właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
#13

To była cholernie ciężka noc dla Williama i nawet nie wiedział jak ma się zachować. Był w szoku odkąd dostał telefon i nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło, ale kiedy przyjechał do szpitala i porozmawiał z Sam, to… wszystko zaczynało być boleśnie prawdziwe. I właśnie dlatego porozmawiał z lekarzem, a potem poszedł do sali w której spała Prim i po prostu siedział przy niej w półmroku. Nie wiedział jak się ma zachować, czy powinien spróbować coś do niej powiedzieć, czy złapać ją za rękę… ale prawdę mówiąc to trochę się bał. Wydawała się taka krucha i mała na tym szpitalu z tymi wielkimi opatrunkami i rurkami w ciele. I do tego tak blada, że prawie jej nie rozpoznawał. To wszystko było tak nierzeczywiste, jak jakiś cholerny koszmar, który mu się nagle przyśnił, a nie prawda. Śledził w głowie ich ostatnie spotkanie i nie wiedział, jak mógł nic nie zauważyć i…. no po prostu nie wiedział nic, okej? Miał właściwie łzy w oczach przez to wszystko, lekko drżał jak rozmawiał z lekarzem i wciąż nie znajdował słów. Nikomu jeszcze o tym nie powiedział, do nikogo nie dzwonił, bo taka myśl nawet nie przeszła mu przez głowę. Po prostu wpatrywał się w śpiącą Prim, bojąc się nawet głośniej oddychać. I dlatego przez kilka pierwszych chwil nawet nie zareagował, kiedy się obudziła i poruszyła, dopiero po chwili podniósł wzrok z jej opatrunków na jej twarz.
- Prim… dlaczego… - zaczął bardzo cicho, ale nawet nie dokończył, bo zbyt wiele chciał wiedzieć na raz. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego mu nic nie powiedziała? Dlaczego z nim nie porozmawiała, skoro było jej źle? Nie potrafił zadać żadnego z nich, więc po prostu patrzył na nią z mieszaniną strachu, trochę desperackiego smutku i zdezorientowania. Bo wciąż był w szoku i naprawdę nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzić....
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Nie powinno go tu być. Tak samo, jak nie powinno być tu też Primrose, choć jej nie powinno być już wcale. Czuła złość i zmęczenie, gdyby jej sytuacja nie wydawała się wystarczająco zła, to rozmowa ze współlokatorką dodatkowo wyprowadziła ją z równowagi. Po co wyciągała ją z tej wanny? Dlaczego zabrała ją do szpitala i pozwoliła, by zabrano jej tę ostatnią namiastkę wolnej woli? Prawo do decydowania o własnym życiu, życiu którego nie potrafiła już dalej wieść. Zabrakło jej sił, zabrakło chęci do dalszej walki, a każdego dnia coraz trudniej było znaleźć powód, by wstać z łóżka. Wbrew temu, co myślała Sameen, nie było to ani wołanie o pomoc, ani chęć zwrócenia na siebie uwagi - bo przecież miało jej się udać, prawda? Szanse, że ktoś ją znajdzie zdawały się naprawdę niewielkie, a jednak i tym razem los postanowił zagrać jej na nosie i sprawić, że ta decyzja obróciła się przeciwko niej.
William chciał wiedzieć dlaczego, ale chyba nie spodziewał się odpowiedzi, prawda? Żadne z nich nie potrafiło rozmawiać o problemach, gdy coś ich przytłaczało dusili to w sobie, robili dobrą minę do złej gry i udawali, że nic się nie stało. Zamiast zawalczyć o swoje małżeństwo, zdążyli już je zakończyć. Zamiast przepracować utratę dziecka, oboje rzucili się w wir pracy. Nie powinien mieć do siebie pretensji, że nie zauważył, w końcu Primrose robiła wszystko, by swoje problemy ukryć przed światem, a już zwłaszcza by ukryć je przed nim, skoro w tak trudnym dla nich obojga momencie wybrał łatwiejszą drogę.
Nie wiedziała jak się zachować, gdy zobaczyła go przy swoim łóżku - nie powinno go tu być. Nie była już jego żoną, nie była jego zmartwieniem. To miłe z jego strony, że mimo wszystko zdecydował się przyjechać, ale naprawdę nie musiał tu siedzieć. W pierwszej chwili chciała udać, że śpi dalej, wziąć go na przetrzymanie i mieć nadzieję, że w końcu odpuści i wyjdzie, ale nim zdążyła jakkolwiek zareagować, zauważył, że się obudziła.
I oczywiście zadał to jedno pytanie, na które nie mogła mu odpowiedzieć.
Zagryzła więc wargi i pokręciła tylko głową. Nie było takich słów, które zabrzmiałyby teraz dobrze, więc lepiej po prostu zamilknąć i nie mówić nic.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Zdanie “nie powinno jej tu być” w odniesieniu do Prim miało teraz zbyt wiele, zbyt strasznych znaczeń. William nawet nie miał siły zacząć analizować ich ostatniego spotkania, ich ostatniej rozmowy. Bo obawiał się, że jednak coś zauważył, że teraz do niego dojdzie, ze cos mógł powiedzieć, coś mógł wyłapać. Wątpił przecież, że ludzie tak o, budzą się i z dupy uznają, że dzisiaj się zabiją, bo czemu nie. To nie mogło być takie proste, nie mogło być takie szybkie. Podejrzewał, że musiała o tym myśleć dłużej, a on się kręcił obok, więc musiał coś widzieć. Nawet jeśli podświadomie nie wiedział, że to widział, jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało. No ale hej, najwyraźniej jego wciąż żona była samobójczynią! To na pewno było dla niego coś super irracjonalnego, czego do tej pory nigdy nie podejrzewał, z czym teraz nie wiedział jak handlować. Był w szoku. Nie mógł nawet na sto procent powiedzieć z kim rozmawiał na korytarzu i kogo tam spotkał, bo wszystko było jedną, wielką szarą plamą, w której jedyne co się wybijało, to te cholerne pikanie maszyn w tle. Jedyna rzecz, która mu uświadamiała, że naprawdę był w szpitalu i że to nie był jakiś chory sen. Nie czuł zapachu szpitala, bo właściwie to w tym momencie nie czuł niczego. Ani smaków, ani zapachów, ani głodu. Był po prostu otępiały i jakaś część niego chciała upaść na podłogę i po prostu z niej nie wstawać. Co nie byłoby ani rozsądne, ani nawet specjalnie sanitarne rozwiązanie. Personel na pewno nie byłby zachwycony.
William akurat w sprawie wołania o pomoc zgodziłby się z Sameen. Podcinanie sobie żył, to nie to samo co skuteczniejsze podcięcie tętnic. Zamieszkanie z obcą osobą to szukanie towarzystwa i kogoś, kto mógłby ją znaleźć. Oddanie mu papierów, bez czekania na potwierdzenie to szukanie okazji żeby jednak Will przyszedł i razem je złożyli, albo chociaż o tym porozmawiali. Prim zostawiła zbyt wiele otwartych furtek, a przecież była prawniczką, wiedziała swoje o samobójstwach i upewnianiu się, że na pewno do nich doszło. I tak, skoro chciała się zabić, chciał wiedzieć ‘dlaczego’. Tak samo jak i sam by na jej miejscu odpowiedział.
- Po prostu to powiedz - ponaglił cicho, bo czuł, że to on tu jest winny za to wszystko, ale... musiał dostać potwierdzenie od niej, przerwać jakoś paraliżującą ciszę.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
To nie było ani proste, ani szybkie - właściwie Primrose od wielu miesięcy żyła w tym przytłaczającym stanie, aż w końcu zebrała wystarczająco wiele odwagi by targnąć się na swoje życie. I szczerze wątpiła, by udało się jej to po raz kolejny, zwłaszcza, że teraz musiała się zmierzyć ze wszystkimi konsekwencjami swojej decyzji. Miała tego nie widzieć, nie słyszeć, nie odpowiadać już na żadne trudne pytania. A jednak osiągnęła skutek dokładnie odwrotny.
- Co mam powiedzieć? - zapytała głosem pozbawionym wyrazu. Co właściwie chciał usłyszeć? Zapewnienie, że to nie była jego wina? W porządku, mogła mu je dać, ulżyć jego niepotrzebnym wyrzutom sumienia. Ale już powiedzieć co siedziało jej w głowie? Wyznać mu wszystkie lęki, obawy, troski? Opowiedzieć o wszystkich bezsennych nocach, o zmęczeniu, o smutku? Wyjaśnić jak bardzo brak jej sił? Tego już nie mogła zrobić. Przede wszystkim, był widmem przeszłości. To nie jego ramiona miały bronić ją przed całym światem, nie jego głos miał odpędzać wszystkie demony. Jeszcze kilka miesięcy, a zniknie zupełnie, zaś wszystko to, co ich łączyło przestanie istnieć. Nie kochał jej, a ona po tych wszystkich tabletkach też już chyba nie potrafiła kochać. Nie potrafiła chcieć niczego, poza wydostaniem się z tych przytłaczających szpitalnych ścian. - Wolałabym nic nie mówić. Nie wiem, jak zostanie to odebrane, więc... lepiej nie mówić nic - ostatnia rozmowa z Sameen, właściwie jedyna, którą odbyła do tej pory skutecznie odebrała jej chęci do tłumaczenia się. Bo po co? Po co, skoro i tak nie zrozumieją? Skoro i tak każdy z nich miał już własne zdanie i trudno byłoby je zmienić. A Primrose naprawdę nie miała na to siły. Niech myślą co chcą, niech robią co chcą - byleby tylko zostawili ją w spokoju. - Nie musisz tu być, naprawdę - wydusiła z siebie w końcu, bo przecież właśnie na to czekał, prawda?

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
A William naprawdę czuł się jak idiota. Przez to co zrobił, co mówił, jak się zachowywał. Przez to, że nie było go obok niej, że nie sprawdzał jak się miała w ostatnim czasie. Że posłuchał rady Bex i spróbował dystansu po zabraniu ostatnich pudeł. Że w ogóle zabrał te ostatnie pudła. Że poruszył temat nazwiska. Że w ogóle wziął prawnika. I że złożył papiery rozwodowego tego samego dnia, kiedy Prim uznała że to czas ze sobą skończyć. To wszystko go przerastało i widział w tym tylko swoją winę.
- Dlaczego…. - powiedział tylko cicho. Nie potrafił nawet powiedzieć na głos słowo ‘samobójstwo’, czy głupie ‘czemu to zrobiłaś?’. To wszystko go przerastało. Ciągle śledził ich ostatnią rozmowę w swojej pamięci, ich ostatnie spotkanie. Czy mógł coś powiedzieć? Czy mógł coś zauważyć i podejrzewać? Dlaczego nie wiedział, że jest aż tak źle, dlaczego nie poprosiła go o pomoc, skoro była samotna i ewidentnie wszystko ją przerastało? Dlaczego nic mu nie powiedziała?
- Nie wiesz wszystkiego… - odpowiedział tylko cicho, na moment zatrzymując wzrok na jej opatrunkach. Tak, on też nie wiedział wszystkiego. A teraz Prim będzie miała do końca życia pamiątkę po swojej próbie. Will bał się tego, co skrywają opatrunki. Z trudem oderwał od nich wzrok, żeby spojrzeć na Prim. Przez utratę krwi i to wszystko była tak blada, że prawie zlewała się z pościelą i bandażami. Znikała. A on nie chciał przecież, żeby zniknęła.
- Przestań. To jedyne miejsce w którym muszę być - poprawił ją, kręcąc głową. Wciąż był legalnie jej mężem, to był jego obowiązek. A poza tym i tak nie potrafił stąd wyjść. Nawet gdyby chciał. A przecież tego wcale nie chciał. Właściwie to jedyne czego na pewno chciał, to odkryć nagle przypadkiem wehikuł czasu i powstrzymać Prim przed próbą samobójczą, ale raczej na taki plottwist nie miał co liczyć.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Nasuwa się tylko pytanie, dlaczego miałby? Dlaczego miałby postąpić inaczej, niż postąpił, nie mając pojęcia, co przeżywała Prim? Byli wszak dwójką dorosłych ludzi, którzy za porozumieniem stron zdecydowali się zakończyć swoje małżeństwo i już na zawsze rozpleść swoje drogi - taki właśnie scenariusz wydawał się najrozsądniejszy, nie miał żadnego obowiązku sprawdzać jak czuła się z tym jego żona. Z drugiej strony, gdyby zainteresował się nią tuż po utracie dziecka, zamiast ją od siebie odsuwać, być może zauważyłby, że działo się z nią coś złego i skierowałby ją na leczenie, zamiast na salę sądową. Niemniej, to jednak zbyt daleko, by móc się cofać do tego momentu.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Will. Nie teraz, nie z tobą - odpowiedziała cicho, mając nadzieję, że to wystarczy aby przestał drążyć temat. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie mogła wiecznie uciekać od odpowiedzi, zwłaszcza przed lekarzami i zwłaszcza, jeśli chciała stąd wyjść, jednak na razie rany były jeszcze zbyt świeże, by potrafiła coś z tym zrobić. Naprawdę zastanawiał się, dlaczego nic mu nie powiedziała? Dlaczego w trakcie rozwodu nie poprosiła go o pomoc, nie zdradziła, że cierpi i jest samotna? Przecież mimo tego, że wciąż (czy może jednak jeszcze) nosiła jego nazwisko, zdawał ostatnią osobą, na którą mogła aktualnie liczyć. I choć zapewne wydawało mu się, że tak nie było, że przecież pojawiłby się gdyby naprawdę go potrzebowała, to jednak wystarczająco jasno dał jej do zrozumienia, że nie chciał jej już w swoim życiu.
- Nie wiem - zgodziła się z nim. Być może się myliła, a on okazałby się dla niej o wiele większym wsparciem, niż Sameen, która tylko dodatkowo ją zdołowała. Być może, ale... - Ale wiem, że nie chcę się przekonywać - dodała już o wiele bardziej niepewnie. Chciała za to zniknąć, nie musieć tu siedzieć i zmagać się z tym wszystkim Bo już dawno brakło jej na to sił.
- To już nie jest twój problem, Will. A ja nie potrzebuję twojej litości - bo w jej oczach tylko dlatego teraz tu siedział. W innym przypadku nie zainteresowałby się tym, co się z nią działo, a teraz, gdy skrywana miesiącami depresja w końcu doprowadziła ją na sam skraj wytrzymałości, zupełnie naturalnie było mu jej szkoda. Martwił się o nią, bo przypominała mu jego rodziców - bał się, że i ją może stracić. - Więc cokolwiek cię dręczy, może przestać, bo to nie twoja wina. Naprawdę nie musisz tu być - powtórzyła raz jeszcze.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Bo byli małżeństwem. Bo wciąż nim byli. I nawet jeśli już przestawali, to Prim powinna wiedzieć, że będzie obok, jak go potrzebuje. Przecież nie rozstali się w gniewie, Prim nie miała pojęcia, że spał z Effie, zresztą zrobił to już po ich rozstaniu. A Prim w tym czasie sama miała kochanka. Mimo to liczył, że po prostu mu powie. Zwłaszcza, że sam był z nią szczery pod koniec, mówił co mu jednak przeszkadza, a ona… no ani słowem się nie zająknęła, że jest jej ciężko. I naprawdę nie rozumiał jak mogło być aż tak źle, a on nic nie zauważył.. że nie było jakichś sygnałów. Albo może były, po prostu on nie zauważył?
- A z kim? Z kim innym Prim? - zapytał, a potem pokręcił głową. Nawet nie potrafił powiedzieć w swojej głowie ‘dlaczego próbowałaś się zabić?’, a co dopiero teraz, na głos. Ale potrzebował odpowiedzi. I tak właściwie to wiedział przecież, że miała rodzeństwo i to dość spore, ale.. wciąż czuł, że jest jego odpowiedzialnością. W końcu ślubowali sobie, że na dobre i na złe, co nie? Więc… nie widział powodu żeby łamać tą przysięgę, nawet jeśli się rozstawali. Był obok na dobre i na to złe.
- Czemu? Po prostu powiedz Prim. Powiedz i… zobaczymy - pokręcił głową, bo to tak cholernie idiotycznie brzmiało! I zobaczymy? Miał ochotę sam sobie przyjebać w tym momencie. Wszystko co mówił wydawało mu się złe, nieodpowiednie i głupie. Każde słowo po prostu nietrafione. Bo wiedział jakie to samolubne teraz ją wypytywać o to wszystko, ale… ale nie potrafił inaczej. Will nie był człowiekiem, który wiedział jak działać spokojnie, delikatnie i taktownie. A taka sytuacja… no była pierwsza. Aczkolwiek, nagle stracił rodziców, nagle stracił swoje potencjalne dziecko, więc nic dziwnego, że się miotał, kiedy się dowiedział, że mógł też nagle stracić Prim. A o tym wszystkim doskonale wiedziała. Nie tylko ona przeżywała poronienie…
- Litości? Prim chryste, to nie jest żadna litość - zmarszczył brwi, bo nie rozumiał w ogóle czemu tak uważała. - Nigdzie się nie stąd nie ruszam - i dodał, żeby nie myślała że go przekona w tym momencie. Spoiler alert, kilka następnych dni spędzi tylko w tym szpitalu.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Bzdury. Wielkie bzdury, bo przysięgę na dobre i na złe złamał w tym samym momencie, w którym zdecydował się odejść, nawet nie próbując naprawić ich małżeństwa. Co miała mu powiedzieć? Że wcale nie chce tego rozwodu bo nadal go kocha, nawet jeśli on jej nie? A może że go potrzebuje i żeby został z nią z litości, bo przecież już jej nie kochał? Nie, Primrose była zbyt dumna, aby tak poniżać się przed kimś i walczyć o kogoś, komu na niej nie zależało. Dlatego bez zająknięcia zgodziła się na rozwód.
- Nie wiem... nie miałam planu B. Nie zakładałam, że będzie mi potrzebny plan B - nie brzmiała teraz jak Primrose, którą znał. Tamta Primrose zawsze musiała mieć w zanadrzu nie tylko plan B, ale również C, D, E i F, czasem nawet więcej - i to nie tylko w sprawach ważnych, ale również i w tych błahych, chociażby wtedy gdy robiła zakupy. Wrodzony perfekcjonizm nie pozwalał jej nie być przygotowaną na każdą sytuację. Tym razem Primrose zdawała się naprawdę nie wiedzieć. Czuła się skołowana i zdezorientowana, a to naprawdę nietypowy widok.
- Przestań - przerwała mu, zdając sobie sprawę, że nie była w stanie, w którym potrafiłaby się długo opierać. Wszystkie tarcze obronne, którymi chroniła się od dawna zostały skruszone, a ona siedziała przed nim bezbronna, nie potrafiąc utrzymać nawet tych resztek osłony, które jej jeszcze zostały w zabandażowanych dłoniach. Wiercił jej dziurę w brzuchu i choć poniekąd rozumiała, dlaczego chciał wiedzieć, to w rzeczywistości wszystko było o wiele bardziej skomplikowane.
- A co innego? Nie kochasz mnie, nie jesteś już moim mężem, nie musisz się przejmować. To tylko litość, może jakieś resztki przywiązania. Nie udawajmy, że jest inaczej - pokręciła tylko głową. On jednak wcale nie odpuszczał. Nigdzie się nie stąd nie ruszam. Cholera, co miała mu powiedzieć, żeby w końcu wyszedł? - Cholera, William, co mam ci powiedzieć? Nie mam już siły. Nie mam już siły wstawać z łóżka i udawać. Nie mam siły udawać, że nie myślę każdego dnia o naszym dziecku. Nie mam siły udawać, że to nie była moja wina, że je straciliśmy. Nie mam siły udawać, że wszystko jest w porządku i że wcale nie budzę się w nocy, bo zjadają mnie wyrzuty sumienia. Nie mam siły udawać, że wcale nie jestem wyczerpana. Nie mam siły udawać, że to co dzieje się w mojej pracy jest normalne i że nie traktują mnie tam jak śmiecia. Nie mam siły udawać, że chciałam tego rozwodu. Nie mam siły udawać, że z farmą wszystko będzie w porządku i jakoś z tego wyjdziemy. Nie mam siły nawet wymieniać dalej... nie mam siły walczyć dalej. I szczerze nie mam siły udawać, że wszystkim nie byłoby lepiej beze mnie. Chcę, żeby to wszystko się wreszcie skończyło, bo... nie mogę. Nie mam siły. Nie potrafię. Chcę zasnąć i już się nie obudzić, ale nawet tego nie mogę... nie mogę spać. To miało się skończyć... w końcu się skończyć - oczy zaszkliły się jej, kiedy wyrzucała z siebie kolejne zdania, ale wciąż nie pozwalała sobie się rozpłakać. Nie teraz, nie przy nim. Nie liczyła nawet na to, że w końcu dostrzeże to, co umykało mu miesiącami czy zrozumie, co się z nią działo. A może dostrzegł już jak wychudła? Zorientował się, że robiła wszystko, byleby tylko nie zostawać sama z własnymi myślami, bo zżerały ją one od środka? Brała na siebie zbyt wiele, uciekała w toksyczne środowisko w pracy? - Wystarczy ci? Możesz już wyjść i zostawić mnie w spokoju? - złamała się. Gdy otaczający ją mur obronny w końcu runął, nie miała już za czym się schować.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Kiedy brali ślub, wiedziała jaki jest. Wiedziała, że nie jest z tych osób, które się angażują, walczą, domagają, przepracowują. Ale… no ona też mu nie powiedziała “nie”. Nie powiedziała, że mają wciąż o co walczyć, nie zmusiła go do tego, żeby chociaż się z nią pokłócił w sprawie głupiego rozwodu. Poddała się dokładnie tak samo jak on. A kiedy on powiedział to na głos, co oboje doskonale wiedzieli to… się z nim zgodziła. William nie chciał nikogo za nic obwiniać, ale no na pewno nie weźmie winy na siebie przecież. Bo ich małżeństwo umarło, ale do tanga trzeba dwojga, nie?
- To w ogóle nie był żaden plan Prim… - pokręcił głową, bo naprawdę nie rozumiał jak mogła mu nic nie powiedzieć… jakoś zasugerować. A może to zrobiła? Może jednak to on coś przegapił? Zwłaszcza przy ich poprzednim spotkaniu, kiedy był pijany i powiedział za dużo. Albo… albo może właśnie przez to przegapił? Może to co powiedział, ją do tego pchnęło? No jak miał się nie obwiniać?
Zacisnął szczęki, jak kazała mu przestać, ale nie zamierzał się tak łatwo poddawać. I na pewno nie zamierzał wychodzić i zostawiać jej tu samej. I słuchał, bardzo ze sobą walcząc, żeby jej nie odpowiedzieć i nie wtrącić się. Tyle, że to był jej moment na mówienie. Jej moment na wyrzucenie z siebie wszystkiego. I każde kolejne słowo go bolało mocniej od poprzedniego.
A kiedy skończyła, przysunął się i chciał ją złapać za rękę, ale zawahał się przez opatrunki. Dlatego położył dłoń tuż obok jej dłoni i spojrzał na nią ze smutkiem i bólem w spojrzeniu.
- Prim, to nie była Twoja wina. Poronienia się zdarzają. I nie są niczyją winą - powiedział, starając się brzmieć tak łagodnie, jak tylko umiał. - I pieprzyć farmę. Pieprzyć tę pracę. Olej to, zmień na coś innego - dodał ciszej, bo to zdecydowanie nie były rzeczy, przez które człowiek powinien się zaharowywać. A potem pokręcił głową.
- Nie możesz umrzeć Prim. Nasze małżeństwo może i się zaraz skończy, ale to nie sprawia, że mam gdzieś to co się z Tobą dzieje - dodał, bo to przecież była prawda. Nie mógł jej dać innych zapewnień, porozmawiać o swoich uczuciach, bo tego nigdy sobie w pełni nie przepracował… no ale to przecież nie było bez znaczenia.
- Moje miejsce jest tutaj, nigdzie indziej. A ty potrzebujesz pomocy i ja Ci pomogę ją znaleźć - dodał, bo nie zamierzał jej tak po prostu pozwolić umrzeć i dać się pochłonąć przez depresję. On sam dobrze wiedział co to za dama, ale nigdy nie myślał o tak radykalnych.... decyzjach.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Być może byli po prostu zbyt dobrze dobrani i zbyt do siebie podobni, zwłaszcza pod pewnymi względami. Przed poznaniem Williama nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek wyjdzie za mąż, bo żaden mężczyzna nie zaakceptuje przecież jej chorego związku z pracą, ale Henderson nigdy nie robił jej wyrzutów, że nie czeka na niego w domu ugotowany obiad, tylko zamawiał im coś na wynos. Tak samo Prim nigdy nie oczekiwała z jego strony żarliwych wyznań miłości i nie potrzebowała codziennego zapewniania, bo zdawała sobie sprawę, że jej małżonek nie był zbyt wylewny. Być może z czasem przebywanie z nim jedynie zaostrzyło jej wrodzoną tendencję do nie rozmawiania o uczuciach i nie wywlekania na światło dzienne słabości. Więc tak - rzeczywiście, poddała się. Uznała, że nie ma po co walczyć o kogoś, kto najwyraźniej wcale jej nie kocha i kto zdecydowanie nie chce z nią być, bo zasługiwała przecież na więcej. A że Primrose zawsze słuchała rozsądku, nic więc dziwnego, że całkowicie zignorowała głos serca... które jednak z czasem nie wytrzymało.
Przez jej twarz przebiegł grymas bólu, gdy zdecydowanie odsunęła swoją rękę od jego. - Przestań - weszła mu w słowo, bo naprawdę nie potrzebowała, żeby teraz umniejszał i bagatelizował to, co przeżywała. Bo przecież tak prosto można to wszystko rozwiązać, czyż nie? Właśnie dlatego nie chciała nic mówić. - Powiedziałam przestań! - nieznacznie podniosła głos, czując, że jeśli William dalej będzie w ten sposób do niej mówił, to choćby zębami wyrwie wszystkie te kroplówki i stąd wyjdzie. To naprawdę nie pomagało, bo w tej chwili bardziej, niż złotego remedium na wszystko, potrzebowała po prostu wsparcia i zrozumienia. A nie uświadamiania, że to nie powód, by się zabijać. Dla niej był, nikt inny nie powinien tego oceniać.
- Nie ma już naszego małżeństwa. Ono dawno się skończyło, przecież o to chodzi w rozwodzie, prawda? Naprawdę doceniam, że tu jesteś i przykro mi, jeśli cię skrzywdziłam. To nie było wymierzone w ciebie, po prostu... po prostu nie mogę już dłużej... - żyć. Urwała, to jedno słowo pozostało niewypowiedziane. Bo przecież rzeczywiście nie mogła umrzeć, prawda? Nawet, jeśli nadal chciała, nikt jej stąd nie wypuści dopóki nie będą mieli stuprocentowej pewności, że nie zrobi tego znowu. A Prim nawet nie wiedziała, czy miałaby siły, żeby znowu zebrać się na odwagę.
- Zrezygnowałeś z tego miejsca, Will. I nie możesz sobie na nie wrócić, bo wydaje ci się, że powinieneś, to tak nie działa. Nie możesz dać mi tego, czego potrzebuję. Nie możesz mi pomóc - pokręciła głową i odwróciła wzrok. Nawet teraz wiedziała, że jeśli kiedykolwiek miała wrócić do względnej normy, musiała między innymi nauczyć się żyć bez niego, a jego obecność z pewnością jej w tym nie pomoże.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Henderson nigdy nie oczekiwał od nikogo ugotowanego obiadu czekającego w domu. Po pierwsze sam ekstremalnie dobrze gotował, a po drugie… no po drugie sam był strasznym pracoholikiem. Firma pochłaniała wiele czasu, a wezwania do nurkowania były bardzo nieprzewidywalne i pewnie zrujnowały im sporo wspólnego planów. Więc nie, nie oceniał jej podejścia. I nie chciał chyba takiej typowo matczynej kobiety, która marzyła o domu i gromadce dzieci jak z pocztówki z lat 50. To nie był jego typ.
A jak na kogoś, kto uważał, że zasługiwał na więcej, to Prim wybrała sobie bardzo dziwną drogę żeby to osiągnąć. Will naprawdę nie potrafił tego zrozumieć… ale musiał poznać chociaż jej punkt widzenia.
- Nie, nie przestanę Prim, bo to ważne - odpowiedział - to nie była Twoja wina. Tak się po prostu dzieje. Równie dobrze możesz powiedzieć, że to moje geny nie chciały się utrzymać i współpracować - dodał, bo nie bagatelizował tego co mówiła. Ale… no to wszystko nie było warte jej życia. Po prostu nie.
- No i co że się skończyło? Już zawsze będę Twoim byłym mężem, jesteśmy związani na zawsze - poprawił ją, kręcąc powoli głową. - Jak miało nie być wymierzone jak.. .. Prim… - rzucił cicho, kręcąc powoli głową. To że poroniła i że była nieszczęśliwa przez ich rozwód, to była jego wina. Tak samo jak jego winą było to, że tylko to w tym momencie był w stanie jej powiedzieć. Na jakiekolwiek zapewnienie czekała, więcej po prostu nie umiał jej teraz powiedzieć. Tak samo jak ona nie była w stanie mu powiedzieć, że chce walczyć o małżeństwo, więc chyba trochę przyganiał kocioł garnkowi.
- Więc pomogę tak jak będę umiał - rzucił cicho. Nie wiedział, czy dobrze robi, ale wiedział że nie zamierza się stąd ruszać. I zdecydowanie dotrzymał tej obietnicy przez następne dni. Tygodnie właściwie.

/zt x2!
happy halloween
-
ODPOWIEDZ