Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Panna Clark przeklinała wszelkie siły, które popchnęły ją kilkanaście dni temu w kierunku Gahdun Island. Zachód słońca, faktycznie, był wart zachodu oraz podziwu, lecz wszystkie wydarzenia jakie miały po nim miejsce z przyjemnością wykreśliłaby ze swojego życiorysu... A zwłaszcza paskudnego złamania kości skokowej, od którego rozpoczął się festiwal absurdu oraz cierpienia. Finalnie noga znalazła się w gipsie, ona zyskała kule, poczucie braku komfortu oraz stanowczo za dużo wolnego czasu. Audrey Bree Clark przywykła do zamieszania; ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce, rozmów oraz impulsów, które nazywała zwykłym, prostym przeznaczeniem, pchającym ją nie raz w bardzo nierozsądne kierunki. Uziemiona w domu, wpierw próbowała wplątać się w pomoc na farmie, szybko jednak przekonała się, że poruszanie się w tych warunkach bywa niezwykle... niebezpieczne. Później uparcie poszukiwała zajęcia w czterech ścianach - potłukła kilka wazonów przypadkiem wpadając na szafki nim uznała, że jej możliwości są okrutnie okrojone. Czując, iż dłużej nie wytrzyma, postanowiła zrobić coś dla innych i uwolnić się od cierpienia, spowodowanego zamknięciem w domowej klatce wzmaganej gipsowym murem.
Prowadzenie wyposażonego w manualną skrzynię biegów Forda nie wchodziło w grę, inaczej było jednak z pickupem jej ojca - Isuzu wyposażone było w skrzynię automatyczną i już po kilkunastudziesięciu próbach pannie Clark udało się skutecznie przemierzyć drogi Carnelian Land bez większych problemów. A to dawało jej namiastkę wolności... Którą wykorzystała w sposób, jaki wydawał jej się najlepszym - umawiając kolejny wykład dla dzieciaków w pobliskiej szkole.
Z nadzieją, że jakoś to będzie Audrey Bree Clark podjechała pod miejscową szkołę, będąc pewną, że przygotowała się na tyle dobrze, by nie mieć żadnych, logistycznych problemów z dotarciem do sali oraz przeprowadzeniem lekcji... Cała nadzieja prysła dokładnie dwie minuty po opuszczeniu bezpiecznego wnętrza samochodu. O ile sama czynność wysiadania, zakładania plecaka oraz zbierania plasz (uwięzionych w wymyślonym przez nią, sznurówkowy systemie przenoszeniowym), z prawą nogą utkwioną w gipsie, nie stworzyła większych problemów, tak dojście do budynku już po kilku krokach okazało się nie małym wyzwaniem. Wpierw sznurówkowy system przenoszeniowy zawiódł, luzując się na jednym z zapętleń sprawiając, że wszystkie plansze niczym karty rozsypały się po ciemnym asfalcie. Ciche westchnienie uleciało z jej piersi, gdy Audrey, spróbowała schylić się po karty. Nie chcąc nadwyrężać złamanej nogi odstawiła ją delikatnie do tyłu, kule delikatnie rozstawiając po bokach, próbując w jakiś sposób dosięgnąć kart... Niestety, równowaga panny Clark pozostawiała niezwykle sporo do życzenia. Wystarczyło ledwie kilka chwil, szybszy ruch by niestabilnie stojąca dziewczyna runęła na do przodu, mając spotkać się z twardą ziemią. W ostatniej chwili wyciągnęła rękę na asfalt zdzierając przy tym delikatną skórę dłoni, chroniąc się jednak twarz przed podobnym losem. Ból rozlał się po złamanej nodze, gdy ta zbyt szybko uderzyła o podłoże, a Audrey niemal od razu przewróciła się na bok, by skulić się w wyrazie bólu. Cholera, szkolny parking był ostatnim miejscem w którym chciałaby umrzeć... A przynajmniej przez jedną chwilę wydawało się jej, iż porcja bólu będzie zbyt wielką, aby ją znieść.

Clara Madden
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
26 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi sex shop i bloga, na którym opowiada, co się robi z łechtaczką. Za cenniejszego od przyjaźni uważa instagrama i odcina się od przeszłości.
Seven, like Support
outfit // Audrey Bree Clark

Clara lubiła odwiedzać tę szkołę, bo nie wiązała z nią żadnych wspomnień. W czasach, gdy miała coś wspólnego ze szkołą, w Lorne Bay bywała tylko w wakacje, jeszcze jako Ruby Fry, i mogła co najwyżej posłuchać historii innych dzieciaków i popatrzeć sobie na budynek. Zresztą - tak było dobrze, bo gdyby po wszystkich wybrykach miała odwiedzić którąś ze szkół, do których chodziła w Gold Coast, w celu przeprowadzenia jakiejkolwiek lekcji, prawdopodobnie z sentymentu znów zrobiłaby tam jakieś głupstwo. Ewentualnie nie zostałaby wpuszczona do środka, gdyby jakiś pracownik rozpoznał jej kędzierzawą czuprynę i bystre oczka. Tutaj czuła się jednak dość bezpiecznie. Raz na jakiś czas była zapraszana na biologię czy WDŻ w roli ekspertki, choć w zasadzie nie miała żadnego tematycznego wykształcenia - ale w końcu o jej wiedzy świadczyły czyny. Rzadko ktoś próbował weryfikować jej wiedzę, i dawało jej to swego rodzaju poczucie wolności, ale też odpowiedzialności - mogła nagadać tym dzieciakom bzdur. Nawciskać ludziom na instagramie kitu. Sprzedawać majtki pokryte najgorszą chemią, ale - była Clarą Madden. Kobietą z misją. Nie zamierzała tego nigdy zepsuć, dlatego jej dzisiejsza lekcja była w pełni profesjonalna, choć dość luźna, bo Clara nie miała nauczycielskich naleciałości i nie przywykła do stosowania dyscypliny, bo sama, gdy była w wieku tych dzieciaków, nie lubiła restrykcyjności. Wychodziła ze szkoły z teczką pełną plansz własnego projektu i ciężkawą torbą pełną książek, które zwiększały jej autorytet - i stanowiły świetną podwyższającą podkładkę pod modele.
I tak, jak ona wychodziła z podniesioną głową i zadowolona z siebie, tak jakaś panna na kulach właśnie próbowała zrobić salto, pochylając się raczej w dość niebezpiecznej pozycji. Clara, zmierzająca w tamtym kierunku, powoli rejestrowała kolejne szczegóły. Rozrzucone po ziemi kartki, niebezpiecznie chwianie się kul, gips na nodze, dziwne podobieństwo tej czupryny do czegoś znajomego. Zanim Madden znalazła się dostatecznie blisko, żeby zareagować, i zanim zarejestrowała tych szczegółów dostatecznie dużo, panna zaliczała już widowiskowy upadek. Clara aż syknęła cicho i, choć biegać nie lubiła, dotarła do kobiety szybciej.
- Wszystko dob... Audrey! - jakby fakt, że była Audrey, od dłuższego czasu widywaną tylko na instagramie, rozwiązywał problem tego, że leżała na ziemi. Madden opanowała zdziwienie, próbując przypomnieć sobie coś z lekcji pierwszej pomocy. - Nie złamałaś sobie nic więcej? - spytała troskliwie, pomagając jej podnieść się choć do siadu i delikatnie otrzepując ją z brudów szkolnego parkingu. - Uuu, będziemy szukać szkolnej pielęgniarki - zacmokała z niezadowoleniem, oglądając jej dłoń. Chwilowo uprzejmości i pytania o to, co słychać, należało odłożyć na bok.
ambitny krab
amygdala#8798
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ciąg nieprzyjemnych wypadków zdawał się jeszcze nie zamknąć, przynajmniej w percepcji panny Clark. Wpierw złamana noga oraz podtopienie, później nadal ciągnąca się seria wypadków oraz urażania złamanej nogi powodowana faktem, iż nadal nie czuła się pewnie poruszając się przy pomocy kul. Audrey Bree Clark przywykła do szybkiego poruszania się po okolicy, pełnego niespodziewanych, spontanicznych zrywów energii... Które teraz owocowały zachwianiami równowagi oraz spotkaniami z twardą ziemią. I tak było również tym razem, gdy ponownie nie potrafiła wyczuć, na ile może sobie pozwolić w nowej sytuacji, nadal nie będąc przyzwyczajoną do gipsu owiniętego wokół jej nogi. Ciężkie westchnienie wyrwało się z jej ust i już miała wyrzucić z siebie rzadko słyszane przekleństwo, gdy pozornie nieznany głos doleciał do jej uszu, wypowiadając jej imię. Brązowe oczęta niemal od razu powędrowały w kierunku źródła głosu, skupiając się na zbliżającej się ku niej sylwetce... Która wcale nie była nieznajoma, choć ostatnio widywana jedynie na zdjęciach. - No hej! - Odpowiedziała, zupełnie jakby nie przyszło jej właśnie leżeć na asfaltowej nawierzchni, próbując się z nią złączyć w jedną, spójną całość rozpływając się z bólu, jaki rozlewał się po jej złamanej nodze. Ciężkie westchnienie uleciało z jej piersi, w bezwiednej reakcji na kolejne pytanie. - Nie, raczej nie... - Zapewniła, nim jeszcze zdążyła sprawdzić czy aby na pewno wszystkie kości posiadała całe, bez żadnych, choćby najmniejszych uszczerbków. Ślepe przekonanie wywołane było faktem, iż zwyczajnie nie przeżyłaby kolejnej złamanej kości. -Chociaż w tym momencie z przyjemnością złamałabym sobie kark. - Dodała z odrobiną rozbawienia w głosie, od czasu złamania coraz częściej przejawiając ciągoty do iście czarnego humoru, jedynie czasem faktycznie licząc na ukrócenie męki, jaką było ograniczona możliwość poruszania się, w dodatku przy pomocy niesfornych kul. Ostrożnie uniosła się do siadu, brązowym spojrzeniem próbując ogarnąć wszystkie, możliwe straty powiązane z upadkiem. - Ugh, dzięki. Mam problemy z wyczuciem równowagi. - Delikatny rumieniec zawstydzenia przyozdobił jej buzię, gdy Clara pomagała jej wstać oraz oglądała dłonie, pozdzierane na szorstkiej nawierzchni. Audrey Bree Clark nie znosiła być skazaną na łaskę bądź nie łaskę innych, wychodząc z założenia, iż doskonale powinna dawać sobie radę sama... To założenie jednak okazywało się nie prawdziwym, gdy jej noga tkwiła w gipsie. - Z tym? Coś Ty, to nic wielkiego. Mam apteczkę w aucie, będzie dobrze. - Z pewnością nie chciała spotkać się z pielęgniarką, zapamiętaną jeszcze z czasów, gdy sama uczęszczała do tych murów. Nadal pamiętała, jak bardzo kobieta na nią nakrzyczała gdy zupełnym przypadkiem stłukła dwa, niezwykle stare termometry... I nadal panna Clark nie była w stanie jej wybaczyć. Drobne zadrapanie z pewnością nie było niczym, co mogłoby przysporzyć jej jakichkolwiek problemów... No, po za bólem, podczas opierania się o kule. - Po za tym pewnie się spieszysz, dam sobie radę. - Chyba. Audrey czuła się odrobinę niezręcznie z faktem, iż zajmowała czas Clarze po tak długim czasie braku większego kontaktu. Gdyby spotkały się w kawiarni, na filiżance czegoś dobrego z pewnością nie chciałaby uciec teraz jednak... Czuła się źle z faktem, iż była ofiarą własnego zdrowia oraz braku równowagi.

Clara Madden
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
26 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi sex shop i bloga, na którym opowiada, co się robi z łechtaczką. Za cenniejszego od przyjaźni uważa instagrama i odcina się od przeszłości.
Panienkę Madden na szczęście los obdarzył niesamowitym szczęściem i raczej rzadko zdarzało jej się szorować tyłkiem ziemię, rozbijać kolana czy rozcinać palce, ale być może przyczyniał się do tego fakt, że miała dość ograniczoną mobilność, w dodatku wyuczoną na pamięć. Trasa dom - Cairns, trasa sklep - paczkomat, ostatnio sklep - meblowy. Wewnętrzne mapy domku w Sapphire River i Liberated miała tak dokładne, że po obu miejscach mogłaby się poruszać z zamkniętymi oczami i nie istniałby nawet procent szans, że w niezmiennych warunkach zrobi sobie krzywdę. Może dlatego śmieszyły ją te wszystkie filmiki, na których ludzie nagle robili fikołka na środku ulicy albo przewracali się na prostej drodze, albo znienacka spadali z roweru. Ona miała wszystko dopracowane. Filmiki jednak to jedno, a rzeczywistość to drugie i oglądanie kogoś, kto właśnie bliżej zapoznawał się z gruntem, na żywo, nie było szczególnie zabawne, a Clara posiadała całkiem sporo ludzkich odruchów i miała superbohaterską misję, więc ruszenie na ratunek przyszło jej dość naturalnie. Gdyby wiedziała, że jest świadkiem wielkiego upadku Audrey, zdecydowanie byłaby na miejscu szybciej, ale nie sądziła, że, choć Lorne Bay było nieduże, wpadną na siebie przypadkiem w jakichś pospolitych okolicznościach. Na pewno nie spodziewała się zobaczenia jej na szkolnym parkingu. Po dwudziestu sześciu latach życie nadal ją zaskakiwało.
- No, jakbyś jeszcze złamała sobie kark, to myślę, że ratownicy mieliby niezły ubaw. A przy okazji wkurw, bo już nie wiadomo by było, jak cię złapać - skrzywiła się, próbując ukryć lekkie rozbawienie. Gdyby to Clara miała nogę w gipsie, prawdopodobnie zainwestowałaby w wózek inwalidzki i nie przemęczała się bardziej, niż to konieczne. Obstawiała, że nie ma talentu do poruszania się na kulach, i chyba wolała nigdy się o tym nie przekonywać na własnej skórze. - Czekaj, trzymaj te kule delikatnie, bo z tymi rękami to sobie zaraz pęcherzy narobisz. Zaniosłabym cię do środka, ale strasznie urosłaś - skwitowała z westchnieniem, wreszcie mając sekundę, by przyjrzeć się dawnej... koleżance. Te parę lat temu była niższa, ale najwyraźniej rosła dalej, gdy Clara już przestała. Upewniając się, że Audrey względnie stoi i najprawdopodobniej nie przywita się znów z ziemią, pozbierała rozsypane plansze i położyła na dachu jej samochodu. - Gdzie masz tę apteczkę? - spytała, nie chcąc grzebać w jej aucie jak u siebie. Zamierzała jednak zająć się jej biednymi dłońmi i ocalić ją przed wizytą u pielęgniarki; wiedziała, że te nieszczęsne kobiety zwykle mają świetną pamięć do twarzy i potrafią do końca życia nie zapomnieć człowiekowi, że nie przyniósł bilansu. Sama miała tego typu doświadczenia i wcale nie chciała poznawać piguły z Lorne Bay State School. - Nie, nie spieszę się, zostawiłam pracownika na sklepie, umie już odróżniać fasony majtek, więc poradzi sobie przez piętnaście minut więcej... Nie rozbiłaś sobie gipsu? Co to w ogóle za gimnastyka? Życie ci niemiłe? Zaraz serio zaniosę cię do środka... Właśnie, co ty tu w ogóle robisz? Bo dziecko przyjechałaś? Jesteś za młoda na dziecko - paplała troszkę jak najęta, opatrując uważnie jej dłonie, nakazując jej wcześniej oprzeć się lekko o bok samochodu, by znów nie straciła równowagi. Nigdy nie przepadała za ciszą, a najwyraźniej po latach milczenia musiała sobie troszkę odbić.

Audrey Bree Clark
ambitny krab
amygdala#8798
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark zapewne również zdecydowałaby się na łatwiejsze rozwiązanie gdyby nie jeden, niewielki szczegół - ośli upór, napędzany przekonaniem, iż nikt nie jest w pozycji, aby mówić jej co powinna bądź nie powinna robić. I tak zamiast siedzieć wygodnie w domu na kanapie, z psem u boku i pilotem w dłoni starała się żyć dokładnie zupełnie tak, jakby nie miała nogi wsadzonej głęboko w gips na sześć długich wieków tygodni. Problem istniał w tym, iż gdy orientowała się, że jednak nie wszystko jej wychodziło, zwyczajnie bywało za późno na zapobiegnięcie kolejnej wywrotce.
- Niby tak, ale przynajmniej nie musiałabym dalej chodzić z pomocą kul... - Mówiąc to Audrey nie kryła rozbawienia, jakie pojawiło się na delikatnej buzi, przez ostatnie kilka dni mając okazję nabrać odrobiny dystansu do swojego nieszczęścia... Bez tego chyba nie byłaby w stanie dłużej znosić faktu, iż była uzależniona od innych. - Jestem niemal pewna, że są tworem jakiegoś spisku lekarzy... - Dodała przyciszonym głosem, z jednej strony przysłaniając usta, zupełnie jakby zdradzała dziewczynie najtajniejszą ze wszystkich tajemnic tego świata. I faktycznie była pewna, iż odkryła nietypowe połączenie.
Ostrożnie złapała kule, stosując się do wszystkich wskazówek Clary, jednocześnie uważając, aby nie kłaść zbyt wielkiego nacisku w miejscach, w których przyszło jej zetrzeć dłonie. Cholera, że też to musiało być akurat dziś! Pościerane dłonie nie zadowalały, nawet jeśli doprowadziły do zaskakującego spotkania - Audrey nie sądziła, że przyjdzie jej kiedykolwiek wpaść na dawną... koleżankę. Ciężkie westchnienie uciekło z jej piersi, szybko jednak przegonił je delikatny uśmiech.
- Jestem niemal pewna, że mama dosypywała nam drożdży do mleka. - Zapewniła z przekonaniem w głosie, posyłając dziewczynie kolejny uśmiech. Nie było innej możliwości, choć sama nie powiedziałaby, aby posiadała zaskakująco wysoki wzrost. Brązowe oczęta odwzajemniły zaciekawione spojrzenie. Clara z pewnością dorosła, co do tego nie było dwóch zdań... I dopiero po chwili, ta myśl wydała jej się absurdalna - w końcu to ona była tą młodszą. - Wiesz, zawsze możesz ciągnąć mnie za nogę, tak jak Radość ciągnęła Smutek w tym animowanym filmie. - To zawsze było opcją, zwłaszcza iż w ostatnim czasie miała okazję praktykować bycie przenoszonym z miejsca na miejsce workiem i ta rola nie raz wychodziła jej całkiem nieźle. - W schowku, dziękuję. - Odpowiedziała niemal automatycznie, w tym samym czasie Audrey uchyliła drzwi od strony kierowcy, aby oprzeć się tyłkiem o samochodowe siedzenie, uznając to za opcję bezpieczniejszą od kicania wokół samochodu na jednej nodze.
I już chciała odpowiedzieć na jej słowa, gdy ostatnie stwierdzenie wybiło ją z równowagi. Brązowe oczęta spojrzały na pannę Madden z wyraźnym zaskoczeniem, a sama Audrey zachwiała się, przesuwając się odrobinę w bok (tak, jak kazała jej Clara). - Że ja i dziecko? - Ta idea wydawała jej się tak absurdalna, że Audrey ciężko było jej uwierzyć, że ktokolwiek mógł na to wpaść. - Ooo nie! Coś Ty! - Zaprzeczyła żywo, a delikatny rumieniec przyozdobił jej policzek. Jej życie uczuciowe nie należało do zbyt udanych. - Threatened Species Day, z tej okazji przez najbliższe kilka dni organizuję prelekcje dla dzieciaków, opowiadam im o dzikich zwierzętach oraz tym, jak powinny się zachowywać kiedy jakieś spotkają i takie tam. - Wyjaśniła delikatnie wzruszając wątłymi ramionami, by brązowe oczęta ulokować w znanej twarzy. - A Ty? Co tu robisz? I jak idzie z firmą? Skoro masz pracownika to chyba coraz lepiej, prawda? - Pytania uleciały całą grupą z jej ust. Audrey, mimo lat rozłąki, nadal obserwowała instagrama Clary, nie raz zaglądając na jej bloga, zachwycona ideą faktycznego działania, mającego na celu wywołanie zmian w społeczeństwie... I zachwycona jakością bielizny, jaką sprzedawała jej koleżanka, lecz o fakcie iż posiadała kilka kompletów na razie wolała nie wspominać.

Clara Madden
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ