Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Po kolejnej nocnej nasiadówie nie miał ochoty na nic innego jak tylko drinka w pewnym plażowym barze, w którym był już stałym bywalcem. Mógł spokojnie liczyć na to, że będzie dla niego otwarty do wczesnych godzin porannych. Jeden drink zamienił się w kilka, a te prowadziły tylko do jednego. Kaca następnego poranka. Właściwie odkąd go tutaj zesłano nie dbał o siebie najlepiej, więc przed kolejnym dniem pracy wystarczało mu wzięcie prysznica. Śniadanie było opcjonalne i zazwyczaj wybierał opcję nie.
W biurze znalazł na swoim biurku akta kolejnej sprawy. Pobieżnie przejrzał dokumentację. Znów coś o miejscowym gangu, porachunki, może narkotyki, chuje muje, dzikie węże, a trafiło to na biurko federalnego inspektora tylko dlatego, że ucierpiała jakaś funkcjonariuszka, czy była funkcjonariuszka? Nawet się w to nie wczytywał. Od początku swojej kariery tutaj nie był ulubieńcem swojego przełożonego. Przyszła wielka szycha z Sydney i chciała ich ustawiać. Nawet jeśli tak nie było, tak to zostało odczytane, więc dostawał zawsze jakieś gówniane, mało znaczące przypadki, które nigdy nie trafią na pierwsze strony gazet. W końcu tego właśnie chcieli. Nikt nie miał już nigdy wspomnieć jego nazwiska bo znów rozpęta się jakaś cholerna burza medialna.
Miał już tego po dziurki w nosie, ale co poradzić? Jeszcze przyjdą do niego ze sprawą, której nie potrafią rozwiązać, a on pokaże im środkowy palec i może złoży odznakę oraz broń. Jeśli państwo nie chce dobrego inspektora tylko dlatego, że przekroczył pewną granicę, nie jest warte by sobie o nie wypruwać żyły. Tym bardziej, jeśli jego rodzina już tutaj nie mieszka. Nie było mu dla kogo się w tym wszystkim babrać na poważnie. Chyba jedynie to, że nie znał innego życia jeszcze trzymało go na tej posadzie.
Z takimi pozytywnymi emocjami wsiadł do samochodu i udał się w stronę szpitala, gdzie aktualnie rezydował jego świadek. Po drodze wstąpił sobie jednak po jakaś kawę oraz kanapkę by nie zionęło od niego wczorajszymi drinkami. W aktach miał wszystkie dane, których potrzebował, więc nie musiał pytać nikogo o pokój w którym znajdzie tę kobietę. Po drodze popijał swoją kawę, pierwszy raz doczytując wszystkie okoliczności tej sprawy żeby przynajmniej nie wyjść na kompletnego tłumoka.
- Moja godność, Roderick Edevane, Policja Federalna, muszę zadać kilka dodatkowych pytań pani... - wszedł do pokoju ze swoją standardową regułką nawet nie pytając się o zgodę, drzwi w końcu były uchylone.
Dopiero teraz doczytał dane personalne poszkodowanej dziewczyny stając jak wryty. To nie mogła być prawda, to zbyt duży zbieg okoliczności. Uniósł wzrok na swoją byłą kochankę prawie upuszczając swoją kawę.
- Sai..?

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Miała nadzieje, że wypuszczą ją szybciej, ale niestety — pomimo jej zapewnień, że czuje się bardzo dobrze, oni zdawali się chcieć ja tutaj dobić. Sai nie czuła się komfortowo tak zupełnie bezbronnie przykuta do łóżka. Tyle dobrze, że pozwolono jej korzystać z łazienki — prysznic mogła brać pod warunkiem, że nie zamoczy opatrunku, który ochraniał szwy pod jej piersią. Powtarzali ciągle, że miała szczęście, bo ktokolwiek nie strzelał, niewątpliwie celował w serce. Spudłowali o niewiele, niestety powodując u kobiety mimo wszystko trwały uszczerbek na zdrowiu. Sai już wiedziała, chociaż żadnych oficjalnych papierów jeszcze nie dostała, że do służby nie wróci. A przynajmniej nie do czynnej. Jeśli zostawią ją na komisariacie, to posadzą za biurkiem. Nie zniosłaby tego — była zbyt ambitna na to, żeby całymi dniami wypisywać raporty i szukać akt.
Jakby tego wszystkiego było mało, miało zostać przeprowadzone śledztwo zewnętrzne, mające na celu sprawdzić powiązania tego incydentu z tym, co się działo w mieście i okolicach.
Zupełnie jakby nie wystarczyło, że przed bezpośrednimi przełożonymi miała się tłumaczyć, co właściwie robiła o takiej porze u Turnera.
Wiedziała, że mają kogoś przysłać, żeby złożyła mu wyjaśnienia, więc od samego rana nie miała najlepszego humoru. Ale to było nic, w porównaniu z tym, co ją czekało.
Zgodnie ze swoim zwyczajem zaczęła dzień od prysznica — miała pokój tylko dla siebie, więc i łazienka znajdowała się w środku. W miarę swoich możliwości wciągnęła na nogi luźne, sportowe dresy i koszulkę, która miała nie uciskać rany, a jednocześnie zapewnić lekarzom łatwy dostęp. Poprawiała właśnie jasne włosy, gdy do jej pokoju ktoś wszedł i to zupełnie bez pytania. Chwilę trwało, zanim połączyła głos z imieniem, a imię z sylwetką, która zdawała się równie zaskoczona co ona sama.
Nie zmienił się wiele, a może nawet i nie zmienił się nic od momentu, gdy widziała, go ostatni raz. Wspólny poranek przy kawie, rozmowa o wspólnych planach. Pamiętała nawet, jak dotknął jej dłoni szorstkim policzkiem, gdy żegnali się w progu jej mieszkania.
Dokładnie w ten policzek właśnie wycelowała swoją drewnianą szczotką do włosów, bo nie myśląc wiele, postanowiła ukarać byłego kochanka w sposób dość gwałtowny.
Saiorse przez większość czasu była bowiem do rany przyłóż, ale nigdy nie wyparłaby się swojej irlandzkiej, temperamentnej krwi. Teraz też patrzyła na Rodericka już bardziej wściekła niż zaskoczona. Dłoń wciąż miała wyciągniętą po zamachu szczotką, ale teraz palec wskazywał drzwi, przez które dopiero wszedł.
- Nie obchodzi mnie, po co tu jesteś, ale wypieprzaj stąd, zanim wezmę stojak od kroplówek... - Powiedziała, krzywiąc się z bólu. Wykonała zbyt gwałtowny ruch, niebezpiecznie naciągając szwy.

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Odkąd zesłali go do Cairns naprawdę nie przykładał się jakoś specjalnie do swojej roboty. Wszystko, co działo się w tej metropolii uważał za poniżej swojego kalibru, a przede wszystkim za czyny mało negatywne społecznie. Na tyle, że mogłaby się zająć tym wsystkim lokalna policja, a nie siły federalne. Nie mniej nie znaczyło to, że całkowicie olewał swoje obowiązki. Nadal tliła się w nim chociaż mała iskierka dawnego inspektora, który walczył o lepszy świat. Wykonywał swoje obowiązki. Wyłapywał złych ludzi. Nie robił tego po prostu z taką samą werwą jak kiedyś. Jego raporty zawierały o wiele mniej detali, zdarzało mu się pominąć niektóre rzeczy w raportach innych agentów. Koniec końców dostawał jednak swojego gościa, a sprawiedliwość została wymierzona. Dzisiaj chyba za to po raz pierwszy żałował, że lepiej się do tej sprawy nie przygotował. Gdyby chociaż przeczytał imię poszkodowanej, przekazałby obowiązek przesłuchania podwładnemu, a później sam przejął tę sprawę by upewnić się, że ktokolwiek ją skrzywdził ostro za to beknie, ale teraz było już na to stanowczo za późno.
W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ona. Jakie było prawdopodobieństwo, że znajdą się w tym samym mieście i całkowicie przypadkiem to właśnie on zostanie przydzielony do jej sprawy, co więcej osobiście pofatyguje się do przesłuchania? Najwyraźniej los postanowił jeszcze raz pokarać go za grzechy przeszłości, bo za winą zawsze idzie kara. Wyglądała równie pięknie jak wtedy, gdy byli jeszcze razem. Szybko zawróciła mu wtedy w głowie. Nawet się zakochał, ale gdy sprawy zaszły za daleko, zniknął jak kompletny dupek. Nigdy nie był dobry w utrzymywaniu związku. Nie potrafił postawić się w butach drugiej osoby. Dla Sai... Był po prostu cholernym dupkiem. Nie zasłużyła na to, co zrobił i dzisiaj przyjdzie mu za to przeprosić, bo odpokutowanie win nie będzie takie proste.
W swoim stanie nie był do końca zdolny do uniknięcia nieprzewidzianego ataku. Może nie dostał drewnianą szczotką w policzek, ale trafiła go w usta rozcinając dolną wargę. Odruchowo przyłożył dłoń do puchnącego miejsca sprawdzając czy nie stało się coś jeszcze. Nie mógł się na nią złościć. Taka reakcja była dla niego zupełnie naturalna. Zasłużył na więcej. Widząc grymas na jej twarzy od razu spojrzał na nią zatroskany. Mogli nie być już razem, lecz to nie znaczyło, że była mu obojętna. Wręcz przeciwnie. Nigdy o niej nie zapomniał nawet jeśli wykręcił jej takie świństwo.
- Wszystko w porządku? - podszedł bliżej kładąc jej dłoń na boku, a drugą łapiąc ją za dłoń, która dzierżyła niebezpieczną broń kładąc ją sobie na ramieniu gdyby musiała się o niego oprzeć - Wiem, że mnie nienawidzisz, ale uważaj bo zerwiesz sobie szwy... - spojrzał na nią z głęboką troską tymi swoimi miękkimi oczami.

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Gdyby była bardziej rozważna, z pewnością nie podjęłaby aż tak gwałtownej próby przegonienia byłego kochanka. Mógł przecież zareagować w różny sposób. Oboje (jeszcze) byli policjantami, więc mogłoby to podchodzić, pod napaść na funkcjonariusza, jeśli oczywiście byłby złośliwy.
Gdyby jednak Sai była bardziej romantyczna, uznałaby to za jakiś znak od opatrzności i po prostu stwierdziłaby, że więcej go ze swoich ramion nie powinna wypuszczać, planując im wspólną przyszłość. Ale cóż. Nie była ani rozważna, ani romantyczna, więc oberwało mu się, a przy okazji na dodatek miała chęć dołożyć mu jeszcze. Jednak nie znajdowała się w szpitalu bez powodu. Dlatego niechętnie zrezygnowała, póki co z ponownej próby ataku. Ba, miała nawet chwilę na to, żeby pozwolić swojej krwi nieco ochłonąć. Dostrzegła ślad na wardze, w którą wymierzyła i poczuła chwilowy żal i może odrobinę wstydu. Wszystko zaraz jednak pokryło się zaskoczeniem, gdy poczuła jego dłoń na swoim ciele, gdy niespodziewanie znalazł się przy niej.
Patrzyła na niego przez moment, nawet nie jakby zobaczyła ducha, a jakby ten duch nagle oznajmił jej, że jest prezydentem Ugandy i odtańczył rosyjski narodowy — innymi słowy, patrzyła na niego, jakby ten zupełnie postradał zmysły. Cofnęła swoją dłoń, wysuwając się też z jego objęcia. Widziała troskę w jego oczach, ale w nic mu już nie wierzyła. Ani w gesty, ani w słowa.
Tylko wzroku wolała unikać, bo od zawsze potrafił ją zmiękczyć. Nawet teraz poczuła na moment, jak jej serce na króciutką chwilę zwalnia.
- Nic mi nie jest. - Powiedziała, siląc się na ton możliwie najbardziej obojętny, starając się ignorować niemal palące miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą czuła jego dotyk. Nie da się nabrać kolejny raz. - Co ty tu robisz? - Miała jeszcze nadzieję, że to jakaś pomyłka, bo przecież nie było możliwe, żeby akurat jego, ze wszystkich federalnych na świecie, przydzielono do jej sprawy. Przecież musiał widzieć akta, musiał wiedzieć, że to ona będzie leżeć w tej sali.
No i było coś jeszcze. Przecież to nie był jego region.
- I nie chodzi mi tylko o szpital. Co robisz w Lorne? - Była wprawdzie pacjentką szpitala, ale z miejsca zdawała się podjąć znów policyjne czynności, zupełnie jakby chciała go przesłuchać.
Nie musiał odpowiadać, ale jeśli chociaż trochę ją pamiętał, to wiedział, że istniała spora szansa, że guzik się dowie, jeśli Sai się uprze. Czasami oboje dawali sobie we znaki, ale przede wszystkim wtedy Sai była pewna, że mogli sobie ufać. Rozmawiali o wszystkim i niczym, czasem zwyczajnie milczeli. Nie miała pojęcia o jego żonie. Gdyby powiedział jej, najpewniej nie dałaby mu się do siebie zbliżyć. W dalszym ciągu nie znała motywów jego odejścia, całej winy doszukując się w sobie i jednocześnie mając problemy z emocjonalnym zaangażowaniem się w coś nowego. A teraz, gdy w jej życiu pomału zaczynało się układać (jeśli nie licząc tego, że prawie ją zastrzelono), to on znów musiał się zjawiać.
- Cieszysz się, co? - Nie mogła powstrzymać się przed kąśliwą uwagą, gdy już udało jej się wspiąć na łóżko. - Będziesz mógł przypieczętować papierek, żeby mnie zupełnie odsunęli od służby. Ale spokojnie. Nie zamierzałam nigdy wykorzystywać systemu, żeby cię znaleźć. - Dodała. Gdy wreszcie zrozumiała, że ją zostawił bez słowa pożegnania, skutecznie starała się wymazać go ze swojego życia.

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej zachowanie zdecydowanie podchodziło już pod paragraf, lecz nie było najmniejszej szansy żeby Roderick kiedykolwiek poszedł z nią tą drogą. Wtedy w Sydney obudziła w nim coś, o czym zdawał się już zapomnieć, a może nigdy do końca nie czuł. Pokochał ją. Nie powinien był. Miał żonę i dziecko, których też kochał, ale z Sai... Nie zamierzał się oszukiwać. Do niej też coś poczuł. Inaczej w życiu nie zdradziłby swojej żony. Był bardzo lojalnym człowiekiem, przynajmniej wtedy. Zależało mu na niej. Zamiast wracać do domu do kolejnej kłótni zawsze wolał wstąpić do niej i wrócić nad ranem, albo nie wracać wcale. Zawsze mógł zasłonić się pracą i to bardzo często robił. Często rozumieli się bez słów, potrafili spędzać razem czas, czasami po prostu razem pomilczeć. Rozumiała go, a on to wszystko zaprzepaścił. Stracił zarówno ją, jak i swoją rodzinę koniec końców pozostając sam na sam ze swoimi demonami na które nadal nie zasięgnął żadnego lekarstwa.
Dlatego też nie miał jej za złe takiej reakcji. Rozcięta warga w końcu się zagoi, a jej pewnie chociaż trochę ulżyło. Zrobił jej niezłe świństwo i wierzył, że powinien za to odpokutować. Nie wiedział jeszcze jak, ale był to nienajgorszy start. Przynajmniej jego zdaniem. Nie zdziwił się również, kiedy szybko wyplątała się w jego objęć oraz przerwała cały kontakt fizyczny. To nie była tylko jakaś próba ponownego zdobycia jej serca. Wiedział, że ten statek już odpłynął. Po tym, co zrobił nigdy nie spojrzy już na niego tak samo, tym bardziej, że nie miał żadnej dobrej wymówki. Po prostu naprawdę się o nią martwił. Stare uczucie jeszcze nie do końca wygasło.
- Twoje akta mówiły co innego... - mruknął przyglądając się jak wspina się na łóżko bez jego pomocy.
Sai zawsze potrafiła zadać to pytanie, na które najmniej chciał odpowiadać. Miała do tego jakiś szósty zmysł, zawsze wiedziała gdzie uderzyć żeby go rozbroić. Tak, jak kiedyś było to całkiem na miejscu gdy mieli ze sobą romantyczną relację, tak teraz było dość upierdliwe, ale nigdy się nie okłamywali, a on nie zamierzał teraz zaczynać...
- Pracuję. Przenieśli mnie do tutejszego biura. Dałem ciała w dużej sprawie. - wzruszył ramionami, chociaż po jego minie było widać, że nie jest mu to obojętne - Przydzielili mi twoją sprawę, więc przynajmniej możesz być pewna, że zostanie rozwiązana. - zdobył się na lekki uśmiech, chociaż przy niej brakowało mu tej samej pewności siebie oraz złośliości, którą miał z innymi.
Mogli się rozejść w naprawdę nieprzyjemnych okolicznościach, aczkolwiek nigdy nie dał jej powodów by przypuszczać, że jest sprawa, której nie potrafi rozwiązać. Nawet jeśli teraz trochę za dużo pił i mniej o siebie dbał, nadal był na tyle dobrym inspektorem by skutecznie wykonywać swoje obowiązki. Tym bardziej jeśli chodziło o Sai. Dla niej jest nawet w stanie na kilka dni odłożyć butelkę by jak najszybciej znaleźć jej agresorów. Powinien mieć jeszcze w sobie kilka tygodni dobrej, policyjnej pracy. Widząc ją na tym łóżku wzbierała w nim wściekłość. Działała bardzo otrzeźwiająco. Ze swoimi problemami z agresją wiedział, że podejrzani pewnie znów skończą na OIOMie zanim trafią za kratki, ale nie miałby nic przeciwko żeby to właśnie była jego ostatnia sprawa.
- Cieszę się? Co Ty opowiadasz... - westchnął siadając na jej łóżku - Jeśli kiedykolwiek chciałem żebyś opuściła szeregi policji to tylko dlatego, że bałem się ciebie stracić. Wiesz jednak, że nigdy Cię do tego nie namawiałem. I zanim znów mi dosrasz, nie... Nie cieszę się, że to ci się przydarzyło. Nie jestem chory na umyśle. Jeśli tego chcesz mógłbym pociągnąć za kilka sznurków, ale... Wolałbym nie. - uśmiechnął się do niej przepraszająco - Możesz być za to pewna, że dorwę tych skurwieli. - spojrzał jej w oczy i odruchowo chciał położyć swoją dłoń na jej, ale finalnie się zawahał i położył ją po prostu na jej nodze utrzymując pewien dystans.

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Gdyby był to inny mężczyzna, z pewnością to wszystko mogłoby się skończyć inaczej. Saiorse być może jednak podświadomie skorzystała z tego, że był winny jej krzywd, a w dodatku, miał w jej mniemaniu zbyt duży honor, żeby pójść na skargę, że oberwał szczotką do włosów.
Jednak wciąż nie czuła z tego powodu wielkiej satysfakcji. Złamanego serca nie da rady tak łatwo załatać. To nie była wtedy przecież tylko złość. To był również smutek, ale głównie strach. Bała się o niego, że może coś się stało. Bała się. Cholernie się wtedy bała, że zrobiła coś złego. Dopiero później zaczęło do niej docierać, że być może to wcale nie była jej wina, a on zwyczajnie sobie z niej zakpił. Wykorzystał, wziął, co chciał i zostawił.
Zwykła wtedy myśleć, że może zamiast policjantem, powinien był zostać aktorem. Tak dobrze wszystko mu wychodziło, że Saiorse nie miała wyjścia i musiała mu uwierzyć, że naprawdę mu zależało. Te wspólne poranki, ulubione śniadania, a nawet krótkie weekendowe wypady. W życiu by się nie domyśliła, że mężczyzna ma żonę, a ona sama jest jedynie kochanką. W każdym razie ta niewiedza częściowo go ratowała, bo z pewnością na szczotce by się wtedy nie skończyło.
Czyli jednak czytał akta... przeszło jej przez myśl, gdy skomentował jej stan. Rzeczywiście, nie była już okazem zdrowia, żeby nie powiedzieć, że cudem przeżyła. Nie chciała jednak wydać mu się słaba. Przy innych nie próbowała zgrywać bohaterki, ale przy nim tak bardzo nie chciała być słaba. Chciała, żeby myślał, że ma kontrolę nad swoim życiem i wszystko jest w porządku, chociaż prawda była taka, że gdyby wszystko ok, to nie leżałaby w szpitalu.
- Wyliże się. Złego diabli nie biorą. - Odparła, starając się więcej nie zdradzić z tym, że w zasadzie ją bolało czasem nawet oddychanie. - Mam okłady na opuchliznę, tam w tej jakby chłodziarce. Przyłóż sobie. - Powiedziała, przelotnie zerkając na jego wargę. Kiedyś ostatnie co miała ochotę robić, to sprawić mu krzywdę. Chyba echo tamtych chwil przemówiło teraz przez nią. Oczywiście nie chciała dać mu znać. - Jeszcze zaczniesz mi tu krwawić, pomyślą, że to moja i zostanę tu dłużej niż potrzeba. - Dodała, żeby przypadkiem nie zorientował się, o co tak naprawdę chodzi.
Na szczęście jej myśli zostały dość szybko odwrócone, gdy odpowiedział dość szczegółowo na jej pytanie. Przeniesienie? Cholerny szczęściarz w jakimś sensie. Co prawda sama nie wiedziała, czy wciąż chciała zwiać z Lorne, to jednak jej podanie nie było rozpatrzone. Z drugiej strony przeniesienia z konieczności, bo ktoś gdzieś nawalił i należało go po prostu usunąć z pola widzenia, zawsze przebiegały sprawniej.
- Co zrobiłeś? - Mogła nie pytać, bo przecież nie powinno jej to wcale obchodzić. Powinna mieć to gdzieś. Ale z jakiegoś powodu wolała wiedzieć, w jakie bagno się wpakował. Czyżby robili z nich jakąś dwójkę wyrzutków, bo jej nie chcieli w Lorne, a jego w Sydney i liczyli, że zajmą się sobą?
Ponownie spojrzała na niego z lekkim niedowierzaniem, gdy powiedział, że przynajmniej rozwiąże jej sprawę. Skąd w nim taka pewność?
Wiedziała, że był świetnym gliną. Upartym, dokładnym. Zawsze taki był i imponował jej tym. Szkoda, że te myśli zostały przyćmione nieco przez fakt, że widziała w nim teraz tylko niesłownego dupka.
Nie miała pojęcia, że mógłby własnoręcznie obić jej napastników, gdyby nadarzyła się okazja. Mogła przypuszczać, że nie skończyłoby się to najmilej, ale to świadczyło o jednym. Nikt z wyżej postawionych nie wiedział o tym, że byli kiedyś razem. W innym wypadku nie dostałby tego śledztwa. Był zbyt blisko. Z tego samego powodu najpewniej Preston też nie będzie dopuszczony zbyt blisko. Brak obiektywizmu utrudnia ocenę.
- Bałeś się mnie stracić? - Aż prychnęła, ale zaraz tego pożałowała. Gwałtowne wypuszczenie powietrza zabolało ją w płuco. Wiedziała od lekarzy, że postrzał spowodował, że zapadło się ono i dlatego niezbędne było, żeby wciąż mogli monitorować jego stan na bieżąco. Niby było naprawione, ale też strzeżonego pan Bóg strzeże. - Nie chciałeś mnie stracić, a nie raczyłeś nawet wysłać mi wiadomości, że masz mnie gdzieś, kiedy się ostatnio widzieliśmy. - Wyrzuciła mu. Miała wreszcie okazję. Ileż to już razy przygotowywała się do tej chwili i proszę. Oto ona.
- Przyszedłeś tutaj w sprawie śledztwa. To pytaj, o co masz pytać i nie udawajmy, że myślałeś o mnie w ostatnich miesiącach. - Opadła na poduszki, przez chwilę tylko pozwalając sobie na to, żeby poczuć na nodze znajomy dotyk, zanim nie wsunęła się pod kołdrę. Gotowa była udawać, że zasnęła, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sama nie wiedziała czemu, z jakiegoś powodu zbierało jej się na płacz. Zupełnie jakby nie mogła być na tyle obojętna, na ile by chciała. To na pewno wina leków.

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy nie miał zamiaru jej oszukiwać, a jednak to robił. Podobnie, jak ze swoją żoną, każdy niewygodny temat rozwiązywał pracą. To dlatego nigdy nie było go w domu i to również dlatego nie mógł spędzać z Sai tyle czasu ile by chciała. Był pieprzonym tchórzem, który nie potrafił się przyznać do prowadzenia podwójnego życia. Wszystko, czego nie przepracował po brutalnej śmierci swoich rodziców wracało do niego z nawiązką, a on tylko szukał czegoś, co pomoże mu przestać o tym myśleć. Znajdował to w kobietach w swoim życiu. Najpierw w swojej żonie, później w Sai. Nawet jeśli obie oszukiwał, nie znaczyło to, że obu nie kochał. Przynajmniej tego był pewien. Wiedział, co to znaczy kochać. Kochał swoją żonę, nawet jeśli na dłuższą metę nie potrafili się dogadać i oboje mieli zbyt dużo problemów osobistych. Sai też zdążył pokochać. Mógł mieć dużo wymówek, ale nie znaczyło to, że każdy pocałunek czy czuły gest względem niej nie były prawdziwe. Naprawdę mu na niej zależało, o czym tym bardziej przekonał się widząc ją teraz w szpitalnym łóżku. Wezbrał w nim piekący gniew oraz żal, że nie było go tam, kiedy go potrzebowała. Biada tym, którzy to zrobili bo mieli przeciwko sobie mężczyznę, który nie miał już nic do stracenia.
- To by tłumaczyło dlaczego nie wylądowałem jeszcze w kostnicy. - mruknął lekko rozmasowując i przytrzymując kciuk przy wardze by rzeczywiście nie nakapać jej na pościel - W porządku, zasłużyłem sobie to wypada żebym to przecierpiał. Wiem, że to ci nie ulży, ale jest to jakiś start. - zaryzykował delikatny uśmiech wiedząc, że akurat teraz drugi raz się na niego raczej nie zamachnie.
Nie przyszedł tutaj żeby wyspowiadać się ze swoich własnych przewinień w Sydney. Gdyby miał więcej rozumu pewnie skróciłby ich rozmowę na tyle, na ile to tylko możliwe, wyciągnął z niej zeznania i wziął się do roboty by znów mogła o nim zapomnieć, ale nie potrafił. Tęsknił za nią, naprawdę tęsknił. Nawet jeśli była na niego wkurzona, a powinna, sam jej widok sprawiał, że czuł się trochę lepiej tego dnia. Zawsze była promieniem słońca w pochmurny dzień i to określenie miało trochę związku z jej kolorem włosów oraz tym promiennym uśmiechem, którego nie potrafił zapomnieć.
- Dość... Dotkliwie pobiłem świadka. - odwrócił na chwilę wzrok ponieważ pomimo tego, że doprowadziło go to do zabójcy, nie był z tego faktu przesadnie dumny - Był członkiem zorganizowanej grupy, ale jako świadek swoje prawa miał. - próbował się jakoś wybielić, ale kiepsko mu to wychodziło.
Przynajmniej mógł zmienić temat powracając do jej sprawy oraz zapewnień, że ją rozwiąże. Pewnie myślała o nim teraz same najgorsze rzeczy, ale nawet w swoim obecnym stanie był cholernie dobrym inspektorem. Prędzej czy później każdą sprawę doprowadzał do końca, a jeśli chodziło o Sai... Przewróci miasto do góry nogami jeśli będzie musiał i znajdzie tych, co ją skrzywdzili, jak również tych, którzy to zlecili. Nie bez powodu nawet największe grube ryby w Sydney omijały go szerokim łukiem. Jeśli złapał trop już go nie gubił. Odpowiedzą wszyscy, którzy byli za to odpowiedzialni. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić. Wymierzyć sprawiedliwość.
- Tak, bałem się ciebie stracić Sai. Zawsze się tego bałem. - spojrzał na nią karcąco widząc, że takie prychanie sprawia jej ból - Ja... - zaciął się na chwilę znów uciekając od niej wzrokiem w hańbie.
Miała rację. nie trzeba było go do tego przekonywać. Przecież nie mógł jej teraz powiedzieć, że wrócił do rodziny chcąc uratować swoje małżeństwo. Zabiłaby go tu i teraz. Wyjdzie na totalnego tchórza, ale bał się do tego przyznać. Wtedy musiałby się pogodzić z tym, jak wielkim dupkiem jest, a na to nie był gotów. Przynajmniej dopóki nie zakończy jej śledztwa. Zrobi zatem jedyną rzecz, którą może... Przeprosi.
- Zachowałem się jak kompletny dupek, a nawet gorzej. Nie powinienem był zostawiać cię tak bez słowa, to nieuczciwe, chamskie i krzywdzące. Nie oczekuję, że mi wybaczysz, ale chcę żebyś wiedziała, że żałuję tego, jak to zakończyłem. Naprawdę cię za to przepraszam. - spojrzał jej w oczy z pokutą wymalowaną na twarzy.
- Myślałem Sai, ale wiedziałem, że po sposobie w jaki odszedłem... Nie było do czego wracać. - odpowiedział cicho zabierając dłoń z jej nogi kiedy wsunęła się pod kołdrę - Powiedź mi po prostu, co pamiętasz i już mnie nie ma. Nie będę cię więcej nachodzić dopóki nie rozwiążę twojej sprawy. - spojrzał na nią z pewnym żalem, że spotykają się w takich okolicznościach.

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Oszukiwanie samo z siebie wychodziło, co? Tak by zapewne by powiedziała, gdyby znalazła cały ogrom oszustwa, w jaki została wplątana. Ufała mu wtedy, wierząc, że chociaż nie widują się ciągle, to jednak każda rozłąka jest spowodowana jakimś ważnym powodem. Nie przyszło jej na myśl, że po wszystkich wyznaniach, jakie między nimi padły, on mógłby wracać do innej kobiety. I w zasadzie w dalszym ciągu była nieco zaślepiona tym obrazem, bo o żonie, a co “gorsza” dziecku, nie wiedziała nic. Starała się być dla niego wsparciem, gdy jej potrzebował, nie odbierając mu jednak poczucia męskości. Pozwoliła mu być na tyle wrażliwym, na ile chciał przy niej być, jednocześnie będąc kobietą, która go potrzebowała, jako partnera, kochanka i przyjaciela. Co jednak dostała w zamian? Milczący telefon po ucieczce.
Nie należy więc mieć pretensji, że zwyczajnie zwątpiła w prawdziwość jego słów i jego intencję. Nie mogła wiedzieć, kiedy mówił prawdę, a kiedy kłamał, skoro okazało się, że zupełnie go nie znała.
- Jeszcze. - Podkreśliła za nim, z grobową miną. - Ciesz się, że nie pozwalają mi tu ćwiczyć, bo mogłam akurat trzymać hantla. - Czy rzuciłaby w niego ciężarkiem? Tego nie wiedziała, ale niech zostanie zawieszone w powietrzu, że nie wykluczała całkowicie takiej możliwości.
Ale rzeczywiście, nie była to ani pora, ani miejsce na wspominki mniej lub bardziej przyjemne. Owszem, zadawała mu te wszystkie pytania, ale głównie dlatego, że wciąż nie mogła pojąć, czemu wziął tę sprawę, stawiając ich oboje w dość przedziwnej sytuacji. Przynajmniej wiedziała teraz, że żyje. Może przy odrobinie szczęścia dowie się, jaki był powód ich nagłego rozstania, bo na razie miała wciąż więcej pytań niż odpowiedzi.
Zmarszczyła brwi, gdy usłyszała, że pobił świadka. Pamiętała, że był porywczy i czasem musiała go uspokajać po ciężkim dniu w pracy, ale mimo wszystko nie potrafiła sobie wyobrazić, w jakim stanie musiał znajdować się tamten pobity koleś, skoro przenieśli go z Sydney aż do Lorne.
- Oni zawsze mają prawa, jeśli boją się o własną dupę. Kiedy sami kogoś krzywdzą prawo, to ostatnie co ich obchodzi. - Skwitowała, w jakimś stopniu sympatyzując po jego stronie. To chyba było już odruchowe, że nieważne były prywatne niesnaski, kiedy stawało się naprzeciwko łobuzów. - Masz szansę wrócić do Sydney, jeśli się wykażesz? - To w zasadzie było bardzo ważne pytanie, bo może im szybciej uda mu się dorwać tych, co do niej strzelali, tym prędzej rozejdą się w swoje strony, z korzyścią dla nich obojga.
Widziała, jak na nią patrzy. Znała ten wzrok — czysty upór. Faktycznie, był cholernym dobrym policjantem, w dodatku z prywatnymi pobudkami. Ale nie znał jeszcze całej prawdy o niej. Może zaraz ten zapał mu przejdzie, jeśli dowie się, że wychodziła z mieszkania innego mężczyzny. Nie, żeby miał jakiekolwiek prawa, co do jej osoby, ale zakładała, że męska duma może ucierpieć. Stracił jednak wyłączność na nią w momencie, gdy nie odpowiedział na ani jedną prośbę o wyjaśnienie.
Wywróciła oczami na jego słowa. Dlaczego? Bo skoro mu zależało tak bardzo, jak ją zapewniał, to w takim razie, czemu ją zostawił?
- Po co mi to mówisz? - Złość, jakby z niej wyparowała, zastąpiona smutkiem. Podobno łzy kobiety, to największa hańba każdego mężczyzny, ale Sai nie płakała. Jeszcze. - To wszystko, co mówisz, jest prawdą. Jesteś dupkiem, chamem i mnie skrzywdziłeś. Dlatego nie mogę przyjąć twoich przeprosin. - Podniosła na niego spojrzenie. - Bo nadal nie wiem, co takiego złego ci zrobiłam, że zasłużyłam na to wszystko. - Odpowiedziała na jego spojrzenie. Wcale nie było to łatwe. Jego spojrzenie zawsze ją łamało. Ale musiała być silna. To tylko przesłuchanie. Roderick zrobi swoje i tyle będzie go widać. Zrobi dobrą policyjną robotę i znów zniknie jej z oczu.
A skoro chciał wiedzieć, co pamięta…
Wzięła głęboki oddech i postarała się skupić. Otumaniony lekami umysł potrzebował chwili na zebranie myśli.
- Schodziłam po schodach, ale na klatce nie było nikogo. Spieszyłam się do sklepu po jajka, więc nie wzięłam nic ze sobą. Pchnęłam drzwi i usłyszałam huk. W pierwszej chwili myślałam, że to drzwi tak trzasnęły. W sekundę później poczułam ból i zaraz leżałam na ziemi. Preston pojawił się chwilę później, ale co działo się dalej, to zupełnie nie kojarzę. - Spojrzała na niego. - Dzień wcześniej, razem z Prestonem zeznawaliśmy w jego procesie, gdzie był oskarżony o rasizm i kilka podobnych występków. Nie wiem, czy to ma jakiś związek, ale Turner został oczyszczony z zarzutów. - Wszystko się działo przed jego domem. Może czekali właśnie na niego?

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Roderick nie łudził się, że po tym wszystkim, co jej zrobił jedno przepraszam wystarczy by na nowo rzuciła mu się w ramiona. Nie, zdawał sobie sprawę, że Sai jest dobrą dziewczyną, lecz nie pozwoli się tak traktować. Kiedy zdecydował się odejść bez słowa przekreślił jakiekolwiek szanse na ich wspólną przyszłość. Gdyby dowiedziała się jeszcze jaki był prawdziwy powód jego zniknięcia... Nie, nie było żadnych szans by mu to przebaczyła. Nie miał nawet zamiaru o to prosić. Zamierzał odpokutować swoje winy rozwiązaniem dla niej tej sprawy, a później rzeczywiście będzie mógł raz na zawsze zniknąć z jej życia. Zdecydowanie tego nie chciał, lecz tak po prostu należało zrobić. Najchętniej wróciłby z nią do tego, co było kiedyś. Widząc ją teraz wybudziły się w nim dawno skryte emocje. Wszystkie, które miesiące temu nakazywały do niej napisać, zadzwonić, ale na to było już stanowczo za późno. Jej reakcja tylko temu wszystkiemu dowodziła. Sai nie była gwałtowną osobą, a jednak nie musiała zbyt długo myśleć zanim sama wymierzyła mu sprawiedliwość.
- Jeśli tego mi życzysz to bardzo możliwe, że nie będziesz musiała długo czekać. Nie młodnieję. - odpowiedział z dość kwaśnym uśmiechem.
Ani proces starzenia ani takie złowróżbienie nie było mu na rękę, aczkolwiek ostatnimi laty stracił właściwie wszystko na czym mu zależało i perspektywa śmierci na służbie nie była taka zła. Nikt by po nim nie płakał, a jego była żona oraz córka dostałyby chociaż jakąś odprawę, o wiele większą od alimentów, które teraz łożył na ich rzecz. Nie sądził natomiast, że aż tak zaszedł jej za skórę. W każdym razie nadal uważał, że mu się należało, więc pokornie przyjął to do siebie.
- Kiedyś pewnie próbowałbym wyprowadzić cię z błędu, ale tamten Roderick, dobry oficer już odszedł. - zaśmiał się trochę gorzko na upadek swoich dawnych ideałów - Temu zdecydowanie się należało. Przynajmniej dzięki temu złapałem swojego podejrzanego. Wszystko udało zamieść się pod dywan, ale jako nadinspektor byłem już osobą zbyt medialną. Nie mieli zamiaru ryzykować, że przy następnej sprawie będzie jeszcze gorzej. Prościej było mnie zesłać tutaj. - wzruszył ramionami udając, że tak naprawdę nie ma to znaczenia, ale znała go na tyle by wiedzieć, że ta kariera była dla niego bardzo ważna - Do Sydney? Nie. Musiałbym wykazać, że się zmieniłem. Zapisać na terapię i rozwiązać jeszcze jakąś zawiłą i medialną sprawę. Żadna z tych rzeczy raczej się nie stanie. - pokręcił głową bez cienia wątpliwości.
Za wyjątkiem tej sprawy z jego rodziną Sai miała tę umiejętność wyciągania z niego prawdy. Po cholernie ciężkim dniu na służbie po którym chciał tylko zalec na kanapie i nic nie mówić, potrafiła wyciągnąć z niego wszystko o tym, jak totalnie do dupy był ten dzień, a na koniec tak wszystko obrócić, że jeszcze chętnie zabrał ją gdzieś na randkę. Dlatego tak dobrze do niego pasowała. Miała świadomość trudności związanych z życiem policjanta, rozumiała, potrafiła być empatyczna. Wszystko, czego jego żona już dla niego nie robiła. To on zawsze był tym złym w kłótniach i nic nie robił tak jak powinien. Ta blondynka potrafiła okazać mu trochę empatii i po prostu go zrozumieć. Cholernie za tym tęsknił, tym bardziej mając ją teraz przed sobą.
- Niczego nie zrobiłaś Sai... To zupełnie nie była twoja wina. To wszystko było po mojej stronie, naprawdę... - nie potrafił zbyt długo wytrzymać jej wzroku, w końcu odwracając od niej twarz z wyraźną hańbą - Obiecuję powiedzieć ci o wszystkim, kiedy skończę twoje śledztwo. Żebyś w końcu mogła zamknąć ten rozdział. - westchnął cicho już teraz czując dziurę, którą sam sobie wiercił w brzuchu, ale słowo się rzekło i nie ważne jak bardzo będzie go to bolało, dotrzyma go.
Skoro mieli to już za sobą i mogli wreszcie porozmawiać o tym, co go tutaj sprowadziło, starał się zachowywać chociaż trochę profesjonalnie. Otworzył sobie akta sprawy śledząc tekst jej poprzednich zeznań by upewnić się, że nic się nie zmieniło. Nie umknął mu fakt, że wspominała o jakimś mężczyźnie, który bardzo szybko pojawił się na miejscu zdarzenia. Roderick nauczony doświadczeniem nie wierzył w takie przypadki, więc szybko połączył sobie kropki. Poczuł dość mocne ukłucie zazdrości, ale szybko się za to skarcił. Zaprzepaścił to wszystko na swoje własne życzenie. Nie mógł już rościć sobie do niej praw. Była wolną dziewczyną i powinien się cieszyć, że sobie kogoś znalazła, lecz jak na złego człowieka przystało... Nie potrafił.
- Nie widziałaś żadnego z napastników? Pewnie nie wiesz też z której strony zostałaś zaatakowana, ale tutaj mam nadzieję, że dowodowi sobie poradzili... - mruknął pod nosem przekartkowując raport - Nie przychodzi ci na myśl żadne zdarzenie z ostatnich dni? Może czułaś się obserwowana? Przyłapałaś kogoś przed swoim mieszkaniem? Cokolwiek? - uniósł na nią swój wzrok patrząc tym razem jak inspektor, a nie ex kochanek.

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Gdyby wiedział, jak mocno ją zranił, gdyby zdawał sobie sprawę z ogromu zniszczeń, jakich w niej dokonał, być może wiedziałby, że trudno będzie by jakiekolwiek "przepraszam" zrobiło robotę. Nie dlatego, że nie chciała mu wybaczyć — już nawet teraz, po kilku minutach rozmowy, wiedziała, że najbardziej to żal jej tego, że po tym wszystkim, co przeżyli razem, on nie zdobył się na szczerą rozmowę. Czy by mu wybaczyła kwestię tego, że była “tą drugą”? Zapewne nie, ale tak naprawdę to, jakoś mogłaby szybciej ruszyć z miejsca, poszukać kogoś innego. Otarła się wtedy o poważne zaburzenia, bo jej samoocena z dnia na dzień legła w gruzach, a przecież pewność siebie w policji jest sprawą niemal kluczową.
Ale nie prosiła też o pokutę. Jeśli chciał jej pomóc, to nie mogła mu tego zabronić. Znaczy się mogła, ale wtedy istniało ryzyko, że kolejny policjant po nim będzie miał tak bardzo wywalone, że zupełnie spieprzy śledztwo. Nigdy nie sądziła, że to powie, ale Roderick był jednym z dwóch policjantów, któremu by zaufała, jeśli chodzi o takie sprawy. Można by rzec, że przypadki niemal beznadziejne. Nie pracowali co prawda nigdy razem, ale wiedziała, jak przeżywał nie tylko sprawy, ale też i ludzkie tragedie. Sama teraz jednak nie mogła się zdobyć na nic innego jak kąśliwe uwagi. Nie, że go sprawdzała. Zaskoczył ją swoją wizytą i była to swoista obrona przed jego osobą.
- Już moja w tym głowa, żeby nie było to ze starości… - Dodała jeszcze, zgrywając poważną, ale coś na kształt nieco cieplejszego uczucia, przetoczyło się cieniem po niebieskich oczach. A może to jedynie migotliwe światło szpitalnej świetlówki? A może pomimo gróźb po prostu nie życzyła mu tak źle, jakby powinna?
Zacisnęła delikatnie wargi, słuchając jego słów.
- Dlaczego mówisz, że go nie ma? To kto się zajmie moją sprawą? Twoja druga osobowość? Mr Hyde Roderick? - Spojrzała na niego badawczo, bo nie wierzyła teraz w jego zapewnienia. Dobrym gliną mógł być niezależnie od metody, ale nie dopuszczała do siebie możliwości, że nagle zacznie łamać wszystkie zasady. Owszem, może i nie słuchał wszystkich wydawanych mu poleceń, ale miała wrażenie (być może mylne), że gdzieś w nim wciąż jest ten dobry gliniarz Edevane. I właśnie dlatego wiedziała, że nie mówi jej całej prawdy. Czy tego chcieli, czy też nie znali się. Prawdopodobnie lepiej niż ją jeszcze znał Preston, a jeśli i on miał partnera, to najpewniej również znał go on gorzej od Saiorse. Niektórych rzeczy nie da się tak nadrobić, jeśli człowiek nie zostanie postawiony w konkretnych sytuacjach.
Jak chociażby rozstanie. Kiedy już na chwilę udawało jej się opanować nerwy, wystarczyła między nimi chwila milczenia, by nagle przypominało jej się wszystko, wliczając to wszystkie wieczory, gdy płakała za nim w pustym mieszkaniu. Gdy patrzyła w lustro z niechęcią, wciągając brzuch lub dłońmi unosząc piersi, jakby próbując ocenić, że może, gdyby były większe, to by z nią został?
Saiorse potrzebowała długich tygodni, żeby się pozbierać na tyle, by znów wyjść do ludzi. Była cholernie wierną osobą, co skutkowało tym, że nie mogła znaleźć sobie nikogo innego. Dopiero Preston jakimś cudem zburzył ten mur, który zbudowała z cegieł po zburzonym uczuciu do Rodericka. Bo tak, kochała go… A on zniszczył wszystko. To, co stawiała z Turnerem, miało dopiero szansę się umocnić.
- Zgoda. Do tego czasu chce jakieś zapewnienie. - Powiedziała i po chwili zastanowienia wyciągnęła dłoń w jego stronę. - Nadal masz swój szczęśliwy brelok? Jeśli tak, to zostanie u mnie do czasu, kiedy nie powiesz mi prawdy. - Nie wiedziała w sumie, czy Roderick breloczek przy kluczach był prawdziwie talizmanem. Sai po prostu tak go kojarzyła. Był dość stary, więc nawet jeśli nie chronił przed złem, to przynajmniej miał wartość sentymentalną. A Sai zamierzała mieć całą pewność świata, że dostanie wreszcie swoje odpowiedzi.
Na jego pytania pokręciła głową.
- Widziałam kontem oka odjeżdżający spod budynku samochód. Srebrny albo taki metalicznozielony, ale nie powiem ci dokładnie. A może biały… W każdym razie jasny. Osobowy w sedanie. - Tyle potrafiła powiedzieć, bo później nie wiedziała już nic. Powianiem przesłuchać Prestona, ale z jakiegoś powodu miała złe przeczucia. Obaj mieli swoje metody i swoje ścieżki w śledztwie. - Ta sprawa w sądzie… W budynku widziałam dwóch facetów, którzy kręcili się pod salą i patrzyli na mnie, ale nie było ich podczas rozprawy. Oprócz tego to… Wiesz, ostatnio tyle się działo, że nie zwróciłabym nawet na uwagi. - Przyznała, chociaż niechętnie. - Jakiś czas temu seria ataków miała miejsce w mojej dzielnicy i ktoś wybił mi okno. Ale to raczej dwie odrębne sprawy, bo ktoś wtedy przebrał się za klauna, a później… - Spuściła wzrok i skubnęła brzeg kołdry. Wiedziała, że wszystkie informacje są ważne, ale czy tą powinna się też dzielić? - Nagrali mnie i Prestona i później wrzucili do sieci. - Powiedziała, zostawiając już jego domysłom, co znajdowało się na nagraniu.

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
Inspektor — Federal Police
36 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Roderick zdecydowanie nie wiedział, jak wielkie szkody wyrządziło jego zniknięcie. Mógł tylko oceniać po jej reakcji gdy pojawił się w jej pokoju. Sai nigdy nie była osobą gwałtowną, więc jeśli jej pierwszym instynktem było wymierzenie mu ciosu tym, co miała w ręce, musiał ją naprawdę poważnie zranić, czego cholernie żałował. To wszystko nie miało się tak skończyć. Może i okłamywał ją w kwestii swojej rodziny, ale niczego innego. Naprawdę miał względem jej poważne zamiary. Mieli szansę na stworzenie czegoś razem, jednak zawsze był człowiekiem cholernie odpowiedzialnym i uważającym się za sprawiedliwego, nawet jeśli to nie zawsze podążało regułą prawa. Miał córkę, musiał spróbować naprawić to małżeństwo. Ona niczemu nie zawiniła. To wymagało całkowitego odcięcia się od swojej kochanki, ponieważ wiedział, że zawsze byłaby dla niego pokusą. Pokusą, której by uległ. To jak postąpił nie było ani odpowiedzialne ani sprawiedliwe. Ona była w tym wszystkim niewinna. Koniec końców stracił wszystkie kobiety w swoim życiu i nie zapowiadało się na to by którąkolwiek odzyskał. Mógł jedynie spróbować odpokutować.
- Dodam cię do moich kontaktów w sprawie wypadku. Dowiesz się pierwsza jak w końcu jakiś kryminalista kropnie mnie w ciemnej uliczce wieczorową porą. - odpowiedział z lekkim przekąsem.
Może zauważył na chwilę w jej oczach coś więcej nienawiść, a może po prostu mu się wydawało? Nie miał zamiaru doszukiwać się czegoś, czego tam nie było. Nigdy by nie powiedział, że jego Sai jest osobą, która życzyłaby mu źle, ale czas ma to do siebie, że potrafi zmienić człowieka. Po prostu dopisze ją do tej listy by razem z żoną mogły w końcu odetchnąć z ulgą, kiedy dostaną wesołe wieści. Ta druga dodatkowo dostanie jeszcze odprawę, więc będzie to dla niej cholernie szczęśliwy dzień.
- Nie, twoją sprawą zajmie się inspektor Roderick Edevane z biura policji federalnej w Cairns. Krążą słuchy, że jest spokrewniony z tym nadinspektorem Edevane z Sydney, ale ten jest strasznie markotny. Tylko wyglądają podobnie. - wzruszył ramionami obracając wszystko w żart, jak miewał to w zwyczaju, kiedy nie chciał o czymś rozmawiać.
Jedyne, co musiała wiedzieć to to, że zrobi wszystko żeby rozwiązać jej sprawę i tym razem naprawdę miał to na myśli. Jeśli wcześniej powstrzymywały go jakieś stare zasady oraz poszanowanie prawa, tak tym razem wszystkie blokady zostały zwolnione. To może być jego ostatnie śledztwo, ale zdecydowanie znajdzie wszystkich odpowiedzialnych za to zdarzenie, a to, czy postawi ich przed sądem, czy dojdzie do samosądu... Pewnie będzie zależeć tylko i wyłącznie od tego jak bardzo będzie im przykro za to, co zrobili, a takim rzadko jest przykro.
Może gdyby jego żona została w Australii miałby jakiś powód by starać się i pozostać tym człowiekiem, którym był lata temu? By chociaż jego córka miała jakiś przykład, mógłby zrobić to dla niej, ale teraz? Jego własne dziecko pewnie nie będzie nawet wiedziało, że to on jest jej ojcem. Rozpad małżeństwa był jego winą, więc zgodził się na wszystkie warunki byłej żony, w tym zakaz kontaktu ze swoją córką. O ile nie zainteresuje się skąd te wszystkie pieniądze na jej studia, a jej mama pewnie coś wymyśli, nigdy nie dowie się, że partner mamy nie jest jej prawdziwym ojcem, tylko sęk w tym, że tak naprawdę będzie. Za kilka lat on stanie się tylko jej biologicznym ojcem, niczym więcej. Nie będzie go tam dla jej wszystkich najważniejszych momentów.
Podobnie jak nie było go tam dla Sai, kiedy go potrzebowała. Wydaje się to być motywem przewodnim w upadkach jego związków. Nie zdziwił się zatem kiedy nie wierzyła, że wyjawi jej całą prawdę. Nie sądził natomiast, że poprosi go o ten brelok, który miał zawsze ze sobą, a nigdy nikomu o nim nie powiedział. Była to podobizna świętego Dawida, patrona Walii. Jego rodzina właśnie tam miała swoje korzenie, a ten brelok był prezentem do jego mamy. Dostał go pierwszego dnia swojej służby. Miał nad nim czuwać i jak na razie wypełniał tę rolę aż za dobrze. Dziewczyna bardzo dobrze wybrała. Była to dla niego bardzo ważna rzecz, jedyna pamiątka po mamie. Cała reszta jest materiałem dowodowym w sprawie ich morderstwa.
- Zawsze byłaś spostrzegawcza. - wyciągnął pęk kluczy z kieszeni by odczepić od niego brelok i ułożyć na jej dłoni - Zgłoszę się po niego kiedy będzie już po wszystkim. - przytaknął jej lekko spoglądając jeszcze na chwilę na podobiznę świętego.
- Jasny sedan... To już coś. - mruknął sam do siebie robiąc adnotację w aktach - Przejrzę nagrania z sądu, może uda mi się ich zidentyfikować. - spojrzał na nią przelotnie dopisując kolejne rzeczy do swoich notatek.
Słysząc o nagraniu potrafił szybko połączyć ze sobą kropki. Nie chodziło o szczęśliwą parę trzymającą się za ręce. Wezbrała w nim złość. Tak, był zazdrosny, że miała innego, ale bardziej wkurzał się na fakt, że ktoś połasił się o nagranie jej z innym facetem i wrzucenie tego do sieci. Jemu natomiast, czy tego chciał, czy nie, przyjdzie obejrzeć to nagranie. Zawsze był skrupulatny, wszędzie mogą być jakieś wskazówki. Już wiedział, że będzie się musiał przed tym odpowiednio znieczulić.
- Pociągnę za kilka sznurków w stolicy, postaram się ściągnąć to nagranie z sieci. - odpowiedział jej z wyraźną irytacją w głosie - Ty i ten Preston... To coś poważnego, jak rozumiem? - spojrzał na nią badawczo - Wiesz jak to jest w tego typu sprawach. Kochanek albo mąż pierwszym podejrzanym. - wyjaśnił dość rzeczowo.

Saiorse Anderson
ambitny krab
Way
Szuka celu — w lorne bay
29 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
We're only gettin' older, baby
And I've been thinkin' about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Czy w oczach Sai była nienawiść? Raczej nie. Był to rodzaj błysku, który zdradzał, że zaczyna się przyzwyczajać do jego obecności, a zatem niebezpieczeństwo pozornie mogło zostać zażegnane. Problem w tym, że ten błysk oznaczał również, że chociaż wie o jego obecności i chociaż może nie rzuci w niego niczym, to każdy jego krok i słowo są poddane szczegółowej obserwacji, na wypadek, gdyby Roderick ją chciał ponownie skrzywdzić. Dość powszechnie znaną prawdą było to, że im bardziej na kimś nam zależy, a ta osoba nas skrzywdzi, tym wprost proporcjonalnie odczuwamy zadane przez niego krzywdy. A porzucenie przez niego bolało strasznie. Niemal ją złamało. Skorzysta z okazji i kiedyś mu to wypomni i to bardziej niż dzisiaj. Teraz nie miała na to siły, jeśli miałaby być tak zupełnie szczera. Wciąż wszystko ją bolało, a nerwy, jakich dostarczyło jej pojawienie się byłego, tylko wzmogło wszystko.
Miała przeczucie, że on wie, jak ją boli. Znał ją jak mało kto. Ich związek może nie był najdłuższy, ale był bardzo intensywny- pełen wspólnych chwil, rozmów, których ktoś spoza policji nie byłby w stanie zrozumieć. To zaufanie, jakim siebie darzyli, wydawało się na zupełnie innym poziomie. I nauczyli się siebie przez ten czas też — to nie tylko tak, że ona znała jego. On również znał ją. To lekkie drganie powieki, nerwowa zabawa włosami, gdy nie wiedziała, co zrobić z rękoma, byle tylko nie łapać za bolące miejsce. Te wszystkie drobne rzeczy znał. Ale czy wciąż je pamiętał?
- Nie o taką śmierć mi chodziło Rod… Jeśli ktoś ma cię dopaść, to będę to ja, a nie jakiś pożal się boże zbir z ciemnej uliczki. - Bo tak naprawdę nie życzyła mu źle. Może odrobinkę niefortunnie, ale z pewnością nie na tyle, żeby stała mu się krzywda na stałe. Tak tylko chlapnęła, żeby nie poczuł się zbyt pewnie siebie. Żeby pamiętał (i żeby rozwalona szczotką warga mu przypominała dodatkowo), że ma do niego żal.
- Posłuchaj… jeśli to dla ciebie kłopot, to może wolisz z tego zrezygnować? To pewnie nie będzie łatwa sprawa, a w dodatku będziemy musieli się widywać. Nie będę ukrywać, że wiele razy wyobrażałam sobie, co Ci powiem, jeśli kiedyś do tego dojdzie, ale teraz sądze, że to może być ciężkie. - Postanowiła być z nim szczera. Cały czas, gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że przecież nie odszedł od niej bez powodu. Coś musiało się stać gdzieś za jej plecami, co skłoniło go do tego, żeby się od niej odciął. Czy to coś już odeszło i teraz miałaby go dla siebie? A może kiedyś przyjechałby na przesłuchanie rodzinnym SUV-em z dziecięcym fotelikiem? Nie było w tym dobrej odpowiedzi, bo przecież albo oznaczało, że to, dlaczego ją zostawił, okazało się nietrwałą mrzonką, albo było na tyle ważne, że ją stawiało w świetle nic nieznaczącej zabawy.
- Jesteś pewien, że chcesz się tym zajmować? - Chyba echo dawnej troski przebrzmiało w jej głosie, jakby wiedziała, czego może się spodziewać, że Roderick odkryje w jej niedawnej historii. Kiedy jeszcze się spotykali, oboje byli dość mocno o siebie zazdrośni. Sai nie była typem monogamistki od początku do końca, zawsze oddając się uczuciu, w którym aktualnie trwała.
- Byłam. - Przyznała, wyciągając dłoń po przedmiot tak ważny mężczyźnie. - Byłam też naiwna, wierząc wielu ludziom na słowo. Teraz wolę mieć zabezpieczenie. - Powiedziała, zamykając brelok w drobnej dłoni, zanim wsunęła ją do szuflady w swoim szpitalnym stoliku.
- I nie jeszcze jedno… Istnieje szansa, że nie było to auto z Australii. Bo auto ruszyło niemal razem ze strzałem. Jeśli ktoś by strzelał, to nie mógłby tak od razu kierować. - Ale nie była tego pewna. Nic jednak nie szkodziło, żeby mu to powiedziała. Zwłaszcza że nie podała tego jako pewnej informacji.
Natomiast gdy padła kwestia nagrania, Sai niespodziewanie pogłaskała się po karku, tym samym spuszczając wzrok.
- Tak właściwie, to nie musisz ciągnąć za sznurki. Tego nagrania nie udało się ściągnąć ot tak… Co prawda usunięto imiona, ale… - Wzruszyła ramionami, ale prawda była taka, że wystarczyło wpisać, że dwoje policjantów i wyskakiwali dość wysoko w wynikach wyszukiwania.
- Preston był u góry w mieszkaniu. To raz. - Wyjaśniła, chcąc podkreślić najważniejszą jej zdaniem sprawę. - Dwa — ty też jesteś w mieście, a jesteś moim byłym, więc siebie też byś musiał wpisać na listę podejrzanych. - Dorzuciła i na koniec dodała. - Jest pierwszym, któremu zaufałam po tym, jak odszedłeś. Więc tak. Mam szczerą nadzieję, że to coś poważniejszego. - On też może miał kogoś. Może nawet kilka kobiet. I to wcale nie tak, że była z tego powodu szczęśliwa, ale nigdy też nie miała na to żadnego wpływu, sądząc po tym, jak ją potraktował.

Roderick Edevane
sumienny żółwik
Sai
ODPOWIEDZ