rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
9
look

Dawno nie cieszył się z tak prozaicznej rzeczy, jaką była przejażdżka po bezkresnych drogach Australii. W pewien sposób kryło się w tym coś magicznego. Był sam ze swoją maszyną oraz własnymi myślami. Silnik pracował na pełnych obrotach, nie zagłuszony żadną sączącą się z radia muzyką. Z łokciem podpartym o drzwi i powiewającymi od pędu włosami, które co chwila przesłaniały mu twarz przemierzał malownicze krajobrazy Queensland, brnąc z powrotem do Lorne Bay. Stare, bądź jak on wolał je nazywać, klasyczne Ferrari w kolorze Royal Blue zawstydzało współczesne samochody nawet po tylu latach, przykuwając uwagę innych kierowców.
Złapała go nawet pewna nostalgia, bo zawsze wsiadając do swojego ukochanego auta przypominał sobie przejażdżki z ojcem, do którego wcześniej ów maszyna należała. Jako dorastający dzieciak siedział w fotelu obok ciesząc się przygodą tak samo jak teraz oraz czasem, spędzanym ze swoim rodzicem. Będąc nastolatkiem, nie raz i nie dwa wpadał w kłopoty pożyczając je sobie głównie po to, by zaimponować dziewczynom. Zdecydowanie za późno dotarł do niego fakt, ile ten staruszek znaczył dla jego ojca. Dzisiaj, oddałby go za darmo, by móc powrócić do tamtych momentów raz jeszcze. W głębi duszy był jednak pewien, że chciałby, aby kiedyś odziedziczył samochód po nim. Szkoda, że nie dane mu było usłyszeć tego wprost.
Wspomnienia przeplatały się z własnymi myślami nad dotychczasowym życiem, osiągnięciami i przyszłością. Nie należał do tych osób, które planowały na kilka lat do przodu. Żył z dnia na dzień, ciesząc się życiem, jakie posiadał i jakie mógł wieść. Warto jednak było czasem zrobić mały rachunek sumienia. Chciał mieć stuprocentowe przekonanie, że powrót do Australii i ścieżka zawodowa, jaką wybrał jest tym, co przynosi mu radość i satysfakcję. Nie lubił być zagubiony w myślach, jak życie wyglądałoby, gdyby robił coś innego albo pozostał po studiach w Kalifornii.
Charakterystyczny skwierk ocierającego się o siebie metalu wyrwał go nagle z tej sielankowości, który przyprawił go o nagłe szybsze bicie serca. Samochodem nieco zarzuciło, więc Quinn szybko skontrował, dopiero teraz zauważając przed sobą drugi pojazd. Instynktownie zwolnił, zjeżdżając na pobocze większą częścią auta, dopiero tam się zatrzymując.
- To chyba jakiś żart. – rzucił do siebie, lecz słyszalnie głośno. Otworzył drzwi, choć w pierwszym od ruchu chciał przez nie przeskoczyć niczym poparzony. Obszedł swoje Ferrari z przodu nie zważając na czerwony samochód, który zatrzymał się przed nim. Spojrzał na karoserię tuż przy lampie i widocznie się załamał widząc srebrną, lekko wyszczerbioną kreskę, która pozostała na samochodzie niczym blizna. I nawet nie przejmował się tym, jak bardzo jego wartość ucierpi po taki zdarzeniu. Dla niego miał większą wartość i nigdy nie planował go sprzedać. Był raczej niczym dzieciak, któremu właśnie zniszczono ulubioną zabawkę i nie miał zamiaru wstrzymywać się, by okazać swoje niezadowolenie.
Odwrócił się i dopiero teraz spojrzał na tak samo zaparkowaną, czerwoną Romę. Tylko, jeszcze, pasywna złość wzbraniała go przyjrzenia się współczesnej, motoryzacyjnej sztuce z oddaniem i zachwytem. Słysząc otwierane drzwi pirata drogowego, którym namaścił właściciela czerwonego Ferrari przeszedł do ofensywy. Ponownie obszedł własny samochód, broniąc swój pokrzywdzony środek transportu, chcąc się z nim skonfrontować.
- Jak… można… nie zauważyć auta na prostej drodze, pośrodku niczego? Nie umiesz wyprzedzać? Nie wiesz kiedy ustąpić pierwszeństwa? Czy ktoś tutaj nie dorósł do takiego auta? – zaczął wypytywać w rosnącej złości, lecz dalej głos mu się zawahał, gdy zauważył wysiadającą osobę. Zatrzymał się aż w miejscu rzucając długie spojrzenie Mariasole, które zostało odwzajemnione. Profil kierowcy był zdecydowanie daleki od tego, którego spodziewał się spotkać. Quinton nie był uprzedzony do kobiet za kółkiem. Wręcz przeciwnie, było to dla niego nader pociągające połączenie, zwłaszcza gdy mowa o samochodzie z wierzgającym, czarnym rumakiem na przedzie. Nie ratowało to jednak całej sytuacji. Przynajmniej na razie…
Przysiadł na masce swojego samochodu, krzyżując ręce na torsie, podczas gdy kobieta oszacowywała skutki na swoim pojeździe. Dosłyszał parę słów w znanym mu tylko oględnie języku, na co zaśmiał się z wyraźną pogardą.
- Verdomde Europeanen… – rzucił po niderlandzku, którego nauczył się, wychowując się po części w Południowej Afryce. Spojrzał w bok kręcąc głową, próbując w głowie obmyślić jakiś plan, co z tym wszystkim teraz zrobić. Po kilku sekundach odwrócił spojrzenie w przeciwną stronę sprawdzając, czy Mariasole nie wpadła przypadkiem na coś genialnego po swoim czynie. Jednakże, to nie był tylko i wyłącznie jedyny powód…

Mariasole Florentino
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
yo — cm
about
Uno

Australia była miejscem, które Mariasole Florentino porównałaby do czystego, niczym niezakłóconego piekła. Wysokie temperatury (choć do tych pani prezes była przyzwyczajona), niezliczona ilość paskudnych, oślizgłych oraz obrzydliwych stworzeń oraz stanowczo zbyt wysoka ilość otwartych przestrzeni sprawiały, że pani Florentino czuła się niezwykle źle w tutejszym otoczeniu. Od przyrodniczej dżungli przerażającej tym, co w niej czyhało, o wiele bardziej wolała poruszanie się po miejskiej, betonowej dżungli, przepełnionej klaksonami, spalinami oraz całodobową wrzawą. I zapewne gdyby nie dalekosiężne plany, jakie snuła dla rodzinnej firmy, z pewnością nigdy nie zdecydowałaby się postawić nogi w tym, jakże zapomnianym przez Boga, miejscu. Bo i czemu miałaby chcieć kiedykolwiek odwiedzić takie miejsce? Cele inne niż biznesowe nie przychodziły jej do głowy.
W Australii znajdowała się ledwie od kilku godzin. Cztery duże walizki zajmowały miejsce w bagażniku, stanowiąc bagaż podręczny Włoszki, zabierany ze sobą wszędzie, gdzie miała przebywać odrobinę dłużej. Reszta miała dotrzeć w ciągu kilku dni, wysłana za sprawą biznesowego partnera, aby odrobinę umilić jej pobyt w tych okolicach. I mimo iż jeszcze nie przyszło jej obejrzeć kupionej z tej okazji willi, pani Florentino nie żywiła do niej wielkich nadziei. Z początku chciała udać się do Sydney pewna, że w dużym mieście, niezależnie od kraju, z pewnością przyjdzie się jej odnaleźć... Lecz to te okolice wydawały się być najbardziej korzystne, jeśli chodzi o jakiekolwiek inwestycje. I jak Mariasole uwielbiała komfort oraz luksus, tak jeszcze bardziej uwielbiała pomyślne interesy w jej firmie oraz obroty naprawdę wielkimi sumami. Od celu podróży, którego nazwa zdążyła jej wylecieć z głowy (wszak GPS z pewnością wskaże jej odpowiednią drogę), dzieliło ją jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Czerwone Ferrari Roma sunęło miękko po drodze, klimatyzacja zapewniała komfort podczas upału, a włoskie melodie sączyły się z głośników, odrobinę uprzyjemniając podróż przez nieprzyjemny kraj.
Przynajmniej do czasu.
Wpierw zauważyła piękne Ferrari - starszy model, który zapewne wielu nawałoby mianem vintage. Dokładnie taki sam, jakim w młodości zwykł jeździć ukochany ojciec.
Czy ja też jestem vintage?
Chwilę później doszła do wniosku, iż kierowca ów samochodu albo nie posiada żadnych umiejętności w prowadzeniu samochodów albo wypił kilka głębszych, torując teraz drogę. Ciemne oczy obróciły się w gardzącym wywróceniu, gdy Mariasole włączyła kierunkowskaz i docisnęła pedał gazu aby ominąć niebezpiecznego kierowcę... I właśnie wtedy do jej uszu doleciał nieprzyjemny zgrzyt ocierającego o siebie metalu, a w środku Mariasole aż zawrzało. Czy i ten problem mogli rozwiązać jej wujkowie, bądź ich współpracownicy? Z pewnością, w końcu potęga rodziny Florentino już dawno wykroczyła po za granice Włoch. Kobieta zatrzymała samochód kilka metrów dalej na poboczu, mając nadzieję, iż sprawa rozwiąże się sama, nie zajmując jej zbyt długo. Słowa nieznajomego poczęły dolatywać do jej uszu już gdy uchyliła drzwi czerwonej Romy.
- Jeśli ktokolwiek tutaj nie dorósł do posiadania samochodu, z pewnością jest to pan.- Z tymi słowami na ustach wysiadła z gracją wysiadła z samochodu, a smukła dłoń powędrowała do jej twarzy, aby zdjąć z nosa ciemne okulary przeciwsłoneczne. Uważnie przyjrzała się mężczyźnie, odrobinę oceniającym spojrzeniem. Bo i za kogo on się miał? Mariasole posiadała prawo jazdy dłużej, niż jemu przyszło chadzać po tym świecie. Schowane w wysokie szpilki stopy pani Florentino powędrowały do miejsca, w którym jej samochód nosił bliznę po spotkaniu z innym Ferrari.
- Australiano del cazzo... - Wyrwało się z jej ust niemal bezwiednie, gdy Mariasole wyciągnęła z samochodu swoją torebkę, oznaczoną logotypem Gucci. Pogardliwe, zimne spojrzenie powędrowało w stronę mężczyzny, gdy ten zaśmiał się, określając ją słowami w jakimś innym języku. Prostak przeszło jej przez myśl niemal automatycznie - gardziła każdym, kto nie był w stanie prawidołowo rozpoznać jej ojczystego języka. - Wjechał pan we mnie, gdy próbowałam pana wyprzedzić. Całe zdarzenie mam nagrane na kamerach samochodowych... - Pewność nie opuszczała jej głosu, jednocześnie nie pozwalając jej dopuścić jakiejkolwiek inny przebieg wydarzeń. To ona musiała mieć rację, a nawet jeśli nie, jej prawnicy z pewnością byliby w stanie udowodnić, że jest inaczej. - Mam wezwać policję czy spiszemy odpowiednie oświadczenia? - Spytała unosząc brew ku górze, ciemnego spojrzenia nie odrywając od męskiej twarzy. Przystojnej, to jednak nie sprawiało iż zapomni o sprawie oraz uszkodzeniu samochodu - nie była trzpiotką, by tracić głowę dla każdej, przystojnej twarzy. W tym wszystkim nie sądziła jednak, aby jego ubezpieczenie (o ile jakiekolwiek posiadał) było w stanie pokryć naprawdę dwumiesięcznej Romy.
rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
W głowie Quinna chaotycznie kotłowały się myśli, które próbował ułożyć w logiczny ciąg kroków, jakie powinien podjąć w sytuacji, w której się znalazł. Był zły, oburzony wręcz, chociaż nie emanował emocjami. Nie znaczyło to, że w środku go wręcz od tego nie rozpalało. Rozgoryczenie brało górę. Gdyby poruszał się jakimkolwiek samochodem, na wszystko machnąłby ręką. Naruszenie jego ukochanego samochodu uważał wręcz za osobistą zniewagę. Poruszał się kilkudziesięcioletnim dziełem sztuki i w jego mniemaniu każdy powinien go docenić, a nie bezkarnie się o niego ocierać.
Odwzajemniając gromkie spojrzenia wpatrywał się w cały rytuał, który on odprawił wysiadając ze swojego samochodu. Zauważył zgrabne wyjście kobiety, niczym reżyserowane, by później móc odtwarzać je w zwolnionym tempie. Wysokie szpilki stukające o asfaltowe podłoże wywołały u Quinna niemałe dreszcze, które rozeszły się po całym jego ciele. Był to odruch, którego nie mógł powstrzymać. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że nie był odosobniony jeśli chodzi o reakcję na tenże niemal wabiący dźwięk. Pozwalając kosmykom swoich włosów unosić się przy lekkich podmuchach ciepłych zefirów razem z Mariasole badał szkodę, wyrządzoną na tyle jej samochodu, która tak naprawdę mało go obchodziła. Mimo to, uśmiechnął się pod nosem, słysząc odzywkę w języku włoskim, który chyba dopełnił całość, jeśli chodzi o kobietę, o samochód, o torebkę, o buty… Marki, które rozpoznałby od razu. Przy tym, zdradził być może najważniejszą z rzeczy u współuczestniczki kolizji. Ton głosu na pewno nie sugerował niczego miłego. Również naruszył jej świątynię i miał czelność sądzić inaczej.
- Wjechałem w ciebie? Sugerujesz, że samochód za kilkanaście milionów dolarów nic dla mnie nie znaczy i ot tak jeżdżę nim bez żadnych zahamowań? Czy może za moment mi powiesz, że to moja męska duma nie pozwoliła, by ktokolwiek mnie wyprzedzał? – tylko na to czekał, na jakiś stereotypowe wyjaśnienia wszelkiej, męskiej winy. Bardzo się od nich wzbraniał, lecz po tym zajściu, aż korciło mu przyznanie prawdy części z nich. – Na twoich kamerach samochodowych będzie tylko to, że nie potrafisz poprawnie ocenić odległości od wyprzedzanego samochodu. – praktycznie prychnął ze śmiechu, nadal kręcąc głową na jej upór. Nie wiedział, jak ma uzmysłowić kobiecie, że poruszając się takim samochodem na prostej drodze nie potrafiła zostawić go daleko z tyłu i dopiero wtedy zmienić pas ruchu.
- Jeżeli na oświadczeniu przyznasz się do spowodowania kolizji, pokaż mi tylko, w którym miejscu mam podpisać. – wbił mocne spojrzenie w Mariasole, stawiając własny warunek na jak najszybsze rozwiązanie sprawy. Fakt, że wcale nie potrzebował jej pieniędzy nie był najistotniejszy. Chciał mieć inne niż własne przekonanie, że to nie on zawalił. W dodatku ego Quinna nie pozwalałoby odszczekać już wypowiedzianych słów, oskarżających kobietę o szkodę i złe prowadzenie. – Policja będzie tu pewnie dopiero za pół godziny. – wysnuł wniosek biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdują. Był to bezpieczny czas, szacując potencjalną odległość od posterunku. Równie dobrze, w tym czasie mogli po prostu rozjechać się do siebie.
Trwając nadal w tym impasie Quinton sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął paczkę fajek. Przechylił ją w dół i potrząsnął, by kilka pomarańczowych końcówek wyślizgnęło się przez otwór. Zębami chwycił jednego papierosa, po czym przysunął ogień pod tytoń. Wciągnął parę razy powietrze, pozwalając rozjarzyć się białemu zawiniątku. Potrzebował tego, w tym momencie. Wciąż sobie mówił, że nie powinien. W końcu, był lekarzem. Czasami, to był jedyny sposób.
Ponownie spojrzał gdzieś w bok, skupiając się na swoich myślach. Nie przejmował się kwestiami, dotyczącymi winy czy pieniędzy. Jeśli chciała załatwiać to przez prawników, z łatwością może zatelefonować do swoich. Widział w jej spojrzeniu, z jaką wyższością go potraktowała. Sam byłby skory powiedzieć parę słów w drugą stronę, ale wolał pozostawić Mariasole w błędnym przekonaniu. Nie, myślał raczej o tym, ile logistyki będzie wymagało odnalezienie kogoś, kto odrestauruje mu jego Ferrari. Zwykły warsztat nie wchodził przecież w grę. Znalezienie odpowiednich fachowców będzie wymagało od niego przetrząśnięcia niemal całego kraju. Jego skupiona mina pokazywała tylko, jak bardzo mu zależało. W dodatku był w znacznym stopniu estetą i nie widziało mu się podróżowanie samochodem z rysą.
Nim żarzący się płomyk dotarł do filtra wyrzucił Quinn wyrzucił peta w piach a następnie ponownie spojrzał na Mariasole, oczekując od niej odpowiedzi, czy przystaje na jego warunki czy oboje będą czekać na przyjazd policji.

Mariasole Florentino
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
yo — cm
about
Słowa, jakie uleciały z ust mężczyzny sprawiły, iż pani Florentino... Roześmiała się. Dźwięcznie, z wyraźnym rozbawieniem tańczącym w ciemnym oczach, uznając jego przekonania za niezwykle zabawne oraz w pewien sposób czarujące w swej ułudności. Mariasole Florentino od najmłodszych lat darzyła zamiłowaniem ojczystą markę, głównie za sprawą ukochanego ojca, będącego miłośnikiem włoskiej motoryzacji. Niemal całe życie miała styczność z najróżniejszymi modelami, by w końcu wykupić odpowiednią ilość udziałów - na tyle dużą, by ich zdanie mogło się liczyć w szerszym spojrzeniu. I jeśli Mariasole potrafiła coś zrobić, z pewnością było to ocenienie wartości... W zasadzie wszystkiego.
- Kilkanaście milionów? - Powtórzyła, unosząc z zaciekawieniem brew, zupełnie jakby chciała upewnić się, czy na pewno tkwił w tym przekonaniu. - Nikt o zdrowych zmysłach nie dałby kilku milionów za samochód w tym stanie, proszę pana. Może... - Włoszka przymrużyła oczy, oceniającym spojrzeniem sunąć po karoserii. Rzadki model, to z pewnością... Nie był to jednak samochód, wart pełnej wartości tego modelu, widocznie mając za sobą lata użytkowania. No i rysa ciągnąca się przez załamania karoserii, okrutnie rzucająca się w oczy - to z pewnością działo na jego niekorzyść. - Z cztery albo pięć, lecz nie więcej. - Dodała tonem znawcy (którym z resztą była) zakładając ręce na piersi i opierając się delikatnie o karoserię swojego samochodu, również przyozdobionego paskudną rysą. Dla niej jednak naprawa nie stanowiła najmniejszego problemu - wystarczyły dwa telefony, odpowiednio poruszone sznurki, by już w przyszłym tygodniu Roma nie nosiła na sobie znaków kolizji. Wspomnienie męskiej dumy zignorowała, mimo iż na usta cisnęło się kilka, niekoniecznie przyjemnych, komentarzy w tej materii... I tylko fakt, iż była kobietą z klasą nie pozwolił jej wypowiedzieć tego, co pojawiło się w jej głowie.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na ty. - Zauważyła chłodno. Towarzyszący jej mężczyzna, mógłby spokojnie być w wieku jej dziecka, jeśli los potoczyłby się dla niej bardziej łaskawie. Nieprzyjemne ukłucie pojawiło się w jej piersi, twarz jednak niczego nie zdradzała - przez lata nauczyła się doskonale ukrywać wszelkie emocje... A różnica wieku, jaka bez dwóch zdań ich dzieliła sprawiała, że bezpardonowe przechodzenie na ty wydawało jej się odrobinę niegrzecznym.
- Nie przyznam się do spowodowania kolizji, gdyż wina nie leży po mojej stronie. - Zaczęła, siegając do swojej torebki, aby wyjąć z niej paczkę papierosów opisanych marką, niewystępującą w Australii. Smukłe palce przyozdobione dużymi pierścionkami sięgnęły po jeden z papierosów, by jego koniec umieścić w cygarniczce, której koniec Mariasole wsunęła między pełne wargi. Jeden ruch palca uruchomił zapalniczkę i już chwilę później dym wypełnił jej płuca. Zastanawiała się, które rozwiązanie mogłoby być dla niej korzystniejsze. Zmęczona po podróży pragnęła jak najszybciej znaleźć się w gorącej wannie wypełnionej pianą oraz olejkami eterycznymi... Nie potrafiła jednak przyznać mężczyźnie racji, będąc przekonaną, iż to on spowodował kolizję. I o ile nie chodziło tu wcale o pieniądze, tak zwykły ośli upór oraz poczucie urażenia dumy sprawiały, iż nie mogła ustąpić. Ciemne spojrzenie odruchowo utkwiło w męskiej twarzy, dokładnie się jej przyglądając.
- Nie spieszy mi się. - Odpowiedziała niemal automatycznie, wpatrzona w przystojne rysy. Mogła poczekać to pół godziny, aż jakiś, zapewne niezbyt rozgarnięty, policjant pojawi się w tym zapomnianym przez boga miejscu... Albo mogła od razu sprawdzić nagranie. Mariasole strzepnęła resztki papierosa w piach, schowała cygarniczkę po czym z gracją zanurkowała w czerwonej Romie na kilka chwil, podczas których górna część jej ciała pozostawała w samochodzie, zaś nogi nadal twardo stały na ziemi. Przez chwilę szukała czegoś po swoich torbach, by z niewielkim notebookiem wysunąć się z samochodu. - Skoro pan twierdzi, że to moja wina, a ja jestem pewna, że to pan jest sprawdzą kolizji, możemy od razu sprawdzić nagranie. - Z tymi słowami wsunęła kartę pamięci z kamery w urządzenie, odnajdując odpowiedni plik wideo. Notebook znalazł się na dachu Romy, a Mariasole wykonała zapraszający gest dłonią, aby mężczyzna stanął bliżej niej i wspólnie przeanalizował nagranie. Wtedy oboje nie będą mieli wątpliwości, po czyjej stronie leżała wina oraz czy potrzebna była policja czy jednak będą w stanie załatwić sprawę między sobą...
Czego Mariasole Florentino jeszcze nie wiedziała to fakt, że nagranie jasno wskazywało, że za kolizję byli odpowiedzialni oboje. Po równo; wykazując się taką samą nieuwagą oraz brakiem ostrożności.

Quinton McDonagh
rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
Lekarz zrewanżował się podobnym, niemal gardzącym jej opinią spojrzeniem. Na krótką chwilę omiótł spojrzeniem swój długowieczny samochód. Ten sam, który jeździł po drogach dłużej, niż oni żyją. Dokonana przez nieznajomą ocena była co najmniej śmieszna, wręcz przynosząca mu ujmę. Raptownie przestał się łudzić, że ma do czynienia z osobą, dla której emblemat i nazwa są czymś więcej niż tylko miarą prestiżu i luksusu. Ignorancja podszyta elegancją – tylko takie myśli kołatały mu w głowie po heretycznych słowach kobiety.
- Kilka milionów prawdopodobnie kosztuje teraz, kiedy postanowiłaś odcisnąć na nim swoje piętno. – lekkie oburzenie przebijało się w głosie Quinna, który ze zbytnią uwagą i ostrożnością śledził wzrokiem Mariasole. – W TYM stanie? Zdajesz sobie sprawę, ile takich modeli nadal jeździ po świecie? W tak świetnym stanie, jak moje Ferrari? Dla twojej wiadomości i powierzchownej oceny nadmienię, że samochód przeszedł gruntowną renowację i nadal posiada oryginalne części. – haniebnym były wręcz opinie, jakie doszły jego uszu. Włoszka mogła widzieć w jego pojeździe kawał złomu, lecz to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że ma do czynienia z kompletną amatorszczyzną, nieudolną próbą zaimponowania własną wiedzą oraz kimś niewartym prowadzenia dłuższej konwersacji na temat motoryzacji. Emocje wciąż w nim bulgotały. – Masz rację, nikt o zdrowych zmysłach nie dałby kilku milionów wiedząc, że wyjdzie na głupka. Zakładam, że nie byłaś, nie śledzisz i nie czytałaś o żadnej aukcji. Jeśli chcesz porozmawiać o klasykach to polecam wyściubić nos z salonu samochodowego na mieście raz na jakiś czas. – pokręcił głową już nie mając siły na podjęcie dalszej dyskusji. Rozmowa szybko wydała mu się bezsensowna, gdyż nawet z rysą jego klasyk był kilkukrotnie droższy od fabrycznie nowej Romy, którą można było dostać w każdym dużym mieście. Mimo to, nie chciał za bardzo obrzucać błotem nowych cudów motoryzacyjnej techniki, jako że je również podziwiał.
- Trudno, ja przeszedłem. – odpowiedział jeszcze chłodniej, opryskliwie, niczym zraniony nastolatek. Odwrócił spojrzenie, wypuszczając spomiędzy warg kłąb szarego dymu. Nikotyna pomagała, lecz w małym stopniu.
Dopiero słysząc dźwięk zapalniczki ponownie zainteresował się Mariasole. Było coś zmysłowego, buntowniczego i seksownego w odpaleniu płomienia przy końcówce papierosa, głębokim zaciągnięciu się przez kobietę. Cygarniczka skojarzyła mu się z filmami lat trzydziestych czy czterdziestych i była reliktem, który nie myślał zobaczyć na żywo. Na dzisiejsze lata wydała mu się trochę ekstrawagancka, co nie zmieniało faktu, że pasowała do całego anturażu, jakim emanowała Mariasole.
- Świetnie. – odmruknął Quinn, wyrzucając niedopałek na grunt, po którym oboje stąpali. Był uparty, niczym osioł, nawet jeżeli miał powoli dość tej całej sytuacji i chciał wycisnąć jakieś resztki z podróży, która zamieniła się w mały, drogowy koszmar. Nie wątpił, że szatynka czuła to samo. Nikt nie wyciągnął jednak pomocnej dłoni do drugiej osoby. Quinton z całą pewnością szukał sprawiedliwości, która musiała być wymierzona na jego warunkach. Był gotów poczekać na przyjazd policji tyle, ile będzie trzeba. Dałby sobie uciąć rękę, że szybciej dostrzegą skaczące kangury niż biało-niebieski radiowóz.
W tym momencie Mariasole po raz kolejny go zaskoczyła, nawet jeżeli był uprzedzony. Nie wierzył w posiadaną przez nią kamerę drogową. Urządzenie jakże zbyteczne na długich, prostych, bezkresnych, australijskich drogach, gdzie wszyscy sobie pomagają, jak na dobrego bliźniego przystało. Mu akurat musiała się trafić pani z kompletnie innego kręgu kulturowego, obyczajowego i pewnie paru innych. Quinn zastanawiał się, czy w jej kraju było to czymś normalnym, powszednim. Laptop postawiony na dachu czerwonego Ferrari wyglądał nader komiczne, niczym ruchome centrum dowodzenia. Po chwilowym rozbawieniu McDonagh zgodził się dołączyć do kobiety. Stanął na nogach po czym uczynił kilka wolnych, dystyngowanych kroków w jej stronę. Przystanął tuż za plecami. Natychmiast poczuł przyciągającą bliskość, wodzącą zapachem drogich perfum, docierających do jego nozdrzy. Wyłapał ukradkowe spojrzenie i profil jej jeszcze piękniejszej z bliska twarzy. Długie czarne włosy smagały co raz jego policzek przy większym podmuchu ciepłego wiatru. Przesunął źrenice na ekran komputera, kiedy film z udziałem tyłu Romy i przodu Californii został puszczony. Było też widać jego własną osobę. Po przewinięciu do momentu ruchu obserwował filmik, który z pozoru monotonny zawierał niespodziewany zwrot akcji.
Wszystkie racje Quinna rozmyły się w momencie, gdy jego pikselowy sobowtór zerka w inną stronę niż powinien tuż przed samym zderzeniem, nie kontrolując zupełnie drogi. Jednocześnie, manewr wyprzedzania został wykonany na tyle blisko, że nie stanowczo nie miałby innej drogi ucieczki niż nagły zjazd na piaszczyste pobocze. A stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym również było wykroczeniem.
Cisza, brak reakcji, jakiegokolwiek ruchu sprawiał, że oboje próbowali dociec winnego, lecz filmik wcale im nie pomagał. Nic tu było po nim. Dalej tkwili we wzajemnych oskarżeniach, nie mając żadnych świadków, lecz jedyny dowód, który wskazywał obopólną winę. Quinn wyprostował się, rozluźniając mięśnie i westchnął cicho, przechadzając się wzdłuż linii samochodu.
- Jeśli o mnie chodzi, równie dobrze możemy się rozjechać i zapomnieć o wszystkim. – przemówił zupełnie, jakby myślał nad tym przez bardzo długi okres. Obrócił się z powrotem przodem do Mariasole, zwracając na siebie jej uwagę. – Oboje oskarżamy siebie nawzajem, oboje mamy rysy na swoich samochodach i oboje ponosimy winę wedle twojego filmu. Możemy nawet rzucić monetą, która przesądzi o wszystkim. Po prostu rozjedźmy się i każde z nas zajmie się swoim własnym problemem. – nie chciał wyjść na kogoś, kto właśnie szukał drogi ucieczki, lecz wierzył, że i ona dostrzega bezsens całej sytuacji, tego czekania, kiedy nikt nawet nie wykręcił numeru odpowiednich służb. Wierzył, że przyzna mu rację.

Mariasole Florentino
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
ODPOWIEDZ