24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
#4

Świat oszalał. Apollo już nie był niczego pewien w życiu, które wypuścił tamtej feralnej nocy z dłoni. Wbijając pięści w twarz, którą niegdyś kochał szaleńczą miłością, stracił całkowicie kontrolę. Nic już nie było czarne czy białe. Popadł w niekończące się spektrum szarości, między którym zupełnie nie potrafił się odnaleźć.
Powoli zabijała go prawda. Świadomość, że całkowicie zaprzepaścił pewne sprawy; że odgrodził się od ludzi, na których najbardziej mu zależało. Od ludzi, przy których mógł być sobą, całkowicie zaakceptowany. Umarł na własne życzenie i wcale u się to nie spodobało. Uporczywie pragnął cofnąć czas, uprzeć się, jak to miał w zwyczaju. Chciał zatrzymać Felixa przy sobie, bez względu na wszystko, bo to przecież jego odrzucenie wywołało lawinę, prawda?
Był w amoku. Łudził się, że włóczenie po Lorne coś da, że może uda mu się w końcu zgubić, ale na przestrzeni lat poznał każdy, najmniejszy zakamarek. I niemal każdy nosił w sobie znamiona wspomnień z dawnym przyjacielem. To jednocześnie rozwiązywało pewną zagadkę. Jak mieli o sobie zapomnieć, skoro byli swoim życiem? Składali się w całość. Przeżywali i doświadczali wspólnie przez tyle lat, że wręcz niemożliwym było wyrwanie sobie z pamięci, a nawet z duszy tego drugiego. Wiązałoby się to z rychłą śmiercią. Z uschnięciem, bo pozbawiliby się swoich korzeni.
Kiedyś spędzali na tej plaży niemal każdy wieczór. Wszystkie drogi prowadziły ich do tego miejsca, gdzie niewielki, drewniany pomost sięgał w głąb oceanu. To zabawne, że trafili tutaj też tym razem. Czego szukali? Ukojenia, wspomnień, głupiej nadziei, kolejnej bitki pozbawiającej oddechu i słów rzucanych na wiatr, skąpanych jedynie w nieudolnym kłamstwie?
Stopy Apolla zaczęły zapadać się nieznośnie w mokrym piasku podmywanym przez fale. Patrzył na znajomą sylwetkę na samym krańcu kładki, skąpaną w ciepłym świetle chylącego się ku zachodowi słońca. Mijała minuta za minutą, gęste chmury przeczesywały raz za razem niebo, a chłodny wiatr otaczał z pieczołowitością każdą odsłonięta część ciała. Wzdrygnął się delikatnie na samą myśl, a właściwie chęć pójścia i usadowienia się tuż obok. Może powinien?
Może powinien zrobić to już bardzo dawno temu?
Wystarczy odpuścić.
Powtarzał sobie to w nieskończoność, nawet gdy gołymi stopami dotknął drewnianych desek, robiąc niepewne kilka kroków w przód. Przeklinał uparcie siebie w duszy, że naprawdę naraża się na prawdopodobnie nieszczęśliwe zakończenie.
Jeśli nie staniesz mi na drodze, ja nie przetnę Twojej. To obietnica.
Och, przecież lubił robić na opak, prawda? Zawsze pod prąd, zawsze na przekór, nawet gdy strach zjadał go od środka.
Dwie butelki piwa zabrzęczały cicho, kiedy właściwie już stał za plecami Felixa. Usiadł obok, ale dalej na bezpieczną odległość, na krawędzi pomostu, pod stopami wyczuwając zaraz morską bryzę. Nie spojrzał kierunku mężczyzny, choć miał wrażenie, że oboje wstrzymali powietrze.
Otworzył spokojnie butelkę zapalniczką, stawiając piwo między udami. Był przerażony sobą, więc sięgnął po paczkę papierosów, wsuwając jednego między wargi i nim go jeszcze odpalił, skierował używki w stronę Felixa.
Miał ochotę powiedzieć mu wiele rzeczy, ale usta uparcie zaciskały się wokół filtra. Przyszło mu więc milczeć, zgadzając się na każdą obelgę, jaką mógł wypowiedzieć towarzysz. Właściwie spodziewał się wszystkiego, wraz z natychmiastowym oddaleniem się z tego miejsca.
Ich wspólnego miejsca.
Kąciki jego ust drgnęły ledwie widocznie. Wyjął telefon, wybierając coś naprędce z playlisty na Spotify, po czym odłożył urządzenie między nimi. Muzyka nie była głośna. To zaledwie tło, które mieszało się z szumem fal.




Felix Love
ambitny krab
Alfons tego przybytku
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny diler, perkusista w zespole LOVE QUEEN, możliwe, że największy wrzód na dupie.
Czasami ścieżki, jakimi chadzał przyprowadzały go w znajome miejsca, z tym charakterystycznym zapachem, który czasami przypadkowo łaskotał go w nos. Jak zapach wody, piasku, specyficznego odświeżacza powietrza czy perfum, które niby nic nie znaczyły, a jednak potrafiły związać mu żołądek w supeł albo sprawić, że obracał się gwałtownie, uważniej obserwując otoczenie.
Lorne nie było gigantycznym miejscem na ziemi; znał każdy zakamarek, każdą uliczkę i mógłby przysiąc, że dopasowałby poszczególnych mieszkańców do odpowiednich budynków mieszkalnych lub miejsc pracy. Niechybnie też, wiele takich przypadkowych miejsc kojarzyło mu się z Quinnem albo zespołem, albo jednym i drugim, bo zawsze było właśnie to - Felix, Apollo i Love Queen, nie mniej, nie więcej, jakby świat specjalnie upatrzył sobie dla nich ten zakątek na ziemi.
Wcześniej go to drażniło; przez dwa z pięciu lat, czuł wkurwienie na myśl, że musiał wyjść z domu, a przecież i tam wszędzie widział jebanego przyjaciela. Czuł się jakby zgubił coś ważnego, co mogło być wszędzie, za każdym rogiem i na każdej ulicy, ale gdyby to znalazł, nie do końca wiedział, czy poczułby szczęście.
Ich ostatnie spotkanie spotęgowało to uczucie; wiele dni po tej dziecinnej bójce, wargi nadal go mrowiły, a opuszki palców rozpamiętywały drobne sekundy dotyku i Love porównywał to do pierwszego spotkania z pałeczkami od perkusji, kiedy długo nie mógł otrząsnąć się z zachwytu i dziwnego uwielbienia.
Miłość do grania też mu odebrał, wraz ze swoją obecnością.
Dużo się działo. Umysł Felixa działał na najwyższych obrotach, powoli przepalając się i zgrzytając. Praca wieczorami dawała mu się we znaki, szczególnie, kiedy nie mógł porządnie odespać. Zespół znowu miał lekki dołek, czuć było beznadzieję chyba u każdego członka, może z wyjątkiem Mavericka, który zachowywał się jak jebana królowa, której nic nie dotyka. Euridice mocno znosiła wszystko co tyczyło się jej brata, a ich przyjaźń, bardziej niż kiedykolwiek zostawała znowu wystawiona na próbę. Nie miał z nią kontaktu od czasu, kiedy obity wpadł do ich garażu i z lekką obawą odwlekał napisanie wiadomości, na końcu języka mają to jedno, jedyne pytanie, które nie dawało mu spać.
Czy Apollo wie?
Bo jeśli wiedział, to czy cokolwiek zmieniało to w ich relacji, która nie miała prawa bytu? Czy nienawidzi go bardziej za zaciągnięcie jego pieprzonej siostry na miejsce basisty, czy raczej ma to gdzieś, co chyba o wiele bardziej ugodziłoby w Felixa?
Tego wieczoru był bardziej rozkojarzony, nieobecny i nawet szybka wymiana dragów na gotówkę z jednym klientem nie poprawiła mu nastroju. Stał dokładnie tutaj, gdzie kilka lat temu zjadał naprawdę wiele paczek fajek, zapijając wszystko energetykami lub tanim browarem na jaki było ich stać. Mógłby przysiąc, że nawet lekki podmuch wiatru się nie zmienił, a cisza, jaka unosiła się nad wodą dalej przyciągała go na tyle skutecznie, że gdy na pomoście został sam, ruszył po skrzypiących deskach, by usiąść na samym końcu, zsuwając ze stóp buty, żeby zanurzyć palce w chłodnej wodzie.
Odpalił papierosa, później blanta, którego mdły zapach wypełnił nozdrza i rozluźnił mięśnie. Powinien robić teraz tak wiele rzeczy. Iść do Shadow, spotkać się z kilkoma umówionymi osobami, dobrze się bawić. Telefon jednak wyłączył, wciskając go do czarnej nerki przy pasie, tylko mocniej nasuwając na ramiona bluzę i przeczesując włosy w tak zawadiacki sposób jak w szkole, gdy planował lekkie wagary z kilku ostatnich lekcji.
Tęsknił za tamtym Felixem, pełnym beztroski i kotłującej się nadziei. Tęsknił za brakiem odpowiedzialności, za większą impulsywnością, za wolnością, której teraz mu brakowało.
Tęsknił za towarzystwem, tym jednym i odpowiednim dla niego, którego rozpaczliwie potrzebował jak zbawiennego oddechu.
Potrzebował...
Uniósł głowę, kiedy znowu usłyszał znajome skrzypnięcie desek. Spiął po sobie łopatki, prostując się, ale nadal nie odwracając jak ktoś, kto jest zbyt znudzony czy się bać. To mógł być każdy - zakochana para, samotna dziewczyna, starzec na spacerze. To mógł być nawet pies, ale psy, tak z reguły, wcale nie zostają przywołane myślami, nie siadają obok naturalnie jakby robiły to na co dzień, nie taszczą także ze sobą butelek piwa.
Apollo.
Jak bardzo świat musiał z nich drwić?
Love zerknął na niego kątem oka, nie poruszając się nawet o milimetr. Uderzyła w niego najpierw złość, potem zdumienie, a na końcu jakiś rodzaj ulgi, kiedy zamiast wepchnięcia do wody i utopienia, Quinn postanowił zrobić coś zupełnie odwrotnego.
Zmarszczył brwi, wyrzucając dopalonego już blanta przed siebie. Milczeli, a Felix odnotowywał w głowie każdy dźwięk - otwieraną butelkę, ciche westchnięcie, odpalenie papierosa i szelest jego ubrań a także wody, gdy delikatnie sunął stopą pod powierzchnią.
Co powinien zrobić?
I czy chciał robić cokolwiek, skoro ta namiastka wspomnień, ta normalność była tak błoga, że serce znowu wyrwało mu się nieproszenie z piersi. Obrócił się odrobinę, odchylając głowę by obrzucić jego profil spojrzeniem i chętnie przyjąć kolejnego papierosa, pomimo drapiącego już gardła. Wsunął go między wargi, odpalając i od razu zaciągając się głęboko, wypuszczając w górę szarą kotarę dymu.
Uznał, że wypada coś powiedzieć. Albo wstać i odejść. Albo zacząć oddychać - ale nim to nastało, puszczona muzyka sprawiła, że drgnął, a jego własna stopa dotknęła tej drugiej, znajdującej się zaledwie kilka milimetrów dalej. To głupie, ale ten nic nie znaczący dotyk, był wszystkim. Był potrzebny, by zakotwiczyć go w tym miejscu na dłużej.
Uśmiechnął się półgębkiem, znowu prostując i wyciągając dłoń by po prostu złapać jego telefon i przerzucić palcami playlistę na Spotify. Była łudząco podobna do tej, którą za dzieciaka układali w winampie, by po następnych latach nałogowo słuchać jej, gdy spizgali się jak świnie.
- Nigdy nie miałeś jebanego gustu - mruknął, w końcu trafiając na odpowiedni kawałek, odkładając telefon i nieznacznie mącąc wodę stopą.
You're so consumed with how much you get
You waste your time with hate and regret
You're broken
When your heart's not open

Nie od dzisiaj przecież było wiadomo, że Madonna była najlepszym rozpoczęciem sentymentalnego spotkania z przypadku.
Odłożył jego telefon i odchylił się, wspierając za plecami dłonią, by na nowo zaciągnąć się papierosem.
- Zgubiłeś się?

Apollo Quinn
ambitny krab
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Minęło kilka dni od rozmowy z Calliope. I może to ona była powodem, przez który w jego duszy obudził się mały zalążek spokoju. To może wtedy pozwolił sobie na słabość, na bycie sobą raz jeszcze. Tęsknił za zwykłą, ludzką bliskością; za zwykłą niewymuszoną troską. Zapomniał, jak to jest być nią obdarzanym. Zapomniał, jak ja się komuś wręcza. I może Call miała racje? Może to on powinien zakopać topór wojenny? Ktoś musiał.
Nieważne le lat minęło, negatywne emocje cały czas były żywe, a niepisane zasady snuły się za nim dzień w dzień niczym cień. Był zmęczony, tak najzwyczajniej w świecie wykończony ciągłą ostrożnością oraz czujnością, próbując wychwycić znajomą twarz w tłumie, żeby zignorować jej obecność albo oddalić się w ułamku sekundy. Co wtedy czuł? Co czuł prócz wyuczonej, prawie wymuszonej nienawiści?
Każde odwrócenie kosztowało go kawałek duszy, kawałek urwanego, dobrego wspomnienia, które starał się jak najmocniej zabrudzić. Na nic się to zdało, gdy rzeczywiście przyszło mu się skonfrontować namacalnie z Felixem. Jego osoba tworzyła w głowie Apollo dysonans, dwie splątane ze sobą ścieżki, które mogły się jedynie wykluczyć. Łatwiej przecież było kogoś nienawidzić, w kółko wracając do jednego, brzydkiego wydarzenia, rozdzierającego serce. Trudniej było uśmiechnąć się na krótkie wspomnienie śmiechu, gdy za dzieciaka uciekali z wypchanymi po brzegi kieszeniami z miejscowego sklepu. Wtedy były jeszcze to cukierki, słodkie batony i puszka coli. Wtedy jeszcze nie zdążyły zepsuć ich bardziej skomplikowane uczucia, które być może już się rodziły.
Skłamałby, gdyby powiedział, że nie tęsknił. Tęsknił już wtedy, gdy rozstawali się każdego wieczoru i widzieli o samym poranku, tuż przed szkołą. Tęsknił, gdy Felix spotykał się z pierwszymi dziewczynami; tęsknił, gdy został przez niego odtrącony. Wtedy tęsknił chyba najbardziej albo teraz po prostu nie dopuszczał jeszcze tej tęsknoty do głosu. Nie pozwalał sobie na nią, dusząc w sobie spięcie mięśni, wyczuwając chłodną stopę przy swojej. Nie wywołało to w nim chęci ucieczki. Wywołało uczucie, które kazało mu zostać.
Dziwne drżenie zmierzwiło mu włoski na karku, kiedy zdał sobie sprawę ze spokoju, jaki nastał między nimi. Przez chwilę wydawało mu się nienaturalne, ale chyba tylko dlatego, że dawno nie odczuwał czegoś podobnego.
Prychnął cicho, komentując jego słowa jedynie lekkim skrzywieniem. Widocznie Enjoy the slience nie dało zbyt wiele do zrozumienia staremu przyjacielowi. Coś sprawiało, że nie chciał na niego patrzeć. Coś cały czas ciągnęło jasne tęczówki przed siebie, zanurzając je w widoku lekkich fal i miejsca, gdzie woda spotykała się z niebem. To coś było właśnie swoistą ucieczką od widoku najlepszego wspomnienia, jakie posiadał.
Upił kilka mocnych łyków z gwinta, wsłuchując się w piosenkę, którą bardzo dobrze znał. Czyli Love dalej był depresyjny. Nic nowego, zawsze to on zmieniał skoczną muzykę, na jakiś dramat, a Quinn wymyślał do tego swoje pijackie układy taneczne, w których grał role tragiczne.
Zgubiłeś się?
Pytanie retoryczne.
— Tak — wzruszył ledwie widocznie ramieniem, zaciągając się przy tym zbyt mocno papierosem. Nie wiedział dokładnie, czy odpowiada na pytanie o chwilowe zagubienie — tutaj, na krańcu ścieżki spotykającej się z oceanem, czy na to, że jest zagubiony we własnym życiu.
Zgubił się już dawno temu, a mimo to, nawet to zagubienie przywiodło go tutaj, choć miało zaprowadzić go w zupełnie innym kierunku. Powinien się oddalić, zapomnieć, zacząć w końcu dobrze żyć, skoro miał do tego okazje. Mógł sobie ułożył wszystko z Calie, zadbać o nią i ciąże, skoro wbrew pozorom na niej mu zależało. Mógł zadbać o swoją córkę, o kontakt z nią. Mógł rzucić dilowanie i brać więcej godzin w studiu. Mógł zrobić wiele rzeczy, a tymczasem dalej tkwił o krok przed podjęciem ważnych decyzji.
To wszystko nie było dla niego. Czuł to gdzieś głęboko, podświadomie, cały czas uchylając się od odpowiedzialności.
— A ty? — spojrzał na niego, choć nie był pewien, czy patrzy na tego samego Felixa co niegdyś. To był zaledwie ułamek sekundy. Ten ułamek, który pokazał mu go jak niegdyś, gdy przesiadywali na tej plaży całe noce. Zawsze najpierw oglądał go w ciepłym świetle, by kilka godzin później ledwo dostrzegać przelotny uśmiech w blasku księżyca. Ta świadomość rozerwała go na kawałki. Nie miał przecież już do tego prawa.
Wyjął jedną stopę z wody, układając ją na deskach, podkulając nogę bliżej klatki piersiowej. Chciał go dotknąć, raz jeszcze nieumyślnie zawadzić wilgotną skórą o tę jego, dlatego znowu uciekł. Zapobiegał gestom, które mogłyby się wydarzyć.
Nie wiedział, czy woli po prostu milczeć, używać tylko krótkich, prostych sformułowań. Chciał jednocześnie milczeć w nieskończoność, trawiąc naturalną, wspólną ciszę i chciał mu jeszcze raz wykrzyczeć w twarz, jak przez niego jest zagubiony.
Opadł trochę bezsilnie na plecy, patrząc w niebo, jakby mógł tam znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Dopalił szybko papierosa, wyrzucając niedopałek do wody.
— Wiem o Euredice — rzucił sucho w przestrzeń, sięgając po telefon, bo sentymentalny kawałek Felixa już się kończył. Gdzie jesteś Avril?
Chill out, what ya yellin' for?
Lay back, it's all been done before
And if, you could only let it be, you will see
I like you the way you are
When we're driving in your car
And you're talking to me one on one, but you become
Somebody else, 'round everyone else

Skoro szli już w depresje i sentymenty, to co ich mogło powstrzymać od głupiej, spontanicznej szczerości wyjętej z tego pudełka, które już dawno się zakurzyło? Przecież było to w nich, tak naturalnie, że nie mogli temu nawet zaprzeczyć po raz kolejny.
Chwycił butelkę niedopitego piwa, odstawiając ją dalej, żeby mógł się przekręcić na bok, podpierając na łokciu. I chyba pierwszy raz wtedy jego spojrzenie było zmuszone osiąść na sylwetce Felixa. Mógłby powiedzieć, że wydorośleli trochę, a lata odznaczyły się jakimś dziwnym, smutnym cieniem, ale wiele więcej się nie zmieniło. Apollo dalej widział w dawnym przyjacielu tego zbuntowanego szczeniaka, za którym poszedłby w ogień. Dalej widział w nim jedyną osobę, której ufał.
To rozbiło go jeszcze bardziej.
Był bezsilny wobec swojego ciała, serca i głowy, bo i ta straciła zdrowy rozsądek. I gdyby był po prostu słabszy, prawdopodobnie rozkleiłby się w jednej sekundzie. Miał dość udawania.

Felix Love
ambitny krab
Alfons tego przybytku
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny diler, perkusista w zespole LOVE QUEEN, możliwe, że największy wrzód na dupie.
Felix doskonale zdawał sobie sprawę jaki sens niosło za sobą głupie wybranie piosenki. Znał go. Znał Apolla, nawet teraz, kiedy po prostu siedział obok niego, inny o całe pięć lat, bardziej dojrzały i poważny niż w żywych wspomnieniach Love'a.
Po ich ostatnim spotkaniu sądził, że kolejnym razem poczuje to uczucie ogarniającej furii, złości i irytacji, ale zamiast tego ogarnął go żal i smutek, albo jakiś rodzaj nieopisanej bezsilności, jakby poddał się już dawno temu, ale dopiero teraz pozwolił sobie na coś innego niż ciosy zaciśniętymi pięściami.
Miał dosyć ranienia Euridice, która cierpliwie znosiła ich konflikt, podobnie jak reszta zespołu, chodząca na palcach, by go przypadkiem nie podkurwić wspomnieniem Apolla. Miał dosyć tęsknoty za nim, za dawnymi, beztroskimi czasami, kiedy śmiał się z jego żartów, aż przez długie minuty bolał go brzuch.
Miał dość mrowiących warg, które przypominały mu o pocałunku, o jego oddechu i bliskości przy której wariował, odrealniał się i sklejał na nowo, zupełnie jakby dwie osoby żyły w jego ciele.
Miał dosyć tego, że nie rozumie, co dzieje się z jego głową, w której skrajności i sprzeczności zapętlały się i łączyły w bliżej nieokreśloną masę rozterek, lęku i niepewności.
Bywały dni, kiedy nie wiedział o co był zły i kiedy zapominał, co było powodem tej narzuconej przez niego nienawiści. Uczucia, które wtedy nim targały zakurzyły się i poszarzały, a dominującym czynnikiem jego zachowania był ten kurewski, ośli upór i zbyt wielka duma, by podejść, klepnąć Quinna po plecach i oznajmić, że spoko, przecież nic się nie stało.
Przecież jemu też się podobało, tylko jest trochę popierdolony i całkowicie nie wie, co ma z tym wszystkim zrobić.
Gdy tak siedzieli, a naga kostka delikatnie dotykała tej drugiej pod taflą wody, zaśmiał się cicho, głupio pod nosem, bo absurd sytuacji był prawie komiczny, a dotyk, chociaż niepozorny i krótki sprawił, że dawno nie czuł się tak spokojny.
- Też - odpowiedział, wzruszając ramieniem, nadal wpatrując się w migotliwe światło księżyca odbijającego się w zmąconej tafli wody. Gubił się całe życie, nawet za dzieciaka. Dawał się ponieść instynktowi, sentymentom i pustce, którą próbował zapełnić czymkolwiek.
Dopalił papierosa, wyrzucając go i odchylając głowę, by spojrzeć w niebo. Może brak oświetlenia sprawiał, że łatwiej było im znosić swoją obecność. Możliwe, że w tym momencie nie dostrzegali masy niedoskonałości, rys na duszy, negatywnych uczuć, które zagłuszyłyby rozsądek. Im mniej Felix patrzył na jego twarz, tym łatwiej było mu się rozluźnić i udawać, że tych pięciu lat wcale nie było.
Wiem o Euridice.
Dotyk zniknął, a on poczuł chłód w dole żołądka, który nieprzyjemnie podszedł mu do gardła. Skinął tylko głową, zsuwając z głowy kaptur by lekko zmierzwić włosy i w końcu paść na plecy w ślad za starym przyjacielem.
- To nigdy nie miało związku z Tobą - powiedział w końcu cicho, może nawet ciszej niż lecąca w tle Avril, na którą tylko przewrócił sceptycznie oczami. - Świetnie gra, zawsze była obok. Nie odeszła za Tobą jak Calliope. Myśl co chcesz, ale to, że gra w zespole, nigdy nie miało w Ciebie uderzyć - dodał, nieznacznie obracając się bokiem do niego, by, również wsparty na łokciu, w końcu utkwić spojrzenie w jego twarzy. Przysunął się, dalej trwając w bezpiecznej odległości, ale czując ciepło jego oddechu. Telefon był granicą, leżąc między nimi i wygrywając kolejną piosenkę. Love przemknął palcami po wyświetlaczu, by w końcu wybrać kolejny z niezapomnianych hitów.
There's nothing where he used to lie,
My insparation has run dry,
That's what's goin' on ... nothing's right I'm torn.

Odłożył spokojnie telefon, zadzierając głowę by przemknąć spojrzeniem po jego oczach, ustach, po lekko zaciśniętej linii szczęki.
- Ale może miałeś rację. Może nigdy nie potrafiłem odpuścić. Zespołu, jebanych Quinnów...Bo to wszystko co miałem. Eri nie jest niczemu winna - dodał, wspierając policzek na dłoni.
- Wiedziałem, jak zareagujesz. Na samo wspomnienie Call dałeś się sprowokować jak jebane dziecko, Polo. Nie pomyślałem o tym jak bardzo się wściekniesz, a kiedy zaczęła grać, nie chciałem, żebyś wymierzał w nią wściekłość na mnie. Nie wiem, za kogo mnie teraz masz, ale nigdy nie skrzywdziłbym żadnej z Twoich sióstr - zacisnął wargi i prychnął cicho, lekko odwracając głowę, gdy wraz z wiatrem zapach jego ciała uderzył go w nozdrza.

Apollo Quinn
ambitny krab
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Bardzo chciał zapomnieć o wszystkim, co było kiedyś. Bardzo chciał być w tym miejscu, po prostu nie myśląc o tym, jak bardzo było to niewygodne dla jego głowy. Na przemian przekonywał się o tym, gdy tylko spojrzenie prześlizgnęło się po jasnych tęczówkach, w które jeszcze niedawno zaglądał z taką nienawiścią. Nie potrafił jej już przewrócić z taką siłą. Wtedy wybuchli - oboje, może zbyt gwałtownie. Może wtedy też wyczerpali pokłady tego, co najgorsze w sobie nosili. Sam już nie wiedział, jak ma to wszystko zinterpretować. W końcu nauczył się omijać Felixa szerokim łukiem. Nauczył się myśleć o nim źle, psując sobie wszystkie wspomnienia. To było łatwe i znajome, przywykł do tej wściekłości, bo to ona napędzała jego życie. Być może sprawiała, że jeszcze w ogóle żył, oddychał i względnie egzystował.
To nigdy nie miało związku z Tobą.
Oczywiście, że nie miało, ale poniekąd tym się stało. Nie wątpił w umiejętności Euredice, w końcu sam z nią grał, sam ją uczył. To ona za dzieciaka przesiadywała cierpliwie na próbach Love Queen. Niczego innego się nie spodziewał po tym, gdy odszedł z zespołu. Tęsknił za tym wszystkim. Tęsknił za głupim przesiadywaniem w garażu, za chwilami niemocy twórczej, którą próbowali przywrócić kolejnym blantem czy piwem. Kochał występy w obskurnych barach, czy na głupich festynach. Nie przesadziłby, mówiąc, że chciał wrócić każdego pieprzonego dnia; że zniósłby każdy rodzaj upokorzenia, żeby znowu poczuć to wszystko, co czuł niegdyś.
Patrzył na palec sunący po ekranie jego telefonu, na ledwie widoczny ślad zostawiony na szkle. Chciał zrobić to samo, w tej samej chwili, trącając jego opuszek swoim, ale zamknął tylko mocno powieki, powstrzymując się ponownie przed jakimkolwiek gestem.
Skąd miał wiedzieć, że Felix nie skrzywdzi jego sióstr? Skąd miał wiedzieć, że nie dopuści się brzydkich czynów wobec nich? Do cholery, skrzywdził Apolla, odtrącił go, mimo że byli nierozłączni, wiedzieli o sobie wszystko. Co mógł zrobić więc innym?
Zanucił cicho melodię piosenki, którą puścił stary przyjaciel. Miał wrażenie, że prócz ich głosów, druga rozmowa toczy się w tle — za pomocą ułożonych melodii i słów lata temu.
Ułożył policzek na ramieniu, uciekając spojrzeniem na drobinki piasku zagubione pomiędzy żłobieniami desek. Przesuwał je chwilę pod opuszkami palców, nie wiedząc, co ma właściwie powiedzieć. Czego oczekiwał od niego Felix? Czego teraz chciał? Przecież wszyscy czegoś chcieli.
— Jesteś pierdolonym kretynem — te słowa nie miały żadnej mocy. Nie były nacechowane złością, może drobną nutą zawodu, ale niczym więcej. — Skrzywdziłeś osobę, która zrobiłaby dla ciebie wszystko, więc co mógłbyś zrobić innym? — nie oczekiwał odpowiedzi, bo wiedział, jak bardzo się mylił. Wiedział, że tylko w głowie Apollo Felix urósł do rangi potwora. I może jednocześnie trochę nim był. Jak inaczej określić osobę, która odtrąca drugą osobę w taki sposób? Jak mógł inaczej wytłumaczyć jego zachowanie, które tak bardzo starał się zrozumieć?
Przesunął palcem po ekranie, szukając kolejnej piosenki, próbując wydobyć ze swojej pamięci jakieś dobre tytuły. Zatrzymał się bezwiednie pomiędzy No Doubt - Don’t Speak a Three Days Grace - I Hate Everything About You. Przez chwilę to wszystko wydało mu się zwyczajnie śmieszne, żałosne, że nie potrafią po prostu o tym porozmawiać. Może za dużo sobie wyobrażał, stawiając pierwsze kroki na pomoście? Może zbyt bardzo przyjął słowa Calliope do siebie? Naprawdę było możliwe, żeby sobie odpuścili?
— Mam tego dość, Fel — czego właściwie? Całe życie było teraz jakimś pieprzonym nieporozumieniem. Chciał się z tego wyplątać, uciec od tego przytłoczenia i bezsilności.
Przekręcił się z powrotem na plecy, pozostawiając kolejną piosenkę do wyboru Felixowi lub same aplikacji. Było mu to już obojętne, brakowało mu ułamka sekundy, żeby po prostu zanurzyć się w wodzie, może się utopić. Chuj, i tak przecież ledwo co oddychał, może właściwie udawał, że to robi, bo czuł, jakby się dusił.
Zakrył twarz dłońmi, nabierając mocno powietrza w płuca, ale nic to nie dało. Chciało mu się krzyczeć. Przecież to wszystko było niemożliwe. Niemożliwe było to, żeby uczucia sprzed pięciu lat przetrwały.
— Pięć lat żyję w zawieszeniu, udając, że cię nienawidzę do tego stopnia, że sam w to uwierzyłem; w pieprzonym oczekiwaniu na to, aż znikniesz w końcu z mojego życia, tak jak chciałeś — nie potrafił na niego spojrzeć, więc uparcie wciskał palce w powieki. — Albo wrócisz… Sam już nie wiem. Nie wiem, czy tego chcę.

Felix Love
ambitny krab
Alfons tego przybytku
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny diler, perkusista w zespole LOVE QUEEN, możliwe, że największy wrzód na dupie.
Jesteś pierdolonym kretynem.
Felix zaśmiał się krótko pod nosem, na nowo odszukując spojrzeniem bliżej nieokreślony punkt daleko od twarzy przyjaciela, licząc na to, że ogarniające go ciepło gdzieś uleci. Nie poczuł się dotknięty jego słowami; nie było to coś z czego nie zdawałby sobie sprawy, chociaż sam ubrałby to w bardziej dobitne słowa.
Był skurwielem. Wiedział o tym już w poranek po ich pierwszym pocałunku, a pięć lat wolno ale brutalnie go w tym utwierdzało. Stracił grunt pod stopami, stracił jedyną rzecz, której mógł się złapać, topiąc się w goryczy, samotności i tęsknocie. Miotał się, robiąc wszystko, by Apollo zniknął z jego życia, nigdy nie patrząc na to, jak podle musiał czuć się wtedy jego przyjaciel gdy szydził z niego, jeszcze podczas jednej z ostatnich prób zespołu. Albo gdy traktował go jak powietrze, ignorując jego pełen nadziei wzrok.
Robił to tylko dlatego, że poczuł się niewygodnie. Zabawne, bo teraz, na krótką chwilę wszystko odeszło w niepamięć i nie pamiętał już, co dokładnie tak go rozjuszyło. Pocałunek? To, że podświadomie wiedział, że go zrani, czy może panika, kiedy nie mógł określić stuprocentowo własnej orientacji?
O co był zły?
Odnalazł czarną nerkę, wydobywając z niej misternie skręconego blanta. Wsunął go w milczeniu między wargi, siadając ponownie, by odpalić używkę i mocno zaciągnąć się gryzącym dymem. Mdły, słodki zapach połaskotał go w nozdrza, a wiatr rozgonił gorąco, które otuliło twarz kiedy ogień zapalniczki znalazł się zbyt blisko twarzy.
- Wtedy uważałem, że tak będzie najlepiej. Dla Ciebie. Dla mnie. Wyjebałeś mój świat do góry nogami i nie mogłem sobie z tym poradzić. Nadal nie mogę i strasznie mnie to wkurwia - mruknął, przymykając powieki ze zmęczeniem. - Wkurwia mnie, że nie mogę sprecyzować, czego chcę. Nie mogę określić, czy kręcą mnie faceci, czy kręcisz mnie Ty, czy to po prostu jebana fikcja w mojej głowie - oparł dłoń na pomoście, wyczuwając twardy kamień, który rzucił przed siebie, wpatrując się w miejsce, gdzie zderzył się z wodą, mącąc na chwilę ciszę przerywaną tylko lecącą w tle muzyką. Ich muzyką, jebaną playlistą nadziei i nastoletnich marzeń. Nie pamiętał ile razy robili przy niej coś głupiego i ile razy zbyt długo Love przyglądał się półnagiemu ciało Apolla gdzie się przebierał albo po prostu paradował w samych gaciach, kiedy opierdalali wielkie kawałki zimnej pizzy.
Może o to był zły? Że rozumiał jeszcze przed pocałunkiem, że coś złego się z nim działo, coś nieodpowiedniego i nienormalnego, a Apollo tylko go w tym utwierdził?
- Nie mam nad sobą kontroli - rzucił po chwili, na nowo zaciągając się blantem i czekając, aż jeszcze mocniej rozluźni jego mięśnie. - Nie mam kontroli nad tą głupią nienawiścią, bo im dalej w nią brnę, tym jest gorzej. Im mocniej chce Cię odsuwać od siebie, tym bardziej się rzucam - odetchnął, w końcu zerkając na Quinna, obserwując jak dociska dłonie do twarzy, jak walczy, podobnie jak on, bo dla żadnego z nich ta sytuacja nie była łatwa i przyjemna.
Zawahał się, wyciągając w końcu dłoń i łapiąc go za przegub by odsłonić jego twarz. Pochylił się, wyciągając skręta, by po prostu wsunąć mu go do ust, zaciskając przy tym własne.
- Przepraszam - szepnął, czując jednocześnie jak wzbiera w nim ludzki wstyd i żal do siebie. - Nie wymarzę pieprzonych pięciu lat. Nie jestem w stanie cofnąć czasu. Ale jestem w stanie się usunąć. Jestem w stanie dać Ci w końcu spokój - palce mocniej wbiły się w jego skórę, ale zara Felix cofnął dłoń, padając na plecy, by wbić spojrzenie w ciemne niebo.
Słowa przeprosin nie przyszły mu łatwo, nadal czuł ich smak na języku, dalej szarpały go za serce. Słyszał je w uszach, jak obijają się nieprzyjemnie, pragnąc wolności. Słyszał też oddech Quinna, delikatny szelest gdy minimalnie się poruszył.
- Reszta zespołu ucieszy się, jak wpadniesz z nami pograć. Garaż zawsze był Twój, może nawet bardziej niż mój. Nic w nim nie zmieniłem - Nie mógłby. Nawet jebana lodówka stała od lat w tym samym miejscu i chyba jedynie kanapa przybrała więcej plam po alkoholu i jedzeniu. Love odebrał mu ich wspólne miejsce tak samo brutalnie jak ich przyjaźń. Wyrwał je razem z dobrymi wspomnieniami, które niszczył i zapijał, które zatracał w innych ustach i innej, niekoniecznie potrzebnej bliskości.
- Też już mam dosyć. Jestem kurewsko zmęczony. Cholernie tęsknię za wieczorami takimi jak ten. I jednocześnie wiem, że jest już za późno by naprawić cokolwiek.

Apollo Quinn
ambitny krab
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Przepadł.
Przepadł w uczuciach, które zostawił daleko w tyle, aby nigdy do nich nie wracać. Miał wrażenie, że są niemal świeże, dopiero co zrodzone pod wpływem zbyt odważnych wspomnień. Wtedy jeszcze nie wyobrażał sobie zbliżenia do Felixa w ten jeden, znaczący sposób. Długo bił się ze sobą, aby nie stracić kontroli. Jednak nigdy się nie spodziewał, że to wszystko ich tak poróżni. Naprawdę wierzył w ich przyjaźń, w tę więź, która zacieśniała się dzień po dniu przez kilkanaście lat. Zawsze jakoś sobie radzili, wbrew kłótniom i zaczepkom, którym się poddawali. Nigdy przecież nie byli idealni, nawet od siebie tego nie oczekiwali. To było ich siłą. Dlaczego więc wtedy coś się zmieniło? Apollo zbyt długo szukał odpowiedzi, ale sam strach był dla niego niezrozumiały. On przecież też się bał — miesiącami.
Skupiał się teraz na słowach wypowiadanych przez starego przyjaciela, na argumentowaniu złości, jaka się między nimi zrodziła. I z początku czuł ulgę. Nadchodziła falami, nieco rozluźniała napięte mięśnie, ale ostatecznie i to nie pomogło. Dalej walczył ze sobą, z dłońmi, którymi próbował się odgrodzić od świata zewnętrznego, byleby znowu nie pęc.
Nie przy nim. Nie przy Felixie. Miał dość tej swojej słabości, sterującej jego życiem. Miał dość, że tak cholernie cierpiał, mimo długich pięciu lat.
Czego mógł oczekiwać po tym czasie i czy w ogóle to pojednanie miało jeszcze jakiś sens? Jak się zapomina o skrzywdzeniu? Jak się wybacza? Jak ponownie można komuś zaufać?
Zadawał sobie wiele pytań, które mogłyby być dobrym kierunkiem tego pojednania, ale na żadne nie znalazł odpowiedzi. Może to działo się instynktownie? Może to właśnie działo się samo, gdy to Love złamał pierwszy dzieląca ich barierę?
Już sama jego bliskość odbierała Apollo tchnienie, sprawiała, że płuca się zapadały w sobie, odbierając mu jakikolwiek tlen. Dotyk był niespodziewany. Śmielszy był sądzić, że on sam się przełamie pierwszy, wiedziony chęcią bliskości. Chęcią, która teraz urosła do niewyobrażalnych rozmiarów, wraz z zaciśniętymi palcami na przegubie.
— Nie tylko twój świat wywróciłem tamtego dnia — powiedział ledwie słyszalnie, dając staremu przyjacielowi przejąć kontrolę. Mógłby przysiąc, że jego palce musnęły usta, że poczuł ciepłe opuszki na skórze. — Byliśmy w tym razem, najbardziej mnie bolało, że o tym zapomniałeś.
Nie tylko świat Felixa wywrócił się do góry nogami. Nie tylko on nie wiedział, kim właściwie jest i czego chce. Apollo zastanawiał się nad tym miesiącami. Dniami powstrzymywał się od śmielszych gestów, czy chociażby rozmowy, o tym, co się dzieje. Wstydził się tego, jeszcze zanim wykorzystał tą pieprzoną chwilę. Zanim zasmakował ust przyjaciela po raz pierwszy.
Przepraszam.
Wystarczyło jedno słowo, żeby zadrżał. Żeby przepadł w świadomości, jak wiele to słowo znaczy. Przecież Felix nie nawykł do takich gestów, nawet jeśli w ciągu tych kilku lat wydoroślał. Doskonale wiedział, ile go to kosztuje. Już samo uzewnętrznianie się było czymś dość niecodziennym. Zamknął mocniej oczy, kiedy dotyk zniknął. Zaciągnął się zbyt mocno blantem, czując nieprzyjemne drapanie w płucach. Nic jednak nie było w stanie przykryć mrowienia skóry. Przez chwilę nawet miał wrażenie, że zioło spotęgowało tylko to uczucie i lekko nakryło wszelkie obawy.
— Wydaje mi się, że już tam po prostu nie pasuję, zbyt wiele się zmieniło, nie ma tam dla mnie miejsca — odparł w końcu, zastanawiając się, czy wrócenie w tamto miejsce byłoby dla niego dobre. To prawda, że cholernie za tym tęsknił, że pragnął znowu tam przesiadywać, ale… Teraz wyglądało mu to na jakąś abstrakcje. Zupełnie jakby wyrósł z zamałej foremki. — Z resztą Euridice pewnie radzi sobie dziesięć razy lepiej ode mnie. Ja nie ruszyłem basu przez prawie pięć lat, wróciłem do gitary — podświadomie uciekał od wszelkich okazji. Cholernie bał się powrotu w znajome miejsca. Rzucenie gry na basie było rzuceniem wszelkich wspomnień. Tych, które z taką napastliwością wracały teraz — wraz z ulotnym dotykiem, znajomym głosem i ciałem gdzieś obok. Dlatego cholernie bał się też teraz.
Był zdesperowany. Zagubiony, gdy sięgnął dłonią do tej Felixa. Serce zabiło mocniej, załomotało w klatce z taką siłą, jakiej nigdy nie odczuł. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, po co to robi. Przecież jedynym pragnieniem było dla niego zniknięcie, zaznanie spokoju, wypompowanie się ze złości, a tymczasem sam to wszystko zaprzepaszczał, nie mogąc powstrzymać chorej ciekawości przed tym, co mógł kiedyś mieć. Jak by to było, gdyby oboje byli wytrwalsi?
Splótł ich palce, jakby to było najnormalniejsze na świecie. Ciało pracowało instynktownie, naturalnie krzyżując ich ścieżki. Łaknęło najmniejszego gestu, najprostszego dotyku, jakby musiało się upewnić, że wszystko jest naprawdę.
— Zastanawiałem się wtedy miesiącami, jak ci o tym powiedzieć, bo wiedziałem, jak zareagujesz na coś więcej — wpatrywał się uparcie w ciemne, rozgwieżdżone niebo przecinane co jakiś czas chmurami. — Chciałem to ubrać jakoś w słowa, ale sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje — uniósł ich splecione dłonie, dopiero teraz przyglądając się ich palcom. Nie chciał niczego więcej, a co gorsza — nie mógł mieć niczego więcej.
Zmarszczył brwi w cichym zmartwieniu, żalu, którego doświadczył, gdy przyciągnął ich dłonie bliżej twarzy. Chciał się wtulić policzkiem w tę Felixa, poczuć jego ciepło trochę inaczej, niż kiedykolwiek, ale pozostał tylko w bezpiecznej odległości. Jego skóra lizała rozgrzane, naelektryzowane powietrze.
— Zrobiłem, co zrobiłem. Instynktownie, zupełnie naturalnie i przez chwilę było idealnie — wzruszył lekko ramieniem, bo choć pocałunek kosztował go wszystko, to nigdy nie żałował, że to zrobił. — Chciałbym, żeby wszystko, co było przed — wróciło, ale nie wiem… Nie mam pojęcia, jak się wybacza albo zapomina. Jak mógłbym ci jeszcze raz zaufać? Jestem pieprzonym masochistą, bo próbuję zrobić to teraz, ale… — zawiesił słowa w powietrzu, przełykając mocno ślinę. Czy mówił szczerze? Czy znowu tylko starał się uciec? Rozplótł ich palce, ale one dalej bezwiednie dotykały drugiej skóry, jakby nie chciały się rozstać i odpuścić, na przekór wszystkiemu. — Po prostu bądź dobry dla tych, których jeszcze nie skrzywdziłeś. Dla Euridice, dla Calliope, Maverica, dla dziewczyny, z którą się spotykasz. Ja zrobię to samo.
Lepiej zakończyć to w ten sposób.
Lepiej się w końcu rozstać.


Felix Love
ambitny krab
Alfons tego przybytku
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny diler, perkusista w zespole LOVE QUEEN, możliwe, że największy wrzód na dupie.
Najbardziej zabolało mnie, że o tym zapomniałeś.
Coś niebezpiecznie przewróciło mu się w żołądku, coś zabolało go i uderzyło z taką mocą, że przez chwilę nie mógł złapać tchu.
Zapomniał. W tamtej chwili, w ten jeden wieczór zapomniał o nich, zapomniał, że Apollo miał pełne prawo by czuć panikę i lęk dokładnie taki sam jak on. Mocny, wwiercający się w trzewia, dziwnie nowy i niekomfortowy. Pamiętał, jak biło mu wtedy serce, jak oddychał szybko, kiedy odepchnął Quinna z całą swoją mocą. Pamiętał gorąco w dole podbrzusza, które próbował zamaskować uderzeniem i kolejną falę ciepła w sercu, kiedy go wyzywał.
Zapomniał, że Apollo był zaledwie dziewiętnastolatkiem, takim jak on i oboje gówno wiedzieli o prawdziwym zauroczeniu. Gówno wiedzieli o życiu.
Zapomniał, że mieli stać za sobą, że nic nie powinno nigdy ich rozdzielić. I egoistycznie postawił siebie na pierwszym miejscu, mając mu za złe jego odwagę. I to, że postanowił zrobić pierwszy krok.
Mógł tylko przeprosić i chyba świadomość tej skromności tkwiła w nim jak coś nieprzyjemnego. Chciałby zrekompensować mu te pięć lat, każde, nieżyczliwe spojrzenie ludzi, którym naopowiadał pierdół, byle mocniej, byle dobitniej go zmiażdżyć. Byle nie pozostać tym, który uległ.
- Nie opowiadaj bzdur - burknął z irytacją, zerkając na niego kątem oka. - Zawsze było i będzie tam dla Ciebie miejsce. Eri niczego nie zmienia, nadal możesz wpaść i z nami pograć. Wątpię, żebyś przez ten czas zapomniał jak się gra - prychnął, zagryzając krótko wargę. Wyciągnął dłoń, sięgając do butelki jego piwa, by zwilżyć sobie gardło kilkoma, solidnymi łykami. Niby nie mówił wiele, ale w gardle czuł wióry, które drażniły go przy każdym, wypowiedzianym słowie.
- Nikt Cię stamtąd nie wyrzuci. Nie ważne czy grasz na gitarze czy pieprzonych cymbałkach - dodał. - Love Queen nigdy by bez Ciebie nie powstało - Ja nigdy bym bez Ciebie nie powstał. Stworzył go. Ich relacją, aprobatą, otwartością. Każdą, pojedynczą kłótnią o pierdoły, każdym przybiciem piątki lub wieczornym szlajaniem się po mieście. Skleił go z ich rozmów, wspólnego śmiechu, tysięcy momentów, gdy Love był po prostu szczęśliwy będąc obok.
Trochę jak teraz, ale bez napięcia i pustki wiszącej w powietrzu.
Drgnął wyczuwalnie, czując dotyk na swojej dłoni, w pierwszym odruchu chcąc zabrać rękę, odsunąć się jeszcze dalej. Ale po niecałej sekundzie rozluźnił się, nie patrząc na Apolla i splótł mocno jego palce ze swoimi, czując jak wbija paznokcie w miękką skórę, prawie histerycznie i rozpaczliwie. W tej chwili było coś zdumiewającego i świeżego. Felix nie przypominał sobie by dotyk kogokolwiek innego, nawet Ingi czy tych kilku koleżanek z którymi okazjonalnie sypiał, przyprawił go o tak miły dreszcz i uczucie komfortu. Próbował odnaleźć w pamięci chwile, kiedy nawet przypadkowo dotykał go inny mężczyzna. Czy było właśnie tak? Nie.
To tylko Apollo. Tylko on działał na niego w tak mocny, naturalny sposób, jakby pieścił jego dłonie codziennie i całymi godzinami.
Jakby znał jego ciało na wylot.
Słuchał go w milczeniu, kiwając tylko odrobinę głową. W końcu na nowo się obrócił, by utkwić jasne spojrzenie w przystojnej, zmartwionej twarzy, na chwilę zawieszając się na splecionych dłoniach. To głupie, ale chyba nawet się lekko speszył - jak przyłapany na czymś okropnie niestosownym. Przesunął opuszkami palców po ciepłej skórze, pochylając się nieco bardziej. Kilka milimetrów wystarczyło, by otoczył ich jakąś intymnością, ciasnotą, wygodną dla nich bańką w której chociaż na moment mogli po prostu być sobą.
- Nie odtrąciłem Cię dlatego, że mnie obraziłeś. Albo dlatego, że jesteś gejem, biseksem...Nie mam pojęcia - zaczął, marszcząc brwi kiedy zamyślił się nad następnymi słowami. - Byłem przerażony sobą. Tym, że dobiła mnie perspektywa życia bez Ciebie, kiedy coś się zjebie. Byłem wściekły, bo pocałowałeś mnie pierwszy, kiedy ja jeszcze nie wiedziałem co mam zrobić z tym jak się czasami czuję - pozwolił mu odsunąć dłoń, ale szybko odnalazł inne miejsce, opierając palce na jego karku, by przysunąć go gwałtownie bliżej, omiatając gorącym oddechem jego policzek. Nie zgodził się na jego ucieczkę, jeszcze nie teraz, kiedy spalony blant, a może panująca cisza, zmusiła go do mówienia. Więc zamierzał mówić, nawet, jeśli jutro tego pożałuje.
- Ale co? Co dokładnie próbujesz zrobić, Polo? Chcesz być blisko, łapiesz mnie za rękę, a potem się odsuwasz. Chcesz i nie chcesz mi wybaczyć. Chcesz i nie chcesz być, chociaż oboje wiemy, że jeśli nadal byśmy się nienawidzili, nie byłoby tej rozmowy, nie byłoby poprzedniej, nie byłoby niczego - czuł jak koniuszek nosa muska linię jego szczęki, jak wyczuwa niemal na wargach ruchy twarzy Apolla.
- Prawda jest taka, że chuja zrobimy. Nie musisz mi ufać. Masz być obok. I nie pierdolić o byciu dobrym dla wszystkich, dla jakichś dziewczyn, które nic dla mnie nie znaczą. Jestem dobry dla bliskich. Dla nikogo więcej - odnalazł ponownie jego oczy i uniósł kącik ust w nieznacznym, ledwo widocznym uśmiechu. Zwiększył dzielący ich dystans, zabierając mu blanta by zaciągnąć się nim mocniej.
- Poza tym, kurwa, chyba nie myślałeś, że zapomnę o tym, że wisisz mi 15 dolarów za tamten koncert. Plus odsetki, żaden ze mnie frajer - musiał się odsunąć. Powiedział wszystko, co leżało mu na sercu, część rzeczy zachowując dla siebie, części wstydząc się bardziej niż tego, że ostatkiem sił powstrzymywał się przed pocałunkiem. Kolejnym i kolejnym, aż nie zabrakłoby mu tlenu.
- Bądź jaki chcesz i dla kogo chcesz. Ja zmarnowałem swoją szansę, więc może innym się poszczęści - oddał mu resztę używki, dźwigając się wolno na równe nogi, wciskając głęboko dłonie do kieszeni bluzy. Chciał się ruszyć, ale zamiast tego stał po prostu w miejscu, wpatrując się w odległy horyzont.
- Wiesz gdzie mnie znaleźć. I jak mnie unikać. Decyzja należy do Ciebie.

Apollo Quinn
ambitny krab
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Paliła go od wewnątrz cała skóra, pod którą ruszył jakiś nieznany pęd. Próbował sobie przypomnieć, czy było tak też wcześniej; czy zdążył poczuć to kiedykolwiek u kogoś innego? Nie znajdował odpowiedzi w żadnych innych, naprędce sklejanych związkach. Nie znalazł odpowiedzi nawet we wspomnieniu dotyku i bliskości z Calie, choć niezaprzeczalnie była osobą, kobietą, która wywoływała w nim jakąś chęć bycia bliżej. Chciał ją dotykać, chciał przyciągać ją do siebie podczas długich nocy, mieć ją na zawołanie, ale jednocześnie tak samo mocno ją odpychał. Nie potrafił odszyfrować tej zależności, a informacja o tym, że była teraz z nim w ciąży tylko wszystko skomplikowała. Nie mógł przecież odpuścić tak samo, jak w przypadku matki jego pierwszego dziecka. Czy właściwie miał jeszcze siły naprawiać relacje z Felixem?
A może relacja z nim była kluczowa, by zaznać jakiegokolwiek spokoju? Był tym przerażony.
Był przerażony ułudną nienawiścią, w jakiej żył przez wszystkie lata, znajdując to rozwiązanie za najłatwiejsze. Mógł tysiące razy zawrócić, spróbować raz jeszcze odezwać się do starego przyjaciela, wyciągnąć do niego dłoń, a mimo to podjął rękawice w chorej grze. Wyniszczyła ona ich oboje. Obdarła z uczuć i zabrała powietrze.
Ale czy mogłoby być jak kiedyś bez tego dotyku, który zaznał właśnie teraz? Czy to mogłaby być jedynie znajomość, przyjaźń bez czegoś więcej? Jeśli nie, to musiał uciec. Musiał uciec, jak najdalej, bo inaczej zwariuje i znowu zaprzepaści kolejną szansę na bycie dobrym ojcem, może i dobrym człowiekiem, do którego zawsze było mu daleko.
Czego właściwie chciał? Bycia normalnym obywatelem, takim jak miliony innych? Czy może chciał w końcu podążyć swoją ścieżką, wyznaczoną przez przekonania i nie do końca sprecyzowane, niewłaściwie uczucia? Ile mógł tym osiągnąć?
Był zagubiony. Znalazł się w miejscu, które niosło ze sobą zbyt wiele dobrych i ciepłych wspomnień. To wszystko trzymało go, uniemożliwiało mu ucieczkę. Chciał tu zostać, utkwić do końca pieprzonych dni, nawet jeśli oboje mieliby tkwić w tym zawieszeniu, nie podejmując żadnej konkretnej decyzji wobec siebie.
W dodatku sam Felix wcale nie odpuszczał, wcale się nie odsuwał, mimo że zrobił to Apollo. Czemu akurat teraz? Nie miał siły się zmagać z tą bliskością. Wywoływała w nim pewien rodzaj drżenia, tego upragnionego, utęsknionego wręcz, które falą rozlewało się po ciele. Odbierał mu oddech, resztki zdrowego rozsądku, który krzyczał w tle tak daleko, że był niemal niesłyszalny. Wraz z niewyraźnym muśnięciem drugiej skóry miał ochotę zacisnąć dłonie na materiale koszulki Felixa, przyciągnąć go do siebie blisko, bez żadnych złudzeń.
A potem niemal odetchnął z ulgą, gdy wszystko zniknęło, jednocześnie pragnąc, by wróciło.
— Mam ci nie ufać i być obok? — zaśmiał się sucho, przełykając mocno gęstą ślinę. Coś zakuło go nieprzyjemnie pod sercem. Od zioła zaschło mu w ustach, dlatego podniósł się powoli, ponownie siadając na skraju pomostu i chwycił za butelkę niedopitego piwa, aby przepłukać usta rozgazowanym trunkiem. Po co im to właściwie było? Ta cała szopka?
— Brzmi niezbyt dobrze — mruknął tylko, dopalając blanta, którego wyrzucił przed siebie, chwilę patrząc się w księżyc odbijający się iskrami we wzruszonym oceanie. Był pewien, że to wszystko, co właśnie się działo, jest przepisem na nieszczęście.
Prychnął cicho na wspomnienie o pieniądzach i sam wstał, by znaleźć się zaraz naprzeciw Love’a. Sięgnął do portfela wciśniętego w tylną kieszeń spodni, aby wyciągnąć dwudziestodolarowy banknot.
— Czego ty właściwie teraz chcesz, Love, co? Myślisz, że po tym wszystkim mogę być po prostu znowu obok? Że to takie łatwe i naturalne być tutaj? Ja po prostu chciałbym to zakończyć, zostawić to w tyle, przestać roztrząsać. Ale nie w ten sposób, bo bycie obok ciebie to zdecydowanie za dużo — sapnął z jakąś nieukrywaną złością, choć była ona skierowana na samego siebie. Nie potrafił siebie przestać nienawidzić za to, ze rzeczywiście mógłby tutaj zostać, właśnie obok, nie oczekując niczego w zamian. Jak chory musiał być, by myśleć, że mogliby odbudować cokolwiek.
— Proszę, mój dług wobec ciebie mieści się w pieprzonych dwudziestu dolarach. Ty swojego wobec mnie nigdy nie spłacisz, bo twoje przepraszam zwyczajnie nie wystarcza — zmarszczył brwi, wciskając Felixowi banknot w dłoń, znowu dotykając go za dużo, za często i zbyt intensywnie. Odsunął się na krok, jakby to właśnie znowu nim wstrząsnęło zbyt bardzo.
Za każdym razem czuł nieznośne napięcie, które pchało go do przodu, prosto w ramiona Felixa. Musiał się tego pozbyć. Musiał go odrzucić, odtrącić, wzbudzić w sobie obrzydzenie.
Boże, tak bardzo chciał mieć go znowu blisko.
— Nieważne, jak bardzo bym tego chciał, Felix, to po prostu nie wystarczy, żebym zapomniał, a uwierz mi, nie mam teraz siły zmagać się z tymi wszystkimi uczuciami, które czuje, gdy jesteś za blisko. Chciałbym, żeby to wszystko, co mieliśmy kiedyś, wróciło, ale nienawidzę cię za to, co robiłeś. I nienawidzę cię za to, co robisz teraz, po prostu. Zrób coś raz porządnie — odpuść i przestań mieszać.

Felix Love
ambitny krab
Alfons tego przybytku
ODPOWIEDZ