rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
14


outfit

Wiosnę było czuć niemal wszędzie. Temperatury stopniowo wzrastały, roślinności było jakby więcej niż zwykle, tak samo ludzi na ulicach. Specyficzny klimat Australii pozwalał cieszyć się dobrą pogodą niemalże przez cały rok, lecz oficjalne nadejście cieplejszej pory roku zawsze było jak nowe rozdanie, dające zastrzyk energii na realizację założonych planów czy marzeń.
To wszystko dotyczyło zwłaszcza Quinna. Po niespodziewanych, czasem dziwnych, a czasem groźnych i nieprzyjemnych wydarzeniach, jakie wydarzyły się w jego życiu potrzebował trochę spokoju, ale również nowych wyzwań, znalezienia jakichś nowych celów. W pracy, jego kariera rozwijała się poprawnie. Parł do przodu, jak zawsze wypychając swojego ego przed szereg. Czuł się jednak doceniany i miał sporą satysfakcję z wykonywanego zawodu. Zaś życie towarzyskie miało wzloty i upadki, więc można by rzec, bez zmian. Starał się co prawda ograniczać liczbę dziwnych, niezręcznych w skutkach romansów, ale siła jego woli oraz wielkie, kochliwe serce skutecznie mu to utrudniały.
Dzień wolny postanowił wykorzystać dla siebie. Ruszył tyłek z domu i postanowił przejść się po Lorne. Zaniedbał własne sąsiedztwo, ogradzając się w czterech kątach, które niekiedy stanowiły nocleg między kolejnymi dyżurami. Miał poczucie, że zna lepiej Cairns, gdzie znajdował się szpital, niż miasteczko, w którym mieszka. Nawet, jeżeli miałby łatwiej po prostu się przeprowadzając, nie chciał tego robić. Klimat Lorne bardzo mu służył. Było niemalże idealnym połączeniem Australii i Południowej Afryki, dwóch regionów, które były bliskie jego sercu. To, zebrane w mikroklimat tej lokalizacji sprawiał, że czuł się tutaj jak ryba w wodzie. Nawet, jeżeli dla niektórych, swoim stylem, sposobem bycia, wykonywaną pracą czy dysponowanym budżetem kompletnie nie pasował.
Zaglądał w różne miejsca, od stoisk z produktami żywieniowymi, po kawiarnie, ciastkarnie, rzeczy z ozdobami czy ubraniami. Poza kolejnymi kawami, które były jego małym uzależnieniem, co nie przystało mu jako kardiochirurgowi zważywszy na konsekwencję picia w takiej ilości, nie musiał kupować czegokolwiek. Sam fakt spaceru wprawił go w świetny humor. Do momentu, aż niedaleko przeszła postać, z burzą brązowych, kręconych włosów.
Obejrzał się za nimi, w typowy męski sposób, zaaferowany myślami o ładnej ich posiadaczce. W pierwszym odruchu, nic z tym nie zrobił. Do momentu, aż naszło go zastanowienie, a owa fryzura oraz profil twarzy, jaki dostrzegł przez sekundę pozostawiły nieodparte wrażenie, iż bardzo dobrze zna tą osobę, chociaż od długiego czasu zatarła się ona w jego pamięci.
Odłożył wszystko i ruszył jej tropem. Niczym tajny agent albo jakiś gangster, który czeka na lepszy moment, by kogoś dorwać. Chciał mieć tylko pewność, że widział tą osobę, o której właśnie myśli. Nie widziało mu się zaczepiać ludzi z tego powodu. Przeszedł na drugą stronę ulicy i nieco przyspieszył. Obserwował ją na wskroś jezdni, starając się dorównać kroku. Im lepiej ją widział, tym przekonanie stawało się mocniejsze. Przez lekką ekscytację serce zaczęło mu bić nieco szybciej. Człowiek wyobrażał sobie, że jest to prawdopodobnie jego jedyna okazja, zanim znów znikną ze swojego życia na dobre.
Skręcił w to samo skrzyżowanie i raz jeszcze przeszedł na drugą cześć jezdni. Kroczył za dziewczyną niemalże w jednej linii. Trochę się bał, że za moment wyczuje jego obecność, ale tak samo długo nie mógł się przemóc, by zwrócić jej na siebie uwagę, co na swój sposób, nie było do końca do niego podobne. Wszystko przez przeszłość i o parę opinii wygłoszonych za dużo.
- Middie… - zawołał na głos, bez konieczności krzyku, gdyż znalazł się w odpowiednio bliskim dostępie. Quinn przystanął w miejscu, by dać się obrzucić spojrzeniem, którego nie widział od bardzo dawna. – Pamiętasz mnie? – przekrzywił nieco głowę, mając nadzieję, że gdzieś tam w pamięci zachowała sobie jego obraz.

Middie Haddaway
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Zatrzymuje czas na zdjęciach, z całego życia robi pamiątki
za pomocą aparatu i pędzli,
Żyjąc tym co teraz - nie tym co było i co będzie
#3


style




Po spotkaniu z Bastianem, które oczywiście nie należało do przyjemnych Middie jeszcze przez bardzo długi czas nie potrafiła się odnaleźć. Jeżeli myślała, że po tych kilku miesiącach spotkają się i normalnie porozmawiają to grubo się myliła. Zresztą nie powinna, jeżeli okłamuje się kogoś, w kogo inwestowało się uczucia to chyba nie powinna spodziewać się ciepłego przywitania. I tak ich rozmowa była z tych łagodnych, przede wszystkim przez to, że Middie zabierała głos w swojej obronie. Kiedy słońce postanowiło w końcu zajrzeć przez okno jej wynajmowanego mieszkania Middie czytała książkę. Zawsze, gdy jakieś problemy zaczęły ją przytłaczać uciekała w lektury. Albo za aparat - do tego drugiego nie miała weny. Kiedy promienie słońca zaczęły pieścić jej skórę, a przez otwarte okno niczym intruz wślizgnął się zapach dopiero co upieczonych przez sąsiadkę słodkich bułek - Middie postanowiła, że nie będzie się już ukrywać. Chociaż nic tak naprawdę nie wyjaśniła z Hendrixem i pozostawiła jeszcze więcej niewiadomych po sobie, to jednego mogła być pewna. Że mogła zacząć od nowa żyć tutaj. I po prostu przy kolejnym skrzyżowaniu ich dróg po prostu go omijać. Zagłębiona w myśli ruszyła na podbój miasteczka. Miała dla siebie cały dzień, chociaż Shadow nie było idealnym miejscem dla dziewczyn takich jak ona, Middie nawiązała kilka bardzo przyjacielskich relacji. W szczególności z jedną barmanek. I właśnie ta dziewczyna po telefonicznych błaganiach zgodziła się zamienić z Haddaway. To właśnie dlatego chwilę póżniej Middie pokonywała kolejne metry chodnika prując przed siebie jak pocisk. Co chciała dzisiaj robić? Rozkoszować się przyrodą, zjeść coś słodkiego na ławeczce w parku i niczym się nie przejmować. Może dlatego nie zauważyła czyjegoś zainteresowania? Nie usłyszała kroków za sobą? Jako fotograf powinna to zarejestrować, w końcu właśnie nasłuchując wyłapywała te wyjątkowe chwile? Tak, jak chociażby wykluwanie się młodych ptaków w krzakach nieopodal. Dopiero głos,dobiegający z pewnej odległości spowodował, że zatrzymała się w miejscu. I w tej jednej chwili porzuciła wszystkie inne rzeczy,które sobie zaplanowała na ten leniwy dzień. Jeśli nie cieszyła się do tej pory z widoku czyjejś osoby w Lorne, tak teraz uśmiechnęła się szeroko. Mało tego, pokonując odległość, która ich dzieliła po prostu podbiegła i rzuciła się na Quintona, zarzucając mu ręce na szyję. Nigdy nie była taka wylewna jak teraz.
- Jak mogłabym nie pamiętać... - urwała, gdy dotarło do niej, co przed chwilą zrobiła. I śmiejąc się niezręcznie puściła go ze swojego niedźwiedziego uścisku.
- Przepraszam, ale jesteś pierwszą osobą od dawna, którą widzę w Lorne po tym wszystkim - a możet to Middie nie szukała tych osób na siłe? W końcu, gdy wracało się w rodzinne strony zazwyczaj pierwsze co sie robiło to szukało dawnych znajomych, wspólnych wspomnień... Założyła kosmyk za ucho spoglądając w znajome oczy Quintona, oczy które niejednokrotne chciały jej przemówić do rozsądku,
- Zresztą co ty tu robić? Myślałam,że wszystkie najlepsze partie już dawno opuściły Lorne... - a nóż, może był tylko przejazdem i Middie po raz pierwszy miała szczęście od dłuższego czasu. Bowiem do tej pory jedynym jej towarzystwem był pech i kara za przeszłość.

Quinton McDonagh
Obrazek
powitalny kokos
M.
rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
Nawet nie miała pojęcia, jak bardzo go uszczęśliwiła, kiedy upewniła go, że wciąż go pamięta. Niby nie minęło tak dużo czasu, lecz życie parło do przodu i czasem mogłoby się wydawać, że ostatnim razem spotkali się wieki temu. Uśmiechnął się na jej żywą reakcję, łapiąc Middie, kiedy niemal na niego wskoczyła. Otoczył ją jedną ręką wokół brzucha, a drugą wokół ramion, wplątując dłoń w burzę loków, za widokiem których naprawdę się stęsknił, a dziewczyna właśnie mu o tym przypomniała. I świetnie było ją widzieć w takim stanie.
- Naprawdę? Myślałem, że gdzieś przepadłem w twojej pamięci na dobre. Wiesz jak to jest… Sam wiem jak to jest, po wyjeździe i powrocie ze studiów. Nie było łatwo odzyskać kontakty. Przynajmniej wynagrodziłaś mi to, że gonię cię przez dwie przecznice. – zaśmiał się, odstawiając powoli Haddaway z powrotem na ziemię. Uciekł nieco wzrokiem, udając niewinnego, chociaż właśnie przyznał się, że ją śledził. – Wiem, mogłem krzyknąć, zrobić cokolwiek. Nie byłem pewien, czy ty, to ty. Nie spodziewałbym się ciebie tutaj. Odwiedzasz stare śmieci? – przeniósł wzrok na jej oczy, unosząc lekko brwi w górę w pytającym geście. Nie było raczej nic dziwnego w odwiedzinach miejsca, z którego się pochodzi. Wedle jego wiedzy, życie Middie cały czas toczyło się w Sydney. Nawet po życiowych perturbacjach. Jaki los spowodował, że natknęli się na siebie kompletnie przypadkowego, normalnego dnia?
- Ja mieszkam tutaj, nadal. Pracuję w szpitalu, w Cairns. – odpowiedział całkiem normalnie, chociaż w dzisiejszych czasach, większość ludzi w jego wieku szukała ucieczki do większych miast. Na razie, nie widział powodu, aby to zrobić. Dobrze mu tu było, a kariera rozwijała się całkiem w porządku. Poza tym, był o tyle w dobrej pozycji, że nie musiał rezygnować z jednego, na rzecz drugiego. – Chyba czekam, aż w końcu zagram komuś na nerwach tak mocno, że mnie stamtąd wyrzucą. Może wtedy rozważę jakieś przenosiny. Tymczasem, nie narzekam na życie tutaj. Mam blisko plażę, wszystko pod nosem, a do Melbourne nie jest wcale tak daleko. – rozłożył ręce, wskazując na otoczenie, w którym przebywali, a o którym właśnie opowiadał, przekazując, że życie tutaj może być naprawdę fajne. – No i wiesz, nie mogę zostawić tych wszystkich dziewczyn, narzekających na brak partii bez żadnej nadziei. – poruszył brwiami, żartując sobie z tego. W tym momencie nie chciał z siebie robić żadnego bożyszcza. Nie przy Middie, która chcąc czy nie chcąc, świadomie czy nie, spowodowała w nim małą pustkę, kiedy przeprowadzając się ze swoim tragicznie zmarłym mężem do wielkiego miasta.
- Chodź, zabieram cię do ciastkarni. – postanowił, nawet nie pytając o to, czy w ogóle ma czas. Nie mogła mu odmówić, po takim czasie rozłąki i niespodziewanym spotkaniu. Dlatego zaprowadził ich parę lokali dalej i wszedł do środka jednej z cukierni. W środku było przyjemnie chłodno, jasno i pachniało słodkimi aromatami. Quinn zamówił sobie kremówkę po czym zajął jedno z miejsc przy stoliku. Zanim zabrał się za jedzenie, oparł się o ułożone równolegle przedramiona i przypatrzył się Middie.
- Nadal nie ścięłaś swoich loków. Cieszy mnie to. – uśmiechnął się lekko, lecz za moment jego twarz przybrała nieco bardziej troskliwy wymiar. Pochylił nieco głowę, by przejść do tematu, który w końcu musiał się między nimi pojawić. Chyba sam chciał go mieć po prostu z głowy. – W ogóle, przykro mi z powodu tego, co się stało. Jak się trzymasz? – zapytał niby standardowym pytaniem, lecz wiadomo, o co dokładnie mu chodziło. W końcu nie mogli uciec od tego, co się wydarzyło. Widząc się ostatnim razem, Middie była jeszcze szczęśliwą mężatką. Przynajmniej z jej perspektywy. Quinn poczuł się na moment zmieszany w środku, mając wrażenie, czując się podle ze względu na śmierć jej ukochanego, który dawno temu był jego znajomym, lecz którego sposobu bycia, zachowania oraz niektórych czynów nie był w stanie znieść, a swoje obawy przelewał w rozmowach z Middie. Nie pojawił się więc na jego pogrzebie, chociaż głównym problemem była jego rezydencja w Kalifornii podczas studiów. Na razie bał się, że Middie odgrzebie w pamięci to, jakie miał zdanie o jej byłym mężu i wytknie mu nieprawdziwą radość z faktu, że go nie ma. Quinn, nawet jeżeli uważał go za złego człowieka, nie życzył nikomu takiego losu. Martwił się za to szczerze o kondycję Middie, zarówno fizyczną i psychiczną, bo nie zapomniał, że ona również uczestniczyła w wypadku.

Middie Haddaway
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Zatrzymuje czas na zdjęciach, z całego życia robi pamiątki
za pomocą aparatu i pędzli,
Żyjąc tym co teraz - nie tym co było i co będzie
Jeżeli coś miało poprawić humor Middie to właśnie spotkanie przyjaciela. Pierwsza pozytywna osoba w ostatnim czasie, o ile nie jedyna. Po rozwodzie straciła nie tylko małżeństwo i życie, które pierwotnie wydawało się idealne. Straciła też inną relacje, równie ważną - czego konsekwencje odczuwa teraz. Pojawienie się Quintona na horyzoncie było jak promień słońca w deszczowy dzień. Dlatego nie powinno nikogo dziwić to, jak zareagowała w tym momencie. Tak jakby jej ciało to zrobiło, zanim umysł przejął kontrolę nad tym wszystkim. Dzięki Bogu mężczyzna nie odtrącił jej.
- Proszę Cię. Byłeś jednym z najważniejszych dla mnie ludzi w miasteczku, prędzej zapomniałabym drogę do starego domu - pokiwała głową, jednoczenie informując go o tym, że nie wróciła na stare śmieci.
- Ciesz się, że nie dostałeś cegłówką w głowę. Bo kiedyś właśnie tak bym zareagowała,gdyby ktoś za mną szedł - puściła mu oczko. Po raz pierwszy czuła się tak dobrze, tak luźno. A rozmawiali ze sobą ledwo kilka minut. Nikt jej nie oceniał, chociaż Quinton tutaj był jeszcze nie we wszystko wprowadzony. Ale mimo wszystko czuła się sobą..
- No tak, wszystkie długonogie piękności są ważniejsze - skrzywiła się delikatnie, chociaż czy mogła mu się dziwić. Był przystojny, więc na pewno miał też wzięcie u kobiet. A co za tym idzie nie musiał się ruszać, gdzieś dalej. Wierzyła też, że gdziekolwiek by się nie znalazł na pewno wszędzie by się przyjął. W przeciwności do Middie, która sądziła że w Sydney będzie miała wszystko. Z początku miała, ale wszystko utraciła.
- Chyba zgłupieliby, gdyby puścili Cię gdzieś indziej - chociaż życzyła mu jak najlepiej, to gdyby jakimś sposobem wywalili go z Cairns strzeliłby sobie w kolano. A za kilka lat Quinton byłby jednym z znanych lekarzy w Australii, o ile nie dalej. I tak od słowa do słowa dała się zaciągnąć do ciastkarni. Zaskoczył ją, bo znalazł jedno z tych miejsc, w których do tej pory nie była. Naturalnym odruchem byłoby przyglądanie się otoczeniu, ale w tym momencie miała o wiele ciekawszy obiekt zainteresowania.
Middie postawiła na tradycyjnego muffinki z owocami i bitą śmietaną na wierzchu, chociaż nawet nie wiedziała, czy wepchnie go w siebie. Zarumieniła się słysząc słowa mężczyzny, co niejako odebrała jak komplement. Wiele razy wahała się nad ścięciem włosów. W końcu kobieta zmieniająca fryzurę symbolizowała nowy start. Do tej pory nie zrobiła tegoż pozwalając by włosy żyły swoim życiem
- To tylko włosy - stwierdziła. Jednocześnie wiedziała, że przyjaciel z pewnością wejdzie na świeży jeszcze temat jej małżeństwa i tego co wydarzyło się potem. Czy żałowała? Żałowała, ale nie tego że miała wypadek. Nie tego, że zginął jej mąż. Ale to, że nie udało im się tego doprowadzić do końca. Że zamiast być rozwódką, została wdową. Ale już já nie bolało, tak jak poprzednio.
- Było minęło. Uczucie między nami i tak wygasło, więc to kwestia czasu by wszystko się rozwaliło. - Machnęła tylko ręką. Żadne z nich nie powinno mieć.wyrzutów sumienia. Czas wystartować od zera.
- Wiesz z początku było trudno, ale każdy kolejny dzień dodawał mi sił - puściła mu oczko, urywając jednocześnie kawałek że swojej babeczki, niemal od razu pozwalając by rozpuścił jej się w ustach. Niewiele osób wiedziało,że Middie tupnęła nogą, składając papiery rozwodowe i do ostatniej chwili trzymała się tego twardo. Cała sytuację skomplikował tej wypadek. Kiedy dochodziła do siebie, gdzieś tam z tyłu głowy tliła się myśl, że może to ona powinna być na miejscu męża? Przynajmniej miałaby spokój i milion niezałatwionych sprawę. - Naprawdę, wszystko w porządku - wyprostowała się na krześle. Chyba był to za ciężki temat jak na pierwsze spotkanie po takim czasie, dlatego postanowiła zmienić temat na coś przyjemniejszego, bardziej przyziemnego. W końcu jej przyjaciel był nadal atrakcyjny, teraz bez żadnych komplikacji mogła to przyznać.
- Mam tylko nadzieję , że żadna z twoich wielbicielem nie spuści mi w wolnej chwili manta. -a może ktoś na niego gdzieś już czekał? A Middie swoim nagłym pojawieniem mogła zaburzyć my porządek dnia?

Quinton McDonagh
Obrazek
powitalny kokos
M.
ODPOWIEDZ