adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— osiem —


Skłamał, że to wszystko wina nieszczelnego okna. Nie, nie było mowy o naprawie; to mieszkanie wystarczająco długo drażniło go w niemalże każdym aspekcie — przeciągi, głośni sąsiedzi, zbyt daleko od pracy. Opowiedzenie tej historii nie przyszło mu z trudem, chociaż działał wbrew sobie — okłamywał przecież jedną z najważniejszych osób w swoim życiu, a to przynieść miało później nieprzyjemne konsekwencje. Wymawiając każde ze zdań tejże opowieści, działał jednak w dobrej wierze — nie kierował nim wyłącznie egoizm. Owszem, myślał w tym też o sobie, bo wiedział, że założyć nowej kancelarii nie da rady w pojedynkę. Ale też cierpiał widząc, jak potencjał Gwen się marnuje, jak ona sama nadal gaśnie, szczególnie w tym ich rodzinnym przeklętym barze. Więc musiał kłamać, by pomóc Gwen ruszyć naprzód. Nawet jeśli po drodze miała go znienawidzić.
Tak więc powiedział, że ma kilka mieszkań do obejrzenia w Cairns i że nie wyobraża sobie, by ktokolwiek inny miał mu doradzać w wyborze tego idealnego. Podjechał pod jej dom po ósmej rano, w jej dłonie wcisnął kubek z kawą i przez dłużącą się podróż kłamał wciąż o tym swoim mieszkaniu. Dlaczego tak bardzo go nienawidzi (choć to nieprawda), dlaczego musi się wynieść (chociaż wcale nie chce). W miarę możliwości unikał tematu pracy, choć napomknął pewnie, że martwi się o Mari i że tak naiwnie zdążył się już przyzwyczaić do jej obecności w kancelarii. Na tyle, by nigdy, przenigdy nie chcieć szukać nowej asystentki — wiedział po prostu, że to by nie wyszło. Starał się też poruszać sprawy błahe; pytał kilkakrotnie o bar jej rodziny, o jej dziwnego brata i o to, jak sobie wszyscy radzą. A potem w końcu zatrzymał się przed jedną z kamienic w centrum Cairn i wziął głęboki oddech. — Gwen — zwrócił się do niej, nim wysiedli z auta. — Pod żadnym pozorem mnie nie bij — nawet jeśli brzmieć to mogło jak niepoważny, żartobliwy przytyk, Ben był jak najbardziej poważny. Chwilę się jeszcze jej przypatrywał, a potem wyszedł wreszcie z samochodu, by powitać czekającą na nich przed budynkiem kobietę. Po wymianie uprzejmości (podczas których nerwowo zerkał na Gwen) ruszyli do windy, a nią wprost do niewielkiego pomieszczenia — pustego, ale za to z przepięknym widokiem roztaczającym się z każdego okna. Jasnym już było, że nie jest to opcja mieszkaniowa; nawet jeśli nie było tu mebli, panował tu biurowy klimat. — Słuchaj, w tych moich przemowach, że musimy razem założyć kancelarię, nie ma ani grama sofizmatów. My naprawdę musimy to zrobić — powiedział cicho, gdy młoda kobieta wyliczała im głośno zalety tego lokalu, choć on sam gotów był brać je w ciemno.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ chyba przed Oscarem i ferajną

Było w tym trochę racji - gasła. Od dawna. Od dnia wypadku... Nie, chyba nie. Wtedy przygasła na tyle, że nawet niewielki podmuch mógł skutecznie ją zgasić, ale najwyraźniej to nie był ten moment, kiedy jej knot miał spłonąć. Dała radę. Przetrwała. Dlaczego? Bo uparła się, że pójdzie na grób męża o własnych nogach. Tak, to było jej paliwo, coś, co każdego dnia wciąż na nowo ją napędzało, aż w końcu... Aż w końcu sama dotarła na cmentarz i w jej życiu zabrakło kolejnego celu. Żyła, bo czuła się zbyt dobrze, żeby tak po prostu położyć się i...
Ósma rano była okej. Wstała, wzięła prysznic, wcisnęła się w jeansy i z miną z gatunku tych "nie mów do mnie z rana" wsiadła do auta Bena. Kawa mocno poprawiła jej humor, to akurat zdecydowanie warto odnotować, bo od razu przyssała się do swojego kubka.
- A czy ja kiedykolwiek cię uderzyłam? - odparła od razu. Przecież nigdy go nie tknęła! A to, że raz czy dwa pacnęła go w ramię, kiedy jeszcze w czasie studiów nie dał jej ściągnąć w czasie jakiegoś egzaminu lub gdy naprawdę ją wkurzył, ale co mogło zdenerwować ją w tym, że Ben chciał zmienić mieszkanie? Może tylko to, że szukał czegoś w Cairns, więc Gwen będzie miała do niego nieco dalej, ale cała reszta? Zresztą, to miło, że poprosił o pomoc akurat ją. To miło, że zamierzał brać pod uwagę zdanie blondynki, która - nie ukrywajmy - nie była w pełni sprawna fizycznie, więc nie wejdzie po schodach na ostatnie piętro, doceni brak progów oraz innych barier architektonicznych. Wtedy Fitzgerald będzie mogła powiedzieć "Ben, tu mogę cię odwiedzić, kup to mieszkanie".
Tylko że to faktycznie nie było mieszkanie.
- I chcesz ją otworzyć TU? - ona już taka cicha nie była, na szczęście wciąż jeszcze nie krzyczała. - Ben, ale ja już ci mówiłam, że nie jestem jeszcze na to wszystko gotowa.
Niech Hargrove cieszy się, że przyjaciółka nie wzięła dzisiaj kuli, bo prawdopodobnie właśnie zaczęłaby go nią bić. Jedno musiała przyznać - lokal był fantastyczny, ale... No właśnie. Ale. To wciąż było dla niej za trudne.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Roztaczający się ze wschodniego okna widok na turkusowy akwen, z tego miejsca wyglądający niemalże jak wstęga, gwarantował swego rodzaju lukratywność. Naturalnie odczuć mieliby ciężar tego miejsca wraz z każdym nowym miesiącem, a więc i koniecznością uregulowania wysokiego czynszu, ale pieniądze były ostatnią rzeczą, którą się teraz przejmował. Nawet jeśli lokal ten swoim profilem niekoniecznie wpasowywał się w jego plany (bo to wciąż byłaby kancelaria snobistyczna, w której sprawy pro bono byłyby wyłącznie kłamstwem), wart był ich uwagi. Nie bez powodu właśnie to miejsce wybrał jako pierwsze, wierząc po prostu w to, że dzięki niemu coś się w Gwen odblokuje. Uważnie się jej przyglądał bez przerwy — gdy wchodzili do budynku, gdy agentka wskazywała im zalety nowoczesnej windy a także gdy wreszcie otwierała przed nimi odpowiednie drzwi. Trochę się bał, bo odwlekana w czasie rozmowa odbyć musiała się właśnie dziś, ale nie mógł przecież czekać dłużej. Nawet jeśli Gwen unieść się miała dumą, którą demonstrowałaby później nieodbieraniem telefonu z przeprosinami.
— No, niekoniecznie — odparł spokojnie, uporczywie nie ściągając z niej spojrzenia. — To mi się podoba najbardziej, ale nie będę go nobilitować. Mamy do obejrzenia jeszcze cztery lokale w Cairns, trzy na przedmieściach i trzy w Lorne — wyjaśnił jej, posyłając ukradkowe spojrzenie kobiecie, którą wcześniej uprzedził o możliwych problemach. Słysząc więc kolejną wypowiedź Gwen sama zamilkła, uśmiechnęła się lekko i powiedziała, że da im trochę czasu. Przechodząc do innego pomieszczenia zagwarantowała im więc namiastkę prywatności, chociaż rozmowa, którą zamierzali odbyć, musiała być szybka. — Wiem. Ale jak długo to jeszcze potrwa, co? — spytał łagodnie, szukając w głowie odpowiednich słów, ale... Te nie istniały. — Myślisz, że Charlie byłby szczęśliwy widząc, co robisz ze swoim życiem? — przechodząc od razu do ofensywy, odsunął się nieco, by nie złamała swojej obietnicy i nie biła go niepotrzebnie. Przecież chciał dla niej dobrze. I skoro tak, musiał mówić to wszystko, co prowokować miało jej złość. — Gdyby nie ten wypadek, ta nasza kancelaria by już istniała. I z tego co wiem Charlie cały czas był przekonany, że powinniśmy ją założyć, w trójkę — przypomniał jej, bo już dawno temu zaczęli to sobie wszystko planować. Faktycznie w trójkę, skoro ta ich przyjaźń istniała niemalże od zawsze.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Miejsce to było pięknie, nie mogła powiedzieć, że jej się nie podobało, bo gdyby tylko Ben pokazał je przyjaciółce w momencie, gdy ta była jeszcze w formie, od razu zaczęłaby rzucać pomysłami aranżacji całego wnętrza. Tu biuro przyjaciela, to jej własne, tuż obok biuro Charliego... A może lepiej urządzić je naprzeciwko, żeby mogli zerkać na siebie w czasie pracy i puszczać sobie oczka przez przeszklone szyby? Nie, za bardzo by się rozpraszali. Biuro Bena trzeba byłoby wstawić w sam środek. Oczyma wyobraźni widziałaby już pewnie nawet stojące wszędzie kwiaty i bibeloty.
Mniej więcej właśnie tak zareagowałaby na wszystko, gdyby Macfarland żył. Cóż, nie żył, a Gwen, od czasu wypadku, nie praktykowała już prawa. Za bardzo ją to bolało. Za bardzo bała się tego, że w kluczowym momencie, na sali sądowej, zacznie myśleć o tym, co powiedziałby Charlie i Fitzgerald po prostu się rozklei. Jak miała odblokować się w takich warunkach?
- ILE? - teraz już nie siliła się na szepty. Oprowadzająca ich kobieta z pewnością zwróciła na nich uwagę i całkowicie niesłusznie zresztą, uznała, że chodzi o cenę. Tak, jeśli miały pojawić się problemy, to prawdopodobnie mógłby to być jeden z nich. Chociaż... Bar nie przynosił jej tyle pieniędzy, ile zarabiała w poprzednim życiu, to oczywiste. Miała jednak sporo oszczędności, sporo zostawił jej Charlie, więc targowanie się o ewentualny czynsz lub cenę lokalu byłoby chyba ostatnią rzeczą, na jaką miałaby ochotę.
- Nie wiem, myślisz, że pewnego dnia po prostu wstanę i uznam, że to ju... - zaczęła, ale wtedy Ben wytoczył naprawdę mocne działo. - To było, kurwa, poniżej pasa.
Gdyby jej wzrok potrafił zabijać, Hargrove leżałby teraz martwy, a jej nawet nie byłoby przykro. Przynajmniej teraz, bo przecież po chwili faktycznie byłoby jej szkoda najlepszego przyjaciela, ale sam byłby sobie winien! Po co zwracał się do niej w taki sposób? Myślał, że ona tego wszystkiego nie wiedziała? Że nie czuła się cholernie zagubiona? Że nie chciała normalnie żyć? Pewnie, że chciała! To dlatego nie zaczęła go bić. Nawet nie ze złości, tylko z poczucia bezsilności, które momentami brało w niej górę i nie pozwalało na to, żeby głos rozsądku mógł... dojść do głosu. Zamiast tego podeszła do najbliższego okna.
Jedno musiała przyznać - widok naprawdę był niesamowity.
- Gdyby nie ten wypadek, miałabym teraz prawdziwą rodzinę, więc przestań pierdolić, okej? - odezwała się po chwili. - Wiem, czego chciała nasza trójka, wiem, czego chciałam ja sama i wiem, że nigdy nie wrócę do zawodu, jeżeli nie będzie cię w pobliżu, po prostu... Boję się.
W końcu to przyznała.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Po raz pierwszy zdanie to padło chyba niedługo po tym, gdy Gwen ukończyła lat osiemnaście i oboje mogli już razem wybierać odpowiednią uczelnię. On jeszcze nieprzekonany czy gotów jest poświęcić swe życie adwokaturze; ona z Charliem u boku, a jednak uwzględniająca go w tym swoim nadciągającym życiu. No i wtedy, gdy Macfarland się zdecydował, a cała ich trójka znalazła się na liście studentów, wypowiedziane przez kogoś zostały te słowa. O kancelarii, wspólnej. Kiedyś, w przyszłości. Każde miało wprowadzić do tego miejsca coś innego, a dzięki tak zuchwale snutym planom Ben nie rozpaczał, że tak naprawdę prawnikiem nie chciał być nigdy. Zaczął już wtedy mieć cel, który pomagał mu poprzez te wszystkie lata poświęceń, podczas których, rok po roku, gubił gdzieś swoją duszę.
— To tylko pierwszy krok, Gwen. Kilka lokali, które możemy obejrzeć — powiedział spokojnie, nie zrażając się jej gwałtownością. Był na to przygotowany. Z ciszą przyjął jej kolejne słowa, przez moment wszystkiego żałując. Nie była gotowa. Oczywiście, że nie, bo rany nie zdążyły się jeszcze odpowiednio zagoić. Z tym że trwanie w zawieszeniu nie było zdrowe. — Charlie był moim przyjacielem. Myślisz, że dla mnie to jest łatwe? Planowanie tego wszystkiego bez niego? — nie potrafił ukryć bezradności i lekkiego rozdrażnienia w tych zdaniach, które jak dotąd głęboko w sobie skrywał. Ben może i uśmiechał się bez przerwy, może widział świat w jasnych barwach, nie zrażając się niczym, ale... z ludźmi wiecznie uśmiechniętymi jest tak, że skrywają w sobie przeraźliwie dużo smutku. I Hargrove był jednym spośród nich, od lat po prostu nie zważając na to wszystko, co złe. A Charlie był dla niego ważny, oni oboje byli ważni, więc to wszystko sprawiało mu niesamowity ból. I chociaż ze śmiercią przyjaciela gotów był się pogodzić, tak patrzeć na dalsze cierpienie Gwen nie mógł. — Gdy zmarła Judy też nie chciałem do tego wracać. Ale co innego miałem robić, Gwen? Czasem trzeba... Wiem, że to coś innego, ale po prostu musisz pozwolić sobie na to, żeby żyć — powiedział smutno, przyglądając się jej uważnie. Musiała to zrozumieć. Egzystowanie, oczekiwanie bóg wie czego, nie mogło przywrócić Charliemu życia. A zakładając własną kancelarię mogła jakoś jego życie uczcić, choćby dopisując nazwisko jego do ich oficjalnej nazwy. Ba, Ben nie obraziłby się, gdyby tylko to jedno nazwisko tę ich kancelarię reprezentowało. — Jesteś częścią palestry, Gwen. Jesteś zdolnym adwokatem i marnujesz się w tym waszym barze — nie zamierzał zrażać się jej podejściem, bo ktoś w końcu musiał jej to wszystko powiedzieć. Tak zwana terapia szokowa, nawet jeśli sporo swoją zuchwałością ryzykował. Wykonał kilka kroków do przodu, przybliżając się do miejsca, w którym stanęła. — Nie musimy się spieszyć z niczym, wiesz? I nie musisz wcale tak od razu wracać do pracy, jeśli nie chcesz. Po prostu się zgódź Gwen i pomóż mi tę kancelarię założyć, bo sam nie dam rady — poprosił niemalże rozpaczliwie, mówiąc szczerze — sam nie mógł tego zrobić. Potrzebował jej, potrzebował jej jak nigdy, więc ta jej zgoda miała być także jego ratunkiem.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
To chyba dość naturalne, że dzieciaki dorastające razem mają wspólne plany, a przynajmniej było całkowicie naturalne dla niej. Miło było snuć opowieści o tym, że w dorosłym życiu mogliby wykonywać ten sam zawód, że mogliby zostać wspólnikami i pracować na własnych warunkach, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie wszyscy muszą mieć w sobie tyle życiowego entuzjazmu, ile miała go ona u progu dorosłego życia. Gdyby Charlie i Ben uznali, że chcą robić w życiu coś innego, to kochałaby ich obu tak samo mocno. Obaj byliby obecni w jej życiu i wspierałaby ich tak samo mocno, nawet gdyby postanowili otworzyć wspólnie budkę z hot dogami. Byłaby wtedy ich stałą klientką i nigdy nie miałaby do nich pretensji o to, że poszli inną drogą. Chciała tego. Chciała tej kancelarii, ale w jej głowie miało to wyglądać inaczej. Stąd cały problem.
- I wszystkie chcesz obejrzeć dzisiaj?
Boże, oby nie. Nie chciała przecież w połowie oglądania mówić, że nie da rady, bo boli ją noga. Kłamałaby. W rzeczywistości bolałaby ją dusza, a na to nie było dobrego lekarstwa. - Ale to nie to samo, okej? Chciałam się z nim zestarzeć, a teraz sama czuję się trochę jak zgrzybiała staruszka z artretyzmem - skrzywiła się. Chyba nie chciała tego mówić, podobnie jak nie chciała nawet porównywać swojej straty ze stratą przyjaciela. Mąż, przyjaciel, siostra, dobra koleżanka, na Boga, przecież oni wszyscy się znali i wszystko to miało jakieś odbicie w teraźniejszości. To przecież nie wina Bena. Jej również.
Rozumiała go. Znała to uczucie. Ona również potrafiła uśmiechać się wtedy, kiedy musiała i trzeba było przyznać, że wychodziło jej to całkiem nieźle. Tyle tylko...
- A jeśli nie chcę żyć?
Okej, ściemniała. Nie miała do końca na myśli tego, co zazwyczaj myślą wtedy ludzie. Chciała żyć. Bóg jej świadkiem, że walczyła fizyczne życie tak mocno, że nawet lekarze zastanawiali się, skąd jest w niej tyle siły. Nie była tylko pewna, czy potrafiła teraz żyć.
Obeszła całe pomieszczenie. Cholera, było idealne. Byłoby doskonałą kancelarią i w normalnych okolicznościach od razu powiedziałaby "biorę". Pewnie nawet by się nie targowała, więc...
-Okej. Czego potrzebujesz na już?

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Odarty z dziecięcych marzeń, prędko zmuszony do wybrania swej drogi w życiu, zapatrywał się na to wszystko w nieco inny sposób. Słowo musisz stawało się jego przekleństwem, gdy podpisywane papiery odbierały mu życie, które bardziej by do niego pasowało — adwokatura była koniecznością, a nie marzeniem. Stała się czym pozytywnym tylko przez plany Gwen i Charliego, do których nieśmiałym ruchem się dopisał. Tracąc Judy, dla której dokonał tych swoich poświęceń, utracił też więc sens tego wszystkiego. Gdyby nie Gwen, załamałby się do reszty, bo to jego trwanie w adwokaturze, te lata poświęceń, nie miałyby najmniejszego znaczenia.
— Nie, możemy co prawda zerknąć na wszystkie z Cairns, a pozostałe zostawić na inny dzień. Chyba że po drodze któreś mocno przypadnie nam do gustu — chociaż przygotowane opcje brzmiały kusząco, a każdy lokal posiadał inne zalety, Ben gotów był z połowy z nich zrezygnować. Ba, gdyby Gwen uznała, że obecne biuro się jej podoba, pozostałe puściłby w niepamięć. To nie tak, że kompletnie nie zależało mu na wyglądzie biura i jego okolicy, ale ważniejsze dla niego zdanie przyjaciółki. To ona miała prawo decydować i kaprysić, to ona miała prawo zawyrokować. — Trochę takie wrażenie sprawiasz — zaśmiał się, dość zgryźliwie, jedynie po to, by rozładować napięcie. Zdawał sobie sprawę ze wszystkiego, co mówi. Ba, gotów był ją nawet zrozumieć, mimo że nigdy w podobnej sytuacji się nie znajdzie prawdopodobnie. Nigdy nikogo nie kochał tak, jak Gwen kochała Charliego. Z nikim nigdy nie zamierzał się zestarzeć. I z całą pewnością mógł uznać, że nic podobnego też mu nie grozi, że całe życie przejdzie bez tych większych miłości, a już na pewno tych na całe życie. — W to nie uwierzę — zaprotestował, poważniejąc znów. Istniała w nim od dawna obawa, że Gwen zdecyduje się na jakąś głupotę, ale nie była przecież taka. Cechowała ją niezłomna siła, więc ufał, że nie dokona w życiu niewłaściwego wyboru. Co by jednak się nie działo, Ben zamierzał być blisko niej — czy tego chciała czy nie. — Nie robisz tego tylko dla siebie. Możesz spełnić też jego marzenie, które było dla niego ważne. Możesz zrobić coś, by to jego życie się tak po prostu nie rozmyło, żeby jego ideały nie poszły na stracenie — wpatrując się w jej oczy, szukając w nich iskry nadziei na to, że się zgodzi, że zrozumie, sam nieomal zbliżał się do poddania się. Może to jednak za szybko, może przesadza, może... Nie spodziewał się, że jednak wypowie słowa, które mimowolnie przywołały na jego twarzy uśmiech. — Musisz podpisać kilka papierków. Wiesz, rejestracja firmy i tak dalej, wszystko przygotuję, ale twoje sygnatury są niezbędne — wskazał jej, podczas gdy oczy mu jaśniały i w samym głosie czuć było radość. Ostatnim jego argumentem, mającym zmusić ją do podjęcia słusznej decyzji była groźba, że zacznie wraz z nią pracować w barze. A wizja to była iście przerażająca, bo choć z nią i Rorey bawiłby się dobrze, tak wcale nie chciał swego życia tam marnować.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Mniej więcej przez to samo przechodziła teraz Gwen. Czuła, że to wszystko, jej życie, praca, kariera, zawodowe plany, że nie miało to najmniejszego sensu, a praca w barze wcale nie była taka zła. Bo co mogło być złego w doglądaniu dokumentów i czerpaniu zysków z tej części lokalu, która do niej należała? No właśnie, nic. Prawdopodobnie nadal tkwiłaby w takiej stagnacji, gdyby nie zdecydowana postawa przyjaciela i gdyby w tym wszystkim, na samym końcu, chodziło o to, kto komu pomógł i kto rozliczył się z przysług, akurat ta dwójka nie miałaby sobie totalnie nic do zarzucenia. Dawniej ona i Charlie popchnęli jego, teraz Ben pchał Gwen i mniej więcej tak powinno to wyglądać. I będzie. Czuła, że zawsze będą się wspierać, bez względu na wszystko, a jeśli rozkręcać z kimś biznes, to tylko z kimś takim.
- Znaczy... Ten jest w porządku i gdybym miała decydować tak na poważnie, próbowałabym zejść nieco z ceny, ale i tak obejrzałabym wszystkie inne miejsca. Tyle że tu... - w jej oczach zapaliło się to, co podobno miała w oczach posłanka Samoobrony - małe kurwiki. Znaczy... małe może u posłanki, u Gwen były nieco większe, bo jednak naprawdę chciała otworzyć nowy rozdział w życiu. Tyle tylko, że nieco się bała i to nadal było najgorsze.
Mocno go szturchnęła. Powinien powiedzieć, że wyglądała super, a on twierdził, że wyglądała źle. Co innego jej gadanie, a co innego to, co faktycznie chciała usłyszeć. Przecież nie była staruszką, nie była zgrzybiała (chyba!), nie była stara, więc chyba jednak poradzi sobie w życiu.
- Ja to wiem. Serio. Wiem, że powinnam zrobić to dla niego, dla ciebie, dla siebie, ale to nie jest takie łatwe. Nie umiem przekonać samej siebie, że to już - westchnęła. Co poradzić, nadal się bała. Chciała tego wszystkiego i nie bała się odpowiedzialności finansowej. Gorsza była ta własna, prywatna, bo teraz bała się tego, czy ich kancelaria dorówna planom, które snuli kiedyś we trójkę.
- Przygotowałeś się - zauważyła. - Ale to dobrze. Wolę przygotowanego na wszystko wspólnika - puściła mu oczko. - Wezmę to do domu i przeczytam na spokojnie. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj dam ci odpowiedź. Taka opcja ci pasuje?

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Jasnopomarańczowe słońce poczęło wkradać się ukradkiem do pustostanu, uwydatniając jego liczne zalety; gdyby w prawym kącie postawić kanapę, stałaby się idealnym miejscem do przerw pomiędzy pracą. I Ben gotów byłby zabiegać o to teraz, by zgodnie ze słowami Gwen zdecydować się już na to miejsce, targując się przy tym odpowiednio. Doświadczenie podpowiadało mu jednak, że z pośpiechu nic dobrego nie wynika, a skoro już tak długo czekali na tę własną kancelarię, kilka dni więcej nie mogło im zaszkodzić. I choć nie zostało nic jeszcze oficjalnie potwierdzone, cieszył się niezwykle, że Fitzgerald nie podejmuje z nim walki — musiałby ostatecznie sięgać po dość abstrakcyjne argumenty, byleby tę ich dyskusję wygrać. — Norma jest całkiem w porządku, pewnie udałoby się wynegocjować z nią lepszą cenę. No i teraz od razu możemy się z nią wybrać do tych innych miejsc — potwierdził, kiwając głową. Obejrzenie tych innych opcji było ważne też dlatego, że musieli zastanowić się nad profilem tejże kancelarii. Chociaż każde mogło niezależnie od siebie budować bazę klientów, Ben nie chciał, by stała się ona kolejnym miejscem tylko dla bogaczy. Rozpaczliwie potrzebował podjąć się tego, co jako jedyne liczyło się dla niego w tym zawodzie, a wiec spraw związanych z prawami człowieka.
Naturalnie zamierzał pozwolić jej na cały ten żal, niepewność i gorycz. Zdając sobie sprawę z tego, że potrwać to może jeszcze długo, zamierzał udzielać jej jednak odpowiedniego wsparcia. Gdyby tylko był na jej miejscu liczyłby, że postąpiłaby podobnie, że nie pozwoliłaby mu na skrywanie się przed światem, poniekąd przymusem pomagając mu stanąć na nogi. Ale naiwny Ben, nie spodziewając się, że przyszłość może go jakkolwiek zranić, myślał o tym wyłącznie hipotetycznie. Skąd mógł wiedzieć, że za kilka miesięcy Gwen będzie musiała odwdzięczyć się mu podobną troską?
— Bo nigdy nie nastąpiłby dobry moment. Słuchaj, załóżmy tę kancelarię i spróbujmy, a jeśli nie wyjdzie to... Nie będę cię do niczego zmuszać. Jeśli będziesz się męczyć, pozwolę ci odejść — obiecał wbrew sobie, bo wcale nie chciał podobnych deklaracji składać. Potrzebował jej. Mimo to nie chciał, by własna kancelaria stała się jej więzieniem, na które przelewałaby cały swój gniew. — Mogę nawet poczekać do jutra — odparł z rozbawieniem, chociaż zgodziłby się nawet gdyby potrzebowała całego miesiąca. — Wszystko inne też mogę przygotować, sprawdzić i załatwić. Jak tylko się zgodzisz — musi to powiedzieć oficjalnie, musi nadać temu moc. Nie teraz, nie jutro; Benjamin poczeka. Jakoś miał sobie poradzić pomiędzy tym wszystkim, nawet jeśli zamierzał zrezygnować z obecnie posiadanej posady.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Póki co nie widziała tu jeszcze odpowiedniego miejsca na takowy kącik wypoczynkowy, ale zdecydowanie byłaby w stanie zdać się tutaj na Bena. To miało być ich wspólne miejsce pracy, oboje będą musieli pójść pewnie na kilka kompromisów (bo umówmy się, kobieca i męska wizja mogły jednak znacznie się różnić), ale Gwen nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że się dogadają. Robili to od tylu lat, że teraz, gdy w końcu mieli doczekać się własnej kancelarii, nie mogło być inaczej.
- A możemy jakoś zarezerwować to miejsce? Przynajmniej na czas oglądania pozostałych. Kiedy obejrzymy wszystkie, będziemy wiedzieli, czy bierzemy to, czy coś innego. Z mojej strony to będzie krótka piłka. Albo poczuję, że to jest to, albo nie i wtedy od razu dam ci znać, że wychodzimy. Tutaj mi się podoba.
Wolała to od razu podkreślić, żeby Ben wiedział, na czym stoją i że tu jej się podoba. Nie chodziło o to, że to pierwszy lokal, do którego ją zabrał i musiała wybrać go z powodu ciążącej na niej presji. Nie czuła jej. Wiedziała też, że Ben nigdy nie postawiłby jej w takiej sytuacji, żeby presję poczuła. Byli przyjaciółmi. Znali się od lat. Teraz to ona potrzebowała wsparcia, ale zupełnie naturalną wydawałaby jej się sytuacja, w której to ona musiałaby go w czymkolwiek wspierać. Na tym polega przyjaźń, prawda? Przyjaciele pomagają sobie wtedy, kiedy jedno z nich potrzebowało pomocy, bez względu na to, jak często trzeba było pomagać jednemu z nich.
- To ty będziesz męczyć się bardziej, jeśli przestanę z tobą pracować - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale doceniam to. Naprawdę.
Wiedziała, że to nie były tylko miłe słowa, które miały przekonać ją do wspólnego rozkręcenia interesu. Wiedziała, że jeśli faktycznie będzie miała jakiś problem, jeśli będzie czuła, że kancelaria jednak ją przerasta, to Ben naprawdę nie będzie miał do niej żadnych pretensji. Co więcej, pomoże jej uporać się ze wszystkimi demonami.
- Okej, no to jutro - przytaknęła. Ze wszystkim na spokojnie się zapozna, ale już teraz coś podpowiadało jej, że i tak udzieli twierdzącej odpowiedzi. Nie zostawi go też samego ze wszystkimi formalnościami. Pomoże mu na tyle, na ile sama będzie w stanie, chociaż gdyby tak o tym wszystkim pomyśleć... Zajęcie czymś głowy może okazać się dla niej zbawienne.
- To co, obejrzymy resztę?
I pojechali. Australio, przygotuj się. Już niebawem na krajowej mapie kancelarii pojawi się nowy punkt!

/ zt benjamin hargrove
ODPOWIEDZ