć sens. Może kwestia tego, że chciała Millenium tylko dla siebie, a Songa traktowała jak zagrożenie, bo jednak on... no potrafił sobie zaskarbić sympatię innych. No i był dobry. Więc może faktycznie czuła, że Song jest silnym rywalem. Ale on nigdy nie wizualizował się w Milleniu, jako jego część. Przynajmniej nie odkąd powstało PTS(D). Ani też teraz. Za bardzo.
  — Dzięki. — Powiedział w końcu, wciskając mordę w niego. — Próbujesz się podlizać bo chcesz wrócić do tematu, który poruszyłeś przed tym? — Jakie to kochane, Song. Narzeczony okazuje ci wsparcie, buduje twoje poczucie wartości, które i tak miałeś przy podłodze, a ty mu tak odpowiadasz. No ale wiadomo, czasami sobie nie radził. Nie przytaknął mu jednak co do kwestii czy czuł się dobrze w tej robocie. To nie było istotne! To było i tak tymczasowe. Ku rozczarowaniu dzieci.
  Podniósł na niego spojrzenie usłyszawszy ostatnie zapytanie. Zmarszczył przy tym czoło. Zaraz jednak usłyszał to, co było powodem dla tego zapytania. Przywarł do niego mocniej, jednak nie spuszczając z niego spojrzenia. I uśmiechnął się lekko półgębkiem.
  — Ciebie też — chrząk, chrząk, gardło go bolało — kocham. A spośród wszystkich tych rzeczy to przy tobie czuję się najlepiej. — Powiedział, by zaraz potem westchnąć. No nie było dla niego łatwe mówienie takich rzeczy, ale czasem trzeba było. — Tak, wygrywasz z bandą dzieciaków w szkole i miastem aniołów w rankingu, gratuluję. — Przytaknął, wpełzając na niego. Poprawił narzutę, żeby nie piździło za bardzo, bo było i tak fajnie zagrzane. — Więc tak, chcę tam wracać skoro ty tam wracasz. Zresztą, jeśli faktycznie będę miał dość bycia idolem, a chcę żebyś wiedział, że w chwili obecnej mam — bo to wszystko przez te zakazy i ucisk, to że nie mógł być sobą, co niby teoretycznie mogłoby się zmienić, gdyby się udało — to w Seoulu stoi przecież OneMillion. — No to była też całkiem mocna szkoła, niejeden idol do nich zaglądał. Taki, hehe, Danon, żeby pogibać się do Bad Guy. — Ale póki co masz rzepa. — A to jego niedawno tak nazwał, że to niby Kim to był rzep, bo się do niego przyczepił. Oczywiście wtedy miało to być pieszczotliwe. — No chyba, że planujesz mnie porzucić. To wtedy i tak masz problem. — Bo z rzepami to tak było. Choć pewnie gdyby faktycznie kazałby mu spadać na drzewo i powiedział, że ma go dość i go nie chce to by zrobił takie "okay, bye" jak Anna we Frozen.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Sriłości. No tak, typowa odżywka Songa. Aż się na nią uśmiechnął pod nosem, bo to było dla niego takie charakterystyczne. A też znaczyło tyle, że argumenty chłopakowi się chyba pokończyły, więc musiał sięgnąć po swoją najsilniejszą broń. Co prawda Danon nie uznawał tego za jego wygraną, ale Kang chyba tak. Nie wyprowadzał go z błędu, ale swoje wiedział! Jak zwykle nie obrażał narzeczonego, tak czasami musiał mu odpyskować, aby się za daleko nie zapędzał. No i oczywiście w ten sposób mu też przypominał, że nie może sobie pozwalać na za dużo, bo jego ogromna cierpliwość i wyrozumiałość też miała swoje zapasy! Nawet do niego. I czasami po prostu musiał z czystej złośliwości mu dogadać.
I chociaż Song czasami naprawdę był nie do zniesienia, pożerał masę energii i był super upierdliwy, to jednak właśnie dla niego przemierzył ten cholerny Meksyk, aby mimo wszystko, kilkaset kilometrów dalej i tak się mu oświadczyć w nadziei, że przyjmie pierścionek oraz jego obietnicę spędzenia z nim życia. Naprawdę za nim szalał, jak głupi i zwyczajnie byłby bez niego nieszczęśliwy. Zapewne nigdy by się nie podniósł po rozstaniu, bo był przekonany, że to Kang był jego szczęśliwym zakończeniem. Ostatecznie życie by sobie jakoś ułożył, no ale… wiadomo, to nie byłoby to samo.
Uśmiechnął się lekko, jakiś taki rozmyślony i rozczulony, mocniej go do siebie przysuwając i opierając policzek o jego głowę. Wydał z siebie pomruk w geście zastanowienia.
- Jeszcze babcia z dziadkiem. I oczywiście dziadkowie Specter i Lexa. - bo oni to brali spory udział w jego wychowaniu, a Lexa to była dla niego jak siostra! Tak więc oni zaliczali się do rodziny, bo wciąż z nimi utrzymywał kontakt. Tak samo jak jego matka oraz babcia. I jakkolwiek Lię czy nawet taką Effie by mógł zaprosić, bo nie miał do nich nic przeciwko, to jednak ten Ezra to było zdecydowane nie. Jak wcześniej mógłby się ewentualnie ugiąć, tak po ostatnim jego występku nie było nawet takiej opcji. - No tak, Hazel koniecznie… tylko bez jej siostry. I za żadne skarby w świecie nie zapraszajmy Nero, bo mnie chuj strzeli na własnym ślubie. - powiedział, bo nawet jeśli to był kuzyn, to on był jak cholerny bully, którego wszyscy uwielbiali z jakiegoś powodu. No i nawet jeśli to było pociągnięcie żartu… to jednak fajnie było tak o tym porozmawiać, pogdybać. Z jakiegoś powodu było to przyjemne, kiedy tak myślał o wspólnym ślubie, weselu i życiu z Kangiem.
No to może nie chciała młodzików, ale Damon miał wrażenie, że zwyczajnie była zazdrosna i obawiała się postaci Songa, jako, że ledwo przyjechał po latach, a już Matt mu zaoferował posadę szkolenia dzieciaków, a cała reszta zwyczajnie go przywitała jak swojego syna marnotrawnego, który wrócił, zaakceptowała i pokochała. To właśnie Kang miał do siebie, nawet jeśli był małym upierdliwcem, to naprawdę nie dało się go nie lubić. Nawet sama Bailey się z nim przyjaźniła dopóki zazdrość nie przejęła nad nią kontroli! Tak więc był zdania, że dziewczyna zaczęła z nim rywalizować odkąd się pojawił, uważając go za zagrożenie dla swojej pozycji w Millenium. Z jakiegoś powodu. Wiadomego, no ale… właśnie, Kang miał tu być na chwilę.
Uśmiechnął się nieco szerzej i przyciągnął go do siebie, gdy mu podziękował. Zaraz potem jednak prychnął nieco rozbawiony pod nosem, zerkając na niego z góry.
- A to muszę się podlizywać? - spytał. Patrzcie go jaki pewny! Był chyba zdania, że wystarczyło się zacząć do niego dobierać i już by wystarczyło! Nie żeby zwykle działało, ale działało. Jednak Damon to wiedział kiedy sobie może na to pozwolić. Wyczuwał odpowiednie momenty i nastroje! No, prawie. Miejsca publiczne czy programy na żywo czasami nie były mu straszne, ale nigdy nie zaczynał go macać podczas poważnych rozmów czy jakichś pogrzebów! Aż taki pojebany i niewyżyty nie był!
No ale zadowolony i nieco rozczulony uśmiech to musiał mu się pokazać na mordzie, kiedy Kang przyznawał, że jego to też kocha. Nawet jeśli ciężko mu to przechodziło przez gardło, to jednak uwielbiał tego słuchać za każdym razem. Poczuł też to takie przyjemne uczucie w środku, gdy powiedział, że to przy nim czuje się najlepiej z tego wszystkiego! Nieważne gdzie, ważne z kim? Nie odzywał się jednak, słuchał go w milczeniu przez cały czas, a gdy na niego wpełznął, zaplótł swoje własne palce na dole jego pleców, lustrując go ciepłym spojrzeniem, nawet kiedy mówił, że ma dosyć bycia idolem. Zdawał sobie z tego sprawę, wiedział też dlaczego, ale… no o te nowe warunki też zamierzał dla nich walczyć po powrocie. Cieszył się jednak, że w razie czego, jakby jednak była opcja zostania w Seoulu, to miał jakiś plan. Przekrzywił lekko głowę, wciąż się w niego wpatrując.
- Serio? Myślisz, że po tym wszystkim ciebie porzucę? Nie ma takiej opcji. I mam nadzieję, że ty też o tym nie myślisz, bo już ci na to nie pozwolę. - powiedział. Jemu to nawet przez głowę nie przechodziło, więc… Kang musiał się pogodzić z tym, że wraz z przyjęciem pierścionka skazał się na wieczne życie przy boku Kima. No chyba, że właśnie faktycznie kazałby mu definitywnie spierdalać i to bez „kocham cię” na koniec. Wtedy chcąc nie chcąc musiałby mu pozwolić odejść, ale chyba wolał myśleć, że do tego nigdy nie dojdzie.
Przejechał dłońmi z dołu jego pleców na jego pośladki, aby się tam zatrzymać i zacisnąć powoli na nich palce.
- A wracając do tego co mieliśmy robić po powrocie… - zaczął, mimowolnie opadając na moment spojrzeniem na jego wargi, zaraz jednak wracając do oczu. - To jedzenie i film? - bo takie były plany! A to, że jego dłonie powędrowały z pośladków pod koszulkę Songa, opuszkami palców badając mięśnie na jego plecach, to sprawa drugorzędna. - Czy od razu deser? - spytał jakże grzecznie, wcale się do niego nie dobierając! Po prostu miał takie rozbiegane rączki. I tak trzeba było im przyznać order cierpliwości, że tyle wytrzymały na uwięzi! No dobra, może w szatni trochę się za bardzo rozbiegały, ale to też wina Kanga, że na to pozwolił i odpowiedział na pocałunek, a potem to rozkręcił, ok? Nie żeby miał go bardzo obwiniać. Bardziej obwiniał Srailey za to, że przyszła. W każdym razie, teraz jego łapy musiały sobie trochę powędrować, taka była ich natura, gdy Song był w pobliżu.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
- Tylko trochę. - powiedział. Pewnie jakby tak faktycznie przyszło co do czego to jednak… no lista gości byłaby spora. Gdyby mieli się skupiać na rodzinie i przyjaciołach, to chyba nie byłoby to tak skromne wesele. Oczywiście nie na kilkaset osób, nie zapraszaliby całego k-popowego świata, a ich rodziny… no były dość małe, ale za to jak się zajebiście bawiły! On już na przykład wiedział, że ich matki to jak się spotkają na weselu, to wyłoją całe wino i będą najgłośniejszymi gośćmi na całym wydarzeniu. Ale nawet jeśli takie będą, to dobrze, miała to być najlepsza impreza w ich życiu.
- Nie, jeśli to twój chuj, a nie jego. - odpowiedział, bo to akurat mu robiło już różnicę! Nie to, żeby za rodziną się nie stawiał, ale Nero to naprawdę potrafił zaleźć mu za skórę i to już od lat, a teraz wcale nie było lepiej. Teraz jeszcze jak miał Letty, która go jeszcze nakręcała to już w ogóle dramat. Wcale by się nie zdziwił jakby Nero wbił jak do siebie, zaczął się rządzić i zrobił z wesela jego dzień, a nie ich… ale nie zdziwi się też jak przyjdzie nawet jeśli nie zostanie zaproszony.
Naprawdę się domyślał, że Bailey i jej zagrywki utrudniały Kangowi życie. Wystarczyło spojrzeć jak się chłopak starał i stresował przy okazji, gdy chodziło o ten cały występ. I Damon naprawdę chciał mu pomóc najlepiej jak potrafił, przy obowiązkach i przy odciążeniu psychicznym związanym z jego eks przyjaciółką. Może był trochę przewrażliwiony na tym punkcie, ale nie chciał, aby cierpiał z tego powodu. Pewnie w sobotę, jak wszystko super wypadnie to Matt sam się przekona, że Kang był najlepszą możliwą osobą do tej roboty i sam będzie z niego dumny! I go pochwali, a jego pochwała musiała być dla Songa niesamowicie ważna jako, że był jego idolem oraz mentorem od lat.
Uśmiechnął się lekko, ale zerkał na niego dość wymownie.
- Zawsze się przymilam. Lubię zbierać u ciebie dodatkowe punkty. - które mógł tracić właśnie zaczynaniem średnio przyjemnych tematów. No ale Danon to Danon, teraz na przykład nie wiedział, że temat Bailey jest faktycznie nieprzyjemny, a jakby Kang mu wcześniej o tym powiedział, to by uniknęli takiej sytuacji i Kim by nie wspomniał o dziewczynie. W ten sposób byliby już po grze wstępnej. Znaczy co.
Nie chciał, aby Kang znowu się czuł mocno niekomfortowo w Korei, ale… no po powrocie raczej będzie to konieczne, zwłaszcza, że plan Danona był trochę rozłożony w czasie, ale kończył się na AMA’s. Sam fakt, że zostali nominowani dawał mu nieco większe pole do popisu, a przynajmniej na pewno dodawał pewności siebie, bo stanowili z Kangiem część zespołu, który… no dostał takie wyróżnienie. Może z tego powodu JYP jakoś lepiej na nich spojrzy? A może przez to, to on poczuje się pewnie, bo zespół należał do niego. Jak wszyscy członkowie.
- Czekaj, mogę go jeszcze przekroczyć czułymi, romantycznymi słówkami. Jestem w tym dobry. - bo jak się postara, to faktycznie mógł wyrzygać tęczę. Samemu dostałby wtedy cringe’u, ale warto było, jeśli przekroczyłby ten poziom ckliwości Kanga! To zawsze fajnie wyglądało jak się wzdrygał od nadmiaru słodkich, romantycznych gestów!
No a skoro już o romantycznych gestach mowa… to rączki Damona jakoś tak same przylgnęły do pośladków Kanga. To nie tak, że się do niego dobierał, ale skoro musiał cały dzień mieć je przy sobie, to teraz musiał spuścić je ze smyczy. Na ten uśmiech Songa jedynie odpowiedział takim samym uniesieniem kącików. Co złego to nie on przecież! Pewnie dlatego przeniósł je z jego tyłka na plecy! No ale kiedy jego narzeczony zaczął mu wypominać co takiego Damon rano mówił, to… no wiedział co sugeruje. Brewka mu więc charakterystycznie dla niego drgnęła, a gdy ten się podnosił na dłoniach i jeszcze chciał mu łapy wyciągnąć spod koszulki, to się z nim posiłował, odepchnął jego ręce i dość zgrabnym ruchem przerzucił chłopaka z siebie na bok, grzbietem na materac. Zawisnął nad nim podpierając się dłońmi o łóżko po jego bokach, dolną partią ciała jednak się z nim stykając.
- Zawsze możemy zacząć od końca. - mruknął, zaraz potem zbliżając się, aby zacząć powoli, ale namiętnie całować jego szyję, zostawiając na niej kolejne mokre ślady. Już i tak była oznakowana, zaczerwienienia nie zejdą jeszcze przez kilka dni, więc na razie skupiał się na tym, aby nieco rozpieścić swojego partnera. - Możemy też trochę to opóźnić. - mruknął w jego skórę między pocałunkami, zmierzając ku górze, do jego ucha, które owiewał swoim oddechem i pieścił językiem, bawiąc się płatkiem. - Zwłaszcza, że teraz jestem przeszczęśliwy. - wyszeptał do mu do ucha, wracając zaraz do powolnych, dokładnych pocałunków. Ciężar ciała przeniósł na jedną z rąk, drugą wślizgując się pod jego koszulkę, aby sunąć po gołej skórze na jego boku do góry i w dół, badając palpacyjnie każdy skrawek na swojej drodze. Z pocałunkami przeszedł w końcu na jego szczękę, kierując się do jest ust, aż w końcu wcisnął mu między wargi głęboki, namiętny, mocno przedłużony pocałunek po którym odsunął się na dosłownie milimetry. - No chyba, że naprawdę chcesz czekać. - bo jeśli chciał, to on nie miał serca, aby mu odmawiać!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
   Song nie prowadził jakiejś punktacji dla Kima, bo nawet jeśli to pewnie przez cały czas miałby ich w chuj, zwłaszcza patrząc na to, jak często wymieniał je na nagrody! Teraz po tym, jak dopadł go w tym Los Angeles, po przejściu przez Meksyk, to zaczął na nowo, ale z pulą startową bardzo wysoką, bo… no jakżeby Song miałby tego nie docenić. Jednak tych punktów nigdzie nie zapisywał. Zwykle w pamięci miał to, co było dobre, a czasem i to, co było kiepskie, bo i takie się zdarzały momenty. Tak, też się żarli. I nie, nie tylko z winy Kanga!
   — Błagam – nie. — Rzucił, bo naprawdę nie chciał otrzepywać się z tego zażenowania, które go łapało w pewnym momencie, gdy robiło się dla niego to już niewygodne by dalej tak celować w emocjonalność. Będzie musiał i tak się oswoić z tym, bo trochę byłby przypał, gdyby z własnego ślubu musiał wyjść. Tak w połowie powiedzieć „ zaraz wracam”, pójść za winkiel i się faktycznie zrzygać tęczą. Jego bestman by mu trzymał grzywkę i ogólnie jakie fajne, i kolorowe – bo tęczowe – wspomnienia. Tak więc to było do poprawy, bo raczej by nie chcieli czegoś takiego. Damon miał cierpliwość do tego, to jasne, ale w takim dniu? Chociaż w takim dniu to się przerabiało różne nieplanowane scenariusze. Jak napad śmiechu czy wywracającego się na twojego partnera świadka, przez co oboje wpadli do sadzawki. Na wszystko trzeba było być gotowym. Na rzyganie tęczą też.
   To nie tak, że mu odmawiał. Nie tak, że się stawiał. Zwyczajnie robił mu na złość, sobie przy okazji też. Bo przecież nic nie stało na drodze teraz, aby się faktycznie trochę poprzytulali. Fakt faktem, że byli zmęczeni, taki Kim to już pewnie niesamowicie – skoro nie przespał pełnej ósemki nawet, ale mieli jeszcze dla siebie spory kawał dnia, skoro było to dopiero późne popołudnie – no dobra, wieczór – no i całą noc. Więc jeśli podejdą do tego rozsądnie (ehe) to i się faktycznie poprzytulają i może wyśpią. Tym bardziej, że też nie musieli się zrywać z samego rana (chyba, że będzie im się chciało schodzić na hotelowe śniadanie, ale to wątpliwe).
   Co nie zmieniało faktu, że nie omieszkał mu wspomnieć, że na liście rzeczy, dzięki którym miałby być Damon przeszczęśliwy był tylko wspólnie obejrzany film i jedzenie.
   Ale skoro Damon w ten sposób wykładał sprawę (sprawą miał być Kang, faktycznie wyłożony na materac), to co on mógł na to poradzić? Jak mógł się stawiać? Już mu wczoraj odmówił przez to swoje poczucie obowiązku (co prawda nie odmówił mu ogólnie, ale podejścia drugieg), więc dzisiaj to byłoby raczej ponad jego możliwości.
   — Mhmmm — Mruknął przeciągle, niby to nieprzekonany (bo przecież rozchodziło się o tę „przeszczęśliwość Damona), zwyczajnie rozpływając się pod każdym kolejnym pocałunkiem złożonym na jego skórze. No na to nie mógł nic poradzić. Tak na niego działał. Co mu zostało? Chyba tylko wypuszczenie całego powietrza z płuc, kiedy tylko tamten przeniósł się z pieszczotami na jego ucho. Jego ciało niby się rozluźniało, ale spiął je niekontrolowany dreszcz, kiedy usłyszał kolejne słowa chłopaka, bo nawet jeśli brzmiało to banalnie, to chyba odpowiednio połechtało to ego Songa – fakt, że Damon mu przyznał, że teraz jest przeszczęśliwy. Teraz, czyli tutaj i z nim, no i robiąc to co robił.
   Nie odpowiedział mu już nic, nie mruczał na niego powątpiewająco, a przeniósł w końcu ręce na jego plecy, by zapakować się nimi pod jego koszulkę, na jego skórę. Przebiegał niespiesznie swoimi palcami po niej, kierując się ku górze, potem już tylko rysując go paznokciami w momencie, w którym ten wcisnął mu na mordę pocałunek. Nie mógł go nie odwzajemnić, w tym momencie będąc skupionym już tylko na tym. Bo palce w jego skórę i mięśnie to wczepił już nieświadomie.
   — Ale ty to jednak masz debilne pomysły. — Odmruknął, w tym momencie to wszystko zrzucając na Damona. Że to niby jego pomysł, żeby się wstrzymać i najpierw ogarnąć to całe jedzenie i film. Bo przecież to nie Kang słynął z tego, że te jego decyzje nierzadko były głupie i nieprzemyślane! Ale jak coś, to teraz to był pomysł tylko Kima, nie jego!
   Nie zamierzając się chyba z nim targować, bo Kim to miał głupie pomysły, więc uzna je jako niebyłe, chwycił za krawędzie jego koszulki z zamiarem ściągnięcia jej, bo wcale nie było już tak zimno! A potem sam wychylił się w jego stronę, aby go pocałować, jednocześnie zaciskając palce jednej dłoni na jego karku, żeby mu przypadkiem nie uciekł. Z kolei wsparł się na łokciu drugiej ręki, też żeby mieć jakiś większy zakres ruchu, a nie taki placek na poduszce, bo choć wygodnie, to jednak musiał walczyć, nie? Tym bardziej, że Kim chyba znowu próbował go sobie podporządkować.
   Musiał się stawiać. Albo chociaż wiarygodnie udawać, że się stawia.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ