34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wujek Felix miał naprawdę nieocenione poczucie humoru... Winter, gdyby mogła to wskrzesiłaby drania i własnoręcznie wysłałaby go do pieca ponownie. Nie uśmiechało jej się składanie prochów wujaszka z powrotem w ludzkie ciało, za dużo zachodu. Nie mniej jednak spotkanie z Theo mocno ją rozstroiło, do momentu pogrzebu nie była w stanie skupić się na swoich obowiązkach względem klientów. Projektowanie w ogóle jej nie szło i musiała odrzucić kilka zleceń. Na sam pogrzeb mocno się spóźniła, co jej ojciec skwitował jedynie kwaśną miną, a później uznał, że zrobiła to specjalnie bo zawsze musi być w centrum uwagi. Na całe szczęście Winter ma na tyle dużo szacunku do starszych, że ugryzła się w język, zwłaszcza w taki dzień jak pogrzeb. Po całej ceremonii garstka osób udała się do domu wujka gdzie obyła się skromna stypa i zdawać by się mogło, że rozdział wujka Felixa się zakończył.
Nic bardziej mylnego... Kilka dni po pogrzebie Winter została poinformowana o spotkaniu z prawnikiem, gdzie odbędzie się odczyt testamentu wujka. Świetnie. Nie żeby się spodziewała, że cokolwiek jej się dostanie, bo sama doskonale sobie radziła jeśli chodzi o finanse, ale zastrzyk gotówki zawsze cieszył. Okazało się też, że i Theo został zaproszony na odczyt, co niezmiernie kobietę zdziwiło, starała się trzymać od niego z daleka, na drugim końcu sali, ot co. W każdym razie szanowny wujaszek, uznał, że fantastycznym zadaniem dla Theo i Winnie będzie wyjazd do Cape York Tip - Top of Australia i rozsypanie tam części jego prochów. Świetnie... Nie ma to jak 1000km podróż, z osobą, z którą ciężko jest wytrzymać w jednym pomieszczeniu dłużej niż 10 minut bez jakiegoś kąśliwego komentarza. Winnie nie do końca była przekonana czy otrzymanie domku przy plaży na własność i kilkunastu tysięcy dolarów było tego warte. W sumie to nawet nie słuchała co miał dostać Theo jeśli ich podróż, niemal w filmowym -komediowym stylu, się powiedzie. Warunkiem otrzymania spadku było nagranie krótkiego filmiku z momentu rozsypywania prochów. Oboje mieli się stawić pod kancelarią adwokacją w piątek o 17, gdzie prawnik przedstawić miał im szczegóły.
Winter była punktualnie, prawnik już czekał pod drzwiami, a przed kancelarią zaparkowane był czerwony Mustang, przypominający tego z SPN albo TVD, Winnie nie znała się na samochodach za bardzo. Ciągnęła za sobą małą walizkę, w którą spakowała najpotrzebniejsze rzeczy na trzydniową wycieczkę.
- Dzień dobry Panie Taylor, o co chodzi z tym samochodem?- zapytała dość niepewnie. Dojrzała kątem oka, że Theo wyłania się zza zakrętu.
- To wasz środek transportu, jest zatankowany pod korek. Jak wszystko pójdzie dobrze wchodzi on w masę spadkową dla któregoś z was. Miłej podróży, wujek Felix leży na tylnym siedzeniu- oświadczył prawnik i wyjął z koperty kluczyki z breloczkiem w kształcie kostek do gry. Pomachał nimi w powietrzu, tak, że zadzwoniły. Na twarzy prawnika błąkał się lekko rozbawiony uśmiech, jakby faktycznie żart udał się wujaszkowi. Winter wyciągnęła rękę po kluczyki niemal z paniką, wolała się czymś zająć w trakcie podróży a nie siedzieć bezczynnie więc...
- Ja prowadzę!- zawołała niemal podekscytowana. Lubiła samochody ale no... nie znała się na nich i dawno nie jechała z manualną skrzynią biegów. Od samochodów wolała motor, no i była koszmarnym kierowcą jeśli chodzi o auta. Czy udało jej się być wystarczająco szybką by zgarnąć kluczyki i być "mistrzem" podróży, czy będzie skazana na gapienie się w milczeniu w jakiś punkt na horyzoncie?

Theodore Callister
powitalny kokos
nick
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#5

Nie ją jedną rozstroiło ich ostatnie spotkanie. W zasadzie ciągle je w myślach roztrząsał próbując dojść do tego co powiedział źle i gdzie właściwie popełnił błąd. Wniosek wysunął tylko jeden - zwyczajnie go nie lubiła. Nie wiedział wprawdzie dlaczego (tym bardziej wydawało mu się to absurdem, wszak kiedyś byli ze sobą bardzo blisko ale), ale ilekroć przywołał we wspomnieniach jej pobłażliwe spojrzenie i wyniosły ton, który do jej ślicznej, gładkiej buzi nijak mu nie pasował - dochodził do takiej drobnej konkluzji, że w sumie to wiedzieć wcale nie chciał, nawet nie potrzebował. Już tamtego dnia powinien sobie odpuścić, może oboje oszczędziliby sobie w ten sposób zbędnych nieprzyjemności i rozeszli się w zupełnie innych nastrojach. Cóż... Nie był w stanie już tego cofnąć. Mógł za to ze znacznie większym dystansem podejść do dzisiejszego spotkania. Tak po prawdzie wcale nie chciał nigdzie jechać niemniej wolę zmarłego należało uszanować, sam spadek był dla niego kwestią drugorzędną, właściwie w ogóle się na niej nie skupił.
Dotarłszy na miejsce zbliżył się do rozmawiającej dwójki i przywitał krótko, raczej ponuro. Z jeszcze większym sceptycyzmem w oczach łypnął na stojący nieopodal samochód którym rzekomo mieli wraz z Winter ruszyć w drogę. Nie rzucił się na kluczyki, w zasadzie uniósł lekko brew ku górze gdy zrobiła to Winter choć powstrzymał się od zbędnego komentarza (aha, tylko na chwilę).
- Myślałem, że jedziesz z nami? - łypnął z ukosa na całego w skowronkach Taylora całkowicie pomijając potencjalny zwrot grzecznościowy. Serio? Spędzenie połowy dnia w jej towarzystwie było mu już wystarczająco nie na rękę, teraz miał jeszcze wysiedzieć z nią w jednym samochodzie? I to przez całą drogę do miejsca docelowego, a potem jeszcze tej powrotnej? Kto to w ogóle wymyślił? Czy to też jakaś część tej pokręconej, ostatniej woli wujka Felixa? Jakby nie mogli spotkać się już na miejscu, odpękać co mieli do odpękania, a potem rozejść się i zapomnieć.
- Umiesz w ogóle jeździć? Drzew przy tej szosie jest wprawdzie niewiele ale żadne z nich nie jest gumowe. - zadrwił w głos marszcząc lekko czoło. Nie czekał na odpowiedź. Wywróciwszy oczami obrócił się na pięcie i ruszył w stronę auta chwytając za klamkę drzwi od strony pasażera. Rozważał w zasadzie zajęcie miejsca obok wujka Feliksa na tylnym siedzeniu ale doszedł widocznie do wniosku, że nie będzie robił scen. Do rozwydrzonego pięciolatka było mu jednak jeszcze całkiem daleko.- Miejmy to z głowy. - burknął jeszcze, odczekał aż kobieta pilotem otworzy samochód, a potem szarpnął za klamkę, uchylił drzwiczki i usiadł na przednim siedzeniu niemal natychmiast dostosowując pod siebie fotel. Cofnąwszy go niemal maksymalnie do tyłu i obniżywszy nieco oparcie rozsiadł się na nim wygodnie i odwrócił głowę w stronę bocznego okna wyglądając w milczeniu przez szybę. Nie musieli przecież wcale ze sobą rozmawiać...

Winter Robertson
powitalny kokos
lama#4516
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na świecie panuje przekonanie, że faceci nie mają uczuć, że wszystko spływa po nich jak po przysłowiowych kaczkach. Nic bardziej mylnego, przecież to żywe istoty- z krwi i kości jak kobiety, więc ciężko żeby nie mieli uczuć. Ciężko jest stwierdzić czy towarzyszące im emocje są takie sama jak te należące do płci pięknej czy się od nich różnią. Jedno jest pewne, uczucia to uczucia i nikt nie powinien wchodzić z nimi w dyskusję. Winter chyba strasznie egoistycznie podchodziła do tego wszystkiego, bo przecież to ONA została skrzywdzona, to JEJ namieszał w głowie spotkaniem w domu pogrzebowym, to JEJ teraz będzie ciężko przeżyć podróż. Jakby nie mogli polecieć tam samolotem i zakończyć sprawę w przeciągu kilku, zamiast kilkudziesięciu godzin.
Taylor na słowa Theo uśmiechnął się jedynie łobuzersko, on miał swoje obowiązki w kancelarii, chociaż patrząc na jego pomarszczoną buźkę, ciężko stwierdzić czy pamięta choć o połowie z nich czy całymi dniami siedzi i gra w pasjansa.
Całe szczęście Winter udało się chwycić kluczyki, w jej oczach zapłonęło coś niepokojącego, jakby szaleństwo czy inny obłęd. Serce łomotało jej w piesi jak oszalałe, a oddech lekko przyspieszył. W swojej głowie dosłownie krzyknęła coś na zasadzie: HA WYGRAŁAM NE NE NE NE. Drżącymi rękami nacisnęła guzik odblokowujący drzwi, póki co puszczając komentarz byłego przyjaciela mimo uszu. Musiała wpakować do bagażnika swoją walizkę. Przecież nie mogłaby nazywać się kobietą gdyby nie zabrała ze sobą minimum dwóch par butów i kilku zestawów ubrań. Pogoda bywa kapryśna. Lepiej być ubezpieczoną na każdą ewentualność. Zatrzasnęła bagażnik tak mocno, że mało brakowało, a zderzak by odpadł.
Z duszą na ramieniu wsiadła do auta i spojrzała na Theo dość karcąco, bo jak on mógł poddawać w wątpliwość jej umiejętności prowadzenia samochodu? To znaczy, miał sto procent racji wyrażając swoje wątpliwości, ale przecież mu tego nie powie bo straci twarz, jej honor i duma boleśnie ucierpią i będzie się palić ze wstydu przez całą podróż.
- Nie martw się o moje umiejętności tylko o swoje życie, bo zamiast przygotowywać zwłoki do pochówku sam się jednymi staniesz.- odparła kąśliwie i chyba się trochę zapomniała bo bezczelnie pstryknęła mężczyznę w ucho. Powierciła się w fotelu, przysunęła go nieco do przodu, dopasowała lusterka pod siebie i wsunęła kluczyki w stacyjkę. Strach ją obleciał nim przekręciła kluczyk. Zerknęła na drążek zmiany biegów starając się sobie przypomnieć jak to się robi. Cóż, pierwsze próba odpalenia skończyła się zadławieniem silnika i zgaszeniem go, druga również ale za trzecim razem maszyna zastartowała, ale Winnie już zdążyła z emocji poczerwienieć na policzkach. Odetchnęła głęboko i zaczęła włączać się do ruchu i mało nie wjechała w jakiś samochód, na szczęście tamten uskoczył w porę.
- Jak jeździsz idioto!- krzyknęła, chyba całkowicie zapominając o obecności Callistera. Była ekstremalnie spięta, ręce na kierownicy były zesztywniałe tak się denerwowała prowadzeniem tego samochodu. Oczywiście przejechała na czerwonym świetle.
- Podziękujmy wujkowi Felixowi za zasponsorowanie koszmarnej wycieczki, która może zakończyć się podwójnym zgonem. Pamiętasz jak zabrał nas tym samochodem do wesołego miasteczka i zarzygaliśmy cały tył bo się zatruliśmy corndogami? Kto wie czy plamy tam nie zostały.

Theodore Callister
powitalny kokos
nick
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pstryknięcia w ucho z całą pewnością się nie spodziewał, a ów beztroski gest na jaki się zdobyła sprawił, że odwrócił wzrok od okna i popatrzył na brunetkę niezrozumiale. O co jej do cholery chodziło? Raz zachowywała się jak dawniej, żartując z nim w najlepsze i wspominając dawne czasy, a potem brutalnie sprowadzała go na ziemię by czasami nie zapomniał, że to przeszłość i tak naprawdę to nie ma na co liczyć. Po ostatnim spotkaniu w domu pogrzebowym dała mu to odczuć aż nadto, zdystansował się więc i przestał jakkolwiek angażować w relację a teraz znów zaczynała swój teatrzyk od nowa.
- Jedno się jakby do drugiego sprowadza. To czy wyląduję na własnym stole roboczym jakby nie było zależy w tej chwili od twoich umiejętności... a widząc że masz problem nawet z tym aby ruszyć z miejsca śmiem w nie jednak wątpić. - za trzecim razem w końcu jej się udało, miał nawet zaklaskać szczodrze w dłonie by pochwalić jej progres ale omal nie dostał zawału gdy jakieś auto śmignęło im przed maską na tyle blisko, że ledwie uniknęli zderzenia. Od razu zmienił pozycję, nie było tu miejsca i czasu na relaks. Fotel przywrócił więc do poprzedniej pozycji tak by widzieć drogę, a nawet w trosce o własne życie zapiął pas bezpieczeństwa (czego absolutnie nie miał w zwyczaju robić).
- Wiesz co, Winnie... Chyba jednak zmieniłem zdanie. Może to ja poprowadzę? - zasugerował delikatnie słysząc jak wyzywa bogu ducha winnego typa, który jedynie dzięki swemu refleksowi i uwadze nie wbił się w bok ich samochodu. Obejrzał się za siebie, na wujka Feliksa. Całe szczęście ktoś był na tyle rozsądny by zapiąć go w pasy... Jeszcze tego brakowało by jego prochy rozsypały się po samochodzie zanim w ogóle dotrą do celu podróży. No i masz, przejechała na czerwonym. Znowu ją zewsząd otrąbili i pewnie zachodziła w głowę dlaczego.
- Pamiętam aż za dobrze. Jeśli dostarczysz mi jeszcze kilku podobnych wrażeń jak te sprzed chwili - z całą pewnością do kompletu obrzygam i te przednie. - nie miał pojęcia w czym miałoby mu to pomóc ale złapał się prawą dłonią za uchwyt przy drzwiach, właściwie całkiem ciasno oplótł go palcami. W co on się do cholery wpakował? Popatrzył z ukosa na siedzącą za kierownicą kobietę.
- Wyglądasz na... odrobinę spiętą? - ocenił ostrożnie. Nie chciał jej przecież rozzłościć w trakcie jazdy bo jeszcze faktycznie dokonają żywota w pobliskim rowie. - Spokojnie, kierownica ci nie ucieknie. Naprawdę nie musisz się tak nad nią znęcać. - dodał już półżartem. Ale tylko pół bo jednak nadal był trochę posrany, nawet jeżeli wyjechali już na prostą drogę i raczej ciężko było o jakąkolwiek kolizję.

Winter Robertson
powitalny kokos
lama#4516
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dopiero kiedy pstryknęła go w ucho, uświadomiła sobie, że w ogóle nie powinna tego robić. Był to zbyt beztroski gest mogący nieść za sobą mylne informacje, że wracają do tego co było kiedyś, a przecież nigdy do tego nie dojdzie bo oboje nie mieli pojęcia co tak naprawdę jest powodem tego nieporozumienia. To znaczy dla Winnie sprawa była teoretycznie oczywista i tylko biedny Theodore miał budyń zamiast mózgu jeśli o to chodzi. Jak czyn głupich dzieciaków, które uznały to za świetny żart wpłynął na życie tej dwójki to jest aż nie do pomyślenia. Można jedynie gdybać co by było, gdyby do tego nie doszło. Co się stało to się nie odstanie, a czasem chciałoby się mieć wehikuł czasu.
Winter prychnęła niczym rozjuszona kotka na tą nieśmiałą propozycję przejęcia od niej kierownicy. Co jak co, ale ona była pewna swoich PERFEKCYJNYCH umiejętności prowadzenia pojazdów czterokołowych. To przecież wszyscy w koło nie umieją jeździć, nie trzymają się przepisów i muszą się douczyć. Przecież nie ona!
- O nie, nie dam się wcisnąć pod męski patriarchat. Bo co, kobieta nie może prowadzić samochodu? Żartujesz sobie. Nie po to brałam rozwód żeby znów wciskać się w sztywne ramy, że kobieta to tylko rodzić dzieci i do kuchni.- zerknęła na Theo w lusterku i odczepiła jedną zesztywniałą rękę od kierownicy po to by postukać się w czoło, co miało znaczyć tylko tyle, że chłopaka ostro pogięło, jeśli myślał, że on jako mężczyzna posiada lepsze umiejętności prowadzenia auta. Ten gest trwał zaledwie kilka sekund bo auto nie miało wspomagania kierownicy i Winnie bała się, że kółko odwinie jej jakiś numer jeśli nie będzie go odpowiednio mocno trzymać.
- Nie wiem o co ci chodzi.- odparła autentycznie zdzwiona. Przecież nie robiła niczego złego, prócz tego, że przez te pięć minut jazdy złamała chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Teraz dojeżdżali do przejścia dla pieszych, przez które przechodziła matka z dzieciątkiem w wózku, a Winter w ogóle nie zdawała się ściągać nogi z gazu. Widziała ich doskonale, obliczyła w tym swoim małym móżdżku niezdolnym do pojmowania zasad ruchu drogowego, że jadąc z tą prędkością idealnie przejedzie kiedy oni już z przejścia będą schodzić. Wyobraź sobie scenę z filmu: rzut kamery na wózek, rzut kamery na pędzący samochód - kilka razy. Zdąży, nie zdąży, zdąży, nie zdąży... WZIUM! Centymetry, dosłownie centymetry uchroniły kobietę z dzieckiem od niechybnej śmierci, a Winter jak gdyby nigdy nic sięgnęła go drążka zmiany biegów a później szybko do pokrętła od radia by je włączyć.
- To może znajdź sobie jakiś woreczek, torebkę, czy coś takiego skoro jesteś taki wrażliwy?- uniosła lekko brew ku górze w geście zdziwienia. Wolała jednak nie oglądać wymiotów. Tak po prawdzie ona wtedy nie zatruła się corndogiem tylko puściła pawia bo Theo to zrobił, nic jej tak nie obrzydza jak odgłos wymiotowania, wtedy samej jej się wszystko cofa.
- Nic mi nie jest, jestem zrelaksowana jak nigdy. Najlepszy dzień mojego życia. Spędzimy w samochodzie 24 godziny, będziemy musieli spać w jakimś obskurnym motelu, w którym pewnie pełno pluskw, do tego przydrożne knajpy grożące przekręceniem się przez zatrucie pokarmowe. Nieee.... Naprawdę wszystko jest w porządku, fantastycznie, cudownie... - czuć było w jej głosie sarkazm, co potwierdzał ironiczny uśmieszek błąkający się po jej twarzy. Ugryzła się w język i nie powiedziała "... a to wszystko w Twoim towarzystwie. Wal się wujku Felixie".
Przebicie się przez miasto o tej porze nie było mocno problematyczne, tu mało kiedy bywały korki, ale jednak ruch był dość spory. Tylko czekać aż wyjadą na długą i pustą drogę wiodącą ich do celu. Winnie nawet sprawdziła przed wyjazdem, na mapach gdzie po drodze są stacje benzynowe, motele i miejsca gdzie można coś zjeść.

Theodore Callister
powitalny kokos
nick
ODPOWIEDZ