about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
dwa
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Beverly Winston
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zawsze był obok. Jak pewnik. Niezmienna wśród tylu niewiadomych życia. Beverly nie potrafiła wyobrazić sobie swojego życia jak z idealnego obrazka bez niego w pobliżu. Eyvind był kimś na tyle wyjątkowym, że pomimo tego, iż ich moment przeminął dawno temu, wbrew wszelkim przyjaźń między kobietą, a mężczyzną nie istnieje, udało im się po tym wszystkim coś takiego zbudować. Co prawda ta konstrukcja wydawała się obecnie mieć jakieś wady, które wywlekały z Beverly tą część własnej natury, o którą niewielu ją podejrzewało (a już na pewno nie Harv), ale to szczegół.
Korzystając z okazji, że i tak większą część dnia biegała załatwiając sprawy Kimberly, zwinęła jej strój motocyklowy i dokumenty. Dużo się zastanawiała nad tym, co jej powiedział do słuchu Eyvind i ta skrywana przed światem erly wydrapywała się na powierzchnię.
Wymknęła się z domu niczym nastolatka, gdy zmęczony Harvey usnął. Jak za dawnych lat. Poczuła znowu ten dreszczyk przygody i to było ekscytujące. Ubrała skórzane wdzianko motocyklowe siostry, założyła kask i śmigała na wypożyczonym tuż po wywiadówce motocyklu. Wszystkie światła były jej. Jedne zielone, inne czerwone. Jeszcze inne nakazywały jej jazdę w lewo, a może prawo? Kto by miał do tego głowę? Puszczały żółtawe oczka niczym stęsknione zabawy puchate kulki sierści. Lekko zarysowała nawet maszynę, gdy za mocno pochyliła się wchodząc w zakręt, myląc przy okazji gaz z hamulcem. Cała Bev. Nic dziwnego, że nie zdała tego prawka mimo tego, że podchodziła do egzaminu dwadzieścia, a może trzydzieści razy. Przy siódmym podejściu przestała liczyć, chociaż była prawie pewna, że trzy torebki Coco Ch. poszły się kochać, na poczet jej uprawnień. Dobrze, że strój był skórzany, prędkość niewielka, z naprzeciwka nic nie jechało i motor nie wylądował poniżej drogi. Nie dałaby go rady wyciągnąć. Bądź, co bądź ta maszyna miała swoją wagę, a Bev nawet w tej odsłonie była słodka i motoryzacyjnie nieco uboga w doświadczenia i umiejętności.
Poziom adrenaliny już i tak był wysoki, zwłaszcza, jak sobie pomyślała, że straci kaucję i będzie musiała trochę posmarować, żeby ubezpieczyciel siostry nie pisnął jej pary z ust. Aby do tego doszło, musiała załatwić temat poza polisą. Jak ona mogła w ogóle pomyśleć, że chce wziąć udział w tym nielegalnym wyścigu? Może dlatego, ze ktoś jej uświadomił, że przecież to właśnie adrenalina nadawała mu pędu i smaku. Jej życie było jej praktycznie pozbawione poza zabawą bliźniaków - to nie ja, to ty…
Życie już tak miało, że rozpieszczało Bev, usuwało jej kłody spod nóg i prostowało jej pagórki. Podsuwało karneciki i ludzi, którzy potrafili ją pokierować tak, by znalazła się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Decyzja o jej udziale została podjęta z chwilą, gdy opuściła mieszkanie w Pearl Lagune. Gdy pierwszy raz wymknęła się w tajemnicy i przypomniała sobie smak tego, co zakazane.
Po przybyciu na miejsce, jak i poprzednimi dwoma ucieczkami z domu rozglądała się podświadomie za młodszym z Remingtonów. Rozczarowana, że kolejną noc robi coś skrajnie niebezpiecznego i robi to sama, bez kompana takich krzywych akcji. Szaleństwa popełniane w zamiarze i z premedytacją nigdy nie smakowały jak te spontaniczne i sporowokowane zwyczajowym Cykor cię obleciał?.
Los jednak nie bez powodu znany jest z do trzech razy sztuka, bo usłyszała znajomy i tak wyczekiwany głos.
- Znowu mylisz mnie z Beverly. – odpowiedziała uśmiechając się jak nie Bev, nieco jakby zniecierpliwiona i odłożyła na siedzisko kask, który przed chwilą zdjęłą roztrzepując blond loki. Ciągle miała nadzieję, że go nabierze, ale nigdy jej się to nie udało. Czy ktoś znał ją lepiej? Poza tym lepiej byłoby głośno nie mówić o braku uprawnień, gdy miała je w kieszeni kurtki, wystawione na Kim, gdy udawała kogoś, kim nie była. To było przewinienie cięższego kalibru. Wspięła się na palcach, by mu „wyszeptać” do ucha:
- Poza tym, te wyścigi są nielegalne i raczej nikogo nie obchodzi niczyje prawo jazdy. Liczy się zwycięstwo i umiejętności ucieczki przed policją. – tych ostatnich raczej nie miała, więc w razie wpadki siostra ją chyba obedrze ze skóry żywcem. No chyba, że zadzwoni po swojego prawnika, który załatwi sprawę jak należy. To raczej oczywiste, że Harva wolała w to nie mieszać, jak w wiele innych spraw, w które angażowała Eyvinda.
- Wydaje ci się, że jesteś lepszy? - uniosła podbródek w geście podjętego wyzwania. Decyzja o starcie w wyścigu została przypieczętowana, o ile oczywiście uda jej się zapanować nad motocyklem, który niewłaściwie zabezpieczyła i pod wpływem tego, co zrobił Eyv zaczął się chwiać. Zajęła się ratowaniem sytuacji, chwyciła za manetki starając się nie dać się grawitacji.
Eyvind Remington
Korzystając z okazji, że i tak większą część dnia biegała załatwiając sprawy Kimberly, zwinęła jej strój motocyklowy i dokumenty. Dużo się zastanawiała nad tym, co jej powiedział do słuchu Eyvind i ta skrywana przed światem erly wydrapywała się na powierzchnię.
Wymknęła się z domu niczym nastolatka, gdy zmęczony Harvey usnął. Jak za dawnych lat. Poczuła znowu ten dreszczyk przygody i to było ekscytujące. Ubrała skórzane wdzianko motocyklowe siostry, założyła kask i śmigała na wypożyczonym tuż po wywiadówce motocyklu. Wszystkie światła były jej. Jedne zielone, inne czerwone. Jeszcze inne nakazywały jej jazdę w lewo, a może prawo? Kto by miał do tego głowę? Puszczały żółtawe oczka niczym stęsknione zabawy puchate kulki sierści. Lekko zarysowała nawet maszynę, gdy za mocno pochyliła się wchodząc w zakręt, myląc przy okazji gaz z hamulcem. Cała Bev. Nic dziwnego, że nie zdała tego prawka mimo tego, że podchodziła do egzaminu dwadzieścia, a może trzydzieści razy. Przy siódmym podejściu przestała liczyć, chociaż była prawie pewna, że trzy torebki Coco Ch. poszły się kochać, na poczet jej uprawnień. Dobrze, że strój był skórzany, prędkość niewielka, z naprzeciwka nic nie jechało i motor nie wylądował poniżej drogi. Nie dałaby go rady wyciągnąć. Bądź, co bądź ta maszyna miała swoją wagę, a Bev nawet w tej odsłonie była słodka i motoryzacyjnie nieco uboga w doświadczenia i umiejętności.
Poziom adrenaliny już i tak był wysoki, zwłaszcza, jak sobie pomyślała, że straci kaucję i będzie musiała trochę posmarować, żeby ubezpieczyciel siostry nie pisnął jej pary z ust. Aby do tego doszło, musiała załatwić temat poza polisą. Jak ona mogła w ogóle pomyśleć, że chce wziąć udział w tym nielegalnym wyścigu? Może dlatego, ze ktoś jej uświadomił, że przecież to właśnie adrenalina nadawała mu pędu i smaku. Jej życie było jej praktycznie pozbawione poza zabawą bliźniaków - to nie ja, to ty…
Życie już tak miało, że rozpieszczało Bev, usuwało jej kłody spod nóg i prostowało jej pagórki. Podsuwało karneciki i ludzi, którzy potrafili ją pokierować tak, by znalazła się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Decyzja o jej udziale została podjęta z chwilą, gdy opuściła mieszkanie w Pearl Lagune. Gdy pierwszy raz wymknęła się w tajemnicy i przypomniała sobie smak tego, co zakazane.
Po przybyciu na miejsce, jak i poprzednimi dwoma ucieczkami z domu rozglądała się podświadomie za młodszym z Remingtonów. Rozczarowana, że kolejną noc robi coś skrajnie niebezpiecznego i robi to sama, bez kompana takich krzywych akcji. Szaleństwa popełniane w zamiarze i z premedytacją nigdy nie smakowały jak te spontaniczne i sporowokowane zwyczajowym Cykor cię obleciał?.
Los jednak nie bez powodu znany jest z do trzech razy sztuka, bo usłyszała znajomy i tak wyczekiwany głos.
- Znowu mylisz mnie z Beverly. – odpowiedziała uśmiechając się jak nie Bev, nieco jakby zniecierpliwiona i odłożyła na siedzisko kask, który przed chwilą zdjęłą roztrzepując blond loki. Ciągle miała nadzieję, że go nabierze, ale nigdy jej się to nie udało. Czy ktoś znał ją lepiej? Poza tym lepiej byłoby głośno nie mówić o braku uprawnień, gdy miała je w kieszeni kurtki, wystawione na Kim, gdy udawała kogoś, kim nie była. To było przewinienie cięższego kalibru. Wspięła się na palcach, by mu „wyszeptać” do ucha:
- Poza tym, te wyścigi są nielegalne i raczej nikogo nie obchodzi niczyje prawo jazdy. Liczy się zwycięstwo i umiejętności ucieczki przed policją. – tych ostatnich raczej nie miała, więc w razie wpadki siostra ją chyba obedrze ze skóry żywcem. No chyba, że zadzwoni po swojego prawnika, który załatwi sprawę jak należy. To raczej oczywiste, że Harva wolała w to nie mieszać, jak w wiele innych spraw, w które angażowała Eyvinda.
- Wydaje ci się, że jesteś lepszy? - uniosła podbródek w geście podjętego wyzwania. Decyzja o starcie w wyścigu została przypieczętowana, o ile oczywiście uda jej się zapanować nad motocyklem, który niewłaściwie zabezpieczyła i pod wpływem tego, co zrobił Eyv zaczął się chwiać. Zajęła się ratowaniem sytuacji, chwyciła za manetki starając się nie dać się grawitacji.
Eyvind Remington