27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
dwanaście

Uważała to mieszkanie za niepotrzebną fanaberię.
Nie powiedziała tego na głos, bo to nie miało sensu – jeśli jej mąż chciał mieszkanie w Cairns, to po prostu je sobie znajdywał i mógł Dianę co najwyżej poinformować. Nie pytał ją o radę, nie interesowało go, co ona o tym myśli i w ogóle nie widział sensu w rozmawianiu z nią na poważne tematy. Gdyby wytknęła Josephowi, że cały czas stoi puste, tylko by się na nią wkurwił.
A potem, gdy kilka dni temu wyszedł z domu, zostawiając ją skopaną na kuchennej podłodze, przypomniała sobie o mieszkaniu, w którym mogła się schować i po prostu tam pojechała. Była zbyt skołowana, żeby połączyć kropki i wpaść na to, że mieszkanie mogło być wykorzystywane o wiele częściej niż przypuszczała, dlatego leżała, próbowała oglądać telewizję, odpisywać dość sprawnie na wiadomości, żeby nikt bliski się o nią nie martwił i nie wpadł na to, że coś może być nie tak, a ona, cała w zmieniających kolor siniakach, udaje, że ukrywa się przed mężem.
Nie miała ani ochoty, ani zamiaru wychodzić dzisiaj z domu. Wdusiła w siebie wczoraj kilka frytek, które wczoraj kurier zostawił jej pod drzwiami, więc nie musiała się martwić o jedzenie, a w szpitalu tylko straszyłaby pacjentów. Okazało się jednak, że ma duży problem: gdy obudziła się z zamiarem połknięcia kilku tabletek, które pozwolą jej wrócić do spania, odkryła, że to już ostatnie przeciwbólowe.
Gdyby nie musiała iść do apteki, pewnie w ogóle nie wyszłaby z domu i Bazyl mógłby sterczeć na tej klatce do jutra. Nie miała jednak wyjścia i zebrała się do wyjścia, póki jeszcze tabletki choć częściowo maskowały ból. Piętnastominutowa wyprawa do najbliższej apteki wydawała się dziś dużo trudniejsza i dużo bardziej męcząca niż w rzeczywistości, dlatego jadąc windą na swoje czwarte piętro, nie mogła się już doczekać powrotu do łóżka.
Wysiadła z windy i ruszyła w stronę mieszkania dość powoli, bo bolało ją niemal wszystko, łącznie z żebrami i lewą nogą. Zajęta patrzeniem pod nogi, na adidaski wymagające wyczyszczenia, dotarła pod drzwi, zanim zorientowała się, że Bazyl to Bazyl. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, z miną, z której ciężko było wywnioskować, czy zaraz się zezłości, rozpłacze czy zwyczajnie zignoruje. - Naprawdę nie mam na to dzisiaj siły, Bazyl – powiedziała tylko i odwróciła się ostrożnie, żeby otworzyć te drzwi i się za nimi schować.

Bazyl Godlewski
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Raz, dwa i trzy, Bazyl patrzy! Pieprzona Ciuciubabka prześladowała go od dzieciństwa. Nie dlatego, że nie umiał się nie poruszać, wręcz przeciwnie Godlewski umiał zastygnąć w bezruchu tak bardzo, że głupie bachory z Pragi, które w każdej inności odnajdywały dziwactwo, zaczęły traktować go jak upośledzonego. Poszła fama, że pewnie ma downa albo jakiś inny autyzm, a on musiał krwią odpłacać za wszystkie tego typu komentarze. Skończyło się na srogim laniu od ojczyma i obietnicy, że nie będzie się mieszać w sprawy, które bezpośrednio go nie dotyczą.
Dobra, to jak było z Dianką? Nie widywano ją w szpitalu już jakiś czas, nie wychodziła z wypasionej wilii z basenem, więc wiedział, że jest źle. Popieprzony konkubent jego starej uznałby, że to sprawa pośrednia, bo przecież pewnie mąż ją wyćwiczył.
Na Pradze się takie sprawy olewało, gdy Kowalska spod piątki zawodziła to się puszczało na wieży jakiegoś Pavarottiego, żeby jej jęki z bólu ładnie zgrywały się z arią. Jak się godzili to szedł Kalwi&Remi, bo była taka eksplozja.
To samo mógł zrobić Godlewski. Włączyć sobie Simsy, na przykład. Tam z Puchalską doczekali się już trójki dzieci, w tym adoptowanego z Kongo, więc to nie była taka zupełna strata czasu, skoro musiał karmić sierotę, nie?
Zamiast tego jak ten jebany ciul stał pod jej mieszkaniem i zastanawiał się, gdzie ona jest. Jeśli w mieszkaniu to może z tym całym jesteś-już-martwy-chuju-Josephem, jeśli sama to pewnie obolała i nie chce go widzieć, więc po co jej pianki?
Nie mógł się jednak oprzeć i kupił wielki wór i sterczał z nimi pod drzwiami, czując, że zaraz Baba Jaga spojrzy na niego łaskawszym okiem.
Albo i nie, raczej ją usłyszał niż zobaczył. Wyglądała jak śmierć i nadal była dla niego najpiękniejszym zjawiskiem na świecie. Nawet on w dresach czuł się bardziej sobą.
- Czekaj – złapał jej ramię i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, on zwyczajnie wstrzyknął coś podskórnie. Morfina, zabrał na wszelki wypadek, gdyby bolało tak bardzo, że nie mogłaby funkcjonować. – Upieczemy pianki? Wziąłem bananowe! – zaproponował jak gdyby nigdy nic, jakby właśnie nie zrobił jej zastrzyku i nie został przez nią wyproszony.
Ciekawe czy można je wsadzić do mikrofalówki.

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Nie chciała czekać, ale też nie chciała, żeby Bazyl – albo ktokolwiek inny – jej teraz dotykał. A już zwłaszcza bez ostrzeżenia. Drgnęła niespokojnie, także dlatego, że całe ręce kurewsko ją bolały: badanie pokazało, że kości nie były złamane, ale spadło na nie kilka mocnych ciosów, gdy próbowała zasłonić głowę, podczas gdy Joseph walił gdzie popadnie. Przede wszystkim jednak zwyczajnie się wystraszyła: jak ktoś, kto ostatnie lata spędził z kontrolującym, nadużywającym swojej władzy facetem, który traktował jak swoją własność i Dianę, i jej ciało. Czując, jak Bazyl zaciska palce na jej skórze, zamarła i spojrzała na niego ze strachem, którego nie próbowała tym razem zamaskować tymi swoimi smutnymi uśmiechami czy wyniosłą miną. Przez to wszystko nawet nie poczuła, że Bazyl postanowił na przywitanie wbić jej coś w rękę i bardziej zobaczyła tę igłę niż faktycznie ją poczuła. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć – prawdopodobnie coś między „ty głupi pojebie” albo „kurwa”, koledzy ze szkoły powinni być dumni, na kogo ta Dianka wyrosła – ale zamiast tego odsunęła się, gdy tylko poczuła, że Bazyl ją puścił. Jeden, drugi krok, a potem kolejny, aż wpadła plecami na ścianę, przez co kolejna fala bólu przyszła, podobna do gwałtownych mdłości. Kręciło jej się w głowie i – choć od kilku dni bała się życia tak, że nie otwierała dostawcy jedzenia, tylko czekała, aż jego kroki ucichną na klatce, więc może nie było w tym niczego dziwnego – Bazyl też trochę ją teraz przerażał. Dlaczego przychodził do niej, robił zastrzyki i trzymał w dłoniach te pierdolone pianki?
Przez chwilę była przekonana, że źle go usłyszała. Ale nie, pianki, naprawdę to powiedział, skoro trzymał je w dłoniach. Wydała z siebie dziwny odgłos, coś między parsknięciem śmiechem a szlochem i pokręciła głową. - Nie chcę… - zaczęła, ale zamiast mówić dalej, okazało się, że zaczęła płakać; zupełnie jakby dało się być jeszcze bardziej żałosnym. - Nie chcę… nie chcę… - z trudem zaczerpnęła powietrza, zanosząc się płaczem i jeszcze kilka razy to powtórzyła, ani razu nie kończąc zdania.
Przecież nie chciała tego wszystkiego – nie chciała tu być, nie chciała się tak bać, nie chciała tych bananowych pianek. I jego też tutaj nie chciała.


Bazyl Godlewski :(
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
W Bazylu też chyba walczyły ze sobą dwa wilki – w piosence tak usłyszał, bo nie z indiańskiej opowieści – dealera i farmaceuty. Ten drugi zapytałby najpierw czy Diana nie jest przypadkiem uczulona na morfinę, zaproponowałby jej łagodnie to rozwiązanie i zaproponowałby, by się położyła zanim pogrąży się w stanie niesamowitej euforii i odprężenia, a przede wszystkim braku bólu. Zaś ten pierwszy… kurwa, ten debil nie wyrósł jeszcze z praskiego jakoś to będzie, najwyżej nam zejdziesz i walił podejrzaną substancję prosto pod skórę, czując, że największym ryzykiem jest co najwyżej opierdol od szefa, że zmarnował taką dobrą dawkę.
Ale miał to w głębokim poważaniu, jeśli chodziło o Puchalską i jej dobrostan psychiczno-fizyczny to mógł za wszystkie pieniądze świata kupować jej morfinę albo inne paskudztwo. W jakichś nieśmiałych marzeniach Bazyla z lat szczenięcych było to, że on będzie handlować, a ona będzie piękną ćpunką. Może jednak dobrze, że dorósł do tych laczków.
I że po głębokim namyśle stwierdził, że trochę zapierdolił. Olśnienie przyszło powoli (może faktycznie za wiele razy orał głową o tynk), ale jej płacz pomógł. I to, że po ścianach lała się zawodowo, zupełnie jakby morfina nagle stała się Boltem, który nabrał przyśpieszenia w jej żyłach.
Złapał ją w pasie.
- Cholera, Puchalska, ty też nie możesz mi umrzeć! – i w tych słowach tkwił jego największy dramat. – Nie, nie, nie, nie możesz, rozumiesz? - przerzucił się w międzyczasie na niemiecki, bo w tym języku i w żadnym innym ostatnio mówił o miłości. Nawet tej niemożliwej i tej z góry skazanej na takie pojebane akcje jak pianka i morfina gratis. Czy on w ogóle jej wyjął strzykawkę?
Nie, została razem z jego ogarnięciem sytuacji.
Nie czekał jednak na jej sprzeciw bądź gorszy płacz. Skoro ją ruszył to uniósł ją do góry jak lalkę – ważyła chyba na gramy – i przeniósł na kanapę, gdzie położył. Teraz mogła płakać bez zagrożenia omdlenia bądź chwilowego braku poczucia równowagi. Z tym, że to morfina, jako farmaceuta – durny dealer – wiedział, że za chwilę łzy wyschną, bo to czysta chemia.
Mógł więc zaczekać albo objąć ją ramieniem jak starszy brat, taki co na bolący ząb (debil) przynosi pianki.
I którą opcję wybrał?
- Przepraszam – zaczął głaskać ją po włosach, wiedząc, że zawalił na całej linii, że jest durny i że powinien w ramach kary wykreślić się z ich Simsów.

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Wygląda na to, że mogłaby się nawet polubić z tą morfiną. Czuła przecież, że Bazyl głaszcze ją po włosach, ale równocześnie… nie czuła, jakby ta głowa naprawdę należała do niej. A przecież własna głowa – wszystko to, co kryło się pod jej roztrzepanymi włosami, a czego musiała uczyć się po nocach podczas studiów medycznych – była jedną z niewielu rzeczy, które należały do niej. W przeciwieństwie do Bazyla, do reszty jej ciała, które jej mąż traktował jak swoją własność i do tej kanapy, na której teraz została położona. Może faktycznie była jak taki sims, którym sterował Joseph, ale Joseph lubił się brzydko bawić i pewnie byłby tym graczem, który usuwa simsom drabinki z basenu, rozczarowany tym, że teraz są już w stanie wyleźć bez niej.
Diana wylazła, ale sama nie wiedziała, po co.
Po to, żeby jeść z Bazylem te durne pianki?
Nie była głodna. Przymknęła ciężkie powieki, bo nagle zaczęły jej bardzo ciążyć, ale nawet z zamkniętymi oczami wiedziała, że on wciąż tutaj jest. Nie miała najmniejszej ochoty otwierać oczu, bo wtedy przypomniałaby sobie, gdzie są i dlaczego musi siedzieć tutaj, zamiast w tym wielkim, brzydkim domu, który niby miał być jej domem, ale od roku nie potrafiła zacząć go traktować jak coś więcej niż tylko budynek, do którego musiała się wprowadzić z powodu zachcianki Josepha. Zamiast tego chciała leżeć i czuć, jak Bazyl głaszcze ją po głowie – albo po tej cudzej głowie, która leżała na kanapie, sama już nie wedziała do końca, co było tutaj prawdziwe – jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Może gdyby otworzyła oczy, musiałaby też zdać sobie sprawę z tego, że ten dureń ją śledził, przyjechał za nią na drugi koniec świata i faszerował ją lekami jak jakąś myszkę w laboratorium, wciąż nie wyciągając jej strzykawki z przedramienia. Ale nie, oczy wciąż miała zamknięte, dzięki czemu mogła podciągnąć nogi do klatki piersiowej, kuląc się na tej kanapie jak dzieciak, a jedyne, co powiedziała, to: - Tęskniłam za tobą – mówiła po polsku? Sama nie wiedziała.
To nawet lepiej. Gdyby wiedziała, musiałaby zacząć się zastanawiać, czy w języku Bazyla i swojej babci brzmi równie żenująco jak jakaś Dżoana Krupa.

Bazyl Godlewski
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Jak przystało na dobrego dealera – a mieli jakieś certyfikaty jakości na to (?) – tylko z teorii wiedział, co sprzedawał i jak kopie. Nie, żeby nie próbował nigdy swoich wyrobów, ale jego kształtny nosek ciągnęło zazwyczaj do kokainy (zwłaszcza z penisa kochanka), a nie do strzykawek i morfiny. Ta była dla ludzi pokroju Godlewskiego. Z tym, że Julian był tak dumny, że nie dotarli do małżeńskiego etapu, w którym Bazyl robi mu podskórne zastrzyki i potem głaska go po łysej pale.
Wolał uciec do Brazylii, gdzie zapewne przyjmował współczujące rozmowy wideo z Eudoksją, a własnego męża potraktował z buta, zapominając o sensie przysięgi w zdrowiu i w chorobie. Nie powinien spodziewać się niczego innego, ze słów i zrozumienia brzmień mężczyzna był jak dziecko we mgle.
I kto był tym gorszym simsem?
Musiał jednak przyznać, że ten pierwszy raz z Dianą nie był taki zły. Owszem, wolałby przeżywać z nią inne razy (nie tylko pierwsze) i wbijać jej inne rzeczy niż strzykawkę w ramię, a nade wszystko pragnąłby widzieć ją uśmiechniętą, ale nie mógł pogardzić faktem, że była tak blisko i że przysypiała mu na kanapie. Czuł jej zapach, bliskość i… Dziwne, nie pamiętał kiedy tak ostatni raz z kimś po prostu tak leżał i minuty przepadały jedna za drugą, a on sam mógł niemalże uwierzyć, że dzieje się jakaś magia.
Z tym, że jak te pieprzone laczki i wąskie krawaty człowieka sukcesu uwierało go jedno – to nie było prawdziwe. To była tylko chemia, ona pewnie za kilka minut mogłaby mu się oświadczyć lub zrobić inne rzeczy wymagające klęczenia, a on gdyby był… chujem to wykorzystałby to. I chyba w ten sposób zdał sobie sprawę, że mu na niej zależy, bo gdyby się rozchodziło o kogo innego to skrupułów by nie miał żadnych, a z Puchalską skończyło się na głaskaniu włosów.
Wzdycha, nie widzi, ale przewraca oczami. Dopiero wówczas zauważa, że ma strzykawkę, więc w geście totalnego ups wyrywa ją z jej ramienia, a potem wyrzuca prosto przez otwarte okno. Najwyżej jakiemuś narkomanowi spadnie objawienie z nieba… Słyszy krzyk, więc może trafił w czyjeś oko, ale nie tylko dlatego szczerzy się jak głupi.
Ten polski i tak go uderza, nawet jeśli jest naćpana aż miło. Brzmi egzotycznie, zresztą słowa też są wyrwane z jakiejś dziwnej książki o romansach, bo chyba jego zardzewiały język takich nie znał.
- Nie boli cię już, prawda? – to ważniejsze, bo jeśli wciąż odczuwa dyskomfort to ma w zanadrzu jeszcze amfetaminę, kokainę i gołe ręce, którymi udusi Josepha, a potem odrąbie mu głowę i wypcha dla niej kabanosami.
Tak pojmował miłość.

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
ODPOWIEDZ