wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
4.

Chyba sama do końca nie wiedziała, od czego powinna zacząć ich spotkanie i jak je poprowadzić. Z jednej strony Periclesa uważała za swoje największe zbawienie w tym zapomnianym przez Boga Lorne Bay, ale z drugiej... perspektywa bycia oszukiwaną niekoniecznie jej leżała. W dodatku nie znała powodów przyjaciela... czy to w ogóle jeszcze można uznać za oszukanie? A może faktycznie coś do niej czuł i zapomniał jej powiedzieć, ale przezornie uznał już, że są w związku? Albo postanowił z niej sobie zażartować? Opcji było naprawdę sporo i sama nie wiedziała w którą powinna uwierzyć, podczas gdy pomyłka mogła oznaczać kompromitację. Była więc wściekła i bezsilna, a przy tym nie chciała rozpętać wielkiej burzy, bo do kogoś wówczas pójdzie, skoro to jemu o tych burzach zwykła truć. Przeklinała więc w myślach całą tą porąbaną sytuację, a widząc go z daleka w umówionym miejscu, przyspieszyła odruchowo kroku, coś tam do siebie mrucząc pod nosem. Tempo dodała jej jedynie chwilowego animuszu, bo kiedy już stanęła przed Periclesem, zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia, jak zacząć, jak wyładować to swoje wzburzenie i zadać mu te wszystkie pytania, które obijały się po jej czaszce.
- Hej - rozpoczęła więc neutralnie, jak gdyby nigdy nic i chyba tym jednym słowem powitania samą siebie zdenerwowała na tyle, by popchnęło ją to do działania. Stanęła więc prosto, jak ta struna, jedną nogę wysuwając do boku, ręce zaplotła pod biustem i w tej przerysowanej pozie zwiastującej kłopoty, miała dać upust własnej frustracji. - Możesz mi powiedzieć jakim cudem zapomniałeś mi wspomnieć o to, że jesteśmy w związku? - wyrzuciła z siebie, patrząc na niego wyczekująco, z nieco za bardzo otwartymi oczami. Pytanie to zawisło w powietrzu, dodając jej weny, więc jak ta natchniona zamachała dłonią, sięgając po kolejne słowa, które teraz jakoś tak łatwiej formowały się w zdania. - Może po prostu zapomniałeś mnie zaprosić na naszą pierwszą randkę? Mam nadzieję, że była udana! - prychnęła, pozwalając sobie na te teatralne zagrywki. - Podobnie umknął mi też ten moment, w którym wyznałeś mi swoje uczucia, więc może teraz mi o nich przypomnisz. Na pewno są szczere i ujmujące, w końcu inaczej nie bylibyśmy parą, prawda? - uśmiechnęła się pięknie, jakby się rozmarzyła, ale było to jedynie częścią całego tego przedstawiania, w które teraz się bawiła, bo inaczej chyba nie potrafiła spojrzeć na całą tą sprawę. Nadal chyba trwała w szoku, bo jednak niecodziennie człowiek dowiaduje się, że jest w związku od osoby trzeciej. No jej na pewno coś takiego się jeszcze nie zdarzyło i fakt, że zamieszany w to wszystko miał być Pericles, niczego nie ułatwiał.

pericles campbell
ambitny krab
Lilka
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Odrzuciwszy na bok uczelniane notatki i żałosne próby skomponowania pierwszej poważnej pracy, zerknął raz jeszcze na ekran telefonu (godzina p i l n e g o spotkania pozostawała bez zmian, a Desi odmawiała udzielenia mu jakichkolwiek wskazówek na temat tejże poważnej rozmowy), popędził do pokoju przebrać koszulkę i… po drodze uległ pokusie, sięgnął ku klamce zamkniętych drzwi i już po chwili znajdował się w przepełnionym w mroku cudzym królestwie, do którego wstępu nie miał. Jego zamartwianie się o Orpheusa poczęło wchodzić na niebezpieczne poziomy, podsuwając mu naprawdę przedziwne pomysły. Jego desperacja była jednakże niezwykle wielka — współlokatora nie było już od kilku dni w domu, nie kontaktował się z nim i cóż, sprawiał po prostu wrażenie martwego. Perry mocno ze sobą walczył, by nie iść z tą sprawą na policję, ale jak długo mógł to jeszcze ciągnąć? Czasem, jak na przykład teraz, zdawało się mu, że jakieś irracjonalnie brzmiące rozwiązanie znajdzie go samo. Bo, powiedzmy, Des jakimś cudem poznała Orpheusa i posiadała o nim wieści, które zamierzała mu zdradzić. Pericles wiedział, jak wielce niedorzeczne jest to marzenie, a mimo to wybiegł z pokoju współlokatora, przebrał się tak nierozważnie, że zapiekła go cała klatka piersiowa (żebra nie zdążyły się jeszcze odpowiednio zregenerować po wypadku na łodzi) i pełen przejęcia popędził w kierunku miasta, zapominając o czekających go na uczelni egzaminach, zaliczeniach, projektach.
Cze-eeść! — rzucił z przejęciem, oddychając jeszcze ciężko. Przypatrywał się jej z wielką nadzieją, głupi, czekając, aż wyciągnie Orpheusa z kieszeni. Przerażenie jednakże wykrzywiło jego twarz, gdy postanowiła przerwać tę niewygodną ciszę i nagle nie pamiętał już o niczym, co ważne. — O mój boże, a skąd ty o tym wiesz?! — przecież to była t a j e m n i c a! Taka, której nigdy nie miała poznać, bo i po co? Powiedział tylko Percy’emu, tak się mu przynajmniej zdawało, bo może… Nie, nie, dlaczego ktokolwiek miałby o tej sprawie dyskutować? Traktować ją jako porządną plotkę? Przyglądał się jej początkowo ze zdumieniem, ale po przemyśleniu sprawy zaczął się trochę gniewać, bo przecież mogli to załatwić inaczej. Rozejrzał się więc dookoła z lekko zaczerwienionymi policzkami, a następnie wbił w nią spojrzenie. — Musisz robić taką scenę, MUSISZ? Właśnie dlatego nie lubię lasek, zachowujecie się jak psychopatki! — odburknął urażony, ku ironii to właśnie swoją tragiczną wypowiedzią przyciągając wiele zaciekawionych spojrzeń. — Kto ci o tym powiedział Desi, kto? Chyba nie Percy? Rozmawiałaś z Percym? — dopytał ściszonym głosem, trochę jednak zaniepokojony, bo gdyby ten przyłapał go na kłamstwie… A przecież Perry nie posiadał już łodzi, którą mógłby prędko gdzieś uciec.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Idąc tu jeszcze, łudziła się, że Pericles nie będzie miał pojęcia o czym też ona mówi, że może wyśmieje cały ten pomysł i razem rozpoczną śledztwo ku temu, kto też podobne plotki rozpowiada. Tylko, że wystarczyło jedno spojrzenie na grymas przerażenia i już wiedziała, że trafiła w sedno. Jeśli jednak oczekiwała jakiegoś skruszenia i tłumaczeń, to najwyraźniej na te miała jeszcze poczekać. Zmarszczyła nieco nos, gubiąc się na moment w przerzucaniu pretensjami i sama też powiodła spojrzeniem po okolicy, jakby chcąc sprawdzić, że w tej nie znajduje się nikt, kto podobnej dyskusji słuchać nie powinien. Poza tym poczuła się jawnie urażona! Tym wrzuceniem do wora z laskami. W jakimś głupim odruchu poprawiła pasek w spodniach, jakby chciała te ułożyć lepiej na ciele, chociaż leżały dokładnie tak samo po, jak i przed tym zabiegiem.
- Oho, no to chyba jednak bardzo mnie lubisz, skoro zdecydowałeś się ze mną chodzić - odburknęła niby konspiracyjnym szeptem, ale też przez swoje wzburzenie nie było to aż takie ciche. Uważała siebie za całkiem spoko pannę, nieszczególnie kobiecą, mającą w sobie dużo z chłopczycy i zdecydowanie preferującą towarzystwo innych chłopców, z którymi spędzenie czasu wydawało jej się po prostu ciekawsze. Wiedziała też, że na przyjaciela jest wkurzona, ale racjonalnie oceniając sytuację, była pewna, że ten stan nie utrzyma się zbyt długo. Nie zmieniało to jednak faktu, że oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień, naprostowania, czy coś w tym stylu, a nic podobnego nie nadchodziło. Wręcz przeciwnie, pojawiały się pytania, kiedy to blondynka była pewna, że to ona je będzie zadawała.
- Z Percym? - powtórzyła zaskoczona. - Nie wiem, czy chciałby ze mną w ogóle rozmawiać - odpowiedziała też zaraz na jego pytanie, chociaż nie wprost. - Z resztą nieważne kto, dlaczego ty mi nie powiedziałeś? - no, a kiedy nadarzyła się już okazja, by skraść totem zadawania pytań, nie omieszkała to zrobić. Nadal utrzymywała swoje wypowiedzi niby w konspiracyjnym tonie, ale przypominało to trochę te sceny z filmów, w których bohaterowie są w bibliotece i tylko pozornie szepcą, a tak naprawdę całkiem nieźle zakłócają spokój, narażając się na upomnienia jakiejś nauczycielki. - Poza tym nie jestem psychopatką - musiała to podkreślić, oczywiście, że musiała, zaplatając jeszcze ręce pod biustem, by wzmocnić ton tej wypowiedzi. Oczywiście było to w tej chwili najmniej istotne, ale też mimo, że sytuacja była poważna, nie oszukujmy się, to nie tak, że Desideria uważała ją za sprawę życia i śmierci.

pericles campbell
ambitny krab
Lilka
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Powiódłszy wzrokiem po jej sylwetce zatrzymał się na krawędzi spodni, na których na moment zawisła ręka Desiderii. Choć w istocie pasek został przez nią poprawiony, zabieg ten nie przyniósł (jego zdaniem) jakiegokolwiek efektu — Perry z większym jeszcze uporem wpychał ją w sam środek szeregu typowych lasek, nie rozumiejąc nagle, czymże ta drobna blondynka różni się od całej reszty przedstawicielek swego parszywego gatunku. Westchnąwszy jednakże ciężko powrócił spojrzeniem do jej twarzy, modląc się o to, by lekki rumieniec zażenowania prędko rozmył się na bladej skórze. — Daj spokój Siri — wymamrotał gniewnie, wpatrując się w mijających ich przechodniów. Wskazując jej ruchem głowy oddaloną o kilka metrów alejkę udał się w jej stronę, nie sprawdzając jednak, czy podąża jego śladem. Skoro jednak domagała się wyjaśnień i odpowiedzi mógł być pewien, że snuje się za nim niczym cień. — No — burknął, gdy znaleźli się już w odpowiednim miejscu — pozbawionym ciekawskich spojrzeń i uszu rejestrujących każde słowo. — To trochę skomplikowana opowieść — rzucił na dobry początek, nie mając przy tym pojęcia w jaki sposób powinien jej to wszystko streścić. Bądź co bądź nikomu jak dotąd nie wyjawił powodu rozstania z Percym. — A ty naprawdę miałaś się nie dowiedzieć, bo to nic, nic Desi, kompletne nic — jęknął, po czym oparł się plecami o betonową ścianę jednego z budynków. Jej zimno miło ukoiło rozgrzane jesiennym słońcem ciało. — Nie jesteś? W takim razie dlaczego się z tobą przyjaźnię? — ośmielając się jeszcze na drobny żart uśmiechnął się lekko, licząc tym samym na jej wybaczenie, choć wątpił, by to miało nadejść. Bądź co bądź zachował się jak dzieciak, choć działo się to wszystko pod wpływem paniki i zdenerwowania. — Dobra, słuchaj, mówiłem ci, że Percy i ja rozstaliśmy się, bo razem uznaliśmy, że tak będzie lepiej, pamiętasz? — była to opowieść, która nie budziła wielkiej ilości pytań i spekulacji; taka, na którą można było jedynie skinąć głową i rzucić teksty typu “szkoda” oraz “może jeszcze nie wszystko stracone”. — No więc skłamałem, to ja… Ja zerwałem z nim, bo… To wydaje mi się teraz takie głupie, słowo! Byłem wtedy pewien, że muszę go zostawić, muszę, bo inaczej nigdy się stąd nie wyrwę i… no, tak jakby, powiedziałem, że mam kogoś innego, że się… zakochałem — przeżywanie na nowo minionego dramatu było niezwykle koszmarne, toteż Pericles na moment skrył swą twarz w debrze dłoni. — Nie wiem, ubzdurało mi się, że jak mu powiem, że to jakaś panna, to uwierzy. A teraz uważam, że to strasznie głupie i naiwne z jego strony — rzucił z lekką złością, zerkając na nią spomiędzy palców. Przecież Perry nie mógłby nigdy być z żadną dziewczyną, wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ruszyła za Periclesem do miejsca oddalonego od ciekawskich spojrzeń, bo sama też nie chciała ich wcale przykuwać. W tym całym Lorne Bay - miała wrażenie - każdy znał każdego. Wystarczyła jedna awantura na chodniku i zaraz plotki dojdą do uszu jej ciotki, a znając życie nikogo wówczas nie będzie interesowało, czy Desideria zrobiła coś złego, czy nie. Wyrok i tak zapadnie z niekorzyścią dla blondynki. Póki co nie była natomiast na tyle zła, aby się tu drzeć, w zasadzie to była bardziej zaintrygowana, więc niezależnie od poziomu skomplikowania, chciała poznać historię ich związku.
- Trochę słabo, być czyjąś dziewczyną i nie wiedzieć - prychnęła przewracając oczami, ale do podobnego zachowania miała duże skłonności, więc nie stanowiło to niczego niemiłego. Zwyczajnie, były to maniery na które ona sama nie zwracała już większej uwagi. - Pewnie przez szereg niezliczonych zalet, które nie sposób wymienić - odpowiedziała na jego dowcipkowanie i chociaż planowała zgrywać złego glinę, sama się wyszczerzyła. Trudno było określić możliwie najlepszy schemat zachowania na taką sytuację, bo w podobnej jeszcze nigdy nie była. Ostatecznie też nie chciała się gniewać na Periclesa, bo był w dużej mierze wszystkim, co tutaj w Lorne miała. Gdyby ich przyjaźń przeżyła kryzys, to co by ze sobą zrobiła? Kiwnęła więc głową na pierwsze pytanie i sama oparła się o przeciwległą fasadę budynku, obserwując go cały czas w pełnym skupieniu.
- Ożeż w mordę - wyrwało jej się w końcu, gdy dotarło do niej co właśnie dał jej do zrozumienia. Chwilę patrzyła na niego w niemałym osłupieniu, nie wiedząc kompletnie co i jak, aż w końcu parsknęła śmiechem, sama będąc zaskoczoną swoją reakcją. Kucnęła sobie z tego wszystkiego i założyła ręce za głowę. - Czyli chwila... ja jestem tą, w której się zakochałeś? Użyłeś mnie jak zasłony dymnej, żeby spierdolić przed byłym? - zapytała dosadnie, kręcąc głową na boki i znów parsknęła, bo mimo że nie podobało jej się bycie wykorzystaną, to jednak... brzmiało to dość niecodziennie. Tylko, że była jeszcze jedna kwestia, przez którą w końcu przywołała się do porządku. - Mogłeś mi powiedzieć, wiesz? Bo ten nasz związek doszedł do uszu typa, którego całkiem lubiłam, ale którego zajęte panny nie interesują... no, a twój były to mnie pewnie spali na stosie przy pierwszej lepszej okazji - westchnęła pod nosem, chyba jeszcze nie rozumiejąc w pełni tej sytuacji, ale przynajmniej już nic nie było takie niewiadome, jak wcześniej.

pericles campbell
ambitny krab
Lilka
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Nierówności ściany boleśnie wbijały się w kruchą strukturę jego pleców, pamiętających jeszcze zderzenie z przybrzeżnymi skałami. Tak wiele działo się w jego życiu, tyle tragedii przelatywało między jego palcami, pozostawiając na nich drobinki barwiące niczym najczarniejszy atrament; a mimo to stał tu teraz spokojnie, jakby nic złego się nie działo, jakby jedynym jego zmartwieniem była ta harda blondynka i fakt, iż być może komuś, zupełnym przypadkiem skłamał, że jest jego dziewczyną. — Mówię ci — wyrzucił na wydechu, wyraźnie zniecierpliwiony — że nie miałaś się o tym dowiedzieć, bo to N I C T A K I E G O — powtórzył akcentując ostatnie słowa zupełnie tak, jakby biedna Desi była już staruszką kłaniającą się śmierci. Dostrzegał jednakże, że mimo tych drobnych uśmiechów tu i ówdzie, sytuacja ta, z jakiegoś przedziwnego powodu, wyrządza jej krzywdę. Nie był w stanie zrozumieć dlaczego, bo przecież nie mogło jej to jakkolwiek zranić, prawda? Nie była przecież jak te wszystkie panny uważające Periclesa Campbella za totalne zero — nigdy nie wstydziła się z nim wędrować po mieście, ganiać za autobusem do Cairns i pokazywać w mniej lub bardziej wytwornych knajpach. Skąd więc nagle ta jej niechęć? — Ja przed nim nie uciekam — wymamrotał, przesuwając wreszcie swe palce na rozgrzane, zaczerwienione policzki. Wiedział jednak, że Desideria ma rację. Że owszem, ucieka, wykorzystując ku temu najbardziej absurdalną wymówkę. — Wiesz, że zawsze do siebie wracaliśmy, no nie? Boże, ja nawet nie wiem ile razy zdążyliśmy zerwać i… Nie wiem, uznałem, że mam dość. Że trzymam go… w miejscu, z którego nigdy się nie wydostanie, ale gdybym mu o tym powiedział, to przecież by mnie wyśmiał i… No więc wolałem mu powiedzieć, że jest ktoś inny — absurdalność tych słów paliła niczym rozżarzony węgiel. Wiedział, jasne że tak, jakie to głupie i naiwne, ale cóż mógł teraz poradzić? — Wydaje mi się, że on… No, on chyba zaczął podejrzewać, że go okłamuję… no, pewnie dlatego, że go pocałowałem, no ale potem nagle, jakoś tak wymsknęło mi się twoje imię, to wszystko — wyjaśnił z udręczeniem, w ślad za nią kierując swe ciało ku ziemi, tyle że Perry pozwolił sobie usiąść na brudnym chodniku. — Nie wiem jak ten koleś się dowiedział, okej? Ale nie możemy… nie mogę… proszę, nie mów mu, że to nieprawda — wbił w nią przesiąknięte smutkiem spojrzenie i podwinął kolana bliżej torsu. — Dużo się dzieje i sam nie wiem… Przecież on mnie znienawidzi, jak się dowie, że go okłamałem. Nie musimy się nigdzie razem pokazywać, po prostu… Może za miesiąc… — prosił ją przecież o drobną, przyjacielską przysługę, to wszystko. O jeden wspólny miesiąc. Trzydzieści dni kłamstwa.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W innych okolicznościach pewnie nawet by jej to schlebiało, bo podobnie, jak sam Pericles, tak też Desideria uważała siebie za kogoś innego, kto niekoniecznie wpisywał się w kanony idealnych partii do randkowania. Jak by się na nią nie patrzyło, była raczej chłopczycą, bo chociaż jej ojciec często wyjeżdżał na misje, to jednak gdy bywał w domu, miał duży wpływ na córkę, która chciała być taka jak on. Tylko, że jej aktualna sytuacja wszystko komplikowała. Przyjechała na obcy kontynent z nieszczególnie pozytywną łatką złodziejki z problemami i nie liczyła, że znajdzie tu przyjaciół, a co dopiero, że jakiś chłopak się nią zainteresuje. Stało się jednak inaczej, było jej z tego powodu miło, tak po prostu, pierwszy raz od dawna czuła się normalna, pewnie nawet chętnie opowiedziałaby o tym przyjacielowi, którego uważała tu za swoją najbliższą osobę, ale no klops... bo wszystko miało się skończyć, nim się zaczęło. W dodatku sytuacja ta tak bardzo mieszała jej w głowie, że nie wiedziała już, jak ma na nią reagować. Z jednej strony nie chciała być na niego zła, bo był to Perry. Sprzeczali się czasem, jak każdy, ale nie mieli za sobą żadnej kłótni i co ważniejsze, nie chciała tego wcale zmieniać. Na swój sposób rozumiała też jego sytuację, ale przy okazji... straciła w oczach Jake'a i chociaż spodziewała się, że to w końcu nastąpi, to jednak sądziła, że wówczas będzie w tym jej wina.
- Mimo wszystko cieszę się, że jednak o tym wiem - zauważyła, bo scenariusz w którym nigdy nie doszłoby to do jej uszu w ogóle jej się nie podobał. Złość zakiełkowała w niej zaledwie na kilka sekund, bo z każdym słowem wyjaśnień przyjaciela słabła coraz bardziej. Wiedziała na pewno, że nie potrafiłaby się na niego gniewać, a już w szczególności teraz, gdy był w takim stanie. Patrzyła więc na niego przez moment, a potem westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Pewnie i tak olałby mnie po pierwszej randce - mruknęła, marszcząc delikatnie nos, siląc się na tą swoją teatralną nonszalancję, która odbierała jej resztki kobiecości. - Albo matka powiedziałaby mu, że jestem złodziejką i pilnowałby przy mnie portfela - zażartowała, drapiąc się po głowie, przez co włosy jej się nieco rozczochrały. - Bo ona pracuje w szpitalu, w którym odbywam wolontariat - wyjaśniła powiązanie, chociaż wątpiła, że Periclesa aktualnie to w jakikolwiek sposób interesowało. Wszystkie te słowa były niebezpośrednim wstępem do tego, czego już mógł się domyślić, ale dla pewności wolała to wyłożyć wprost. - Będę udawała twoją dziewczynę, Perry... gdybyś mi powiedział wcześniej też bym się zgodziła - zauważyła, w końcu na niego zerkając, bo wcześniej wodziła wzrokiem to tu, to tam. - Jeśli faktycznie chcesz zakończyć wasz związek i potrzebujesz alibi, to no... będę twoim alibi. Tylko - tu nawet uniosła palec, jakby chciała mu pogrozić. - jeśli Percy powie coś w stylu, że gust ci się pogorszył, albo nie wiem, że bycie ze mną to nie dowód, że wolisz dziewczyny, to kopnę go w piszczel - wolała to zaznaczyć na wstępie, żeby potem nie było, że zrobiła mu wstyd, czy coś. Nie uważała siebie wcale za dobry materiał na udawaną dziewczynę, ale po dłuższym zastanowieniu... wciąż było to ciekawszą opcją, niż wegetowanie w Lorne Bay bez żadnego istotniejszego celu.

pericles campbell
ambitny krab
Lilka
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Naznaczone licznymi katastrofami życie nie mogło po prostu nieść w sobie ani grama spokoju; chaos wypełniający jego codzienność był niczym nieustające tornado, które swą siłą nokautowało wszystkich dookoła. Przeważnie starał się tego unikać, wycofując się z wszelkich relacji (czyż właśnie nie dlatego rozstał się z Percym?), ale tym razem, w akcie desperacji, świadomie zesłał na Desi jeden z kataklizmów. Wyłącznie dlatego, że tak było łatwiej — posiadać konkretny powód, ordynarne kaprysy, niżli przyznać się nie tylko przed sobą, ale i Percym, że boi się, po prostu i to wobec tegoż strachu doprowadza do kompletnej destrukcji swego życia. — Pewnie w końcu bym ci powiedział, słowo, ale nie sądziłem, że to może… Że kogokolwiek to zainteresuje — wyznał szczerze, również odpuszczając już ten swój gniewny ton. Był on oczywiście jedynie wynikiem urażonego ego, odpowiedzi na atak, nieprzemyślanym działaniem. Poczęło do niego także docierać to, że bez względu na swój status społeczny, jest i tak częścią tegoż małego miasta, w którym to każdy znał każdego. — Dzięki — wyrzucił z siebie wreszcie, kiwając przy tym lekko głową. To nie tak, ze nie obchodziły go jej słowa, przeobrażające się w konkretne opisy, a po prostu usiłował odnaleźć odpowiednie dla nich rozwiązanie. — Słuchaj, ale to wcale nie jest takie złe — począł więc po chwili, wbijając w nią spojrzenie. — Jak długo się znacie? Nie wolisz go najpierw odpowiednio poznać, zanim zmarnujesz na niego swój czas? Moglibyście… możecie przecież się najpierw zaprzyjaźnić — bez względu na to, jak ów słowa brzmiały, Perry naprawdę wierzył w ich wartość. W to, że przed rzuceniem się w ramiona nowego związku, należy tę drugą osobę najpierw poznać, polubić w sposób trwały i znaczący. Dlatego też teraz tak ciężko było mu o Percym zapomnieć — łączyło ich coś ponad tę miłość, którą tak zuchwale im odebrał; coś, czego nie dało się tak po prostu zignorować. — A potem… potem wiesz. Zerwiemy. Zerwiemy i będziesz mogła właśnie u niego szukać pocieszenia — podsumował kiwając głową, jako że brzmiało to całkiem rozsądnie. Sprytnie. — I teraz po prostu udowodnisz mu, że nie interesuje cię jego portfel — dodał ze śmiechem, zezwalając sobie na typowy dla nich ton przepełniony sarkazmem ton. — Och, i oczywiście nie będę bronić przed tobą Percy’ego — wątpił, by Matthews mógłby zdecydować się na jakąkolwiek podłość wymierzoną pod jej adresem, ale z całą pewnością broniłby jej honoru nawet przed nim.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy nie chciała przyjeżdżać do Lorne Bay, ale kiedy próbowała szukać pozytywów związanych z tym planem, wmawiała sobie właśnie, że może tutaj jej życie przestanie być takim chaosem złożonym z losowych i często nieprzemyślanych zdarzeń. Okazuje się jednak, że to nie miejsce jest przyczyną wszelkich zawirowań, a po prostu ona już tak miała mieć i nic tego nie zmieni. Mimo, że trwając tu, odczuwała pewnego rodzaju napięcie wywołane przez nowe rewelacje, nie potrafiłaby się gniewać na przyjaciela, ale też nie umiała jeszcze odnaleźć się w pełni w tym wszystkim, co mozolnie zaczynało do niej docierać.
- Dzięki Per, bo przecież ja wcale nie jestem interesującym tematem - przemieniła znaczenie jego słów z sarkastyczną nutą, ale oczywiście tylko sobie żartowała. Złość, jeśli w ogóle się w niej pojawiła, na tym etapie była już tylko mglistym wspomnieniem. Z tego też powodu skinęła głową na jego podziękowania, dając do zrozumienia, że pogodziła się z tym wszystkim.
- Nie wiem czy on będzie chciał się ze mną przyjaźnić - zmarszczyła nieco czoło, próbując równocześnie wygładzić je dwoma palcami. - No bo wiesz... jak facet się tobą interesuje, to chyba nie chce się przyjaźnić, nie? Nie wiem, tak mi się wydaje - nie była wcale mistrzem tej materii, poza tym nie obracała się nigdy w szczególnie dobrym towarzystwie, to też jej poglądy na pewne tematy były mocno skrajne i chociaż racjonalnie potrafiła tak na nie patrzeć, to jednak trudno było jej zmienić własną opinię. Zamyślenie ustąpiło jednak miejsca parsknięciu szczerym śmiechem, który miał być odpowiedzią na kontynuację wielkiego planu, jaki usnuł Pericles. - Oho... nie podejrzewałam ciebie o bycie takim intrygantem - zażartowała sobie, w oczach mając typowe zawadiackie iskierki. Jej wesołość tylko spotęgowała się po żarcie o portfelu, bo w tym towarzystwie wiedziała, że mogą z siebie swobodnie dowcipkować. - Wolałabym, aby nie wiedział o tych portfelach - zauważyła po chwili, ale też cieszyła się, że jest już dobrze, więc ten temat kompletnie jej nie martwił. Inna sprawa, że teraz zaczęła zastanawiać się nad tym całym lipnym związkiem. Może nawet mogło to być ciekawe? W sumie zawsze to jakaś odskocznia od szarej rzeczywistości. - Masz w ogóle jakiś plan na te udawanie? Nie wiem... chodzenie za rękę, czy ustawienie sobie tapety z moją pękną twarzą? - wyszczerzyła się szelmowsko i przyjęła jakąś mocno przerysowaną pozę, mającą parodiować modelki.

pericles campbell
ambitny krab
Lilka
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Posyłając jej kwaśny uśmiech, początkowo niepewny — choć zdążyli wymienić ze sobą całą masę wiadomości i odkryć, że na żywo są sobie równie bliscy, jak w tych internetowych przestworzach, zdarzało się, że Perry dostrzegał w niej obcą osobę — lecz ostatecznie przepełniony rozbawieniem i wdzięcznością. Dźwignął się także z tej swojej nędznej pozy i pewnym krokiem zbliżył do dziewczyny, wyciągając w jej kierunku dłoń. — Ja się wolę przyjaźnić. Najpierw. Ale potem też w trakcie, to znaczy, to dla mnie zawsze bardzo ważne — rzuciwszy wzruszył lekko ramionami, lekko się zataczając (z teatralną przesadą), gdy pomagał Desi stanąć w pionie (nie pamiętam, czy dalej kucała czy nie, ale załóżmy, że owszem, ok). — No chyba że chciałaś z nim iść po prostu do łóżka i że mu też tylko o to chodziło, więc wiesz, daję ci pełną zgodę. Możesz mnie zdradzać — rzucił ze śmiechem, mając jednakże nadzieję, że Siri nie poruszy tematu tej całej przyjaźni. Może i Perry brzmiał przez to wszystko naiwnie (był wszak dziecinny w tej swojej niemal romantycznej wizji świata), ale nie chodziło wyłącznie o tego typu zasady. W jego przypadku seks zawsze odchodził na boczny plan ze względu na narkolepsję, ale nie odnalazł w sobie jeszcze dość odwagi, by z kimkolwiek (poza swoją psycholożką) o tym porozmawiać. — W takim razie o nich mu nie powiemy, ale cała reszta powinna się sprawdzić. Możesz kilka razy wspomnieć mu, że jestem strasznym idiotą… Skoro kumpluje się z Percym, to powinien w to od razu uwierzyć — rzekł skinąwszy głową, naprawdę wierząc w powodzenie tego planu. Pociągnął ją też w kierunku ulicy, choć gdy tylko znaleźli się pośród ludzi, schował swe dłonie do kieszeni. — Zdecydowanie tapeta — zaśmiał się, uznając, że cały ten etap udawania nie będzie chyba taki zły. Nie zamierzał co prawda faktycznie się w to angażować — nie chciał, by Orpheus dołączył do tego grona, które uważa go i Desiderię za parę — ale wyglądało no to, że mogli się przy tym dość dobrze bawić. Zabrał ją więc w ramach wdzięczności na niezwykle kaloryczne ciastka, na nią jedną nie szczędząc przy tym pieniędzy.

koniec <3
Desideria Wakefield
ODPOWIEDZ