adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Kto znał Lincolna Burke'a ten wiedział, że mężczyzna od lat wręcz najmłodszych wykazywał się niewątpliwą cierpliwością oraz wytrwałym dążeniu do celu. Potrafił czekać na efekty. Nawet jeśli nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co chciałby tak właściwie osiągnąć swoim postępowaniem. Ważne jednak, że jakiś cel mu przyświecał. Tak też było w sytuacji z Primrose. Ciężko było Linkowi powiedzieć wprost dlaczego dzień w dzień ją odwiedzał i to w o wiele łagodniejszym wydaniu niż kiedykolwiek zdarzało im się spotkać, ale jednak wciąż to robił. Oczywiście, nie odpuszczając sobie małych uszczypliwości, ale prawda jest też taka, że one nie do końca zawsze były świadome. Lata przez które budowali tę relację w ten, a nie inny sposób, sprawiły, że blondynowi nieco zatarły się granice i nie do końca uznawał za coś nieodpowiedniego rzecz, którą normalnie od razu, by tak określił. Pech. A może zbawienie, bo mogli zachować jakikolwiek balans, czyż nie? Być może.
Sam nie wiedział, który raz już tu jest, chociaż to nie jest chyba zbyt trudna kalkulacja. Codziennie po pracy przyjeżdżał do szpitala, odkąd wybrał się tu pamiętnego popołudnia z pretensją oraz papierami. Teraz można rzec, że przyjeżdżał z sercem na dłoni, a i tak traktowany był z tą samą obojętnością. Może... To głupie, ale chyba cała sytuacja, choć iście poważna, poniekąd dla Lincolna była kolejnym wyzwaniem. Chciał zobaczyć zmianę w pani Henderson. Poniekąd pragnął tego dokonać. A w rzeczywistości... Gdzieś tam w głębi i pod skorupą tej cholernej obojętności, to blondyn jednak wiedział, ze brakuje mu w biurze tej zadziornej, drobnej blondyneczki. Tak więc, udając, że to nic, starał się jak mógł. Najgorsze jednak, że nie zmieniało się kompletnie nic. Ale hej... Kto tu jest najwytrwalszy? Link!
-Cześć, zobacz, co dla ciebie mam.. - wszedł może za bardzo rozentuzjazmowany, biorąc pod uwagę, że sprawa w sądzie dała mu dziś w kość, o mało co nie przegrał i właściwie to chciał się upić, ale był pewien, że nie przejdzie kontroli z flaszką czegoś mocniejszego. Odpuścił więc sobie. Przyniósł za to arbuza, pokrojonego i przygotowanego do jedzenia. No i dwie cole. Uczta prawdziwych bogów, czyż nie? Oby tym razem to ucieszyło Prim, bo jutro... Chyba przyniesie jej różowego jednorożca, skoro żadne smakołyki na nią nie działały, a prawda jest taka, że Link próbował już naprawdę... Wiele. Wręcz kończyły mu się pomysły, co chyba też widać po jego dzisiejszym doborze menu. Pech.

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Primrose znała Lincolna Burke'a, o wiele lepiej niż by chciała. Oczywiście, nigdy nie poświęciła wystarczająco dużo uwagi, by poznać go lepiej czy dowiedzieć się o nim nieco więcej (chyba, że wymagała tego sytuacja), ale jednak był obecny w jej życiu odkąd tylko sięgała pamięcią. Zawsze plątał się gdzieś obok, psuł jej chwile chwały swoją skwaszoną miną, albo (o zgrozo!) czasem bywał nawet lepszy od niej. Rywalizacja pochłaniała ją do tego stopnia, że stał się dla niej żywym puntem odniesienia - jeśli coś robiła, musiała zrobić to o wiele lepiej, niż zrobiłby to Link. Zwykle motywowało ją to, pchało do przodu i skłaniało do dalszego rozwoju, jednak poniekąd stało się też jedną z przyczyn, dlaczego znalazła się właśnie tutaj. W końcu wypaliła się, nieustanne rozbijanie się łokciami w końcu ją przerosło, a ona nie miała już sił walczyć dłużej.
Było już lepiej. Oczywiście, nie z jej głową i samopoczuciem, te wciąż pozostawały w opłakanym stanie, choć nieco wyciszonym przez wszystkie leki, które podawali jej lekarze. Niemniej, rany na nadgarstkach powoli zaczynały się goić, a choć nadal nie odzyskała pełnej sprawności w dłoniach, to przynajmniej była w stanie już coś sama zrobić, co dawało jej złudne uczucie samodzielności. Oczywiście, ciężko o niej mówić, gdy wciąż pozostawała na oddziale pod czujną obserwacją i musiała się mocno pilnować, aby nikt przypadkiem nie pomyślał, że planuje znowu targnąć się na własne życie. Wtedy jej szanse na powrót do domu zmalałyby praktycznie do zera.
- Mam uczulenie na arbuzy - rzuciła obojętnie, choć nie była to prawda. Po prostu nadal ciężko jej było cokolwiek przełknąć, a wszystkie smakołyki sprawiały, że zawartość żołądka podnosiła jej się do góry. Niemniej jednak, sięgnęła po przyniesioną przez niego colę i spróbowała otworzyć ją sama. Szybko uświadomiła sobie, że to nie tak proste jak przełączenie kanału w telewizji czy chwiejne podniesienie łyżeczki, więc zrezygnowana podała puszkę Lincolnowi. - Otworzysz to, proszę? - zapytała. - Wydajesz się dzisiaj bardzo radosny, czym chcesz mi dowalić? - spróbowała odwrócić jego uwagę od własnej nieporadności.

Link Burke
sumienny żółwik
.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
On za to wiedział o niej dość sporo, bo po prostu zawsze lubił być dobrze przygotowany do wszelkich starć. A przecież z Primrose miał ich miliony, dawno przestał liczyć. Zdziwiło go więc to, ze na arbuzy była uczulona, bo wydawało mu się, że pamiętał jak się jednym zajadała gdzieś na schodkach swojego domu z koleżankami i nawet sprzedawały jakąś lemoniadę z niego robioną, ale... Nie dyskutował z tym faktem. W końcu lekarzem nie jest, a cholera wie, może pewne uczulenia wychodzą z wiekiem? A pomimo tego, że przychodził tu dość często, to wciąż czuł się jak intruz i wolał się zwyczajnie nie narażać.
-Trudno ci dogodzić księżniczko... - rzucił więc tylko tyle, co według pokrętnej logiki blondyna miało być o wiele łagodniejsze. A pewnie nie było. Może jednak dobrze, ze nie negował tego uczulenia?
Wziął też potulnie od niej wyciągniętą puszkę, dziwiąc się trochę, ze tu go z nią wpuścili, w końcu miała jakieś ostre krawędzie, można się nią skrzywdzić, ale może będąc pod obserwacją chcieli też powoli Prim testować? Cholera wie. Niemniej, otworzył, a arbuza zabrał do torby. -Oddam pielęgniarkom - bo on też chyba za nim nie przepadał, ale miał właśnie to mgliste wspomnienie z dzieciństwa, któe teraz wydawało mu się, że właściwie mogło dotyczyć właściwie każdego... No, ale nieważne. Nie będzie przecież tego dochodził, choć wiadomo, że Burke miał taką naturę iż cholernie go korciło, by sprawdzić które z nich ma tu rację... Ale mimo to odpuścił. Naprawdę złagodniał. -Cóż... A czy mogę czymś więcej niż swoją osobą i tym pewnym siebie, radosnym uśmiechem? - zapytał retorycznie, bo dobrze wiedział, że mógłby wieloma sprawami. Jednak skoro już postanowił nieco złagodnieć to z całych sił się tego trzymał. Otworzył też swoją puszkę i stuknął ją bardzo delikatnie, ledwo wyczuwalnie, z tą w dłoniach Henderson. - Za koszmarne spotkanie - rzucił żartobliwie, ale cóż, mina kobiety świadczyła jedynie o tym, że nie czerpie żadnej przyjemności z tej wizyty. To co miał niby innego powiedzieć? Niema co zaklinać rzeczywistości, przynajmniej nie aż tak bardzo.

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Co tak naprawdę wiedział? Gdzie pracowała, gdzie mieszkała, jak rozmawiała z klientami? Mógł znać jedynie to, co powierzchowne, ale Prim rzadko kiedy otwierała się przed bliskimi, a co dopiero przed obcymi, więc czy mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że wiedział o niej sporo?
- Może dlatego, że wcale o to nie proszę? - zapytała zrezygnowana. Już jakiś czas temu dała sobie spokój z próbą odprawienia go z sali szpitalnej, gdyż niezależnie od tego, co by nie powiedziała, on za każdym razem i tak wracał. Z drugiej strony, choć nie przyznałaby się do tego na głos, to jednak dobrze spędzało jej się czas w jego towarzystwie, gdyż chyba jako jedyny traktował ją teraz normalnie, bez taryfy ulgowej i nie próbował rozkładać na czynniki pierwsze tego, co działo się w jej głowie.
O puszkę nie musieli się obawiać - przede wszystkim, Prim nie miałaby siły nawet jej otworzyć, a co dopiero coś sobie zrobić, a po drugie naprawdę chciała stąd jak najszybciej wyjść, więc musiała udowodnić, że nie postanowi targnąć się na swoje życie po raz drugi. - Dobry pomysł. Odwalają kawał dobrej roboty, a nikt o nich nie myśli... i dzięki - skwitowała, biorąc od niego puszczę i upijając niewielki łyk coli. Była to naprawdę cudowna odmiana po tej przesłodzonej herbacie, którą przynosili jej tu do posiłków albo zwykłą wodą. - Jestem pewna, że jak zawsze masz asa w rękawie, więc? Co to tym razem? Upolowałeś jakiegoś ważnego klienta? Wygrałeś moją sprawę? - choć z jednej strony wcale nie miała ochoty słuchać jego nieustających przechwałek, to jednak w ten sposób mogła oderwać się od całego tego szpitalnego piekła, w którym tylko faszerowali ją lekami i dręczyli niewygodnymi pytaniami. Lepiej skupić się na kimś, niż na sobie - to jedno było pewne. - Nie pierwsze i pewnie nie ostatnie - rzuciła, gdyż Link najwyraźniej z jakiegoś powodu uparł się na to, by tu przychodzić. Co prawda, nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale może kiedy już znowu zacznie nieco bardziej przypominać dawną Prim, będzie chciała rozwiązać tę tajemnicę?

Link Burke
sumienny żółwik
.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Zapewne, biedna Prim, zdziwiłaby się jak wiele wiedział Burke. Może to jednak lepiej, że żyła sobie w błogiej nieświadomości, bo znajać charakter tej blondyny... Oskarżyłaby go jeszcze o jakiś stalking, a przecież wcale nie miał obsesji na jej punkcie. I vice-versa. Taka to zdrowa relacja. Od zawsze. Taa...
-Jasne, a później byś leżała i zastanawiała się zasmucona, czemu mnie tu nie ma. Zawsze tak mówicie, że nie chcecie, a potem się dąsacie - odparł bezczelnie, ale to był cały on. I to nie tak, że nie chciał się obchodzić z panią Henderson niczym z jajkiem, bo chciał. Lincoln po prostu nie umiał być delikatny, kiedy wymagała tego sytuacja. Miał jakiś taki dziwny talent, a może raczej przekleństwo, które sprawiało, że zachowywał się jak dupek. Może dobrze, że wybrał zawód adwokata, bo przecież świat od zawsze wyklina ich od najgorszych szuj przebranych w piękne garnitury. Pasował jak ulał. Wprost stworzony do tego, nie?
-Nie, na pewno ktoś o nich myśli. Są całkiem ładne. Właściwie chyba poproszę tą szczupłą szatynkę o numer, możesz jej szepnąć o mnie dobre słowo i ściemnić, że jesteśmy rodzeństwem czy coś, ok? Bo chyba na mnie trochę patrzą jak na zakochanego idiotę, a przecież nie chcę tracić swoich opcji... - gadał bzdury. Dosłownie, co mu ślina na język przyniosła. Miał też wrażenie, że im bardziej się w tym zapędzi, może śmieszniej będzie. Może wreszcie się Primrose nieco rozchmurzy, uśmiechnie, zgasi go czymś... No cokolwiek. Desperacko potrzebował tego cokolwiek. Najgorsze, że za cholerę sam nie wiedział dlaczego.
-Może jedno i drugie...- odparł enigmatycznie, dając niby coś, ale nic. Nie ma na tacy. Musi się nieco Henderson postarać. Jak za dawnych lat. A, że nieco już zaangażowania wykazała, to może będzie tylko coraz lepiej? Burke jeszcze jej nie skreślał. Miała szansę wciąż się rozkręcić. I całkiem sporą na to, że to stanie się dziś. Ale w sumie.... Kogo on oszukiwał? I po co? Kretyn. -Oj, przestań. Nie mogę pozwolić, żebyś się za mną stęskniła. Od dobrych trzydziestu lat jestem nieodłączną częścią twojego życia, nie możesz mnie po prostu skreślić, Prim - i napił się swojej coli, co niby miało jakoś przypieczętować, a może uczcić ten smutny i zapewne dobijający dla kobiety fakt. Link jednak lubił ich rywalizację. Motywowała go do bycia lepszym uczniem, studentem, aplikantem, a w końcu adwokatem. Potrzebował jej, by się rozwijać. Jakkolwiek głupio, by to nie brzmiało. I w sumie to nie powie tego na głos, więc to wcale prawdą nie jest. O. Nie jest!

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Tak, zdecydowanie lepiej, że niewiele wiedziała na ten temat - i tak nigdy nie miała na jego temat zbyt wygórowanej opinii, a to mogłoby skutecznie pozbawić go resztek szacunku, jakie do niego miała. Bo choć nigdy nie przyznałaby się do tego na głos, był dla niej naprawdę godnym rywalem, a momentami śrubował jej poprzeczkę tak wysoko, że miewała problemy, by przez nią przeskoczyć. Kto wie, może to był właśnie jeden z tych wielu powodów, dlaczego teraz leżała w szpitalu? To poczucie, że nigdy nie będzie wystarczająco dobra?
- Serio jesteś jednym z tych, którzy myślą, że jak kobieta mówi "nie", to naprawdę myśli "tak"? - bo trochę tak to zabrzmiało. Miała jednak nadzieję, że Link nie był aż takim dupkiem, a nawet jeśli był, to że nie wpakuje się kiedyś przez to w kłopoty.
- Obrzydliwość - przewróciła oczętami. - Co prawda, tragicznie pobiera krew, ale w życiu nie zrobiłabym innej kobiecie takiego świństwa, Burke - zwłaszcza, że dokładnie wiedziała jakie jej współpracownik miał podejście do płci przeciwnej. Chyba nigdy nie widziała u jego boku dziewczyny na poważnie, a znali się przecież praktycznie całe życie. I nie, nie czuła się o niego zazdrosna, po prostu żadna forma randkowania nie była jej teraz w głowie. Zwłaszcza, że sama była w trakcie rozwodu.
- Nie chcesz to nie mów - wzruszyła ramionami, choć zapowiadało się dobrze. Co prawda, reagowała już na jego słowa i wydawała się nieco bardziej rozmowna, ale jednak wciąż daleko było jej do dawnej Prim, która wyprułaby sobie żyły, żeby wyciągnąć z niego, to czego aktualnie potrzebowała. - Co nie znaczy, że już nie próbowałam, Burke. Ale jesteś jak naprawdę nieznośny rzep, którego nie da się odczepić - inna sprawa, że pewnie gdyby nie on, jej wyniki czy to w pracy czy w szkole, nigdy nie były tak dobre. Niezależnie od tego, jak bardzo był nieznośny, to w tym jednym miał rację - był nieodłączną częścią jej życia.

Link Burke
sumienny żółwik
.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Odpowiedz sobie sama - odparł, patrząc na blondynkę trochę z powątpiewaniem. W tej chwili Lincoln odczuł, że poziom szacunku Primrose względem jego osoby sięga jakiś minusowych punktów. Może gadał bzdury, może sam to pośrednio sugerował, ale... Żeby brać jego słowa na poważnie? W większości przypadków, wszelkich konwersacji jakie zdarzyło się tej dwójce prowadzić, powinna siać je przez sito. Dzielić na dwoje. Bardzo rzadko zdobywał się na powagę. Taki już był. A ona ciągle... Jak ten gupik, łapała się na wędkę z marną przynętą... Cóż, może nie jest aż tak źle z jej stanem? A może tylko tak sobie chce wmawiać Burke, bo tak prościej, odpychać rzeczywistość... Zwłaszcza gdy jest trudna do zaakceptowania.
-Sama jesteś obrzydliwa, poradzę sobie bez twojej pomocy, mogłem nawet nie pytać - prychnął niczym urażone małe dziecko, któremu odmówiono lizaka. I tak, z podejściem blondyna do kobiet było trochę podobnie do tego, jak się mało podejście w wieku kilku lat do tego, że bardzo chce się nową zabawkę. Nie był stały w uczuciach. Nie budował trwałych związków. Nie przyprowadził żadnej kobiety na święta do domu. Cóż, nie każdy jest stworzony do życia rodzinnego, ale to nie czyniło od razu z tego kogoś potwora. Także mogłaby trochę ta Henderson zluzować... Bo skoro nic nikomu nigdy Link nie obiecywał, to jak miał być tym złym? Nikogo do niczego nie zmuszał. Nigdy.
-Nie chcesz wiedzieć, to się nie obrażaj, że nie mówię - odciął się na poziomie piaskownicy, brakowało tylko wywalonego w stronę blondynki języka. Całe szczęście, tego już im Link oszczędził, choć pewnie musiał ze sobą mocno walczyć, by do tego nie doszło. -Oj, przestań. Oboje wiemy, że nie potrafisz beze mnie żyć - wywrócił oczami, przekonany o tym jak bardzo jest ważny. Cóż, ta pewność siebie bywała irytująca.

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Powinien wziąć poprawkę na to, że nie rozmawiał z osobą, która była w stanie siać jego słowo przez sito i doszukiwać się podtekstów. Od kilku dobrych tygodni faszerowano ją psychotropami, przez które naprawdę ciężko było jej zebrać swoje myśli w całość i ledwo co radziła sobie z prostymi komunikatami, a co dopiero z zawoalowaną treścią. To zdecydowanie nie była Primrose, którą znał przez lata, a ktoś balansujący na granicy walki o przetrwanie ostatkami sił i ostatecznym poddaniem się.
- Jasne, poradzisz. Daj sobie spokój, to nawet nie kobieta w swoim typie. Ewidentnie się szanuje i szuka stałego związku, a nie jakiegoś fircyka, który nie natrudzi się nawet na tyle, żeby zapamiętać jej imię - wzruszyła tylko ramionami, nie rozumiejąc dlaczego Lincoln się tak obruszał. Od lat obserwowała jakimi kobietami się otaczał i prostolinijna pielęgniarka naprawdę nie wpasowywała się w jego gusta. Prawdę powiedziawszy, Prim nieco to rozumiała, bo zanim na jej drodze nie pojawił się Will, też nie sądziła, że mogłaby stanąć z kimś na ślubnym kobiercu. Pracę zawsze stawiała na pierwszym miejscu, a jednak mało było takich facetów, którzy potrafiliby to zaakceptować.
Przewróciła oczami, bo naprawdę zaczynała czuć się, jakby znowu byli w szkole podstawowej i sprzeczali się o jakąś głupotę, a nie mieli już przeszło trzydzieści lat na karku. Być może dlatego patrząc na Lincolna, nie widziała dorosłego mężczyzny, tylko tego nieznośnego dzieciaka z sąsiedztwa, który cały czas podstawiał jej nogę i ciągnął ją za warkocze. Czy było więc w tym coś dziwnego, że przy nim cały czas była przygotowana na jakiś niezapowiedziany cios i nie potrafiła opuścić gardy? - W ogóle nie potrafię żyć - wzruszyła tylko obojętnie ramionami, bo przecież właśnie dlatego teraz tu siedzieli, prawda? Wbiła wzrok w swoje kolana i upiła łyki coli, którą jej przyniósł. - Zaczęłam terapię i... chyba rozważam złożenie wymówienia. Zakładając, że nie zwolnią mnie wcześniej - nie miała pojęcia, dlaczego właściwie mu o tym mówiła, skoro tymi przemyśleniami nie podzieliła się nawet z najbliższymi. Jednak czy tego chciała czy nie, Link był jedną z niewielu osób, które naprawdę rozumiały jej miłość do pracy i mógł albo sprowadzić ją na ziemię albo poprzeć ją w decyzji odcięcia się od tego, co toksyczne w jej życiu.

Link Burke
sumienny żółwik
.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Bo ty wiesz jakie kobiety są w moim typie i jakim fircykiem jestem, oj Prim - wywrócił zażenowany oczami, bo naprawdę go bawiła. Pewnie stąd ten uśmieszek pod nosem, a także ten drobny dodatek, którego odmówić sobie nie mógł: -Gdybyś znała mnie od strony adoratora, sama nie mogłabyś się mi oprzeć - i cóż wiedział co mówił, bo właściwie to rzadko kiedy (a właściwie słownie RAZ) ktoś odmawiał jemu, to on zawsze okazywał się rozczarowaniem dla swoich wybranek. Nie odwrotnie. Ten jeden słowny raz to takie swoiste potwierdzenie reguły. A mianowicie takiej, że Lincoln Burke to naprawdę boski kochanek i akurat tę jego część osobowości należało szanować. Tylko może bardzo trudno to robić, kiedy nie miało się szansy doświadczyć? Możliwe. Niemniej... Link i tak znał swoją wartość, jeśli chodzi te kwestie więc nie będzie płakał, ani przejmował się przytyczkami ze strony Henderson. Niech sobie kobieta ulży, na zdrowie.
-Myślę, że dramatyzujesz. Zdarzyło ci się jedno potknięcie. Może dwa, czy trzy. A ty już rozkładasz ręce... Bez przesady - mruknął, dopijając swoją colę. Tak, bagatelizował to wszystko niczym rasowy gówniarz z podstawówki. Tylko on mentalnie ciągle był na takim etapie, jeśli chodziło o te poważniejsze sprawy. Jedni próbowali uciec z tego świata, a drudzy bawili się w wiecznego Piotrusia Pana. Trudno stwierdzić, która metoda niby lepsza...
Generalnie tą zgiętą puszką blondyn chciał trafić do kosza, ale wtedy też, gdy on tak celował precyzyjnie idealnie, Primrose postanowiła go rozbroić swoim wyznaniem. To oczywiste, że spudłował. Przez nią. Zrobiła to celowo. Musiała. Tak, żeby go zdekoncentrować. No, bo nie mówiła, serio?
-Haha, udało ci się mnie rozproszyć, więc super Prim, nabrałem się. Dobra jesteś - mruknął, wstając z krzesełka, bo jednak nie chciał śmiecić Henderson w sali. Podniósł puszkę i z bliżej odległości wrzucił ją do kosza. Podszedł do łóżka, oparł się o tę barierkę, którą ma się zawsze w szpitalny łóżkach, gdzie wieszają twoją kartę (choć nie wiem czy dalej się to robi jak wszystko elektroniczne) i spojrzał na nią uważnie. -Ładnie tak sobie z kolegi żartować? - i uśmiechnął się półgębkiem, przekonany, że to tylko żart. No, bo w końcu lepiej obrócić coś, co nam nie pasuje w żart. to nie mogła być rzeczywistość. Po prostu nie. Już sama myśl, że miałoby jej serio zabraknąć do tego wściekania się o każdą głupotę, boleśnie ściskała żołądek Linka. Może zmieniał panny jak rękawiczki, ale prawda jest taka, że zmian to on nie lubił. Tak więc nie, mało śmieszny żart, Primrose... Lincoln nie pochwala.

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
- To nie jest szczególnie skomplikowane równanie - wzruszyła tylko ramionami, bo znając go właściwie od czasów przedszkolnych naprawdę nie dało się tego nie zauważyć. Nigdy nie rozumiała, co kierowało tymi dziewczętami, które biegały za nim jak idiotki, ale najwyraźniej dostrzegały w nim coś, czego ona za żadne skarby nie potrafiła. - Całe szczęście mi to nie grozi i nigdy nie będę musiała się o tym przekonać - pokręciła tylko głową, bo gdyby Lincoln Burke zaczął podrywać ją, to chyba jego powinno się umieścić w szpitalu psychiatrycznym. Miała podstawy żeby przypuszczać, iż ciężko byłoby mu się do tego przemóc, nawet po to by udowodnić swoją rację, a to już naprawdę wiele mówiło.
- Nikt jak ty nie podnosi na duchu, Burke. Mogliby cię zatrudnić do pomocy przy niedoszłych samobójcach, choć obawiam się, że wtedy mógłby wzrosnąć odsetek powtórnych prób - bo przecież takie słowa chciał usłyszeć każdy, to upadł na samo dno i teraz starał się z niego pozbierać. Po co mówić o wsparciu i zrozumieniu, skoro można również bagatelizować wszystko? Być może, gdyby Link był kimś ważniejszym w jej życiu, bardziej przejęłaby się jego słowami, jednak teraz starała się je puścić mimo uszu.
Jak zawsze musiał się popisywać niczym rozpuszczony gimnazjalista, a kiedy coś mu się nie udało, szukał winnego - wywróciła więc tylko oczami, całe szczęście nie musząc mu zwracać uwagi by nie śmiecił w jej sali szpitalnej. Tylko tego jej teraz brakowało, żeby siedzieć w chlewie, skoro i tak nie mogła stąd wyjść. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziała czego tak dokładnie się spodziewała, mówiąc mu o swoich przemyśleniach, ale nieszczególnie zdziwiło ją, że w pierwszym odruchu nie chciał jej uwierzyć. - Nie żartuję. I żeby ułatwić wszystkie nasze przyszłe rozmowy, pewnie nie prędko zacznę - jakoś poczucie humoru niekoniecznie jej dopisywało, kiedy patrzyła na swoje zabandażowane nadgarstki. - Poważnie myślę o tym, żeby zrezygnować... zacząć na nowo. Ze wszystkim - westchnęła ciężko, przejeżdżając palcem po brzegu puszki. Jeśli miała wrócić do normy, to chyba było to jedynym wyjściem.

Link Burke
sumienny żółwik
.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Lincoln jedynie wywrócił oczami, bo przecież wiedział, że blondynka nie wiedziała absolutnie nic, jeśli chodzi o jego wnętrze oraz ten prawdziwy typ. Od zawsze skupiała się na tym, co powierzchowne i nie mógł jej za to winić. Miała do tego prawo. On też nie należał do szczególnie zaangażowany w prawdziwe potrzeby Prim, skupiali się na czym innym i to im wystarczało. Dlatego też nie podobało mu się, że tak łatwo go oceniała. Przyklejała łatkę. I z taką swobodą się nim dzieliła. No, ale płakał nie będzie. Za duży jest na to. Chociaż na to. -Yhym, twoja strata, moja droga - dodał jeszcze, jak to się zawsze mówi, kiedy kolega nie chce z tobą zagrać kolejnego rozdania czy czegoś tam. Tak więc, zdecydowanie nie podkreślał w żaden sposób w sobie jakichkolwiek zmian ten Lincoln, a jedynie utwierdzał poprzednie stereotypy, cóż, bywa.
-Niestety, będą musieli sobie poradzić beze mnie, ale mogę czuć się doceniony, skoro ty zauważyłaś mój szczególny dar - odciął się, bo przecież nie mógł tego zignorować. Nigdy nie mógł.
Wywrócił znów tymi swoimi zielonkawymi ślepiami, kompletnie nieprzekonany o prawdziwości słów Primrose. Według Lincolna to ona cały czas się zgrywała, do tego w mało śmieszny sposób, jakby chciała coś osiągnąć. Może to dlatego że nigdy nie wydawała mu się słaba. Bardziej była tym taranem, który parł do przodu, pomimo wszelkich przeciwności. Nic nie było w stanie jej zatrzymać. Tak więc nie mieściło mu się teraz w tym małym, linkolnowym móżdżku, że coś jednak mogło ją spowolnić. Zniechęcić do dalszej walki. Zmusić do wycofania. Henderson nie składała broni więc... Coś tu ewidentnie było nie tak. Bardzo nie tak.
-I co niby będziesz robić? - zapytał nieco kpiąco, ale w oczach miał wymalowane zainteresowanie. Trochę też rozbawienie. Może będzie żartował za nich dwoje? Da się zrobić. Mimo wszystko nie podobało mu się to, że ona tak patetycznie oznajmiła swoje zmiany. A ktoś pytał jego o zdanie? Nie. I to też mu się nie podobało. Z kim on niby będzie teraz rywalizował? Nie powie tego jednak na głos. Jedyne co zrobi, to wyśmieje pomysł Prim. Na to go stać. Tylko i aż tyle, jak kto woli...

primrose henderson
przyjazna koala
leośka#3525
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Przez lata zupełnie mu to nie przeszkadzało, dlaczego teraz zaczęło? Przecież w teorii nic się nie zmieniło, Prim patrzyła na niego dokładnie tak samo jak zawsze, a jednak nigdy nie robił nic by wpłynąć na jej zdanie. Być może dlatego, że nigdy nie było wystarczająco ważna w jego życiu, aby chciał coś z tym zrobić. - Pewnie, miałabym świetną wymówkę, żeby móc utopić się w żelu odkażającym... chociaż chyba nie wystarczyłaby go żadna ilość - mruknęła, nie odpuszczając ze swoim wisielczym humorem. Pewnie gdyby powiedziała coś takiego przy kimkolwiek innym, zaraz w trosce o nią biegł by po lekarza, ale wiedziała, że Lincoln puści jej uwagę mimo uszu.
W chwili obecnej naprawdę chciałaby móc spojrzeć na siebie jego oczami - zobaczyć w sobie dawną, zawziętą Primrose, która doskonale wiedziała, czego chce i dążyła do celu, choćby po trupach. Henderson nie składała broni... być może, ale przecież ona już nie była Henderson, prawda? Gdy tylko złożone przez Williama dokumenty zyskają moc prawną, znowu stanie się Primrose Barlowe i... co dalej? Tak długo była Primrose Henderson, że nie pamiętała nawet jaka była wcześniej, jaka powinna być teraz.
- Nie wiem... nie przemyślałam tego - przyznała szczerze, wzruszając ramionami. - Może zacznę pomagać mamie na farmie? Albo zabiorę za coś innego, zupełnie niezwiązanego z prawem? - tylko niby za co, skoro całe jej życie było właśnie z prawem związane? Najpierw wypluwała sobie żyły, żeby na prawo się dostać, potem żeby je skończyć, potem, żeby zapracować na swoją pozycję w kancelarii. Nigdy nie miała planu B, bo nie potrzebowała go mieć, ale teraz zaczynała żałować. - Z resztą, dobrze wiesz, że i tak prędko nie wrócę do kancelarii - co prawda, nie wzięła dnia wolnego nawet po tym, jak poroniła, ale teraz żaden lekarz nie pozwoliłby jej wrócić do pracy. I prawdę powiedziawszy, Prim chyba wcale tego nie chciała - potrzebowała odpoczynku, czasu na zdystansowanie się i przemyślenie wszystkiego.

Link Burke
sumienny żółwik
.
ODPOWIEDZ