21 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Patrzę na Ciebie z niedowierzaniem, jakbyś nadal nie był wystarczająco rzeczywisty, chociaż ciasno trzymam Twoją twarz w moich dłoniach. Policzki Ci drżą, jakbyś znowu powstrzymywał łzy, a ja mam ochotę scałować każdą, która wypływa z Twoich ciemnych, pięknych oczy. Nie pasują Ci te słone krople. Nigdy nie pasowały i zawsze były dla mnie zapalnikiem; miałem ochotę zniszczyć każdego, kto je u Ciebie wywołał, zmiażdżyć go jak nic nie znaczącego robaka.
Łapię się na tym, że wstrzymuję oddech, kiedy jesteś tak blisko. Chwytam każde westchnięcie i niepewność, unoszę odrobinę podbródek, by oprzeć policzek na Twojej skroni. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi tego brakowało, jak z całych sił próbowałem na nowo odtworzyć Twoje ciepło i zapach, bo tylko to dawało mi odrobinę ukojenia.
A teraz mam Cię w ramionach, stoisz tuż obok, a ja czuje się jak w farsie, bo osoba, której ufaliśmy, doprowadziła nas na skraj przepaści.
Pisałem do Ciebie.
Prawie jęczę, dociskając Cię jeszcze mocniej. Dlaczego nam to zrobiła, dlaczego z całych sił pozwoliła nam wierzyć, że nasze drogi już nigdy się nie zejdą? Nigdy nie dała mi odczuć niechęci; nie była to też nigdy prawdziwa babcina miłość, ale była ciepła i wyrozumiała, nawet kiedy robiłem masę tych głupich rzeczy za które teraz mi wstyd. Nie skarciła mnie nawet, kiedy zorientowała się, że zabrałem pieniądze z jej portfela. Może dlatego, że za nie kupiłem nam masę słodyczy i nowych komiksów. Kogo więc chciała ukarać? Ciebie? Mnie? Siebie?
Dotykam Cię. Policzka, warg, boku szyi, kiwając tylko głową, nadal nie rozumiejąc, ale za to ból w klatce ulżył, zastąpiony dziwnym szczęściem i tak wielką ulgą, że już nie wiem czy wzdycham na głos czy tylko w myślach. Moja dłoń wędruje do Twojego karku, pleców, czuję każdą, mocniejszą wypukłość. Czy gdyby wiedziała, do jakiego stanu się doprowadzisz, nadal praktykowałaby swoją chorą misję?
Przymykam powieki pod Twoimi palcami. Częstują mnie ciepłem i lepkością, aż znowu okręcam głowę by na chwilę wtulić się w Twoją dłoń, bo przynosi mi to ten błogi, ukochany stan.
- Jak mógłbym? - mówię cicho, histerycznie. - Jak mógłbym o Tobie zapomnieć? Jak mógłbym Cię znienawidzić? Gdybyś przeczytał moje listy...Nawet nie wiesz, jak tam było. Jak było tam okropnie - szlocham. Raz, jakby przez przypadek, a głos znowu mi się urywa. Nie ma śladu po złości, ale jestem zmęczony i rozgoryczony. Jestem jak to potłuczone szkło na podłodze, które nawet przy najlepszych chęciach nigdy nie będzie już idealne. Może, gdybym miał w Tobie oparcie...Ale i to mi zabrała. Zabrała mi Ciebie, a to najgorszy grzech, najgorsza rzecz, jaką mogła mi wyrządzić.
Nienawidzę jej. Nienawidzę jej całym sercem.
Odsuwasz się, kącik moich ust drga w bladym, ledwo widocznym uśmiechu. Rozluźniam się, gdy zapada cisza, trochę jak po burzy, wyraźnie orzeźwiająca. Nie podoba mi się to, że znowu czuję chłód, ale idę za Tobą na kanapę, gdzie zapadam się w jej miękkość, jeszcze raz pocierając twarz i szyję. Teraz nie wiem od czego mam zacząć i czy powinienem zacząć od czegokolwiek; musiałbym cofnąć się do tego felernego wieczoru, a nie chcę zaczynać tego tematu. Później jednak jest gorzej, mało kolorowo, co na ten moment nie jest dobrym pomysłem na rozmowę. Spytałbym Cię o wszystko, ale tak samo mocno chcę po prostu przy Tobie być. Sekundy uciekają mi przez palce i już panikuję na myśl, że w końcu wyjdziesz z mojego mieszkania a ja na nowo stracę grunt pod stopami.
Utkwiłem spojrzenie w zranionej stopie, nawet nie czując tego drobnego pieczenia. To nic wielkiego, nic, na co chciałbym teraz zwrócić uwagę. Gdy wracasz z apteczką, pozwalam Ci zdjąć skarpetkę i zająć się raną, siadając bokiem w wygodniejszej pozycji i opierając policzek na oparciu kanapy. Nie odrywam od Ciebie spojrzenia, zgarniając każdy, dojrzalszy o prawie trzy lata gest.
- Nie wiem - bo nadal nie wiem, dlaczego babcia nigdy nie przekazała listów. Podświadomie sądzę, że chodzi o mnie, dlatego krzywię się lekko, odwracając spojrzenie. - Może chciała dla Ciebie lepiej. Może chciała Cię ode mnie odciąć. Zależało jej na Twoim szczęściu i pewnie nie byłaby zadowolona, gdybyś miał kontakt ze skazanym - mruczę beznamiętnie, trochę ją tłumacząc, bo w głębi duszy nie chcę, żebyś znienawidził ją tak samo jak ja. Wystarczy, że własna matka wysłała Cię do szkoły z internatem - gdyby znała Cię trochę lepiej, wiedziałaby, że to najgorszy z możliwych wyborów, jakich mogła dokonać. Zawsze byłeś wolny, zawsze byłeś pięknym ptakiem, który idealnie funkcjonował gdy nie podcinało się mu skrzydeł. Ona natomiast brutalnie je wyrwała.
Łapię Cię nagle za dłoń, gdy ponownie chcesz sięgnąć do mojej stopy. Przysuwam ją do siebie, pochylając się i całując troskliwie opuszki palców, w końcu pochylając też głowę tak, by Twoja dłoń niemal boleśnie wbijała mi się w czoło.
- Przepraszam - szepcze. - Przepraszam, że w Ciebie zwątpiłem. Przepraszam za to całe bagno. Za to, że Cię zostawiłem. Za to, że chciałem dobrze - chcę, żebyś to wiedział. Moje usta chcą mówić, przepraszać i prosić, żebyś znowu nie znikał. - Przepraszam, że nie dałem Ci wystarczająco dobrego przykładu. I że nie było mnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałeś - uchylam powieki by na Ciebie spojrzeć, uśmiechając się łagodnie.
- Wróciłem. Wróciłem, Milo i nigdzie się nie wybieram. Znowu będę przy Tobie - obiecuje, teraz dociskając dłoń do swojego serca, do nagiej skóry pod którą mocno bije serce. Czy masz świadomość, że tylko ty jesteś w stanie wyzwolić we mnie te ludzkie, empatyczne odruchy? Czy wiesz, że uśmiecham się tylko do Ciebie, że zależy mi jedynie na tym, żeby Cię bronić?
Zabierasz mi oddech i czuje się często całkowicie bezbronny, w czym odszukuję prawdziwy dom jakiego nigdy nie miałem.
- Nie powinienem na Ciebie krzyczeć. To trudne - urywam, wyswobadzając dłoń z uścisku i delikatnie gładząc kościsty przegub, wyczuwając linię żył na nadgarstku, za którymi idę aż na przedramię. - Nie potrafię się tu odnaleźć. Ta sytuacja mnie przerosła. Nie wiedziałem jak mam zareagować, kiedy Cię zobaczyłem. Byłem pewien, że to Twój wybór. Byłem pewien, że mnie nie chcesz - powtarzam się, raz za razem, ciągle, czując jak opadam z sił. Więc po prostu siedzę, myśląc o tym, że chcę odzyskać moje listy, chcę Ci je wszystkie pokazać i patrzeć na Twoją twarz, kiedy będziesz je czytał.
Chcę, żebyś uwierzył, że nigdy Cię nie opuszczę.
Przyciągam Cię do siebie i kładę się na kanapie, robiąc Ci miejsce obok, pomiędzy mną a oparciem. Wspieram policzek na jednej z poduszek, na nowo odnajdując ciemne oczy i lekko zaczesując ciemne włosy za ucho.
- Nie było dnia, kiedy bym nie tęsknił. Ani jednego dnia, kiedy bym o Tobie nie myślał. Jestem z Ciebie dumny. Wytrzymałeś całe to gówno. Na swój sposób - dodaję troskliwie, trochę pomijając fakt dragów. To kolejny temat, który zostawiam na później. Kolejny temat, którym obiecałem się zająć.

Milo Ross
powitalny kokos
Reżyser porno
17 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
What is love?
Z nas dwojga to ty jesteś tym silniejszym, bardziej powściągliwym w uczuciach, a przynajmniej tak postrzegają cię wszyscy wkoło. Wiesz, że to miłe i ciepłe uczucie wiedzieć, że przy mnie jesteś całkowicie sobą? Twoja złość wybucha w zupełnie inny sposób — jest bardziej żywiołowa, dobitna i szczera, nie zachowujesz słów goryczy dla siebie, przyznajesz się do smutku, który następuje zaraz po. Nie wiem, czy uznajesz to za słabość — te wszystkie łzy, których chcę dotknąć; słowa, których nie zamykasz w swoich ustach i gesty, tak czułe w odbiorze, że zastanawiam się, czy są w ogóle realne, ale uwielbiam cię w każdej odsłonie. Jesteś dla mnie tak wielowymiarowy, że nigdy mi się nie nudzisz. Nigdy nie uznaję, że znam cię na wskroś, aż zastanawiam się, czy istniejemy w tej przestrzeni, czy to tylko wymysł mojej wyobraźni, aby ukoić ból.
Próbuję sobie wytłumaczyć, dlaczego nasza babcia postąpiła w ten, a nie inny sposób, ale nie rozumiem. Od zawsze wiedziała, jak silna więź nas łączy. Jak mogła nam to odebrać? Czy widziała, jak marnieje pod wpływem jej wyborów? Czy widziała, że z każdym spotkaniem jestem chudszy, bardziej zmartwiony i markotny? Czy zauważyła, że ostatnim razem, gdy się z nią widziałem, już przestałem się uśmiechać? Dlaczego nam to zrobiła? Czy to starość, która odbierała jej zdrowy rozsądek?
Chciałbym się z tobą zgodzić, Ocean. Chciałbym wiedzieć, że zrobiła to dla naszego dobra. Być może tylko dla mojego, bo uparcie podkreślasz ten fakt, choć wydaje mi się, że ona zawsze starała się traktować nas na równi. Kiwam jedynie głową na twoje słowa, choć możliwe, że widzisz mój brak przekonania. Chyba nie mam siły już tego analizować, starać się rozwikłać, więc godzę się chwilowo na to wytłumaczenie. Zostawmy to na później, odsapnijmy trochę.
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że tylko tobie pozwalam na ten rodzaj bliskości. Czy wiedziałeś już wtedy, te kilka lat wcześniej, że nie dam się nikomu do siebie zbliżyć? Dotyk jest zarezerwowany dla ciebie, bo nigdy mnie nie skrzywdziłeś. Zawsze działałeś, jak najlepsze lekarstwo, kołysałeś mnie do snu, gdy nie mogłem zasnąć. Byłeś moim wszystkim, i choć myślałem, że to już przepadło, to ty znowu tutaj jesteś — obok, tuż przy mnie, raz za razem przyciągając mnie do siebie, układając usta na moich palcach. Wzrusza mnie to w niezrozumiały sposób, sprawia, że coś we mnie drży, jednocześnie czuję się po prostu dobrze, jakbym trafił w końcu na swoje miejsce, jakbym dopasował się do skomplikowanej układanki.
- To nie twoja wina — bo już wiemy, czyja to wina, prawda? Nie smakuje to dobrze, rozlewa się dalej gorzkim uczuciem w ustach, które podjudza mnie do nienawiści. - Nie musisz przepraszać — właściwie już szepczę, bo ty przepraszasz dalej, a ja pod wpływem tych słów łagodnieje, uspokajam się, spływa na mnie jakieś uczucie ulgi. Powoli zacierają się we mnie obawy, ustępując nowym, bo przecież mamy sobie tyle do powiedzenia, a ja nie wiem, czy jestem na to gotowy — zbyt wiele złego dalej dzieje się w moim życiu. Zbyt bardzo przepadłem i nie potrafię się z tego wyswobodzić. Właściwie jestem jednym, wielkim chodzącym kłopotem.
Chcę się wszczepić w twoją skórę, gdy kierujesz moją dłoń w miejsce, pod którym czuję bicie twojego serca. Bije tak mocno, że wywołuje we nie to nieśmiały uśmiech. Czy mogę zdobyć się na myśl, że bije dla mnie? To niebezpieczne, żebym był tak śmiały i do tego przekonany, ale w jakiś sposób pragnę tego uczucia. W jakiś sposób pragnę być ważny, zauważony i doceniony. Pragnę być kochany, zaopiekowany, bo nigdy nie dostałem tego od nikogo innego, prócz ciebie. Spełniasz wszystkie warunki, wiesz, na co możesz sobie pozwolić, a co jest zabronione. Wiesz, co może mnie wystraszyć. Wiesz, co może mnie skrzywdzić.
- Nigdy bym cię nie odrzucił — czuję, że muszę to powiedzieć na głos. Czuję, że musisz to usłyszeć, przekonać się raz jeszcze o tym, co właśnie zaszło. - Naprawdę myślisz, że mógłbym to zrobić, po wszystkim, co dla mnie zrobiłeś? - pytam jeszcze, ale wcale nie oczekuję odpowiedzi. Oboje zagubiliśmy się w osamotnieniu, oboje wpadliśmy w panikę, która zaprowadziła nas do błędnych wniosków. Nie mam ci tego za złe i nie chcę, żebyś tak się czuł.
- Z resztą, nie tylko o to chodzi, to nie tylko z wdzięczności — nie chce, żebyś myślał, że nasza relacja to rodzaj długu, jaki u ciebie mam. Nie chcę, żebyś myślał, że to jakiś rodzaj zobowiązania i zwykłego przywiązania. Chciałbym ci powiedzieć, że cię kocham, tak po prostu, ale brakuje mi jeszcze odwagi. Tak samo, jak brakuje mi odwagi, by dotykać cię w taki sposób, jak robisz to ty względem mnie.
Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale zawsze bylem przylepą. Uciekałem do ciebie, pozwalałem ci zagarniać się w twoje ramiona i mogłem trwać w tym godzinami, jednak zawsze była we mnie wyczuwalna obawa, że kolejnym razem mnie odrzucisz, że cię nie będzie, że znikniesz z mojego życia albo będziesz miał dość. Tak też jest trochę teraz, to zaszczepiony we mnie strach, którego nie potrafię się wyzbyć, ale ty naturalnie z tym walczysz. Przyciągasz mnie, pozwalasz mi być blisko, wcisnąć się w ciasną przestrzeń pomiędzy twoim ciałem a oparciem. Nasze stopy, kostki i łydki splatają się ze sobą, a ja kieruję spojrzenie wprost w ciemne tęczówki.
- Brakowało mi tego — mówię ciszej, przypominając sobie każdy samotny dzień i nieprzespane noce, zaraz po naszym rozstaniu, gdy nie miałem do kogo się odezwać. Zdaję sobie sprawę, że zupełnie nie wiem, co zrobić z dłońmi, gdy tak przylegamy do siebie, niemal dzieląc się oddechem. Zaczepiam palcem o twój podbródek, przesuwając to w jedną to w drugą stronę. Obserwuję cię z bliska, w końcu mogę ci się przyjrzeć raz jeszcze w spokoju.
Uśmiecham się trochę gorzko na twoje słowa. Wstydzę się tego, że przeżyłem właśnie w taki sposób, że właściwie jestem już na wyczerpaniu i może gdyby nie ty teraz, za kilka dni stanąłbym nad przepaścią.
- Nie potrafiłem inaczej — trochę się tłumaczę, bo skłamałbym, gdybym powiedział, że śmierć ojca nie zrobiła na mnie wrażenia, że nie wpłynęła na mnie w żadnym stopniu. - Było zbyt ciężko, jeszcze ciężej bez ciebie, ze świadomością, że jesteś poza moim zasięgiem. Martwiłem się, że coś ci się stanie albo cię już nigdy nie zobaczę. Chciałem się przyznać wiele razy, chciałem powiedzieć o… wszystkim. Nie miałem odwagi, Ocean — wzdycham cicho, sięgając palcami do twojej blizny przy nasadzie nosa, żeby przejechać po niej delikatnie opuszkami. Dodaje ci jakiegoś uroku, zadziorności, którą w sobie masz od zawsze.
Dotykam czoła, łuku, skroni, przejeżdżam po policzku i żuchwie, zachowuje się trochę jak niewidomy, ale moje ciało tak tego potrzebuje, że nie potrafię się powstrzymać. Chcę odpowiadać na twoje gesty, te nasączone troską, które przyjemnie mierzą moją skórę. Chciałbym, żebyś był tylko mój, żebyś tutaj został na zawsze i trochę przeraża mnie ta egoistyczna myśl. Czasami nie wiem, co o tym sądzić. Dlaczego czuję się w ten sposób?
- Chciałbym zostać tutaj dłużej — przymykam powieki, moja dłoń jedynie muska twoje żebra, wciska się między nie, a twoje ramię, bym mógł się w ciebie wtulić. - Skończę szkołę, znajdę jakąś pracę, tylko pozwól mi tutaj zostać. Nie chce do niej wracać, nie chce tam wracać — dom wysysa ze mnie życie, dobitnie przypomina mi o tragedii, która się wydarzyła, ale też o wszystkim tym, co było wcześniej ukrywane w czterech ścianach. Cierpieliśmy tam oboje i wydaje mi się, że wracam do tego za każdym razem, gdy przekraczam próg.
Wciskam nos gdzieś w okolice twojej szyi, dłonią przejeżdżając uspokajająco po plecach. Liczę pod palcami kręgi, badam wypukłość łopatki, odszukuję znajome znamiona i świeże blizny. Chciałbym wiedzieć o nich wszystko, ale lubię też ten spokój, który właśnie osiągnęliśmy. Jest jak po intensywnej burzy, wielkim sztormie — znajdujemy znowu swoje miejsce pośród zgliszczy, pośród cierpienia, w jakim tkwimy. Nie chcę tego jeszcze tracić. Nie chcę jeszcze mierzyć się z prawdą. Lubię to zawieszenie.

Ocean Odell
powitalny kokos
Alfons tego przybytku
21 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdy jesteś tak blisko, wszystko nagle przestaje mieć znaczenie. Nic nie jest wystarczająco ważne, by przestać skupiać się na Twoim cieple i drżącej, trochę niepewnej dłoni, która muska mój podbródek, która kieruje twarz w obie strony i chociaż moja głowa wykonuje ruch - oczy pozostają utkwione w Twojej zmęczonej, dalej wilgotnej twarzy.
Nie chcę zamykać powiek w obawie, że nagle znikniesz. Nie chcę uciekać ani pozwolić uciec Tobie, może też szukam wszystkich szczegółów, które zawsze lubiłem. Te drobne dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechasz, kilka przebarwień w okolicy kącików ciemnych oczu, całą łagodność, jakiej ja nigdy nie potrafiłem mieć. Chociaż zapewniasz mnie, że nie muszę nic mówić to chcę. Chcę Cię przepraszać tak jak w każdym liście pisanym wieczorami. Ale teraz już nawet te przeprosiny ugrzęzły mi gdzieś w gardle w tej okropnej obawie, która kryła się z tyłu głowy, że jeśli powiem chociaż jedno słowo za dużo, Ty rozpłyniesz się w powietrzu, a ja znowu obudzę się w zakładzie.
Trochę mi wstyd; tak jak trzy lata temu, kiedy wracałem potłuczony i poobijany. Jak w te wszystkie wieczory, kiedy nadużywałem dragów, a Ty tylko siedziałeś obok i trzymałeś mnie za rękę, kiedy nie mogłem spać. Jest mi głupio za wybory, za to, że dalej waham się z przytuleniem Cię mocno do mojego ciała. Podoba mi się jak idealnie pasujesz dokładnie w tym miejscu na kanapie, ale mimo to, czuje się odrobinę zakłopotany, na co parskam w zrozumiały tylko dla siebie sposób. W końcu przybliżam się bardziej, by znowu oprzeć czoło o te Twoje, wyczuwając skórę pomiędzy zmierzwionymi kosmykami włosów.
Coś nieprzyjemnie mną wstrząsa, kiedy mówisz, gdy wyjawiasz jak blisko byłeś powiedzenia prawdy. Nie uważam, by Twój strach był coś złym, nie uważam też, że nieprzyznanie się jest Twoją słabością.
- Milo - wzdycham, z bliska obserwując brąz tęczówek i lekko marszcząc przy tym brwi. Moja dłoń zwinnie odnalazła drogę do twojego policzka, do końca, z namysłem ścierając ślady łez. - Nigdy się nie przyznawaj. To nasz sekret, rozumiesz? Tylko nasz. To jedna z tych rzeczy, która zawsze będzie nas dotyczyć. Nikt nie musi wiedzieć - wyszedłem, przyznanie się niczego by nie zmieniło, może tylko utrudniło Ci życie. Nikt mi nie odda wielu samotnych dni, ale mogę je sobie zrekompensować, mogę zbudować je krok po kroku na nowo.
- Uratowałeś nas. Uratowałeś siebie. I nie ma w tym nic złego - zapewniam szeptem tak cichym, że ledwo go słyszę. Nie chcę nawet świadków w postaci pustych ścian i rozbitych butelek, chcę, żeby słowa trafiały tylko do Ciebie, tym samym pragnąc dać Ci do zrozumienia, po raz kolejny, że nie jestem zły. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę.
W końcu luźniej opieram rękę na Twoim wgłębieniu tuż nad biodrem i unoszę kąciki ust w bladym, delikatnym uśmiechu. Nie wiem, czy jestem na tyle sentymentalny by wierzyć w przeznaczenie, ale wierzę w to, że czasami po prostu spotykamy osoby na całe swoje życie. Jest ten jeden moment, kiedy po raz pierwszy patrzysz komuś dłużej w oczy i już wiesz, że pomimo kłótni, sprzeczek czy odległości, wasze drogi zawsze bedą się splatać. Ty jesteś dla mnie taką osobą. Może już o tym wiesz, przecież tyle razy dałem Ci to do zrozumienia, ale może muszę popracować bardziej, żebyś przestał się bać odrzucenia z mojej strony.
- Nigdzie już nie zniknę - obiecuję, przymykając na coraz dłużej powieki, bo zmęczenie wyraźnie przedziera się przez zastrzyk adrenaliny i mocno bijące serce. Jestem prawie pewien, że je czujesz, kiedy przyciskam się do Twojego ciała, leniwie, troskliwie gładząc twój bok.
- Brakowało mi Ciebie - i tego. Dokładnie tego wszystkiego, no i długich rozmów, tłumaczenia Ci nowych komiksów, albo wspólnych spacerów do lodziarni. Nawet cisza, jaka czasami między nami zalegała była na swój sposób błoga i przyjemna. Odnajdowałem się w niej i cholernie mocno chcę ponownie poczuć to wszystko, odkurzyć wspomnienia tych chwil i wyryć je gwałtownie w umyśle.
Unoszę się na łokciu, robiąc Ci więcej miejsca. Przesuwam spojrzeniem po Twoim ciele, zastanawiając się nie nad tym, czy chcę Cię tutaj, u siebie, a raczej jak wiele problemów to na nas ściągnie. Twoja matka potrafi być okropna, wiemy o tym doskonale, wpada ze skrajności w skrajność. Ale chyba widzisz, że to były pytania retoryczne, bo jesteś jedyną osobą przy której mięknę, dla której zgodziłbym się uciec na koniec jebanego świata.
- Nie jestem Twoim opiekunem - mówię wolno, chociaż to nie jest największy problem. Niewiele pozostało, żebyś osiągnął pełnoletność i mógł sam o sobie decydować. - Ani babcia, ani matka nie będą zadowolone. Nie wiem, czy powinieneś tak drastycznie dawać im znać o swojej niechęci - nie mogę opanować prychnięcia; sam postąpiłbym dokładnie tak samo, kto wie, może nawet spakowałbym się w dzień wypadku i po prostu wypierdolił. Ty taki nie jesteś, nigdy nie byłeś, chociaż dwa i pół roku mocno dały Ci w kość i na moment obecny, dalej błądzę po omacku, by wybadać kim się stałeś.
Ten stary dom, nasz dom, jest dla Ciebie więzieniem. Jednym z gorszych, prawdopodobnie gorszym niż zakład, w którym przebywałem. Nie mam pojęcia przez co musiałeś przechodzić wchodząc do naszego pokoju, nie wiem też, ile razy się bałeś schodząc po schodach.
Zagryzam wargę i wzdycham, opadając na plecy i wpatrując się w sufit.
- Możesz zostać ile chcesz. Ale żadnego ćpania, Milo. Żadnych, jebanych dragów pod tym dachem. I żadnych kłamstw - mówię poważnie, pocierając zmęczoną twarz dłonią. - Nie potrzebuję od Ciebie pieniędzy. Poradzimy sobie. Ale chcę, żebyś skończył szkołę, chcę, żebyś wyszedł na ludzi. Pomogę Ci. Zrobię co będziesz chciał. Obronię Cię, jeśli będzie potrzeba. Ale chcę, żebyś znowu mi zaufał. I ja chcę ufać Tobie - biorę głębszy wdech, odnajduję Twoją dłoń i splatam wspólnie palce.
- Możesz mi to obiecać? - boje się odpowiedzi. Trochę źle znoszę zbyt długą ciszę, ale też w głębi duszy cholernie się cieszę. Miejsca jest dostatecznie wiele, wolny pokój może być równie dobrze Twoim pokojem, a salon moją sypialnią. Mieściliśmy się na niewielkiej przestrzeni tyle lat, że teraz powinno pójść z górki.
Tylko czy przystaniesz na to?
I czy ja będę w stanie znowu wrócić do normalności?

Milo Ross
powitalny kokos
Reżyser porno
17 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
What is love?
Zrobiłbym wszystko, byleby cię uratować.
Zawsze myślałem w ten sposób, a gdy przyszło co do czego, nie potrafiłem wyjść ze swojej strefy komfortu. Nie zrobiłem nic, aby cię wyciągnąć z zamknięcia. Może prawdą wyswobodziłbym nas obu? Wiele razy miałem sobie za złe milczenie, uciekanie i ukrywanie się. Wiele razy miałem sobie za złe trzymanie sekretów. Wydawało mi się, że przez to jestem dla ciebie niewystarczający. Nie zasługuję na ciebie, wiesz? To ty masz większe szanse, aby przeżyć, a ze mną tylko one maleją.
Ta twoja wiara we mnie zawsze mnie peszy, odbiera mi stosowne słowa. Nie radzę sobie z reakcją na nie, bo zwyczajnie w siebie nie wierzę. Dlaczego walczysz o mnie bardziej niż ja? Dlaczego chcesz mnie wciąż przy sobie, mimo że twoje myśli krążą wokół mojego nałogu? Widzę to. Zmartwienie tli się gdzieś w głębi twoich tęczówek. Chciałbym to ugasić, chciałbym temu zaprzeczyć i w końcu dać ci powodu do dumy — bez obaw.
Kiwam lekko głową na twoje słowa. Niemo się zgadzam na nasz wspólny sekret, jakbyśmy znowu zamykali wielką skrzynię i zakopywali ją w tajemnicy przed światem. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że nigdy nie uda nam się zapomnieć. Może ty jeszcze dasz radę prowadzić normalne życie, ale ja mimo upływu lat radzę sobie z tym coraz gorzej. Nie ufam ludziom, ani sobie. Do nikogo nie potrafię się zbliżyć bez rosnącej paniki i chęci ucieczki. Wciąż i wciąż myślę, że zawsze będę niedostępny dla świata, bo będę skrywać same tajemnicy. Czy byłbym w stanie zaufać tak mocno komuś innemu? Wydaje mi się, że jesteś tylko ty — zaprzeczenie wszystkich moich obaw, wyjątek potwierdzający regułę. I wtedy zdaję sobie sprawę, że będę dla ciebie ciężarem ciągnącym się całe życie. Boję się tego. Cholernie się boję, że będziesz miał dość.
- Myślę, że niezbyt szybko się zorientują — spoglądam na ciebie, dając ci jednocześnie do zrozumienia, że noce poza domem zdarzały m się częściej niż rzadziej. Jolene już nie zagląda do swojego syna, nie sprawdza, co się u niego dzieje i czy w ogóle jest w stanie spokojnie zasnąć. Nie widzi, że śpię w twoim łóżku, że czasami narzucam na siebie twój t-shirt albo bluzę i snuję się po domu. Nie ma jej przy mnie, nigdy nie było. Ważniejsza jest praca, odgrodzenie się ode mnie, o widzę, że dalej mnie obwinia. Nie zapomnę jej spojrzenia, gdy wróciłem. Nie chciała mnie. Wolała, żebym nie istniał, tym samym zatrzymując mnie siłą w domu.
Wiem jedno - ty jesteś jedyną osobą, przy której chce być. To twoją obecność chcę widzieć w moim otoczeniu. Nikogo więcej. W nikim innym nie widzę tego, co w tobie. Patrzysz na mnie w ten sposób teraz i zastanawiam się, czy wyglądam podobnie. Czy oboje czujemy to samo? Jest coś w tym niestosownego, co nie daje mi spokoju, ale raz za razem to zabijam, tłumaczę sobie tęsknotą.
Patrzę na ciebie z dołu, wciskając się policzkiem w miękką poduszkę. Rozumiem powagę obietnicy i słów, jakie wypowiadasz. Wiem, że nie mogę rzucić słów na wiatr. Wiem, że nie mogę cię zawieść. To byłoby przecież dla nas zabójstwo, prawda? A jednak zawieszam się w chwilowym milczeniu, trwam w widoku twojej twarzy nade mną, lustruję ciepłą poświatę lampy przebijającą przez zmierzwione, ciemne włosy. Rośnie we mnie jakaś chęć, nieodparte wrażenie, że potrzebuję cię bliżej, a każde oddalenie jest niewyobrażalnie bolesne. Boję się, że te kilka centymetrów nas rozdzieli zbyt mocno.
Splatasz nasze dłonie i nagle ten gest wydaje mi się czymś innym niż zazwyczaj. Przyglądam się zaplątanym palcom, zaciskam je na twoich — pasują idealnie albo tylko pragnę, żeby tak było. Już na zawsze, bez kompromisów, problemów i przeciwności. Tymczasem ja jestem jedynym utrudnieniem, jakie stoi nam na drodze.
- Chcę ci to obiecać — mówię w końcu, przyciągając nasze zaplecione dłonie do swojej twarzy, przyciskając na chwilę twoje palce do swojego policzka. - Obiecuję ci, ale potrzebuję czasu, Ocean, to zaszło za daleko — zaciskam mocniej powieki, bo wstydzę się tego. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak głęboko siedzę w nałogu. Wiem, jak wygląda świat bez tabletek. Przypominam sobie wyrywane kosmyki włosów pod naporem nieznośnych myśli; uporczywe tarcie skóry, która w końcu ustępuje pod palcami. Niedobrze mi, gdy, chociażby wracam do tych kilku wspomnień na głodzie.
- Muszę to zrobić… nie wiem, stopniowo albo — znowu urywam, bo moja głowa usilnie walczy z takim rozwiązaniem. Moje ciało nie chce, a umysł jest przekonany, że nie dam sobie rady. - Zrobię wszystko, ale potrzebuję pomocy — mówię w końcu, choć proszenie o pomoc nigdy nie przechodzi mi przez gardło. Wiem, że mi jej udzielisz. Wiem, że będziesz przy mnie, ale co jeśli zobaczysz mnie w tym najgorszym wydaniu i już nie będziesz chciał mnie znać? Co, jeśli uznasz, że nie ma dla mnie ratunku?
- Nie chcę cię znowu stracić. Nie chcę, żebyś odszedł przeze mnie, żebyś pomyślał sobie… Jest po prostu bardzo źle, Ocean. Co, jeśli to za dużo? Nawet nie ufam sobie, swojemu ciału. Jestem zepsuty jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy widzieliśmy się po raz ostatni — to trochę tak, że nie chce pozostawiać ci złudzeń ani nadziei, które być może w sobie masz. Może jeszcze mnie zbyt bardzo idealizujesz, pokładasz we mnie nadzieję na to, że jestem od ciebie lepszy, ale w rzeczywistości nigdy tak nie było. Ja byłem jedynie poprawny, dostosowywałem się ulegle do sytuacji, nieważne jak zła była. Ty walczyłeś o swoje, buntowałeś się, zawsze oczekiwałeś od świata więcej. I zawsze miałeś w tym rację.
- Wiem, że jestem totalnie zagubiony i nieskładny — uśmiecham się trochę smutno, ledwie muskając ustami twoje palce. - Chodzi o to, że jakoś z tego wszystkiego wyszedłeś, jesteś tutaj, trochę bardziej poukładany niż ja. Powinien dać ci żyć, ale jednocześnie kocham cię tak bardzo, że nie potrafię pozwolić ci na oddalenie się, gdy już tu wróciłeś. Proszenie cię o pomoc, o to, żebyś mnie przygarnął, choć trochę pokochał jeszcze raz. To takie samolubne — zagryzam policzek od wewnątrz, powstrzymując znowu jakiś rodzaj wzruszenia, który pcha mi się pod powieki. Czuję się, jakbym potrzebował jakiegoś pieprzonego rozgrzeszenia z twojej strony, choć wiem, że już dawno mi je dałeś.
- Chciałbym mieć coś dla ciebie w zamian, po prostu, ale nie mam nic. Nic dobrego, odpowiedniego — czuję się temu winny. Co mógłbym ci dać prócz samego siebie z problemami? Właściwie pogodziłem się już z myślą, że prawdopodobnie moja przyszłość maluje się na bruku, bez perspektyw, może bez życia.
Czas zwalnia, gdy tak na mnie patrzysz, wiesz? Chciałbym, żebyś mi wytłumaczył dlaczego. Dlaczego moje serce niekontrolowanie przyśpiesza, zupełnie tak jak twoje? Dlaczego wstrzymujemy powietrze? Czy czegoś oczekujemy? I czy to w ogóle ważne, skoro znowu jesteśmy razem, obok?
Może po prostu znowu potrzebuję tych naszych pustych słów, zapewnień, że będzie wszystko w porządku.
Może po prostu potrzebuję znowu przypomnieć sobie, jak to jest zasypiać u twojego boku.

Ocean Odell
powitalny kokos
Alfons tego przybytku
ODPOWIEDZ