sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Przebłyski. Tyle Aphrodite pamiętała z tego wyjazdu. A może tylko jej się wydawało, że to pamięta? Leżąc na szpitalnym łóżku w oczekiwaniu na Hannah Effy starała się przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów, ale to było takie trudne!
Dlaczego? Czy ona naprawdę nie zasługiwała na szczęście? Czy zawsze musiała towarzyszyć jej ciemność? Nawet wtedy, kiedy chciała odpocząć. Uciec od miasta, od ludzi, od pracy. Zaszyć się po cichu w starym pensjonacie w górach, który rokrocznie odwiedzała z matką w trakcie weekendowych wyjazdów. Tym razem była sama. Musiała wszystko przemyśleć i się uspokoić.
Dlatego zabrała ze sobą środki uspokajające matki. Po pierwszej tabletce nie odczuła różnicy. Po drugiej zrobiło jej się przyjemnie. Po trzeciej rozluźnienie sprawiało, że czuła się rozpłynięta!
A potem były tylko fragmenty.
Błysk. Starsza pani w pięknym wełnianym swetrze w kolorze turkusu podkreślającym tęczówki jej oczu i o uśmiechu tak anielskim, że nie sposób było przejść obok niej obojętnie. Jak Effy dowiedziała się później w trakcie krótkiej rozmowy z jego właścicielką, Jane sama go wydziergała w trakcie długich wieczorów jeszcze za czasów panieństwa, kiedy czekała na listy od Michaela - równie uroczego staruszka w eleganckim kapeluszu i staromodnym garniturze - z drugiego końca kraju. Ona z Cairns, on z Perth. Jane przez lata dbała o sweter jak o oczko w głowie, uważając go za symbol rozwijającego się uczucia między nią a Michaelem. Effy nie dowierzała, że po prawie pięćdziesięciu latach wciąż był w tak dobrym stanie!
Błysk. Czerwona i powiększające się plama na samym środku tego nieziemskiego swetra.
Błysk. Przenikliwie stalowe i przerażająco zimne tęczówki wpatrujące się w jej oczy, jak oczy drapieżnika gotowego do skoku za swoją ofiarą.
Błysk. Bieg przez las. Pieczenie w płucach. Rysa gałęzi na policzku. Skurcz w łydkach. Duży kamień w kształcie motyla. Wodospad i strome zbocze wzgórza.
Ciemność.
Obudziła się w szpitalu. Bez dokumentów, bez telefonu, bez żadnych rzeczy osobistych. Po wstępnych formalnościach Aphrodite poprosiła pielęgniarki o dostęp do komputera, aby mogła poinformować bliskich o tym, gdzie jest. Nie znała numerów telefonów na pamięć, pozostał jej Facebook. Tylko że siedząc już przed laptopem nie wiedziała, do kogo napisać. Nie mogła do matki, pani Goldfish nie powinna się denerwować w ciąży. Więc… do kogo? Uświadamiając sobie swoją własną beznadzieję płakała gapiąc się w listę kontaktów na Facebooku, bo nikt nie był w stanie jej teraz pomóc. A potem przy tak dobrze znajomym nazwisku pojawiła się zielona kropka aktywności. Effy zanosiła się szlochem, gdy bez wyjawiania szczegółów wystukała adres szpitala z prośbą o odwiedziny na piętrze czwartym w sali numer osiem. Po lewo od windy.
Niecałe trzy godziny później usłyszała stukot obcasów na kafelkach w sali i bardzo powoli odwróciła głowę od okna w kierunku sylwetki, która stanęła w drzwiach. - Hannah… - wycharczała przez gardło mocno zaciskając palce na szpitalnej pościeli, a oczy tym razem nie zaszły łzami, bo ile mogła ich wylać zaledwie dwudziestoośmioletnia dziewczyna przez całe swoje życie?

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Wiadomość od Aphrodite zmroziła jej krew w żyłach. Nie miała pojęcia z jakiego powoda przyjaciółka znalazła się w szpitalu, czy była na coś chora, miała wypadek, ktoś jej coś zrobił - wiedziała jednak jedno - musiała być teraz przy niej. Chociaż nie, poprawka. Ona nie musiała, ona chciała być teraz przy niej. Siedzieć obok jej metalowego łóżka, trzymać ja za rękę, głaskać po włosach, dodawać otuchy. Na tym w końcu polegała przyjaźń, czyż nie? Okrutny głos skwitował co prawda, że nie tylko, ale Hannah była zdenerwowana i że wszystkich sił próbowała go nie słuchać. Z Goldfish działo się... coś... I to zdecydowanie nie był najlepszy moment na rozterki sercowe. Poza tym złotowłosa dość dobitnie dała jej odczuć, że żałuje tego, co się między nimi wydarzyło i że z jej strony był to tylko głupi błąd, pijacka pomyłka. Cokolwiek więc Mayfair roiła sobie w tej ślicznej głowie, o wiele lepszym rozwiązaniem było, żeby nie mówić o tym na głos. Gdyby kobieta się dowiedziała na pewno by spanikowała, a ona nie chciała jej stracić. Tak niewiele bliskich osób jej zostało. Nie mogła pozwolić sobie na luksus mówienia o własnych uczuciach. Musiała to w sobie dusić, pozwalając, aby jej organizm sam się zatruwał. Każdego dnia odrobinkę bardziej.
"Przyjechałam tak szybko, jak się dało" rzuciła na powitanie, obrzucając blondynie uważnym spojrzeniem. Była podrapana, pobijana. Nie wyglądała dobrze. Aż ją ścisnęło w dołku. Wiele razy spotkała się z kobietami, będącymi świadkami jakiś tragicznych sytuacji. Nigdy jednak nie padło na tak bliską jej sercu osobę i do końca nie wiedziała jak się zachować. "Effy... Kto Ci to zrobił?" zapytała cicho, ostrożnie łapiąc za jej dłoń i zaczynając masować jej wierzch. Gdy ta nie odpowiadała, ponowiła pytanie. "Kto Ci to zrobił? Powiedz. Zabiję gnoja" na koniec głos niebezpiecznie jej podskoczył, przy ostatnim słownie nawet zadrżał. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Effy budziła w niej opiekuńcze odruchy, sama mysm natomiast, że ktoś podniósł na nią rękę... Gdyby tylko dorwała skurwysyna, oberwałaby go ze skóry. Żywcem ugotowała. Zrobiła najpotworniejsze rzeczy, żeby odpłacić mu się pięknym za nadobne. Nikt nie będzie przecież ruszał jej dziewczyny! To znaczy jej przyjaciółki! O przyjaciółkę chodziło od samego początku.
"Jak się czujesz mała? Czegoś Ci potrzeba? Porozmawiać z lekarzami?" znów ściszyła ton głosu, odgarniając z twarzy dziewczyny zbłąkane kosmyki. Z włosami porozrzucanymi wokół głowy na poduszce niczym aureola wyglądała jak mały aniołek, a Hani aż serce pękało na myśl, że ktoś ją skrzywdził.
"Eff... Co się stało? Powiedz coś" szepnęła błagalnie, wbijając w nią swoje czekoladowe oczy.

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Effy próbowała przywołać na twarz wymuszony uśmiech, ale jej się to nie udało. Nie chciała straszyć swoim wyglądem przyjaciółki, nie potrafiła jednak wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu. A gdy zamykała powieki, stawał jej przed oczami obraz turkusowego sweterka “ozdobionego” czerwoną plamą, od którego robiło jej się niedobrze. Przełknęła ślinę patrząc tylko na Hannah, bo najzwyczajniej w świecie nie mogła wydobyć z siebie głosu.
A jednak obecność kogoś bliskiego dodała jej otuchy. Przerażenie pomieszane z nienawiścią w głosie Mayfair, która z taką werwą chciała o nią zadbać w innych okolicznościach pewnie wzruszyłoby ją bardziej, ale dzisiaj… dzisiaj była biernie wdzięczna, a to i tak dużo względem tego, na co było ją obecnie stać. Jednak na słowo “zabić” Effy się spięła i szybko pokręciła przecząco głową, a trzewia zacisnęły jej się od chłodu, jaki przebiegł całe jej ciało. Czy tamten mężczyzna o stalowych oczach zabił tamtą dwójkę… Nie chciała o tym myśleć...
- Nie wiem, Hannah, naprawdę nie wiem… - jaka była to ironia, że jakiś czas temu mówiła jej coś podobnego. - Przyniesiesz mi kawę? - wskazała ręką na drzwi, ale nie miała siły, ani żeby się bardziej poruszać, ani żeby cokolwiek więcej mówić. Nie wspominając o tym, że cały czas w jej żyłę kapała jakaś kroplówka - czyżby z lekami przeciwbólowymi, które otumaniały nie tylko ciało, ale także i umysł? Kiwnęła nawet głową na wiszący na wieszaku worek, że sama nie jest w stanie odejść od łóżka. - Na korytarzu jest automat. Z mlekiem. Cukrem. I czekoladą.
Kiedy Hannah wyszła, Effy podsunęła bliżej siebie nogi i dopiero kiedy ból w stopie dał się jej we znaki, przypomniała sobie o zabandażowanej kostce. Syknęła cicho odruchowo łapiąc się za bolące miejsce. Poruszała trochę nogą i bolało. Nie została jednak długo sama, bo Hannah wróciła z parującym papierowym kubkiem. Wzięła z wdzięcznością napój i jeszcze gorący przystawiła do warg siąpiąc niespiesznie łyka, który nawilżył jej spierzchnięte wargi. Obserwowała, jak brunetka siada z powrotem na swoim krześle i siorbnęła jeszcze kilka łyków napoju.
- Nie pamiętam, co się stało - odstawiła czekoladę na bok i objęła ramionami kolana, na których oparła brodę. - Byłam w górach, chciałam odpocząć. A później… - nabrała powietrza i poczuła, że gardło jej się zaciska. Zamknęła oczy - turkus poplamiony czerwienią - gwałtownie je otworzyła, po czym sięgnęła po dłoń Hannah. - Cieszę się, że przyszłaś. Chciałabym zasnąć i odpocząć. Posiedzisz ze mną? - Cała jej postawa wręcz krzyczała “boję się, ale tobie ufam”. Zsunęła się na poduszkę nie puszczając dłoni przyjaciółki, bo potrzebowała czuć się bezpiecznie. A przy niej właśnie tak się czuła.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
ODPOWIEDZ