27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
jedenaście

Czasami ją samą denerwowało to, jaka była… rozsądna?
Nie wiedziała czy to słowo dobrze do niej pasuje, biorąc pod uwagę, że właśnie lizała rany w mieszkanku w Cairns, bo nie chciała wrócić do domu faceta, który ją pobił. W takich chwilach sama Diana była gotowa przyznać, że podejmowanie dobrych wyborów nie było jej najmocniejszą stroną, ale to ona zawsze była tą, która znajdzie najkrótszą drogę, będzie trzeźwo myślała nawet w stresujących sytuacjach i nie powie niczego żenującego pod wpływem emocji.
Właśnie dlatego dobrze przecież wiedziała, że nawet gdyby naprawdę bardzo chciała, nie mogła schować się w mieszkaniu i nie wychodzić z niego już nigdy. Czekała na nią praca, a Joseph za kilka dni pewnie zacznie dzwonić, ale pamiętała też o najbardziej przyziemnych sprawach. Na przykład o tym, że musiała jeść. Nie, żeby chciała, ale przecież powinna.
A kiedy jesteś Dianą, w tej sytuacji po prostu wygrzebujesz z szafy bluzę i naciągasz ją na siebie, żeby przykryć choć część kolorowych siniaków. Chciała wejść do piekarni – wiedziała, że jedna znajduje się niedaleko, a ona będzie mogła wziąć jakąś pierwszą z brzegu bułkę, zamiast krążyć po sklepie i zastanawiać się nad tym, co kupić. Nie spodziewała się dużego wyboru drożdżówek czy kanapek, w końcu poranek już dawno minął i najlepsze produkty zostały wykupione przez tych, którzy mieli chwilę, by stanąć w kolejce przed pracą. Widziała, że powinna wybrać cokolwiek, byle zjeść, ale wyszła z piekarni z pustymi rękoma, niezadowolona i niezdecydowana.
No, a przynajmniej chciała wyjść, bo ten lekki deszczyk, który zaczął padać, gdy tutaj szła, w ciągu kilku minut zdążył zmienić się w porządną ulewę. Oczywiście nie miała przy sobie parasola, dlatego stanęła pod daszkiem przy wejściu do piekarni, z nadzieją, że deszcze wkrótce trochę się uspokoi. Oparła się plecami o ścianę i skrzyżowała ramiona na piersi, nie zdając sobie sprawy, że w starej bluzie, trochę roztrzepanymi włosami i posiniaczoną buzią wygląda… no właśnie, jak? Przecież żałośnie wyglądała już bez tych siniaków.

Laurent Buchinsky
ambitny krab
pianka#9491
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Wyglądał na co najmniej zmęczonego. Jego podkrążone oczy zdawały się być bardziej przerażające niż zazwyczaj. Na twarzy malowało się jeszcze większe niezadowolenie z życia. Na czole znajdował się wielki siniak–pamiątka po tym jak oberwał rączką od wideł sąsiada. Przeklętego sąsiada.
Był wykończony i zwyczajnie tego nie ukrywał. Bycie w ciągłym biegu czasem było mu potrzebne, żeby nie myślał o innych, dawnych sprawach… ale ciągłe bieganie za osobą, która nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu było zbyt męczące… bez względu na dość solidną wypłatę, którą dostawał w zamian. Bo wynagrodzenie nie wynagradzało piętrzących się problemów związanych z miejscowymi.
Ale i jemu mogło się udać, żeby znaleźć chwilę czasu dla siebie i poczuć się jak zwykły śmiertelnik, którym przecież był; żeby zwyczajnie mógł odetchnąć od podwójnej pracy. Potrzebował tego odpoczynku, ucieczki od Lorne Bay… a i jego pies też. Fiodor zresztą obraził się, bo po pierwsze siedział sam w domu, a po drugie od kilku dni brakowało ulubionej przekąski, która była do dostania tylko w Cairns.
Potrzebował też spotkania z bardziej… miejskim życiem. Lorne Bay może było urocze, ale pod względem wielkości, w porównaniu z Sydney, wydawało się być po prostu… jak wieś. Cairns też nie było wielkie… ale dawało choć trochę więcej możliwości.
Zdawało się, że humor choć trochę mu się poprawił. Może to była zasługa czworonożnego przyjaciela? Przystojny doberman z oklapłymi uszami i długim ogonem kroczył zadowolony przy jego nodze i rozglądał się za dosłownie wszystkim, co mijał.
Laurent zmierzał prosto do piekarni, żeby kupić cokolwiek na drogę i wrócić do domu… i ciągłego użerania się w sąsiadami. Deszcz złapał go nagle, ale zamiast uciekać, korzystał z chwili. Krótkiej, bo szybko znalazł się przy piekarni… i już miał przekraczać próg, zostawiając swojego psa z gazetą na głowie (którą kupił po drodze), kiedy dostrzegł młodą kobietę. I nie byłoby w niej być może nic specjalnego, pomijając to, że jak każda kobieta była ładna, gdyby nie fakt, że miała siniaka na twarzy. Wyglądała co najmniej żałośnie, szczególnie biorąc pod uwagę nagłe pogorszenie pogody i pozę, którą przyjęła.
Współczuł jej. Bo choć wydawał się oschły dla każdego i wszystkiego, to miał w sobie dużo empatii. A przez wiele lat w starej pracy widział wiele przemocy i wiele zastraszanych i bitych kobiet. A może po prostu nie miała co jeść lub nie miała pieniędzy? Może zwyczajnie dodawał zbyt wielką historię do widoku kobiety, której nie znał i nie wiedział jakie miała życie? Przeszedł obok niej, jak gdyby nigdy nic. Kupił kilka pączków (bo niektóre nawyki po prostu nie ginęły), żeby później stanąć naprzeciw niej i zwyczajnie jej wręczyć.
Jeżeli chłopak cię bije, to powinnaś go albo zostawić, albo po prostu mu oddać i potem zostawić – mruknął, przyglądając się chwilę jej siniakom. Zaraz jednak zrozumiał, że niepotrzebnie wcinał się w nieswoje życie. Nie powinien. Pewnie i tak miała powiedzieć, że albo spadła ze schodów, albo potknęła się o grabie… albo Bóg wie jeden co. W każdym razie, nikt nie lubił, kiedy ktoś się wymądrzał i „wiedział lepiej”. – Na poprawę humoru – dodał, wskazując na pudełko z pączkami. Nie czekając długo, zwyczajnie pochwycił smycz psa… ale nie mógł ruszyć dalej, bo deszcz zamienił się w ulewę. Spoglądał w stronę przeklętej terenówki, która była blisko, ale jednocześnie daleko.
Chyba naprawdę coś go przeklęło i sprawiało, że wszystko szło mu pod górkę.

Diana Puchalska
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Nie zwróciła na niego uwagi, gdy Laurent minął ją i wszedł do piekarni. Zarejestrowała, że ktoś przeszedł obok niej, może nawet nieznacznie przesunęła się pod tym skromnym daszkiem, ale nawet nie spojrzała w jego kierunku. Od kilku dni raczej unikała patrzenia nawet na samą siebie. Nie chciała, ale też nie miała po co – podziwianie własnych siniaków niczego przecież nie zmieni. Tkwiła w tym mieszkanku i starała się chyba zwyczajnie przeczekać (a równocześnie nie wiedziała, na co ona miała czekać – na to, aż Joseph zadzwoni czy na to, aż znowu ją uderzy?), nie zwracając zbyt dużej uwagi na piętrzące się problemy. Uparcie ignorowała więc swój wygląd, ale ciężej było jej ignorować ból, który był głównym i najważniejszym sygnałem, że wszystko było bardzo… nie tak.
Dopiero teraz, gdy wyszła z domu i poczuła na sobie wzrok starego pijaczka, który mijał ją pod blokiem, zdała sobie sprawę, jak żałośnie musi wyglądać z tymi wszystkimi siniakami. Jasne, że zwracała na siebie uwagę, ale nie chciała, żeby ktokolwiek ją zaczepiał, dlatego uparcie patrzyła w przestrzeń, żeby nie sprowokować nikogo do zaczepiania jej.
A może była dość naiwna, zakładając, że ludzie nie mają dość własnych problemów, żeby się nią zainteresować? Gdyby sama Diana w poprzednim życiu mijała w wejściu do piekarni jakąś pobitą dziewczynę, kupiłaby jej pączka czy minęła bez słowa, z góry uznając ją za patologię i zapominając o niej, gdy skończy jeść swoją drożdżówkę w drodze do pracy?
Drgnęła niespokojnie, gdy Laurent wyrósł przed nią, trzymając karton przed sobą. Nie wzięła tych pączków, spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem (chciała unieść brwi, ale buzia ją zbyt mocno bolała na podobne akrobacje) i wsadziła dłonie do kieszeni bluzy, żeby nie przyszło mu do głowy bardziej nachalne wręczanie jej tych wypieków. - Chłopak? – powtórzyła za nim. Była zbyt dumna, żeby zaakceptować, jak żałośnie teraz wygląda, ale równocześnie miała jeszcze a tyle dumy, żeby nie kłamać na temat grabi. - A może to moja dziewczyna, a nie mój chłopak? – spytała takim tonem, jakby był kolejnym gościem jej męża, którego Diana musiała zabawiać swobodną rozmową podczas kolacji. - Dziękuję, ale nie chcę – odparła spokojnie, przyglądając mu się z lekką ciekawością. Kim on był, że postanowił kupić jej jakieś buły i myślał, że to w czymkolwiek pomoże? Nie zamierzała go zatrzymywać, ale wyglądało na to, że pogoda zrobiła to za nią. Przez chwilę przyglądała się to mężczyźnie, to psu, aż wreszcie spytała: - Mogę go pogłaskać?

Laurent Buchinsky
ambitny krab
pianka#9491
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Z całą pewnością nie chciał przestraszyć dziewczyny, którą widział przed piekarnią. Co prawda w ogóle się nie uśmiechał i być może przez to wyglądał nieprzyjemnie, ale uśmiech pojawiał się na jego twarzy rzadko. Nie miał jednak złych intencji. Jego zamiarem było choćby chwilowe rozweselenie dziewczyny. Nic innego. Nie chciał przecież jej robić krzywdy, choć Bóg jeden wie co mogło przejść jej przez głowę. Nie zamierzał jej oceniać, każdy przecież uważałby na nieznajomych i zwyczajnie by im nie ufał. Być może nie powinien wtrącać się w jej życie, a można było założyć, że jednym zdaniem zwyczajnie to zrobił. Chciał jednak odrobinę poradzić. Bo jeżeli była w toksycznym związku, to lepiej żeby po prostu w nim nie była. Takie relacje potrafiły przerodzić się w żywe piekło i doprowadzić do tragedii.
Został zrozumiany jednak zupełnie inaczej… a może po prostu dostał za swoje. Jakby nie patrzeć – nawet z dobrej woli wetknął nos w nie swoje sprawy. Tego ludzie zwyczajnie nie lubili… i zdawał sobie z tego sprawę. Jej spojrzenie nie odstraszyło go, przynajmniej w pierwszym momencie. Jej gest, to jest schowanie dłoni do kieszeni bluzy, był jednak wystarczająco wymowny, żeby cofnął karton i zaczął rozmyślać jak zwyczajnie wycofać się z wymiany zdań z nią. Poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Przecież naprawdę nie miał nic złego na myśli. A ona miała prawo tego zwyczajnie nie wiedzieć. Westchnął cicho.
Jej ton głosu sprawił, że przyjrzał się jej ostrożniej. Nie miał pojęcia czy była urażona tym, że założył, że miała chłopaka zamiast dziewczyny, czy po prostu tym, że mimo wszystko się do niej odezwał. Nie zamierzał tego roztrząsać, bo po co miałby w ogóle to zrobić. Nie miał w zamiar jej obrażać, tylko pocieszyć… a i tak najwyraźniej zrobił błąd próbując to zrobić.
Chłopak, dziewczyna, wszystko jedno. Jeżeli cię uderzył lub uderzyła to powinnaś jego lub ją po prostu zostawić – powtórzył swoją przeformułowaną myśl. Życzył jej przecież dobrze i zwyczajnie martwił się o jej siniaka, którego nie dało się ukryć. Tak samo jak nie dało się ukryć jego siniaka na czole. – Jasne – przyjął jej decyzję o nieprzyjmowaniu pączków ze stoickim spokojem. To był jej wybór. – Będzie więcej dla mnie – dodał ciszej, choć wcale nie był zadowolony z tego powodu i było to słychać w jego tonie głosu.
Pech chciał, że nie miał jak wycofać się z całej tej niezręcznej sytuacji. Ulewa pojawiła się nagle i pokrzyżowała jego plany ucieczki do auta. Los ponownie płatał mu figle. Właściwie… mógłby przebiec tę odległość… ale wtedy mógłby pożegnać się z pączkami. Stał w ciszy, spoglądając co jakiś czas w stronę nieba i wyczekując kiedy deszcz miał się uspokoić.
I wtedy ponownie usłyszał jej głos i mimowolnie spojrzał w stronę dziewczyny, a następnie w stronę swojego psa.
Oczywiście – odpowiedział jej. Fiodor właściwie uwielbiał głaskanie i drapanie za uszami. Sam natychmiast podrapał go wolną dłonią po mokrym grzbiecie.
A w myślach błagał, żeby ulewa się skończyła. Zerknął w stronę pudełka i zwyczajnie je otworzył, żeby wziąć jednego pączka.
Gdybyś się rozmyśliła, to bierz – mruknął w stronę nieznajomej. – Deszcz tak szybko nie osłabnie… – dodał z żalem w głosie.

Diana Puchalska
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Być może ciężko było w to uwierzyć, patrząc na jej posiniaczoną buzię i spłoszone spojrzenie, ale raczej nie myślała o sobie jak o kimś, kto tkwi w toksycznym związku. Urodziła się w bardzo biednej rodzinie i gdzieś z tyłu głowy miała zakorzenione przeświadczenie, że wszystko co najgorsze przytrafia się tylko biednym ludziom. Ona tkwiła teraz gdzieś po środku – jej mąż był zdecydowanie zamożny, a sama Diana otrzymywała skromną pensję godną stażystki w skromnym szpitalu w Cairns, równocześnie wiodąc życie, na które, gdyby nie mąż i jego karty płatnicze, zupełnie nie byłoby jej stać. Nie była przecież biedna, wystarczyło tylko spojrzeć na jej auto, jej dom, ubrania czy pierścionek zaręczynowy, który nosiła na palcu w nieco bardziej sprzyjających momentach. Równocześnie nie była przecież bogata, bo jej auto, dom i kasa na ubrania należały do Josepha. Jej mąż niewątpliwie był przecież zamożny. Był też wykształcony, obyty i inteligentny, a to powodowało w głowie Diany jeszcze większy chaos. Przecież to pijacy pokroju jej ojca bili, krzywdzili i znęcali się, więc… co się tu w ogóle działo? Pewnie chciała go w ten sposób zwyczajnie usprawiedliwiać, bo to było zdecydowanie łatwiejsze niż zaakceptowanie, że to naprawdę szkodliwe i pora to zmienić, bo… co mogłaby właściwie z tym zrobić?
Posłuchać tego obcego faceta, który zaczepił ją pod piekarnią? Ta najbardziej szczeniacka część charakteru Diany – która, na szczęście, rzadko dochodziła do głosu – przez moment miała ochotę odpyskować mu, mówiąc, że co on w ogóle może wiedzieć. Na szczęście (albo i nie) nigdy nie była tą dziewczyną, która pyskuje obcym mężczyznom, w dodatku potrafiła dość realistycznie oceniać sytuację: stała tutaj z wyraźnymi śladami pobicia, to czego niby Laurent miałby nie rozumieć?
Schyliła się, żeby pogłaskać psa, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, gdy zwierzak zareagował z entuzjazmem. Kucnęła przy Fiodorze i z roztargnieniem pokręciła głową w odpowiedzi na propozycję Laurenta. Dopiero gdy wspomniał o deszczu, zerknęła na niego nieco uważniej. - Daleko musisz iść w tę pogodę? – spytała, bo może, tak jak ona, mieszkał w okolicy i mógłby się przebiec w deszczu gdyby nie pęknięte żebro, a może zaplątał się tu zupełnym przypadkiem? Szkoda tylko, że pies musiałby zmoknąć. Milczała jeszcze chwilę, wciąż zajęta głaskaniem psa, aż wreszcie westchnęła. - Z czym masz te pączki?

Laurent Buchinsky
ambitny krab
pianka#9491
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Zdecydowanie nie powinien się wtrącać, powtarzał sobie w myślach żałując, że w ogóle otworzył usta. Czekał na jakąś ciętą ripostę, właściwie na wulgarne, ale odpowiednie do sytuacji „spierdalaj”. Przecież odzywał się nieproszony. Każdy mógł tak zareagować, to jest – prawie każdy. Ale nawet pomimo karcących siebie samego myśli, podświadomie się usprawiedliwiał, że przecież nie mógł przejść obojętnie, kiedy widział to, co widział. Owszem, równie dobrze mogła gdzieś upaść i tak zyskać siniaka… lub tak jak on (bo wciąż miał siniaka na swoim czole) mogła oberwać widłami od sąsiada. Z tym, że co innego było kiedy mężczyzna tak obrywał, a co innego kiedy kobieta. Chyba. Odliczał sekundy do pluśnięcia w twarz…
Do niczego jednak nie doszło. Nie było wybuchu, nie było charakterystycznego dźwięku uderzenia z otwartej dłoni, nie było piekącego uczucia na policzku. Zamiast tego stali w ciszy, uwięzieni przez ulewę. To chyba było gorsze od krzyku i fizycznej reakcji. Miał wrażenie, że zrobił coś złego, a przecież tylko się odezwał z chęcią udzielenia porady. Westchnął cicho, swój wzrok przenosząc na Fiodora. I czekał tak, dopóki dziewczyna nie wyraziła chęci jego pogłaskania. Wtedy atmosfera, jak się zdawało, została odciążona. Choćby na krótko. Uśmiechnął się widząc, że pies uradował się pieszczotami i zdecydowanie nie przeszkadzała mu obcość. Dziękował mu w myślach za obecność i że nie wystraszył kobiety, jak to było z innymi. A może była to zasługa nieobciętych uszu?
Spoglądał od czasu do czasu w niebo, jak gdyby próbując ocenić ile jeszcze miała trwać ulewa.
Do Lorne Bay – odpowiedział po chwili, wyraźnie zaskoczony tym, że dziewczyna mimo wszystko chciała się do niego odezwać. Nie zadał jej kontra-pytania obawiając się, że mogłaby zareagować podobnie jak na stwierdzenie o siniaka. Ewentualną rozmowę pozostawiał do jej wyboru. – Przebiegłbym do auta, gdyby nie pączki. W tej ulewie wszystko by się rozpadło – mruknął, wskazując na karton. – Kilka jest w polewie czekoladowej, mlecznej i białej, a reszta jest z adwokatem i dżemem różanym – wymienił, grzecznie odpowiadając jej na pytanie. Kiedy zobaczył ją tak przed piekarnią, nie miał pojęcia co mogłoby jej się spodobać, więc wziął te najbardziej klasyczne pączki. Natychmiast otworzył karton i skierował go w jej stronę. – Gdybyś chciała, rzecz jasna, nie zmuszam – zasugerował, sięgając po jednego.
Czyżby udało mu się mimo wszystko wykupić za ten (jak się zdawało) niezręczny komentarz? Och, musiał dosłownie powstrzymywać się przed tym, żeby byłe nawyki z pracy nad nim nie zapanowały i żeby nie zaczął zadawać kolejnych pytań.

Diana Puchalska
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
ODPOWIEDZ