32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
#1

Ostry dźwięk dzwonka przeszył względną ciszę, w której od samego ranka była pochłonięta niewielka farma na uboczu Lorne Bay. Odstraszała swoim stanem wszystkie zbłądzone duszyczki, a on uczynił z niej własne miejsce ucieczki. Współgrał z tym nędznym obrazem, rozlatując się jak wszytko wokoło przy mocniejszej interakcji - przegrywał z własną niepamięcią, ściganą desperackim szlakiem zapisków porozrzucanych po całym poddaszu. Zdania, pojedyncze słowa - co z tych przebłysków było prawdziwe? A zaspany po całonocnej walce z umykającymi wspomnieniami ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwał się w damski głos w słuchawce - powiadomienie o poszkodowanej? Chwilę zajęło połączenie mu wszystkich faktów, na które zareagował niezgrabnym zerwaniem się z samotnie rzuconego na drewnianą podłogę materaca. Powinienem pojechać?
Jeszcze przed wejściem do samego szpitala zdążył wypalić w pośpiechu z połowę papierosa, zgaszonego przed samymi drzwiami pod oceniającym wzrokiem wielce niezadowolonej pielęgniarki. Ciarki przeszły mężczyznę po całym ciele, kiedy przekroczył szpitalny próg i ruszył prosto do oczekującej kobiety w recepcji. Do kogo pan przyszedł? - na długo jeszcze rozbijało się w chaosie jego myśli, gdy wędrował korytarzami, szukając wskazanego numeru sali. Do kogo, Lancelocie? Zapukał krótko, sam nie wiedząc, na co liczyć - ciszę czy zaproszenie do środka? Dopiero z tych rozmyślań wyrwał go kobiecy głos zza drzwi, które prędko otworzył i następnie zamknął za sobą. Narzeczona, Lara, Dilara półsiedziała na jednym ze szpitalnych łóżek powleczonych w przykrochmalone prześcieradła - dokładnie te same z jego pierwszych dni życia po przebudzeniu się z nicości. Z lekko rozchylonymi ustami czuł się niczym rzucony na głęboką wodę.
- Zadzwonili do mnie ze szpitala - zaczął od razu, gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Sam nie potrafił zrozumieć dlaczego, lecz czuł przemożną potrzebę wytłumaczenia własnej obecności w tym miejscu - z nią. Wszakże wkradał się w ten obrazek zatroskanego narzeczonego; należący do obcego mężczyzny, którego cały świat w nim widział... och losie, poza nim. - Jak się czujesz... to coś poważnego? - Niepewność była dość łatwo dostrzegalna w wypowiadanych powoli słowach, jakby starannie w umyśle dobierał każde z nich. Patrząc na Larę nie potrafił w pełni stwierdzić, w jakim aktualnie była stanie - czyż to nie zwiastowało czegoś okropnego? Niedostrzegalnego i niszczącego człowieka okrutnie od środka, gdyż tak właśnie był zbudowany świat. Najgorsze rzeczy kryły się daleko poza wzrokiem samych zainteresowanych, zaskakując ich w najbardziej nieodpowiednim momencie. Nim zdążył cokolwiek na ten temat dodać, upomniał się w myślach i przystanął w połowie drogi od drzwi do szpitalnego łóżka, które zajmowała.

lara harding
powitalny kokos
no szalona
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Każdego ranka naiwnie łudziła się, że tym razem oddech będzie lżejszy, mniej bolesny. Jednakże było coraz gorzej. Uginała się pod ciężarem wyrzutów sumienia. Nie tak miało wyglądać jej życie – nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość. Ze złością w oczach patrzyła na swoje odbicie w lustrze, gdy po raz kolejny rozdrapywała wspomnienia sprzed tygodni, gdy okrutne słowa podyktowane złością zaczęły opuszczać jej usta. Teraz? Żałowała każdego z nich. Gdyby miała możliwość to cofnęłaby wszystko. Gdyby wiedziała, to nie pozwoliłaby mu wsiąść za kółko.
To zwyczajnie bolało. To, że gdy na nią patrzył, widział w niej obcą osobę. Wolałaby widzieć złość, rozżalenie, cokolwiek, ale najgorsza jest ta obojętność. Mierzyła się teraz z pustką, której nie umiała wypełnić w inny sposób. Każda minuta spędzona w domu, w którym mieli budować swoją przyszłość sprawiała jej fizyczny ból. Błąkała się po pustych pokojach. Dlatego właśnie rzuciła się w wir pracy, poświęcając praktycznie każdą sekundę swojego czasu. Jakby chciała w ten sposób zmyć swoje winy.
Nie miała wylądować w szpitalu, zbyt wiele czasu spędziła na szpitalnym krześle, zbyt dobrze znała korytarze, wiedziała, że automat na drugim piętrze często się zacinał. Wciąż rozpamiętywała dziwne spotkanie z nieznajomą, która zamiast zabrać ją do szpitala, samodzielnie w swojej willi zszyła jej ranę w udzie. Naturalnie Lara nie mogła sobie odpuścić, dlatego nie zważając na świeżo założone szwy normalnie wyszła do pracy. Wszystko to prowadziło do tego, że zszyta rana otworzyła się i dżins nasiąknął krwistą czerwienią.
Teraz leżała z ciężką głową opartą o poduszkę, nie chcąc siedzieć tu ani chwili dłużej. Nie spodziewała się, że skontaktują się z Lancelotem. Nie chciała go tutaj widzieć – sama nie była do końca pewna, dlaczego. Od czasu jego wyjścia ze szpitala odgrywała oscarową rolę. Budowała fasadę silnej kobiety, która z uśmiechem znosi każdego jego obojętne spojrzenie. Bo nie mógł widzieć, że nocą wypłakuje oczy w poduszkę. – Lance – wymamrotała zaskoczona. Nie spodziewała się jego. – Przepraszam, zapomniałam zmienić kontakt – wybąknęła nieco zmieszana. Znajdowali się w dziwnym stanie zawieszenia, kiedy Lara nie wiedziała kim tak naprawdę dla siebie są. Próbowała przywołać na twarz blady uśmiech. Jak się czuję? Pusta, niepełna. Boli mnie każdy oddech, boli mnie teraz twoje spojrzenie. Żadna z tych myśli nie opuściła jej ust. – Bywało lepiej, to nic poważnego, rana sprzed kilku dni się otworzyła i wdało się jakieś zakażenie – wyjaśniła, podciągając się nieco wyżej na rękach, z trudem nie wykrzywiając twarzy w grymasie bólu.

lance hannigan
ambitny krab
nikt
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
Czysta karta - jakie to wszystko było okropnie pozorne w jego przypadku! Serce zamierało mu zawsze na moment, gdy ktoś zbyt długo zatrzymał na nim spojrzenie - czy ten nieznajomy jest jednym z zapomnianych widm przeszłości? Spoglądając w oczy mijanych osób, nie potrafił zaufać już nie tylko im, lecz również i sobie. Taką myśl pielęgnowały w nim natarczywe starania członków rodziny, by wykrzesał z siebie, choć odrobinę tej cholernej pamięci. Lance, a pamiętasz... pamiętasz? Wkładane mu do głowy wspomnienia; malowane przez dobranymi przez nich farbami, na bogów - przez nich! Czyż nie padał wtedy ofiarą sprawnego kształtowania jego osoby? Gdyby tylko pozwolił tym słowom wsiąknąć w swoją duszę, słaby się wizją, jaką sobie wyśnili - wyparłby się kształtowanego przez lata jestestwa. Zaginionego w mgłach niepamięci, przez które teraz przyszło mu błądzić.
Przeczesał dłonią potarganą przez wiatr czuprynę, zastanawiając się, czy aby na pewno powinien tutaj być. Na pewno była w mieście osoba bardziej do tego odpowiednia, a przy której nie odczuwałaby tak wielkiej niezręczności
- Nic się nie stało... i tak nie byłem zajęty - Chwile poświęcane na unikaniu dawnych bliskich oraz przekładanych w nieskończoność wizyt u terapeuty wszakże nie wliczały się do ogromnie ważnych zajęć. Odwrócił wzrok w stronę okien, starając się zebrać w sobie i zapytać o coś jeszcze; tak przecież robili ludzie, odwiedzając bliskich w szpitalnych salach. Wyglądanie niewidzącym wzrokiem na rozciągający się nieopodal parking szczęśliwie przerwała sama Lara, więc powoli powrócił spojrzeniem do narzeczonej spoczywającej jeszcze na łóżku. Zdawał sobie doskonale sprawę, jak wielki chaos wywołuje w jej sercu, kiedy kolejnego dnia nie zdołał odnaleźć jej w głębiach własnej duszy - tych oczu, uśmiechu, piegów, loków...
- Rana sprzed kilku dni? - Nie powinien się dziwić - zdecydowanie nie ze względu nieotrzymania żadnej informacji o takim wypadku. Zaskoczyło go to, iż dopiero teraz otrzymał zawiadomienie ze szpitala - poprzednim razem ktoś bliski jej towarzyszył? Chciałoby się rzec - Lancelot zapomniał o charakterze jej pracy - lecz faktycznie ten nowo poznany fakt dość łatwo umykał mu w natłoku codziennych myśli.
- Może się nie znam, ale otworzenie rany i zakażenie brzmią raczej dość poważnie. Na pewno nie powinni zrobić Ci jakichś dodatkowych badań, a nie pozwalać się wypisać? - do wypowiadanych słów wkradł się cień oburzenia, wynikający z niezrozumiałego dla niego postępowania pracowników szpitala. Odwrócił się w kierunku drzwi, wyglądając przez malutkie okienko za jakąkolwiek pielęgniarką. Na nieszczęście mężczyzny akurat żadna nie przechadzała się korytarzem - zawiadomić lekarza? Nie, te decyzje nie należały przecież do niego i to właśnie Lara o wszystkim decydowała; mądrze czy nie.


lara harding
powitalny kokos
no szalona
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Nigdy nie poświęcała wiele uwagi uczuciom - niesamowicie pewna tego, co jej w sercu grało, uważała, że nigdy nie dotkną jej odcienie szarości. W końcu kochała Lancelota, co mogło się stać? Owszem kłócili się, ale czy to miało coś zmienić? Okazało się, że los we własnej wspaniałości postanowił zweryfikować prostolinijność Lary, ponieważ w żadnym scenariuszu nie brała pod uwagę tego, że mogła przestać istnieć we wspomnieniach narzeczonego. Tak po prostu. Po tygodniach spędzonych na szpitalnym krześle, bo morzu wylanych łez, wyszeptanych próśb - zaśmiano jej się w twarz. Czasem też chciała zapomnieć, ruszyć do przodu, bo za każdym razem, gdy zatapiała się w miękkim fotelu, otulona własnymi myślami, uginała się pod ciężarem, którego nie była w stanie sama unieść. Wtedy znowu wypłakiwała oczy, zaciskając palce na poduszce i powoli tracąc oddech. Może dlatego teraz celowo odwracała wzrok w drugą stronę. Bała się spojrzeć w jego niebieskie oczy i zobaczyć w nich tylko obojętność, pożerającą nicość.
- I tak przepraszam - mruknęła, rzucając mu jedynie krótkie spojrzenie i przelotny uśmiech. Żałosne, tylko na tyle było ją stać. Człowiek to dziwne stworzenie - w większości sytuacji Lara z niewzruszoną miną patrzyła w przyszłość, stawiała czoła kolejnym wyzwaniom. Teraz tchórzyła.
Troszczył się? Nie, to tylko zdrowy rozsądek stał za wypowiedzianymi przez niego słowami. Tak bardzo starała się przestać słyszeć rzeczy, których nie było. Odpychała od siebie myśl, która coraz częściej nawiedzała ją w chwilach nieuwagi, gdy spuszczała gardę: że to koniec.
- O nie, nie, nie. Jeszcze jeden dzień i musieliby wysłać na inny oddział - zastrzegła, jakby groził jej co najmniej obdzieraniem ze skóry. Już i tak wydawało jej się, że żyje w wariatkowie. Miała dosyć bieli tych ścian, charakterystycznego zapachu i pozornej sterylności. Miała dosyć dźwięku pikających maszyn, ludzkich dramatów rozgrywających się w tle. Chociaż egoistycznie trudniej było jej patrzeć na czyjeś szczęście, bez zazdrości, że to nie należało do niej. Zupełnie jakby ten nowo upieczony tata, wychodzący pochwalić się swoim ojcostwem, brutalnie wydarł jej z rąk szansę na szczęśliwe zakończenie. Odgarnęła wyplątany z gumki kosmyk za ucho i rozpoczęła żmudny proces wstawania z łóżka. Żadnego stęknięcia, a jej twarz wyglądała tak, jakby zastraszyła swoje mięśnie, aby nie wykrzywiały się w pełnym bólu grymasie. Bo mogła zapadać się w swojej egzystencji, ale nie mogła tego pokazać światu. Jakby bała się przyznać do własnych ułomności.
- Udało ci się urządzić na farmie? - zagadnęła, szukając w głowie w miarę neutralnego tematu, który bolałby ją najmniej.

lance hannigan
ambitny krab
nikt
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
Od przebudzenia ze śpiączki zdarzało mu się niekiedy uważnie obserwować Larę, gdy wydawało mu się, iż jej uwagę przykuwało zupełnie coś innego. Wodził wzrokiem po tej nowej dla niego twarzy z nadzieją odkrycia jakichś głębszych emocji - pstryk, która niczym iskierka roznieciłaby ogień utraconych wspomnień. Z czasem robił to coraz rzadziej, aż w końcu prawie to zaprzestał, zmęczony rozbijaniem się o mur jakby wyciszanych przed światem uczuć. Kiedy w pierwszym odruchu nazwałby to dość irytującym doznaniem, to w mijających dniach z pewnym wstydem dostrzegał u siebie ulgę. Tchórz; to słowo drżało na końcu języka, gorzkim smakiem rozlewając się po ustach. Obawiał się tak wielu rzeczy, iż w pewnym momencie gubił się w tym strachu - za prawdą, złym tropem, wieczną niewiedzą... i splątaniem w niezrozumiałe emocje pozbawione kontekstu przeszłości. Pozostał tylko popiół; zapomniany pod butami okrutnego losu.
Rozchylił lekko wargi, czując nieprzyjemną suchość w gardle - bo słowa w nim grzęzły, a spojrzenie niespokojnie uciekało przed jej lśniącymi oczami. Nie musisz; mógłby jeszcze dodać, lecz ostatecznie zrezygnował z ponownych zapewnień, wyczuwając w nich możliwą dozę fałszywej życzliwości. Taki przecież nie był... był? Jest? W porę nad sobą zapanował, by bez rozmysłu zareagować głośnym sapnięciem na nową wewnętrzną batalię rozgrywającą się w mglistym konturze własnej osoby. Instynktownie marszczył ze zdziwieniem brwi, unosił kąciku ust i przecierał wzdłuż szczęki w zamyśleniu - lecz nadal żyła w nim ta cząstka zwątpienia, jakby nawet on dla siebie był najgorszym wrogiem.
- Jesteś tego pewna? Dostałaś przynajmniej zwolnienie z pracy? - nieznacznie odsunął się od drzwi, gdy kobieta zareagowała tak gwałtownie na pomysł dalszych badań. Poniekąd doskonale rozumiał szalejącą w niej niechęć do szpitala, sam pragnieniami zmierzając już do głównych drzwi wyjściowych. Wolał się jednakże upewnić, że Larę wyposażyli we wszystkie potrzebne papierki zwalniające ją na jakiś czas z czynnej służby. Przez myśl mu nawet nie przeszło, by siedząca przed nim brunetka zamierzała dalej pracować pomimo niezaleczonej rany.
- Farmę? Ach, tę farmę... niespecjalnie, wymaga jeszcze sporo do zrobienia, ale to nic takiego - rząchnął się, woląc nie przyznawać wprost, że niewiele zmieniło się w tym miejscu od jego wprowadzenia. Tapeta nadal odchodziła w paru rogach, a w innych przypominała bardziej strzępy. W dodatku w jednej z łazienek woda nieznośnie kapała z kranu od kilku dni - obojętnie w jaki sposób próbował już to zwalczyć; działało wyłącznie na moment, rozbudzając w nim naiwną nadzieję. Najważniejsze w tym wszystkim był jednak fakt, że Lancelotowi wcale nie rwało się do wyremontowania własnej pustelni.

lara harding
powitalny kokos
no szalona
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
To chyba bolało najbardziej - on nie odnajdywał jej w odmętach wspomnień, tak ona w jego ruchach, gestach i mimice twarzy odnajdowała tego Lancelota, obok którego budziła się przez ostatnie dwa lata. Nagle, nieoczekiwanie, straciła coś, co chyba w pewnym momencie wzięła za pewnik. Może to był jej największy błąd? A teraz? Za każdym razem, kiedy znajdował się w zasięgu jej wzroku, czekoladowe oczy zachodziły łzami, nawet jeżeli żadna z nich ostatecznie nie opuszczała ramy utworzonej z krawędzi powiek. Ta nadzieja, która napędzała ją każdego dnia, chyba powoli zaczęła się wypalać. Czuła się, jak po długim biegu, kiedy mięśnie w końcu zaczynają odmawiać posłuszeństwa, zaczynają zajmować się żywym ogniem. Czy to z jej strony okrutne? Czy ludzkie? To zmęczenie - za każdym razem, kiedy myślała, że to już koniec, że teraz będzie mogła już odpocząć, pojawiała się kolejna przeszkoda, kolejna góra, na którą trzeba było się wspiąć.
Teraz? Musiała iść do przodu, nawet jeżeli wolała oglądać się za siebie. Musiała wstać, nawet jeżeli coraz częściej nie miała na to siły. Coraz częściej zastanawiała się nad sprzedażą domu, ale z drugiej strony kluczowo trzymała się tej jednej, jedynej rzeczy, która została jej po tym, co mogliby mieć. To głupie i irracjonalne, ale nie umiałaby się wynieść. A mogła. Przecież dużo łatwiej byłoby zostawić dom Lancelotowi - pozbawiony koszmaru wspomnień, nie widziałby obrazu z ostatniego gwiazdkowego poranka. Nie wiedział, że właśnie na tej kanapie często zasypiała z głową na jego udzie. Zazdrościła mu tego - kolejna niepoprawna myśl, której nie chciała wypowiedzieć głośno.
- Zwolnienie? Tak, tak. Tylko papierkowa robota - odparła, chociaż sama nie była z tego powodu zadowolona. Tylko praca pozwalała jej zapomnieć. Gdyby to od niej zależało, z pewnością wróciłaby do pracy w pełnym tego słowa znaczeniu. Uśmiechnęła się delikatnie, prawdopodobnie, żeby zakryć nadchodzący grymas bólu. Trzeba przyznać, że nie był to jeden z tych najbardziej urokliwych.
- Jeżeli potrzebowałbyś jakiejś pomocy, to wiesz, że możesz na mnie liczyć - prawdopodobnie nie wiedział. Nie znali się, on nie znał jej, z tym, że Lara nie potrafiła zwyczajnie o nim zapomnieć. Wymazać go z własnych wspomnień. - Wiem, że... nie jest łatwo. I, że ty nie... Że dla ciebie jestem obcą osobą - wypowiedzenie każdego z tych słów przychodziło jej z trudem. Może dlatego zasłoniła się częściowo zasłoną z ciemnych loków. - Tak czy inaczej, jeżeli potrzebujesz pomocy z remontem, chętnie pomogę - znowu robiła dobrą minę do złej gry.

lance hannigan
ambitny krab
nikt
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
Czy już go nie był? Ta jedna z myśli wybudzających Lancelota w środku nocy; zalany zimnym potem próbował uspokoić nierówny oddech i przywołać się do porządku. Poukładać rozbiegane myśli, by nie goniły w szaleńczej gonitwie za nieuchwytnymi wspomnieniami. Jestem - j-e-s-t-e-m - istniał pomimo wszystko, a tego powinien trzymać się do utraty tchu, gdyż nic innego mu nie pozostało.
- To dobrze, tak będzie lepiej - kiwając głową, sam nie wiedział do końca czy wypowiadane przez niego słowa miały dodać jej otuchy. W ostatnim czasie słabo mu szło pocieszanie, a już nie wspominając o smutnych sytuacjach z jego powodu. Wtedy stawał się mistrzem ucieczki; sprawnie umykającym przed pełnymi żalu wspomnieniami. Niezaprzeczalnie bał się ich smagania niczym biczem oraz niewypowiedzianych wyrzutów malujących się na ustach. Jak niewiele dla Ciebie znaczyliśmy, że tak łatwo udało się nas wyprzeć z pamięci? Kołatało się w głowie - fałszywe czy nie. W tej ciszy czuł się po prostu winny niedostatecznych starań.
Nagle wzdłuż kręgosłupa Lance'a przebiega dreszcz, kiedy wspominała o chęci udzielenia mu pomocy.
- Teraz lepiej, żebyś się nie przeciążała z pracami, Dilaro - Sprytnie czmychnął od udzielenia właściwej odpowiedzi - nie zachęcał jak i wprost nie odtrącał jej propozycji. W tym momencie nie miał głowy do rozważań czy Lara jest odpowiednią osobą do pojawienia się na tej rozpadającej się farmie; przekroczyłaby granice jego wygnania, gdzie nie musiał być nikim innym niż pustą kartą. - Ja... nie... to nie tak... - Jak żałośnie zaczął plątać mu się język, gdy w duchu pragnął się z tego wytłumaczyć - nie potrafił. I wcale nie była to dla niego żadna prawda objawiona, a najprostsza oczywistość. Powinien zapewnić ją, że wcale nie jest mu obca, choć serce podpowiadało inaczej? Wątpił szczerze, by to sztuczne zaprzeczanie było czymś, na czym zależało kobiecie - nie powinien bawić się jej nadzieją, pod żadnym względem.
- Masz... jakieś rzeczy, które chcesz zabrać przed wyjściem? - rozejrzał się po pomieszczeniu w lekkim popłochu, kompletnie nieświadom, za czym konkretnym powinien błądzić wzrokiem. Co należało do niej, a co do aktualnie nieobecnej pacjentki z łóżka obok? To była jednak kropla w morzu rzeczy mu nieznanych, więc trzymanie się akurat tego niepowodzenia wydało się śmieszne nawet i dla niego. Wodził wzrokiem po pomieszczeniu, by niedługo później przerwać oraz ze zrezygnowaniem podejść do narzeczonej. Najbliżej tego dnia; zauważył rześko w myślach. Następnie zbliżył się na odległość umożliwiającą mu wyciągnięcie w jej kierunku dłoni - cichej propozycji pomocy wypisanej wyłącznie w jego spojrzeniu. Na szczęście prędko doszedł do tego, iż Lara sama nie zdoła dotrzeć do samochodu... a przynajmniej nie bez bólu, który on w jakimś stopniu mógł od niej rozgonić.

lara harding
powitalny kokos
no szalona
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Był. Jeżeli potrzebował zapewnienia, to Lara na tysiąc sposobów mogła mu udowodnić, że jest, że oddycha, że jego serce bije. Tylko co z tego? Skoro ona nie istniała dla niego? Może w końcu kiedyś będzie w stanie to sobie uzmysłowić. Może w końcu przestanie się okaleczać wspomnieniami, do których już tylko ona miała dostęp. Trzymała się ich niemalże desperacko, niczym ostatniej deski ratunku.
Wiedziała, że to nie jego wina. Przecież to nie on wymazał wszelki ślad po swoim poprzednim życiu, wymazał jej twarz z mglistych widm przeszłości. To ona. Ona wepchnęła go za kierownicę. Karma po nią wróciła. Wyciągnęła swoje mściwe szpony i zatopiła je w skórze Lary, powodując dotkliwy ból każdej komórki jej ciała. Od dłuższego czasu nawet oddychanie sprawiało jej ból. Chciała czasem po prostu zamknąć usta i już więcej nie czuć unoszącej się klatki piersiowej. Bo poczucie winy bolało zbyt mocno. A jednocześnie słowa przeprosin, które i tak nic nie naprawią, nie mogły przejść jej przez gardło.
- Jasne, rozumiem - starała się, aby jej głos zabrzmiał nijak. I chociaż nie potrafiła żonglować słowem tak sprawnie jak on, to znaczenie wybrzmiewało pomiędzy słowami niczym dzwon. A może to właśnie chciała usłyszeć? Odtrącenie. Jakby jeszcze było jej go mało. To dlaczego, choć próbowała zachować obojętność, usta zacisnęły się w wąską linię, powstrzymując drżenie? - Nie, nic nie mów. Przepraszam, nie powinnam... - nie wiedziała nawet za co. Za to, że czuje? Za to, że jej serce nie było z kamienia, jak wielu mogło się wydawać? Za to, że tak cholernie tęskniła?
A co miała zamiar zrobić Lara? Odciąć się. Znowu to robiła; to, czego tak bardzo można w niej nienawidzić. Chowała się za grubym murem, kiedy czuła, że zaczyna odsłaniać zbyt wiele. Z irracjonalną zaciętością próbowała udowodnić, że jest w stanie sama sobie poradzić, nawet jeżeli rozpaczliwie potrzebowała czyjejś obecność. Teraz musiała wybrać czy większy ból sprawi jej jego obecność, czy zaledwie te kilka kroków, które musiała wykonać, aby wydostać się ze szpitala i wsiąść do tej przeklętej taksówki.
- Kurtka i torba na krześle - rzuciła krótko, jakby ograniczyła funkcje rozmowy jedynie do krótkich poleceń, podczas których umiała zapanować nad własnym głosem. Wzięła głębszy wdech, kiedy podszedł do niej bliżej. Bała się unieść głowę i zrównać je z dobrze jej znanym niebieskim spojrzeniem. Dlaczego musiała się tak rozklejać?
Może to okrutne, może to nie poprawne, ale wbrew podpowiedziom zdrowego rozsądku i wbrew podszeptom serca, nie skorzystała z jego pomocy. Wykrzywiona w grymasie bólu twarz schowała się wśród czarnych loków. - Nie musisz ze mną czekać. Potrzebuję jeszcze wypisu - kłamała, przecież wiedziała, że ten leżał już w złożony w jej torbie. - Wrócę taksówką - dodała. Nie chciała patrzeć w jego oczy. Nie chciała czuć, że był blisko, mając świadomość, że jednocześnie był poza jej zasięgiem. Tłumaczyła sobie, że robi to dla niego, że nie chce go przytłaczać ciężarem swoich emocji w tej i tak zagmatwanej sytuacji. A tak naprawdę znowu się na niego zamykała. Czy to nie od tego zaczęły się te wszystkie kłótnie?

lance hannigan
ambitny krab
nikt
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
Czasami zastanawiał się, czy tego właśnie potrzebuje - cudzego zapewnienia o własnych konturach, człowieczej esencji i zapomnianych drobiazgach. Jej słowa jednak odbijały się wyłącznie cichym echem po pozbawionej obrazów przeszłości głowie. Nic takiego nie mogło stać się w obecnym chaosie jego ratunkiem; kołem ratunkowym rzuconym prawie to na oślep przez bliską osobę.
Pomimo tego topił się w wodach swojego nieszczęścia.
Nie czuł się dobrze ze słowami, które dosłownie przed chwilą opuściły jego usta. Ciążyły wiecznymi wyrzutami sumienia na zmęczonym już wewnętrzną batalią sercu. Patrząc z bólem w ciemne oczy tak bliskiej osoby tamtego Lancelota, rozumiał, jak wielkie cierpienie sprawia własną nieobecnością - objawiającą się na zbyt wielu płaszczyznach. Zasługiwała na więcej w tym trudnym czasie, lecz ten nieuchwytny przeszłości pisarz niewiele mógł zaoferować. Zbyt mało do wywołania szczerego uśmiechu na muśniętej słońcem skórze, gdyż jeszcze gorszą opcją w oczach Lance'a wydawało się udawanie zapomnianych uczuć. Aktorstwem nawet oscarowym nie zastąpiłby przecież zwyczajnej prawdy, a teraz nie malowała się w jego życiu takimi barwami.
- Nie, to ja powinienem przepraszać... - Przerwał dość pewnie, bo nie mógł dalej znosić tego, jak ją zasmucał... a w dodatku w szpitalnej scenerii, gdzie dochodziła do siebie po nieznanej mu kłodzie rzuconej jej przez los. Chciał jako dobry znak uznać przebłyski obojętności przebijające się w postawie narzeczonej, lecz cichy głos szeptał mu z tyłu głowy, iż był tylko naiwnym głupcem - świat składał się w większości z samych złożoności; uczuć, sytuacji i rzeczy, których nie pojąłby tak prędko. Kiwnął głową i wręcz automatycznie ruszył, by zabrać z krzesła wspomnianą przez brunetkę torebkę oraz kurtkę. - To już chyba wszystko mamy - I zapewne zbyt szybko wypowiedział te słowa, gdyż jego zamiary zderzyły się ze ścianą odtrącenia. Subtelnego, lecz koniec końców łatwego do wyłapania z prowadzonej przez nich rozmowy. Och. Przystanął z zebranymi rzeczami Lary, nieudolnie próbując odszukać jej spojrzenie.
- Naprawdę to nie kłopot... zostanę i poczekam jeśli zechcesz - Mówił to szczerze, choć lekko zmęczonym głosem. Nie widział sensu, by trudziła się podróżą w taksówce, gdy on już się tutaj pojawił. Nie rozumiał - cholernie nie rozumiał tej nagłej reakcji. Czy zrobił coś źle? Wszystko zapewne, ale tego nie sposób było teraz naprawić. A może jednak obawiała się jazdy samochodem wraz z nim za kierownicą? Rozważyłby taką opcję, gdyby nie mocno wyczuwalna atmosfera w tym szpitalnym pokoiku.
To po prostu on.

lara harding
powitalny kokos
no szalona
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Nie chciała mu tego robić - wiedziała, że sytuacja, w której się znalazł ciążyła mu na sercu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinna dokładać mu zmartwień, wymierzać kolejnych siarczystych policzków za pomocą zbolałego spojrzenia. Jednakże była jedynie człowiekiem, egoistycznym w swojej naturze i chociaż bardzo chciała, to właśnie ból wydobywał się na powierzchnię, naznaczając jej oczy, napinając mięśnie.
A jedyne czego chciała, to być blisko. Nie wiedziała nawet czy zależy jej na tym, aby sobie przypomniał. Po prostu nie mogła tak po prostu wypuścić go ze swojego życia. A jednak kiedy już się spotykali, kiedy jej spojrzenie lądowało na jego sylwetce to nie mogła pozbyć się tej krzywdzącej nadziei na to, że tym razem będzie inaczej. Łudziła się, że może kiedy kurz opadnie, a rany przestaną zionąć ognistym bólem będą w stanie jakoś funkcjonować w swoim towarzystwie.
- Za co? - rzuciła, może trochę zbyt napastliwie, co nie miało większego sensu. Może to właśnie frustracja, która ją dotykała w starciu z bezradnością? - Umówmy się, że przestaniemy się wzajemnie przepraszać - dodała po chwili, siląc się na swobodę w głosie, której z pewnością nie było. Prawda była taka, że lista rzeczy, za które powinna przeprosić była zdecydowanie zbyt długa. Aż skręcało ją w żołądku na samą myśl. Owszem, zakładała maskę obojętności, a przynajmniej próbowała dopasować ją do swojej twarzy. Bo tak było łatwiej. Czuła, że każda jej próba zbliżenia się do niego kończyła się fiaskiem. Oddalał się coraz bardziej, kiedy już myślała, że dalej być nie może. Przynajmniej teraz nie mógł pamiętać, z jaką zawziętością chowała głęboko w sobie każdą oznakę wrażliwością, którą miała tendencję mylić ze słabością z tylko sobie znanego powodu.
- Jesteś pewien? Nie musisz czekać, nie chcę sprawiać kłopotu - przecież nie miał już takiego obowiązku. Bała się samej siebie, bała się, że te okruchy zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości odczyta opacznie jako szansę na wspólną przyszłość. Czuła się mocno niezręcznie, nigdy nie potrafiła obchodzić się z emocjami. Dlaczego ta tęsknota tak bardzo bolała? Prawdopodobnie dlatego samodzielnie, bez wsparcia które zaoferował, stawiała pierwsze niepewne kroki, żeby bólem fizycznym przyćmić to, jak bardzo bolała ją jego obecność i jednoczesny jej brak. Jednocześnie nie chciała się narzucać i miała ochotę schować się w jego ramionach.

lance hannigan
ambitny krab
nikt
ODPOWIEDZ