lorne bay — lorne bay
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Córka właścicieli miejscowej stadniny koni, która nie sprostała ich oczekiwaniom, pozwalając wyrzucić się z renomowanej uczelni. Teraz w sekrecie przed nimi ukrywa się w centrum LB, szukając swojego zaginionego przyjaciela, ratując żółwie i oprowadzając turystów po lesie deszczowym.
Wilgotne powietrze tak charakterystyczne dla lasu deszczowego, lekko podkręciło jej włosy, które specjalnie na tę okazję potraktowała wcześniej prostownicą. Każdego innego dnia by się tym nie przejęła - dzisiaj odczuwała jednak potrzebę wypadnięcia przed swoim znajomym jak najlepiej. I nie, to nie z powodu, jaki pierwszy nasuwał się na myśl. Zrozummy się dobrze - Matilda Huntington nie chadzała na randki. Jeśli więc stresowała się lekko spotkaniem z Lucą, jeśli przyłapywała się na myśleniu o nim podczas oprowadzania turystów po leśnych ścieżkach, jeśli trzy godziny wybierała w domu odpowiedni strój, a potem prostowała te przeklęte, złote pukle - to nie z powodu randki. Nie, w jej słowniku takie określenie nie istniało.
Tamtego deszczowego wieczora, gdy ich oczy napotkały się pomiędzy tłumem spoconych, pijanych ludzi w klubie Shadow, do którego weszła przemoczona do suchej nitki w poszukiwaniu Lisbeth, nie spodziewała się, że w oczy te przyjdzie jej jeszcze popatrzeć innego wieczoru. Tak, owszem - tym dwóm spotkaniom towarzyszyły migocące gwiazdy i melancholijny księżyc, co powoli stawało się chyba ich domeną. Słowa, które padły pod koniec tamtej czterdziestominutowej pogawędki, głoszące "Musimy to kiedyś powtórzyć" a potem podanie sobie nawzajem numeru telefonu, miało dać koniec tej przedziwnej, nowej znajomości. Ostatecznie jednak, jakby pod jej nieuwagę, poczęli wymieniać się krótkimi, niezobowiązującymi wiadomościami i wtedy wysypało się zdanie "W sobotni wieczór mogę pokazać ci swoje ulubione miejsca w Kurandzie". Jak do tego doszło? Zastanawiała się nad tym cały dzień a także teraz, kiedy wszyscy współpracownicy i turyści pouciekali z ciemniejącego lasu, a ona - wciąż z tymi poskręcanymi włosami - wkładała przekąski z tutejszej kawiarenki do niewielkiego, aczkolwiek solidnego plecaka. Musnęła jeszcze palcem wyświetlacz telefonu, na którym pokazała się aktualna godzina, komunikująca, że do umownego rozpoczęcia tejże (wcale nie, przestań, Tilly, ogarnij się) oczekiwanej wycieczki pozostało zaledwie kilka minut, a potem zakluczyła pogrążony w mroku lokal i udała się w kierunku drogi wjazdowej, na której czekał już na nią dzisiejszy towarzysz leśnej eksploracji. - Cześć - przywitała się z nim, na usta wkładając delikatny uśmiech i otworzyła mu bramę, którą niecałe pół godziny wcześniej zamknął jeden z jej współpracowników. - I jak, gotowy na tę niebezpieczną wyprawę, z której jedno z nas zapewne nie wróci żywe? - zapytała, a wcześniejsze, subtelne uniesienie kącików ust w uśmiechu, nabrało zadziornej barwy. Gdy źrenice jej oczu rozszerzyły się pod wpływem atramentowego nieba, umożliwiając zapoznanie się z niektórymi detalami, od razu zwróciła uwagę na czarne malowidła wychodzące zza rękawów jego koszuli. Lubiła te tatuaże.

Luca Hepburn
ambitny krab
zmęczona
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Nie był zbyt częstym bywalcem takich miejsc jak Kuranda, mimo wszystko więcej czasu spędzał właśnie w samym Shadow, gdzie ostatnimi czasy bywał nawet wtedy, kiedy nie musiał być w pracy. I nie, to nie chodziło o to, ze robił jakieś nadgodziny - chociaż dobra, te też mu się zdarzały, bo czasem lubił sobie wziąć dodatkowy "dyżur" - to jednak po prostu lubił spędzać tam czas. Równocześnie lubił tam pracować, jak po prostu się bawić. Może powodem było to, że ten klub był jedynym miejscem w okolicy, gdzie można było się bawić w taki sposób, jaki był charakterystyczny dla klubów nocnych. A to, ze dzięki pracy tam miał tańszy alkohol? No grzech nie skorzystać!
Dlatego nie ma się też co dziwić, że gdy Luca kogoś poznawał, to... najczęściej właśnie tam. Tak też poznał właśnie samą Tilly. Gdyby nie to, że oboje uważali zakochanie za coś niepotrzebnego. Dobra, może mieli tutaj trochę inne zdanie na temat tego uczucia, ale jedno było pewne, żadne z nich nie chciało być w takim stanie. Hepburn bo zwyczajnie w tę miłość nie wierzył. Raz spróbował, było chwilę fajnie, ale nie wyszło i cóż, nigdy więcej. Panna Huntington? Cóż, miała z pewnością swoje powody.
Gdyby nie to wszystko, to kto wie, może moglibyśmy tutaj opowiadać jakąś super wielce romantyczną historię? Wiele z nich przecież tak się zaczynało. Deszczowy wieczór, poszukiwanie kogoś, ale równocześnie chęć znalezienia schronienia przed tym nieustającym deszczem, który nie chciał nawet na moment odpuścić. Spotykające się spojrzenia i potem przegadanie wspólnie całego wieczoru. Uczucie mijającego czasu by im nie zasugerowało tego, że minął cały wieczór - bo tak też nie było. Ich pogawędka, chociaż... czy można było ją jeszcze uznać za pogawędkę, skoro trwała czterdzieści minut? Znaleźli wspólny język, wymienili się numerami i co Luce często się nie zdawało, pisał. Pisał z tą śliczną dziewczyną, którą tamtego wieczoru poznał i to nawet nie z jakimiś niecnymi zamiarami!
Wiele wymienionych wiadomości w końcu musiało skutkować tą znamienną propozycją spotkania, która padła ze zgrabnych palców trochę młodszej dziewczyny. Nie zastanawiał się długo i zgodził się.
Dlatego też tego konkretnego dnia, a konkretniej to wieczoru, stawił się na wybranym miejscu, czyli na parkingu, albo raczej poboczu drogi wjazdowej na teren parku. Stał oparty o swój samochód z nogą zgiętą w kolanie, podeszwą buta podpierając się o oponę. Palił papierosa, bo niestety był osobnikiem, który miał swoje demony, a co za tym idzie: swoje nałogi. Gdy zauważył zbliżającą się do niego drobną sylwetkę, to wypalał już końcówkę swojego papierosa. Jeszcze nim się do niego rzeczywiście zbliżyła, zdążył rzucić niedopałek na mokrą ziemię i przydeptać ją butem. Wypuścił kłębek dymu i zrobił krok w kierunku Matildy. I na jego twarz zawitał delikatny uśmiech, którym obdarzył kobietę. — Cześć, cześć. — Rzucił swoje przywitanie w odpowiedzi, po czym razem przekroczył próg bramy, którą otworzyła. W odpowiedzi obdarzył wymownym spojrzeniem jej włosy, które widocznie w obliczu starcia z wilgotnym powietrzem zaczęły się zakręcać. — Twoje włosy planują opanować świat? — Powiedział w odpowiedzi. I na jego twarzy również zagościł w tej chwili lekko złośliwy, a może właśnie zadziorny uśmieszek?
— Jeżeli ta wyprawa ma być taka niebezpieczna, to zachowujmy się tak, jakby jutra miało nie być. — Dodał i widząc, że jej spojrzenie taksowało teraz jego tatuaże, jakby od niechcenia lekko podciągnął rękawy koszuli, ukazując ich trochę więcej. Niewiele, bo ciekawiej miało być właśnie powoli, te jej ciekawość rozpalać.

Tilly Huntington
sumienny żółwik
mkj
lorne bay — lorne bay
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Córka właścicieli miejscowej stadniny koni, która nie sprostała ich oczekiwaniom, pozwalając wyrzucić się z renomowanej uczelni. Teraz w sekrecie przed nimi ukrywa się w centrum LB, szukając swojego zaginionego przyjaciela, ratując żółwie i oprowadzając turystów po lesie deszczowym.
W tych jego przepełnionych beztroską oczach nie potrafiła doszukać się skrywanej rany, zapewne zasklepionej już przez upływ czasu, a powstałej na skutek nieszczęśliwej miłostki. Sądziła raczej, że Hepburn nigdy nie dawał się porwać podobnym błahostkom, które ją samą przerażały niczym najgorsze zmory - bo miała świadomość tego, jak potrafią człowieka wyniszczyć. Podchodziła więc do nich z rozwagą, trzeźwym umysłem głoszącym, że w życiu są wartości ważniejsze od tej konkretnej, przynoszącej wyłącznie zgubę. I tego stanowiska trzymać zamierzała się przede wszystkim dzisiejszego wieczora, odpychając od siebie uczucia, z których narodzić mogłoby się - a nie może - coś poważniejszego.
Gdy do uszu jej dotarła ta nieco zgryźliwa, ale też zabawna zaczepka, białą twarz zabarwił amarantowy odcień, a powietrze wypełnił srebrzysty śmiech. - Cicho, one nas będą pilnować i odstraszać potencjalne zagrożenie. Na ciebie też się rzucą w mojej obronie tak w razie czego, tylko uprzedzam - w słowach tych nie było sensu doszukiwać się prawdziwego ostrzeżenia, bo choć ostrożność nakazywała nie ufać nikomu, tak nie posądzała kroczącego przy niej mężczyzny o jakiekolwiek złe intencje. Kierowana lekkim zawstydzeniem, ostatecznie związała włosy w kitkę za pomocą kolorowej przepaski czekającej cierpliwie na jej nadgarstku, zamierzając w razie czego tłumaczyć się tym, że teraz przynajmniej te poskręcane pukle nie wchodziły jej do oczu. - Świetnie, nadciągający koniec świata miał być motywem przewodnim tej wyprawy - potwierdziła z uśmiechem, ciesząc się, że i on podchodził do dzisiejszego spotkania podobnie. Skrywało się w tym przekonaniu coś fascynującego, co czyniło ten wieczór wyjątkowym. Z tego też powodu nie zamierzała spędzać go na podziwianiu malunków zdobiących ręce mężczyzny, więc z początku w formie odpowiedzi uśmiechnęła się tylko i poprowadziła go w kierunku ścieżki otulonej gęstwiną ciemnego lasu. - Skrywa się za nimi jakaś szczególna historia, o której chciałbyś opowiedzieć? - wróciła jednak do nich po chwili, stwierdzając, że opowieść ta doskonale wypełniłaby przemierzaną drogę. Dla niektórych tatuaże były ekspresją skrywanych emocji, dla innych pełniły funkcję monumentu skomplikowanej przeszłości, a jeszcze dla innych były jakby ratunkiem na samotność bijącą z obcych ziem, ale ją ciekawiło tylko, co było pobudką mężczyzny. Liczyła się z tym, że odpowiedź mogłaby nie skrywać w sobie żadnych wzniosłych motywów, jako że sama była posiadaczką niewielkiego tatuażu na łopatce, który powstał raczej z kaprysu, ale mimo to zdecydowała się zapytać.

Luca Hepburn
ambitny krab
zmęczona
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
W przypadku Hepburna sytuacja jego rany wyglądała tak, że… no cały czas tam była. Wydawałoby się, że czas goi rany, że z biegiem czasu ta mu się zabliźni, ale tak nie było. Nie w jego przypadku. Rana ta wydawała mu się ciągle świeża i jątrząca się. Zwłaszcza, że ostatnie wydarzenia i ponowne pojawienie się w jego życiu osoby, która złamała mu serce wcale nie pomagała zrobić kroku naprzód. Chociaż może takiej swoistej konfrontacji z przeszłością potrzebował, by jednak ten krok do przodu zrobić.
To nie była logika, ani tym bardziej rozwaga, która kazała mu skupić się na przelotnych związkach i uciekaniu od miłości. Nie, to był ból, który mu ta miłość spowodowała. Chyba najłatwiejszym rozwiązaniem była właśnie ucieczka i udawanie, że wszystko jest w porządku. Chociaż nigdy, nawet przed sobą by się do tego nie przyznał, w końcu… miłość nie istnieje. I tyle.
Uśmiechnął się zadowolony z faktu, że jego żart się udał ale i dlatego, że spowodował delikatny rumieniec na twarzy dziewczyny. Bo chociaż ja musiałem wygooglować czym jest amarant, jak stereotypowy facet, tak Luca zdawał sobie sprawę, że to był raczej znak, że sam dowcip, który wcale nie miał być zgryźliwy, znalazł u Tilly uznanie.
— To prawie jak u Meduzy, tyle, że Twoje włosy są zdecydowanie ładniejsze. — Odparł, chociaż uznając powagę jej słów uniósł dłonie, żeby pokazać, że nie jest uzbrojony i, że nie ma złych zamiarów.
— Muszę z nimi negocjować, czy same oceniają? — Zapytał, obrzucając badawczym spojrzeniem jej włosy, jakby szukając w nich odpowiedzi na swoje pytanie. A może mu zaraz faktycznie odpowiedzą, skoro mają takie supermoce?
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi na fakt, że związała włosy w kitkę, najwidoczniej uznała, że nie potrzebuje ich ochrony w jego towarzystwie. Słusznie!
— Tak? To skoro zaraz mamy koniec świata, to może powiesz mi czy jest coś, czego żałujesz, że nie zrobiłaś? — Zapytał, będąc nawet ciekawym szczerej odpowiedzi na to pytanie. Równocześnie zastanawiając się, jak sam na to pytanie by odpowiedział, bo… w sumie to nie wiedział. Czy czegoś żałował? Pewnie wielu rzeczy.
— Chyba każdy tatuaż ma jakieś znaczenie, może niekoniecznie historię, ale znaczenie. — Odparł, pozwalając się jej prowadzić, bo to jednak ona dzisiaj robiła tutaj za przewodniczkę w tym gąszczu.
— Na przykład ten. — Zaczął, wskazując na wytatuowany statek na swoim przedramieniu.
— To symbol podróży, nowych początków i wypraw. — Wyjaśnił, uważając na każdy krok. Dobrze, że założył wygodne buty!
— Zrobiłem go sobie, jak byłem w Europie, trochę tam pozwiedzałem i można powiedzieć, że zacząłem od nowa. — Dokończył, dodając do tego wyjaśnienia sprzed chwili dodatkowe informacje, które też od razu powinny dać lepsze światło na powód dla którego go sobie wytatuował.

Tilly Huntington
sumienny żółwik
mkj
ODPOWIEDZ