Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie zliczyłaby ile razy odradzała sobie, żeby tu nie przychodzić. Nie potrafiłaby powiedzieć, jak wiele godzin spędziła na rozmyślaniu nad tym, co zrobiła źle. Nie umiałaby też stwierdzić, co się stało, że postanowiła nagle się zmienić w ostatnim związku, który spartaczyła na całego.
Z listy tych wszystkich straconych minut, pierwsze z nich uważała za niepotrzebne, bo ostatecznie i tak czekała w kancelarii, w której kawałek deski na ścianie był więcej wart od jej auta. Ta jedna deska okazała się być niezwykle interesującym punktem obserwacyjnym. Lepszym od kobiety za recepcją, która przez cały czas zerkała na nią spode łba, jak na okaz w zoo. Paxton nie wyglądała na kogoś, kogo było stać na tę kancelarię. Nie prezentowała się źle. Była schludna, ale na pewno nie elegancka. Ubrana w jeasny, białą koszulkę i cienką kurtkę w kolorze khaki nijak pasowała do reszty osób oczekujących lub przechodzących tuż obok niej.
Raz jeszcze spojrzała w kierunku windy, której dzwonek uprzedził o otwierających się drzwiach. Z małej blaszanej budki wyszły dwie osoby i od razu skierowały swe kroki w głąb piętra zajmowanego przez kancelarię. Winda jeszcze przez chwilę była otwarta i to był moment, w którym Eve znów rozważała wycofanie się. Przecież mogła zlecić zadanie komu innemu. Może nawet lepszemu prawnikowi, ale na takiego nie byłoby jej stać. Nie umiałaby też zaufać komuś innemu zwłaszcza, że przez ostatnie lata Eyvind spisywał się naprawdę dobrze jako jej prywatny doradca prawny oraz jako adwokat podczas przesłuchań w sądzie, w którym podczas przerw oddawali się pragnieniu. Czemuś, co pojawiło się znienacka i równie magicznie zniknęło. Trochę za sprawą Eve a trochę z powodu tego, że Remington nie umiał porozmawiać z nią jak człowiek o tym, jak bardzo przesadzała z zachowaniem idealnej kobiety dla faceta z porządnego domu.
Wzięła głęboki wdech wracając wzrokiem na wcześniej wypatrzoną deskę i nim zdążyła się nią nacieszyć, kobieta zza wysoką ladą wywołała jej nazwisko. Dobrze znane i kojarzone w tym miejscu. Nic dziwnego, że recepcjonistka się na nią gapiła zwłaszcza, że plotki rozchodzą się szybko a te o rozstaniu Eve z Eyvindem na pewno obiegły kancelarie szybciej niż biega Flash.
Ruszyła w stronę biura Ramingtona. Dobrze wiedziała, gdzie iść. Znała to miejsce, rozmieszczenie pomieszczeń oraz to jak wyglądała tabliczka z nazwiskiem jej ex. Dokładnie tak samo, jak mężczyzna otwierający drzwi w chwili, gdy była niecałe dwa metry od nich.
Przystanęła patrząc na jego twarz. Próbowała odczytać to, czy chciał ją widzieć, ale przecież nie przyszła się tutaj kłócić. To była sprawa zawodowa i chciała, żeby taką pozostała.
Mimo wszystko poprawiła pasek od torby od laptopa, w której nie miała elektronicznego sprzętu a teczkę z dokumentacją, która przecież nie mogła się pognieść. To była rzecz, którą nauczył ją Eyvind. Wcześniej rzucała papiery na tylne siedzenie auta lub gdziekolwiek indziej nie bacząc na to, czy się pogniotą, poplamią lub zawieruszą. W tej kwestii sporządniała i grzecznie trzymała dokumenty w neseserze od laptopa oczekując decyzji mężczyzny, który na pewno wiedział po co przyszła. Dziewczyna w recepcji musiała go powiadomić i nie było to oschłe „twoja ex przywlekła tu swój zgrabny tyłek” a rzeczowe „twoja ex przyniosła dokumenty do przejrzenia”.

Eyvind Remington