onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
010.
i have nowhere
to go back
{outfit}
Był naiwnym głupcem, który myślał, że życie w końcu jest w porządku. Okazało się, że wcale nie, bo nie dość, że stracił swoje drugie dziecko, to nie wiedział o tym przez długi czas. Wanda go okłamywała i choć potrafił zrozumieć jej pobudki, to nie chciał ich zaakceptować. Nie chciał, bo miał prawo wiedzieć, że poroniła, bo mógłby przejść tę żałobę razem z nią, mógłby ją wspierać i dostawać od niej wsparcie, a zamiast tego przechodziła przez to wszystko sama, jakby Dawsey nie był godzien znać prawdy. Nie wiedział czy był bardziej zrozpaczony, czy smutny, czy bardziej chciał coś zniszczyć, czy się rozpłakać. Po prostu wyszedł z domu i szedł, nie patrząc gdzie. Wandzie powiedział, że potrzebuje się przejść. Jego sumienie nie pozwalało mu jej zostawić, takiej zrozpaczonej w dziecięcym pokoiku, a jednocześnie, po tym wszystkim chciał być teraz egoistą i zostawić ją samą sobie. Chyba oboje potrzebowali czasu. Nie wiedział tylko czy Wanda potrzebuje samotności, ale zamierzał jej ją zapewnić, bo sam cholernie jej potrzebował. Spacerował po Tingaree, żałując, że tu wrócił. Że poznał Wandę, że pokochał ją, że nastąpił pożar i nie mógł być lekarzem. Wtedy wydawało mu się, że kocha to miejsce i wraca, by było mu tu lepiej, a przecież wcale tak nie było. Nie było lepiej. Było cholernie źle. Ostatecznie postanowił wrócić do domu, ale kiedy dotarł pod drzwi chatki, zrozumiał, że wcale nie chce wracać. Nie chce patrzeć na dziecięcy pokoik, bo teraz miał ochotę wyłącznie go zdemolować. Ruszył w kierunku domu Almy. Wiedział, że nie powinien się tam pokazywać po ich pocałunku, bo chyba powinni się zdystansować, ale nie potrafił iść do kogoś innego. Alma była mu tutaj jedną z najbliższych osób, jeśli nie najbliższą. Dlatego zapukał do drzwi i czekał aż otworzy. Zamierzał tu zostać na całą noc, na jej wycieraczce, bo w tym momencie wydawało mu się, że nie ma dokąd wracać.

lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Poczucie winy pojawiło się po kilku dniach - zjadając Almę od środka, gdy telefon milczał, a na jego ekranie nie pojawiały się ani żadne nowe wiadomości, ani żadne nieodebrane połączenia. Przez krótką chwilę naiwnie wierzyła, że to wina zasięgu; że w Tingaree cztery pełne kreski zmieniają się w jedną przez otaczający jej niewielki domek las, a ten jest na tyle słaby, by smsy przychodziły z opóźnieniem, a nowe połączenia pozbawione były charakterystycznego pod drugiej stronie słuchawki sygnału. Tylko w ten sposób mogła wyjaśnić ciszę, na jaką skazywał ją Dawsey. Ciszę, która wypełniła jej życie wraz z odejściem Donniego, oznaczając nieodwracalne na ten moment zmiany. Nie była na nie gotowa. Nie była gotowa w tak krótkim czasie nauczyć się zasypiać w wielkim, podwójnym łóżku sama, nie była gotowa przyzwyczaić się do pustki, jaka pojawiła się następnego dnia po imprezie, gdy uświadomiła sobie co zrobiła. Gdy zrozumiała, że całowanie przyjaciela w niczym jej nie pomoże - a zamiast naprawić sytuację, pogorszy ją jeszcze bardziej.
Nie była też gotowa stawić czoła temu, co powinna zrobić od razu. Porozmawiać, przeprosić, zaproponować, by oboje spróbowali zapomnieć o tamtej sytuacji. Nie była gotowa spojrzeć mu w oczy; dlatego widząc je po drugiej stronie otwartych bez przemyślenia drzwi, gdy ciszę przerwało pukanie, a ona sama nie zdążyła jeszcze zdecydować, czy na pewno chce teraz z kimś rozmawiać, w pierwszej chwili zamarła. Dopiero w drugiej, zanim otworzyła je szerzej, niemym gestem zapraszając Dawseya do środka, posłała mu długie, pełne niepokoju spojrzenie. Wyglądał inaczej, źle - choć może nie gorzej niż ona. Rozbita, na silnych lekach, które w zapisanych przez lekarza dawkach od dawna nie działały już na jej organizm tak jak powinny. Od dawna więc brała ich więcej - zapominając, że one też nie dadzą jej szczęścia. Że dzięki nim nie zapomni o tym, co niedawno się stało.
– To chyba nie jest... dobry pomysł – zaczęła niepewnie, mimo to odsuwając się na bok, by zrobić Dawseyowi miejsce w przejściu. By wszedł do środka, a ona sama mogła zamknąć za nim drzwi i być może wypowiedzieć to krótkie przepraszam, od którego powinna zacząć się ich rozmowa. – Ja... powinnam szykować się do pracy – ale nie dała rady. Zamiast tego uciekła do prymitywnego kłamstwa o pracy, gdy tak naprawdę nadal miała wolne, które zaraz po wyprowadzce Donniego wzięła nagle i bez uzgodnienia z przełożonym, ryzykując tym samym dalsze losy swojej rezydentury - na kilka miesięcy przed egzaminem, dzięki któremu miała ją skończyć. – Dawsey ja... ja przepraszam, ale... – urwała w środku zdania, wbijając raz jeszcze spojrzenie w znajome rysy twarzy, z których niegdyś potrafiła czytać jak z otwartej księgi. Dlatego to jedno spojrzenie wystarczyło - wystarczyło, by zrozumiała, że Carleton nie pojawił się u niej tylko po to, żeby rozmawiać o tamtym pocałunku. – Co się stało?

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
ODPOWIEDZ
cron