30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Jeśli na całym świecie w ogóle istniało coś takiego, czym Kayleigh naprawdę się brzydziła — z pewnością byli to stróże prawa. Ci, którzy mieli rzekomo wymierzać sprawiedliwość i pilnować szeroko pojętego ładu, a którzy w rzeczywistości stanowili tylko nieudolną bandę nierobów, z nadgarstkami i kostkami jak na ironię skutymi w kajdany formalności i stert protokołów mocniej niż można by skuć stalą; zbyt mocno, żeby komukolwiek w czymkolwiek realnie pomóc. Brzydziła ich obłuda, wyróżniające się idiotycznie uniformy, wymalowana na ich twarzach wyższość nad zwykłymi śmiertelnikami i przekonanie o własnej nietykalności; spojrzenia, które posyłali ludziom takim jak ona. Brzydziła się nimi od dziecka, przesiąknięta wychowaniem w rodzinie gangsterskiej.

[akapit]

Szczególnie — z racji zawodu — brzydziła się tymi z wydziału narkotykowego.

[akapit]

Ale ten jeden był inny. Prawda, początkowo pomyliła go z nadętymi snobami opętanymi maniakalną potrzebą kontroli i wymierzania kar wedle własnego uznania tylko dlatego, że broń przy paskach noszona była legalnie. Wzięła go za takiego samego kutasa jak cała reszta ekipy przesiadującej w ciepłych komisariatach nad kalorycznymi donutami i stertą papierów do wypełnienia, które machina sprawiedliwości miała mielić przez kolejne długie miesiące. Była wtedy jeszcze nowa w mieście, nie znała zbyt dobrze nazwisk tych gliniarzy, którzy zatarli granicę pomiędzy służbą a własnymi demonami.

[akapit]

Jace pod materiałem ubrań i dalej, pod skórą, gdzieś na dnie duszy okazywał się wcale nie tak różny od członków rodzin mafijnych w Irlandii i reszty rozsianej na całym świecie. Gdzieś na dnie gardła, gdzie nie czekały na wypowiedzenie obrzydliwie lepkie i jakże wzniosłe ideały, ale gorzki realizm, którego smakiem Kayleigh lubiła się niegdyś osobiście upajać.

[akapit]

Do kina przyszła jak najzwyklejsza, znudzona turystka — wcześniej kupiła bilet na internecie z przypadkowego urządzenia pożyczonego od nieuważnych studentów i powiadomiła Jace’a o godzinie, dniu i wybranej sali. Nie pamiętała już nawet na jakim seansie mieli się tym razem spotkać, ale to i tak nie miało znaczenia, bo nie przyszła tutaj żeby się rozerwać. Cóż, przynajmniej nie w tym sensie.

[akapit]

Bo skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie lubi tych potajemnych schadzek w kinie w środku dnia, w środku tygodnia, kiedy małe salki były praktycznie puste. Z uśmiechem kryjącym się w kącikach warg podała bileterowi świstek papieru i gdy została wpuszczona, przeszła do wskazanego pomieszczenia. Tym razem nie mieli zbyt wiele szczęścia; mniej więcej w środkowym rzędzie siedziała grupka nastolatków, którzy prawdopodobnie zerwali się wcześniej z zajęć. Zerknęła na nich tylko przelotnie, wspinając się na samą górę, do ostatniego rzędu.

[akapit]

Zajęła miejsce na szerokim siedzeniu, nogi bezceremonialnie wywaliła do góry i oparła na zagłówkach siedzeń w rzędzie przed sobą i czekała, nie spuszczając czujnego spojrzenia z wejścia do sali. Kupiony wcześniej popcorn leżał swobodnie ułożony na jej brzuchu, opierając się o jej uda i choć na ekranie dopiero puszczali reklamy, Kayleigh co jakiś czas leniwie sięgała do papierowego opakowania, żeby wolno żuć przekąskę.

[akapit]

Niczym znudzona turystka. Tylko oczy jakoś nie pasowały do tego obrazu.

[akapit]

Pieniądze leżały na dnie torebki rzuconej nieco zbyt nonszalancko na siedzenie obok razem ze skórzaną kurtką.

Jace Sykes
ambitny krab
Kayleigh