lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wszystko było dla niego jakieś zamazane, lecz z jakiegoś powodu nie budziło to żadnych podejrzeń ze strony jego podświadomości. Życie zdawało się toczyć swoim normalnym rytmem. Chodził do pracy, ratował życia, wracał do domu, do rodziny. Wyjeżdżali nawet na wakacje i świetnie się na nich bawili. Wszystko było takie idealne, gdyby nie fakt, że nigdy nie widział ich twarzy ani nie słyszał ich głosów. Z czasem wszystko zaczęło wyglądać jak zapętlony film. Dopiero gdy jego świadomość zaczęła zauważać pewne prawidłowości, dołączyła się do tego podświadomość próbując jakoś ratować tę sytuację. Zostały dorzucone dodatkowe wątki, kolejne wspomnienia, tylko, że i one z czasem zaczęły być powtarzalne. Mózg potrafił robić naprawdę niesamowite rzeczy broniąc się przed bolesnymi wspomnieniami. Nic dziwnego, że jego żona była nim taka zafascynowana. Tylko... Czy on miał żonę? Z każdą kolejną pętlą kolejne postaci znikały z ekranu, aż został w tym wszystkim całkowicie sam. Sam w swojej perfekcyjnej bańce, dopóki coś brutalnie go z niej nie wybudziło.
Powrót do rzeczywistości był cholernie trudny. Wszystkie jego zmysły doznały szoku. Z jednej strony był nadal w jakiejś dziwnej krainie marzeń, z drugiej zewnętrzne bodźce wręcz atakowały jego receptory. Przez kilka dobrych kilkanaście sekund, jeśli nie minut czuł się niczym wybudzony z matrixa. Dopiero gdy mógł już poczuć szorstkość pościeli oraz charakterystyczny zapach szpitala odważył się uchylić powieki. Oczy od razu załzawiły od suchego powietrza z klimatyzacji. Zaczął się już obawiać, że utracił wzrok, kiedy pierwsze kształty zamajaczyły gdzieś w oddali. Zdecydowanie wylądował w szpitalu, ale jak tutaj trafił i który to oddział? Chwilowo miał nawet pewne problemy z przypomnieniem sobie jak się nazywa, a tym bardziej tego, co stało się bóg wie ile czasu temu. Ostatnie co pamiętał to światła nadjeżdżające z naprzeciwka. Chyba był po wyjątkowo długim dyżurze. Wracał do domu na... Kolację? Nie pamiętał, a każda próba skutkowała kującym bólem głowy. Syknął z bólu i chyba to właśnie zwróciło uwagę jednej z przechodzących pielęgniarek, która od razu rzuciła się biegiem by poinformować jakiegoś lekarza.
W tym czasie niektóre rzeczy zaczynały do niego wracać. Miał na imię Irving. Tak, Irving Macnee i na pewno nie raz przechadzał się po tych szpitalnych korytarzach. Był pielęgniarzem? Lekarzem? Tak, chirurgiem! Jego umysł nadal zdawał się być przebodźcowany nie radząc sobie z łączeniem wszystkich kropek. Na razie postanowił nie silić się na kolejne podróże w przeszłość. Lekarz powinien być w stanie powiedzieć mu coś więcej.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Pager. Zawsze w gotowości, naładowany do granic wytrzymałości. Małe pudełeczko, które zwykle było bardziej praktyczne niż jakikolwiek telefon. Z prostej przyczyny – ten drugi miał zakłócany sygnał przez powiadomienia pogodowe, smsy z promocjami czy kontakty rodzinne. Nawet czasami ciotka z drugiego końca świata – witaj, Anglio (!) – wysyłała jej śmieszne obrazki, na które zawsze odpowiadała kciukiem. Wyrażał on zazwyczaj i fakt, że wyświetliła i że nie do końca nie wiedziała, co powinna odpisać. W zamyśle to powinno być śmieszne, ale ona nie była dobrym odbiorcą, jeśli chodzi o zabawne memy. Nie umiała się śmiać z większości bzdurek, które bawiły społeczeństwo. Jej humor zaś był czarny jak ulubiona kawa, którą właśnie piła, gdy zabrzmiało powiadomienie.
Pagera nie dało się potraktować jak niesfornej cioteczki, której wyśle się kciuk i sprawa załatwiona na kolejne tygodnie. To wezwanie u każdego lekarza oznaczało pełną gotowość, niezależnie od tego, gdzie się znajdywali. Zapewne dlatego Enrica tak rzadko piła, bo musiała być w pełni przytomna, zwłaszcza w nocy, gdy zdarzały się najbardziej paskudne wypadki.
Te po których należało wyjść do rodziny i ogłosić śmierć mózgu. Dobrze pamiętała, że cztery miesiące temu nie wezwano jej, ale telefon zabrzmiał w ich domu. Dzwonili z jej oddziału, mieli jej męża. Życie wówczas skurczyło się dla niej do jednej sali, gdzie leżała jej Śpiąca Królewna. Właśnie tak do niego mówiła, gdy zostawali sami. Wiedziała, że Macnee doceniłby żart, gdyby tylko mózg rejestrował więcej bodźców.
Słabnął jednak z każdym dniem, a ona zachłannie próbowała utrzymać go przy życiu. Jego umysł, pamięć, wspomnienia – to wszystko było celem tego robaka, który nieustannie toczył jego mózg i wyzywał ją na pojedynek. Bywały dni, że nie zmrużyła oka, siedząc przy nim i zaklinając go na wszystkie świętości, by się przestał wygłupiać. Potrzebowała go, ich synowie musieli mieć ojca, a on się całkiem wydurniał z tą śpiączką.
Następnie go przepraszała za wrzaski i przynosiła mu nowe odcinki Greysów, które były dla lekarzy całkiem zabawne, ale najwyraźniej nie na tyle, by go zainteresować. Aż do dziś.
Pager pokazał jego salę, a Enrica puściła się w bieg, zostawiając papiery stażystce. Mogłaby być jedynie wdzięczna, że nie operowała wówczas, bo zapewne musiałaby dokończyć i dopiero wówczas zjawić się w tym dusznym pokoiku na końcu oddziału, gdzie zazwyczaj ludzie umierali, a nie budzili się ze snu wiecznego.
A Irving miał otwarte oczy i patrzył na nią jak człowiek, który spał za długo. Zdezorientowany, niepewny, ale przede wszystkim reagował na światło!
Przez moment zastanawiała się, czy podejść do tego jak żona czy lekarz, ale biały kitel zawsze wygrywał, więc najpierw zaczęła sprawdzać aparaturę i badać źrenice.
- Wiesz, gdzie jesteś? Jak się czujesz? – i tylko ktoś znający Enricę całkiem dobrze mógł zauważyć, że nigdy jej ręce tak nie drżały, a ona sama nie zbladła tak bardzo jakby zobaczył ducha.
Obudził się, wrócił do niej.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W tym momencie nie wiedział zbyt wielu rzeczy, cały czas był cholernie rozkojarzony oraz miał problemy ze złapaniem ostrości w swojej wizji, lecz jednego był pewien... Nigdy nie spodziewał się, że znajdzie się po tej stronie szpitalnego łóżka. Mógł nie mieć pojęcia, gdzie się ogólnie znajduje, ale z czystym sercem mógł założyć, że nie wybudził się właśnie z narkozy. Można mieć po tym różne skutki uboczne, lecz zazwyczaj nie zapominało się swojego imienia, ani tym bardziej pielęgniarki nie rzucają się biegiem wzdłuż korytarza na twój widok. Coś musiało mu się stać. Jakiś wypadek? Na pewno nie przy pracy. Każda próba powrotu do wspomnień sprzed przebudzenia kończyła się na razie tylko coraz mocniejszym bólem głowy. Był prawie pewien, że cały czas coś mu się śniło. Coś całkiem... Zwyczajnego. W każdym razie pewne rzeczy zaczynały do niego wracać na tyle, by przestał próbować sam wydrążyć tę skałę. Powinien poczekać na jakiegoś lekarza, który mu wszystko nakreśli.
Na szczęście nie musiał czekać długo. Nie miał pojęcia czy minęło kilka minut, czy kilkanaście, percepcja czasu nadal była u niego dość słaba. Nawet przy częściowym braku ostrości mógł jasno stwierdzić, że ten biały kitel oznacza lekarza, a raczej lekarkę, jak się okazało, gdy podeszła bliżej. Musiał chwilę pomrugać, przeczekać łzawienie oczu oraz zmarszczyć nieco czoło by przyjrzeć się jej trochę lepiej. Całkiem urodziwa, chyba nawet w podobnym wieku, jak on. To trochę go uspokajało. Może pod tym względem wychodził z niego trochę stary pryk, lecz nie miał takiego samego zaufania do młodego, jak do starszego lekarza. Niech wszystkie dzienniki mówią, co chcą. W tej dziedzinie najważniejsze jest doświadczenie.
Skrzywił się trochę, gdy został potraktowany jasnym światłem prosto w źrenice. Wiedział, że to standardowa procedura, co nie znaczyło, że było to w tym momencie przyjemne, więc tylko machnął ręką odwracając na chwilę twarz jakby mu tam mucha latała.
- Widzę, widzę. Oczy są w porządku. - mruknął cicho ochrypłym głosem, po czym przyszło mu chwilę pokaszleć i przełykać ślinę, kiedy organizm na nowo przyzwyczajał się do operowania w normalnym trybie aż w końcu ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku - Teraz zdecydowanie lepiej skoro jesteś tutaj. - wysilił się na delikatny uśmiech.
Irving nie byłby sobą, gdyby sobie trochę nie pożartował na granicy flirtu nawet w tak poważnej dla siebie sytuacji. Zawsze należał do tych pozytywnych i głośnych szkotów, których wszędzie pełno i do każdego zagadają z jakimś mniej lub bardziej cwanym komplementem.
- Co się stało? - spojrzał na kobietę skupiając się na jej mimice.
Ta powie mu najwięcej o tym czy ma kłopoty.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Enrica nie należała do kobiet, które zalewają się łzami bez powodu. Wiedziała, że są istoty, które tak dają się kierować przysadce mózgowej, że byle PMS wyzwala w nich silną nostalgię, ale nie należała do tego kółeczka. Ba, jak na kobietę była całkiem twarda. Urodziła dwójkę dzieci bez zbytniego roztkliwiania się, mogła nawet stwierdzić, że jej synowie są obiektywnie w porządku, ale nie zamierzała się zachwycać się czymś tak naturalnym jak rozmnażanie. Proces, jakich wiele, żaden cud stworzenia jak próbował wcisnąć im Kościół. Podobnie rzecz miała się ze ślubem.
Owszem, pokochała Irvinga miłością szaloną i zupełnie niepodobną do jej wcześniejszych przeżyć, ale taka jest kolej rzeczy. Wolała cieszyć się tym, że łączy ich wspólnota majątkowa i kredyt na dom, który na pewno był trwalszym spoiwem niż jakieś wspólne przysięgi. Znała się na tym, wiedziała, że te mogą w każdej chwili zostać złamane, więc ślub naprawdę był jedynie marną manifestacją dla rodziny.
Może dzięki temu podejściu teraz również nie zalała się łzami na widok swojego przytomnego męża. A może chodziło o to, że przedwczesna radość mogła zapeszyć jego stan, a ona przejęła nieco przesądów od tego Szkota.
- Nie sprawdzam ci oczu, tylko odruchy – wyjaśniła niecierpliwie, może i również był lekarzem (i to jednym z niewielu, których szanowała), ale nie pozwalała wtrącać się mu do pracy. Śpiączka czy uraz głowy nie mógł tego zmienić. Jeśli porównać Enricę do kogokolwiek, to oczywiście, do Królowej Elżbiety – równie rzadko zmieniała swój status quo i wychodziła z roli przykładnej lekarki.
- Zrobimy tomografię, badania, ale najważniejsze, że reagujesz – i bez uprzedzenia uderzyła go młotkiem w kolano, ale skoro odskoczył, to znaczyło, że wszystko w porządku. I wówczas bez ostrzeżenia pojawiło się pieczenie w oczach, a ona poczuła, że jeszcze chwila, a całkiem się rozpadnie.
- Miałeś wypadek, Irving. Myślałam… Myśleliśmy, że cię już stracimy – odrzekła, a potem złożyła delikatny pocałunek na jego zabandażowanej głowie. Niesamowite, że dopiero, gdy upewniła się, że wszystko jest w porządku i jej mąż żyje, postanowiła się z nim przywitać należycie.
- Chłopcy oszaleją ze szczęścia. Ja sama nie mogę w to uwierzyć – i teraz mógł dostrzec, że oboje mają te same, wykonane z czarnego materiału obrączki, które miały symbolizować, że nie opuszczą się do śmierci.
Najwyraźniej Macnee postanowił w połowie drogi do raju zawrócić, a jak go znała (a znała najlepiej), to zrobił to tylko i wyłącznie, by ją rozbawić i przerazić. Prawdziwy powrót z martwych, z troską, która rzadko pojawiała się na jej twarzy pogładziła go po ogolonym policzku. Dobrze było go widzieć znowu, czytać w jego źrenicach, nawet jeśli widziała w nich coś niepokojącego, ale jeszcze nie umiała tego zinterpretować prawidłowo.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To wszystko było dla Irvinga trochę dezorientujące. Z jednej strony wydawało mu się, że doskonale zna to szpitalne pomieszczenie, jakich z resztą było wiele w całym szpitalu. Miał jakieś podświadome przeświadczenie, że bywał w nim już setki razy. Może nawet w tym szczególnym. Mógł się mylić, lecz chyba wtedy kogoś szukał, kogoś mu drogiego. Z drugiej jednak strony to wszystko wydawało mu się cholernie obce. Pewne fakty zdążyły już do niego wrócić, jak chociażby imię, nazwisko oraz wykonywany zawód, lecz milion wątków pobocznych było zupełną niewiadomą. Ciężko było mu sobie przypomnieć cokolwiek ze studiów, czy poszczególnych pacjentów, a marny byłby z niego lekarz, jeśli nie pamiętałby osób które operował, a tym bardziej ordynator, bo tak... Okazuje się, że przypomina sobie jakieś przebłyski z zarządzania całym oddziałem. Bycie po drugiej stronie łóżka było cholernie dziwne i w życiu by się tego nie spodziewał.
Nie zdążył się nawet zacząć zastanawiać nad innymi aspektami swojego życia osobistego, zanim do pomieszczenia weszła ta piękna i tak chłodnie profesjonalna lekarka. W jej manierze było coś, co kazało mu myśleć, że widział ją już wcześniej, aczkolwiek teraz nie mógł być niczego pewny. Nie ufał ani samemu sobie, ani swoim wspomnieniom. Mógł nie być specjalistą z dziedziny neurologii, ale liznął na tyle w tym temacie podczas swojego zawodowego życia by zdawać sobie sprawę, że dopóki wszystko, czym go do tej pory uraczyli nie przestanie działać, nie może być pewien co tak naprawdę jest prawdziwe, a co jedynie jakimś snem, który trwał tak długo, że teraz wydaje się realny.
- Wiem, wiem i mówię ci, że wszystko w porządku. - mruknął trochę niezadowolony.
Doskonale znał procedury i dzięki temu raczej był w stanie ocenić, czy wszystko z nim w porządku. Potrafił być cholernie upartym Szkotem i nigdy nie lubił by inni jakoś specjalnie pochylali się nad jego losem. Rzadko zwierzał się komukolwiek, że coś go boli bądź zapisał się na badania. Najciemniej pod latarnią, jak to mawiają, a to przede wszystkim, że nie miał pełnego zaufania do większości lekarzy. Lata robiły swoje.
- Auć, reaguję, reaguję. Wszelkie zdolności motoryczne wydają się być w normie. - odpowiedział jej całkiem rzeczowo jeszcze sprawdzając czy posiada czucie we wszystkich palcach oraz czy jest w stanie je w ogóle zginać.
Wyglądało na to, że cokolwiek mu się przydarzyło, nie wywołało zaniku władzy nad własnym ciałem, więc miał szczęście. Wszystko okaże się tak naprawdę po dodatkowych badaniach zleconych przez piękną lekarkę, lecz mógł się spodziewać, że wyjdzie z tego wszystkiego w miarę w jednym kawałku.
Ten czuły pocałunek w czoło wybił go trochę z rytmu. Początkowo myślał, że wydaje mu się znajoma tylko dlatego, że pewnie razem pracują. Widują się na korytarzu, może nawet są przyjaciółmi, aczkolwiek to jak wypowiedziała jego imię w połączeniu z tym czułym gestem nie wyglądał jak coś, co robią dla siebie przyjaciele. Przynajmniej w jego kręgu znajomych. Nie pozwolił sobie jeszcze na większe spekulacje, biorąc pod uwagę swój stan, ale zaczynało go to trochę martwić.
- Tyle już sam wywnioskowałem, ostatnie, co pamiętam to jakieś światła pędzące prosto na mnie... - prychnął niezadowolony, bo chętnie dorwałby tego dupka, który go tak urządził.
Tak, spodziewał się, że to facet po tego typu brawurowej jeździe. Jego zdaniem kobiety jeździły trochę bardziej zachowawczo, przez co powodowały o wiele mniej poważnych wypadków.
- Chłopcy? Będziesz mi musiała przypomnieć, o kim mówimy. - uśmiechnął się przepraszająco, po czym jego wzrok padł na jej obrączkę.
Tę samą, którą nosił on sam. Przybliżył nieco swoją dłoń do jej by się upewnić. Były identyczne. Syknął z bólu, gdy kolejna szpila zdawała się wbijać wprost w jego korę mózgową. Coś próbowało przedrzeć się przez mgłę amnezji, ale nie dawało sobie rady. Cały zbladł błądząc wzrokiem pomiędzy kobietą, a ich obrączkami. Nie potrzeba było geniusza żeby domyśleć się, kim tak naprawdę dla siebie byli i co znaczył ten poprzedni gest. Tylko, że... On nic nie pamiętał. Zupełnie jakby ich wspólne życie nie istniało. Jak można zapomnieć kilka, kilkanaście albo kilkadziesiąt lat spędzonych razem? Kto zapomina takie rzeczy? Jeszcze ci chłopcy, czy chodziło o ich dzieci? Nie można zapomnieć rzeczy, to nie możliwe. Nawet jemu nie mieściło się to w głowie i widać było, że jest kompletnie zdezorientowany.
- Co mi się stało? - powiedział w końcu grobowym tonem patrząc na kobietę, która musiała być jego żoną, a której oblicze nie budziło zupełnie żadnych wspomnieć prócz goryczy związanej z tym, że jej nie pamięta.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Gdyby ktoś zajrzał w jej zwoje mózgowe, to odkryłby, że pracują właśnie na zwiększonych obrotach. Może i wydawała się na pierwszy rzut oka chłodna i cyniczna, ale w środku właśnie przeżywała jedną z najważniejszych chwil życia. To jej wrodzony racjonalizm i dusza wiecznej realistki dawała o sobie znać, bo inaczej podskakiwałaby do góry, gdy jej mąż okazywał się nadal tym samym wzorowym uczniem i zaliczał po kolei wszystkie testy, przed którymi go stawiała. Jeśli mówili o szczęściu, to właśnie wygrali olbrzymi los, bo przecież przewidywała najgorsze. To, że ten cholernie uparty Szkot stanie się warzywem i będzie przez lata leżał w tej dusznej salce, zamieniając się w postrach szpitala. Dobrze znała takie przypadki. Ludzie miesiącami kwitli na własnej grządce, zamieniając swój mózg w papkę. Nikt inny jak ona, nie zdawała sobie sprawy, że mózg to dzieło opętanego twórcy, który może i początkowo miał świetny plan i stworzył maszynę, która zawiaduje każdą komórką organizmu, ale potem postanowił uczynić ją tak kruchą i tak zawodną, że byle wypadek i nagle jej mąż zamieniał się z ordynatora w pacjenta. Na dodatek nadal był marudnym sobą, więc ledwo powstrzymała się przed przewracaniem oczami (damie nie wypada robić takich rzeczy) i spojrzała wymownie w sufit, pragnąc policzyć do setki.
- Cieszę się, że reagujesz prawidłowo, Macnee, ale mam obowiązek cię zbadać – odrzekła więc bardzo srogo i nie tak jak żona powinna przemawiać do męża, za którym tak cholernie tęskniła, ale Enrica wychodziła z bardzo prostego założenia. Jeśli Irving będzie gruntownie przebadany i zdrowy, to wróci do ich wspólnej domowej rutyny szybciej niż mogła sobie wymarzyć. Wówczas będzie czas na czułości, na seks nad ranem, na karmienie kotów i picie wina na werandzie. Na wszystko znajdą odpowiednią porę, więc na razie musiała darować sobie spontaniczne wybuchy radości i skupić się na diagnozie. Która, przynajmniej w tamtym momencie wydawała się jej prawidłowa. Nie musiał wszak pamiętać wypadku. Ludzki umysł jest tak zagadkowy, że czasami zaciera te najbardziej traumatyczne wspomnienia i skupia się na przetrwaniu. I tak wykonał kawał dobrej roboty, bo dostarczał mu wszystkie bodźce i pobudził jego organizm do pobudki. Teraz musieli jedynie utrzymać ten stan. To się liczyło.
- To był nastolatek. Rodzice kupili mu samochód, chciałeś go wyminąć i uderzyłeś w drzewo – wyjaśniła więc bardzo ogólnie i już szykowała się do wybuchu radości, którego nie umiała tłumić ani minuty dłużej, gdy zadał jej najbardziej przykre pytanie świata.
Jacy chłopcy, twoi, nasi chłopcy!
Spojrzała na niego raz, drugi, trzeci i nagle uświadomiła sobie, że zadaje jej drugie pytanie, którego zupełnie nie rozumie. Przecież on nie mógł…
- Ty cholerny idioto, żart z amnezją wcale nie był śmieszny! – tak, zapomniała, że to Szkot i oczywiście musiał zrobić sobie z niej dowcip, bo inaczej nie byłby sobą. Uderzyła go lekko (jak na siebie) w policzek. – Ocknij się i skończ z tymi wygłupami, bo jestem na nogach od dwudziestu czterech godzin i chcę przywitać się z moim mężem! – nie zabrzmiało to najbardziej czule na świecie, ale starała się mu pokazać, że nie pora na wygłupy.
Bo to są przecież tylko żarty. Irving urządzał sobie właśnie cyrki z amnezją, która wcale nie miała miejsca. Nie mogła mieć, on nie miał nigdy problemów z pamięcią, więc skąd niby po wypadku jego mózg miałby zwariować? Wyszła w tej chwili z roli lekarza i była już tylko żoną, której umysł zaczął pędzić w kierunku czystej i niepohamowanej histerii, ale nie zamierzała dopuścić nawet takiej możliwości do rozważenia.
Irving był cały. Koniec, kropka, amen. Teraz tylko pozostawało czekać aż wyjaśni Enrice, że tak naprawdę żartował i usiłował wrobić tę starą (ekhm) neurologiczną wyjadaczkę, jaką była.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving na szczęście pomimo swoich zaników pamięci zachował tyle instynktu samozachowawczego żeby swoim markotnym podejściem do tych wszystkich testów przynajmniej w nich nie przeszkadzać. Może nie był teraz w pełni swoich władz umysłowych zaraz po wybudzeniu ze śpiączki, ale coś mu podpowiadało, że jego lekarka nie jest osobą, z którą powinien wdawać się w dalsze dyskusje. Mogli sobie trochę pożartować w dobrym guście, ale jak przegnie to kobieta na pewno da mu to odczuć. Była trochę chłodna, ale nie mógł odmówić jej profesjonalnego podejścia do swojego przypadku. Jeśli chciał z tego wszystkiego wyjść w jakiś sposób obronną ręką, ona była jego najlepszym wyjściem. Z resztą pojawiła się tutaj jako jedyna, więc musiała prowadzić jego przypadek od kiedy tutaj trafił i skoro o tym mowa ciekawe ile czasu minęło? Dni, miesiące? Co z jego bliskimi? Rodziną? Czy on w ogóle miał rodzinę..? Dlaczego jej nie pamiętał. Ten tok myślenia znów przyprawiał go o ból głowy, a zważywszy na fakt, że aż takim masochistą nie był, pozwolił lekarce dokończyć procedury próbując zachować czysty umysł. Nie było aż tak trudno. Sam jej widok sprawiał, że potrafił się skupić tylko na niej.
- To musiało być cholernie duże drzewo... Tego momentu już nie pamiętam. - mruknął kręcąc lekko głową - Zawsze byłem zdania, że prawo do samodzielnej jazdy powinno przysługiwać dopiero po kilku latach stażu pod okiem doświadczonego kierowcy. - wymsknął się mu ten ciężki, szkocki akcent, którego zdążył się już oduczyć po kilkudziesięciu latach na obczyźnie, co tylko wskazywało, że w mózgu niektóre rzeczy jednak trochę się poprzestawiały, albo po prostu jeszcze nie do końca się obudził ponieważ taka sama sytuacja miała miejsce prawie każdego poranka.
Ten policzek wymierzony mu przez kobietę tylko potwierdzał jego najgorsze obawy. Naprawdę doznał amnezji. Oczywiście nie miał jej za złe tego ciosu. Żart tego typu rzeczywiście wydawał mu się całkiem naturalny, więc w ten czy inny sposób sobie na niego zasłużył, jednak to nie wokół tego krążyły właśnie wszystkie jego myśli. Rozmasował szczękę szukając jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia dla tego wszystkiego. Oczywiście, że przy tego typu wypadkach występowała często krótkotrwała amnezja, ale problem był w tym, że ta jego wydawała się być wybiórcza. Przecież nie zapomniał kim jest, jaki zawód wykonuje ani rzeczy z jeszcze dalszej przeszłości. Z jakiegoś powodu nie pamiętał swojej rodziny. Nie ojca, który był tylko bogatym dupkiem, czy matki, która nie potrafiła mu się przeciwstawić. Nie pamiętał rodziny, którą sam musiał stworzyć z tą piękną kobietą. Jaki człowiek zapomina swoje własne dzieci? Swoją żonę? Przecież to nie mogło być nowy związek, skoro doczekali się synów. Więcej niż jednego! Jak można pamiętać część wypadku, swoją pracę z ostatnich kilkudziesięciu lat, a nie kochającą żonę? Czy to nie on powinien mieć władzę nad swoim umysłem? To on kieruje tym ciałem, więc dlaczego zapomniał?
Irving w końcu usiadł na łóżku przyglądając się komuś, kto był jego żoną. Desperacko pragnął poczuć coś ciepłego na sercu, cokolwiek co pozwoli mu wierzyć, że chociaż stracił wspomnienia, uczucia pozostały, jednak... Nic takiego się nie stało. On naprawdę tego chciał. Szkot nie był znany z okazywania słabości, lecz teraz podejmował walkę ze samym sobą, która była skazana na porażkę. To przerażające jak ważne są wspomnienia. To one kształtowały uczucia. Chociaż był tutaj ciałem, nie mógł zapewnić swojej żonie tego, czego od niego potrzebowała. Jak irracjonalne by to dla niego samego nie było czuł się winny. W końcu to jego umysł zapomniał, a on powinien być jego panem.
- Przepraszam, ale naprawdę nie pamiętam... - zwiesił głowę w hańbie, czymś, czego w swoim życiu nigdy nie okazał i chyba nawet nie poczuł - Wiem, że to nie polepsza sytuacji, ale trafiło się ślepej kurze ziarno, co? - uśmiechnął się do niej trochę niepewnie pozwalając sobie na żart całkowicie w jego stylu i oczywiście z tą kurą miał na myśli siebie.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
- To naturalne, że nie pamiętasz – zdążyła powiedzieć jedynie tyle i potem mogła przeklinać się już za fakt, że użyła takiego sformułowania. To co stało się potem i co sprowadziło na Enricę gniew na tyle dotkliwy, że aż użyła pięści, już wcale nie było takie zwyczajne. Nie, ludzie wbrew pozorom nie tak często budzili się z zanikami pamięci. Owszem, gdyby znajdywali się w jakieś brazylijskiej telenoweli, to może nie zdziwiłoby ją ani trochę, ot, scenarzysta postanowił dodać trochę kolorytu serialowi i umieścił męża, który za cholerę nie pamięta żony. Oczywiście zaraz znajduje się jakaś kochanka – czy to ten czas, że powinna patrzeć na pielęgniarki z podejrzliwością (?) – i bohater odchodzi szczęśliwy.
Może bez pamięci, ale z długowłosą lafiryndą, a amnezja jest najlepszym wytłumaczeniem dla jego poczynań. Trudno go wszak winić za to, że nie pamięta swojej żony, więc nie czuje z nią żadnej więzi. Za to z młodszą o dekady dziewczyną znajduje wspólny język, o ironio losu! Całe szczęście, że pani doktor naprawdę nie miała czasu na oglądanie podobnych perypetii, bo gdyby znała chociaż fragmentaryczny przebieg zawiązywanej akcji w tego typu serialach to już mogłaby położyć się obok męża i wezwać Jonathana na kardiologiczną poradę. Zapewne zawał byłby gwarantowany.
A tak przynajmniej mogła skupić się na badaniach tego jegomościa i zapisywać go po kolei na skany mózgu, które mogłyby rozjaśnić coś w jej głowie. Do momentu, gdy sądziła, że jest w porządku, to nie wychodziła ani o krok z funkcji, jaką tutaj pełniła – była przede wszystkim lekarką i Irving (znający od podszewki jej nawyki) wiedział, że ten chłód i opanowanie to tylko absolutny pancerz. Niestety, gdy tylko okazało się, że mężczyzna nie pamięta niczego, a przede wszystkim jej, poczuła, że nagle wychodzi z niej kobieta i staje obok męża.
Uderzając go w policzek.
Dobrze, że nie miała czegoś ostrego w ręku.
Natychmiast pożałowała tego czynu i spojrzała na niego dłużej. Nie tak zachowywały się damy i nie tak zachowywała się lekarka, gdy jej pacjent zmagał się z diagnozą. Może i nie była wzorem empatii, ale mogła zrobić kilka kroków w butach własnego męża, skoro przez tyle lat dzielili razem dom, finanse, łóżko i szpital. Mogła zrozumieć, że on nie pamięta, że nie robi sobie z niej żartów, bo od czarnego poczucia humoru w tym domu była tylko ona, a Irving może i bywał bezmyślnym Szkotem, ale nigdy nie naraziłby ją na coś takiego.
Gdy do niej to dotarło, pierwszy raz w życiu – a już od trzydziestu lat była lekarzem – usiadła na łóżku pacjenta, to jest jego i spojrzała na niego z widocznym strachem w pięknych, choć zupełnie teraz ciemnych z przerażenia oczach. Amnezja, braki w pamięć, powrót do wcześniejszych lat, zupełna regresja mózgu. Teraz czas na odpowiednią diagnozę? A może na wyciąganie albumów rodzinnych, by pokazać mu, że naprawdę jest częścią jego życia?
- Cholera jasna, niech to szlag – i może nie pamiętał, ale Enrica tak niewyszukanego słownictwa nie używała nigdy, więc wyglądała trochę jak piękna, ale zupełnie zepsuta lalka, która najchętniej powtarzałaby pojedyncze wyrazy, bo na pełne zdania jeszcze nie miała siły. A on się uśmiechał i żartował. Jasne, musiał uderzyć się i stracić pamięć, bo tego szkockiego poczucia humoru i durnych dowcipów nie mogli mu wybić z głowy.
Doprawdy mózg działał jak według planu chaosu, a ona jak to ona, pragnęła za wszelką cenę przywrócić mu porządek, choć sama właśnie wpadła w króliczą norę jak ta pieprzona Alicja.
- To zupełnie naturalne – powtórzyła więc. – Zaniki pamięci, chwilowa amnezja… Możesz uważać, że to przerażające i rozumiem, ale zrobimy więcej badań, otrzymasz wiele bodźców i powrócisz do nas, Irving. Bo jak słusznie stwierdziłeś, trafiło się kurze ziarnko i chcę z powrotem mojego męża – posłała mu uspokajający uśmiech i mogła przyznać, że ten jego stan ma jedną kluczową zaletę.
Przynajmniej nie znał jej na tyle, by wiedzieć, że histeryzuje, z tym, że po swojemu, oczywiście, bo nadal to była Enrica. Nawet jeśli była przerażona jak diabli.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Też chciał wierzyć w to, że to wszystko było zupełnie naturalne. Przez chwilę nawet tak było, lecz nawet przy jakiejś cholernej wybiórczej amnezji nie zapomniał wszystkich swoich lat zarówno w szkole jak i stażu pracy. Jako chirurg był już przy pewnie kilku tysiącach operacji, przy jeszcze większej liczbie po prostu konsultował, więc zdążył liznąć tematu z każdej dziedziny anatomii. W jakiś sposób wydawało mu się, że o mózgu wie akurat zdecydowanie więcej niż o innych, ale mogło to być tylko złudzenie, które znów przynosiło ze sobą ten kłujący ból głowy. Cały czas męczyły go te sny, które miał w śpiączce. Wydawało mu się, że ktoś tam był. Ktoś mu bliski, więc dlaczego teraz za każdym razem jak próbuje sobie to przypomnieć dostaje tej cholernej migreny?
Wtedy jak grom z jasnego nieba nadeszła świadomość, że to wcale nie był przypadek. W tych wspomnieniach rzeczywiście ktoś był. Jego żona, jego dzieci, co zresztą sama zainteresowana przed chwilą potwierdziła. W tym momencie piekący policzek po uderzeniu w policzek był najmniejszym z jego zmartwień. Jego cholernie logiczny mózg próbował znaleźć jakieś wytłumaczenie tej całej sytuacji, lecz nie był w stanie, co tylko wzmagało jego migrenę. Żaden przypadek konsultowany przez niego do tej pory nie zabierał tak wybiórczej amnezji. Jeśli już można nie pamiętać ostatnich kilku dni, zdarzało się, że ktoś w ogóle zapomniał kim jest, aczkolwiek żeby wymazać z pamięci konkretne osoby, a nie całe wydarzenia? To bardzo nietypowe, przynajmniej przy normalnych zanikach pamięci. Jednakże...
Boże, tylko nie alzheimer... - jęknął w myślach próbując nawet o tym nie myśleć.
Nie chciał sobie nawet wyobrażać siebie z Alzheimerem, ani tym bardziej nie chciał myśleć o tym, co oznaczałoby to dla jego rodziny. Nawet jeśli w tym momencie ich nie pamiętał. Przez chorobę bądź ten cholerny wypadek, kiedyś musiał ich kochać. Ze względu na chociażby na to nie chciałby by musieli przez to przeszkodzić. Stary Irving też by tego nie chciał. To nie mogło się tak skończyć. Może po prostu wcześniej nie zauważali jakich subtelnych objawów, a dopiero uraz po wypadku jakoś przyśpieszył postępowanie choroby? Widział w swojej karierze dziwniejsze wypadki, lecz jeszcze nie wszystko było stracone. To tylko gdybania starego lekarza poza jego specjalizacją, prawda?
Szukał jakiegoś pocieszenia w oczach swojej żony, która właśnie usiadła na jego łóżku, lecz na próżno. Nie musiał pamiętać wszystkich pięknych lat spędzonych razem by rozpoznać ten strach w jej pięknych oczach. Jeśli jego scenariusz był czarny, a nawet nie była to jego specjalizacja, jej mina utwierdzała go w przekonaniu, że to coś poważnego. Chyba uczucia wygasały ostatnie ponieważ ufał jej, ufał bezgranicznie nawet jeśli nie pamiętał.
Zanim to wszystko do niego dotarło jeszcze sobie trochę pożartował, ale jej reakcja jasno dawała mu do zrozumienia, że mają problem. Duży problem. Irving nigdy nie był typem, który by się czegoś bał. Podchodził do wszystkiego z mieszanką realizmu oraz optymizmu. Nie dawał nikomu złudnych nadziei, ani nie spisywał nikogo na straty. Jednak tym razem się bał. Wiele rzeczy mógł stracić, ale wspomnienia? Wszystko, co przeżył w swoim życiu? To była cholernie wielka cena i w tym momencie chyba wolałby się nie obudzić. Odejść w śpiączce i nie ranić swoich bliskich.
- Musiałem zrobić w przeszłości coś bardzo imponującego, żeby cię zdobyć, co? - uśmiechnął się biorąc jej dłoń w swoją robiąc, podobnie jak ona, dobrą minę do złej gry - Mam rozumieć, że będę cię często widywać pani doktor? - uśmiechnął się w ten swój figlarny sposób próbując rozładować trochę atmosferę.
Wszystko co racjonalne kazało mu nie wybiegać myślami do przodu. Jak na lekarza przystało próbował podejść do tego wszystkiego racjonalnie. Poczekać na wszystkie testy zanim sam sobie zacznie stawiać diagnozy, ale co jeśli to rzeczywiście alzheimer? On nie mógł tak żyć.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Dopóki nie było diagnozy, to nie było powodu do zamartwiania się. Każdy kto znał Enricę, wiedział, że preferuje takie podejście życiowe. Była umysłem typowo ścisłym, więc rzadko skupiała się na pogłębianiu swoich obaw przez nienaturalne czarnowidztwo. Owszem, brała pod uwagę czynniki, którą mogą (nie muszą) wystąpić, ale wiedziała, że jest również człowiekiem i może się pomylić, więc wolała zdać się na coś bardziej pewnego. Na algorytm maszyn, które powiedzą im o potencjalnej chorobie mózgu więcej niż jego gdybania. Bo tak, Irving mógł ją całkowicie wymazać ze swojej głowy, ale ona znała swojego męża doskonale i wiedziała, że przez jego umysł przetacza się obecnie inwazja myśli, które atakują siebie wzajemnie. Jeśli jego głowy nie toczył żaden nowotwór – a była pewna, że nie – to on sam wręcz gotował sobie mózg przypuszczeniami, teoriami i hipotezami. Macnee już tak po prostu miał, a na dodatek jego szkocka impulsywność sprawiała, że nie potrafił się uspokoić i dać jej czas do działania. Zawsze taki był i z niejako wzruszeniem obserwowała to, że takie cechy charakteru nie znikają, choć sam umysł nagle przeistacza się w tabula rasa. Sądziła nawet, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, to uznałaby to za frapującą ciekawostkę, ale gdy dotyczyło to jej męża, to trudno było zachować obiektywizm.
Nie, żeby się nie starała. Nie rzuciła się mu przecież w objęcia, czując, że musi posłuchać własnych rad i pozwolić mu się oswoić z zaistniałą sytuacją. Nie było to łatwe, wszak to nadal była najbliższa osoba w jej życiu – ktoś, z kim nieprzerwanie spędzała czas od trzydziestu lat i to nie tylko w domu, ale i w szpitalu. Teraz jednak musiała uszanować to, że jest dla niego praktycznie obca i choć wyrywała się do niego, to nadal musiała być zdystansowana.
- Macnee, ja wiem, co ty kombinujesz – mruknęła, gdy nagle maszyna zanotowała zwiększony puls. – Za chwilę pojawi się gorączka, następny krok to infekcja i antybiotyki. Musisz przestać to analizować – to nie była prośba, a rozkaz, który z boku mógł się wydawać nieczuły, ale jak ona na niego patrzyła! Całe jej życie zależało od tego człowieka, więc jedynym wyjściem było zaufanie jej i dostępnym badaniom. Gdyby była bardziej uczuciowa, to pewnie dodałaby, że wie, że się boi, bo ona również, ale Enrica nie umiała nigdy na tyle się otworzyć, choć i tak przy nim była wręcz przesadnie czuła.
I uśmiechnęła się, gdy wziął jej dłoń. Trzydzieści cholernych lat. Smutku, żałoby, radości, kłótni tak zaciekłych, że miała prawnika na szybkim wybieraniu oraz miłości, bliskości. Byli pieprzonym wzorem udanego małżeństwa, a teraz nawet nie pamiętał jak się poznali.
I jak ma na imię.
- Enrica, Enrica Duke- Macnee – poprawiła go, choć miała dziwne przeświadczenie, że na razie zostanie dla mężczyzny tylko panią doktor. – I serio, Irving, teraz będziesz mnie zarywać? – parsknęła, widziała co robił i była mu wdzięczna, że próbuje rozładować tą duszną atmosferę, ale to był właśnie cały on, zawsze gotowy obrócić jej powagę w kolejny nieustający żart. – Studiowaliśmy razem na Oksfordzie. Byłam kujonką, a ciebie interesowały imprezy i dziewczyny. Gdyby nie to, że za każdym razem usiłowałeś ze mną rywalizować, to pewnie bym cię nawet nie zauważyła – zaśmiała się. – A potem wszystko jakoś… potoczyło się naturalnie – nie chciała teraz, w tej sterylnie czystej sali wracać do zdzierania ubrań w biegu, do tej dziwnej namiętności, którą napędzały kolejne awantury. To nie był czas i miejsce na to, na razie wystarczyło, że obejmowała jego dłoń swoją.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W takiej sytuacji ciężko było mu myśleć racjonalnie. Pomijając nawet fakt, że został naszprycowany lekami i był świeżo po pobudce ze śpiączki, nie mógł przecież tak po prostu przejść obojętnie obok faktu, że zapomniał o swojej rodzinie. Nie wszystko wydawało się stracone, ponieważ napadały go te przeklęte bóle głowy kiedy zaczynał się mocno zastanawiać nad swoją przeszłością, lecz to tyle. Wspomnienia nie wracały równie magicznie, co czmychnęły z jego umysłu, a ten zaczynał pisać coraz czarniejsze scenariusze. Już alzheimer byłby dla niego grobową diagnozą, ale implikacje tej choroby byłyby katastrofalne. Przecież nie mógłby powrócić do zawodu. Chociaż często na niego psioczył na stare lata, był w pewien sposób sensem jego istnienia, podobnie z resztą jak jego... Żony? Kolejny kolec wbity w lewą półkulę skutecznie odwiódł go od dalszych przemyśleń w tym kierunku. Jego życie może już nigdy nie być takie samo i co jeśli nie przypomni sobie o swojej rodzinie? O swojej własnej żonie, która siedzi teraz przed nim, a gdyby nic nie powiedziała byłaby tylko piękną lekarką? Ta racjonalna, logiczna strona jego umysłu cały czas próbowała się przebić. Nakazywała czekać na wyniki badań. Powstrzymać się z diagnozą, ale wrodzona impulsywność na to nie pozwalała. Przynajmniej do czasu gdy kobieta odezwała się do niego dość władczo. Wszystko na chwilę ustało gdy na nowo podniósł na nią wzrok.
- Tak, wiem. - westchnął cicho - To pewnie przez to wszystko, co utrzymywało mnie przy życiu. Poczekam na twoją diagnozę. Wiem, że mogę ci zaufać. - uśmiechnął się lekko widząc jak na niego patrzyła.
Mógł nie mieć pojęcia jak układało im się w małżeństwie. Czy drą cały czas koty, mieli zaraz brać rozwód czy jest to niekończąca się sielanka, aczkolwiek kiedy kobieta tak na ciebie patrzy, wiesz, że możesz jej zaufać. Najwyraźniej można wymazać część wspomnień, lecz nie wszystkie uczucia, które towarzyszą danej osobie. Gdzieś podświadomie czuł, że gdyby miał swoją pamięć, nie chciałby by ktokolwiek inny zajmował się jego przypadkiem. Cała dyrekcja może jęczeć o tym, że to niezgodne ze sztuką, ale czy komukolwiek udało się coś wyperswadować temu upartemu szkotowi? Nawet ze swoją amnezją był pewien, że nie. Nie da się pozbawić swojej najlepszej szansy. To już postanowione.
- Enrica... - wyszeptał sprawdzając jak to imię wybrzmiewa z jego ust, wydawało się całkiem naturalne, zupełnie jakby robił to dziesiątki tysięcy razy i pewnie tak było - Enrica... To ładne imię. Słyszę natomiast, że nie oczarowałem cię na tyle byś przejęła tylko moje nazwisko. Mądra kobieta. - uśmiechnął się z szacunkiem kiwając głową odnośnie jej decyzji.
- Jeśli kiedykolwiek przestałem to byłem głupi i widzisz... los mnie pokarał. - zaśmiał się cicho właściwie odruchowo unosząc jej dłoń do góry i składając na niej pocałunek, na czym ze zdziwieniem złapał się dopiero po krótkiej chwili.
- Nie powiem, to brzmi jak ja. - wzruszył ramionami z rozbrajającym uśmiechem - Niech zgadnę, to jest ten moment, kiedy korzystasz z okazji żeby mi wmówić, że nigdy z tobą nie wygrałem. - tu jest, tak... Ta szkocka duma emanująca z jego rozbawionego uśmiechu - Naturalnie? Ciężko mi uwierzyć, że tak ułożona kobieta skończyła ze mną naturalnie. - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo spoglądając na swoją żonę nieco pobłażliwie.
Może nie pamięta w tym momencie wszystkiego, ale nie musi obchodzić się z nim jak z jajkiem. Był już na tyle przytomny by być w pełni świadom swoich wad charakteru. Tego niestety amnezja chyba mu nie odebrała, nad czym Enrica pewnie już niedługo zacznie ubolewać.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Wadą Enrici (choć i czasami zaletą) było to, że ona zawsze we wszystkim widziała porządek. Gdy inni ludzie tworzyli wobec siebie chaos, ulegali pragnieniom bądź podszeptom władzy, ona jak ta mrówka powoli i dokładnie pracowała na swoje stanowisko i reputację. Nikt nie mógł jej zarzucać, że działa w niepotrzebnym afekcie. Była równie precyzyjna i wyważona na sali operacyjnej, jak i w domu. Wydawać by się mogło, że do pewnego czasu zachowywała się jak automat, zaprogramowany na to, by wokół niej panowała względna sielanka. Wydawać by się mogło, że jest przy tym pozbawiona uczuć, bo nie reagowała tak żywiołowo jak większość ludzi, ale zawsze uważała, że to czynami można okazać komuś największe uczucie. To ona pilnowała tego, by dzieci, mąż i koty (kolejność dowolna) były bezpieczne, nakarmione i przygotowane na każdą ewentualność. Tak wyrażała swoje przywiązanie. Teraz też mogła wpaść w histerię, rzucić się mu w objęcia, ale to na dłuższą metę by mu nie pomogło, a ona już teraz zaprzęgała cały swój umysł do walki z niewidzialnym wrogiem, który poszedł z nią na wojnę. Kto lub co tak manewruje półkulami, że nakazał mu zapomnieć o niej?!
O medycynie – jeszcze by zrozumiała… Nonsens, Duke- Macnee wiedziała, że tacy ludzie jak oni są już tak bardzo skupieni na leczeniu, że operacje wykonują niemal bezwiednie, to staje się tak naturalne jak jazda na rowerze, więc wcale się nie dziwiła, że wiedza i pewne umiejętności z nim pozostały, choć nie mógł skojarzyć sobie ani sekundy z ich wspólnych wspomnień.
- Twoje zaufanie jest nielogiczne – a jednak dłużej popatrzyła w te oczy, które swojego czasu robiły z nią, co chciały. Cholerny, durny Szkot. – Nie pamiętasz mnie. Mogliśmy być w trakcie rozwodu, może masz sporą polisę, a ja spowodowałam ten wypadek, a ty mi ufasz? W imię czego? W imię mojej cudownej osobowości? Proszę cię – zupełnie jakby mu mówiła, że stać go na więcej. Z tym, że to raczej chodziło o to, że bała się go dopuścić za blisko, bo jego amnezja mogła złamać jej serce. Nie dość, że najpierw przez niego (albo dzięki niemu) dowiedziała się, że posiada ten narząd, to teraz jeszcze mógł z nim robić, co chciał.
Dlatego to było takie skomplikowane i dlatego czuła, że musi porozmawiać z Jonathanem o jego przypadku. Nie z powodu jego umiejętności, bo kardiolog się im nie zda na wiele, ale z powodu jego podejścia do życia. Potrzebowała kogoś o tak analitycznym myśleniu jak jej własne, a zastępca dyrektora był jedną z osób, których szanowała po tym względem.
Ktoś musiał pomóc jej uporządkować ten chaos, zwłaszcza że nie mogła liczyć na męża pod tym względem. Jeszcze nie teraz, choć wraz z jego słowami i gestami (tak, był dalej tym samym flirtującym mężczyzną, którego znała) uśmiech sam cisnął się jej na usta.
- Moje nazwisko jest związane z brytyjską arystokracją, więc gdybym przyjęła tylko twoje, to byłby to duży nietakt – wytłumaczyła i odkryła, że tyle rzeczy on nie wie, a ona nie wiedziała od czego zacząć. Może powinni porozmawiać o synach, a nie o momencie, w którym my zastąpiło dwójkę upartych i nienawidzących się studentów?
Widziała jednak, że Irvinga to uspokaja, a i ona sama dobrze się czuła, gdy tak siedziała przy jego łóżku i mogła mu o czymś opowiedzieć. Zabrakło jej wyobraźni, by widzieć w tym normalny wieczór pary, pełny wspomnień, ale przecież jak coś mieli w zanadrzu morfinę dla niego i setkę dla niej. I tak już dziś była po dyżurze.
- Dobrze, panie nie dam sobie wcisnąć ściemy parsknęła. – Nienawidziłam cię, ty też nie pałałeś do mnie sympatią. Byłeś głośny, niewychowany, miałeś masę głupiutkich panienek obok siebie i jeszcze miałeś czelność się ze mnie wyśmiać – prychnęła. – Jakieś teksty o poluzowaniu gorsetu. Nie wiem dlaczego, ale kiedyś ktoś nam wskazał jemiołę na jakiejś imprezie świątecznej. Potraktowałeś to jak wyzwanie i jak zaczęliśmy się całować, to skończyliśmy w twoim akademiku – damy o takich rzeczach nie rozmawiają, choć było coś w jej słowach, co sprawiało, że mógł przypuszczać, że w łóżku już nie była taka sztywna. – Więc tak, dołączyłam do twojego małego kółeczka adoracji, ale potem wciskałeś mi kit, że tego chciałeś od samego początku. Nie do końca w to wierzę, choć od tamtej pory byłeś już tylko mój – i tak, inna niewiasta powiedziałaby, że była tylko jego, ale Enrica była na tyle dominującą kobietą, że pomimo znacznej różnicy wieku próbowała nim dyrygować jak tylko chciała.
Może i bezskutecznie, ale umarłaby próbując.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
ODPOWIEDZ