yo — cm
about
  • #3
Czasem ją dobijało jaki ładny posterunek miało to miasteczko. Był to chyba jedyny plus tego miejsca kiedy to ją tutaj ściągano - przynajmniej mogła sobie podziwiać budynek z zewnątrz i wewnątrz. No, ale jakby miała wybierać to wolałaby widzieć tylko zewnętrzne fasady. A bywała tutaj niestety częściej niż powinna. Nie, nie zrobiła nic złego. Nigdy nie miała zatargów z prawem i nie donosiła na nikogo. Miała wiele sposobności przez swoje miejsce pracy, ale serio traktowała to... no, jak miejsce pracy. Była barmanką i dostawała pensję, która musiała na życie starczać. Prawdę mówiąc nie było tak źle pod tym względem. Co prawda się nie wzbogaci, ale nie przeszkadzało jej to. Grunt, że dało się wyżyć, mogła bratu pomagać i coś tam zostawało.
Skąd więc taka niewinna osóbka wzięła się w tym miejscu? No, na pewno nie z własnej woli. Ktoś powie, że nikt jej nie zmuszał ani nie przywlókł na komisariat, ale... taaa, czcze gadanie. By się nie pojawiła to zaraz by kogoś do niej przysłali. Jej zaufanie nie było najlepsze jeśli chodziło o innych - nie tylko stróżów prawa, ale ogółem. Już kilka razy się zdarzyło, że próbowano ją wziąć na ewentualnego świadka jakichś tam machlojek w klubie. Bo była barmanką, więc coś wiedzieć musiała. Nope. Pilnowała swojego nosa. Jak dostała instrukcje, że ma coś serio słyszeć to mogło iść dalej, ale bez tego to była niewinne i nieświadoma tego co się wokół działo, o. A przynajmniej tak oficjalne wersje brzmiały. Za bardzo jej już robota odpowiadała aby miała to nagle zaprzepaścić jakimiś durnymi donosami, które nic jej nie dadzą. Ba, pogorszyłyby jej sytuację diametralnie. Straciłaby robotę, ktoś by mógł sobie ją obrać za cel i tyle ze spokojniejszego życia. No... nie tak spokojnego, ale jej odpowiadało. Pasowało jej jak było teraz, więc zmiana na gorsze to jak dostać szmatą w twarz. Tyle, że tej zmiany by się spodziewała, więc głupia musiałaby być aby iść na coś takiego. No, ale niestety musiała się stawić by właśnie dodatkowych problemów sobie nie robić. Przyszła, powie to co zawsze - czyli, że nic nie wie i nawtyka o tym jak jakiś gość zdradza żonę by dali jej spokój - i będzie po wszystkim. Dlatego teraz musiała czekać... siedząc w tak zwanej poczekalni choć czy można tak nazwać kilka krzesełek pod ścianą, gdzie też często sadzali podejrzanych zanim skierują ich do celi czy na przesłuchanie? No nieważne. Liczyła, że za godzinę będzie po wszystkim.

Connor Davies
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[1]

Dlaczego on się tutaj znajdował? Bo jakoś w tym momencie nie wydawało mu się to aż tak istotne jak chociażby godzinę temu w barze, gdy rozpoczął bójkę. Czy to on ją tak właściwie rozpoczął? Czy tylko stanął w obronie przyjaciela, który to wszystko zaczął? Czasem tak bywało, że Connor uczestniczył w sprawach i bitwach, które go tak naprawdę nie dotykały. W jego definicji to właśnie oznaczało lojalność i szczerą przyjaźń. Bo nawet jeśli wiedział, że jego przyjaciel to totalny dupek i kretyn i najprawdopodobniej wcale nie miał racji – to i tak stawał po jego stronie. I tego samego oczekiwał w odniesieniu do siebie. A zatem latały stoły, szklanki i pięści. I generalnie zrobiła się jedna wielka bójka jak na wiejskim weselu. Connor już właściwie nie pamiętał od czego się tak naprawdę zaczęło – pamiętał, że jego przyjaciel dostał cios w szczękę i Connor to widział prawie jakby w slow motion i wówczas nie mógł tak po prostu odejść albo się odwrócić, no nie? Musiał się wtrącić, bo nie byłby sobą. I już po chwili sam wylądował na stoliku, wywracając go z całą jego zawartością. Ktoś – chyba jednak dla beki – pogłośnił nawet klimatyczną muzyczkę, przez co jego ekipa już w ogóle czuła się jak w filmie.
Skończył z rozwaloną wargą i podbitym okiem. Miał też trochę wątpliwości co do swojego nieco i tak już skrzywionego nosa, ale jakoś nie miał okazji, by przejrzeć się w lustrze. Krew na czole nie wiadomo w sumie skąd u niego się też wzięła.
W każdym razie, dziwnym trafem tylko jego zgarnęli na komisariat policji. Miał tylko nadzieję, że jego szef się nie dowie, bo mimo wszystko lubił i cenił swoją pracę na tyle, by nie chcieć jej stracić. Policjant nie potraktował go zresztą zbyt łaskawie. Niemalże siłą i z przesadną teatralnością cisnął Connorem na ławeczkę w poczekalni i – nie wiadomo w sumie po co – przykuł go kajdankami do nóżki ławeczki. Connor popatrzył na niego jak na debila. – To chyba zbyteczne… – wymamrotał ze złością i przewrócił oczyma. Policjant obdarzył go pogardliwym spojrzeniem; oznajmił, że zawiadomi któreś z jego rodzeństwa – co znów było zbyteczne według Connora, no, ale dobra – i odszedł. Connor ponownie przewrócił oczyma i odchylił głowę, by oprzeć ją o chłodną ścianę. Westchnął ciężko i stwierdził, że trochę go coś boli w żebrach chyba i skrzywił się. Nagle uzmysłowił sobie, że w sumie nie jest sam i wręcz odruchowo zerknął w bok. – No cudownie – wymamrotał ironicznie pod nosem, rozpoznając dziewczynę. – Aborygeńska księżniczka – dopowiedział jeszcze i odwrócił od niej wzrok.

Nya Sheehy
powitalny kokos
anu
yo — cm
about
Chyba trochę jednak przesadzała ze swą wiarą w niewinność... Jak tak siedziała, a myśli błądziły to dotarło do niej, że nie ma czystego sumienia. Ciężko o takie pracując tam, gdzie się pracuje. Mimo, że się starała. Nie mniej wmawianie sobie niewinności było lepszym pomysłem niż wysypanie się. Zwłaszcza, że nie chodziło dzisiaj o nią. Mimo tego, że nigdy nie była super lubiana to też nikomu nie szkodziła... raczej. Dobra, trochę jej to ciążyło acz wiedziała co by było, gdyby nagle zapomniała co ma mówić, a co nie. Za długo w tym siedziała by zachowywać się jak ktoś początkujący. Była tutaj niewinnym świadkiem, który - znowu - nic nie widział. Przyszła jedynie z dobroci serca - nieoficjalnie po to by jej nie ściągali siłą na komisariat i uważali, że chce współpracować. Jak zacznie murem oficjalnie stawać to by sprawy pogorszyło.
Najwyraźniej nie każdy miał takie zdanie jak ona. Co w zasadzie było czymś normalnym. Przez lata się przyzwyczajała do tego, że nie każdy widzi świat jak ona. Widać dotyczyło to też tutejszych spraw, które nie są związane z jej zainteresowaniami. Nie dało się nie zwrócić uwagi na gościa, którego nie tylko rzucono na krzesło obok, ale jeszcze go do niego przykuto. Normalnie jakby widziała swoją wersję, gdyby faktycznie robiła wszystko byleby tutaj nie przyjść. Nawet przez myśl jej przeszło czy rany jakie miał Davies, nie powstały w wyniku szarpaniny ze stróżami prawa. Wiedziała jak bywa, więc mogło i tak być. Z drugiej strony o samym "delikwencie" miała złe zdanie, więc opcja "jego wina" była na pierwszym miejscu - ktokolwiek mu to zrobił. Notabene śmiać jej się chciało z tej ironii. Czy to nie było zazwyczaj na odwrót? Nie ona była z ich dwójki tą niby gorszą? Przynajmniej według wielu słów i plotek, w których się Connor odwracał. Nieszczególnie też pracowała nad tym aby to zmienić. Nie zależało jej na zdaniu osób, które z góry biorą ją za nie wiadomo kogo. Co prawda w kilku kwestiach była sobie sama winna i nie wszystko było kłamstwem, ale istniały też te gorsze ploty, które nie miały w sobie nawet ziarna prawdy. A i tak brew jej drgnęła z małej irytacji kiedy Davies ogarnął co ma za towarzystwo.
- Wystarczy "Wasza Wysokość" - prychnęła złośliwie w odpowiedzi. Kto wie, może w innych ustach "aborygeńska księżniczka" byłaby nawet odebrana jako coś miłego, ale nie od niego. Była przekonana, że słyszy kąśliwość i wszystko co negatywne w jego głosie. Ale pamiętała, gdzie jest. Unoszenie się nie byłoby dobrym pomysłem. Jeszcze sama dostałaby "bransoletki". - Powinni cię najpierw zabrać do lekarza. Aż tak ich wkurzyłeś? - wzrok odwróciła, ale nic nie mogła poradzić na to, że mu się wcześniej przyjrzała. I z jednej strony natura Nyi wręcz wyła co by go opatrzeć albo zrobić cokolwiek - za dużo bójek widziała w życiu - a z drugiej to by chętnie dzieła dokończyła... a przynajmniej chciała się drugiej wersji trzymać. Nie lubiła okazywać swej miłej strony komuś kto tego nie robił dla niej. Tego nauczyła się już dawno - choć nie zawsze było łatwo.

Connor Davies
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby Connorowi kazano określić moment, w którym znienawidził Nyę, to chyba jednak nie potrafiłby jasno wskazać żadnego wydarzenia czy powodu. Było w nim to mocno ugruntowane, odkąd pamiętał. Poniekąd z powodu jego kolegów, z powodu społeczności, w której się obracał i z powodu stereotypów. Możliwe, że wierzył też w jej niezbyt uczciwe koligacje z różnymi nieciekawymi typami. W końcu pracowała przecież w Shadow. W każdym innym wypadku może i by mu to zupełnie nie przeszkadzało, ale tutaj mowa było o Nyi, której nie lubił dla samej zasady.
W istocie to była jego wina – a właściwie jego i jego znajomych, ale z jakiegoś powodu tylko on pozostał na polu walki. Często tak bywało, ale tym razem był dodatkowo niezadowolony z towarzystwa, które zastał na posterunku policji, a którego bynajmniej się przecież nie spodziewał. Dlatego, owszem, był wobec niej kąśliwy. A określenie, którym ją przed momentem obdarzyło nie miało być ani trochę miłe – miało być wręcz obraźliwe i o to też się postarał, zaznaczając to szczególnie swoim tonem. On za to nie miał za wiele do stracenia, w końcu i tak był w kajdankach. Przewrócił oczyma na jej złośliwość, ale postanowił najzwyczajniej w świecie olać teraz dziewczynę. – Przysługuje mi telefon! – wykrzyknął do przechodzącego policjanta, choć wiedział, że prawdopodobnie było to zupełnie zbyteczne, bo żaden gliniarz i tak go w tym stanie nie dopuści do telefonu. A przynajmniej nie od razu. Zdziwiło go natomiast, że siedząca obok Nya nadal do niego mówiła. – Nic mi nie jest – burknął nieuprzejmie i posłał jej pełne niechęci spojrzenie. – A w ogóle to powinnaś pilnować swojego nosa – dodał jeszcze gniewnie, wciąż jej się przyglądając. Nie rozumiał, skąd u niej to zainteresowanie. A nawet w pierwszym momencie odebrał jej słowa jako ironiczną odzywkę; dopiero po momencie dotarło do niego, że być może Nya ma tak z natury, co już w ogóle nie pasowało mu do wykreowanego w głowie wizerunku jej osoby.

Nya Sheehy
powitalny kokos
anu
yo — cm
about
Teoretycznie była przyzwyczajona już od dawien dawna do takiego zachowania. Chociaż spora część osób znajdowała sobie inne zajęcie, a w końcu nawet ją ignorowano co jej w sumie odpowiadało. Nie przypominała też sobie aby zrobiła coś strasznego Daviesowi acz pewno była tak przy większości osób, którym nie pasowała. Wszak nawet nie był jednym z tych, których wystraszyła w dzieciństwie - czy jakimś innym wybrykiem lat młodszych. Nie zaprzątał jej głowy jednak na tyle aby miała na tą chwilę zacząć to wszystko analizować. Czasem po prostu nie było powodu. Choć zdawała sobie sprawę, że zawsze da się zrobić coś złego o czym potem pojęcia się nie ma. Ale nie, nie. Tutaj jej myśli musiały pozostać po jej stronie bo nie miała zamiaru przepraszać za nic.
Zdecydowanie jego przezwisko odebrała jako coś złośliwego - do tej pory chyba nie powiedział jej nigdy nic miłego, więc było to z góry wiadome. No, ale jakby jawnie pokazała jak jej to godzi i obraża to równie dobrze mogłaby się kłaniać przyznając mu rację, a tego nie zrobi nigdy w życiu. Niech sobie nazywa ją jak chce. Jakoś przeżyje. Zwłaszcza, że i tak nie będą tutaj na siebie długo skazani... przynajmniej miała taką nadzieję, ale póki co nie wydawało się aby komukolwiek spieszyło się odebrać jej - nie - zeznania. Tym bardziej do Connora, którego dopiero co tutaj usadzili, a wiedziała, że akurat zatrzymanym to lubią kazać czekać - bo ważniejsze rzeczy na głowie mają.
Najgorsze było to, że faktycznie trudno utrzymać swoje zainteresowanie troską w ryzach. Starała się nadać swym wcześniejszym słowom obojętny dosyć wyraz, ale jak siedzi obok niej ktoś pobity to musi się przejąć. Za wiele razy widziała coś takiego - nie tylko w lustrze - więc można to podciągnąć pod odruchy bezwarunkowe... swego rodzaju. Na szczęście nie wyglądało na to aby Davies uznał to za troskę. Pewnie jakby tonął i rzuciłaby mu koło ratunkowe to by sądził, że chciała tym trafić w jego głowę.
- Pilnuję swojego nosa. Jesteś w jego zasięgu. Jak dostaniesz wstrząsu mózgu, padaczki czy po prostu padniesz z innego powodu to jeszcze mnie o to posądzą bo przecież tak świetnie się trzymałeś, gdy cię wprowadzano - oparła głowę na ręce, której łokieć spoczywał na podłokietniku. Trochę wymyślony powód, ale nie byłaby aż tak zdziwiona, gdyby faktycznie do tego doszło. Wtedy ktoś mógłby próbować w gorszy sposób wyciągnąć od niej zeznania - których nie miała. No, ale nie każdy policjant był uczciwy. Niektórzy dostawali to czego chcieli po trupach idąc.

Connor Davies
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Connor czuł się trochę na przegranej pozycji, bo o ile ona dość łatwo mogła wywnioskować, co sprawiło, że tutaj trafił – zwłaszcza jego obita mordka na wiele wskazywała – tak on, chcąc czy nie chcąc, nie mógł nawet oszacować skali przewinienia dziewczyny. No, ale przecież nie zamierzał jej o to absolutnie pytać. To nie była jego sprawa, ale… ale trochę go to jednak wewnętrznie interesowało. Zwłaszcza, że poniekąd przez los został skazany na jej towarzystwo. I choć faktycznie nie do końca potrafiła wskazać, jaki był powód jego niekrytej nienawiści wobec Nyi, tak nie zamierzał się tym zbytnio przejmować. Nie lubił jej i tyle. Czasem tak po prostu miał. Wychodził zresztą z założenia, że nie da się lubić wszystkich, a akurat Nya miała w sobie coś niepokojącego, coś, co sprawiało, że dość łatwo było jej nie lubić. No i te wszystkie plotki i opinie krążące na jej temat. A także jej pochodzenie, bo jednak to nie pasowało mu w niej najbardziej. Za dużo się nasłuchał o takich jak ona, by nie wiedzieć, że przy niej należy mieć się na baczności.
I kolejny raz go zirytowała. Tym razem poprzez brak reakcji na jego opryskliwą zaczepkę. Fakt, pewnie stać go było na więcej, ale zdecydowanie łatwiej było w nią uderzać czymś tak ironicznym jak nazwanie jej księżniczką. Nie zamierzał jednak wszczynać tutaj wielkiej kłótni słownej. Miał jednak na tyle godności w sobie, by nie bawić się w dzieciaka i nie rzucać więcej wyzwiskami. Tak, ja wiem, że ta hipokryzja to już się wylewa z kociołka, ale to Connor tak. Moi Connorzy to zawsze jacyś wredni typkowie.
Dlaczego by niby mieli? Przecież chyba nie potrafisz rzucać uroków – parksnął ironicznie na jej słowa. Sam nie wiedział dlaczego w sumie dawał się wciągnąć w rozmowę, ale z drugiej strony po prostu nie mógł się powstrzymać. – No chyba, że jesteś czarownicą – dodał po chwili wciąż nad wyraz niepotrzebnie ironicznie. – Wcale by mnie to jakoś nie zdziwiło – powiedział z wrednym uśmieszkiem. Jak mówiłam, kompletnie nie mógł się powstrzymać przed wypowiadaniem tych komentarzy, choć oczywiście Nya nie była temu winna. Tylko te głupie uprzedzenia, których Connor nie był jeszcze tak w pełni świadomy, że to te utarte stereotypy tak mu się wryły w tok myślenia i dlatego był dla niej taki nieprzyjemny.

Nya Sheehy
powitalny kokos
anu
yo — cm
about
Jakby nie patrzeć dzięki - o dziwo - jako takiej rozmowie, dawała mu swego rodzaju szanse na pytanie czemu to ona tutaj siedzi. Nie żeby świadomie to robiła. Nie miała wszak kajdanek i teoretycznie mogłaby stąd wyjść w każdej chwili. Praktycznie wiedziała jednak, że tylko by jej to zaszkodziło. Ba, ona to nic. Gorzej jakby to się na klubie odbyło. Jakoś wolała nie sprawdzać co by się stało, gdyby szef uznał, że coś zawaliło. Trzeba też przyznać, że wiele razy zastanawiała się nawet, dlaczego Connor jej nie lubi. Przez to, że tak ją traktował, ona nie miała wielkiego wyboru w swoim zachowaniu. Jakby była super miła to by ją wziął za swego rodzaju masochistkę, która lubi jak się ją obraża - a tak nie było zdecydowanie - albo za jakieś popychadło. Dlatego nawet się nie starała. Przyzwyczaiła się do tego, że część osób jej nie lubi i już. Tak, zawsze pochodzenie było na pierwszym miejscu, ale ogólnie opinii nie miała nieskazitelnej - choć i tak większość to ploty były. No, ale serio nie wiedziała co Davisowi po głowie chodzi. A on wcale tego nie ułatwiał.
- Ależ ty mnie doceniasz - westchnęła pod nosem na komentarz o czarownicy. - Jakbym potrafiła uroki rzucać to już dawno leżałbyś w szpitalu - to nie była groźna, a fakt. Nie była czarownicą to nic mu nie groziło. Nie posuwała się do rękoczynów, a tym bardziej nie rzucała na innych. No, ale czy to nie była prawda? Jakby potrafiła czarować to by się pewno rozprawiła z niektórymi, a Connor byłby wysoko na jej liście. Życie byłoby wtedy łatwiejsze. - To jednak jesteś z tych co ufają policji? - zerknęła na niego badawczo. - Nie żeby zawsze byli źli, ale bywa, że nie trzeba czegoś widzieć aby przypisać komuś winę. Mylę się? - z jednej strony faktycznie mówiła o policji i braku dowodach - dlatego mogliby ją zgarnąć jakby Davies padł mimo, że nic nie zrobiła - a z drugiej odnosiło się to też do jego osoby. Ciężko stwierdzić czy druga strona była zamierzona acz z nim było podobnie, czyż nie? Nie widział wielu rzeczy, a w nie wierzył i z góry ją skreślił, oceniając po tym co mówili inni. Swoją drogą nie oczekiwała odpowiedzi. Trochę był na straconej pozycji bo nawet jak nie odpowie to dla niej to będzie tym bardziej jednoznaczne przyznanie jej racji. Czego też głośno nie powie bo byłaby przekonana, że by zaprzeczył. Swoją drogą trochę tam w duchu uważała to za zabawne, że chłopak nie mógł od niej uciec w tej chwili. Nie żeby Nya czerpała tutaj jakąś frajdę wielką bo sama chętnie by poszła - unikanie jego towarzystwa było o wiele łatwiejsze - ale jednak musiała siedzieć i czekać... dla swojego własnego dobra. Nie, nie bała się glin. Powiedzmy, że była zbyt lojalna wobec swojego pracodawcy aby sprowadzać na siebie prawne problemy.

Connor Davies
ODPOWIEDZ