Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Brie Danvers
[Chapter 4]

Nastały ciężkie dosyć czasy w życiu Winstona, a szczególnie w jego małżeństwie, stąd poszła lawina pewnych rzeczy. Musiał się wyprowadzić do innego mieszkania, rzucić się w wir pracy no a przy tym zaniedbać trochę siebie. Nie oszukujmy się, mało miał czasu na dobry i smaczny posiłek a przy tym taki zdrowy. Dobrze jednak, że miał te znajomości i przyjaźnie, które nie raz ratowały mu przysłowiowo dupę. Dosłownie tak było z Brie i jej wiadomością, zdjęciem kuszącym - w sensie oczywiście burczenia brzuszka, a co innego niby? Co prawda Mick żył aktualnie w dziwnym zawieszeniu, bo nie wiedział jak tam się sprawa potoczy z jego małżeństwem i czy nagle singlem nie zostanie, ale to inna para kaloszy. Umówili się z Danvers na małą ucztę, to jeszcze nic złego, prawda? Po za tym potrzebował takiej odskoczni, zebrania myśli i może jakiejś porady ze strony osoby bezstronnej? Albo w ogóle potrzebował towarzystwa kogoś innego niż brat czy żona, a już na pewno musiał odpocząć od tego wszystkiego. Dla wyjaśnienia, to Mick dowiedział się, że zona go zdradziła przed ślubem i dziecko, które miał za swoje było tamtego typa, także w skrócie przejebane. Cały związek i niby to małżeństwo oparte na kłamstwie i takiej jakiejś bańce, która zdawała się aktualnie pękać. Nie wiedział co pocznie, ale na ten moment - potrzebował odpoczynku od tej sytuacji, od małżonki i od wszystkich, którzy starali się mu mówić co ma robić. Może w sumie dobrze, że się tak stało? Może sam Winston nie wiedział co czuje i czy ogólnie w tym wszystkim się odnajduje, że rodzina i te sprawy, czy to wszystko właściwe. Tak czy inaczej po ostatnim smsie od znajomej, wiedział co i jak będzie dzisiaj robił. Znał miejsce, znał adres i wiedział jak się dostać od zaplecza do środka, więc wkrótce mogła go usłyszeć jak przedziera się przez drzwi i wchodzi do środka, tak bardzo głodny jak wilk.
- Witaj. Jak widać, pędziłem za tym jedzeniem jak głupi. - lekka zadyszka, którą oczywiście udawał miała oddać w sumie dowcipnie, to jaki Mick był wypuszczony. To była w sumie prawda, bo jadał bardzo zle i słabo, momentami siląc się na fast foody, a przecież nie pomyślał o tym lokalu, o Brie. Dopiero w chwili gdy się odezwała, ratując jego żołądek po raz kolejny przed kiepskim posiłkiem, zapaliła mu się lampka. Mniejsza o to, przywitał się z nią delikatnym uściskiem i według jej wskazówki czy tam gestu, usiadł gdzieś gotowy na wyjadanie pyszności, jakie miała mu zaserwować. Ogólnie miło było się też spotkać, w takim momencie gdy oboje wiecznie zastawiali się pracą, rodzinką czy tam czymś, głównie Winston, wiadomo - mąż i ojciec, wciąż jeszcze niby.
sumienny żółwik
Mick Winston
CEO & szefowa kuchni — SALSA BAR AND GRILL
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Zakręcona artystka w pracowni zwanej kuchnią, próbuje trafiać do ludzi przez żołądek do serca. Organizuje ślub z człowiekiem, którego chyba kocha.
druga
Restauracja była już zamknięta, kolejny dzień, kolejna porcja wydanych posiłków i obsłużonych gości. Kolejny nie bardzo specjalny dzień w życiu Szkotki, która ciągle bardzo starała się wyzbyć swojego akcentu. Każda zmiana kończyła się wspólnym posiłkiem ludzi na kuchni, kończyła się o późnych godzinach, w których niektórzy ludzie powinni spać. Brie ostatnio starała się nie wracać do niedawno kupionego z narzeczonym domu. Nie miała serca do tego miejsca i chociaż to był jej pomysł, żeby oboje przeprowadzili się do jego rodzinnego miasteczka, to jakoś inaczej to wszystko sobie wyobrażała. Miała nadzieje, że tutaj będzie jej łatwiej panować nad narzeczonym, którego nie uważała za najwierniejszego. On się z tym nie ukrywał, a ona udawała, że jej to nie boli. Nie wiedziała, czemu pozwalała sobie na to, żeby trwać w tej relacji. Dobrze wiedziała, co się dzieje i co jej rudzielec miał za uszami, tyle tylko, że była jak rozpędzony pociąg. Pochłonął ją nowy biznes, któremu bardzo się oddała i organizacja ślubu. Wszystko zaczynało się rozkręcać, a termin, w którym powinna powiedzieć tak facetowi, którego chyba kocha, zbliżał się nieuchronnie.
Starała się otaczać nowymi, lokalnymi znajomościami. Odrobinę brakowało jej przyjaciół ze Szkocji i całe szczęście, że miała tutaj siostrę. Pomagało jej to niesamowicie po prostu się nie rozjechać. Mike był jednym z lokalnych znajomych i nie wiedziała czemu, czuła się z nim w jakiś sposób związana. Nie wiedziała jeszcze, czy to łączące ich problemy czy fakt, że czuje się przy nim swobodnie. Może to dlatego właśnie jemu zaproponowała wspólne spożywanie posiłków. Nie wiedziała i nie chciała wiedzieć. Płynęła ostatnio nurtem, jakim niosło ją życie.
Mick wszedł na wysprzątaną kuchnię, kiedy właśnie robiła sos holenderski: - W takim razie, musiałam cię nieźle skusić. – Odpowiedziała, odstawiając miskę, żeby móc się z nim swobodnie przywitać. – Siadaj – wskazała skinieniem głowy na stolik ustawiony w kuchni, na którym stała pełna zastawa i był nawet obrus.: - To wszystko to testy i ewentualne propozycje do znalezienia się w menu, więc będziesz miał zadanie, żeby opowiedzieć, co ci smakuje, co ma być łagodniejsze, ostrzejsze. – Poinstruowała go, otwierając jedną z lodówek, w której miała już prawie wszystkie elementy. Złożenie wszystkiego w całość nie zajmie dużo czasu.

Mick Winston
powitalny kokos
nick
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Brie Danvers

Jakoś tak wyszło, że przez obowiązki rodzinne nieco zakurzyły się jego kontakty i znajomości w Lorne Bay. Najczęściej zwalał to na fakt bycia mężem i ojcem, ale co mu było aktualnie po tym gdy w głowie pojawiały się wątpliwości, pewne informacje ujrzały światło dzienne, a on wyszedł w tym wszystkim na głupca. Jakby nie spojrzeć czuł się fatalnie, taki oszukany i zgnieciony jednocześnie. No bo żył z kobietą u boku która stworzyła z nim rodzinę, ale wszystko to w oparciu o kłamstwo. Dosyć istotne i bolesne, bo tak to odczuwał - sama wieść o tym, że mała nie jest jego, a żonka się dopuściła przed samym ślubem zdrady no wiemy co to mogło spowodował u człowieka. Mick podążył dosyć radykalną ścieżką, wyprowadzając się z domu, urywając na jakiś czas kontakt z żoną i dzieckiem, ale cóż tego potrzebował. Tak samo jak w tym momencie potrzebował bratniej duszy, oparcia w znajomych, których sam nieco zaniedbał. Miał co prawda brata i jego żonę ale to też nie to do końca - bo rodzina i takie tam sprawy. Tu potrzebne było spojrzenie świeże, kogoś o podobnych problemach czy ogólnie jakiegoś takiego zrozumienia w tym wszystko. Nie miał pojęcia czy Brie mu jakoś pomoże i doradzi ale przynajmniej mogli w spokoju i ciszy w końcu się spotkać, pogadać a przy tym dobrze zjeść. Bo Danvers zawsze raczyła smacznym posiłkiem, który pobudzał kubki smakowe, a ślinka sama leciała na te zapachy. Wchodząc do kuchni dało się czuć tą magię i inne takie - no czary z jej stront. Przynajmniej na tamta chwilę mógł się zapomnieć i skupić na zaspokojeniu brzuszka i swoich takich jakiś upodobań jedzeniowych. Ostatnimi czasy ciągle w biegu, na jakiś dziadowskich posiłkach z plastiku jechał czy innych fast foodach - od tak minusy rozstania z małżonką. Nie bójmy się tak tego ująć, bo przecież nie wyprowadził się bez powodu, no nie?
- Wiesz mi, facet w mojej aktualnej sytuacji jest gotów na wszelakie pokusy. - obrał to w takie słowa z wiadomym powodów, ale hej to było nawet śmieszne i taki też miał zamiar utrzymywać ton. Nie będzie przecież się dołował i pokazywał jak to go boli to wszystko, a co! Należy mu się coś od życia w końcu dobrego, a tu miał na wysunięcie ręki i dobre jedzenie i dosyć ładną kobietę, na którą może nie patrzył aż tak pod wiadomym kontem, ale jakiś flirt niewinny jak nikt nie patrzy? Chyba można uskuteczniać. - Hmmm, to aż zaszczyt, że mam pierwszy chyba sposobność próbować pyszności. Ale okej, niechaj będzie - mam pusty brzuszek gotowy na eksperymenty. - nawet się po nim poklepał rozbawiony i zasiadł na wskazanym przez kobietę miejscu. Napił się może ciut wody aby przepłukać kubki smakowe i czekał cierpliwie na to co mu zaserwuje i co najważniejsze czy mu potowarzyszy w tej kulinarnej podróży, no bo był na to nastawiony iż razem będą degustować i ustalać czy to wkręci w menu swoje panna Brie.
sumienny żółwik
Mick Winston
CEO & szefowa kuchni — SALSA BAR AND GRILL
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Zakręcona artystka w pracowni zwanej kuchnią, próbuje trafiać do ludzi przez żołądek do serca. Organizuje ślub z człowiekiem, którego chyba kocha.
- Aż tak źle? – Zapytała Brie, nalewając im gazowanej wody do szklanek i zerknęła na mężczyznę. Nie wchodził w szczegóły, jeżeli chodziło o jego sytuację z żoną. Z drugiej jednak strony Brie nie była wścibska, wiec nie dopytywała. Jeżeli będzie chciał pogadać, to nie widziała w tym wszystkim problemu. Potrafiła słuchać. Podobno. Tak jej mówią, że dobrze słucha, bo nie ocenia, radzi tylko jeżeli jej się na to pozwoli, ale przede wszystkim pozwala sobie na uświadamianie drugiej stronie, że jest w każdym momencie. Jeżeli tylko potrzebuje.
- Porcje nie będą duże, ale obiecuje różnorodność. Zjemy razem, muszę się też czasami wczuć w gości tego miejsca. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem i wróciła do stalowych, kuchennych blatów. Mogła bez problemu z nim rozmawiać podczas przygotowywania. – Dobra, a więc… - rozejrzała się i wyglądała przez sekundę, jakby coś liczyła. – Mam dla Ciebie dzisiaj dwie przystawki, jedną zupę, dwa dania główne i jeden deser. Liczę na otwartość z twojej strony. – Uśmiechnęła się i zaczęła ogarniać talerze. Zacznie, oczywiście, od przystawi, z nadzieją, że surowa ryba go nie przerazi.
Przyniosła im jedzenie do stolika i usiadła naprzeciwko niego: - Masz ochotę na jakiś alkohol czy jesteś samochodem? – Zapytała, czekając na jego decyzję, a kiedy już mu ewentualnie nalała alkoholu lub nie zaczęła opowiadać o tym co ma na talerzu i pokazywać wszystko: - Tuńczyk tataki, arancini z shitake, terijaki ananasowy, pak choi, majonez wasabi, prażony sezam, piklowana kalarepa. – Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko surowym rybą, bo jak widzisz, tuńczyk jest w wersji "jakby niedosmażonej" i o to chodzi.
- Także jedz i oceniaj – zachęciła go i sama sięgnęła po nóż i widelec. Wiedziała, że przy gościu lepiej nie macać wszystkiego palcami. Chociaż to brzyła przyjemna forma spożywania posiłku.

Mick Winston
powitalny kokos
nick
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
- Można powiedzieć, że więcej niż gorzej. Zdrada. Co prawda na początku związku ale wiesz, dowiedziałem się, że to nie ja jestem ojcem własnej córki. - mruknął, w telegraficznym skrócie ale z grubej strony w jej stronę. I w sumie to nie wiedział co tu może powiedzieć więcej, cierpiał aktualnie i nie miał ochoty patrzeć na żonę, ale z drugiej strony był teraz sam, sam jak palec z tym wszystkim i chyba potrzebował takiego wieczoru jak ten, aby zająć myśli czymś innym. Upił łyk tej wody na rozruszanie kubków smakowych, po czym pewnie zmienili temat na ten związany z jedzeniem. Póki nie napił się jeszcze czegoś mocnego, nie był skłonny opowiadać historie życia, ale kto wie. Może jej ją streści z każdą kolejną chwilą, w końcu jak sama tu przedstawiała, trochę jedzenia będą mieli.
- Otwarty jestem jak mój żołądek, więc możesz być tego pewna. - rzucił ze śmiechem, wsłuchując się w to co tam ma mu do przedstawienia. Ciekawy też podglądał co nieco bo zgaduje, że stolik stał nieco dalej od jej blatu, który pewnie zakrywał niższy blat, gdzie robiła ostatnie szlify nad potrawami, gotowa je serwować po kolei czy coś w tym stylu. I z tego co widzę to nie było określone jak dotarł w końcu do niej chyba, także niech będzie, że mógł sobie wypić. - Hmm, może i być duużo alkoholu. Ty się pewnie znasz które wino pasuje przed posiłkiem a które po, więc poproszę wszystko co mi dasz. - zarządził z klaśnięciem w dłonie jak małe dziecko, gdy dotarła do niego z pierwszą potrawą. Brzmiało to azjatycko bardzo w dodatku bardzo nowocześnie i odkrywczo, a że ostatnio nie miał gdzie się stołować, to chętny był przyjąć takie pyszności. A też umówmy się, że był fanem wszystkiego, co najwyżej nie wszystkie warzywa lubił czy tam owoce morza. - No niech będzie, może nawet coś polubię. - zabrał się za ocenę potrawy wizualnie, ale też starając się jakiś zapach z tego wyciągnął. Chwycił ostatecznie za nóż i pewnie pierwsze tak zwane "gryzy" wykonał. Smak był okej, nieco może nie jego klimaty, ale z każdym kolejnym, przymykał na to oko i kiwał głową z uznaniem, bo było to spoko danie. Napił się jeszcze wina jeżeli mu takowe podała, a jak nie to użył tej wody aby popić i dalej konsumować.
- Jest niezle, co prawda prosty ze mnie facet, lubię kurczaka albo wieprzowinę. Ale jest dobrze. To taki azjatycki trochę miks, no nie? Chciałem zawsze pojechać w tamte rejony. - wyznał szczerze z uśmiechem na ustach. Chociaż o tym mogli rozmawiać i była pewność, że nie poczuje się zle, lub nie zrobi się w momencie smutny. Wszystko jakoś tak wydawało się lepsze, od rozmowy o kiepskim aktualnym stanie w jakim znajdowała się jego relacja rodzina, zarówno z rodzicami, jak i z własną żoną.

Brie Danvers
sumienny żółwik
Mick Winston
ODPOWIEDZ