Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
- Czyli dziś poznam nie tylko twojego Harley’a ale i twojego pytona? - Niezwykle niewinne pytanie uleciało z ust panienki Clark, gdy brązowe oczęta wlepiły się w buzię towarzyszącego jej mężczyzny. Zapewne gdyby ktoś posłuchał ich stojąc z boku uniósłby brwi wysoko, wysoko w zdziwieniu bądź parsknął śmiechem na ukrytą w słowach dwuznaczność... Dla Audrey jednak jasnym było, iż żadnej dwuznaczności w jej słowach nie było i zwyczajnie chciała poznać egzotyczne zwierzątko domowe, jakie hodował jej przyjaciel. Śmiało można było to nazwać zboczeniem zawodowym - pani weterynarz nie potrafiła odmówić sobie spotkań z kolejnymi zwierzakami. A zwłaszcza tymi, które czasem przyszło jej leczyć.
Ruszyła więc przed siebie, w kierunku wyznaczonym przez Kellana wprost do jego chatki, samej jeszcze nie do końca wiedząc, gdzie ta leżała. Do tej pory ich spotkania odbywały się głównie w terenie, Sanktuarium bądź farmie Clarków, gdy Audrey wspaniałomyślnie informowała wielkoluda o nowych maluchach, jakie pojawiały się w ich inwentarzu. I całą drogę nie zabrała swojej dłoni z uścisku, uznając ten gest za niezwykle zwyczajny, prosty oraz pozbawiony jakiegokolwiek drugiego dna. Drogę postanowiła wykorzystać na nadrobienie towarzyskich zaległości, wesoło trajkocząc o wszystkim i o niczym; to opowiadała o znalezionym kangurku, to ominiętym przez niego festynie, to snując mgliste plany - jak za każdym razem gdy powracał z morza, całkiem szybko wplatając go w swoją codzienność, zupełnie jakby nie było między nimi miesięcy rozłąki.
A gdy doszli pod niewielką chatkę, panna Clark uśmiechnęła się szeroko.
- Wygląda na przytulną... I masz świetny widok z tarasu! - Skomplementowała jego domostwo nie tylko dlatego, że powinna lecz faktycznie uważając niewielką chatkę za totalnie urokliwą. Brązowe oczęta na chwilę utkwiły w wodzie, szybko jednak przeniosły się na towarzysza gdy, nie puszczając jego dłoni, odstawiała transporterek gdzieś na bok.
- Wiesz, że to naprawdę wiele dla mnie znaczy, prawda? - Upewniła się, chcąc mieć stuprocentową pewność, że przyjaciel jest pewien, iż w pełni doceniała jakże hojny gest, którym była nauka jazdy na motocyklu, w dodatku tym który ten tak bardzo sobie ukochał. Brązowe spojrzenie uważnie powiodło po jego rysach, by finalnie powędrować w stronę motocyklu, a szeroki uśmiech wyrysował się na pełnych wargach panienki Clark. - To od czego zaczynamy? Jestem odpowiednio ubrana? I na pewno będziesz obok, prawda? - Pytania wyleciały z jej ust niczym pociski z karabinu, gdy Audrey próbowała podejść do sprawy jak najpoważniej - wpierw chcąc się upewnić, że posiada wszelkie potrzebne elementy przed przystąpieniem do lekcji. Ekscytacja powoli zaczynała mieszać się z niewielkimi obawami. Bo co jeśli nie da rady? Jeśli coś popsuje? Albo zrobi z siebie totalnie głupią, o czym Kellan mógłby opowiedzieć jednemu z sąsiadów? Nie, z pewnością nie będzie tak źle. Audrey wzięła głęboki wdech, a jej spojrzenie powróciło do buzi towarzyszącego jej mężczyzny. Widać było, iż myśli dziewczyny skupiały się na tym, co za chwilę mieli zacząć robić.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Jones uwielbiał paplaninę Audrey. Zawsze, kiedy wracał ze swoich morskich podróży, dziewczyna dzieliła się z nim tym wszystkim, co wydarzyło się pod jego nieobecność. Miał wtedy wrażenie, że chociaż komuś na nim zależało, i że był ktoś, kto faktycznie za nim tęsknił, kiedy nie było go w mieście.
Większości kobiet, z którymi Kellan, rzadko bo rzadko, ale się widywał, jego mała chatka nie wydawała się czymś nadzwyczajnym. Czasami mężczyzna miał wrażenie, że płeć piękna potrzebowała głównie luksusowych willi, sporych zapasów gotówki i nie potrafiła dostrzec piękna tkwiącego w szumie drzew, śpiewie ptaków, czy zwykłej ciszy panującej w tym miejscu.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Uśmiechnął się, słysząc komplement z ust przyjaciółki. - Fakt, taras to moje ulubione miejsce. Lubię codziennie rano pić na nim kawę, a od czasu do czasu dokarmiam żyjące w tym bagnie krokodyle. - Wyjaśnił.
Bardzo dobrze, że Audrey nieco się tego wszystkiego obawiała. Dzięki temu Kellan miał świadomość, że dziewczyna bardzo poważnie podchodzi do sprawy, bo w sumie, jazda na motocyklu to nie były przelewki. Tam samo było z prowadzeniem innych pojazdów mechanicznych. Jones miał jednak nadzieję, że może kiedy Clark w końcu opanuje podstawy i będzie czuła się na tyle pewnie, pojadą gdzieś razem na wycieczkę.
- Nic się nie martw. - Powiedział, dostrzegając, że Audrey zrobiła się nieco nerwowa. Aż mu się przypomniało, jaki on sam był zestresowany, kiedy w wieku lat czternastu miał po raz pierwszy dosiąść motocykla swojego ojca. Przerażała go sama wielkość takiej maszyny, jej prędkość, a przede wszystkim fakt, jak taki cherlawy dzieciak ( jakim był te dwadzieścia lat temu) da radę utrzymać w pozycji pionowej o wiele cięższy od siebie pojazd. - Cały czas będę przy tobie i nie pozwolę żeby coś ci się stało. Tobie, albo Harleyowi. - Dodał jeszcze, upewniając Clark, że wszystko jest okey.
Kellan zdawał sobie sprawę z tego, że początki nigdy nie są najłatwiejsze, jednak wiedział, że jest dobrym nauczycielem. Ba! Zanim w ogóle powiedział Audrey o tym, że w końcu spełni jej marzenie, idealnie się do tego przygotował. Dlatego też teraz, z bagażnika Harleya wyciągnął ładnie zapakowaną paczkę – w środku była kupiona przez niego kurtka na motocykl, bo Jones domyślał się, że dziewczyna takiej nie posiada.
- Proszę. To dla ciebie. Powinna ci się przydać. - Odezwał się po chwili z uśmiechem, wręczając Audrey pakunek. - A na rącze motoru wisi kask dla ciebie. Bezpieczeństwo przede wszystkim. - Dodał jeszcze, z lekką nutą ekscytacji w głosie. Nie chciał się do tego przed nią przyznawać, ale cieszył się na te lekcje równie mocno jak ona.





Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Fakt, iż panna Clark nie oczekiwała luksusów bądź wielkich liczb na koncie zapewne powiązany był z faktem, że przyszło jej dorastać w zamożnej rodzinie. Farma przynosiła spore zyski, głównym jednak silnikiem napędowym sukcesów wszelkich była firma dziadka z Sydney oraz zmysł biznesowy - zarówno jego, jak i matki panny Clark. A to sprawiało, iż Audrey nie musiała martwić się o swoją stabilność finansową, mogąc skupiać się innych rzeczach... I często to te najbardziej niepozorne oraz błahe były w stanie najmocniej ją zauroczyć. Chatka była niepozorna, otoczona jednak przyrodą (co Audrey uwielbiała) oraz sprawiająca zwyczajne rażenie sielskości.
- Och, też bym chciała móc pić z rana kawę na tarasie. - Odpowiedziała z odrobiną rozbawienia. Niestety, to nigdy nie było jej dane gdyż mieszkając na Carnelian Land musiała wstawać o nieludzko wczesnej porze aby dojechać na czas do pracy, nieraz jeszcze przed wyjazdem zahaczając o pomoc ojcu przy zwierzakach. - Czym karmisz krokodyle? - Kolejne pytanie uleciało z jej ust, a zainteresowane spojrzenie powędrowało kierunku bagna. O tym, iż nie były to typowo domowe zwierzątka wspominać nie miała zamiaru, przynajmniej do momentu, w którym zwierzakom nie działa się żadna, choćby najmniejsza krzywda.
I ona nie była pewna, czy będzie w stanie utrzymać motocykl pana Jones. Co prawda ostatnie tygodnie spędzone na poruszaniu się o kulach dobrze podziałały na mięśnie jej rąk, nadal jednak maszyna sprawiała wrażenie okrutnie ciężkiej, której zapewne nie dałaby utrzymać niezależnie od tego, jak bardzo by chciała. - Dobra, damy radę. - Panna Clark zacisnęła smukłe palce mocno na jego dłoni, tym gestem chcąc dodać sobie otuchy. Będzie dobrze. Nie mogło być przecież inaczej, czyż nie?
Zaciekawienie błysnęło w brązowych oczętach, gdy ten wyjął pakunek z bagażnika.
- Dla mnie? Naprawdę? - Wyrzuciła z siebie z niedowierzaniem, by z entuzjazmem otworzyć pakunek. Pudełko odłożyła na jeden ze schodków (by przypadkiem nie zaginęło gdzieś, śmiecąc okolicę) by ostrożnie wyciągnąć motocyklową kurtkę. Zachwyt błysnął w jej spojrzeniu, a Audrey od razu przymierzyła prezent, który, gdyby nie odrobinę przy długie rękawy, były idealnego na nią rozmiary. - Och, jest cudowna! Dziękuję! - Wyćwierkała z zachwytem, by na chwilę owinąć ramiona wokół wielkiego towarzysza, szczerze wdzięczna oraz zachwycona prezentem. W kolejnym kroku podeszła do motocyklu, aby sięgnąć po kask i założyć go na głowę, bo przecież bezpieczeństwo miało stać na pierwszym miejscu (przynajmniej dopóki Audrey pamięta jak tragicznie czuła się z nogą w gipsie). - Dobrze zapięłam? - Spytała, zerkając w kierunku Kellana, chcąc upewnić się, że nic przypadkiem nie pomyliła. - No dobra, co teraz? Najpierw się na niego pewnie wsiada, ale wnioskuję, że musi mieć jakąś stopkę czy coś... - Spytała, wędrując wzrokiem do maszyny, próbując ją w jakikolwiek sposób rozgryźć. Nigdy nie miała okazji poznać dokładnej budowli motocyklu ani jego działania, głównie za sprawą faktu, iż po jej małej przygodzie z traktorem oraz płotem sąsiadów ojciec starał się trzymać ją z dala od innych maszyn, zupełnie nie rozumiejąc iż to właśnie zakazy sprawiały, że miała tak wielkie ciągotki do maszyn jeżdżących.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellan od dawna żywił miłość do stworzeń wszelakich i nigdy świadomie nie zrobiłby im krzywdy. Krokodyle zamieszkujące pobliskie bagno były dla niego fascynujące, a on miewając od czasu do czasu głupie pomysły, koniecznie chciał je udomowić. Może marzyło mu się, że będą pilnowały jego posesji, pod jego nieobecność, a może po prostu lubił wyzwania.
- Zapraszam więc kiedyś wcześnie rano. Wypijemy razem tą kawę na tarasie. - Zaproponował. Kellan uwielbiał tak właśnie zaczynać dzień. Wczesna pora, świergot ptaków, niczym wręcz niezmącona cisza i on siedzący na tarasie z kubkiem gorącej czarnej kawy. Za tym głównie tęsknił, kiedy wypływał w może. - Czym je karmię? Czasami rybami, czasami świeżym mięsem. Nie martw się, nie mam zamiaru zrobić im krzywdy. - Dodał jeszcze, bo coś czuł, że za chwilę dostanie wykład na temat tego, że nie powinno się dokarmiać krokodyli.
Kellanowi zawsze się wydawało, że jazda na motocyklu jest o niebo prostsza, niż jazda samochodem. Trzeba było pamiętać o kilku podstawowych rzeczach, żeby nie zrobić sobie krzywdy, a przede wszystkim nauczyć się utrzymywać równowagę.
Mężczyzna musiał przyznać, że Audrey wyglądała uroczo w nowej kurtce i kasku, i aż się uśmiechnął na ten widok, bo i jej radość z prezentu mu się udzieliła. Podszedł do niej i sprawdził, czy faktycznie wszystko ma odpowiednio pozapinane.
- Tak, jest dobrze. - Stwierdził, kładąc swoje dłonie na jej ramionach. - Bezpieczeństwo przede wszystkim. Gdyby coś nie nie daj boże stało, nie chcę mieć potem ciebie na sumieniu, albo twojego ojca na głowie, ganiającego mnie ze strzelbą po mojej posesji. - Dodał, śmiejąc się cicho. Kellan domyślał się, że Jacob Clark nie byłby zadowolony, że uczy jego córeczkę jazdy na motocyklu. Ba! Jones podejrzewał, że z ich znajomości również nie byłby zadowolony, chociaż nie robili niczego, co mogłoby narazić na szwank reputację Audrey. Ojcowie jednak wobec własnych córek byli niezwykle opiekuńczy.
– Podejdź tu. - Polecił, by w końcu wytłumaczyć dziewczynie co i jak. - Stopka jest z prawej strony. Zawsze musisz unieść ją do góry, inaczej silnik albo nie odpali, albo bardzo szybko zgaśnie. A jazda z opuszczoną stopką jest niebezpieczna. - Zaczął swój wykład teoretyczny, licząc na to, że Audrey to zapamięta. - Z lewej strony, o tutaj - wskazał odpowiednie miejsce [- jest dźwignia zmiany biegów. Podnosząc ją stopą do góry wrzucasz wyższy bieg, analogicznie popchnięcie jej w dół, skutkuje zmianą biegów. Zaraz obok masz dźwignię hamulca tylnego. Tak jak w rowerze, zawsze jego używaj jako pierwszego, bo raczej nie chcesz przelecieć przez to monstrum, prawda? - Zapytał, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi. - Tutaj, po prawej stronie masz hamulec przedni, ten czerwony guzik zaraz obok to uruchomienie zapłonu. Trzeba go wcisnąć na pozycję ON. - Pokazał jak to zrobić. – A tutaj- Wskazał guziczek po prawej stronie baku. - Mamy przycisk rozruchu. Jeśli go nie włączysz, nie odpalisz Harleya. - Dodał, patrząc na dziewczynę i zastanawiając się czy cokolwiek zrozumiała. Na szczęście, miał być obok, a zapewne kolejną godzinę poświecą na próby odpalenia motocykla.
- To co? - Zapytał po chwili. - Masz jakieś pytania? Gotowa? -

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Panienka Clark uśmiechnęła się ślicznie słysząc jakże cudowne zaproszenie.
- Możesz być pewien, że kiedyś przyjadę. - Odpowiedziała więc z pewnością w głosie, choć zupełnie nie było jej po drodze aby wykręcać na Sapphire River tuż przez pracą mieszczącą się w Tingaree... Dla niej i jej ukochanego, starego Forda nie było to jednak choćby najmniejszym wyzwaniem. Tak samo jak wstawanie wcześnie rano, do którego dziewczyna z farmy była zwyczajnie przyzwyczajona. - Oo, to dobrze! Możesz czasem przywiązać mięso na linkę i przeciągnąć je przez wodę, albo zawiesić nad wodą na wysokości jakichś czterdziestu centymetrów. Krokodyle to drapieżniki, w ten sposób stymulujesz ich umysł i zmysły, to podziała lepiej niż zwykłe rzucane jedzenia. - Poinstruowała przyjaciela z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na ustach. Niemiała zamiaru dawać mu wykładu o niedokarmianiu krokodyli - te nie były psami, ale jednocześnie wiodły ciężki żywot koło siedlisk ludzkich, nie raz błędnie atakowane. Kellan był osobą, w której panna Clark widziała zalążek nadziei na to, iż mniej przedstawicieli tego gatunku będzie odwiedzać lecznicę w Sanktuarium. A to z pewnością by ją ucieszyło, nawet jeśli wiązałoby się z mniejszą ilością pracy.
Uśmiechnęła się ślicznie, gdy ten dokładnie sprawdzał czy odpowiednio zapięła kask. I ona nie chciała wypadku - dopiero co udało jej się wywinąć z paskudnego gipsu i jeszcze nie zdążyła nacieszyć się możliwością swobodnego hasania po otoczeniu. Była pewna, że jakby znów ją unieruchomiono popadła by w depresje bądź, co gorsza, zaczęła słuchać genialnych rad swojej babci.
- Oboje nie chcemy, do tej pory suszy mi głowę przez ten wypadek ze złamaniem nogi... - Aż wzdrygnęło nią na wspomnienie furii ojca, która nie mijała przed długie dni. Na szczęście pan Clark nie wiedział, w jakim wieku byli koledzy jego córki i Audrey nie miała najmniejszej ochoty aby w jakikolwiek sposób go uświadamiać.
Uważnie słuchała słów, jakie padały z ust przyjaciela, dokładnie przyglądając się pokazywanym jej elementom chcąc je wszystkie zapamiętać. W gruncie rzeczy nie mogło to być takie trudne, czyż nie? Z pewnością nie było - gdyby było inaczej, o wiele mniej osób używałoby tych pojazdów.
- Dobra, chyba ogarniam i chyba bardziej gotowa nie będę... - Stwierdziła z delikatnym uśmiechem, biorąc głęboki oddech mający dodać jej animuszu oraz pomóc jej zebrać myśli i skupić je na maszynie. - Dobra, od początku... - Zaczęła, po czym podeszła jeszcze bliżej motocyklu. - Najpierw wsiadam na motocykl.... - Wypowiedziała w pełnym skupieniu, ostrożnie przekładając nogę nad ramą motocykla, dłonie kładąc na kierownicy. - Później podnoszę stopkę i.... Cholera, jakie to ciężkie... - Kolejne słowa uleciały z jej ust, panna Clark podniosła stopkę i mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy z małym trudem utrzymując ciężką maszynę. I pierwszym co przyszło jej do głowy to fakt, iż jeśli kiedykolwiek kupiłaby sobie jakikolwiek motocykl, powinna pomyśleć o odrobinę lżejszym modelu. - Z lewej strony zmieniam biegi, do góry wyżej, do dołu niżej. Obok dźwignia tylnego hamulca, dzięki któremu nie wypadnę w przód. - Wypowiedziała, by piętą dotknąć wskazanych wcześniej miejsc, aby upewnić się że dobrze zapamiętała, a Kellan w razie czego mógłby ją poprawić. - Hamulec przedni, czerwony guzik uruchamia zapłon... - Smukłe palce powędrowały wpierw na hamulec, a później na czerwony przycisk który delikatnie wcisnęła go na pozycję ON, uruchamiając zapłon motocykla. Następnie schyliła się, by sięgnąć do prawej strony baku. - A tu przycisk rozruchu... - Ostrożnie wcisnęła niewielki guziczek, przygotowując się do swojego pierwszego w życiu odpalenia motocyklu. Brązowe oczęta powędrowały w kierunku Kellana. - No i co teraz? - Spytała, nie będąc pewna czy należało poruszyć manetką czy może nacisnąć jakąś inną, tajemniczą wajchę.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellan nie miał zamiaru robić krzywdy krokodylom, które mieszkały tak blisko niego. Po prostu kochał wszystkie zwierzęta, a że miał lekkiego fizia na punkcie dzikich zwierzaków, nic dziwnego, że chciał udomowić potwory mieszkające tak blisko jego chatki.
- Dobry pomysł. - Skwitował krótko propozycję Clark. W końcu to ona się na tym znała z racji wykonywanego przez siebie zawodu, a on bądź co bądź był w tym wszystkim zielony i świadomie nie chciał zrobić krokodylom żadnej krzywdy. - Nie mogą się też rozleniwić, prawda? Muszą mieć choć namiastkę polowania. - Dodał jeszcze, mając nadzieję, że ma rację.
Kellan uważnie obserwował poczynania Audrey i słuchał, kiedy pokazywała mu, gdzie znajdują się poszczególne elementy, o których wcześniej jej mówił. Wydawała się być pojętną uczennicą, jednak to była tylko teoria, a praktyka mogła okazać się zgoła trudniejsza. W końcu, to nie nie był pierwszy lepszy piździk, a prawdziwy Harley – maszyna zdolna zrzucić z siebie jeźdźca, kiedy ten nie był do końca ostrożny.
- Uważaj! - Zdążył powiedzieć, kiedy Audrey podniosła stopkę i odruchowo wyciągnął w jej kierunku ręce, by w razie czego złapać ją razem z motocyklem, jednocześnie chroniąc przed upadkiem. Na szczęście nie było to konieczne, ponieważ dziewczynie jakoś udało się utrzymać Harleya w ryzach, więc teraz spokojnie mogli przejść do części trudniejszej.
- Z prawej strony na rączce masz manetkę, którą musisz przekręcić, jednocześnie wciskając sprzęgło. To ta manetka z lewej strony. - Powiedział, pokazując Audrey odpowiednie miejsca. Odsunął się nieco do tyłu, by dziewczyna mogła spokojnie uruchomić tego potwora. Kellan trochę wątpił, że uda jej się to za pierwszym razem, jednak naprawdę chciał, żeby jej się udało. Modlił się tylko w duchu, żeby maszyna po odpaleniu silnika nie wyrwała się brunetce z rąk, albo żeby Clark razem z nią nie wylądowała w pobliskim bagnie.

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark dzieliła miłość do wszelkiego rodzaju zwierząt - to dlatego wybierając pracę, w której mogła pomagać tym zwierzętom, którym nie każdy miał ochotę pomóc. A przecież bez dzikich zwierząt Australia nie byłaby Australią.
- Tak, jeżeli je rozleniwisz narażasz je na masę chorób... Mam gdzieś o nich książkę którą kiedyś mogę ci podrzucić no i jakby coś się z nimi działo to dzwoń w ciemno. - Dodała z uśmiechem. Audrey nie odmawiała pomocy, gotowa o każdej porze dnia i nocy wpakować się ze swoją torbą w Forda, by udzielić pomocy cierpiącym zwierzakom.
Ten temat szybko jednak zszedł na dalszy tor, gdy tylko rozpoczęła się lekcja jazdy na motocyklu. Delikatny uśmiech powędrował w kierunku Kellana gdy ten wyciągnął w jej stronę ręce - rozumiała ten gest, samej przez chwilę bojąc się, że zaraz przewróci się z wielką maszyną, a ta pogrucha świeżo zrośnięte kości. Na szczęście Audrey posiadała całkiem spore doświadczenie w łapaniu równowagi (głównie za sprawą surfowania) i udało jej się zapanować nad balansem. Uważnie przedstawiała wszystkie części motocyklu mając nadzieję, że niczego nie przyszło jej przegapić.
- I wtedy odpali? - Upewniła się, po czym wzięła głęboki oddech mentalnie przygotowując się na odpalenie Harleya. Będzie dobrze, z pewnością. Z tą myślą panna Clark wcisnęła sprzęgło jednocześnie przekręcając manetkę... Nic jednak się nie zadziało. Chwilę później podjęła próbę numer dwa, tym razem mocniej wciskając sprzęgło i ponownie, w tym samym czasie przekręcając manetkę. Tym razem dało się słyszeć, że coś zadziało się z silnikiem - jednak na krótką chwilę, po której znów maszyna stała niczym zaklęta w kamień. Audrey z determinacją podjęła próby numer trzy, podczas której niemal podskoczyła na sprzęgle, a manetkę przekręciła mocniej, niż wcześniej. Silnik zaryczał, Audrey odruchowo klapnęła tyłkiem na siedzenie mocno zaciskając dłonie na kierownicy. Siła maszyny popchnęła ją kilka metrów w przód, dziewczyna w pierwszym odruchu próbowała przyhamować piętami, aż w końcu przypomniała sobie o hamulcu, który przecież Kellan jej pokazywał. Ostrożnie go przycisnęła, ponownie zyskując panowanie nad maszyną.
- Kellan? I co teraz? Jedziemy gdzieś? - Zawołała obracając się odrobinę w tył, aby zerknąć w kierunku przyjaciela, nie pewna czy wiedziała jak zachować równowagę na motocyklu... To jednak zdawało jej nie przeszkadzać w polubieniu ów czynności, gdyż ekscytacja wybrzmiewała w jej głosie, a Audrey poczęła wybiegać myślami w kierunku zakupu własnej maszyny - odrobinę mniejszej oraz lżejszej, dopasowanej do jej drobnej sylwetki.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
- Pewnie, możesz to zrobić któregoś poranka, kiedy wpadniesz do mnie na kawę na tarasie. - Zaproponował przyjaciółce. Jones doskonale wiedział, do kogo musiałby się zgłosić, gdyby faktycznie coś działo się z jego krokodylami. Nie było w miasteczku nikogo lepszego niż panna Clark. Zresztą, chyba tylko ona na równi z nim tak bardzo uwielbiała dzikie zwierzęta.
Jednak kwestia krokodyli faktycznie zeszła na dalszy plan, kiedy Audrey zaczęła zabawę z jego Harleyem. Kellan musiał się skupić, a przede wszystkim pilnować, żeby dziewczyna nie zrobiła sobie krzywdy. Zresztą, rozpraszanie jej innymi tematami również, nie było zbyt mądre, bo chwila nieuwagi wystarczyłaby, by ten potwór przygniótł ją do ziemi. A Clark jedno złamanie nogi zdecydowanie wystarczyło.
Jones obserwował poczynania przyjaciółki, zastanawiając się, za którym razem jej się powiedzie. Odpalanie sinika za pierwszym razem, wcale nie było takie łatwe i wymagało mnóstwa siły i zaparcia. Był w szoku, i nie ukrywał tego, kiedy Audrey udało się już za trzecim podejściem i już wyrywał się, żeby jej pomóc, kiedy maszyna wyrwała do przodu. Na szczęście, brunetka sobie poradziła, chociaż Kellan zastanawiał się, czemu od razu nie użyła hamulca, tylko chciała się bawić we Freda Flinstone'a.
Perspektywa przejażdżki z Audrey za kierownicą nie do końca mu się podobała, jednak nie nauczy się jeździć, jeśli nie będzie ćwiczyła.
- Pojedziemy przed siebie. - Stwierdził, sięgając po kask, którego zazwyczaj nie używał, będąc pewnym swoich umiejętności i usiadł zaraz za Clark nie bardzo wiedząc, czego się złapać. W końcu, objął ją w pasie, stwierdzając jednocześnie, że jest naprawdę chudziutka. - Powoli zmieniaj biegi i staraj się za bardzo nie ruszać kierownicą. - Poinstruował. Miał nadzieję, że Audrey sobie poradzi, chociaż dlaczego miałaby nie? Była tak zdeterminowana żeby nauczyć się jeździć na motorze, że żadne wyzwanie nie będzie dla niej za trudne.


Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark uśmiechnęła się ślicznie na propozycję, jaka padła z ust jej przyjaciela. I mógł być pewien, że któregoś ranka o nieprzyzwoicie wczesnej porze zjawi się w tej niewielkiej chatce z książką, żądając kawy czarniejszej od nocy. Z czego Kellan nie zdawał sobie jednak sprawy był fakt, że jeśli panny Clark nie wpuściło się drzwiami, była w stanie wpakować się przez okno, jakby nic dziwnego w tym nie było i nie była to akcja, która z punktu widzenia prawa jawiła się jako nielegalna. O tym jednak zapewne przejdzie mu się przekonać pewnego razu - teraz należało skupić się na nauce jazdy na motorze, która dla Audrey nadal pozostawała bardzo ale to bardzo nowa.
- Dobra, przed siebie nie brzmi strasznie. - Odpowiedziała posyłając mu delikatny uśmiech. Gorzej gdyby miała gdzieś skręcać (czego jeszcze nie przyszło jej opanować) bądź jechać do tyłu - wtedy z pewnością poczułaby nieprzyjemne macki stresu owijające się wokół jej wątłego ciałka. - Tylko nie połam mi żeber, dobrze? - Poprosiła, czując jak wielkie ramiona owijają się wokół jej pasa. I nie żartowała z prośbą, będąc niemal pewną, że gdyby tylko chciał mógłby owinąć się wokół niej mocniej, łamiąc żebra w iście pytonim geście. Ostrożnie wrzuciła pierwszy bieg, z całej siły zaciskając drobne dłonie na kierownicy motocykla, nie chcąc przypadkiem nią zatrząść gdy nie było to wskazane.
- Wiesz, tak sobie myślę... - Zaczęła, niezwykle ostrożnie przyspieszając prędkości. Ze znajomości podstawowej fizyki podejrzewała, iż powinna jechać trochę szybciej od żółwia, gdyż przy takim powolnym tempie ponoć o wiele łatwiej było stracić równowagę. - Twój motor jest cudowny, ale ja chyba powinnam zacząć od czegoś trochę lżejszego, z mniejszą pojemnością silnika... - Dodała, mając nadzieję, że jej słowa brzmią jak rozsądek a nie czyste tchórzostwo. Oczywiście widziała się na równie pięknej maszynie, dzieliła jednak chęci na zamiary - Harley Kellana był odrobinę za wielki dla drobniutkiej panny Clark. - Pomógłbyś mi coś wybrać? - Poprosiła, powstrzymując chęć zerknięcia w kierunku buzi przyjaciela. Ona na tym nie znała się kompletnie, a skoro wykonała już pierwszy krok do jazdy motocyklem powinna postawić i drugi, w postaci własnej maszyny, dbając tym również o nerwy drogiego Kellana.
I szło jej całkiem nieźle, przynajmniej do momenty gdy motocykl nie podskoczył na jednym z kamieni sprawiając, że Audrey Bree Clark straciła panowanie nad kierownicą, a jej dłoń odruchowo przekręciła ręczny hamulec, mający zatrzymać niesforny motocykl... Pozostawało jej mieć nadzieję, że Kellan zapanuje nad pojazdem, choć jej szanse na to, ze za chwilę skończy w krzakach z każdą chwilą rosły.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Audrey jako najulubieńsza przyjaciółka Kellana mogła odwiedzać go kiedy chciała i o jakich porach chciała, jednak jeśli planowała wchodzenie do jego chatki oknem i to wcześnie rano mogła spodziewać się, że zastanie go śpiącego całkiem rano. A to dla niewinnych ( jak mu się wydawało) oczu panienki Clark mogłoby być nie lada przeżyciem. Mieszkał sam, nie musiał więc się kontrolować, ani tym bardziej ograniczać i robił to, co sprawiało mu przyjemność, a przy okazji było wygodne. Zresztą, wietrzenie miejsc intymnych było dobre dla zdrowotności. Przynajmniej on gdzieś tak kiedyś słyszał.
Nie rozwódźmy się teraz nad tym, ponieważ akcja właściwa dotyczyła nauki jazdy na motocyklu, gdzie lepiej było się nie rozpraszać, a zachować stałą czujność, gdyż w każdym momencie coś mogło pójść nie tak.
- Obiecuję, że będę delikatny. - Odpowiedział, by za chwilę zachichotać, bo jednak zdał sobie sprawę z dwuznaczności swojej wypowiedzi. Jednak po chwili nieco rozluźnił swój uścisk, bo naprawdę nie chciał zrobić brunetce żadnej większej krzywdy. Nawet jeśli robiłby to całkowicie nieświadomie.
Nie potrafił jednak zrozumieć jakim cudem Audrey jest jeszcze w stanie w takim momencie rozmawiać.
- Wiesz...- zaczął, nie chcąc za bardzo jej rozpraszać niepotrzebną gadką. - Mniejszy motor, z mniejszym silnikiem to będzie dla ciebie najlepsze rozwiązanie. - Powiedział w końcu. - Pogadamy o tym po jeździe. Teraz może skup...- Podjął po chwili temat jednak chyba za późno, bo właśnie wjechali na kamień, a dziewczyna zapomniała chyba w stresie o jego naukach i użyła nie tego hamulca co trzeba.
- Kurwa! - Wyrwało mu się tylko, jednak refleks zadział szybciej, niż Kellan zdążył pomyśleć. Odepchnął trochę ręce brunetki i próbował wyprowadzić motocykl na prostą, jednocześnie starając się zahamować odpowiednio. Nie do końca mu to wyszło, bo jednak mimo że jego działania były prawidłowe to Harley miał inne plany. Jones złapał więc Clark i przy upadku osłonił ją swoim ciałem, przez co motocykl upadł na jego nogę. Przynajmniej tyle dobrego, że ona sama krzywdy sobie nie zrobiła.
- Nic ci nie jest? - Zapytał, podnosząc się powoli i mając nadzieję, że nie zrobił jej nic samym swoim ciężarem, kiedy lecieli na ziemię.


Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Panienka Clark zaśmiała się pod nosem słysząc jakże dwuznaczne słowa uciekające z ust jej przyjaciela. I nawet jeśli nie sądziła, aby kiedykolwiek między nimi doszło do jakichkolwiek dwuznaczności wybiegających po za uszczypliwe żarciki, potrafiła docenić specyficzny humor pasujący do okazji. Skłamałaby jednak gdyby powiedziała, że nie odetchnęła z ulgą gdy uścisk męskich ramion odrobinę zelżał. Kellan w swojej posturze przypominał jej niedźwiedzia, mogącego jednym ruchem wielkiej łapki wyrwać z ziemi małe drzewko. I nawet jeśli charakterem bardziej niż groźnego grizzly przypominał uroczego Kubusia Puchatka, Audrey nie chciała przypadkiem połamać żeber, przerażona ilością gipsu w jakiej wtedy musiałaby wylądować.
Audrey, jak na typową przedstawicielkę rodziny Clark przystało, potrafiła prowadzić dyskusję niemal na każdy temat i w każdych warunkach, żyjąc w przekonaniu, że posiada bardzo dobrą podzielność uwagi, będącą cechą rodzinną… Zaprzeczeniem tej teorii był jej szanowny ojciec, którego jazda samochodem wywoływała w wielu przyspieszony atak serca. Tkwiąc więc w swym przekonaniu, dziewczyna teatralnie wywróciła brązowymi oczętami.
- No skupiam się no, przecież całkiem nieźle mi idzie! - Odpowiedziała i chyba te słowa były kluczem do katastrofy w postaci kamienia jaki znalazł się na ich drodze… I gdyby tylko wiedziała jak wymija się podobne przedmioty, zapewne spróbowała by to zrobić, problem polegał jednak w tym, że Kellan nie zdążył jej jeszcze tego pokazać… A ona w przypływie paniki sięgnęła za pierwszy lepszy hamulec, popełniając kolejny błąd. Na szczęście Audrey posiadała motocyklowego anioła stróża w postaci Kellana.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi gdy ostrożnie odpinała kask, który ściągnęła ze swojej głowy, by przesunąć się trochę w bok, unieść się na ramionach i omieść wzrokiem skutku błędu. Poobijane ciało bolało, miała jednak wrażenie, że nic poważnego sobie nie zrobiła.
- Cholera Kellan, lubię cię ale chyba pora trochę przystopować z ciastem.. - Rzuciła, by w przyjacielskim geście poklepać go po brzuchu. Panu Jones nie sposób było odmówić ciężaru, powiązanego z potężną sylwetką. Ostrożnie panna Clark podniosła się do klęczek, uważniej przyglądając się przyjacielowi, którego noga tkwiła pod okrutnie ciężką maszyną.
- Nic ci nie jest? - Spytała w popłochu, niemal podskakując na własne nogi w obawie, że oto poważniejszy wypadek mógł mieć miejsce, a oni zamiast zamawiania pizzy wylądują w szpitalu w Crains. Dziarsko złapała za kierownicę motocyklu - wpierw upewniła się, że silnik nie ma jak się uruchomić, w drugiej pociągnęła wielką maszynę, próbując uwolnić spod niej przyjaciela, którego obrażeń jeszcze nie przyszło jej poznać.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellanowi nigdy przez myśl nie przeszłoby żeby traktować Audrey inaczej, niż jako przyjaciółkę. Jednak relacja jaką zdążyli sobie wypracować była oparta na bazie uczuć bez podtekstów seksualnych. Mężczyzna traktował brunetkę bardziej jak siostrę, czy nawet córkę, za punkt honoru obierając sobie opiekę nad nią i zapewnienia bezpieczeństwa oraz sprawianie, by była szczęśliwa. Uwielbiał spędzać z nią czas, uwielbiał z nią rozmawiać. Uwielbiał też rzucać w jej stronę dwuznaczne żarciki, które ona akceptowała i rozumiała. A przede wszystkim, gotów był spełnić każdą jej, nawet najdzikszą zachciankę, taką jak ta ich dzisiejsza nauka jazdy na motocyklu.
Dopiero kiedy wjechali na ten nieszczęsny kamień, Kellan zdał sobie sprawę z tego, o jak wielu rzeczach nie powiedział jeszcze dziewczynie. Jednak, chciał dawkować jej przekazywaną wiedzę, żeby nie przeładować jej informacjami, bo wtedy o wypadek byłoby jeszcze łatwiej. Skupił się raczej na tym, by udało jej się uruchomić motocykl. Jednak nie przewidział, że uda jej się to tak szybko, i że za chwilę będą próbowali już przejechać kilka pierwszych metrów. No ale cóż, stało się i nie było co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko szybko ogarnąć kłopotliwą sytuację, w której na ten moment się znaleźli.
– Wypraszam sobie. Wcale nie jestem gruby. - Odpowiedział jej, patrząc wręcz z urazą w tę śliczną twarzyczkę i choć na chwilę zapominając o powadze sytuacji, w której się znaleźli. Zdobył się nawet na demonstrację, w trakcie której uniósł nieco swoją koszulkę ukazując panience Clark swój umięśniony brzuch. - Proszę, widzisz gdzieś tutaj choć trochę tłuszczu. Same mięśnie. - Dodał , jednak zaraz spoważniał i podciągnął się odrobinę do góry by pomóc Audrey przesunąć Harleya. Przygnieciona noga naprawdę mocno go bolała, a on na początku bał się nawet na nią zerknąć. Jeszcze by mu tego brakowało, żeby utknąć w gipsie na kolejne kilka tygodni. Chyba oszalałby z nudów zamknięty w swojej chatce, nie mogąc robić nic, co do tej pory sprawiało mu przyjemność.
Zerknął w końcu w dół. Miał rozdarte spodnie, jednak nigdzie nie widział krwi. Pomacał ostrożnie łydkę i stopę i aż syknął z bólu. Spróbował też poruszać palcami u stopy. Bolało.
- Chyba mam skręconą kostkę, ewentualnie złamałem sobie jakąś kość śródstopia. - Orzekł, bo chyba właśnie na to wyglądało. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. - Pomożesz mi wstać? - Zapytał przyjaciółkę, próbując podnieść się na nogi, a kiedy z jej lekką pomocą udało mu się podnieść do pionu, nie był nawet w stanie stanąć na tej cholernej stopie. - Chyba konieczna będzie wizyta na pogotowiu. Podrzucisz mnie tam? - Zapytał, żeby po chwili uświadomić sobie, że jedyny środek transportu, którym dysponowali na ten moment był jego motocykl.

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
ODPOWIEDZ