25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Obrazek
Port Adelaide

Ile to dni minęło od kartki w kalendarzu wyznaczającej dzień, w którym zmieniło się wszystko? Nie liczyła, nie umiała, nie chciała… Z braku motywacji, chęci do kontynuowania starego, spokojniejszego życia, Su zaczęła kombinować. Początkowo były to zwykłe wyjścia w miejsca kompletnie nieprzeznaczone dla kruchych blondynek. Później przypałętało się złe towarzystwo, a na końcu stwierdziła, że prawdopodobnie sama kusi los pchając się w sytuacje o wysokim ryzyku, bo właśnie tak miała w zwyczaju je nazywać. Jeszcze w Seattle dwukrotnie wpakowała się w tarapaty, które, o dzięki panie… skończyły się jedynie na nerwach i szybkiej ucieczce. Kiedy to było? Rok? Może dwa lata temu. Od tego momentu kilka rzezy uległo zmianie. Mianowicie się rozwiodła i znalazła nową miłość.
Ale byłego męża zabiła jakkolwiek banalnie to nie brzmi… a miłość zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Zmuszona do przeprowadzki zmieniła miejsce zamieszkania zostając zupełnie sama w dużej willi na totalnym zadupiu. Bo właśnie tym było dla niej Lorne. Zadupie też miało swoje plusy o czym przekonała się całkiem niedawno. Mianowicie pchając tutaj do przodu swoją egzystencję i prowadząc zakład pogrzebowy, miała niemal pewność, że nie jest pod lupą wścibskich glin i czujnych sąsiadów. Słowem – raj dla krętaczy. A Su zabawa w złych i dobrych niesamowicie pociągała. Tyle, że ona zawsze stawała po ciemnej stronie mocy wykonując różne zadania. Najczęściej był to przemyt na niewielką skalę i bardzo często wiązało się to z jej zakładem pogrzebowym ale dziś było inaczej…
Na miejsce pojechała autem, rzecz jasna wynajętym a z podróży zrobiła wycieczkę zatrzymując się w hotelach lub pensjonatach prowadzonych przez prywatnych właścicieli, żadne sieciówki nie wchodziły w grę.
Tak czuła się bezpieczniej.
Sprawa wyglądała na prostą a Murphy nie miała żadnych złych przeczuć. Miejsce spotkania nie było przypadkowe, Su była tutaj już kiedyś przez co czuła się pewniej. Dzień był ciepły, a port o tej porze przestawał tętnić życiem. Kobieta ubrana zupełnie przeciętnie nie rzucała się w oczy zwłaszcza, że w dłoni niosła poprzecieraną aktówkę więc najpewniej gdzieś tutaj pracowała – przynajmniej chciała aby tak myślano.
W jednym z rzędów między kontenerami ustawionymi niczym martwe mury starego miasta, miała spotkać Bruna. Bruno był Niemcem w średnim wieku z piwnym brzuchem i bardzo nieprzychylnym stylu bycia. Był małomówny i ogólnie rzecz biorąc niesympatyczny więc nie nastawiała się na długą i soczystą konwersację, raczej rzeczowe i krótkie spotkanie.
Wymiana…coś za coś.
Ale wewnątrz starego magazynu nie było nikogo. W dodatku wdepnęła w jakąś paskudną plamę na ziemi.
– Gdzie się podziewasz grubasie – syknęła pod nosem czując chwilę później gwałtowne pociągnięcie za włosy. Niemal w jednej chwili straciła równowagę a coś oplotło jej szyję. Do nosa wdarł się smród smaru i potu.
– Puszczaj! – krzyknęła wierzgając tak jakby to miało jej pomóc.
– I tak Ci to nic nie da – [/b] odezwał się trzymający ją w uścisku bez większego wysiłku mężczyzna spluwając tuż obok… ogromna plama okazała się plamą krwi! Ścieżka kropel prowadziła za stos plastikowych pojemników. To właśnie w tamtym kierunku zaczął ciągnąć ją oprawca. Krzyczała, piszczała, wręcz zdzierała gardło…zamknęła się dopiero widząc trzech gości stojących nad czymś co kiedyś miało na imię Bruno. Obecnie to co z niego zostało wyglądało jak zarżnięte prosie z rozbitą czaszką.
– Nie martw się. Z Tobą się najpierw zabawimy – rzekł najniższy z całej paczki sięgając do klamry od paska…


Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
30. + Outfit

Sameen ostatnimi czasy zaczęła przyjmować kontrakty na terenie Australii. Normalnie by tego nie zrobiła, bo nie chciała być świadoma tego, że Australia, gdzie ma rodzinę i przyjaciół, również jest miejscem, w którym dochodzi do przestępstw, które wymagają jej usług. Owszem, to właśnie z tego kraju została uprowadzona jak była dzieckiem, ale głupio i naiwnie przez jakiś czas wierzyła, że te czasy dawno minęły. Niestety, myliła się. Zaczęła jednak przyjmować te kontrakty, bo teraz, jak już zaczęła nawiązywać głębsze relacje z ludźmi to gorzej było jej wyjeżdżać i opuszczać miasto na dłużej. Chciała być blisko tych ludzi, a jednocześnie nadal chciała zarabiać pieniądze. A zdecydowanie nie widziała siebie pracującej w spożywczaku czy na polu. Potrzebowała być w terenie i potrzebowała zabijać.
Od jakiegoś czasu dosyć systematycznie pracowała z pewnym przedsiębiorcą z Adelaide. Miał jakąś firmę, która za dnia działała dosyć legalnie, a nocą zamieniała się w okropne miejsce. To jednak Sam nie interesowało. Dopóki miała płacone za swoje usługi to kontrakty przyjmowała. A faceta o dziwo lubiła. Był sympatyczny, rozmawiali dużo o książkach i przedstawił ją swojej rodzinie. Dwa razy nawet zdarzyło jej się być na rodzinnym obiedzie, który przygotowała jego żona razem z córkami. Odnosiła też wrażenie, że jego siedemnastoletni syn podkochuje się w Sam, co nieco jej schlebiało, ale jednocześnie przerażało. Tak czy siak przyjechała do Adelaide właśnie na jego prośbę. W okolicy znowu pojawił się jakiś gang, który próbował zabłysnąć i się wybić. No i chcieli się wybić za wszelką cenę. Nie szanowali zasad ustalonych przez gangi, które już istniały. Robili co im się żywnie podobało.
Sameen dostała cynk o wymianie, do której miało dojść. Do docelowego miejsca dotarła na motorze, później przeszła dwa kilometry na pieszo z plecakiem ze sprzętem, wkradła się na teren doków i wspięła się na żurawia, który akurat dzisiaj nie był obsługiwany. Stąd miała idealne miejsce do obserwacji. Nie wiedziała tylko, że już dotarła za późno, żeby uratować Bruna. Rozłożyła karabin snajperski, przyjęła wygodną pozycję i obserwowała przez lunetę teren. W końcu dostrzegła kobietę i dosyć szybko rozpoznała znajomą twarz. Nie widziała jej już kilka miesięcy, ale szybko powiązała ją z dwiema podobnymi akcjami. -No nie wierzę... - Mruknęła sama do siebie z uśmiechem na twarzy. Obserwowała przez lunetę jak kobieta zostaje zaatakowana od tyłu przez mężczyznę. Sam przeklęła pod nosem. Z tej pozycji nie mogła ryzykować strzelając. Mogła tym samym pozbawić życia nieznajomą, a tego nie chciała. Złożyła pospiesznie karabin, Wsadziła go do plecaka, na linie zjechała z żurawia i zaczęła szybko przemieszczać się między kontenerami. W międzyczasie odbezpieczyła broń, którą miała w kaburze na udzie i założyła tłumik. Stanęła przy kontenerze i nasłuchiwała obrzydliwych słów mężczyzn.
-Nie, proszę. - Wyszła zza kontenera. -Zabawcie się najpierw ze mną. - Powiedziała błagalnym tonem głosu, podniosła dłoń z bronią w ręku i oddała trzy celne strzały w głowy mężczyzn czekających na to, żeby zabawić się z Susan. Później wycelowała broń w nią i mężczyznę, który ją trzymał. -Daję ci wybór. Puszczasz dziewczynę, bierzesz towar i spierdalasz stąd zapominając o tym co się wydarzyło. - Zaproponowała podchodząc nieco bliżej. -Albo skończysz jak koledzy. - Wskazała na trzy ciała. Sama na nie spojrzała i zobaczyła martwego Bruno. -To jak? -Dopytała i w tym samym momencie mężczyzna odepchnął od siebie Susan, chwycił jej aktówkę i zaczął uciekać. Po trzech sekundach Sam strzeliła mu w tył głowy. Opuściła broń i spojrzała na Su. -Masz nieznośną tendencję do pakowania się w kłopoty, co? - Zapytała i nawet się uśmiechnęła. -Umiesz strzelać? - Zapytała i wyciągnęła z kabury przy żebrach mniejszą broń. -Jest ich tu więcej. Twoje krzyki zapewne ich zaalarmowały i ktoś przyjdzie sprawdzić co się dzieję. Potrzebuję, żebyś mnie osłaniała, a może uda mi się nas stąd wydostać. - Zaproponowała, ale jeszcze nie podała broni kobiecie. Zamiast tego podeszła do Bruna i kucnęła przy jego zmasakrowanych zwłokach.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Niekiedy zdolność Murphy do przyciągania kłopotów zadziwiała ją samą. Ilekroć była przekonana, że wychodzi na prostą, życie płatało jej figle sprawiając, iż znów musiała jakoś wydostać się z opresji. Lub (tak jak dziś) liczyć na pomoc kogoś z zewnątrz.
Sytuacja wydawała się bez wyjścia a to jak głośno krzyczała młoda kobieta i jak mocno kopała przeciwnika był niczym innym jak wyrazem desperacji najgłębszej z możliwych. Widziała już krew w swoim życiu, widziała dużo krwi. Ba! Sama przyczyniła się pewnego razu do jej upuszczenia z pewnego spasionego świniaka, któremu udało się wcisnąć jej na palec obrączkę kilka lat wcześniej. Co innego znajdować się w roli kata, a co innego odgrywać ofiarę. Su nie umiała przyjąć z honorem wizji nadchodzącego końca. Szczerze wątpiła aby ktokolwiek mógł zaakceptować podobny stan rzeczy więc walczyła jak tylko umiała. I gdy była już w przeświadczeniu, że to koniec, że za kilka/kilkanaście minut podzieli los starszego faceta, którego zwłoki leżały bezwładnie na betonie, pojawiła się ona.
Kim była? Kimś kto już kiedyś przewinął się w życiu Su pozostawiając za sobą gęstą mgłę wspomnień. Nie znając jej imienia ani nazwiska, wiedziała, że istnieje i zjawia się najczęściej tam gdzie w grę wchodzi kasa i banda osiłków pozbawionych karków.
Strzał, jeden, drugi, trzeci, wszystkie celne. Uścisk na szyi Murphy wzmocnił się a jej twarz pokryły pojedyncze kropelki krwi z czaszki stojącego najbliżej porywacza. Musiała stanąć na palcach aby jakoś łapać i tak niewielkie porcje powietrza. Jęknęła gdy jej osobisty oprawca odsunął się kilka kroków w bok i upadła na kolana kiedy odepchnął ją gwałtownie. Pukle blond włosów przykleiły się do wilgotnego od krwi czoła zaś spragnione powietrza płuca zmusiły ją do szybkiego oddechu.
Gdy uniosła spojrzenie napotkała wzrok swojej wybawczyni i dłoń ułożoną na wypukłości.
Padło pytanie wymagające niezwłocznej odpowiedzi.
– Mój były prowadził zajęcia strzeleckie– było to jednoznaczne z tym, że jej umiejętności są o wiele większe niż przeciętnego Kowalskiego , który co najwyżej trzymał w dłoni jedynie śrutówkę.
Kilka głębszych wdechów postawiło Susan na nogi podczas gdy „nieznajoma” przyglądała się temu co zostało z Bruna. W tym czasie myślenie oszołomionej blondynki wróciło na właściwe tory. Wyrzut adrenaliny rozjaśnił myślenie powodując, że pochwyciła aktówkę rozglądając się.
Cisza… nie lubiła jej w takich sytuacjach ponieważ nie zwiastowała niczego dobrego.
– Spadajmy stąd póki nikogo nie ma – ledwo skończyła zdanie gdy w drugim końcu magazynu przewrócił się pojemnik. A może to stało się zaledwie kilka metrów od nich? – Broń – wyciągnęła dłoń licząc na chociaż połowiczne zaufanie. Skoro uratowała jej tyłek, to wypadało się odwdzięczyć, prawda ?

Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową.
-Co jest bardzo ważne, to to, że nie będziesz w nikogo strzelać, okej? Będziesz tylko mnie osłaniać. – Nie wiedziała, że Susan już miała na swoim koncie zabicie człowieka. Na chwilę obecną Murphy była dla niej tylko młodą dziewczyną, która chyba potrzebowała jakiegoś dreszczyku emocji, więc pakowała się w takie sytuacje. Albo miała taką pracę, w której po prostu nie była zbyt dobra, skoro Sameen musiała ją co jakiś czas ratować. Tak czy siak, Sam nie mogła sobie pozwolić na to, że Susan mogłaby kogoś postrzelić śmiertelnie, a później panikować i dochodzić do siebie po zamordowaniu człowieka. Pierwsze morderstwo nigdy nie było łatwe i w tym przypadku telewizja i filmy nie kłamały. Twarz twojej pierwszej ofiary potrafiła prześladować cię do końca życia. Sameen tak miała przez kilka lat. Aż w końcu miała na swoim koncie tyle morderstw, że twarze jej ofiar zaczęły się zlewać i z czasem przestała się nimi przejmować. Jednak zajęło jej to kilka lat. Nie miała kilku lat, podczas których niańczyłaby Susan.
Sameen żałowała, że nie zdążyła uratować Bruna. Kucała przez chwilę przy jego zwłokach i przeklinała go w myślach za bycie bezmyślnym. Przeszukała szybko jego ciało, musiała się upewnić, że nie ma przy nim nic co nie powinno się znaleźć w niepowołanych rękach. Na szczęście Bruno był czysty.
-Już tu są. – Odpowiedziała beznamiętnie. Nie mogli wparować sobie ot tak, na bank skradali się i czekali na odpowiednią chwilę, żeby wejść. Spojrzała na wyciągniętą dłoń kobiety i parsknęła śmiechem. –Pamiętaj. W nikogo masz nie strzelać. Strzelasz ponad nich. Ja się zajmę resztą. – Powiedziała raz jeszcze i sięgnęła do kieszeni i wyjęła gumkę do włosów. –Zwiąż włosy. – Poinstruowała kobietę i jak już to zrobiła to wręczyła jej broń. –Trzymaj się blisko mnie i osłaniaj moje tyły. – Powiedziała i sprawdziła ile ma naboi w magazynku i kiwnęła głową na Susan żeby szła za nią. Zdążyły zakręcić za kontenery i rozległy się strzały. Niektóre pociski trafiły w miejsce, za którym dopiero co zniknęły. –Kurwa. – Przeklęła i przyspieszyła kroku. –Wiesz jak stąd wyjść? Wychodzi na to, że ja będę musiała osłaniać tyły. – Wyszeptała i w tym samym momencie wystrzeliła parę razy trafiając mężczyznę, który nie spodziewał się strzałów.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Jasne – z własnej, nieprzymuszonej woli Su nikogo nie zabije ani nie postrzeli. Zrobiła to w życiu raz ale tylko dlatego, że musiała chronić własny tyłek. W tamtej sytuacji sprawa wyglądała niezwykle prosto, albo on, albo ona. Wybór nie podlegał żadnej dyskusji a działanie było podyktowane zwierzęcym instynktem przetrwania. Trudno zastanawiać się nad poświęceniem albo oceniać swoje szanse w starciu z ponad stu kilogramowym mężczyzną, który zalany jest w pień. Ale i tym razem Dawid pokonał Goliata. Właściwie to pokonała go pusta butelka po winie o grubym, zielonym szkle. Tak, dokładnie ten obraz stanął jej przed oczami w chwili gdy przejęła broń. Szaleńcza gonitwa myśli i kolejne spostrzeżenie – ilu ludzi zabito z tej klamki i dlaczego Susan tak beztrosko zostawiasz na niej swoje odciski palców.
Bardzo nierozsądne posunięcie.
Słowa o zakazie strzelania w ludzi brzmiały dla niej jak wyrok. To tak jakby Sam postawiła ją na autostradzie i zakazała ucieczki. Nie mogła bezwzględnie zakazać jej możliwości obrony chyba, że… magazynek był pusty ale odczułaby to. Waga kul robi swoje.
– Czujesz? – Murphy skrzywiła się gdy w powietrzu uniósł się odór… czegoś chemicznego? To najpewniej z przewróconej beczki. Zapach drażnił nos i jak dla niej było to coś łatwopalnego co jeszcze bardziej zmotywowało do ucieczki. Bo co jeśli Ci goście wpadną na pomysł aby podpalić magazyn? Nawet jeśli obie kobiety uchronią się przed płomieniami to najpewniej zatrują się oparami z rozlanych cieczy.
– Ok – stworzyła prowizorycznego kucyka, który miał okiełznać jej rozwiane do tej pory kosmyki. Na przyszłość (o ile takowej doczeka) będzie pamiętała aby na podobne wyprawy zabierać ze sobą bardziej przyziemne rzeczy bo niby to tylko fryzura, a tak wadzi!
W tej chwili najważniejsza była aktówka i jej zawartość, nikt nie pozwoli aby coś się z nią stało ponieważ mówiąc najprościej – była sporo warta. Nic więc dziwnego, że Su nie rozstawała się z nią nawet przez chwilę.
– Tak. Mam samochód całkiem blisko ale będziemy musiały biec – w chwili gdy padły kolejne strzały, nogi Su ugięły się w kolanach. Echo roznosiło się głośno po starej hali i jak nic zaraz rozlegną się dźwięki nadjeżdżającej policji. Trzeba wiać i to jak najszybciej. Tu nie było czasu na analizę, na podejmowanie lepszych lub gorszych decyzji. Szybka reakcja po kolejnych strzałach była dla kobiet jedynym wyjściem. Jeśli nie teraz, to już prawdopodobnie nigdy.
– Szybko! – wskazała układ pojemników tworzący wąski korytarz. Smród szczypał w oczy i drażnił gardło. Opary zdawały się coraz intensywniejsze. Pojedynczy pocisk przeleciał tuż nad uchem blondynki nim ta ostro skręciła w prawo. Jeszcze jeden strzał i głośny bieg kogoś kto wcale nie ważył mało. – Tutaj – wskazała kawał blachy pokryty wykwitami z rdzy. Płat był mocno odgięty i najwyraźniej robił za dodatkowe przejście dla bezdomnych lub złodziei. To właśnie tędy obie wyszły na zewnątrz choć nie bez szwanku bowiem Susan zbyt pospiesznie przeciskając się przez otwór, nabawiła się pięknej szramy na prawym ramieniu. Mimo tego, że krwawiła, nie zwracała teraz na to uwagi. Najważniejsze to dobiec do auta, odpalić je i dać gaz do dechy.


Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Poczekaj. - Powiedziała i złapała dziewczynę za nadgarstek. Nie wiedziała jak bardzo ta byłaby posłuszna Sam. -W razie jakiegoś poważnego zagrożenia... strzelaj. - Sameen nie chciałaby doprowadzić do sytuacji gdzie Susan byłaby atakowana przez kogoś, ale słuchając Sam, nie oddałaby żadnego strzału. To samo miało się do sytuacji gdzie Sam potrzebowałaby pomocy, a Su by jej nie pomogła, bo przecież miała zakaz używania broni. Chciała żeby dziewczyna miała tego świadomość. Ciałem byłoby ostatnim zmartwieniem. Sam mogłaby przypisać zabójstwo sobie. I tak nikt nigdy nie namierzy ani jej ani broni, z którego doszło do zabójstwa. Już ona dbała o to, żeby posługiwać się bronią, która nie była zarejestrowana.
Wytężyła węch próbując wyczuć to o czym mówiła dziewczyna. W jej nozdrza zaraz dostał się chemiczny zapach. -Tak. - Przyznała i podążyła za wzrokiem kobiety i spojrzała na przewróconą beczkę, z której coś wyciekało. -Biegnij. - Ponagliła ją chociaż wcale nie musiała. Widziała, że Susan była przerażona ewentualnym wybuchem tak samo jak ona. Ostatnią rzeczą jaką Sam chciała to było zginięcie w tak okropny sposób. Albo stracenie w ten sposób twarzy czy gładkiej skóry, o którą tak namiętnie dbała. Była za młoda, żeby pokiereszować swoją śliczną twarz.
-Okej. - Pokiwała głową kiedy się zatrzymała, żeby oddać parę strzałów w kierunku goniącej ich grupy. Tym razem nie zależało jej na tym, żeby wycelować i trafić. Chciała ich zatrzymać, chciała, żeby przez chwilę myśleli, że Sam i jej towarzyszka zajęły idealną pozycję do tego, żeby ich zabić. -W razie gdybyś dotarła do auta pierwsza... byłoby miło gdybyś dała mi trzy minuty i poczekała. - Wyszczerzyła się w jej stronę. -Jeśli nie pojawię się w ciągu trzech minut, albo zobaczysz na horyzoncie, któregoś z naszych nowych kolegów, to masz moją zgodę, żeby uciekać. - Jeśli zobaczy ich to będzie oznaczało, że Sam prawdopodobnie zginęła. Albo znalazła inną drogę ucieczki. Na szczęście nie planowała dzisiaj umrzeć. No i nie planowała umierać przy wodzie, bo wiadomo, że wilgoć nikomu nie służyła. A jej dodatkowo nie służyło umierać przy chemikaliach i przy smrodzie ryb, który jednak zawsze się gdzieś unosił w otoczeniu zbiorników wodnych.
Cieszyła się, że nie trafiła na jakąś ciemnotę, która nie wiedziała co robić w takich sytuacjach tylko rzeczywiście na kogoś kto nie panikował, a wręcz był bardzo pomocny. Dzięki temu, że Susan prowadziła je ku wyjściu, Sameen mogła się skupić na tym, żeby osłaniać ich tyły. -Dajesz, mała. - Dopingowała Susan kiedy ta odginała blachę, żeby obie mogły się tam przecisnąć. Kiedy Murphy działała, Sam przykucnęła przy zakręcie i zajęła się ostrzeliwaniem goniących ich mężczyzn. Co jakiś czas chowała się, żeby przeładować broń, albo schronić się przed ostrzałem. W pewnym momencie źle oceniła sytuację, wychyliła się za szybko i oberwała w ramię, w okolicach obojczyka. Wydała z siebie jakiś zduszony okrzyk, przeklęła i ruszyła za Susan, która w tym czasie zdążyła odchylić blachę na tyle, że obie się tam zmieściły. -Gdzie masz auto? - Zapytała, a kiedy Susan wskazała odpowiedni kierunek to Sameen, trzymając się za postrzelone ramię wskazała drogę, którą miały się kierować. -Nie możemy biec od razu do auta, bo będziemy za bardzo odsłonięte. - Wyjaśniła, żeby Murphy nie pomyślała, że Sam chce ją wyrolować.

Susan Murphy
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Pociągnięta ku tyłowi zatrzymała się gwałtownie obracając głowę w kierunku Sam. Przyjęła to co tamta miała do powiedzenia i bez cienia skruchy wyznała szeptem – I tak bym strzelała – już nie była typem ofiary.
Już nie…
Jeszcze jakieś dwa lata temu wielce prawdopodobne, że ze spuszczoną głową wykonywałaby każdy rozkaz, nawet jeżeli nie byłby on racjonalny pod żadnym względem i mógł doprowadzić do utraty zdrowia a nawet życia. Ale ten okres minął bezpowrotnie pozostawiając po sobie coś czego nie da się pozbyć. Nawet jeśli bardzo chciała to nie mogła wyrzucić wspomnień. Duża ich część była bolesna i wywoływała dziwny, pulsujący ból wewnątrz. To było coś, co trudno opisać a najpewniej miało ścisły związek ze strachem jaki towarzyszył jej za każdym razem gdy w progu witała „kochanego” męża. Ale przecież jego już nie było… Nie było podstępnej gry i psychicznego terroru jakim raczył ją każdego z pieprzonych dni.
Dlatego teraz słuchała wyłącznie siebie.
– Nie martw się o to – Su miała swoje zasady i nigdy nie zostawiłaby w potrzebie kogoś, kto uratował jej 4 litery. Nawet jeśli była bardzo stanowcza i niekiedy jej podejście nie było zrozumiałe to mimo wszystko można na niej polegać.
Blondynka pokiwała głową przyjmując do wiadomości pozwolenie na opuszczenie miejsca zbrodni i całego bałaganu jaki wyplątał się podczas prostego przekazania teczki. To miała być taka czysta i prosta robota z dużymi profitami. Aż trudno uwierzyć do jakiej rangi skomplikowania urosła sprawa i co najważniejsze – gdzie w tym wszystkim był zdrajca, który poinformował zorganizowaną grupę o miejscu i godzinie. Choć zagrożenie ciągle wisiało nad ich głowami, Murphy zastanawiała się kogo obciążyć oskarżeniem o taki rozwój sytuacji. Mając kilka typów już na starcie kopnęła ostatni raz fragment blachy i odgięła go na tyle aby móc przejść. W momencie gdy wystarczyło odepchnąć się od brudnego betonu i dać susa w stronę wolności, usłyszała strzał i jęk. Odwróciła głowę słysząc szum krwi w uszach. Była zdenerwowana, spanikowana, ale ciągle jej umysł działał na tyle trzeźwo aby nie zatrzymywać się tylko brnąć w to wszystko dalej. – Tam – wskazała kierunek ruszając jednak w drogę obraną przez Sam. Była dłuższa, bardziej kręta ale gdy już dostały się do samochodu, Su odpaliła silnik i z piskiem opon ruszyła przed siebie dysząc jak po maratonie. – Trzymaj się – spojrzała na sączącą się przez ubranie krew. Nie był to widok, który wprawił ją w zachwyt ale nie było innej możliwości niż szybka ucieczka.

z/t x 2

Sameen Galanis
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ