27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1

Miał wyjątkowo przyjemny dzień, zero problemów w robocie, sami przemili klienci, a w dodatku jak przystało na fanatyka kawy - przyszła dostawa nowego, sezonowego blendu ziaren, który wyjątkowo przypadł mu do gustu. Natura jego zawodu już taka była, że pił niezliczone ilości kawy, co dawało mu potem energię na wieczorne malowanie, wypad do pubu lub brzdąkanie na gitarze. Dzisiaj akurat został ze znajomymi z pracy po godzinach na piwie w kawiarni i koło 20 wszyscy się rozeszli.
Został tylko on, sprawdził wszystkie okna, zamek do biura i wyszedł z lokalu, by zaraz potem zamknąć drzwi na klucz i zaciągnąć rolety antywłamaniowe. Był lekko podchmielony po kilku butelkach piwa i jedyne, nad czym się teraz zastanawiał to czy brać swój rower i jechać do domu, czy może zostawić go tutaj na noc, pójść do sąsiednego baru i wrócić autobusem...
Jego rozmyślania szybko przerwał widok znajomej mu osoby i za chwilę, siłą rzeczy, złapał kontakt wzrokowy z chłopakiem, którego poznał kilka dni temu na plaży. Z tym samym chłopakiem, który uznał go wtedy za powiernika, podzielił się resztką trunku w prawie pustej już butelce whisky. I tym samym chłopakiem, o którym nie mógł zapomnieć, o jego ciemnych lokach i przenikliwym, smutnym spojrzeniu, a także o miękkości jego ust. Sam nie wiedział czy to się wtedy zdarzyło naprawdę, w końcu Phineas był wtedy pijany, może to Dandy sobie sam wymyślał? Ale co mu tam, alkohol podbijał mu pewność siebie, więc uśmiechnął się do znajomego-nieznajomego.
Hej- - zaczął, aczkolwiek się zawahał. Raz się żyje, nigdy nie był dobry w rozpoczynanie rozmowy, a nie zamierzał zaczynać gadać o pogodzie, albo o tym jakie piękne niebo tego wieczoru. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Myślałem, żeby wpaść do pubu zaraz obok, dasz się zaprosić na piwo? - zagadnął, uśmiechając się lekko. Prosto z mostu, co było całkowicie nie w jego stylu, ale może zadziała? Bardzo nie chciałby, żeby chłopak go tak po prostu minął i pozostał jedynie wspomnieniem.

phineas woodsworth
powitalny kokos
nick
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
#5

I feel like I've swallowed a cloudy sky

Poprzednia noc stała się balem demonów, które wirowały w dzikim pędzie gdy tylko przymykał powieki. Uciekał z morfeuszowych objęć prawie to zalany zimnym potem, kotłując się w bieli pościeli. Wspomnienia z tych lat pełnych wolności - od bólu nieszczęść, od siebie - niepilnowane wkradały się w sny, łamiąc serce utraconymi marzeniami. Dlatego nad ranem po przegranej walce z samym sobą sięgnął po leki rozrzucone po nocnym stoliczku. Jeden, dwa... by choć na chwilę zmrużyć oczy i po prosty nie być.
Dzień mijał powoli; w zaciszu prawie to pustego apartamentu w jednym z budynków w Opal Moonlane. Ciasno owinięty w szorstki koc jeszcze zaspanym wzrokiem spoglądał na przykryty prześcieradłem fortepian stojący w centralnej części salonu - widmo poprzedniego życia będące wiecznym przypomnieniem o jego ikarowym locie. Dopiero kiedy słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, wyszedł na ulice Lorne Bay nadal trzymany w tych sennych objęciach leków. Mijał na chodniku zmierzających w nieznanym kierunku ludzi, w duchu przypisując do każdego zupełnie inny cel. Filigranowa kobieta z rudymi włosami upiętymi wysoko w koka oraz delikatnie zaczerwionymi oczami - złamane serce? Och, nie! Phineas widział ją bardziej jako przygniecioną zawodowymi problemami. I snuł się; snuł się jak duch, błądząc senno-błogim wzrokiem po otaczającym go nocnym życiu. Do czasu dostrzeżenia tych oczu na tle ponurego świata - czy chaotycznymi myślami przywołał właśnie jego spojrzenie? Niezmiernie zabawnym wydawało się myślenie, iż on - dusza potępiona przez wszystkich bogów - mógł posiadać tak wielkie moce. Zwolnił kroku, zatrzymując się dopiero na metr od mężczyzny poznanego na pobliskiej plaży.
Pamiętał.
Odpowiedział mu uśmiechem na przywitanie, unosząc kąciki ust zdecydowanie wyżej niż zazwyczaj - nie w kpiącym ze świata, przy którym czuł się jakby ponad przyziemnymi troskami. Zwyczajnym, cholernie zwyczajnym - potrafisz tak, Phineasie? - Nigdy nie mam planów, więc z przyjemnością dam. - Gdyż tak naprawdę odszukiwał w myślach wspomnień z tej nocy, jakby w obawie, że niepielęgnowane wyblakną w gąszczu innych. I ponownie zaczął zadawać sobie to jedno pytanie; czemu by nie oszukać losu jeszcze ten jeden raz? Dla beztroskiego zatonięcia w jego głosie i niemyślenia już o niczym innym.- Pracujesz tutaj? - zapytał lekko, wskazując głową na drzwi od lokalu, przy których go właśnie zastał. Nie tylko z obawy przytłoczenia jakimkolwiek innym pytaniem postawił właśnie na to, lecz poniekąd tliła się w nim ciekawość do zaspokojenia tak małej niewiadomej z życia tego nieznajomego.


Dandelion Turnbull
27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W przeciwieństwie do Phineasa, on nie zwracał uwagi na ludzi. Ludzie wyrządzili mu wystarczająco dużo krzywdy, by swoje zainteresowanie przeniósł na naturę. Prędzej zawiesiłby spojrzenie na przelatującym motylu, niż rudowłosej kobiecie, a na pewno nie dostrzegłby jej zaczerwienionych oczu. Nie znaczyło to jednak, by uważał, że wszyscy są zepsuci złem, nienawiścią i chęcią bycia "lepszym" od innych, wyrażaną przez przemoc wobec tych słabszych, bardziej wrażliwych.
Jednak burza ciemnych loków i ta wręcz wyrzeźbiona przez hellenistycznych artystów twarz - przykuła jego spojrzenie. Sam nie wiedział właściwie, jak, a może co powinien czuć wobec nieznajomego. To spotkanie na plaży nic nie znaczyło, było tylko przypadkiem, a pocałunek zaledwie incydentem, skutkiem upojenia alkoholowego. Zarazem jednak wiedział, że w tym całym zdarzeniu było znacznie więcej, to nie był przypadek, ale po prostu nie mógł zlokalizować, o co właściwie w tym wszystkim chodziło. Postanowił się więc dowiedzieć, mimo tego cichego głosu gdzieś w jego głowie, który mówił mu, żeby dał spokój, że nie powinien się wcale w to pchać.
Uśmiechnął się, słysząc twierdzącą odpowiedź na jego zaproszenie, po czym zerknął na drzwi lokalu, jakby miał się upewnić, że tak, to na pewno miejsce, w którym pracuje. Może zostałby przy jednym piwie, gdyby wiedział, że spotka Phineasa... No ale trudno.
Tak, wpadnij na kawę kiedyś. Albo herbatę. - odparł, po czym schował klucze do kawiarni do kieszeni wytartych jeansów, nieco poplamionych farbą na nogawce. Już tak miał, że farba się po prostu przyklejała do jego ubrań, no co zrobi? A tak to przynajmniej wyglądał artystycznie, podobno to teraz w modzie.
Normalnie jesteśmy otwarci do piątej, ale dzisiaj zostaliśmy się napić po zamknięciu. To co, idziemy? - dodał jeszcze, po czym skierował swoje kroki do sąsiedniego pubu i przepuścił chłopaka w drzwiach.
Czego się napijesz? - zagadnął, wzrokiem szukając jakiegoś wolnego stolika na uboczu, nie lubił siedzieć na środku sali.

phineas woodsworth
powitalny kokos
nick
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
Ciekawość - niegdyś żarliwie płonący wewnętrzny ogień, teraz tlił się tylko przygasającym płomieniem. Choćby pragnął tego z całego obumarłego serca, zazwyczaj czuł tylko zasmucającą obojętność. Dlatego niekiedy sam przed sobą stwarzał takie pozory zainteresowania ludzkim losem. Hej, hej, Twoim jestem! Nawet jeśli potrwa to krótką chwilę... obiecuję, że jestem! Krzyczało coś w nim, gdy w zamyśleniu spoglądał w stronę bruneta i nie potrafił tego pragnienia ująć w żadne znajome ramy.
Kiwnął po chwili głową w odpowiedzi na tego swego rodzaju zaproszenie, będąc pod wpływem ogromnego dylematu co do najodpowiedniejszej reakcji. Kiedyś - rzuciłby wtedy słowa na wiatr, własną wizytę poddając woli zwodniczego losu. Przestał planować, czując się tak wyzbytym z najprostszych marzeń; pochłonięty przez nieustannie nachodzące go pragnienie niebytu. Poetyckiego zakończenia własnej opowieści spisywanej łzami - oddaniu się w nieznane bądź w nicość, gdyż tak wiele przestało grać jakąkolwiek rolę.
- Jasne, nie ma co marnować czasu... - choć mógłby z nim nawet i przemilczeć kolejne minuty, stojąc pod szyldem zamkniętej kawiarni. Dał się poprowadzić do pobliskiego baru, ochoczo przekraczając próg już na wpół zapełnionego lokalu z migrującymi między stolikami kelnerami - bądź innymi pracownikami z przepełnionymi od pustych szklanek tacami. Zamigotał mu w myślach cały kalejdoskop alkoholi, stawiając go tym samym przed ogromnym dylematem. Na studiach zwykł pijać przeróżne wina, rozpływając się przy bukietach poetyckich smaków. Teraz jednak ten wybór wydawał się niestosowny, gdyż w jego umyśle zarezerwowany do tych nostalgicznych poruszeń duszy nad drobno zapisanym nutami. Los drwił mu prosto twarz, ukazując jak samodzielnie odbierał sobie wolność - pętał więzami przeszłości, wyznaczając granice dawno porzuconych ambicji. - Myślisz, że robią tu drinki z jakąś ciekawą historią? Coś w stylu Krwawej Mary, lecz może nazwane imieniem innej nieszczęśliwej osoby? - skierował z powrotem spojrzenie ku rozmówcy, gdyż dzisiaj jeszcze postanowił żyć; prawdziwie i barwnie. Nie tak jak jego własna matka rozpoczynająca dni od mimozy oraz tabletek, które notabene nieustannie od niej pożyczał. Pobierał na kreskę - niczym każdy głęboki oddech łapczywie wyrywany od losu. Och losie, jeszcze ten jeden raz!
- Spójrz! Tamten stolik wygląda dość przytulnie... - w tej wielkiej ekscytacji po udanych poszukiwaniach nie zwrócił nawet uwagi jak łatwo przyszło mu zapleść szczupłe palce wokół nadgarstka Dandeliona, by poprowadzić go ku upatrzonemu miejscu. Opadł ze skrzypnięciem starego drewna na jedno z dwóch wolnych krzeseł, odrzucając dłonią niesforne loki opadające na czoło. - Malujesz? - Jakie to wizje wychodzą spod pędzla Twojej duszy, wybawicielu? Pytanie wyrwało się tak nagle, iż nawet zapewne nie zdążyli dobrze rozsiąść się w tej nowej barowej oazie.


Dandelion Turnbull
ODPOWIEDZ