about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
010.
i have nowhere
to go back
{outfit}
to go back
{outfit}
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Poczucie winy pojawiło się po kilku dniach - zjadając Almę od środka, gdy telefon milczał, a na jego ekranie nie pojawiały się ani żadne nowe wiadomości, ani żadne nieodebrane połączenia. Przez krótką chwilę naiwnie wierzyła, że to wina zasięgu; że w Tingaree cztery pełne kreski zmieniają się w jedną przez otaczający jej niewielki domek las, a ten jest na tyle słaby, by smsy przychodziły z opóźnieniem, a nowe połączenia pozbawione były charakterystycznego pod drugiej stronie słuchawki sygnału. Tylko w ten sposób mogła wyjaśnić ciszę, na jaką skazywał ją Dawsey. Ciszę, która wypełniła jej życie wraz z odejściem Donniego, oznaczając nieodwracalne na ten moment zmiany. Nie była na nie gotowa. Nie była gotowa w tak krótkim czasie nauczyć się zasypiać w wielkim, podwójnym łóżku sama, nie była gotowa przyzwyczaić się do pustki, jaka pojawiła się następnego dnia po imprezie, gdy uświadomiła sobie co zrobiła. Gdy zrozumiała, że całowanie przyjaciela w niczym jej nie pomoże - a zamiast naprawić sytuację, pogorszy ją jeszcze bardziej.
Nie była też gotowa stawić czoła temu, co powinna zrobić od razu. Porozmawiać, przeprosić, zaproponować, by oboje spróbowali zapomnieć o tamtej sytuacji. Nie była gotowa spojrzeć mu w oczy; dlatego widząc je po drugiej stronie otwartych bez przemyślenia drzwi, gdy ciszę przerwało pukanie, a ona sama nie zdążyła jeszcze zdecydować, czy na pewno chce teraz z kimś rozmawiać, w pierwszej chwili zamarła. Dopiero w drugiej, zanim otworzyła je szerzej, niemym gestem zapraszając Dawseya do środka, posłała mu długie, pełne niepokoju spojrzenie. Wyglądał inaczej, źle - choć może nie gorzej niż ona. Rozbita, na silnych lekach, które w zapisanych przez lekarza dawkach od dawna nie działały już na jej organizm tak jak powinny. Od dawna więc brała ich więcej - zapominając, że one też nie dadzą jej szczęścia. Że dzięki nim nie zapomni o tym, co niedawno się stało.
– To chyba nie jest... dobry pomysł – zaczęła niepewnie, mimo to odsuwając się na bok, by zrobić Dawseyowi miejsce w przejściu. By wszedł do środka, a ona sama mogła zamknąć za nim drzwi i być może wypowiedzieć to krótkie przepraszam, od którego powinna zacząć się ich rozmowa. – Ja... powinnam szykować się do pracy – ale nie dała rady. Zamiast tego uciekła do prymitywnego kłamstwa o pracy, gdy tak naprawdę nadal miała wolne, które zaraz po wyprowadzce Donniego wzięła nagle i bez uzgodnienia z przełożonym, ryzykując tym samym dalsze losy swojej rezydentury - na kilka miesięcy przed egzaminem, dzięki któremu miała ją skończyć. – Dawsey ja... ja przepraszam, ale... – urwała w środku zdania, wbijając raz jeszcze spojrzenie w znajome rysy twarzy, z których niegdyś potrafiła czytać jak z otwartej księgi. Dlatego to jedno spojrzenie wystarczyło - wystarczyło, by zrozumiała, że Carleton nie pojawił się u niej tylko po to, żeby rozmawiać o tamtym pocałunku. – Co się stało?
dawsey carleton
Nie była też gotowa stawić czoła temu, co powinna zrobić od razu. Porozmawiać, przeprosić, zaproponować, by oboje spróbowali zapomnieć o tamtej sytuacji. Nie była gotowa spojrzeć mu w oczy; dlatego widząc je po drugiej stronie otwartych bez przemyślenia drzwi, gdy ciszę przerwało pukanie, a ona sama nie zdążyła jeszcze zdecydować, czy na pewno chce teraz z kimś rozmawiać, w pierwszej chwili zamarła. Dopiero w drugiej, zanim otworzyła je szerzej, niemym gestem zapraszając Dawseya do środka, posłała mu długie, pełne niepokoju spojrzenie. Wyglądał inaczej, źle - choć może nie gorzej niż ona. Rozbita, na silnych lekach, które w zapisanych przez lekarza dawkach od dawna nie działały już na jej organizm tak jak powinny. Od dawna więc brała ich więcej - zapominając, że one też nie dadzą jej szczęścia. Że dzięki nim nie zapomni o tym, co niedawno się stało.
– To chyba nie jest... dobry pomysł – zaczęła niepewnie, mimo to odsuwając się na bok, by zrobić Dawseyowi miejsce w przejściu. By wszedł do środka, a ona sama mogła zamknąć za nim drzwi i być może wypowiedzieć to krótkie przepraszam, od którego powinna zacząć się ich rozmowa. – Ja... powinnam szykować się do pracy – ale nie dała rady. Zamiast tego uciekła do prymitywnego kłamstwa o pracy, gdy tak naprawdę nadal miała wolne, które zaraz po wyprowadzce Donniego wzięła nagle i bez uzgodnienia z przełożonym, ryzykując tym samym dalsze losy swojej rezydentury - na kilka miesięcy przed egzaminem, dzięki któremu miała ją skończyć. – Dawsey ja... ja przepraszam, ale... – urwała w środku zdania, wbijając raz jeszcze spojrzenie w znajome rysy twarzy, z których niegdyś potrafiła czytać jak z otwartej księgi. Dlatego to jedno spojrzenie wystarczyło - wystarczyło, by zrozumiała, że Carleton nie pojawił się u niej tylko po to, żeby rozmawiać o tamtym pocałunku. – Co się stało?
dawsey carleton