36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001
Każdy ma jakieś rytuały, albo przyzwyczajenia. Franklin na przykład codziennie kupuje gazetę dla babci, a cztery dni zawsze robił zakupy, dlatego nawet teraz pracownicy lokalnego spożywczaka znają jego imię. Zresztą z pewnością tylko on kręci się po sklepie z taśmą z prośbami od babci, a i tak zawsze coś zapomni i musi wracać.
Dziś jednak los go oszczędził i nie miał zbyt wielkiej listy, dlatego też śmigał pomiędzy regałami, jakby był w Tokyo drift. Kierowanie wózkiem sklepowym opanował już praktycznie do perfekcji, aczkolwiek zawsze jest możliwość popełnienia jakiegoś małego błędu, co właśnie dzisiaj mu się miało przytrafić.
Ledwo nie wyrobił zakrętu i uderzył jakiegoś biednego, niespodziewającego się niczego, klienta sklepu, oglądającego mleko. Pech również chciał, by krawędź wózka zahaczyła o jedno pudełko i zrzuciła je na ziemię, tworząc tsunami z mleka na podłodze, a później powódź.
Zachowajmy spokój — Uniósł dłonie w bardzo kojącym geście, patrząc jak z 3 litrowego kartonu nadal leje się mleko, na jego i na buty tego mężczyzny, z którym prawie się zderzył. Zaraz, by upewnić się, że nie chce on mu przyłożyć pięścią w twarz za zaistniałą sytuacje, uniósł wzrok i zlustrował twarz ów osobnika dokładnie.
Serce wyskoczyło mu na pięć metrów i zaczął cofać się do tyłu, kiedy doszło do niego, że stał przed nim nikt inny, jak jego były mąż, który złamał mu serce na milion drobnych kawałeczków.
Pech chciał, że podłoga nadal była śliski, a buty Franklina nie były przystosowane do takich przygód, więc wywinął orła i zaczął taplać się w mleku. — Co żeś zrobił? — Zdążył spytać jeszcze w locie, zanim zderzył się z podłogą.

Clayton Portman
powitalny kokos
nick
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Zakupy były ulubioną częścią dnia Claytona. Oczywiście jeśli chodziło o kupowanie ubrań albo ładnych rzeczy do domu. W tych wypadkach mógł sterczeć w sklepie wiele godzin, by mieć pewność, że wybiera najodpowiedniejsze rzeczy. Zakupy spożywcze były kompletnie inną bajką. Clay nigdy nie miał bowiem czasu na to, by sporządzić odpowiednią listę zakupów, więc zazwyczaj kręcił się między regałami, co jakiś czas przypominając sobie o kolejnych artykułach spożywczych, których zapewne mu brakowało. Zawsze jednak czegoś zapominał i musiał wracać. Nie inaczej było dzisiejszego dnia. Tyle co wrócił z marketu do domu, kiedy to przypomniał sobie, że brakuje mu mleka. Musiał kupić kilka kartonów, zwłaszcza że był już samochodem, więc postanowił skorzystać i kupić cięższe rzeczy, których normalnie nie chciałoby mu się dźwigać.
   Stał sobie więc spokojnie przy różnych kartonach z mlekami. Nigdy nie wiedział, które będzie lepsze, bo im dalej w przyszłość, tym ciekawsze mleka wymyślano: sojowe, migdałowe, bez laktozy, 2%, 3%, 0,5%, 0,0%... każdy mógł brać, co chciał. Clayton był rozważnym kupującym. Uważnie przeglądał skład każdego mleka. Oczywiście nie doszukiwał się tych naturalnych i ekologicznych, rozumiał po co dodaje się różnego rodzaju konserwanty, więc nie przeszkadzały mu one zbyt mocno, ale jeśli widział długą listę nazw, których nie znał, to odstawiał taki produkt na półeczkę. Zależało mu również, by produkty pochodziły z Australii. Chciał napędzać rodzimą gospodarkę, niekoniecznie globalną. Może było to śmieszne, ale cóż…
   No i tak stał sobie i stał, wpatrzony w biały karton jak w obrazek, kiedy to usłyszał szczęk metalu i coś uderzyło go lekko w biodro. Później jego oczy zarejestrowały spadające kartony mleka, które rozbryznęły swoją zawartością na podłogę. Miejsce, w którym się znajdował wyglądało, jakby co najmniej trzy krowy pękły. A najgorsze w tym wszystkim było to, że mleko zalało jego ładne, drogie, skórzane buty. Zaklął cicho pod nosem, bo na szczęście potrafił się opanować i to zdarzenie z całą pewnością było wypadkiem, a nie działaniem celowym. Zwrócił jednak swoje spojrzenie na nieszczęśnika, który winny był temu wszystkiemu.
   – O zobacz, jednak los bywa sprawiedliwy i w końcu znalazłeś się tam, gdzie powinieneś – na ziemi – stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust. Musiał przyznać, że widok byłego męża, leżącego w kałuży mleka bardzo poprawił mu humor. – Tak, bo to niby moja wina, że we mnie wjechałeś? Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś – powiedział, kręcąc głową z politowaniem.
franklin windsor
ambitny krab
Klej
ODPOWIEDZ