pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Nie ruszał się i leżał, zgodnie z prośbami swojej wybawicielki. Westchnął ciężko, czując się wyjątkowo źle z tym, że zwyczajnie przysparzał problem. A może powinien mimo wszystko się podnieść i jakoś wrócić do domu? Sam? Z tym, że służby były w drodze, a gdyby on nagle zniknął… cóż, narobiłby Raine tylko kłopotów. Wpatrywał się więc to w niebo, to w jej stronę, cierpliwie oczekując nadejścia karetki i próbując pomóc zebrać jej jak najwięcej informacji na swój temat, które mogłyby pomóc ratownikom. Podejrzewał, że właśnie dlatego wypytywała go o leki i inne sprawy. Kiwnął jej głową, kiedy poprawnie powtórzyła jego nazwisko.
Nic nie robię, nie zasypiam – mruknął, otwierając swoje dłonie w geście poddania się. Zaraz jednak je ścisnął, kiedy poczuł kolejną falę bólu, która rozpoczynała się od lewej stopy, a kończyła na kolanie.
Zamiast o nogę, martwił się jednak o Fiodora. Nie chciał zostawiać go samego. Nie chciał, żeby ten trafiał do jakiegoś schroniska na czas, kiedy on miał był w szpitalu. A tak zapewne miało się stać…
Czy mogłaby go pani zabrać do domu? – Zapytał, próbując wyjaśnić, co miał na myśli. – Zapłacę, obiecuję, tylko żeby on był w bezpiecznym miejscu – mówił dalej, starając się przekonać dziewczynę do swojego pomysłu. Co prawda nie znał kobiety, ale wierzył w jej dobroć. Skoro pomogła mu, na pewno nie zrobiłaby krzywdy Fiodorowi. – Jest wytresowany. Czym tylko wyjdę ze szpitala, zabiorę go do siebie – przysiągł, nie chcąc nadwyrężać dobroci otrzymanej od Raine. – Mój portfel… tam są pieniądze – mruknął, ponownie wskazując na plecak, sugerując jednocześnie, że powinna je wziąć, choćby ze względu na karmę lub inne rzeczy, które należało kupić.
I już miał dalej mówić cokolwiek, co by przekonało ją do wzięcia psa pod opiekę na kilka dni, ale usłyszał syrenę. Spojrzał gdzieś dal, jak mu się zdawało w stronę skąd dochodził dźwięk. Uśmiechnął się słabo, próbując pogłaskać Fiodora za uszami.
Jasne – odpowiedział jej, kiedy zażądała od niego, żeby się nie ruszał i został w jednym miejscu. Wciąż jednak odczuwał strach o swojego dobermana. W ciszy i mroku czekał na pomoc. Miał ochotę zwymiotować, ale skutecznie się powstrzymywał.

Raine Barlowe
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Zabrać psa do domu - powtórzyła za nim, bo czasem łatwiej jej było przyswoić informacje, szczególnie w emocjach, kiedy powiedziała je sobie na głos i sama mogła dosłyszeć co zostało powiedziane. A teraz właśnie czuła, jak adrenalina krąży jej w krwi, jak serce ani trochę nie zwalnia bicia. Widziała jak drżą jej palce, kiedy na zmianę próbowała znów posadzić mężczyznę na ziemi i zerkać na telefon, żeby sprawdzić czy nikt nie dzwoni, pogotowie w końcu powinno się odezwać, gdyby nie mogli ich znaleźć, prawda? - Nie no, to nie trzeba przecież - zmarszczyła brwi, spoglądając na wspomnianego psa. Zawsze chciała mieć zwierzę, ale jej tryb życia nigdy na to nie pozwalał. Wiecznie zajęta, wiecznie zabiegana, sama jeszcze nie do końca wiedziała jak się żyje tym dorosłym życiem, nie mogłaby też skazać na takie zawieszenie jakiegoś żywego stworzenia, ale jednocześnie zaledwie kilkudniowa opieka, bo o takiej pomyślała, była wyjątkową sytuacją i nie stanowiła długotrwałego zobowiązania. - Nie trzeba, wezmę go - zapewniła, nie chcąc brać od Laurenta żadnych pieniędzy. Miała dość specyficzną relację właśnie z pieniędzmi i chociaż było to głupie, za wszelką cenę chciała udowodnić, że poradzi sobie ze wszystkim sama, a jak już będą się rozliczać za jedzenie i takie rzeczy, to zupełnie inna sprawa. Po wszystkim.
Podbiegła w kierunku drogi, wychylając się to w jedną, to w drugą stronę ulicy i bardzo, ale to bardzo chciała dostrzec gdzieś charakterystycznie migające światła syren, które zwiastowałyby przyjazd pomocy. I kiedy już miała wrażenie, że są zbyt daleko i nic z tego, na horyzoncie dostrzegła w końcu mieniące się na niebiesko i czerwono światło, zaczęła więc energicznie machać rękami, podskakując przy tym, żeby nikt jej nie przegapił. - SĄ, PROSZĘ PANA, JUŻ TYLKO CHWILA! - krzyknęła, biegiem znów puszczając się w kierunku mężczyzny, kiedy karetka powoli przebijała się przez błoto i dziury w drodze. - Juz są! - powtórzyła zdyszana, z ulgą i w odruchu pogłaskała Fiodora po głowie, jakby już przyzwyczajała się do myśli, że są w tym wszystkim razem.

Laurent Buchinsky
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Próbował kiwać za dziewczyną głową, kiedy powtarzała jego słowa. Wszystko, byleby tylko zlitowała się nad Fiodorem i nie zostawiała go na pastwę schroniska. Nie miał pojęcia gdzie miało być mu lepiej. Coś mu jednak podpowiadało, że u nieznajomej dziewczyny mogło być mu przyjemniej. Czy ryzykował? Na pewno, ale coś mu podpowiadało, że wcale źle nie robił.
Przeklęte kable i przeklęte chęci spacerowania po przeklętej Kurandzie i to o dość późnej porze. A mógł wybrać inne miejsce… albo mógł być po prostu ostrożniejszym. Gdyby się rozglądał, zapewne nie wszedłby do wody podłączonej do prądu. Gdyby nie narzekał na pannę Clark, los nie zwracałby mu wszystkiego w taki sposób. Dostał za swoje. Zwyczajnie dostał za swoje, a przynajmniej tak sobie powtarzał.
Nie wiedział nawet ile strachu przysporzył zupełnie nieznanej dziewczynie. I w sumie nie tylko jej, bo sobie samemu też. Domyślał się, że na pewno nie czuła się przyjemnie, bo kto by się tak czuł widząc porażoną prądem osobę? I to w najmniej oczekiwanym momencie.
Dalej upierał się co do tego, że Fiodorowi byłoby lepiej z zupełnie obcą osobą niż w schronisku z setkami innych psów. A nie daj Boże, gdyby go zgubił – pewnie by sobie tego nie wybaczył. Z radością zareagował więc, kiedy dziewczyna się zgodziła. Uśmiechnął się i przymknął na chwilę oczy. Pozostawała tylko jeszcze jedna kwestia.
M-mój numer telefonu – chwycił ją za przedramię, żeby zwróciła na niego uwagę i zapamiętała kolejne wymieniane cyfry. Powtórzył numer trzy razy. Byleby tylko zapamiętała. – Obiecuję, że za wszystko zapłacę, jak tylko wrócę do domu – dodał, nie wiedząc dlaczego tak bardzo skupiał się na kwestii materialnej. Nie chciał na pewno prawić problemów zupełnie nieznanej osobie, a i czuł się winny wpakowania dziewczyny w stresową sytuację. Dla pewności podał jeszcze swój adres, choć nie był pewien czy dobrze robił, bo przecież nie chciał mieszać jej w głowie informacji.
Leżał w ciszy, próbując głaskać Fiodora. Nie pozwalał mu na to jedynie ogólny ból i zmęczenie ciała. Nie chciał iść do przeklętego szpitala, choć wiedział, że zwyczajnie musiał. Z zamyślenia wybudziły go dopiero krzyki wracającej z powrotem dziewczyny.
A potem, już w ciszy przyglądał się i pojazdowi i ratownikom, którzy zaczęli pomagać. Odpowiadał na każde pytanie skrupulatnie.
Pamiętaj numer – mruknął jedynie w stronę dziewczyny.

ztx2?
*.* dziękuję za wątek

Raine Barlowe
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
ODPOWIEDZ
cron