35 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Organizowanie urodzin dla pięciolatki to na pewno kolejne z tych wyzwań, na które Fride nie była przygotowana. Po pierwsze w ogóle nie wiedziała co takiego powinna a co nie powinna. Przecież dziewczynka nie była jeszcze gotowa na ekstremalne atrakcje a z drugiej strony nie chciała by z jakiegoś powodu miała nudną impreze urodzinową. Jeśli już coś robić to na całego. Z takim nastawieniem od kilku dobrych tygodni a pewnie i miesięcy próbowała stworzyć coś co przecież przez najbliższą dekadę miało jej nie dotyczyć. Nie planowała jeszcze dzieci, a na pewno nie jeśli ciągle była singielką i nie miała faceta. Uważała się za kobietę odważną i nie potrzebowała żadnego faceta by funkcjonować w społeczeństwie. Jednak z drugiej strony pragnęła przecież stworzyć rodzinę, któregoś dnia. Niestety los zechciał inaczej. Tragedia, która odebrała jej najlepszą przyjaciółkę i jej męża, niespodziewanie postawiło ją to przed faktem dokonanym. Musiała przejąć rolę opiekuna prawnego w tym przypadku matki i ojca. Miała do pomocy jeszcze jedną osobę ale wiadomo, że nie mogła liczyć na faceta, który jest tak niestabilny i dziecinny jak pięciolatka.
Wszystko było na jej głowie wraz z karierą, która do tej pory wydawała się być jej jedynym "dzieckiem". Pewnie, że nie obwiniała niewinne dziecko za to co się stało. Mała wycierpiała już sporo, tracąc oboje rodziców. Kochała ją na tyle mocno, że nie pomyślała o tym by ją oddać albo po prostu dać sobie za wygraną. Jeśli już się za coś brała to robiła to w stu procentach, tak jak przygotowywanie imprezy urodzinowej dla dziecka. Pędziła niemal na złamanie szyi, wraz ze sporą ilością papieru i dekoracji. Ledwie to wszystko trzymała w rękach i pewnie wyglądała jakby właśnie okradła jakiś sklepi. Ludzie spoglądali na nią z różnymi reakcjami. Dobrze, że tego nie zauważała. Kiedy przebiegała przez ulicę, a raczej planowała to zrobić, potknęła się i wszystko wylądowało na dość ruchliwej drodze.
- Cholera jasna! - warknęła tylko, nie zważając na to czy coś jedzie czy nie. Rzuciła się by ratować to co przecież było częścią wspaniałe planu. Praktycznie wylądowała pod kołami samochodu, który zatrzymał się na czas. Dopiero pisk opon i trąbienie wyrwało ją z tego letargu. Wstrząśnięta tym co się stało, klęczała przed samochodem, trzymając w ręki jakieś pisaki.
powitalny kokos
nick