32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
#2

ciało bez przymiarki
głowa bez namysłu
nie znam roli, którą gram
wiem tylko, że jest moja, niewymienna


Z farmy było wszędzie daleko - prawda docierająca do niego każdego ranka, gdy przychodził mu przez myśl plan przedostania się do centralnej części miasteczka. Wtedy pozytywne aspekty oddalonej od ludzi pustelni przeradzały się w nieznośne utrudnienia, z którymi z grymasem na ustach zmuszany był się mierzyć. Szczęśliwie te przykrości nie trwały dzień w dzień, choć godziny płynące w tym odosobnieniu powoli stawały się ogromnie nużące. Sam - z własnymi myślami gonił za nieuchwytnymi wspomnieniami, ledwo dostrzegalnymi w mgłach wybrakowanego umysłu. Z nich zdolny był tylko wychwycić pojedyncze obrazy, gdyż reszta rozmywała się wraz z nieprzyjemnym bólem głowy. Postępy? Zerowe.
Na miejsce spotkania dotarł dość wcześnie - na tyle, by samotne złożenie zamówienia nie wiązało się z czymś niegrzecznym. Czuł się dość dziwacznie, przybywając tu tak prędko; czyżby gryzło się to z jego charakterem? Pytania samoistnie nasuwały się myśl, choć w ostatecznym rozrachunku pozostając bez odpowiedzi. Stał jakby na rozdrożu, rozdzierany ogromnym dylematem. Wszakże mógł spróbować zbudować swoje jestestwo od jego fasad i pozwolić ponieść się silnym instynktom w niezbadane tereny własnej duszy. Druga droga wydawała się bardziej stroma oraz nieprzystępna; prowadziła krętą, zatartą ścieżką niestrudzonych poszukiwań za tym co utracone... a jedyną mapę stanowiły cudze słowa i przypadkowe pamiątki przeszłości, które wymagały poskładania niczym puzzle - o losie, w tych brakowało sporej ilości kawałków.
Rozsiadł się z gazetą przy jednym ze stolików - tym najbardziej oddalonym od ludzkich spojrzeń, gdyż coraz częściej właśnie takie wybierał. Instynktownie krył się przed wzrokiem nieznajomych - a zarazem możliwych znajomych - jakby miały pozostawić na jego skórze blizny. Przypalić intensywnością i chęcią wejrzenia w jego duszę; zagubioną oraz tak potencjalnie łatwą do zwodzenia. Z lekkim uśmiechem przywdzianym na usta w odruchu uprzejmości podziękował kelnerce za dostarczone zamówienie. Czarna kawa. Sam nie rozumiał, czemu ten wybór wydawał mu się tak oczywisty, choć nie potrafił połączyć go z żadnym konkretnym wspomnieniem. Błądzące po pomieszczeniu spojrzenie utkwił wreszcie w jednej z kolejnych stron gazety, by skupić to niby uwagę na jakimś wyszukanym artykule. Niepotrzebne starania, gdy wcale niezaciekawiony czytanym tekstem pochłaniał kolejne słowa.

Morgana Woodsworth
powitalny kokos
no szalona
pisze i wykłada — przybytek (nie)wiedzy
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Nie odrywajmy się od tańca, tańczmy do utraty tchu, ale najlepiej na dwóch krańcach, Ty tam, ja tu
~ 1 ~

Darlene Harrington nie była w humorze.
Wargi miała wykrzywione w grymasie pełnym poirytowania, a stukot jej wysokich obcasów zdawał się odbijać jeszcze większym echem niż zwykle, brzmiąc przy tym niemalże złowrogo, gdy śpiesznie przemierzała doskonale sobie znane uliczki. Gdyby nie fakt, że z trudem w tej chwili łapała oddech - po co, do diaska, zrezygnowała z siłowni? - już dawno podjęłaby się gorszenia otoczenia wiązanką przekleństw, które niewątpliwie nie przystawały komuś, kto zawodowo parał się słowem. Ale nie mogła pohamować gniewu, który systematycznie w niej narastał od ostatnich kilku godzin, grożąc erupcją w każdym momencie. Nic tego dnia nie szło po jej myśli, zupełnie nic, jakby wszystkie bóstwa świata zdecydowały się sprzymierzyć przeciwko niej i skomplikować nawet te czynności, które z reguły powinny należeć do prostych i wykonalnych. Stąd do godziny szesnastej miała już na koncie serię małych wypadków; zbity ulubiony kubek po herbacie ziołowej - nie ukoiła zmysłów - dziura wypalona żelazkiem w zwiewnej sukience - już nie zrobi wrażenia - a wreszcie i najgorsza klęska z możliwych... ostatnia pomarańczowa tabletka wyślizgnęła się z nieuważnych dłoni, kończąc swój los w umywalce - straci kontrolę.
W perfekcyjnym świecie Darlene, gdzie nie było miejsca na chaos, to wszystko podchodziło pod przestępstwa najwyższej kategorii... Zresztą jak i jej niemałe spóźnienie na spotkanie, którego wyczekiwała od tygodni. Pieprzone korki! Gdyby nie gorączkowe poszukiwania wolnego miejsca parkingowego, w kawiarni zjawiłaby się punktualnie, co byłoby przejawem dobrych manier. Tymczasem do drzwi dotarła prawie dwadzieścia minut później, zziajana, zarumieniona i nadal poirytowana. Nic na to jednak nie mogła już poradzić, dlatego uspokoiwszy oddech i poprawiwszy nieład na głowie, który zapewnił jej wiatr, weszła do środka, spojrzeniem pragnąc jak najprędzej wyłapać swojego towarzysza, co było nie lada trudnym zadaniem, zważywszy na to, że kawiarnia pękała w szwach. Zduszając chęć wydania z siebie jakiegoś niecenzuralnego słowa - czyżby miała problem z panowaniem nad własnym językiem...? - ostatecznie ruszyła w stronę stolika znajdującego się na uboczu, przy którym siedział mężczyzna całkowicie ukryty za stronnicami trzymanej przez siebie gazety. Usiadłszy naprzeciwko niego, przewiesiła swoją torbę przez oparcie krzesła i machinalnie się wyprostowała.
Potwornie spóźniona i bez krzty pewności, że dosiadła się do odpowiedniego rozmówcy.
Zaraz miała się przekonać.
- Bardzo przepraszam Pana za spóźnienie, korki o tej porze są niebotyczne, mogę jedynie żywić nadzieję, że nie czekał Pan przesadnie długo - zaczęła przepraszającym tonem, uświadamiając sobie naprędce, że może najpierw powinna się dowiedzieć, czy nie pomyliła stolików, nim przejdzie do omawiania zawodowych formalności; inczej mogłaby na śmierć zanudzić jakiegoś przypadkowego nieszczęśnika. - Pan Lance Hannigan, czyż nie? - spytała zdecydowanie, nie chcąc dać po sobie poznać, że w gruncie rzeczy wcale taka pewna nie była, po czym utkwiła przenikliwie spojrzenie w jegomościu nadal skrytym za ścianą z gazety.

lance hannigan
niesamowity odkrywca
chiquitita
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
I am, I am, I am.
Był poza czasem - tak zdawać by się mogło dla postronnego obserwatora, który śledziłby leniwe ruchy pisarza. Nieśpiesznie przerzucane strony gazety, trzymanej niedbale między szczupłymi palcami. Nie sposób w nim było dopatrzyć pośpiechu, gdyż jego serce nie miało gdzie gnać. Skazane na ten stan zawieszenia i zakotwiczenie w nieznanym miejscu, które chaotycznie oraz po omacku mógł poszerzać wyrwanymi z mgły niepamięci wspomnieniami.
Kobiecy głos wyrwał go z rejsu wśród fal niepoukładanych myśli, więc zamrugawszy, uniósł spojrzenie znad gazety w kierunku nieznajomej. Przyglądał się jej parę sekund w myśli, muśnięty jakimś dziwnym uczuciem - znał ją? Och, nie -pomyślał, gdy dotarły do niego wypowiedziane przez brunetkę słowa. Powód jego wyjścia do tej kawiarni właśnie się zjawił... czego właściwie oczekiwał?
- Och nie, nic się nie stało. Przeprosiny są w zupełności zbędne, gdyż nie czekałem zbyt długo - Opuścił gazetę, powoli kładąc ją na stoliku obok filiżanki z kawą. Lance uniósł się lekko z krzesła, by odpowiednio przywitać się z rozmówczynią. Swoje zapomniał, lecz dobrego wychowania jednak żaden wypadek z niego nie wypędził. Po złapaniu kontaktu wzrokowego z przechadzająca się nieopodal kelnerką zawiadomił ją skinięciem głowy o chęci złożenia zamówienia. Sam niestety już tego dokonał wcześniej, przez co przez moment odczuwał lekkie wyrzuty sumienia. Ile już czekał? Najwidoczniej stracił poczucie czasu, gdyż dla niego pobyt tutaj nie trwał zbyt długo... choć prawie już wypita kawa musiała świadczyć o czymś innym.
- Tak, to ja... a Pani to? Przepraszam bardzo, ale wydawnictwo zapomniało podać mi dane, a ja niemądrze nie dopytałem - Co oczywiście nie było niczym nadzwyczajnym u Lancelota, gdyż on potrafiłby porzucić gdzieś przypadkiem własną głowę jeśli istniałaby taka możliwość. Uniósł kąciki ust w przepraszający uśmiech, by choć trochę uporać się z tą zaistniałą niezręcznością. W takich sytuacjach kontakty międzyludzkie wydawały się przytłaczające - dopiero po wypadku? Czy jeszcze przed nim z trudem znosił te wszystkie zawiłości przypadkowych społecznych przeszkód? Delikatnie to powątpiewał - chociaż nadal obdarty ze wspomnień - nie widział tamtego Lancelota Hannigana jako zmęczonego relacjami nawet z nieznajomymi. Szczerze wierzył, iż to właśnie z nich czerpał niekiedy swoje inspiracje do historii spisywanych na kartkach papieru.

darlene harrington
powitalny kokos
no szalona
pisze i wykłada — przybytek (nie)wiedzy
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Nie odrywajmy się od tańca, tańczmy do utraty tchu, ale najlepiej na dwóch krańcach, Ty tam, ja tu
Obce jej było pojęcie błogiego lenistwa. Zawsze zdawała się gnać w zawrotnym tempie i nawet już nie tyle fizycznie, co emocjonalnie i umysłowo, chcąc nie chcąc w ten sposób utożsamiając się z plagą współczesności, jaką bez wątpienia stanowił pośpiech. Myśli biegły w rozmaitych kierunkach, często błędnych, wpadając w perfidne pułapki zastawione przez nieirracjonalne lęki, kochliwe serce nie potrafiło znaleźć sobie domu na stałe, wiecznie poszukując nieuchwytnego ideału. Ale na pierwszy rzut oka nikt by się tego nie domyślił, ponieważ Darlene Harrington sprawiała wrażenie osoby, której życie składało się wyłącznie z pasujących elementów układanki. Jednak nie dzisiaj - tego pechowego dnia w każdym geście dostrzegalny był chaos, a ona sama już jedynie wyczekiwała kolejnej małej tragedii.
Och. To Ty. Bałagan w głowie został sprowadzony do jednej myśli, gdy rozmówca w końcu ukazał się jej w pełnej okazałości. Czas może nie zatrzymał się w miejscu, ba, gdzieś w kafejkowym tle nadal rozbrzmiewało powolne tykanie zegara, lecz z całą pewnością w Darlene wszystko na chwilę zamarło. Bez wyrazu wpatrywała się w twarz, której podświadomie poszukiwała w każdym tłumie, ale zawsze bez skutku. Wtedy nie miała ona personaliów - była jedynie czule pielęgnowanym wspomnieniem z podróży. Teraz jednak los szczęśliwie znów złączył ich drogi, a sama Harrington wysoko uniosła kąciki ust, obdarowując mężczyznę uśmiechem tak ciepłym, jak tylko można podarować osobie, którą się doskonale znało. - Być może, ale czułabym się okropnie, gdybym od nich nie zaczęła, ponieważ trudniej o gorsze faux pas - wyjaśniła swój punkt rozumowania, idąc w ślady swojego rozmówcy i również podnosząc się z miejsca, by dokonać odpowiednich formalności. Na końcu języka miała to przecież zbędne, przecież już się poznaliśmy, aczkolwiek została uprzedzona przez Lancelota i... szybko sprowadzona na ziemię.
Nie pamiętał jej. Coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle na myśl, że zrobiła coś, co odradzała swoim studentem praktycznie na każdym wykładzie - dokonała romantyzacji czegoś błahego. Zduszając jednak uczucie zawodu w zarodku, skrzyżowała z mężczyzną spojrzenie i znów się uśmiechnęła, tym razem jednak znacznie smutniej. - Darlene Harrington. Nie byłabym przesadnie zaskoczona, gdyby kojarzyłby mnie Pan bardziej z tytułu tej przeklętej pisarki, która nigdy nie dotrzymuje terminów, bo zapewniam, że w wydawnictwie te słowa padają nader często, choć może w nieco dosadniejszym wydaniu - po dokonaniu tej jakże barwnej autoprezentacji, znów usiadła i skorzystała z nadejścia kelnerki, by złożyć zamówienie. Początkowo zamierzała zdecydować się na zieloną herbatę, ale ostatecznie padło na czarną kawę, która idealnie wpasowywała się w jej pogarszający się nastrój. Nie pamiętał.

lance hannigan
niesamowity odkrywca
chiquitita
ODPOWIEDZ