Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
#35

Ostatnie dni Luke spędził głównie przesiadując w mieszkaniu. Wszystko za sprawą lima po okiem, które ostatnio przyozdobiło jego twarz. W Shadow usłyszał, że ma się tam nie pokazywać, dopóki siniak trochę nie zejdzie, a ślady po szyciu łuku brwiowego przestaną być nieco mniej widoczne. Manager klubu nie powiedział mu tego co prawda wprost, ale Luke dobrze wiedział o co chodziło - Shadow było już na tyle szemranym miejscem, że nie potrzebowali jeszcze dodatkowego potwierdzenia w postaci gościa za barem, którego twarz wręcz krzyczała, że dostał wpierdol. Wiadomo, nikt nie zweryfikuje tego gdzie i z kim się pobił, a pobił się w sprawie kompletnie nie związanej z klubem, ważny był efekt końcowy - a ten był dość odstraszający.
I tak oto Winfield zaliczył pierwsze wyjście do ludzi od paru dni - nie licząc drobnych zakupów i wieczornych spacerów z psem, tak żeby nie napotkać na swojej drodze zbyt wielu ludzi i ich nie straszyć. Dobrze w tym wszystkim, że Cami nie protestowała za bardzo kiedy uparł się na te spacery o zmroku, bo sama chyba z tego wszystkiego dostała jakiejś schizy i bała się wychodzić wieczorami z domu. Kiepskie jednak było to, że zgodnie z jego oczekiwaniami wszystko, co było związane z finansowaniem psa spadło na jego głowę. I tak oto Luke był właśnie w drodze na drugi koniec miasta, żeby kupić przepisane przez weterynarza tabletki na odrobaczenie i które były dostępne tylko w jednym sklepie w Lorne.
Kiedy tak jechał jeszcze przez Opal Moonlane i zastanawiał się, jakim, kurwa, cudem skończył właśnie w ten sposób, usłyszał jakiś dziwny dźwięk i poczuł, że z autem coś jest nie tak. Zaczęło znosić go na prawą stronę, więc żeby sprawdzić co się stało, przystanął na zatoce przy jezdni i wysiadł z auta, żeby zobaczyć co się stało. Kiedy jego oczom ukazał się okazały flak na oponie, pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Fuck my life - wymamrotał pod nosem, próbując sobie przypomnieć na szybko instruktaż zmiany koła. Oczywiście miał w głowie pustkę, bo przecież nigdy sam tego nie robił. Nie umiał w auta i ani trochę się tego nie wstydził, więc wyjrzał zza swojego samochodu na jezdnię, próbując zatrzymać pierwszy lepszy nadjeżdżający samochód. W końcu ktoś się nad nim zlitował i zatrzymał auto obok.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
  • #10
Trochę mu przeszła ta irytacja na to co ostatnio wyprawiała Scarlet. Och, był pewien, że jakby jej stanowczo zabronił wleźć do bagna to zrobiłaby to z rozkoszą by pokazać, że nie będzie go słuchać. Dlatego też nie mógł tak jawnie oponować przeciw jej durnemu pomysłowi spotykania się ze swoim eksem. Niby oficjalnego potwierdzenia nie dostał, ale on już swoje wiedział. Inaczej by Joela nie ukrywała zanim go zaprosiła na spotkanie w pamiętnym Domu Kultury. No, ale on swoje robił. Był dzielnym agentem co prze naprzód i miał swoje sposoby na odzyskiwanie jej weny - co Joel zrujnuje... Nosz! Tak się starał o tym nie myśleć, a jednak co parę dni sobie o tym przypominał i mimo, że nie chciał to się irytował. A na irytację najlepszy jest spacer co by powdychać świeżego powietrza, o. Naturalnie Colton poprzestał na wypaleniu kolejnego papierosa na balkonie, a potem wsiadł do samochodu bo co się będzie męczył na piechotę jak dobrze zaopatrzyć w końcu lodówkę - no i fajki bo się skończyły.
Od czasu nie-ślubu nie był taki towarzyski jak niegdyś, więc zakupy nie były czymś co lubił. Zdecydowanie wolał zamawiać na dowóz. Niestety czasem z domu trzeba wyjść i pokazać się w okolicy, iż się dalej żyje. Trochę więc czasu w sklepie spędził bo spieszyć się wcale nie musiał. No i przynajmniej brat mu nie powie, że ma z domu wyjść bo dzisiejszego wdychania powietrza starczy mu na trochę. Od razu też poczuł się bardziej spełniony wsiadając z zakupami do samochodu, w którym to przemierzając ulicę mógł sobie do woli pośpiewać i pokiwać się w rytm wybranej muzyki. Niby nic, a cieszy. Nie spodziewał się, że jakiś samobójca będzie mu chciał pod koła skoczyć. Dobra... nie tak, że skoczyć bo zauważył człowieka wcześniej, ale nie jego wina, że pojawiła się myśl czy na pewno powinien się zatrzymać. No, ale pomyślał, że Scarlet lepszego agenta nie znajdzie, a matka się załamie, więc zrobił to co kulturalny człowiek powinien - zatrzymał się. Dopiero wtedy ogarnął, że samochód z flakiem stoi niedaleko. Detektywistyczny umysł podpowiedział mu, że to był problem. Ufff, że nikogo nie przejechał.
- Kłopoty z samochodem...? O? Co za spotkanie - bo kiedy wysiadł z samochodu - ach, ten dzielny Colton co nie boi się nieznajomych! - ogarnął, że kojarzy gościa. Przede wszystkim miał z nim styczność parę razy w barze, a poza tym coś mu świtało, że powinien go jako tako chociaż też kojarzyć przez któregoś z braci. Ale to ta trudniejsza opcja dla Coltona bo miał tylu braci, że... cóż, wszyscy ich znajomi zlewali się w jedno, więc no. Ale kojarzył, a to najważniejsze! Większe prawdopodobieństwo, że kłopot z samochodem nie był podpuchą co by go zadźgać i ukraść auto - bo niestety w portfelu miał tylko drobniaki.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
O to, to! Jak świat długi i szeroki, tak źródłem wszelkich problemów były problematyczne baby, które nie chciały się słuchać jak im się coś mądrze doradzało. A Luke mówił, prosił wręcz żeby oddać psa komuś bardziej odpowiedzialnemu. Ale Cami nieee, zatrzymajmy i zatrzymajmy kundla. No to zatrzymali! No dobra, to wersja lekko podkoloryzowana, bo w rzeczywistości aż tak nie wzbraniał się przed tym psem, jedynie tylko trochę pomarudził. No i ostatecznie pokochał na maksa małego brudaska Harry'ego (do tego stopnia, że nawet dzielił z nim kołderkę od czasu do czasu), ale w chwilach takich jak te wkurw brał górę. A mógł leżeć w domu i oglądać Netflixa...
No a tak niemal stracił życie gdzieś nieopodal Opal Moonlane! Na nagrobku powinni mu wyryć, że tu leży Luke Winfield, największy frajer w Lorne Bay, który zginął bohatersko poświęcając się dla psa. No dobra, to być może też nie do końca tak wyglądało, bo facet za kółkiem zatrzymał się w bezpiecznej odległości i wcale nie miał mordu w oczach. Jednak byli na tym świecie jeszcze porządni ludzie! Oczywiście jako typowy człowiek bez wyobraźni Luke w ogóle nie przekminił, że z kolei to on mógł wyglądać podejrzanie kiedy tak wyłonił się znikąd i zaaferowany machał łapami.
- O - odparł, z zaciekawieniem przekrzywiając lekko głowę, bo twarz faktycznie jakby znajoma. Tyle, że pamięć już nie ta i Luke ni cholery nie potrafił sobie przypomnieć skąd zna tego człowieka. - Cholera, mam ten moment, że Cię skądś kojarzę, ale nie potrafię dopisać imienia do twarzy - przyznał szczerze lekko rozbawiony, bo w zapamiętywanie imion był fatalny. Może to klient z Shadow? A może po prostu znajomy znajomego?
Następnie spojrzał na swojego grata i westchnął ciężko - żeby znajomy-nieznajomy przypadkiem nie miał wątpliwości, jakie katusze przeżywał ze swoim samochodem.
- Taaa. Tydzień bez rozjebania się na środku ulicy tygodniem straconym. Mindy zawsze umiała w psucie mi krwi - wywrócił teatralnie oczami, a następnie spojrzał na towarzysza i widząc jego pytający wzrok, dodał. - Mindy. Tak nazwałem swój samochód - pokiwał przy tym głową z przekonaniem, tak jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Kiedy auto zawodziło mógł się chociaż do niego zwrócić jakimś konkretnym imieniem i dopiero wtedy je przeklinać, a nie tak bezosobowo. A jak jeszcze nosiło imię byłej laski, to już w ogóle, sama radość i satysfakcja...

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Tak prawdę mówiąc to Colton sam od jakiegoś czasu myślał o tym by przygarnąć jakiegoś czworonoga bo czy chciał czy nie, miał dla siebie więcej nieco czas. No i nie mieszkał sam, więc zawsze ktoś miałby się nim zajmować. Z drugiej strony był na tyle ogarnięty, iż wiedział jaka to duża odpowiedzialność, a nie był pewien czy by temu podołał. Jeszcze by się odezwała jego ludzka strona, która gdzieś tam głęboko była schowana i by nie mógł z domu wychodzić bo by żal było psiaka zostawiać. Na razie więc tkwił na "może kiedyś", więc... może kiedyś.
Poświęcając się dla psa brzmi iście bohatersko. Był przekonany, że każda kobieta, która przechodziłaby obok takiego nagrobka musiała by przystanąć i rzucić smutne, ale i pełne podziwu awww, żałując, iż nie poznała takiego gościa. Szkoda tylko, że dopiero po śmierci przyszłoby takie powodzenie i miejscowa sława.
- Wzajemnie - wzruszył ramionami, najwyraźniej w ogóle nie będą urażonym tym, że się go nie pamięta. On sam nie pamiętał imienia jegomościa, więc w tym temacie się widać rozumieli aż za dobrze. - Dla mnie to nawet lepiej wiedzieć, że nie każdy musi mnie zapamiętywać z tłumu. Wydaje mi się, że przez jakiegoś brata. Brooks. Albo też w barze. Tak czy siak, Colton - bo skoro przystanął i go nie przejechał to wydawało się, że dobrze imieniem rzucić by nie musieli sobie mówić "ej ty" - nawet jeśli zostanie to imię prędzej czy później zapomniane to trudno. Zabawną ironią było za to to, że taka Cami pewnie w ogóle Coltona na głos przy nikim nie wspominała skoro tak dobrze unikała go przez osiem lat.
- Pasuje jej - sam nie nazwał swojego samochodu, ale nie miał nic przeciw temu. Dzięki temu bardziej się auta od siebie różniły i miały swój charakter - co ten tutaj najwyraźniej potwierdzał. - To co się stało? Coś pod maską? Opona? - przeniósł wzrok na samochód i nawet chciał się przejść i go obejrzeć bo taki miał nawyk jak pracował niegdyś w warsztacie, ale uznał, że to samo w sobie mogłoby jakoś podejrzanie wyglądać. Mimo, że on był tutaj tym pomocnym! Och... ci co go znali to by w sumie powiedzieli, że faktycznie Brooks jakiś podejrzany kiedy pomoc niesie. - Czy może taki trik aby zatrzymywać naiwnych kierowców, a potem ciach i łatka seryjnego mordercy odhaczona? - mówił swoim spokojnym i dosyć obojętnym tonem. Przy tym wzruszył ramionami co samo w sobie znaczyło, że nie wierzy w to - aby miał aż takiego pecha - ale zapytać... czy też sobie zażartować, rzecz ludzka.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Jeśli Luke dał radę ogarnąć psa, to Colton poradziłby sobie z tym wyzwaniem z palcem w nosie! No dobra, Winfield nie był w tym sam, ale przy jego wybitnie niskim poziomie odpowiedzialności (a u Cami współczynnik ten był jeszcze mniejszy) fakt, że psiak Harry jeszcze żył i miał się dobrze, dobrze rokował dla innych potencjalnych właścicieli psów. Może to dlatego, że Cami wzięła go z partyzantki i nie miał za bardzo jak się zastanawiać nad wszystkimi kwestiami związanymi z psem, tylko po prostu musiał działać. Jak choćby teraz.
- Aaaa, jesteś od Brooksów. Chodziłem do klasy z Twoim bratem. Znaczy, z jednym z wielu, bo ilu Was tam było? Z pięciu? - zgadywał, nie mogąc przypomnieć sobie dokładnej liczby braci. W końcu jak sam twierdził, miał już swoje lata! To i dziury w pamięci zaczynały mu się pojawiać. - Ja jestem od Winfieldów. Nasi starzy też kolekcjonowali dzieciaki jak pokemony. Luke - dodał swoje imię i wyciągnął w kierunku Coltona dłoń w geście przywitania, bo mimo wszystko czuł się jakby poznawał go pierwszy raz. Bo owszem, Cami nigdy imienia Coltona nie wspomniała. Ani nie zająknęła się na temat tego, że spierdzieliła mu sprzed ołtarza. I następnemu, i jeszcze następnemu też... O tym, że jednemu w końcu nie spierdzieliła i jest mężatką też się nie chwaliła. Takie tam szczegóły. Na bank nie miała po prostu kiedy się pochwalić, co nie.
- No pasuje, pasuje, bo odziedziczyła je po równie problematycznej lasce - roześmiał się na wspomnienie o Mindy, która zalazła mu za skórę do tego stopnia, że zrobił sobie z niej źródło beki przed nieznajomymi. - Złapałem gumę. Na prostej drodze, kumasz? Niebiosa mnie chyba nienawidzą - wywrócił oczami i pokazał w stronę chmurek środkowy palec. - Znasz się na tym? Brzmisz tak, jakbyś się znał - dopytał, pokazując na przebitą oponę. Sam był betonem jeśli chodziło o auta, ale Colton zdawał się mieć jakiekolwiek pojęcie o tym. Owszem, Luke wydedukował to słysząc pytania Coltona - czy to coś pod maską, czy bardziej opona. Już to świadczyło o tym, że coś tam wiedział!
- Nie, nigdy jakoś szczególnie nie kręciło mnie mordowanie - parsknął śmiechem. - Ale chyba wybrałbym mniej uczęszczane miejsce. Tutaj jednak jest jeszcze jakiś ruch, tam bliżej torów byłyby mniejsze ryzyko, że ktoś mnie przyuważy - oparł się dłonią o dach samochodu, a drugą ręką jak gdyby nigdy nic pokazał Coltonowi miejsce przy torowisku, w którym potencjalnie zamordowałby go z zimną krwią. Sami znajdowali się na wiadukcie, więc mieli dobre widoki! Co w sumie sprawiało, że wybrana miejscówka wcale nie była chyba taka dobra...

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Ze mną włącznie to szczęśliwa siódemka - wzruszył lekko ramionami bo tajemnicą to nie było, a jak usłyszał, że nie tylko jego rodzina jest duża to nawet cień uśmiechu się pojawił. Zazwyczaj to ludzie byli w szoku, że miał tak liczne rodzeństwo, więc za zacne towarzystwo uważał tych co dzielą podobny los. Również więc przywitał się kulturalnie, dłoń ściskając w geście przywitania. Jako agent to miał w sumie wyćwiczone wręcz profesjonalnie. Chociaż nie pogardziłby, gdyby świat przeszedł na witanie się "na Wakande". Oficjalnie powiedziałby, że to higieniczniej, ale tak serio to po prostu mu się podobało.
- No proszę. Jestem pod wrażeniem, że nie każdy zmienia imię po eksie. To nie jak tatuaż? - sam swojego samochodu nie nazwał i może to lepiej. Co prawda tego co miał teraz nie posiadał osiem lat temu, ale jakby chciał brykę nazwać "Cami" to by już dawno samochodu nie miał. Nie żeby specjalnie wjechał w drzewo albo co... Na szczęście nie każdy miał takie doświadczenia i nie każda eks ma tak druzgoczące znaczenie. W każdym razie tatuaż słyszał, że ludzie zmieniali lub usuwali. - To faktycznie problematyczne auto - skomentował gumę na prostej drodze. - Szczęście w nieszczęściu, że taka droga bo przy zakrętach i dziurach mogłoby się gorzej skończyć - od wielu lat nie powiedział nic równie pozytywnego. On to raczej ten co widzi zawsze tą gorszą stronę. Nie brzmiał też z tonu jakoś pozytywnie, no ale słów nie cofnie. Widać jakiś lepszy dzień. - Pracowałem kiedyś w warsztacie, więc coś tam wie - ach, skromny Brooks. Szok, że był singlem. Kto by go nie chciał? No i nie uważał, że każdy musi wiedzieć jak się zmienia oponę. Sam nie wiedział póki nie musiał się tego nauczyć. - Masz zapasowe koło? - nie będzie miał problemu z pomocą jak widać bo czemu by nie. Pytanie czy zapas zużyty nie został albo z innego powodu go nie było. Liczył, że aż tak źle nie będzie.
- Czyli mi się poszczęściło z miejscówką - nawet odetchnął z niby to ulgą, że dzisiaj z życiem ujdzie. - Wiesz, nigdy nic nie wiadomo. Niektórzy lubią dreszczyk emocji - jak napadanie w miejscu publicznym. Zdecydowanie lepiej delektować się widokiem okolicy. - Ale w sumie zapamiętam. Jak komuś się tam rozkraczy samochód to się nie zatrzymam - pokiwał głową z uznaniem. Jak widać wiedzy można zaczerpnąć niespodziewanie. Kto wie, może Luke uratował mu przyszłe życie? Jak widać Brooks miałby serce się zatrzymać i źle mogłoby się skończyć, a tak będzie miał tłumaczenie swego egoizmu jak się kiedyś nie zatrzyma. Ha! Sumienie będzie czyste.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Słysząc o szczęśliwej siódemce Luke posłał Coltonowi pełne uznania spojrzenie, co najmniej tak jakby to mężczyzna urodził tych wszystkich Brooksów. Mimo, że sam wychowywał się w licznej rodzinie, to jednak nigdy nie potrafił zrozumieć ciągot do posiadania aż tak licznego potomstwa. Może to dlatego, że nie bardzo potrafił w podzielność uwagi i czuwanie nad jednym brzdącem byłaby dla niego wyzwaniem.
- Ugh, gdybym wytatuował sobie jej imię, to chyba wypaliłbym sobie skórę - parsknął śmiechem, bo nigdy nie rozumiał tych wszystkich tatuaży zapewniających o wielkiej miłości trwającej tydzień. - Mój znajomy ma tatuaż z imieniem swojej byłej żony i ich datą ślubu. Pół biedy, gdyby to był jakiś dyskretny tatuaż, ale on wyjebał go na całym przedramieniu. To dopiero tragedia, chyba teraz będzie musiał zrobić cały rękaw, żeby to jakoś zakryć - pokręcił z niedowierzaniem głową. Prawie jak dziaranie sobie przez Majdana Indianina, byleby zakryć tatuaż Dody. Mindy to przy tym pikuś!
Trudno było nie zgodzić się z tym, że miał farta. Bo faktycznie, jakby się wpakował w drzewo to mogłoby być już po nim. W końcu jak na chujowego kierowcę przystało, Luke za nic miał sobie ograniczenia prędkości.
- Chyba mam - odparł i od razu skierował się do bagażnika. Przynajmniej tyle wiedział o wymianie koła - trzeba mieć nowe. To już całkiem spore pokłady wiedzy! - To jakaś kiepska fucha, że już się tym nie zajmujesz? - spytał odnośnie pracy w warsztacie. Z tego co gadał ze znajomą, która była mechanikiem, to praca która nigdy nie przestanie mieć prawa bytu. Tak samo jak grabarz. Albo urzędnik skarbówki. W końcu śmierć i podatki to jedyne pewniaki w życiu. Chociaż w przypadku aut to nigdy nie wiadomo, czy kiedyś, w przyszłości, samochody nie odejdą do lamusa i nie zostaną zastąpione przez jakieś inne pojazdy.
- Też lubię dreszczyk emocji, ale za to nie przepadam za spaniem na więziennej pryczy. I lubię mieć dostęp do bieżącej wody kiedy chcę, a nie kiedy przychodzi pora prysznica, pod który zaprowadzają cię panowie w mundurach - zaśmiał się, bo co prawda pierdla nigdy nie doświadczył, ale znał ludzi którzy dopiero co opuścili to miejsce. Sporo z nich pierwsze kroki kierowało na kielona do Shadow, no bo co im pozostało? - Słusznie. Nawet jeśli zacząłbyś krzyczeć, to pociąg i tak Cię zagłuszy - trochę się nie zorientował, że mógł brzmieć trochę jak creeper. Zdecydowanie za dużo czasu spędzał na Netflixie!

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Też się często zastanawiał jak można dać radę nie tylko z siódemką dzieci, ale i samych chłopaków. Rodzice miała pełne ręce roboty, a oni jeszcze na ludzi wyszli - jako tako, ale jednak. To mu jednak dobitnie uzmysławiało, że nie chce mieć takiej wielkiej zgrai nigdy. Co prawda rodzinnym typem był przez wychowanie matki i doceniał to bardzo, ale... no, nie był nią. Nie dałby rady z taką bandą.
- To serio lepiej samochód nazwać... Pewnie jak robił ten tatuaż to uznali to za mega romantyczne. Dobrze, że mnie coś takiego nie wpadło do głowy kiedy okazja była... - aż oczyma przewrócił bo tak jak ogarniał tatuaże, tak nie rozumiał po co od razu dziergać na sobie związkowe "cosie", która przecież rozpaść się mogą bardzo łatwo. A jednak tatuaże są o wiele trwalsze. - Geniusz... Pewnie sądził, że dzięki temu nie zapomni o dacie ślubu - oczywiście "geniusz" było ironiczne, ale dalej to już Brooks był przekonany, że jakieś ziarno prawdy mogło w tym być. Ile to razy widział jak ktoś zapominał o rocznicy. A tak koleś się przejrzy rano w lustrze i od razu będzie wiedział, że to ten jakże ważny dzień... który po rozwodzie będzie gorzkim przypomnieniem.
- W sumie całkiem niezła to była praca - sam się z miejsce ruszył, z nadzieją, że koło się w bagażniku znajdzie. - Ale jakoś nie lubiłem długo pracować w jednym miejscu. Nowe doświadczenia w różnych pracach były mi bardziej na rękę jakoś. Oczywiście, w niektórych po prostu szefostwo mnie nie lubiło, ale w warsztacie nie było źle - wzruszył ramionami bo zanim odnalazł się jako agent dla pisarki to pracował w naprawdę wielu miejscach. Z jednych go wyrzucali, z innych sam odchodził bo mu się znudziło lub lepszą pracę znajdował. Dawał sobie radę nawet jeśli nie było to zbytnio chwalone. Po prostu nie czuł przywiązania do roboty, której powinien się oddać. A teraz oddaje się Scarlet... W sensie służbowo... Platonicznie! Swój czas i umiejętności, o. Poza tym jako agent nie musi być lubiany bo to ona ma być ta lubianą, więc to najważniejsze.
- I to są świetne powody do nie zaciukania nikogo na drodze. Popieram - kiwnął głową z aprobatą. Oczywiście głównie cieszył się, że go nikt nie zaciuka, ale nie zaszkodziło pochwalić jakże prawnej postawy. Przynajmniej póki Brooks tu jest bo potem już nie jego sprawa czy Luke zmieni zdanie. - Hah, kopalnia wiedzy z Ciebie - nawet krótko się zaśmiał z tego czarnego humoru, który notabene serio odebrał jak dobrą radę, z której skorzysta. Po co miał los kusić? Jak się człowiek dowiedział, gdzie jest idealne miejsce na mordy, porwania czy inne takie to dobrze unikać. Są bezpieczniejsze drogi.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Pewnie ta. To tylko dowód na to, że ta cała miłość i romantyzm to tylko chwilowe zaćmienie umysłu spowodowane wyrzutem hormonu - przytaknął sobie na potwierdzenie swoich własnych słów. Czytał kiedyś artykuł na ten temat, to wiedział! To tak samo jak chwilowy wyrzut serotoniny przy niektórych substancjach odurzających, w których niegdyś bardzo się lubował. Wychodziło na to, że miłość nie bez przyczyny była porównywana do narkotyku. A że narkotyki były złe i szkodziły, to wniosek co do wpływu miłości na człowieka nasuwał się sam. - Miałeś okazję, huh? Co, jakaś panna męczyła Cię o taki dowód miłości? - rozbawiony uniósł brew. Luke był dość bezpośrednim człowiekiem, więc nie miał oporów żeby - bądź co bądź obcego człowieka - pytać o takie rzeczy. - Ba, teraz to już pewnie nigdy o niej zapomni. Nawet mu podpowiedziałem, żeby wytatuował sobie datę rozwodu, ale nie za bardzo spodobał mu się ten pomysł - zaśmiał się przypominając sobie minę kumpla, kiedy usłyszał propozycję Winfielda. Gdyby wzrok mógł zabijać, to teraz by sobie z Coltonem nie pogadali w tych oto okolicznościach przyrody.
Wsłuchał się w słowa Coltona, mimowolnie myśląc o swojej pracy. Aktualnej, bo o byłych nie było co mówić - parę lat temu Luke był typowym studenciakiem na garnuszku rodziców, który do pracy nie za bardzo się garnął. Wtedy oczywiście miał w dupie to, że jego CV świeciło pustkami, bo bardziej interesowało go to z kim się może najebać i co może sobie wciągnąć nosem. A w Shadow z kolei siedział już trochę, i choć bardzo starał się o tym nie myśleć, to czasami uderzało go to że za paręnaście lat nie będzie miał tam już czego szukać. Jako 50-cio czy 60-cio latek za barem będzie wyglądał śmiesznie. Chyba, że wydziara się od góry do dołu i będzie udawał, że wcale nie łupie go w krzyżu.
- A teraz co, odnalazłeś już swoją ścieżkę czy nadal pracujesz raz tu, raz tam? - spytał, bo w sumie skoro Brooks wspomniał o "pracach", to pewnie trochę tego było.
- No nie? - no ba, że był kopalnią wiedzy, zwłaszcza że pracował w miejscu w którym niełatwo o takie historie. No, może świadkiem morderstwa nigdy nie był, ale bójek widział w swoim życiu mnóstwo. - Siedzę teraz w Shadow, więc muszę wiedzieć których ciemnych zaułków unikać. Chociaż i tak większość klientów mnie kojarzy i lubi, więc liczę że co najwyżej by mnie okradli, a nie zajebali - wzruszył ramionami, jakby opowiadał o tym jak co sobotę chodzi na ryby, a nie o potencjalnym śmiertelnym obiciu mordy w Sapphire River. No ale w końcu w każdym zawodzie istniało jakieś ryzyko zawodowe, nawet w pracy barmana! Zwłaszcza jak się pracuje w na tyle podejrzanym miejscu, że jego wizja wcale nie była aż taka znowu abstrakcyjna.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Lepiej bym tego nie ujął - romantycznej duszy próżno u niego było szukać. Co prawda miewał lepsze dni bo o dziwo nawet po Cami miał kilka dziewczyn, ale to, że aktualnie był singlem o czymś świadczyło. Co prawda powtarzano mu, że jak trafi na "tą jedyną" to się będzie bardziej starał, ale ciężko mu było uwierzyć by kiedyś znowu mu aż tak na kimś zależało. Same problemy w związkach są. - Raczej powiedziałbym, że byłem tym głupim z "miłości". O ile tak można nazwać uczucie dopiero co pełnoletnich dzieciaków co chcą się pobrać - jak tak do tego wracał to zawsze uważał, że głupio zrobili chcąc się pobierać tak młodo. Gdyby nie to, Cami nie złamałby mu serducha, on by się nie zmienił i byłby dzisiaj milszym gościem pewnie. Za to też jak widać nie miał problemu z gadaniem o takich rzeczach. To była przeszłość, a on nie uważał tego za tajemnice. Tak samo za ideał siebie nie brał. - Jak mógł mu się nie spodobać? Toż to genialny pomysł! - aż sam się zaśmiał bo żart przedni. Nie ogarniał jak kogoś mogło to nie rozbawić. Może kolega nie zrozumiał o co chodziło? Albo za świeże to było, ale szczegół. Brooks zapamięta i tak, bo go mało co bawiło.
To nie tak, że Colton był miłośnikiem roboty. Pfff, jeszcze czego. Po prostu potrafił o siebie zadbać, a do tego czy chciał czy nie to musiał pracować. Jego zachowanie jednak pozostawiało wiele do życzenia skoro ciężko prace było utrzymać. Może jakby się starał to byłoby łatwiej, ale wychodził z założenia, że po co ma, gdzieś pracować i sobą nie być? Nie będzie się zatracał. No i nie bycie sobą to spory wysiłek, więc mu się nie chciało. Sam się czasem dziwił, że Scarlet go nie zwolniła wieki temu.
- Nie wiem czy odnalazłem, ale od jakichś dwóch lat trzymam się jednej posady, więc... w sumie można tak powiedzieć. To zdecydowanie dłużej niż normalnie było - i wciąż było to dla niego szokiem jak myślał o swoich poprzednich robotach. Jakim cudem wytrwał u Scarlet już ponad dwa lata? Nie szablonowa praca może swoje robiła - tak jak i kilka podróży... może. - Jestem agentem jednej pisarki - bo to też nie była tajemnica, a przy okazji udało się koło ściągnąć, więc się skupiał na pracy. Z drugiej strony czujny pozostawał bo żarty o mordercach żarcikami, ale należy czujnym pozostać! Bo jeszcze ich obu ktoś napadnie, o. Swoją drogą nie wyglądał pewnie na typowego agenta jak się o takich myśli. On też typowy nie był. Potrafił zachowywać się kulturalnie dla wizerunku szefowej - o który dbał bardziej niż ona, miał takie wrażenie - ale nigdy się nie podlizywał. I jakimś cudem okazało się, że był w tej pracy całkiem niezły.
- Ooo... to nawet doświadczenie w tym kierunku. Barman? Sam bywam w barach i akurat barman to ostatnia osoba, którą bym chciał zaciukać. W końcu zaopatrujesz innych w procenty, więc na starcie masz punkty dodatnie - skoro mówił o klienteli to wywnioskował barmana. Zwłaszcza, że serio sądził, że prędzej chciano by napaść wkurzającego ochroniarza niż kogoś kto podaje ci alkohol. Najwyraźniej też Coltonowi nie bardzo przeszkadzało same miejsce pracy Luke'a. Sam nie pamiętał czy w ogóle tam kiedyś był, ale nie dlatego, że się nasłuchał nie wiadomo czego - po prostu inne bary miał bliżej.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- No co Ty, chciałeś się hajtać po szkole średniej? Po co? Wpadliście, huh? - spytał marszcząc brwi, bo śluby - jakiekolwiek, a co dopiero w tak młodym wieku - znajdowały się poza strefą poznawczą Winfielda. Sam miał pełno ziomków, którzy hajtali się jako dzieciaki, bo wydawało im się że to to - no i teraz byli dumnymi rozwodnikami. No i oczywiście Luke nie pomyślał, że jego pytanie mogło być nie na miejscu. Tak samo zresztą jak następne, które zamierzał zadać. No ale skoro Colton nie miał problemu opowiadać o niedoszłym małżeństwie, to czemu by nie! - No ale zgaduję, że nie pykło. Rozmyśliłeś się? Stwierdziłeś, że trafi się coś lepszego? - zaśmiał się, no bo jednak nie wierzył w znalezienie miłości życia przed osiemnastym rokiem życia. Ani dwudziestym. Ani nawet trzydziestym...
- No nie? Tylko hajsu trochę szkoda, bo to ten typ człowieka, który jak pozna kolejną pannę która zawróci mu w głowie, to znowu jebnie sobie jej imię na ręce. Miejsca mu w końcu zabraknie - dołączył do śmieszków Coltona, ani trochę nie bacząc na to, że wyśmiewa właśnie dobrego kumpla. No ale obrażanie ziomków czy rodzeństwa było ze strony Luke'a oznaką czystej sympatii, więc na szczęście nikt za szczególnie się za tej jego pociski nie obrażał.
Może po prostu Colton podświadomie wiedział, że takiej pracodawczyni jak Scarlet to ze świecą szukać! Ok, może tu trochę wychodzić moja wewnętrzna Harper, bo Luke kojarzył pewnie Scar tylko z widzenia, kiedy wpadał do Tate odrabiać matmę. W każdym razie, skoro Colton tak łatwo adaptował się do zmian na ścieżce zawodowej, to pewnie nie miałby problemu rzucić obecną posadę gdyby czuł, że jest mu źle.
- Brzmi nieźle. To jakaś tutejsza pisarka? I co w zasadzie trzeba zrobić, żeby zostać agentem? - spytał zaciekawiony, bo chyba żadne specjalne studia ku temu nie były potrzebne - raczej pewien zestaw cech charakteru. A że Luke był wygadany, kiedy trzeba było potrafił ukryć dobrze swoje mendowate wnętrze i udawać miłego... Co jak nic starter pack na agenta. Oczywiście nie to, że planował Coltona wykosić z posady! - Jakbyś potrzebował pomocy, to mów - rzucił jeszcze, chociaż kompletnie nie miał pojęcia co ten Colton właśnie tam czarował przy tym kole. Dlatego mimo wszystko miał nadzieję, że Brooks nie poprosi go o pomoc, bo istniało duże prawdopodobieństwo że Winfield zamiast pomóc to jedynie mu przeszkodzi.
- No, ja też tak myślę. Ludzie czasami traktują mnie jak swojego terapeutę albo spowiednika. Czasami to naprawdę ciężka praca - westchnął, bo praca barmana czasami naprawdę potrafiła wykończyć psychicznie! Ale wiemy jak to jest - nie każdy bohater nosi pelerynę... - Jak kiedyś wpadniesz do Shadow, to możesz liczyć u mnie na drinka na koszt firmy za pomoc - dodał, bo Luke w Shadow słynął z rozdawnictwa darmowych drinków i szotów w zamian za przysługi, albo po prostu, z sympatii. Tylko ciiii, Nathaniel nie może się o tym dowiedzieć, ok. Bo wtedy nici z darmowego picia... No i pewnie nici z Luke'a pracującego dalej w Shadow.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Wpadliśmy w dołek co się zwie "miłością" - aż sam się wzdrygnął i minę zrobił jakby mu ktoś obiad obrzydził. Cami była tą co obrzydziła mu tą całą miłość na lata. Nic dziwnego, że nie bardzo w to wierzył. - Ale nie. Nie wpadliśmy w znaczeniu potomka. Jeszcze tego by brakowało - chociaż... nie no, gorzej by było jakby Cami w ciąży uciekła. Co innego jakby mu podrzuciła dziecko. Miał dużą rodzinę to o dziwo w tej kwestii poradziłby sobie lepiej niż w związkach. - Niestety nie byłem wtedy tak inteligentny i zgorzkniały jak teraz - westchnął ciężko, ale równie dobrze mogło to być wynikiem zabrania się za lewarek, który miał pomóc w zmianie koła. - Zwiała w dniu ślubu. Bez wcześniejszych oznak i bez jakiejkolwiek informacji. Jakby nie to, że ją widziano na mieście to bym uznał wtedy, że porwana została - bo to nie ucieczka go bolała najbardziej... znaczy bolała go, wiadomo, ale brak znaków i informacji był najgorszy. - To było osiem lat temu, a dopiero w zeszłym miesiącu na siebie wreszcie trafiliśmy. Nie to żeby owocnie było bo uciekanie jest chyba jej odruchem - przewrócił oczyma. On się serio starał na nią nie nawrzeszczeć wtedy ani nic takiego! I nawet mu wyszło! Chciał pogadać by zamknąć ten męczący rozdział, a ona mu nie pozwalała! Wciąż go dobijała! - Straszne jak się pomyśli, że jest się w takim wieku, że rozumie się rodziców. Za młodziaka człowiek zakochany leci przed ołtarz bez namysłu, a teraz sam chętnie bym się z wtedy trzasnął za takie durnoty - ależby sobie zaoszczędził cierpienia! To całe odrzucenie przekładające się na jego kolejne relacje... albo diametralną zmianę charakteru. No... serio wiele się zmienił przez coś takiego. A wystarczyłby mu sms "uciekam, nara" i by zniósł to lepiej. Za to teraz nie wykazywał wielkiego bólu. Mówił o tym jak o okropnym obiedzie. Jakoś łatwiej się gadało z kimś kogo się aż tak nie znało.
- O rety... To nie był jednorazowy wybryk? Niech może dzierga chociaż japońskimi znakami to wtedy przynajmniej mało kto zrozumie i będzie mógł wciskać kit, że to jakieś wzniosłe słowa - w sumie jak dla Brooksa to lepiej wyjście niż dzierganie i przerabianie lub usuwanie tatuaży po byłych. To go tylko utwierdziło w przekonaniu, że nigdy nie zrobi sobie tatuażu z imieniem kogokolwiek - nawet swoim własnym bo może mu coś odbije i będzie chciał zmienić, kto wie.
Fakt faktem dobrze, że się czuł pracując dla Scarlet. Naturalnie bywały gorsze dni - im dłużej nie pisała tym stres był większy - ale lubił to co robił. Czuł, że to coś ważnego. Znaczy dla niego, a nie dla świata, ale świat też skorzysta bo i jemu podobała się książka Scar, która ją wybiła - nie żeby się tym jej chwalił bo jeszcze by w zachwyt wpadła, a na co mu to. Nawet by żałował stracenia tej pracy... oczywiście by tego nie pokazał i nie błagał o przywrócenie bo to nie on, no ale szkoda by mu było, więc oby do tego nie doszło.
- Tak. Tutejsza, ale długi czas byliśmy poza miastem - co udowodniło, że lubił być domatorem i spędzać czas w swoim kraju i mieście, ale do podróży też wrócą czy chce czy nie. - Trzeba wygryźć poprzedniego agenta. Ja tak zrobiłem - nawet dumnie złośliwy, mały uśmieszek się pojawił na jego twarzy, ale zajęty kołem był to się nie odwracał. - Miałem jakieś praktyki... nawet nie pamiętam jakie, ale przez to przypadkiem trafiłem na Scarlet z jej ówczesnym agentem. Pracowaliśmy w tym samym budynku. Widziałem co gość wyprawia, a że marudny ze mnie człowiek to zwróciłem uwagi na jego błędy i sam zrobiłem wszystko lepiej. Wkurzający był - a on się wtedy nudził na tych praktykach, więc głównie zrobił to dla siebie, a nie żeby się popisać. Zwłaszcza, że kojarzył Scar z Lorne bo się przyjaźniła z Cami... Szok, że udało jej się go zwerbować. Za to na pomoc machnął ręką, że na razie sobie radzi. Gdzie kucharek sześć, o.
- To może nie powinienem tyle gadać jednak. Możesz spróbować jak to jest w drugą stronę - co było zachęceniem/pozwoleniem na marudzenie Luke'a i inne takie jakby miał ochotę gadać zamiast słuchać skoro na co dzień nie miał w pracy okazji. - No tego to na pewno nie zapomnę - i się jeszcze skusi bo darmowy drink piechotą nie chodzi. No, ale to na pewno nie w tym tygodniu bo zalatany, ale kiedyś! Zapamięta.

Luke Winfield
ODPOWIEDZ