adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— sześć —


Zaplanowane na przedpołudnie pertraktacje przedłużyły się znacznie w czasie, wobec czego Benjamin zmuszony był przesunąć zaplanowane spotkania na późniejsze godziny. Natłok obowiązków był jednak na tyle widoczny, że ostatni klient umówiony został na godzinę dwudziestą, a on przeklinać zaczął w duchu własne decyzje, wobec których mieszkał w Lorne Bay, a nie Cairns. Obietnice składane sobie na przyszłość — to znaczy te łączące się z jego własną kancelarią — dawały mu jednak nadzieję, dzięki której nie dąsał się aż tak. Może i zwodnicze były wizje, że nie będzie wtedy pracy stawiać na pierwszym planie, że skończą się te liczne nadgodziny i zero czasu wolnego, ale przynajmniej podtrzymywały go jakoś na duchu. Negocjacje z prawnikami konkurencyjnej kancelarii nie były też w dodatku tak złe, jak początkowo zakładał — tradycyjnie tamci nie mieli przygotowanej odpowiedniej strategii, wobec czego obrady zakończyły się podpisaniem odpowiedniej ugody, na korzyść Winston & Strawn naturalnie. Rezygnując z chwili przerwy, udał się do gabinetu Foggy’ego, jako że on jeden był w stanie z równie mocną ekscytacją docenić porażkę przeklętej pani prokurator, której obaj od lat nienawidzili.
Jesteś zajęty? — spytał, ostrożnie najpierw rozglądając się po pomieszczeniu, a gdy upewnił się, że F. nie jest w trakcie ważnego spotkania, pozwolił sobie wejść do środka. — Barcaly podpisała ugodę, więc sprawa nie trafi do sądu. Trochę w sumie żałuję, bo z ich komicznymi dowodami w sprawie i tak byśmy wygrali — poinformował przyjaciela z uśmiechem na twarzy, nie dostrzegając jeszcze, że coś jest nie tak. Zbyt mocno pochłonięty był jeszcze minionym spotkaniem, a także nadciągającym wystąpieniem w sądzie, w którym stawić miał się za trzy godziny, by wygłosić stosowną perorę. Poza tym Ben zakładał, że gdyby coś było nie tak, Foggy od razu by go poinformował... Nawet jeśli sam nie miał w sobie na tyle odwagi, by postąpić podobnie. — Mam zaraz spotkanie z Danielsem i potrzebuję dokumentów z poprzedniej rozprawy. Masz je u siebie? — nie było to oczywiście ważne, ale znacznie ułatwić miało jego kolejne spotkanie. Dopiero też po tych słowach opadł na jedno z krzeseł, odsuwając od siebie na moment wszelkie rozprawy, negocjacje, pozwy. I wtedy to zobaczył. — Coś się stało? — rzucił od razu, poważniejąc nieco. Nie przyszło mu nawet do głowy, że chodzić może o tę jego przeklętą kancelarię, której tak wiele czasu ostatnio poświęcał.

foggy rockwell