greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
#10

Rorey prawdę mówiąc poczuła się zbyt bezpiecznie ostatnimi czasy. Przez to, że pomagała w barze, że widziała jak dobrze zaczyna sobie radzić Leon i Gwen, że w ich życiu wszystko może się względnie udać, a jedynym jej problemem na drodze jest denerwujący sąsiad… no rozleniwiła się. Przestała się oglądać co chwile za swoje ramię, przestała sprawdzać czy aby na pewno nie ma w miejscu do którego wchodzi tego policjanta, którego naprawdę nie chciałaby spotkać. Zresztą, czasami sobie zaczynała wyobrażać, że tak naprawdę już go tu nie ma. Że sie wyprowadził, że zniknął i dlatego w tak małym miasteczku udawało jej się go uniknąć w kolejkach po kawę, czy do kasy w sklepie. Rozleniwiła się w ten sposób i oczywiście, los musiał ją za to ukarać. I to akurat dzisiaj, kiedy po prostu chciała zrobić szybkie zakupy przed powrotem do domu, tuż przed zamknięciem sklepów. Wystarczyło że usłyszała za swoim uchem swoje imię, wypowiedziane jego głosem i poczuła, jak oblewa ją zimny pot. Skamieniała, przez kilka chwil nie mogąc się ruszyć, a potem... potem to nawet nie wiedziała co się stało. Miała czarną dziurę od momentu, w którym trzymała opakowanie ryżu, po moment kiedy zorientowała się, że biegnie po chodniku, moknąc w deszczu i po prostu biegnąc z całych sił. I dopiero kiedy znalazła się pod budynkiem w którym mieszkała i prawie wpadła na Juliena, zatrzymała się gwałtownie i wylądowała na kolanach na trawniku obok niego. Oddychała bardzo szybko i ciężko, starając się stanąć na nogi, ale cała się trzęsła i nogi trochę odmawiały jej posłuszeństwa. Podniosła na niego wzrok totalnie spanikowana, bo nie mogła nad sobą zapanować w nawet najmniejszym stopniu i po chwili przerażona spojrzała za siebie, żeby upewnić się, że nikt jej nie śledzi. I dopiero po chwili była w stanie w ogóle cokolwiek z siebie wyrzucić. - B-będziesz.. tu tak... stać? - zapytała, bo wiedziała jakie to żenujące, że biegła jak nienormalna, że pewnie wygląda jak skończona i mokra wariatka i że... i że sama nie wiedziała co, bo w głowie miała absolutną pustkę, wypartą przez czystą panikę i przerażenie.
promienny latawiec
-
28 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były marynarz, który próbuje odnaleźć się w roli sternika, a gra w życie jeszcze nigdy nie była tak ciężka.
#3

Życie nie oszczędzało Juliena i kiedy myślał, że powoli wszystko wraca do normy, że czuje się dobrze i żyje, jak normalny człowiek ze zmartwieniami świata doczesnego… kolejne problemy spadały na jego głowę. Nie wiedział, ile człowiek jest w stanie znieść. Ciągle słyszał, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Dalej żył, a nie czuł się ani trochę mocny. Czuł jak grunt pod jego nogami zanikał, a on znów nie potrafił mówić o swoich uczuciach, problemach i tym, że nie wie jak sobie z tym wszystkim poradzić. Okazało się, że miał być ojcem, okazało się, że stracił swoją córkę, okazało się, że był jeszcze większym chujem niż myślał. Tylko jak to naprawić? Tego już chyba nie dało się naprawić. Już do końca swoich dni będzie tym zepsutym przez świat i samego siebie człowiekiem. Nie chciał znów uciekać na inny kontynent, nie chciał wracać do używek, chciał po prostu przetrwać. Wiedział, że za jakiś czas się znieczuli, nauczy z tym żyć. Przyzwyczai się do kolejnego bólu. Spacerował nie myśląc o niczym konkretnym, nie przeszkadzał mu deszcz, nie przeszkadzało mu nic. Nie wiedział nawet kiedy znalazł się pod swoim budynkiem, nie chciał tam iść, siedzieć sam. Z drugiej strony nie był w stanie rozmawiać z nikim. Będąc na zewnątrz po prostu odczuwał obecność innych ludzi, choć tak naprawdę nie widział żywej duszy. Do chwili. Nie zauważył nawet, że ktoś biegnie, dopóki owa postać nie znalazła się tuż przed jego sylwetką. To znowu ona. Tylko że nie miał ochoty znów się kłócić o byle bzdety, o to że niemalże go stratowała (o ile to możliwe przy różnicy ich sylwetek), o to że znów ma w dupie innych ludzi. Zresztą… ona też nie wyglądała, jakby miała na to ochotę. Wyglądała po prostu źle. Jej słowa wyrwały go z osłupienia, musiał jakoś zareagować. -Coś się stało? Nie wyglądasz na fankę wieczornego joggingu – powiedział cichym głosem -Chyba nie będziesz tak klęczeć - dodał nachylając się i podając jej swoją dłoń. Oczywiście, że coś się stało. Wyglądała na jeszcze bardziej zniszczoną niż sam Julien. -Nic sobie nie zrobiłaś? – zapytał z troską. Nieważne, jakby go nie zdenerwowała i jak bardzo nie chciał z nią gadać, tak po prostu nie mógł być obojętny.
niesamowity odkrywca
5IQ
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
A dla Rorey Julien był… totalnie nieznanym typem tak naprawdę. Nie wiedziała jak wiele problemów miał na głowie, nie znała nawet jego nazwiska. I w sumie… to chyba akurat działało w obie strony, ona też nigdy mu swojego nie podała, ani nie powiedziała nic konkretnego o sobie. A jednak przy nim mimo ciągłych kłótni czuła się w pełni bezpieczna, a przy facecie z którym była tyle czasu, wpadła w absolutną panikę. To wszystko było zdrowo porąbane i kiedy znalazła sie w okolicy domu, zdała sobie sprawę jak bardzo. Tyle sobie wmawiała, że tamte wydarzenie jej nie rusza, że nic takiego się stało, że tylko wymyśla. A teraz? Nie potrafiła złapać oddechu, bo się do niej odezwał. Czuła się żałośnie z tym wszystkim, bo nie dość, że nawet nie wiedziała czy coś mu odpowiedziała, zanim zaczęła zwiewać, to jeszcze teraz w totalnej rozsypce znalazła się tuż przed Julienem, ze wszystkich ludzi na świecie akurat przed nim!
- Nie… - odpowiedziała, dalej zmagając się ze złapaniem kolejnego oddechu, próbując się też wyprostować, żeby… no żeby jej nie wytykał, że tutaj klęczy. Chociaż trochę jej było niedobrze z tego biegu, ze strachu i stresu, więc może lepiej jakby jednak na tych klęczkach została, gdyby miała zwymiotować… - a ty… żyjesz w tych… krzakach? - zapytała, podnosząc na niego wzrok, chociaż nawet nie miała siły na jakiś złośliwy ton. Zamiast tego pokręciła głową i… wzięła go za rękę, czując się dziwnie czując czyjś dotyk i spróbowała znowu wstać.
- Nie… - odpowiedziała ostrożnie, powoli się prostując, chociaż wciąż nogi jej się trzęsły i trochę się chwiała. - Ale chyba… zgubiłam torebkę - dodała, puszczając jego dłoń, bo chociaż doceniała jego pomoc, chyba trochę się bała czyjejś bliskości. Nie ważne czyja była i że akurat Julien nigdy nie zrobił jej krzywdy. Zamiast tego objęła się rękami, patrząc na niego wciąż tym spanikowanym wzrokiem. - Nikt za mną nie biegł? - zapytała cicho, żeby się upewnić, że jest bezpieczna. O ile w ogóle mogła używać tego określenia, skoro on wciąż był w tym mieście i teraz widział, jak na niego reagowała. Była wdzięczna samej sobie, że po zerwaniu z nim się przeprowadziła i nie wiedział gdzie ją znaleźć, ale... no był policjantem. A oni mieli sposoby na szukanie ludzi.
promienny latawiec
-
28 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były marynarz, który próbuje odnaleźć się w roli sternika, a gra w życie jeszcze nigdy nie była tak ciężka.
Macfarland był facetem, któremu można było zarzucić straszliwie dużo, począwszy od bycia znieczulonym chamem przez bucowate odzywki do działania bez skrupułów. Nie ze wszystkimi oskarżeniami się zgadzał, ale co też on mógł wiedzieć. Był za to pewien, że nieważne jak beznadziejnie by się nie zachował, tak uciekanie do przemocy fizycznej w stosunku kobiet było poza jego rankingiem miernoty życiowej. Rzeczywiście, nie posiadał żadnej sensownej wiedzy na temat Rorey, mógł jedynie wskazać gdzie mieszka, mógł wyrazić swoje nieprzychylne zdanie na temat jej osoby, które wyrobił sobie na podstawie zaledwie kilku obserwacji i tych wszystkich konfrontacji. Absolutnie nie podejrzewał, że mogła przeżyć coś tak okropnego. Prawdę mówiąc, jemu wydawało się, że wszystkie problemy świata dotyczą tylko i wyłącznie jego osoby, a inni ludzie mają raj na ziemi. Nie inaczej było i tym razem, wkurzał się, nie rozumiał i… patrzył tylko na siebie. Dlatego fakt, że poczuł się teraz zobowiązany, żeby jej jakoś pomóc, był trochę… dziwny. Może mózg chciał go na chwilę odciągnąć od jego głupich myśli, pozwolić zająć się dla odmiany kimś innym. Może to mogło mu pomóc? Tylko nie był pewien, czy będzie potrafił będąc sam kłębkiem nerwów, stresu i bólu.
-Tak, właśnie miałem rozbijać namiot i jak zwykle mi przeszkodziłaś – nie pozostał jej dłużny i na głupią zaczepkę odpowiedział równie głupio. Mimo że naprawdę nie miał ochoty na te przekomarzania, ciężko było mu odpuścić. Chyba jeszcze nie dorósł do tego, aby pewne rzeczy po prostu ignorować.
-Może… może lepiej jak... chodź – widząc jak się chwieje objął ją ramieniem i ruszył powoli w kierunku ławki, murku czy czegokolwiek zdatnego do siedzenia. Pomógł jej usiąść i kucnął przy niej. Może w ogóle powinien zaprowadzić ją do mieszkania? Wolał żeby póki co się uspokoiła i może powiedziała, co się stało. -Okej, po kolei. Zaraz zajmiemy się twoją torebką, oddychaj i się uspokój, nikt za tobą nie biegł – chociaż nie był tego ani trochę pewien. Rozejrzał się powoli po okolicy, ale nie zobaczył nikogo, tak naprawdę nawet nie wiedział, kogo powinien wypatrywać. -Powiesz mi, co się stało? Ktoś cię napadł? – zapytał spoglądając na nią. W tym momencie jego psychika sięgała dna i naprawdę wolał nie spotkać gościa, który doprowadza do takiego stanu jakąś kobietę.
niesamowity odkrywca
5IQ
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Rorey nie oponowałaby za bardzo, bo… no miała go za prostaka, gbura i trochę takiego nieokrzesanego typa. Gdyby miała go opisać, to pewnie by powiedziała, że na pewno ma dziury w skarpetkach i tnie wszystko w domu scyzorykiem, jak ma sobie zrobić obiad, bo udaje że jest taki twardy i męski! I że twierdzi, że jajecznicę robi na rozgrzanym kamieniu, sam poluje na swoją kolację i w ogóle, no taki obraz dzikusa trochę jej by się wyklarował, gdyby ktoś ją zapytał. Ale to wszystko było wyolbrzymione z niczego, po części przez to, co sugerował jej zarówno Leon, jak i Gail, a co było absolutną bzdurą, o której nawet nie chciała myśleć, bo tak straszną bzdurą to było. I naprawdę, całe szczęście że o tym teraz nie pamiętała, bo dopiero byłby przypał i musiałaby znowu uciekać, a na to nie miała sił. Była pewna, że przebiegła kilka ulic…
Pokręciła powoli głową, ale nie kłóciła się z nim dalej, bo właściwie to nawet nie to chciała powiedzieć. Po prostu zawsze na siebie wpadali w tej okolicy, ale to teraz było przecież zupełnie nieistotne.
- Ok..ej - spięła się, kiedy znalazł się tak blisko, ale pozwoliła się poprowadzić w stronę ławki, ostrożnie na niej siadając i patrząc na swoje dłonie, brudne od ziemi o którą się przed chwilą opierała. - Okej… - powtórzyła, starając się uspokoić i sama też się rozejrzała, żeby się upewnić, czy aby na pewno mówił prawdę. A potem spojrzała na niego i pokiwała głową, żeby wiedział, że mu wierzy i próbuje się uspokoić. Dopiero po kolejnych słowach uciekła wzrokiem w bok, bo właśnie do niej dotarło to jaką jest straszna idiotką. - Nie… wszystko… gra - odpowiedziała, chociaż wiedziała jak bardzo idiotycznie to brzmi, dlatego dotychczas jej blada twarz, zarumieniła się. - Nie mogę… nie.. - wydukała dalej, biorąc w końcu głębszy oddech, żeby pozbierać myśli i w końcu powiedzieć coś sensownego. - Chce tylko wrócić do domu - powiedziała w końcu, bo jak miała mu cokolwiek powiedzieć? Nie była w stanie powiedzieć nawet bliskim, ani przyjaciołom o tym co się stało… nie była w stanie nawet przyznać sama przed sobą co tak naprawdę się wydarzyło. - Pewnie masz mnie teraz za skończoną wariatkę - przyznała, w końcu przenosząc na niego wzrok, a potem kręcąc powoli głową - ja nie mogę.. o tym mówić - dodała po chwili ciszej, trochę błagalnie, chociaż ciężko powiedzieć, czy błagała w tym momencie samą siebie, żeby przestała robić z siebie idiotkę, czy jego żeby przestał pytać. Może dwa w jednym...
promienny latawiec
-
28 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były marynarz, który próbuje odnaleźć się w roli sternika, a gra w życie jeszcze nigdy nie była tak ciężka.
Nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że Julien nie zgodziłby się z żadnym z tych określeń. Zresztą, mało kto by chciał mówić o sobie w ten sposób, zwłaszcza będąc największym prostakiem na świecie. Aczkolwiek Rorey jak najbardziej miała podstawy, by wysnuć takie wnioski i z tym absolutnie nie można było się kłócić. Była osóbką, która rzeczywiście, jak nikt inny, potrafiła wydobyć z niego wszystko to… co najgorsze. Choć on uparcie uważał, że mimo wszystko nie potraktował jej aż tak źle. Oczywiście, mógł okazać się dojrzałością i po prostu wszystkie te zaczepki ignorować, ale czy wtedy nie wyszedłby po prostu na zadufanego w sobie ignoranta, który tak bardzo ma innych w dupie, że nawet nie zamierza się z nimi kłócić? Żadna z tych dotychczasowych sytuacji nie sprzyjała ich znajomości i raczej oboje pokazywali się z tych mniej przyjemnych stron. No… Julien jakoś nie zdążył jej polubić, ale czy z tego powodu na przykład teraz powinien ją olać, kiedy ewidentnie potrzebowała pomocy? Mimo swojego prostactwa, gburowatości i nieokrzesania… nie potrafił.
Ze względu właśnie na te wszystkie ich dotychczasowe spotkania doskonale rozumiał, że mogła czuć się teraz wybitnie nieswojo w jego towarzystwie. Może nawet czuła irytację, że znów się przypałętał i zdecydowanie wolałaby spotkać okolicznego władcę śmietników i króla złotego napoju niższej klasy. No ale niestety ten wieczór jej nie sprzyjał i nie dość, że spotkała byłego to jeszcze natrętnego sąsiada, który w tym momencie naprawdę z całego swojego serca chciał jej jakkolwiek pomóc. Patrzył na nią z troską, nie z politowaniem, nie z żałością, po prostu z troską. Nieważne jak negatywne uczucia by ich łączyły, nie potrafił patrzeć na to obojętnie. Jednak coś z tej empatii w nim pozostało! -W porządku, zaraz cię odprowadzę, tak się składa że chyba też mieszkam w tej okolicy – zmusił się do żałosnego i nieśmiesznego żartu, który skwitował lekko skrzywionym uśmiechem. Oczywiście priorytetem było to, aby Rorey się uspokoiła i zaczęła normalnie oddychać. W takim stanie nie mógłby jej puścić do mieszkania! No chyba, że chciała tam mieć intruza w postaci zarośniętego bodyguarda z przypadku.
-O dziwo teraz mam cię za mniejszą wariatkę niż kiedykolwiek- odpowiedział tym razem uśmiechając się zupełnie szczerze. Naprawdę w tym momencie nie widział w niej tej wariatki, która atakowała go krzakami czy fundowała zimny prysznic z zaskoczenia, byle tylko zwrócić na siebie jego uwagę. -Wiem, że jestem ostatnią osobą, której chciałabyś cokolwiek wyznać… - zaczął po chwili zerkając na nią -po prostu… czasem jest łatwiej się z czymś uporać, jak się przyzna to na głos. Ale wiem, że mówienie o pewnych sprawach jest tak cholernie bolesne, że lepiej udawać że ich nie ma, póki nas nie dopadną – w tym momencie jego głos się załamał, a on zaczął się zastanawiać, po co w ogóle gada takie banały. Teraz to on się zaczął wstydzić za to, co powiedział. To raczej nie było w jego stylu… -zresztą… nieważne, po prostu chciałbym wiedzieć, czy ktoś cię skrzywdził, tylko tyle – dorzucił na koniec. Tak naprawdę zależało mu tylko na tej informacji.
niesamowity odkrywca
5IQ
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Tak, to prawda, to były pewnie najrzadziej używane słowa w CV i biogramach ludzi, które tworzyli na swoich mediach społecznościowych. I gdzieś tam w głębi pewnie Rorey wiedziała, że Julien na pewno nie jest takim gburem jakim się jej prezentował. I że jej spojrzenie na niego, jest zaburzone przez ich wojny, które były niesamowicie dziecinne. A ona przecież wcale nie była dziecinną osobą, nie była nawet jakoś specjalnie uparta! Może i w swojej karierze była dość twarda i nieustępliwa, w końcu wyjechała na studia poza Lorne Bay, a później do Los Angeles i udało jej się jakąś ścieżkę kariery stworzyć, więc nie była człowiekiem, który łatwo sie poddawał i pozwalał, żeby okazje przemykały jej koło oka.
I zwykle przy ich spotkaniach to Julian wychodził na ofermę, kiedy wpadał prosto w objęcia jej krzaków albo pod strumień wody z jej szlaucha. Ale teraz.. teraz to ona była całkowicie rozbita i nie potrafiła się pozbierać. Nie umiała się nawet z nim porządnie pokłócić, a zwykle ich potyczki… no trochę dodawały jej pewności siebie. Julien budził w niej gniew, a gniew sprawiał ,że Rorey była odważniejsza, nieustępliwa i po prostu twarda w tym co robi. I tak, w swojej pracy też musiała być wytrwała, ale nigdy nie była takim twardym negocjatorem, nigdy nie rozstawiała ludzi po kątach, jak Julien. Jak coś jej w zleceniu nie pasowało, to po prostu go nie brała, albo nie zgadzała się na zbyt niskie wynagrodzenie i kiepskie warunki. Ale nigdy nie robiła tego z taką werwą, jak w trakcie kłótni z nim. Budził w niej zupełnie nową wersję i nie wiedziała jeszcze do końca, czy to dobrze, czy źle. Jedno było pewne, zarówno wtedy, jak i teraz czuła się przy nim o wiele bezpieczniej niż przy swoim byłym. I było to absolutnie irracjonalne, kiedy sobie to uświadomiła teraz, patrząc mu w oczy, kiedy przed nią kucał.
- Nie… zauważyłam - odpowiedziała cicho, unosząc nieco kącik ust, ale zaraz jej zadrżał i musiała go opuścić, żeby się… nie rozpłakać. Chyba. Mieszało się w niej teraz tak wiele różnych dziwnych i skrajnych emocji, że kompletnie sobie nie ufała i nie wiedziała co zaraz zrobi. Czy to był pierwszy krok do jakiegoś załamania psychicznego? Bardzo prawdopodobne…
- To… dobrze? - rzuciła, nieco zdezorientowana, bo nie wiedziała jak odebrać jego słowa. Na pewno zmusił ją do myślenia o czymkolwiek poza ślepą paniką i o nim, więc była w stanie wziąć nieco spokojniejszy wdech, chociaż jej serce wciąż tak mocno waliło w jej piersi, że miała wrażenie, że obija się w całej klatce piersiowej, a nie tylko po lewej stronie. Bała się że zaraz jej wysiądzie albo pęknie.
Słuchała go jednak uważnie, kalkulując w swojej głowie. Czy przyznałby jej rację, czy uznał, że naprawdę sobie wszystko wymyśliła i przesadzała? I czy byłaby w stanie powiedzieć o tym na głos, skoro nie potrafiła powiedzieć o tym na posterunku policji, tamtej nocy? Miała pustkę w głowie.
- Ty pierwszy…. - rzuciła więc cicho, odczytując jego łamiący się głos jako tajemnice, która go trawiła. Może w ten sposób będzie jej łatwiej? A może uzna, że jej problemy są tak idiotyczne, że nie powinna w ten sposób reagować i robić z siebie wariatki.. I chyba też przy okazji obudziła się w niej ta część natury, która była najbardziej empatyczna i zawsze dbająca o innych, dlatego chciała mu jakoś pomóc, skoro on, świadomie czy nie, już teraz jej cholernie pomagał.
- Nie dziś… - odpowiedziała tylko cicho na jego ostatnie słowa, ale nie dodała, czy nie dziś mu o tym powie, czy nie dziś ktoś ją skrzywdził. Było jej cholernie trudno podjąć decyzję. Prawie tak trudno jak tamtej nocy. I nawet kiedy ją podjęła wtedy, spanikowała i uciekła. Była tchórzem. To akurat wiedziała na pewno.
promienny latawiec
-
ODPOWIEDZ