30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To, że Maddie wylądowała w szpitalu, naprawdę go zmartwiło. Na to, ile emocji zaczęło nim nagle targać, wpłynęło też to, że Bai wydawała się naprawdę zmartwiona, a to świadczyło tylko i wyłącznie o tym, że chodziło o coś poważnego. Nie złamanie ręki, nie jakiś niegroźny upadek na rowerze, ale coś, co wymagało tego, by jak najszybciej pojawili się w szpitalu.
Ulice miasta pokonywał więc w zawrotnym tempie, by z piskiem opon zaparkować pod szpitalem, do którego zabrano jej córkę. Wiedział, że nie mógł w tym miejscu zostawić samochodu, dlatego nie zgasił silnika i spojrzał na Bailee.
- Leć, ja podjadę na parking, znajdę wolne miejsce i zaraz do ciebie przyjdę - odezwał się, wskazując ruchem dłoni na szpital. Nie było sensu, żeby błądziła z nim po parkingu w poszukiwaniu wolnego miejsca, kiedy córka jej potrzebowała, a lekarze chcieli się z nią podzielić informacjami odnośnie tego, czemu mała Maddie w ogóle była hospitalizowana.
Kiedy Bailee wysiadła z samochodu, Martin kilka kolejnych minut spędził na parkingu. Gdy udało mu się już znaleźć wolne miejsce, napisał krótkiego smsa do żony, że trochę się spóźni i wysiadł z samochodu, by swoje kroki skierować do szpitala. W poczekalni złapał jedną z pielęgniarek i zapytał o Maddie i Bailee. Kobieta pokierowała go na odpowiednie piętro i wskazała oddział, na który miał się udać, co też zrobił, by po chwili przystanąć obok Bailee. - Rozmawiałaś już z lekarzem? Widziałaś się z Maddie? - zapytał, dopiero po tym dostrzegając drugą kobietę, jak się domyślił opiekunkę dziewczynki. Skinął do niej głową na powitanie, ale zaraz znowu całą swoją uwagę skupił na roztrzęsionej Bailee.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Skinęła głową. Chociaż on myślał, bo przecież tak wiele czasu straciłaby na poszukiwaniu miejsca na parkingu. Wbiegła do szpitala i od razu dowiedziała się, gdzie znajdzie swoja maleństwo. Nawet nie czekała na windę. Wbiegła na górę schodami i dopadła do niani Maddie, ale ta niewiele wiedziała. Sama była roztrzęsiona. Bailee lekko ją przytuliła, by dodać jej otuchy i nawet poprosiła by dziewczyna poszła do domu. Ale nie chciała. Nie kiedy nic nie było wiadome. Bailee odnalazła lekarza i odbyła z nim szybką rozmowę. Co całkowicie ją podłamało. Niewydolność nerek. Chciała iść do córki, ale aktualnie spała po lekach uspakajających i przeciwbólowych. Podpisała zgody na przeróżne badania i ją samą poprosili o to by się im poddała. Lekarz obiecał, że wróci gdy przebadają Maddie i wtedy na badania zabiorą ją. Bo być może, będzie potrzebny przeszczep.
Bailee wróciła do niani Maddie i powiedziała jej o wszystkim. A potem poprosiła kobietę by ta wróciła i odpoczęła, bo być może będzie potrzebowała potem zmiany przy Maddie. Sama przed przyjściem Martina zadzwoniła do szefa i to co usłyszała... nie zdziwiło jej jakoś szczególnie. Nie miała po co wracać. Tak często omijała pracę, przez problemy z córką. Nikt nie potrzebuje takiego pracownika. Ale teraz... teraz było jej wszystko jedno. Nie ta praca to inna. Nie mogła myśleć o pracy i konsekwencjach, kiedy jej córka jej potrzebowała. Od razu wtuliła się w klatkę piersiową mężczyzny, niezależnie czy tego chciał... ona tego potrzebowała. - Podejrzewają niewydolność nerek... jeśli się potwierdzi... będzie musiała mieć przeszczep na cito. - rzuciła cicho i pożegnała machnięciem ręki dziewczynę, a potem usiadła na jednym z krzesełek. Nie miała już na to wszystko siły. Nie była na tyle twarda, by sobie z tym wszystkim poradzić. To po prostu tak nie działało. - Na razie śpi, biorą ją na badania. Nie mam siły Martin. - nie miała siły, było widać to po jej oczach. Działo się zbyt wiele.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Widok roztrzęsionej Bailee poruszył go. Wdarł się do jego serca i sprawił, że zaczął bać się nie tylko o Maddie ale również o Bailee. Była samotną matką, musiała godzić macierzyństwo z pracą, była zdana sama na siebie, a teraz jeszcze to. Jej spojrzenie mówiło wiele. Dawało do zrozumienia, że było źle. Bardzo źle. Nie mówiło jednak wystarczająco dużo, by miał świadomość tego, co właściwie się działo i z jakiego dokładnie powodu jej córka trafiła do szpitala.
Zaskoczony początkowo nie zareagował, gdy się do niego przytuliła, ale po chwili odwzajemnił ten gest i lekko nią zakołysał, biorąc głębszy wdech. Nie naciskał, nie dopytywał, dawał jej czas na to, by sama powiedziała mu wszystko, co zdążyła się dowiedzieć, kiedy on szukał tego cholernego miejsca na parkingu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zamiast błądzić między gąszczem samochodów, powinien być w gabinecie lekarza obok niej, by zaoferować swoje wsparcie, kiedy dowiadywała się, jakie lekarze mieli podejrzenia co do stanu zdrowia Maddie. Kiedy powiedziała, co się dzieje, spiął się i lekko odchylił by spojrzeć kobiecie w oczy.
- Co takiego? - zapytał, patrząc na nią po części zaskoczony, po części niedowierzając temu, co powiedziała. Spojrzał gdzieś w dal korytarza, a potem ponownie na Bailee, którą mocniej przytulił. - Nie panikuj. Może to jeszcze nie przesądzone. Może... Może są w błędzie i okaże się, że to fałszywy alarm, a ona po prostu się przeziębiła, przewiała nerki i tyle - stwierdził. Chciał w to wierzyć. Cholera, polubił tą mał. Bez względu na to, czy była jego córką czy nie, naprawdę ją polubił i nie chciał by spotkało ją coś złego. Nie chciał, żeby poważnie chorowała. Była na to za młoda. Powinna się cieszyć dzieciństwem i żyć pełnią życia, a nie spędzać najlepszych dni swojego życia w szpitalach, walcząc o życie. - Hej, Bai... Będzie dobrze - zapewnił, przykucając przed nią, kiedy opadła na jedno krzesełko wyczerpana z sił. - Ile te badania będą trwać? - zapytał zatroskany, podnosząc się, by usiąść obok kobiety.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
- Jak mam nie panikować? Moja córka jest chora. Może będzie wymagała przeszczepu. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Co jeśli ja nie będę mogła jej oddać swojej nerki? - wszystko by jej oddała. Wszystko by jej dziecko było całe i zdrowe. Miała w końcu tylko Madelyn. Posłała mu przepraszające spojrzenie, nie powinna się unosić, przecież nie był winien. Przecież nikt nie był winien. - Nie wiem, lekarz powiedział, że kiedy śpi, jest im znacznie łatwiej wykonać większość badań. Więc powinno pójść w miarę sprawnie. Mam tu czekać. - westchnęła cicho, bo czekanie miało być najgorsze. Westchnęła cicho i oparła skroń o jego ramię, a potem sięgnęła do jego dłoni i wplątała w nią swoje palce. - To... to twoja córka Martin. - powiedziała cichutko i delikatnie pogładziła paluszkiem grzbiet jego dłoni. - Wiem, ze powinnam powiedzieć to od razu... ale ja nie chciałam niszczyć ci życia i pakować się w nie z butami. - bo nie chciała. Nie chciała go ranić. Nie chciała ranić jego żony. Nagle się pojawiała w ich życiu... i tak namieszała już wystarczająco. - Przepraszam, ze kręciłam. Ze próbowałam kłamać i wymyślać. Po prostu... ja też się w tym wszystkim pogubiłam. - szepnęła i nie podniosła głowy, nie chciała teraz na niego patrzeć. Nie dlatego, że znów kłamała i chciała coś ukryć... a dlatego, że zwyczajnie było jej wstyd, że do tego wszystkiego doszło. Byłą dorosła, a zachowywała się jak dziecko. Dziecko, które niepodważalnie mieli razem, bo pewnego dnia, postanowiła uciec nie dokonując aborcji. - Nie mówię tego, bo czegoś oczekuje. Powinieneś wiedzieć, od dawna. - westchnęła ciężko, a potem podniosła się z miejsca, puszczając dłoń Martina, bo podszedł do nich lekarz. - Zapraszam na badania, nie unikniemy najgorszego. -po tych słowach ruszył do gabinetu, zostawiając otarte drzwi. - Pójdziesz do niej? - wiedziała, że być może prosiła o zbyt wiele. Ale jej córka zapewne już nie spała, a sama Bai nie wiedziała, kiedy będzie mogła do niej dołączyć.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Uspokój się - warknął, nieco unosząc głos, ale chciał ją w ten sposób uspokoić. To nie był czas i miejsce na to, by wpadać w panikę. Panikować i odchodzić od zmysłów mogła w domu, a teraz musiała być silna właśnie dla córki, która prawdopodobnie potrzebowała jej jak nigdy wcześniej. - Pierw zrób badania, potem się będziemy martwić co jeśli. Może okaże się, że nie ma czym - dodał. Nic nie było przesądzone. Może drogą badań dowie się, że może oddać nerkę córce, a sama operacja pójdzie bez problemu? A jeśli okaże się, że nie to... Martin był gotowy poruszyć wszystkie kontakty, by znaleźć odpowiedniego dawcę. Po jej słowach, ta gotowość urosła do jeszcze większych rozmiarów.
- Wiem, Bai, do cholery wiem - odparł. Nie wiedział jedynie, czy mówił o tym, że Maddie była ich dzieckiem, czy może o tym, że kłamała, bo chciała dobrze, czy jednak o tym, że niczego od niego nie oczekiwała. Chyba był skłonny powiedzieć, że mówił o wszystkich tych rzeczach, bo wszystko to wiedział.
- Tak. Idź. Zajmij się badaniami, a ja z nią posiedzę - zapewnił Bailee i ruszył korytarzem w stronę szpitalnych sali, obłożonych schorowanymi dzieciakami. Po drodze zagaił jedną z pielęgniarek, do której dokładnie miał się udać i gdy wskazała mu numer, skierował się w stronę odpowiednich drzwi. Stanął pod nimi na dłuższy moment. Teraz nie miał spędzać czasu z Maddie, córką Bailee. Miał siedzieć przy łóżku własnej córki. Zabawnym było dla niego to, że chociaż domyślał się, że Bai kłamała, to w ostateczności usłyszenie prawdy na głos, sprawiło, że dotarła do niego ze zdwojoną siłą i uświadomiła, że wszystko wywróciło się do góry nogami. Miał córkę. Do tego chorą, która wymagała natychmiastowej pomocy, kiedy on miał w domu ciężarną żonę. - Kurwa - zaklnął pod nosem i nacisnął klamkę, by wejść do Maddie. Dziewczynka uśmiechnęła się słabo na jego widok. Wyglądała jak siedem nieszczęść, a jego zabolało serce, widząc, że choroba uderzyła w nią z impetem i pozbawiła tej radości, jaką kierowała się do tej pory. - Cześć szkrabie. Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc do szpitalnego łóżka i przysiadł na jego skraju, łapiąc malutką dłoń dziewczynki w swoją własną. Maddie cichutko zapytała gdzie jest mama i kiedy wrócą do domu, a on westchnął. Nie potrafił jej odpowiedzieć na to pytanie. - Niedługo przyjdzie i wszystko ci wytłumaczy. Na razie jesteś chora i musisz tu leżeć, odpoczywać. Poczekam z tobą na mamę, okej? - zagadał, a dziewczynka pokiwała słabo głową i opadła na poduszki, które nie wyglądały na wystarczająco wygodne.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Kiedy Martin poszedł do małej Maddie, Bailee przeszła szereg najróżniejszych badań, a potem z lekarzem wszystko obgadała czekając na wyniki. Podpisała wszystkie potrzebne zgody i zapoznała się z ryzykiem. W gabinecie lekarza wybuchła płaczem po raz kolejny, kiedy okazało się, że nie może być dawcą. Miała poprosić innych krewnych o badania. Wyszła z jego gabinetu i zadzwoniła do dziadków, a oni obiecali zadzwonić do jej ojca. Przecież sprawa była naprawdę poważna. Musiała się uspokoić. Więc minęło naprawdę sporo czasu nim dopytała pielęgniarek gdzie leży jej córeczka. Nie chciała wchodzić do niej cała zapłakana. Dlatego nim weszła, ogarnęła się w pełni, choć wiedziała, że nieco nadużywała obecności Martina. - Hej maleństwo. - rzuciła cicho gdy weszła do sali i upewniła się, że młoda nie śpi. Podeszła szybko do córki i obcałowała jej słodką, choć strasznie bladą buźkę. - Dziękuję. - szepnęła zerkając na Martina, a potem obeszła łóżko dookoła by poprawić poduszkę pod głową córki. Zaczęły się pytania po co, dlaczego i lament, ze ona przecież chce do domu, bo już nic nie boli. - Skarbie... musisz zostać tutaj na kilka dni, ale... mama zostanie z tobą. - szepnęła gładząc włosy dziewczynki. Oczywiście nie byłą zadowolona. Bailee też nie, oczywiście, że wolałaby być z córką w domu. - Spróbuj zasnąć. - poprosiła dziewczynkę i zaczęła głaskać ją po włosach i nosku, bo to od maluszka ją usypiało. Było widać gołym okiem, że walczy z łzami. A gdy Maddie odleciała Bai podniosła się z łóżka i podeszła do okna by je uchylić. Chyba głównie ona potrzebowała świeżego powietrza. - Nie mogę być dawcą... dzwoniłam do dziadków, zadzwonią też do ojca. - rzuciła cicho opierając się o parapet. Była wdzięczna za to, ze jeszcze tu był. Chociaż wcale nie musiał. Nie chciał tego dziecka. Nie miałaby pretensji gdyby teraz umył ręce od wszystkiego. Z tego samego powodu nie poprosiła go o badania. Choć jeśli nikt z członków jej rodziny nie będzie mógł pomóc, będzie zmuszona to zrobić.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czekając na Bai, zdążył zastanowić się nad tym, co zrobić, jeżeli kobieta nie będzie mogła zostać dawcą. Odrobinę wahał się nad tym, czy oddać córce nerkę, bo wiedział, że ten krok pogrzebie jego małżeństwo raz na zawsze, ale ilekroć spoglądał na dziewczynkę, utwierdzał się w przekonaniu, że byla to jedyna słuszna rzecz, którą mógł zrobić. Kiedy mała odpływała, on sięgnął po telefon, nie chcąc jej męczyć rozmową.
Ciężko było mu wysłać pierwszą wiadomość do żony, tak samo jak i kolejne, ale wiedział, że musiał powiedzieć prawdę. Już i tak miał na sumieniu wiele. Nie chciał dokładać do tego kolejnych kłamstw, które miałyby wytłumaczyć, dlaczego nie wrócił do domu na czas. Nie był z siebie dumny, gdy przekazywał jej wszystkie najważniejsze informacje drogą smsową, ale tak było najlepiej. Innej opcji teraz nie widział, szczególnie że nie mógł pozwolić sobie na to, żeby zadzwonić i rozmawiać z Birdie przez telefon w towarzystwie dziecka.
Kiedy Bailee wróciła, akurat chował telefon do kieszeni. Spojrzał na nią zatroskany, z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale nie był zaskoczony tym, że w pierwszej kolejności skupiła się na Maddie. Przysłuchiwał się uważnie temu, co mówiła do córki, a gdy mała zasnęła, kolejny raz wbił spojrzenie w twarz kobiety.
- Gdzie jest ten lekarz? - zapytał. Nie musiał się zastanawiać nad tym, co powinien zrobić. Skoro tam był, to równie dobrze mógł się poddać badaniom, podobnie jak Bai. Jeśli ona nie mogła być dawcą, to wciąż istniał cień szansy na to, że on, jako jej ojciec będzie mógł nim zostać. Miał gdzieś to, że resztę życia spędzi bez nerki. Że może wskutek komplikacji coś mu się stanie. To nie było ważne, kiedy na szali postawiono życie niewinnego dziecka. Ich dziecka.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Strasznie bała się, że nie będzie w stanie pomóc córce. I jej obawy spełniły się, nie mogła być dawcą. Nie mogła pomóc swojej córce. I to bolało ją najbardziej. Że tu kończyła się jej samodzielność, samowystarczalność. Nic nie mogła zrobić i była zdana na łaskę innych członków rodziny, o ile oni będą mogli zrobić cokolwiek. Była naprawdę tym wszystkim zmęczona, tym wiecznym trzymaniem gardy. Zwyczajnie chciała by ktoś jej w końcu pomógł, by na chwilę nie musiała przejmować się tym wszystkim.
Spojrzała na Martina i przez chwilę nic nie mówiła. Lekarz? Chciał iść do lekarza? - Nie śmiałam cię o to prosić. - rzuciła cicho, a potem odbiła się od parapetu by podejść do Martina. W tej krótkiej drodze do niego znalazła czas by zerknąć na śpiące dziecko. A potem delikatnie złapała za jego dłoń. - Zrobisz to dla nas? Po tym... wszystkim? - nie musiał. Okłamała go i uciekła, zniknęła na długie lata i co gorsza... gdyby nie ten przypadek pewnie nigdy by się nie zobaczyli. Nie chciał dzieciak. Dziś wiązało się to z tym, że nie chciał też jej. Byłą matką i właśnie wtedy zadecydowała, że życie dziecka jest ważniejsze od jej szczęścia. Niezależnie jak bardzo go kochała i jak bardzo chciała być z nim. została męczennicą. Nie chciała nią dłużej być. - Zawołam lekarza. - powiedziała cicho, bo nie chciała tracić czasu. A potem uścisnęła jego paluszki delikatnie, puszczając ostatecznie jego dłoń, ruszyła do drzwi i za nimi zniknęła.
Wróciła po pięciu minutach z lekarzem, a ten poprosił Martina ze sobą na wywiad i konieczne badania. Ona w tym czasie zadzwoniła do babci by obserwując córkę przez szybę w drzwiach chwilę porozmawiać ze staruszką. Musiała się jej nieco pożalić na niesprawiedliwość losu. Maddie smacznie spała, Bai miała wtedy pewność, że przynajmniej nie odczuwa bólu. Schowała telefon do kieszeni dopiero kiedy zobaczyła że Martin idzie przez korytarz. Zerknęła w stronę Maddie, a potem wróciła wzrokiem do mężczyzny. - Co powiedział lekarz? - spytała cicho i delikatnie zgryzła dolną wargę. Bała się o córkę. Chciała by jej męczarnia skończyły się jak najszybciej, a do tego potrzebny był przeszczep.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdaniem Martina, wciąż mogła jej pomóc. Może i nie oddając jej swojej nerki, ale byciem obok, wspieraniem jej, okazywaniem miłości i obietnicami składanymi każdego dnia, w trakcie których mogłaby obiecać córce wiele rzeczy, jakie będą mogły zrobić, kiedy tylko Madds wyzdrowieje. A Martin wierzył, że wyzdrowieje. Wierzył w to z całych sił, bo mówili o małej, silnej dziewczynce.
- Nie musiałaś - stwierdził. Przecież oczywistym było, że nie zostawi jej z tym samym. Musiała o tym wiedzieć. Nie powinna w to wątpić nawet przez moment.
- Bailee, to moja córka... - zauważył i dotknął jej policzka. - A nawet gdyby nią nie była, zrobiłbym to dla was. Zrobiłbym, bo to niewinne dziecko, które nie powinno cierpieć i jeśli będę mógł pomóc, zrobię to - zapewnił kobietę, ustami muskając jej czoło. Bez względu na wszystko, Martin musiał im pomóc. Nie byłby w stanie nie poddać się badaniom, bo był na to za dobry. A kiedy towarzyszyła mu myśl, że to była jego córka. Ta, której nie chciał, a która jednak pojawiła się na świecie i zjawiła w jego życiu, gdy był wystarczająco dojrzały do roli ojca, to sprawa była przesądzona. - Zapomnijmy o tym, co było - dodał, rzucając jej proszące spojrzenie. Nie chciał wracać do przeszłości. Wolał się skupić na teraźniejszości i przyszłości. - Birdie wie, że to moja córka - przyznał, ale nie tłumaczył tego dosłownie. Znaczące spojrzenie miało jej dać do zrozumienia, że porozmawiają o tym w bardziej dogodnej chwili. Chciał jej tym jednak przekazać, że była dla niego ważna. Ona i Madds.
- Jasne - pokiwał głową i pozwolił by na moment zniknęła za drzwiami i ruszyła szpitalnymi korytarzami na poszukiwania lekarza. On pod jej nieobecność siedział przy łóżku córki i gładził delikatnie jej główkę. Gdy wróciła z lekarzem, zamienił z nim kilka słów i udał się na badania. Jedne, drugie, trzecie. Trwało do zdecydowanie dłużej, niż miało to miejsce w przypadku Bailee, ale tylko dlatego, że dawało cień nadziei. Nadziei, z którą wrócił do sali, w której leżała Maddie.
- Od jutra zaczynamy przygotowania. Muszę przejść serię badań. Ona też. Jeśli w międzyczasie nic niespodziewanego się nie pojawi, będą nas przygotowywać do przeszczepu - wyjaśnił, podchodząc do Bailee. Spojrzał na córkę, a potem na kobietę, która była miłością jego życia. - W pierwszej kolejności muszę odbyć spotkanie z psychologiem, ale myślę, że... Będzie dobrze, Bai. Pomogę jej - zapewnił sięgając dłońmi do jej policzków, które ujął pochylając się, by złączyć swoje wargi z tymi jej w krótkim, delikatnym i spokojnym pocałunku. - Posiedzimy z nią jeszcze chwilę i odwiozę cię do domu, co? Jutro tu wrócimy, ale powinnaś odpocząć - zasugerował, odsuwając się od niej na bardzo małą odległość.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Jego żona o wszystkim wiedziała? Będą musieli o tym porozmawiać, ale teraz nie było na to czasu. Potem będą mieli go całkiem wiele. A przynajmniej Bailee miała taką nadzieję. Że ten czas będzie. Kiedy on poszedł na badania, ona usiadła przy córce. Głaskała jej malutką rączkę. Mała spała na całego. Pielęgniarka zapowiedziała, ze mała może spać już do wczesnego poranka i sama namawiała Bai, by wróciła do domu. Musiała przywieźć córce piżamkę, Ulubionego misia, jakąś poduszkę. No i tablet by miała bajki. Wszystko by umilić jej pobyt w szpitalu, który nie miał być krótki. Bai nie mogła tu nocować. Nikt nie wyraziłby na to teraz zgody. Westchnęła cicho i spojrzała na telefon. Dziadek nie mógł poddać się badaniom. Był przeziębiony, a ona była już w drodze do szpitala, a ojciec... jak zwykle nie odbierał.
Podniosła się z łóżka córki, kiedy do sali wrócił Martin. - Boże... - powiedziała cichutko, bo... naprawdę czuła jak ciężki kamień spada jej z serca. Ktoś mógł jej pomóc. Rozbieganymi oczami błądziła po jego twarzy, a na ziemię sprowadził ją dopiero pocałunek mężczyzny. - Dziękuję. - choć chciała nie była w stanie powiedzieć więcej. I kiedy on nieznacznie się odsunął, ona zmniejszyła tą odległość wtulając się w jego ciało. - Muszę spakować jej ulubione rzeczy. - szepnęła bardziej do siebie niż do niego. - Dziękuję że po tym wszystkim... jesteś tu ze mną. - dodała cicho, a potem mała zaczęła się kręcić, więc Bai odkleiła się od Martina i podeszła do łóżka córki delikatnie gładząc jej głowę. Gorączkowała, więc kręciła się, ale nie zapowiadało się na to by miała się obudzić. - Jak.... jak ona to przyjęła? - spytała cicho przysiadając na łóżku córki. Trzymała jej małą rączkę, ale twarzą była zwrócona do Martina ciekawa jego odpowiedzi. Nie chciała komplikować mu życia, ale chyba było już za późno na to wszystko. Pojawiła się tu, a to wystarczało.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nie dziękuj... - pokręcił głową. Dziękowanie za coś, co zrobiłby każdy na jego miejscu, było pozbawione sensu. Mówili o ich córce. Każdy ojciec zrobiłby to samo, bez względu na okoliczności, relacje łączące go z matką dziecka i wiele innych spraw, pozornie istotnych, ale w takiej sytuacji nie mających znaczenia. Maddie musiała wyzdrowieć bo miała całe życie przed sobą, a on byłby skończonym egoistą, gdyby wiedząc, że mógł pomóc, schowałby głowę w piasek skazując dziewczynkę na niepotrzebne cierpienia, a może nawet i śmierć. - Będzie dobrze, Bailee. Pomożemy jej - zapewnił cicho, przytulając mocno kobietę, bo nic innego mu nie pozostało, jak zaoferować jej wsparcie.
- Wiesz, że zawsze byłem. Nie ciałem, ale myślami i sercem zawsze byłem z tobą - stwierdził. Myślał o niej każdego dnia, od kilku lat. Chociaż złamała mu serce, po części na jego własne życzenie, to w ostateczności i tak nie potrafił jej znienawidzić i wielokrotnie myślał o tym, gdzie jest, z kim, czy jest szczęśliwa i czy wszystko w jej życiu dobrze się układa.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Na pewno jest zaskoczona, ale jak bardzo, to pewnie dowiem się, kiedy wrócę do domu - odparł. Wiadomości wymienione z Birdie nie dawały mu pełnego wglądu w to, jak żona przyjęła tę nagłą, zdecydowanie nieoczekiwaną wiadomość. Pewne było jednak to, że nie mógł mieć ich dwóch. Kochał obie, ale mógł wybrać tylko jedną. Tę do której uczucie było silniejsze, prawdziwsze i jedyne w swoim rodzaju. Nie musiał się długo zastanawiać nad tym, o którą kobietę chodziło. Wystarczyło mu, że spojrzał na Bailee, leżącą obok niej Maddie i zyskiwał pewność, że to z nimi chciał dzielić życie, tworzyć rodzinę i spędzać każdy dzień. - Problem w tym, że nie wiem, czy w ogóle chcę tam wracać - dodał, podchodząc do Bai i kładąc dłoń na tej jej, w której trzymała rączkę ich córki. - Wolałbym zostać z wami, ale muszę to wszystko załatwić. Porozmawiać z nią, wyjaśnić i... I nie wiem co dalej, cholera - westchnął. Na pewno musiał zabrać swoje rzeczy, by uwolnić Birdie z tej imitacji małżeństwa. Nie wiedział tylko, gdzie potem miał się podziać. Hotel? Motel? Kanapa u kumpla? Opcji było wiele, ale żadna nie wydawała się wystarczająco dobra, a najmniej odpowiednią było skakanie z kwiatka na kwiatek i przeprowadzka do Bailee.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
- To wszystko jest strasznie pochrzanione, wiesz? - szepnęła cichutko, bo było. To wszystko. Jego ciężarna żona, która na niego czekała. Ona. Ich córka, on. Wszyscy w tym układzie mogli ucierpieć. Nie chciała by padło na nią i na małą Maddie, nie kiedy znów wpadła na Martina i był tak blisko i mogła być z nim szczęśliwa. Ale to nie ona była jego żoną i choć urodziła mu dziecko, on stracił całą masę cennych chwil przy dziecku, które mógł zyskać przy swojej żonie.
- Chodźmy. Podrzucisz mnie do domu? - spytała pochylając się po swoich słowach nad córką by pocałować ją w czoło, planowała tu wrócić gdy tylko mała się obudzi. Taki miała układ z pielęgniarką, która miała nocną zmianę. Niezależnie o której Madelyn się obudzi, to Bai dostanie telefon by do niej przyjechać. - Podrzucisz mnie i pojedziesz do żony. - szepnęła gdy wychodzili z sali, a potem razem zjechali windą na dół i poszła za Martinem do jego samochodu. Ale nim wsiadła złapała go za dłoń. - Chce byś wiedział, że cokolwiek postanowisz, ja to zaakceptuje. Chce byś był szczęśliwy. Niezależnie czy będę to ja i Maddie, czy Birdie. Masz być szczęśliwy. - chciała by wiedział, że... choć go kochała, była w stanie wszystko zaakceptować. Wsiadła do jego samochodu i gdy podrzucił ją pod mieszkanie, to go nie zaprosiła. Podziękowała mu za pomoc, a potem bez większych pożegnań, po prostu poszła do mieszkania. Musiała spakować walizkę do małej. Musiała jechać do sklepu po jakieś przekąski dla niej. I późną nocą gdy wszystko skończyła i znalazła się pod swoją kołdrą... po prostu się rozpłakała. Z bezradności, samotności. Ból rozrywał jej całe ciało. Bała się o córkę. Martwiła się o Martina i jego decyzję. Kochała go, ale nie mogła oczekiwać od niego, że wybierze ją. Podłączyła budzik, na full głośność dała dźwięk dzwonka i postanowiła podjąć próbę zaśnięcia. Z marnym skutkiem, ale próbowała.

koniec
ambitny krab
nemesis
ODPOWIEDZ
cron