tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Miłość, rzecz jakże nieprzewidywalna i przewrotna. Skłaniająca do największych wyrzeczeń, podnosząca nas z kolan, a niekiedy wpychając w najciemniejszą przepaść. Uczucie, którego Marlon nigdy nie odczuł w nadmiarze, jednak czas swego, krótkiego, aczkolwiek intensywnego zakochania wciąż wspominał z niegasnącym sentymentem. Na sentyment ten jednak nakładały się setki skrytych po woalką kurzu wspomnień, które to nieoczekiwanie przyszło mu odkurzyć w pewien sobotni poranek. Ze sztuką na co dzień przychodziło mu obracać się w tanecznym anturażu, kąsając się w rytm muzyki obcował z tym co uważał za najcenniejsze. Malarstwo nigdy nie było jego konikiem, nigdy nie było tym, co wzbudzało w nim najszczersze wzruszenie. Jednak ona z całą pewnością wciąż potrafiła wybudzić go z życiowego letargu, w który to zapadł wiele lat temu. Penelope Harding. Uczucie, które niegdyś ich łączyło było tak kruche i ulotne, że momentami Marlon nie dowierzał, że wydarzyło się naprawdę. Gdyby jednak rozum płatał mu figle, musiałby stwierdzić, że było to najcenniejsze z jego złudzeń. Właśnie dlatego, gdy jego oczy podczas lektury serwisu informacyjnego, dojrzały rubrykę z zaproszeniem na wystawę aspirującej malarki, wiedział, że nie może go tam zabraknąć. Z tego samego względu zdecydował się także na kontakt z jednym z organizatorów, którego to kusząc ujmującą sumką, skłonił do sprzedania mu w ciemno jednej z prac ze zbioru panny Harding. Cena za obraz nie była wygórowana, w każdym razie nie na standardy Vandeberga, który to, tak czy inaczej, nie przebierał w środkach, by choć przez kilka krótkich chwil skąpać się we wspomnieniu dawnego szczęścia.
Gdy przemierzał okolicę, słońce chyliło się już za horyzont. Ulice skąpane w świetle ulicznych latarni i rześkie powiewy wiatru przygotowywały go na późniejsze widowisko. Przekraczając próg galerii, przystanął na chwilę, pozwalając sobie na ciche westchnienie. Budynek nie pękał w szwach, gdy opiekun dzisiejszej ekspozycji witał pierwszych gości. Świeżo odprasowaną, skrojona na miarę koszula, wspaniale współgrała z ciemnozielonymi spodniami z delikatnym kantem. Materiał w sposób subtelny opinał się na torsie Marlona, a unoszący się w koło zapach z korzenno-bursztynową nutą zdecydowanie dodawał mu animuszu. Okoliczności zdawały się mu sprzyjać. Niemniej rozbiegane spojrzenie wciąż lawirowało po wnętrzu pomieszczenia, czkając na osobę, której nie sposób było znaleźć.
Penelope Harding
ambitny krab
-
33 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
it's alarming honestly how charming she can be,
fooling everyone, telling them she's having fun
Obrazek

Pozorny spokój, z jakim witała pojawiające się na wejściu obce twarze, dał jej dopiero drugi kieliszek cholernie drogiego szampana. Denerwowała się. Nie, nie denerwowała - stresowała. Od kilku godzin jej ciałem rządziło nieprzyjemnie poczucie wielkiej niewiadomej, w połączeniu z bólem brzucha przyćmiewające w większej mierze radość z pierwszej własnej wystawy. Bo oto była ona - Penelope Harding, witająca gości wchodzących do miejscowej galerii, w której tego wieczora główną atrakcją były jej obrazy. Poplamione farbą płótna, każde z nich z biegiem czasu zyskujące swój niepowtarzalny charakter - większość z nich jeszcze bez nowych właścicieli i ten jeden, ten sprzedany. Jeszcze przed otwarciem, jeszcze zanim kupiec, którego Penelope znała, zjawił się w drzwiach galerii, nie tylko po to, by znaleźć w niej coś, co zmieni wnętrze jego domu, ale przede wszystkim by przypomnieć Harding o swoim istnieniu.
Każda inna osoba na jej miejscu już dawno odpuściłaby Marlona. Zakończyłaby tę relację raz na zawsze, nie wracała do niej za każdym razem, gdy zaliczała powrót do Lorne Bay, oddzieliła grubą kreską poszarzałą przeszłość od trochę lepiej rokującej teraźniejszości. Żyła z dala od niego, dając żyć i jemu, zamiast za każdym razem pojawiać się pod drzwiami tego samego domu od nowa i podobnie od nowa po czasie niszczyć wszystko z kretesem.
Penelope jednak nie była każdą. Penelope od zawsze była sobą - i to było dla niej najbardziej zgubne.
Znajomą twarz rozpoznała od razu. Czekała na nią nie tylko od dwóch długich godzin, ale przede wszystkim od momentu, w którym na liście kupców, wręczonej do jej rąk przez organizatora jeszcze przed otwarciem, dostrzegła nazwisko, które nie sposób było pominąć. To samo nazwisko echem odbijało się od pustych ścian jej niewielkiego domku, gdy wykrzykiwała je do telefonu, używając przy tym różnych epitetów, gdy szeptała je po przebudzeniu, ręką ciasno oplatając męskie ciało, czy gdy informowała go o kolejnym wyjeździe, nie biorąc pod uwagę tego, co w następstwie jej decyzji może poczuć. Znała je dobrze - ktoś mógłby powiedzieć, że aż za, biorąc pod uwagę to, ile razy go skrzywdziła. Ile razy zbudowała od nowa ich relację, a później doszczętnie ją zniszczyła. – Gdybyś dał znać, namalowałabym coś ze specjalną dedykacją – rzuciła w ramach powitania, zdziwienie wywołane kąśliwym tonem własnego głosu idealnie kryjąc pod przybraną na twarz maską obojętności. – Albo dokończyłabym tamten obraz, który obiecałam ci kiedyś na urodziny. To już niedługo, prawda? Szesnastego? – sama nie wiedziała czemu ma posłużyć pytanie, na które doskonale znała odpowiedź. Wiedziała kiedy ma urodziny, wiedziała ile lat kończy, wiedziała o nim niemal wszystko. Wiedziała też, że noszące ślady farb olejnych płótno, które przy ostatnim rozstaniu upchnęła w niewielkim schowku, miało niegdyś ogromne znaczenie - przeznaczone było tylko dla jego oczu, a wyraźnie zarysowane na nim sylwetki bez twarzy przywodziły na myśl ich dwójkę w najlepszych momentach tego burzliwego, niezdefiniowanego związku. Teraz jednak zdawały się być go pozbawione - tak jak ich relacja, której szczątki znów miała przed sobą, i które po raz kolejny wzbudzały w niej nikłą nadzieję na odbudowanie tego, co nigdy nie miało racji bytu. – Dlaczego to robisz, Marlon? Usunąłeś mój numer i nie wiedziałeś jak się ze mną skontaktować? – wyrzuciła szeptem, zadziwiając nawet samą siebie, gdy zamiast spodziewanych pretensji jej głos wyraził jedynie... smutek.
powitalny kokos
-
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
On także nie potrafił zachować spokoju. Nie potrafił wyzbyć się tego potwornego uczucia, które nakazywało mu natychmiastową ucieczkę z galerii. Zupełnie jakby jego organizm buntował się, wiedząc jak dramatyczne w skutkach, może być postępowanie Marlona. Może po prostu tego właśnie potrzebował tak w głębi siebie? Kolejnego kopniaka od losu? Rozdrapywanie zabliźnionych ran, stało się najwyraźniej nieodzowną częścią jego codzienności. Od jednej do drugiej tragedii, tak by z każda kolejną wiosną uświadczyć kilka nowych siwych włosy, poprzetykanych gdzieś między złocistymi puklami.
Gdy ich spojrzenia w końcu się skrzyżowały, momentalnie zamarł. Czas niemalże stanął w miejscu, a jedynym dźwiękiem, który był w stanie rejestrować, zdawało się odtwarzać jego wyrywające się z piersi serce. Czuł jak zalewa go fala ciepła, a nogi mimowolnie miękiną w kolanach. Sam zgotował sobie ten los, jednak nie spodziewał się, że ciężar decyzji podjętych pod wpływem impulsu będzie tak trudny do udźwignięcia.
-Specjalna dedykacja.- powtórzył cierpko, jak gdyby jej słowa sprawiły mu nie tylko psychiczny, ale i fizyczny ból. Specjalną dedykacją, dedykacją była pustką, jaką po sobie zostawiła, były nią też wszystkie niedotrzymane obietnice, rzucane na wiatr słowa, bolesne rozstania i wytęsknione powroty. Zresztą nigdy nie był jej dłużny, gasnąc z każdym kolejnym dniem, stroniąc od dotyku jej dłoni, od badania każdego centymetry przesuszonej rozpuszczalnikiem skóry. - Tak, szesnastego.- przytaknął, kiwając głowa na potwierdzenie jej słów. Pamiętała, a jakżeby inaczej. Zapominała o wielu rzeczach, ale nie była tym typem osoby, która o urodzinach partnera przypomina sobie dzięki pomocy facebookowych powiadomień, które to radośnie obwieszczają zapominalskim wszystkie kluczowe daty społecznego kalendarza. - Masz go jeszcze?- zapytał wyraźnie zaciekawiony. Nie przypuszczał, że Penelope będzie skłonna gromadzić związane z nim przedmioty przez tak długi czas. Zbieracze kurzu, ale i wspomnień. Tych najgorszych, ale tez najpiękniejszych. Tylko czy to właśnie ich potrzebowała? Kolejnych bodźców, które zmusiłyby ją do wspominania ich związku, kolejnych powodów, by poddawać analizie przeszłość, którą już dawno powinni puścić w zapomnienie?
- Nie wiedziałem, czy chcę się z tobą kontaktować. Nie wiedziałem...czy powinienem.- wyznał cicho, nieco zawiedziony odpowiedzią, którą jej zafundował. Patrzył na nią skruszony, rozbity i zasadzie nieobecny. Myślami był oddalony od chwili teraźniejszej o dobre kilka lat wstecz. Wspominał ich rozstania, wszystkie te chwile, w których to próbując, dotrzymać jej temat brakowało mu tchu. Czy powinien tęsknić za tym wszystkim? Za destrukcyjną codziennością, za chaosem i ciągłą niepewnością? Nigdy przedtem nie czuł, że żyje na krawędzi, ale też nigdy przedtem nie był tak szczęśliwy. Nie byli jak dwie krople wody, jak dwie połówki tego samego jabłka. Jednak nikt tak jak ona nie rozumiał go w tym całym wszechobecnym szaleństwie.

Penelope Harding
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ