Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ostatnie czego się spodziewała to telefonu od pana Clarka. Miała z nim dobre relacje, ale nigdy nie dzwonili do siebie z byle powodu. Wymiana numerów polegała bardziej na kontakcie w sprawie Audrey, co od razu wzbudziło w Eve ogromny niepokój, który powiększył się jeszcze bardziej, kiedy usłyszała spanikowany głos mężczyzny. Niewiele rozumiała z jego zamotanego wywodu. Strzelał słowami jak z karabinu, z którego Paxton wyłapała to co uważała za najważniejsze – ranna Audrey. Dokładnie postrzelona Audrey, lecz pan Clark mówił tak chaotycznie, że nie wiedziała kto był sprawcą tego wszystkiego. Czy strzelał on czy „stary piernik”, o którym wspomniał a na jakiego trafił w towarzystwie swojej córki.
- Co mam robić? Policja.. przyjadą tutaj.. – zdołał dodać nim Eve się rozłączyła. Nie znała całej sytuacji i jak na razie nie miała czasu, żeby interesować się całością. Myślała tylko o dziewczynie, która najpewniej wciąż była w drodze do szpitala w Cairns.
- Na razie proszę nic nie mówić. Nikomu. – Przez myśl przeszło jej, że powinna zadzwonić do przyjaciela z policji, ale powstrzymała się przed dotarciem do szpitala. Co miałaby mu powiedzieć? Nie znała faktów i jak na razie interesował ją tylko stan zdrowa młodej pani weterynarz.
Jak poparzona wpadła do placówki pytając pielęgniarkę o przywiezioną po postrzale dziewczynę. Clark prawdopodobnie wciąż była operowana, co wcale nie pocieszyło Paxton. Bezczynne czekanie było dobijające a jeszcze gorzej spędzało się czas z facetem, którego widok podbił u Eve poziom irytacji.
Od niechcenia zlustrowała go wzrokiem i choć pragnęła spędzić ten czas bez odzywania się do Jeba, to musiała dowiedzieć się, co zaszło.
- Co z nią? – zapytała bez żadnego podania ręki, powitania albo bezpośredniego „pocałuj mnie w dupę”. Ashworth na pewno ją kojarzył. Oboje znali Kellana i możliwe, że wpadali na siebie w barze, ale nigdy nie mieli okazji porozmawiać ze sobą dłużej niż to jedno piwo (w gronie innych osób, więc ciężko to nazwać rozmową „ze sobą”). – Co się tam – kurwa – stało? – Padło drugie pytanie, po którym znów zmierzyła mężczyznę wzrokiem jakby szukała w nim oznak próby zabicia Audrey albo jakieś broni, dzięki której pójdzie za kratki. Nie kryła się z tym, że za nim nie przepadała. Wcześniej był jej obojętny, ale od kiedy dowiedziała się, że facet stał się nowym obiektem westchnień panny Clark, krew w niej wrzała jak oszalała. Nie ufała mu. Ba, nie zaufałaby żadnemu facetowi kręcącemu się wokół Audrey, ale Ashwortha obdarzyła wyjątkowo ogromną niechęcią, bo w jednej chwili stał się kimś, kto mógłby zranić Clark (przed czym Eve pragnęła uchronić młodą).

Jebbediah Ashworth
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Jebbediah Ashworth przeszedł w życiu wiele chwil, w których świat nagle kapryśnie zwalniał i nagle się zatrzymywał. Ktoś kiedyś mówił, że właśnie w tych momentach starzejemy się najszybciej i mógł zgodzić się z tym, bo jeśli godzinę temu czuł się jak zakochany nastolatek, który po raz pierwszy tak całuje swoją wybrankę, tak teraz w tej poczekalni całą sobą odczuwał te cztery dekady życia. Siedział na plastikowym krzesełku, w zakrwawionej i pomiętej koszuli, z dłońmi, które były również ubrudzone posoką. Tak naprawdę wyglądał bardziej jak rzeźnik niż zatroskany chłopak, ale przez kilkanaście minut uciskał bok Audrey, by nie doszło do krwotoku. Czy zrobił to dobrze? A może właśnie ją zabił?
Myśli tego typu sprawiały, że znowu pojawiał się pot na jego czole, serce przyśpieszało i nagle waliło jak młotem, a poczucie winy osiadało na ramionach jak kapryśna mara. Dla niego, w tym przeraźliwie jasnym blasku szpitalnych świateł, wśród szumu aparatury i cichych skomleń pacjentów rozgrywał się największy horror. Jeśli przez niego… ona… Nie formułował takich myśli do końca, ale nie mógł ich przegnać. W ręce ściskał kawę, która nie koiła niczego. Od czasu spotykania z panienką Clark nie pomyślał o alkoholu, ale teraz najchętniej odciąłby wszystko za pomocą kilku promili, byle by nie czuć tego strachu. I tej paniki, która właśnie ogłaszała stan alarmowy w jego organizmie. Oddech stawał się szybki, łapczywy, nie mógł go pochwycić w swoje płuca, a obawy narastały do granic absurdu.
Nie mógł jej stracić. Po prostu nie mógł, ale jeśli to on odpowiada za to wszystko, to powinien odejść. Tak po prostu. Nie może doprowadzać do jej konfliktu z ojcem, znajomymi, nie może egoistycznie wyrywać ją z tej sielanki, w której była, otoczona swoimi zwierzakami, przyjacielem z Sanktuarium i nawet… ten wampir Laurent wydawał mu się w tym świecie kimś bliskim i bezpiecznym, na pewno bardziej niż on, Jeb, pieprzony wariat, który doprowadził do tego, by jego dziewczyna została postrzelona.
Gdy podjął decyzję, poczuł, że atak paniki odpuszcza. Powoli powtarzał po cichu słowa psalmów, to nie była kwestia religijna, ale zwyczajnie psychologiczna. Mantry pomagały w zachowaniu spokoju, a ten był mu konieczny, gdy już stanie przed Audrey i powie jej, że to koniec. Niechętnie więc podniósł głowę. Paxton? Nawet nie wiedział, że się znają się z panną Clark, ale przecież ich związek jeszcze nie wyszedł z powijaków na tyle, by się nim afiszować. Przynajmniej tak myślał Ashworth, który po raz pierwszy w życiu chciał zrobić coś porządnie i tak jak na to zasługiwała. Pobożne życzenia zakochanego idioty.
Skrzywił się na jej rynsztokowe słownictwo, w barach może używałby podobnego, ale tutaj wydawało mu się niestosowne. Zupełnie jak jej nienawiść, którą odczuwał w każdym spojrzeniu, które kierowała w jego stronę. Sam nienawidził siebie bardziej i lepiej, ale jeśli chce, niech próbuje.
- Jej ojciec przyłapał nas na… całowaniu się – przerwa sugerowała, że to nie były niewinne pocałunki – i próbował mnie zastrzelić. Audrey oberwała rykoszetem. Musiałem ją tu przywieźć – streścił jej całą historię.
Mogła go obwiniać za to, że wsadził starego Jacoba w kratki i nie posłuchał swojej własnej dziewczyny (chciała pozszywać się sama), ale miał to gdzieś. W tym momencie liczyła się tylko panna Clark i najchętniej powróciłby do modlitw, obiecując Bogu czy tam szatanowi (nawet) swoją duszę, byle by tylko nic się nie stało i kula nie naruszyła żadnych narządów wewnętrznych.

Eve Paxton
towarzyska meduza
enchante #8234
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Do samego końca wierzyła, że to Ashworth postrzelił Audrey. Przypadkiem lub nie, ale zrobił to dzięki czemu ona teraz mogłaby go uderzyć w twarz. Miała głęboko w poważaniu wszelkie konwenanse. Zrobiłaby wszystko, żeby poczuł jej złość nieświadom, że panna Clark była dla niej bardzo ważna. Nie łączyły ich tylko relacje zawodowe, chociaż od tych się zaczęło, kiedy polecana weterynarz przyjechała do ośrodka szkoleniowego przebadać psy. Paxton bardzo szybko polubiła młodą i zaczęła traktować ją jak własną siostrę. Nie szukała w niej podobieństw do Isabelli, którą utraciła w latach młodzieńczych, chociaż miały podobną urodę. Nie chciała też, żeby Audrey zastąpiła jej prawdziwe rodzeństwo, które wcześnie utraciła. Parę razy Eve nieumyślnie pomyliła imiona, ale nigdy nie kazałaby Clark być nią. Utraciła Isabelle lata temu i nigdy jej nie odzyska, ale to nie zmieniało faktu, że nie mogłaby nawiązać bliskiej relacji z kimś, kogo pokochałaby jak siostrę.
Tak bardzo, że tylko gdy myślała o Jebbediah, to miała ochotę go kopnąć, a potem zrobić to (klik).
Skrzywiła się na samo wspomnienie o całowaniu się zanim boleśnie zacisnęła zęby kryjąc rozczarowanie tym, że broń trzymał pan Clark. A mogło być tak pięknie (gdyby to był Jeb).
- Co ci strzeliło do głowy? – zapytała starając się nie unosić głosu, ale po tonie dało się rozpoznać, że była piekielnie zła. – Mogliście to robić wszędzie – Samo myślenie, że robili cokolwiek przyprawiało ją o mdłości, ale kwestię jej niechęci do Jeba odstawiła na bok. – ale ty dobierałeś się do niej w chacie przy domu rodziców? – Nie dowierzała w tę skrajną nieodpowiedzialność. – I co sobie wtedy myślałeś? Że pan Clark przybije ci piątkę? Cholera, Jeb, na pewno domyślałeś się, co facet może zrobić ale – nie – ty wolałeś zaryzykować. – Olać ojczulka z gnatem. Wolę całować się ze swoją o połowę młodszą kochanką. – Gratulacje – rzuciła z ironią, obróciła się i odeszła dwa kroki próbując jakoś uporać się ze złością nie tylko na mężczyznę, ale także na samą siebie, bo nie zdążyła zabrać broni panu Clark. Całkiem niedawno rozmawiały o tym z Aud i Eve wierzyła, że do tej pory dziewczyna będzie ostrożna z kontaktami ze swoim facetem (albo chociaż będą robić to z dala od rodzinnej farmy pani weterynarz).
- Co mówili lekarze? – zapytała po wzięciu głębokiego wdechu. Nie mogła pozwolić aby złość na Ashworta przyćmiła jej prawdziwy powód ich nieszczęsnego spotkania.

Jebbediah Ashworth
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Gdyby był młodszy, pewnie pokornie skłoniłby głowę i przyznał rację Eve. W końcu od czasu przywiezienia tutaj Audrey czuł się winny tego całego zajścia i właśnie rozważał porzucenie dziewczyny na dobre. Tyle, że do cholery, po pierwsze, Jebbediah był już po czterdziestce i co gorsza, był starym kawalerem z wrodzonymi, złymi nawykami, a po drugie, tak naprawdę od zawsze był człowiekiem upartym, kłótliwym i zdradzającym ogromny temperament. Niezależnie od tego, czy chodziło o sprawy łóżkowe (sześć narzeczonych i cała reszta okolicznych panienek mogły to potwierdzić), jak i o jego skłonność do awantur. Te uprawiał tak płomiennie, że na miejscu tej przeklętej Paxton (już zdążyła dorobić się tego epitetu od Jeba) uciekałby w popłochu, a nie drażnił lwa. Zranionego, owszem, ale wściekle spoglądającego na nią ze swojej klatki, którą był stan zdrowia jego ukochanej dziewczyny.
Jeśli były jakieś niesprzyjające okoliczności do wywoływania wojny tego typu, to na pewno był to ten szpital i oczekiwanie na wynik zabieg u panienki Clark.
- Co mi strzeliło do głowy? Całowałem się ze swoją dziewczyną, do cholery! – był ciekaw, czy ona również jest taka opanowana. – Zresztą dla twojej wiadomości, miało go tam nie być – prychnął, nie zdradzał tak oczywistych szczegółów jak fakt, że nadal były to niewinne pocałunki, a nie żadne sado- maso dla ubogich farmerów z Carnelian Land. To nie była jej sprawa, a jego już i tak kurwica brała, gdy widział, że boleśnie wchodzi w swoich ciężkich butach w prywatne sprawy rozgrywające się między nim, a Audrey… oraz jej ojcem, oczywiście, choć tego już zatłukłby gołymi rękami. – I nie, nie wyobrażałem sobie, że jakiś wariat postrzeli własną córkę, bo znalazła sobie chłopaka – machnął ręką, bo i jego to nazewnictwo uwierało, a z atakiem paniki, zakrwawioną koszulą i śmiertelnym strachem o nią daleko mu było do przystojnego młodzieniaszka, który kiedyś zawróciłby w głowie każdej dziewczynie. – I w ogóle o co ci chodzi, kobieto? Co cię to w ogóle interesuje? – chodziło mu tylko i wyłącznie o jej związkowe porady, które brzmiały dość zabawnie, jeśli wziąć pod uwagę jej przeszłość, która obiła mu się o uszy.
Przyganiał kocioł garnkowi.
Mało brakowało, a po jej występie założyłby ręce na brzuch i odmówił dalszego komentarza, ale zamiast tego spojrzał na nią strapiony.
- Ponoć kula nie uszkodziła żadnych narządów wewnętrznych. Czekam aż ją zaszyją i pójdę do niej – i tu zrobił minę, którą dało się jedynie odczytać jako możesz mi naskoczyć, głupia panienko, bo ja i tak będę z Audrey. Dziwne, że to właśnie Eve swoimi durnymi komentarzami uderzyła w jego czuły punkt i sprawiła, że uświadomił sobie, że musi walczyć o tę miłość. Choćby z całym światem i wściekłą dubeltówką Jacoba.

Eve Paxton
towarzyska meduza
enchante #8234
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Miało go tam nie być? Z niedowierzaniem uniosła brwi, bo sama tkwiąc w takim związku nie wierzyłaby w ów przekonania. Ostrożność była ważna zwłaszcza po tym, ile razy usłyszała od Audrey, że ojciec może postrzelić Jeba. Po czymś takim uważała ostrożność za coś niezwykle ważnego i uznała, że mężczyzna był na tyle dorosły, żeby wziąć tę opcję pod uwagę.
Czyli to wina pana Clarka, że akurat tego dnia postanowił spędzić czas na swojej posiadłości? – zapytała nie kryjąc ironii w głosie i pokiwała głową na boki nie wierząc w to co właśnie mówiła. Bycie zaskoczonym obecnością właściciela farmy mógł być co najwyżej rabuś albo ktoś, kto miał niecne plany wobec córki pana Clarka.
Poważnie, Jeb? Kiedy ostatni raz się z nią widziałam z naście razy powtarzała, że boi się o ciebie i o to, że ojciec może cię postrzelić. Była tym bardzo zaniepokojona, więc wasze całowanie się u niej to kuszenie losu. – To dlatego była zła na Ashwortha. Za to, że nawet nie wziął pod uwagę tak oczywistej rzeczy, z której Audrey się jej zwierzyła i prosiła wręcz o to, żeby jakoś tę broń zabrać. Był dorosłym facetem. Mógł opanować swoją młodą kochankę i zabrać ją do siebie na dalsze igraszki. Powinien też wiedzieć, że skoro istniało takie zagrożenie, to nie należy dobierać się do córki gościa, na jego terenie, kiedy ten w domu miał broń i mógł jej użyć. To skrajnie nieodpowiedzialne.
O ile Jeb w ogóle wiedział o takiej możliwości, bo może Audrey nie zwierzała mu się ze swych obaw związanych z ojcem.
Wszystko było możliwe, ale jak na razie Eve widziała winę dorosłego mężczyzny, który zachował się jak zakochany nastolatek w momencie, kiedy powinien być rozsądny. A przynajmniej rozsądniejszy od młodej kochanki, która przeżywała swoją pierwszą wielką miłość.
O panu Clarku już nie wspomni, ale to była osobna kwestia.
- Interesuje mnie, bo Audrey jest mi jak siostra, ale najwyraźniej za słabo się znacie, skoro o tym nie wiesz. – Nie musiała tego mówić, ale chciała mu dogryźć. Chciała by wiedział, że jeżeli ich związek będzie trwał dalej, to Eve stanie się dla niego kimś gorszym od przysłowiowej teściowej.
Mimo tej całej rozmowy nie uniosła głosu. Nie krzyczała jak rozszalała baba. Co najwyżej syczała przez zęby podkreślając słowa surowym tonem.
- Tyle dobrego. – Dłonią przetarła czoło starając się uspokoić, ale nie potrafiła. Zbyt wiele bliskich osób straciła, żeby teraz móc stać w pełnym opanowaniu niczym posąg, którego nic nie ruszy. – Chryste, jej ojciec nigdy taki nie był. – Wierzyła jednak w obawy Audrey i to, że pan Clark na widok starego Ashowrtha będzie gotów wyciągnąć broń. – Nie ważne – dodała szybko, bo to był problem na później zwłaszcza, że pani Clark na pewno będzie dzwonić do Eve po poradę albo pomoc w kontakcie z policją. – Audrey nie powinna wracać do domu. Może być u mnie. Sue Ann się nią zajmie – zaproponowała mając na myśli poczciwą starszą kobietę, która pomagała Paxton w ośrodku a jaka wychowała swoich trzech synów (więc do opieki nad drugim człowiekiem nadawała się bardziej od nich oboje - Eve i Jeb - razem wziętych).

Jebbediah Ashworth
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Miał dość. Po serii jednoznacznych spojrzeń na ich widok, ukrywania się jak nastolatkowie przed gniewem jej ojca wystarczyła tylko drobna uwaga, by mężczyzna stanął na skraju wytrzymałości nerwowej. Z prostej przyczyny – Jebbediah Ashworth tak naprawdę nie zrobił jak dotąd nic złego czy niemoralnego, a wręcz dziewczynę traktował z zaskakującym szacunkiem, jeśli wziąć pod uwagę jego ostatnie poczynania w tej kwestii. Świętym bywał tylko w niedzielę, a przez resztę tygodnia szalał w okolicznych przybytkach, bałamucąc dziewczęta swoim głębokim barytonem z charakterystyczną chrypką, która sprawiała, że w poprzednim życiu mógł być spikerem radiowym. Właśnie ten głos zamieniał się teraz w pożogę, gdy spoglądał dłużej na Eve, która wygadywała głupoty tonem oświeconej w piśmie.
- Czy ty już zupełnie na głowę upadłaś?! Może i nas nie popierasz, ale powiedz to otwarcie. Nie chodzi ci o całowanie się przy ojcu, ty durna hipokrytko, tylko o to, że chce to robić ze mną – prychnął, nienawidził takich uników, wolał usłyszeć prawdę między oczy, a nie takie babskie, subtelne i bezsensowne dogadywanie. Czego się spodziewała? Że na randce będą klepać różaniec czy może oglądać grzecznie jak pięciolatki telewizję?
Oczywiście, że leciał na młodą panienkę Audrey i ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, a na dodatek i co dla niego najgorsze, do niczego nie doszło, więc jego usposobienie było nieprzyjemne jak nigdy dotąd. Hamował się jednak jak tylko mógł, zaciskając zęby i przypominając sobie, że panienka Clark nie zniosłaby kolejnej awantury między ludźmi, których naprawdę kochała. Puścił więc między uszy jej tekst o tym, że najwyraźniej jej nie zna. Zawsze miał wrażenie, że oto chodzi w randkowaniu, ale najwyraźniej Paxton miała własne metody, więc jedynie spojrzał na nią dłużej.
- Ojciec nigdy taki nie był? Bo ja pamiętam, że jeśli chodzi o nią to był tragiczny – wzruszył ramionami, może i nie jego poziom, ale ciągle daleko od normalności.
Wydawało się, że i sytuacja się uspokoiła, a Jebbediah przestanie się tak cholernie pieklić, gdy Eve sięgnęła po argument, który nie dość, że wytrącił go ze słabo utrzymanej równowagi, to jeszcze sprawił, że zaśmiał się cicho. Mimo że jego głos zazwyczaj brzmiał przyjemnie, to ten przykry śmiech raczej drażnił uszy, a spojrzenie, jakie jej posłał, było chłodne jak nigdy dotąd.
- Naprawdę sądzisz, że puszczę moją dziewczynę do jakiejś obcej baby, by ją doglądała, gdy ty pijesz z Kellanem? Może jeszcze powinien w ogóle od niej odejść, żebyś ją poznała z odpowiednim mężczyzną? Właśnie tak ją znasz, Paxton. Nie potrafisz uszanować JEJ wyboru i jej decyzji o tym, z kim się spotyka. Taka z ciebie przyjaciółka – cedził kolejne zdania, nie spuszczając z niego wzroku, zazwyczaj wszelkie awantury urządzał, gdy był zalany w trupa i niewiele pamiętał ze swoich gwałtownych poczynań, ale obecnie był trzeźwy jak nigdy wcześniej i pokazywał jej wyraźnie, że jak tak dalej pójdzie, to uczyni z jej życia piekło.
Bo był dobrym i pokornym chrześcijaninem, ale nie, jeśli chodziło o spokój jego ulubionej panienki Clark, który jakimś zrządzeniem boskim potrzebowała do życia właśnie jego, wieśniaka i alkoholika.

Eve Paxton
towarzyska meduza
enchante #8234
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie drgnęła, kiedy nagle krzyknął. Zmarszczyła brwi i czekała co takiego miał do powiedzenia. Owszem, miała co do niego złe zdanie i jeszcze gorsze, kiedy dowiedziała się, że Audrey się w nim zakochała. Była z tego powodu wściekła, ale w tej chwili pozostawiała to dla siebie.
- Oh, Jeb. – Przewróciła oczami. – Nie chodzi tu teraz o mnie i moje zdanie na twój temat. – Bo nie przyszła tu z jego powodu a panny Clark. Jeżeli kiedyś spotka go na ulicy, to owszem wytknie parę spraw i może będzie na tyle ściekła, żeby mu dać w pysk, ale nie dzisiaj. Nie w tych okolicznościach. – To nie pora, żeby wywlekać personalne brudy. – Na to jeszcze znajdzie się odpowiedni moment. – A o to, że nie pomyślałeś o jej bezpieczeństwie, kiedy Audrey od dawna obawiała się zachowania ojca wobec ciebie. – Oraz ogólnego podejścia pana Clarka do związku z tak starym facetem. Ba, już nawet nie chodziło o wiek, ale ogólnie o jakiegokolwiek faceta. Jasne, przy młodszym tamten by nie strzelał (co najwyżej dałby w pysk), ale na pewno byłby mało zadowolony, bo który ojciec cieszył się, że jakiś inny ziut z penisem całował jego kochaną córcię? Żaden. Zwłaszcza, że właśnie na tym przyłapano zakochaną parkę.
Nie miała zamiaru dłużej wnikać w intymną relację Jeba i Audrey. To prawda, nie lubiła tej wizji, ale wcale nie kłamała mówiąc, że w tej chwili wolała nie powiązywać swych odczuć z tym co się stało. Gdyby była na miejscu Jeba, zapewne miałaby do siebie choć trochę żalu o to, że nie pomyślała o nadpobudliwym ojcu oraz jego spluwie. W sumie i tak miała, bo obiecała dziewczynie, że tę broń zabierze albo chociaż rozładuje i zabierze resztę naboi. Niestety nie zdążyła.
Zmarszczyła brwi słysząc tej krótki śmiech i odsunęła się o mały kroczek do tyłu. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak facetowi odbiło a jej miało się dostać rykoszetem.
- Odezwał się największy abstynent w Lorne! – jęknęła i znów przewróciła oczami. Może i pijała z Kellanem, ale rzadko kiedy sięgała po mocne trunki. Zazwyczaj było to piwo i to w małych ilościach. Rzadko kiedy też doprowadzała się do nieużytecznego stanu głównie z powodu pracy i potrzeby ciągłego bycia „na telefon”. Więc cokolwiek sobie Jeb o niej myślał, zdecydowanie przesadzał. W porównaniu z nim (i jego super perfumami o zapachu bimbru), to Eve była abstynentką. – I przestań dramatyzować, co? Powiedziałam „może” a nie „spierdalaj, zabieram ją do siebie”. Już powiedziałam, że tu nie chodzi o moje zdanie na twój temat. Myślę tylko o Audrey, więc jeżeli faktycznie zdecyduje, że chce być u ciebie, to w porządku. Jakoś to przełknę, bo tak robią przyjaciele, nawet jeśli nie przepadają za partnerem tej drugiej. – Zdaniem Eve on też powinien wziąć pod uwagę to, czy da radę w pojedynkę zająć się z dziewczyną. Paxton jedynie dała mu alternatywną opcję, której wcale odgórnie nie narzucała. Jasne, wolałaby żeby Clark była u niej, bo wtedy miałaby ją na oku razem z Sue Ann, która znała się na życiu lepiej niż oni oboje razem wzięci, ale ostateczna decyzja należała do operowanej młodej panienki. Nie do Eve ani do Jeba a do Audrey, o którą oboje się martwili.
- Słuchaj, Jebbediah. - Westchnęła ciężko i dłonią przetarła czoło nie mając ochoty na dalszą dyskusję. – Już oboje wiemy, że za sobą nie przepadamy, ale dopóki oboje jesteśmy w życiu Aud, to jakoś.. jakoś to musi funkcjonować. – Machnęła ręką w powietrzu między nimi. – Nie myśl, że zamierzam na każdym kroku sprzedawać jej kłamstwa na twój temat. Nie jestem dzieckiem, ale wiedz, że będę ją chronić i każde twoje potknięcie, każda rana, którą jej wyrządzisz, będzie miała swoje konsekwencje. – Wcale mu nie groziła. Nawet tak nie brzmiała. Po prostu zapowiadała, że jeżeli kiedykolwiek zrani Audrey, to Eve skopie mu tyłek. Mniej lub bardziej skutecznie, ale to zrobi, bo się o nią troszczyła.

Jebbediah Ashworth
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Może i był ponad czterdziestoletnim mężczyzną, ale właśnie zawiózł swoją dziewczynę na ostry dyżur i widział ją mdlejącą w swoich ramionach, więc potrzebował wsparcia. Nie, nie sądził, że otrzyma je od kogoś takiego jak Eve, która już wcześniej wydawała mu się typem kobiety- żołnierki, ale dotarło do niego, że przynajmniej chciałby, by przestała na chwilę trajkotać i nadskakiwać na niego. Z prostej przyczyny, Jebbediah już bez tego był człowiekiem absolutnie winnym i zdawał sobie z tego sprawę. Przypominanie mu tego w nieskończoność nie służyło jednak niczemu dobremu. Ba, zwyczajnie go osłabiało i sprawiało, że podchodził do niej jak do jeża.
- Tak, ty za to wcale nie wywlekasz personalnych brudów – przewrócił oczami, bo gdyby chciała zachować spokój i nie mieszać się do tego, to nie zwracałaby uwagi na ICH lekkomyślne zachowanie. W przeciwieństwie do niej Ashworth zauważał, że w stodole były dwie osoby, a on nie zrobił niczego, by wykorzystać Audrey. Po prostu ją całował za jej zgodą, prośbą i zapewnieniem, że ojca nie ma i nie będzie przez całą noc.
Do cholery, gdyby wiedział, że Jacob się zjawi, to dziewczyna spędziłaby noc na jego farmie.
- I przepraszam, że zlekceważyłem fakt, że jakiś wariat postrzeli własną córkę. To była bardzo przewidywalna historia – nie obchodziło go w tym momencie to, że zaczyna być niegrzeczny i przekracza cienką granicę między sprzeczką, a awanturą. Mogła do niego nie podchodzić i zwyczajnie dać mu dojść do siebie, ale najwyraźniej takt nie mieścił się w pojmowaniu takiej kobiety jak Eve. I tak musiał przy niej liczyć do miliona, by nie doszło do krzyków i rękoczynów. Nigdy nie uderzyłby kobiety (choć pewnie ta ruda wariatka myślała inaczej), ale chętnie wykopałby ją z tego szpitala, bo jego Audrey potrzebowała spokoju, a nie nawiedzonej panienki, która sądziła, że wie lepiej, co jest dla niej dobre.
Na czele z popieprzonym Kellanem, który się kręcił koło jego dziewczyny i wkurzał tym Jeba. Nie zamierzał jednak wypierać się oczywistości.
- Tak, nie wychylam za kołnierz i co z tego? To dlatego tak ostro nas nie akceptujesz? A może dlatego, że mój dziadek i ojciec zwariowali?- prychnął, był zwyczajnie ciekaw jej odpowiedzi, choć różnica wieku nasuwała się sama, ale może Paxton wymyśli coś bardziej odkrywczego. Obecnie jednak jej pomysły doprowadzały go szewskiej pasji i wcale tego nie ukrywał, więc gdy kazała przestać mu dramatyzować, spojrzał na nią nieco nieprzytomnie. Nie znała go praktycznie wcale i nie wiedziała, że Ashworth mógłby nosić zaszczytny tytuł największej drama queen w całej Australii, ale jak na razie trzymał się jak na siebie całkiem nieźle, ignorując ból w mostku i zalecenia swojego kardiologa, by nie narażać serca na kolejny stres.
Najwyraźniej związek z dwudziestolatką mógł skutkować kolejnym zawałem. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią, marszcząc czoło.
- Nie interesuje mnie twoja obecność w jej życiu, ale uwierz, gdy tylko zacznie płakać przez ciebie, to nie będę miał żadnych skrupułów –powtórzył w zasadzie jej słowa, a raczej kapryśnie odwrócił kota ogonem, bo wciąż miał wrażenie, że z ich dwójki to Eve bardziej ją rani swoim zachowaniem niż Jebbediah, za którego aż przyjęła kulę.
Konkurencja więc była wysoka, a kobieta jakimś cudem ją wygrywała w przebiegach, pokazując Audrey nic innego, a brak zaufania i wsparcia jej wyborów.
- Powiem jej, że byłaś –to brzmiało jak odprawa, ale naprawdę był zmęczony i ostatnie, czego chciał dla panienki Clark obecnie to starcie z jej przyjaciółką, więc trochę niegrzecznie wskazał jej drzwi, opadając na plastikowe krzesełko.
To był naprawdę ciężki dzień.

Eve Paxton
towarzyska meduza
enchante #8234
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Bo złamałeś serce zbyt wielu kobietom i nie chcę, żeby Audrey była następna – odpowiedziała rzeczowo, co było głównym powodem jej ogromnej niechęci. Dokładając do tego wszystko to co sam wymienił oraz wiadomą różnicę wieku tworzyła się mieszanka ciężka do przełknięcia a tym bardziej do zaakceptowania. Nie dało się przejść obok tego obojętnie zwłaszcza komuś powiązanego z młodą panienką. Gdyby Audrey była tylko i wyłącznie weterynarzem pomagającym w ośrodku, Paxton miałaby gdzieś z kim się szwenda i całuje. Na pewno byłoby jej przykro, że pani doktor od zwierząt, postrzelono i nawet przyniosłaby jej kwiaty, ale ominęłaby ich ta cała rozmowa. Wystarczyło tylko nie pozwolić Audrey się zbliżyć. To przecież proste i jednocześnie trudne z powodu charakteru panny Clark oraz tego z jakąś łagodnością traktowała nie tylko zwierzęta, ale również ludzi. Obok tej dobroci nie dało się przejść obojętnie ani tym bardziej utrzymywać mury, które Eve wokół siebie postawiła.
Nie przejęła się groźbą Jeba. Bardziej zastanawiała się, czy ten rzeczywiście olewał to jakimi ludźmi otaczała się Audrey. Z takim podejściem daleko nie pociągnie. Ba, trochę kiepsko to o nim świadczyło, że nie interesował się bliskimi swojej dziewczyny. Możliwe, że był to tylko przytyk w kierunku Paxton, ale to wciąż nie brzmiało dobrze, wręcz egocentrycznie.
Eve wyszła do niego z połowiczną gałązką oliwną a on to olał. W porządku. Niech gra tak dalej. Niech gra w cokolwiek chce, bo Paxton nie zamierzała wchodzić do jego placu zabaw. Dla niej to nie była rywalizacja. Nie będzie zacięcie walczyć o to, żeby Audrey znielubiła Jeba, o czym wspomniała przed paroma chwilami, ale na pewno będzie obserwować mężczyznę oraz jego postępowanie.
- Poczekam, co powie lekarz – oznajmiła stanowczo. Nie zamierzała nigdzie iść, dopóki nie dowie się, że operacja przebiegła pomyślnie. Ashworth mógł sobie rzucać spojrzeniami i machać palcami w kierunku drzwi, ale nigdzie się nie ruszy.
Nie zrobiła tego aż rzeczywiście w zasięgu wzroku pojawił się lekarz wyjaśniający przebieg operacji. Eve słuchała w spokoju dobrze wiedząc, że teraz lepiej będzie się wycofać. Głównie przez to, że w obecności Jeba na pewno rzucałaby mu kąśliwe uwagi. Nie w kierunku Clark i na pewno też nie zrobiłaby jej wykładu z całowania się przy ojcu, bo to nie ją obwiniała a faceta, z którym pożarła się w poczekalni. To on sprawiał, że syczała jak wąż i była mało przyjemna. Wolała darować Audrey tego widoku oraz możliwej kolejnej sprzeczki między nią a Jebem.
Najważniejsze, że Clark żyła.

z/tx2 Jebbediah Ashworth
ODPOWIEDZ