lorne bay — lorne bay
31 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Miała być malarką, ale z racji niepowodzeń, zdecydowała się zostać pielęgniarką w tutejszym szpitalu.
W sieci wciąż krąży filmik, na którym ucieka sprzed ołtarza, a jej wszystkie dotychczasowe związki... No cóż, nie udały się.
Niesamowita z niej niezdara, ale za to z wielkim sercem.
Miała wrażenie, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej oddala się od tego kim jest. Nie rozpoznawała się nawet, kiedy patrzyła w lustro po długich nocach spędzonych w szpitalu, wróciwszy wraz z pojawieniem się słońca na nieboskłonie w towarzystwie głębokich, fioletowych sińców pod oczami, na białej, cienkiej niemalże jak kartka papieru skórze. Niezobowiązujący romans z brakiem perspektyw, długie zmiany podczas których wymieniała baseniki i pocieszanie gasnących w oczach tymczasowych mieszkańców onkologii, sprawiało, że następnego dnia odechciewało jej się nawet wstawić prania. Wisienką na torcie zaś było mijanie na szpitalnym korytarzu co jakiś czas byłego męża, któremu nie tak dawno złożyła wizytę w mieszkaniu, celem oddania starych gratów. Co mogła zrobić tuż po rozwodzie, czyli jakieś kilka lat temu, ale, cóż, tylko jej podświadomość wiedziała, że to był pretekst. I to wcale nie do inwigilacji, której przypadkowo dokonała, jakimś dziwnym trafem wpraszając się do środka i pijąc wino z nim i jego nową wybranką. Nie trzeba nic więcej dodawać żeby wiedzieć, że było co najmniej niezręcznie.
Jeśli miałaby siebie porównać do jakiegoś bohatera tragikomedii, bez sekundy zastanowienia wybrałaby Bridget Jones, z tą różnicą, że zamiast Marków Darcy'ch na horyzoncie pojawiali się sami Daniele Cleaverowie, którzy tacy cleaver w gruncie rzeczy wcale nie byli.
Musiała złapać chwilę oddechu, odciąć się od paskudnej rzeczywistości i spojrzeć prawdzie w oczy - jeśli nie wróci na właściwe tory, to zamiast nawet podrzędnej malarki, do końca życia będzie z niej pielęgniarka, sprzątająca fekalia po pacjentach. Życie wbrew pozorom wcale nie wyglądało jak na planie "Chirurgów". Chyba, że było się statystą, a coraz częściej miała wrażenie, że we własnym życiu statystuje, a rolę pierwszych skrzypiec odegrała uciekając tego pamiętnego dnia z ołtarza i wtedy wszystko się spierdoliło.
Usiadła na ławce, jednej z tych, z których dało się obserwować zamiast być obserwowanym i rozłożyła na kolanach kolejno szkicownik i kilka ołówków. Wzrokiem prześledziła zupełnie nudne trawy, kwiatki, parę powyginanych drzew i całkiem niekiepskie schody, porośnięte jakimś zielskiem, ale zatrzymała się dopiero na kręconych włosach, odbijających w świetle miedziane refleksy, silnych, mocno zarysowanych ramionach i oczach o - jak się zdawało - przenikliwym spojrzeniu, które było skierowane na szczęście w innym kierunku.
Znała go, o ile kilka przypadkowych spotkań przed laty, kiedy kumplował się z jej starszym bratem, można uznać za jakąkolwiek znajomość. Raczej to ona wodziła za nim wzrokiem, wypisując z nudów na lekcjach jego imię w zeszycie, niżeli to on zaszczycał swoim spojrzeniem chudą nastolatkę z piersiami wielkości rodzynek.
Tak do reszty pochłonął ją szkic, że nie zauważyła nawet kiedy nad jej głową zawisł cień. Dopiero kiedy zaczęła nienaturalnie mrużyć oczy przy kreśleniu na płótnie, podniosła głowę do góry i omal nie krzyknęła, tylko dlatego, że w ustach trzymała drugi ołówek. Za to podskoczyła na ławce do góry, boleśnie obijając pośladki.
- Nie wolno tak straszyć! To powinno być karane. Mogłam dostać za-wa-łu - spojrzała do góry na intruza, a na jej twarzy malował się wyrzut. To nieprawda, że mogła dostać zawału. Raczej w tym wieku było to niemożliwe i nawet dobrze o tym wiedziała, niemniej wolała żeby cała uwaga skupiła się na tym, a nie na przykład na jego twarzy, która niemal jak żywa spoglądała na nich z kartki.

Chandler Guillebeaux
ambitny krab
nick