neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nie przywiązywał się do swoich pacjentów. Z najwyższą ostrożnością podchodził do zachowania z nimi relacji czysto zawodowej, pilnując, by granica ta nigdy zanadto się nie zatarła. Gdy więc proszono go, by przed operacją dotrzymał im towarzystwa, podnosząc ich jakoś na duchu, odmawiał. Gdy pytano, czy wierzy w powodzenie tejże operacji, nie odpowiadał. Gdy błagano, by dopilnował czegoś po ich śmierci, tłumaczył, że absolutnie nie leży to w jego kompetencji. Nie trzymał więc swoich pacjentów za rękę, nie starał się poprawić im humoru i nigdy, ale to nigdy nie pozwalał na to, by na którymkolwiek z nich zaczęło mu zależeć. Istniał tylko jeden wyjątek, a tymże wyjątkiem była Marienne. Bo choć nie był jej lekarzem prowadzącym, tak niezmiennie pozostawał za nią w pewien sposób odpowiedzialny; ze względu na byłą żonę, a ostatnio także z powodu Jonathana. Choć więc wzbraniał się przed prowadzeniem podobnych praktyk, tak w tym jednym przypadku nie mógł postąpić inaczej — musiał potrzymać ją za rękę, napełnić jej głowę dobrymi myślami i przede wszystkim musiał przyznać (nie na głos, a przed samym sobą), że mu na niej zależy. W sposób czysto platoniczny, naturalnie.
Prośba Jonathana skierowana do niego dzisiejszego ranka, nie była jedynym motywem prowadzącym jego nogi w kierunku sali o numerze 314. Wtorek służył mu jedynie za preludium do pełnoprawnej pracy neurochirurga i poświęcił go w całości na uporanie się ze sprawami technicznymi, a więc gdy za oknami zaczęło już zmierzchać, opuścił swój gabinet i powędrował do Marienne. Zapukał trzy razy do drzwi jej sali, a potem przybrał na twarz jeden z uśmiechów, którym zdecydował się ją powitać. — Dobry wieczór. Ponoć leży tu najdzielniejsza i najmilsza pacjentka, jaką ten szpital miał zaszczyt gościć. Aż postanowiłem to sprawdzić — zaczął, zamykając za sobą drzwi i powędrował w kierunku fotela, jaki umiejscowiony był niedaleko szpitalnego łóżka. Nie usiadł na nim, tylko ułożył na jego oparciu swoje ręce. — Mam nadzieję, że nie marnujesz czasu na takie bzdury, jak stres — zagadnął, posyłając jej kolejny, łagodny uśmiech.

mari chambers
sad ghost club
skamieniały dinozaur
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
5.

Nigdy nie płakała. Po prostu tego nie robiła, problemy i własne lęki zwykle ukrywając pod maską niekoniecznie wyszukanych żartów. Jeśli jednak kiedyś sądziła, że jest na skraju załamania, że dłużej nie uda jej się już udawać wesołej, to miało to miejsce właśnie dzisiaj. Generalnie w ostatnim czasie było jej ciężko, ale teraz, jak już faktycznie wizja operacji i szpitala nie była jedynie wizją, a faktem samym w sobie, nie potrafiła znaleźć w sobie sił, aby walczyć o własny uśmiech. Może nawet byłaby gotowa błagać Jonathana jak małe dziecko, by jej tutaj samej nie zostawiał? Czy upadłaby tak nisko, gdyby dane jej było jeszcze chwilę z nim porozmawiać, nim młodszy Wainwright opuścił szpital? Było to wielce prawdopodobne. Nie zachowywała się w końcu zbyt racjonalnie, na zmianę przeżywają strach, smutek, a nawet złość, w której wmawiała sobie, że Jona ją tutaj porzucił, co oczywiście nie było prawdą i za co jeszcze będzie jej wstyd. Kiedy więc usłyszała pukanie do drzwi i po chwili zobaczyła twarz Waltera, poczuła się trochę jak dziecko, które ciemną nocą zgubiło się w parku i w końcu zostało odnalezione. Gdyby nie jakieś przyssawki i kroplówka, gotowa byłaby rzucić się w kierunku Wainwrighta, ale na całe szczęście resztki rozsądku podpowiadały jej, że powinna chociaż spróbować zachować się odpowiednio. Inna sprawa, że radości i ulgi spowodowanej jego wizytą ukryć po prostu nie umiała. Zbyt szczerze okazywała emocje, aby jej się to udało. - Walter! - zawołała od razu, a słowa mężczyzny zadziałały na nią niezwykle rozczulająco. - Chyba z tą najdzielniejszą ktoś ciebie mocno oszukał - zaśmiała się cicho, ale i tak cieszyło ją to, że była przy nim zdolna do takich reakcji. To był dobry znak. - Chciałabym móc ci potwierdzić te nadzieje, ale niestety... - wzruszyła ramionami. Przez chwilę wahała się, czy go okłamać i zgrywać chojraka, ale na dłuższą metę było to głupotą. - Jestem przerażona - przyznała więc bez bicia, a potem posłała mu nieco proszące spojrzenie. - Ale cieszę się, że tutaj jesteś. Myślałam, że zostanę całkiem sama - przyznała, obserwując go ze swojego szpitalnego łóżka. Póki co było lepiej, niż mogła się spodziewać, najpierw wizyta Bena, teraz Waltera. Nie umiała opisać tego, jak była za nich wdzieczna.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
"ta gra pójdzie tak sprawnie, że szybko wystartujemy z drugą" :lol:

Nie spodziewał się otrzymać aż tak sporego entuzjazmu będącego reakcją na dzisiejsze odwiedziny. Wychodząc z błędnego założenia, że skoro on trzymałby swe emocje na wodzy i nie poddawałby się panice, to inni na pewno w obliczu przykrych sytuacji postąpiliby podobnie, spotkało go niemałe zdziwienie. Przyjemne zdziwienie, to trzeba przyznać. Pogłębił pokrzepiający uśmiech, gdy tak wykrzyczała jego imię i zmartwił się nieco jej stanem. Pożałował także, że zajrzał do niej tak późno, skoro skazana była przez tak długi czas na staczanie bitwy z ponurymi myślami, którą, jak podejrzewał, przegrała już na starcie, nawet nie próbując się obronić. — Spokojnie, nikomu nie powiem — zapewnił, odnosząc się do skorygowanego przez nią stwierdzenia, tym samym zezwalając jasno na to, by dała upust wszystkim emocjom, nieważne jak zawstydzającym i rzekomo nieprzystającym, bo rozmowa ta nie miała wyjść poza te cztery ściany. Nie musiała się przy nim hamować i zastanawiać co wypada, a co nie. Nie zamierzał jej przecież oceniać, był niezwykle wyrozumiały w tej kwestii i pewny był, że nieważne co by teraz powiedziała czy zrobiła, nie zmniejszyłaby wcale sympatii, jaką darzył ją od dawna. I jaką darzyć będzie jeszcze przez długi czas, skoro poniekąd należała już do rodziny. Ponownie. — Sama? Skądże, nie pozwoliłbym na to. Jonathan tym bardziej — odparł, bezwiednie wyciągając w jej kierunku dłoń, którą mogła pochwycić i usiadł nieopodal łóżka, na krześle, które przysunął bliżej. — Czego dokładnie się boisz, Marienne? — zapytał spokojnie, wbijając w nią zatroskane spojrzenie zwieńczone zmarszczeniem czoła. Łatwiej byłoby mu podnieść ją na duchu, gdyby sprecyzowała, czego dokładnie się obawia. Miałby wtedy z czym handlować, a teraz mógł snuć wyłącznie domysły, które okazać się mogły całkowicie niesłuszne. Chodziło bowiem o ryzyko śmierci? Trwałych uszczerbków na zdrowiu? Tego, jak Jonathan poradziłby sobie (odpukać) bez niej? Co poczęłaby jej rodzina? Możliwości było wiele, a żadnej z nich nie zamierzał umniejszać.

Mari Chambers
sad ghost club
skamieniały dinozaur
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Warto było próbować :lol: <3

Wiedziała doskonale, że ją i Waltera dzieliło wiele, nie tylko z uwagi na charakter, ale też otoczenie, w jakim się obracali. To, że przez jakiś czas w przeszłości byli rodziną, szczególnie teraz wydawało jej się wykorzystaniem szansy jednej na milion, ale nigdy nie żałowała, że tak się stało. Chociaż Wainwright w jej życiu stanowił przez długi czas swoisty ewenement - no bo jak taka prosta panna znikąd mogłaby się dogadać z tak wykształconym i powściągliwym mężczyzną z wyższych sfer, dziś nie potrafiłaby spojrzeć na niego, jak na obcego. Nie był też przyjacielem... może i na tym etapie nie łączyło go już nic z jej kuzynką, ale nadal był rodziną i to nawet nie przez wzgląd na Jonathana, po prostu... był dla niej ważny.
- Jonathan mnie tu wpakował - mruknęła odruchowo, ale ugryzła się w język, bo narzekanie na młodszego Wainwrighta nie było ani mądre, ani też na miejscu. Złapała jego dłoń chętnie, zaskoczona tym gestem, ale na pewno nie pozwalająca na to, aby szok pozbawił jej szansy na ten pokrzepiający kontakt fizyczny. Sądziła, że zapyta ją o wszystko, o to, jak się czuje, jakie są jej nastroje, nawet o to CZY się boi, ale na pewno nie mogła przewidzieć, że zapyta się o sam powód jej lęków. Zaskoczył ją tym pytaniem na tyle, by przez chwilę nawet nie ukrywała, jak zbił ją z tropu. Z jednej strony potrafiłaby wymienić tak wiele czynników, a z drugiej... nawet takiej gadule, jak ona, brakowało teraz słów. Chociaż nie, to nie brak słów, a raczej... zażenowanie? Możliwe. Poprawiła koślawym ruchem niezbyt ładne oprawki i przybrała jakiś grymas, który chyba miał być nonszalanckim uśmiechem, a wyszedł szalenie niekorzystnie. - No wiesz... - nie wiedział. Wiedziała, że nie wie, ale powiedziała te dwa słowa głównie po to, by kupić sobie trochę czasu. - Nie chcę tracić tego, co mam - przyznała w końcu ciszej. Pierwszy raz w życiu naprawdę była szczęśliwa. Miała pracę, na którą po prostu nie zasługiwała, a w dodatku jej szef był też jej przyjacielem. Miała przy swoim boku mężczyznę, który należał do kategorii będącej daleko poza jej liga, a mimo to akceptował ją i hej, nie musiała obawiać się braku zrozumienia ze strony jego rodziny, bo jego rodzina siedziała teraz przy niej i wspierała ją w tej trudnej chwili. Słowem, dostała od życia ogrom radości, o jakiej nigdy nie marzyła i kiedy już jej spróbowała... miałaby tak po prostu to stracić? Było to cholernie ironiczne, łatwiej byłoby umrzeć w Avadale, nie mając porównania. - Nie chcę też być problemem. W sensie... teraz też stwarzam problemy, ale gdybym... - przygryzła wargę. - Gdybym miała zniknąć... wiele ważnych dla mnie osób jest teraz na życiowych zakrętach... nie chcę, aby przeze mnie coś się im spaprało - dokończyła, wzdychając nieco ciężej.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nużyły go niezwykle wszelkie te relacje, które skazywały go na długookresową obecność osób przypadkowych, obcych, tak dostrzegalnie różnych od niego. Rodzina nigdy więc nie była dla niego szczególnie ważna, choć od najmłodszych lat dawał jej szansę, co nie przyniosło jednak upragnionych rezultatów - nigdy nie udało mu się porozumieć z matką i jej rodzicami, żonę wybrał nieroztropnie i prędko pożałował związania z nią swojego losu, ale w tym wszystkim znajomość z Marienne - nawet mimo wyraźnych różnic - wydawała się bardziej naturalna i całkiem nieprzymuszona. Gdyby to od niego zależało więc skomponowanie sobie z garstki osób własnej rodziny, dziewczyna o ognistych włosach z pewnością znalazłaby się w tym gronie, a niektórzy z tych prawdziwie z nim spokrewnionych, nie zostaliby nawet wzięci pod uwagę. Może więc nie byli przyjaciółmi, może nie łączyły ich więzy krwi, ale dla Waltera dziewczyna nie była wcale taka obojętna, nawet jeśli nie widywali się zbyt często.
Wbrew twojej woli? Zostałaś porwana? Zawiadomić policję? — zadał serię pytań lekko unoszących kącik ust w niewyraźnym uśmiechu, a brwi w geście zdziwienia i skupienia, oczekującego jakby odpowiedzi. Skonstruowane w ten sposób słowa nie miały na celu jej wyśmiać czy wskazać absurdalności wystosowanego wobec Jonathana oskarżenia, a po prostu posłużyć miały rozładowaniu nieco atmosfery. A te brwi, które dotychczas pozostawały uniesione, na jej odpowiedź powędrowały w dół, zostawiając za sobą szlak utkany ze zmarszczek przecinających czoło. Sam na moment zamilkł, nie chcąc wejść jej w zdanie, gdyby postanowiła jednak coś jeszcze do swojego wyznania dodać, ale gdy mijały tak wypełnione ciszą chwile, w końcu zdecydował się zareagować. — Tego, co masz? — powtórzył za nią, tonem swojego głosu zachęcając do wymienienia wszystkich tych wspaniałych aspektów jej życia, za którymi by tęskniła. Chciał, by tym sposobem choć przez moment odsunęła swoje myśli od zbliżającej się operacji, a skupiła się na dobrych wspomnieniach.
Gdy nieco obszerniej wyjaśniła swoje obawy, uśmiechnął się lekko i pozwolił sobie nieco mocniej zacisnąć dłoń oplatającą jej własną, by samym tym gestem dodać jej otuchy. — To zrozumiałe, że nie chcesz dodatkowo skomplikować im życia — przyznał, nie zamierzając wcale wskazać, że się myliła. Skoro tak się czuła, skoro właśnie o to się martwiła, nikt nie mógł jej tego odebrać, zabronić myśleć w ten sposób. Znalazł się w trudnym położeniu — nie tylko nie potrafił wyobrazić sobie siebie w jej butach (tego, że w obliczu zagrożenia życia nie myślałby tylko o sobie, a martwił się o innych), ale też wiedział, że sypanie statystykami wskazującymi, że na stole operacyjnym jest bezpieczniejsza niż każdego dnia na ulicy, w lesie deszczowym czy na plaży, na niewiele się teraz zda. Nie zamierzał też zrzucać na Jonathana odpowiedzialności za tę sytuację, nie chciał pytać, czy Marienne mu ufa, czy ufa temu, że jest dobrym lekarzem, bo od razu wskazywałoby, że to właśnie on odpowiadałby za komplikacje, nad którymi czasem nikt nie miał kontroli. — A gdyby wszystko przebiegło nienagannie? — zaczął, decydując się nakierować jej umysł na inny tok myślenia. — Kiedy już się obudzisz, po operacji i będziesz mogła wyjść ze szpitala. Zaplanowałaś już coś? Co będziesz chciała obejrzeć, czego posłuchać? Co będzie pierwszym daniem już po obowiązku stosowania odpowiedniej diety? — wiedział, że to głupie, że wymieniał właśnie zupełnie nieistotne błahostki, ale wolał, by zamiast nastawiać się na najgorsze i wyobrażać sobie następstwa własnej śmierci (co było okropnie okrutne), zaczęła planować wszystko to, co zdarzyć się może w innym scenariuszu, tym bardziej prawdopodobnym. W ten sposób nie przywoływałaby do siebie przynajmniej najgorszego.

koniec

Mari Chambers
sad ghost club
skamieniały dinozaur
ODPOWIEDZ