lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Zamknięte
Głosił napis na drzwiach frontowych kawiarni, niżej, drobniejszymi literami dodane było na czas remontu. Brunetka od dłuższego czasu głowiła się nad zmianą wystroju, dodaniu odrobiny wdzięku i kolorów wnętrzu kawiarni. Pomysł miała prosty, odcienie beżu oraz szarości z błękitnymi, pastelowymi dodatkami w formie kwiatów, które przyozdabiały stoły. Do tej pory na stołach były głównie serwetki i jakieś drobne dodatki, Mavis postawiła sobie za cel główny, by w tej kawiarni było czuć typowo domową atmosferę. O wiele przyjemniej rano piło się kawę z ekspresu, gdy w kuchni była serdeczna osoba, chyba wszyscy znali to uczucie. Właśnie tym uczuciem, wyciągniętym prosto z rodzinnego domu, kierowała się młoda właścicielka.
Miała sporo do ogarnięcia, musiała podpisać trochę papierków i oczywiście nadzorować prace ekipy remontowej. Wolała mieć wszystko pod kontrolą, niż później składać zażalenia odnośnie wykonanej pracy. Z tego właśnie powodu, od rana była już w kawiarni, spędzała głównie czas na zapleczu, co jakiś czas wychodząc, by zobaczyć jak to wszystko wyglądało.
Siedziała przy stole, wczytując się w papierki i popijając kawę, gdy usłyszała pukanie do drzwi, poprzedzone krokami stawianymi po folii malarskiej. Zsunęła z nosa ciemne okulary, które były bardzo przydatne, gdy musiała odczytać drobny druczek i zerknęła w kierunku pracownika ubrudzonego białą farbą, posyłając mężczyźnie pytające spojrzenie. Uniosła brew, gdy usłyszała, że ktoś szuka właścicielki i pozwoliła gościa wpuścić. Odłożyła okulary i odłożyła długopis, gdy zobaczyła Hugo.
— Nieźle. Przecisnąłeś się przez malarzy i nie masz nigdzie farby — Zauważyła, gdy tylko podniosła się z krzesła i przyjrzała uważnie mężczyźnie, obchodząc go dookoła.
— Zostawiłeś coś, chcesz napić się kawy, czy po prostu tęskniłeś? — Zażartowała, po czym przysiadła na biurku. Zawiesiła się przez chwilę, głęboko zastanawiając się nad tym, czy komuś o tym remoncie wspominała, czy niekoniecznie? Może mówiła coś bliźniaczce, ale innym osobą? Prawdopodobnie nie, choć rodzinę, znajomych, albo przyjaciół i tak wpuściłaby do kawiarni… Nawet gdyby ta była zamknięta. Mavis po prostu miała spory problem z odmawianiem, czasem naprawdę próbowała być asertywna, ale nie była w tym najlepsza.

Hugo Kidman
ambitny krab
-
34 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Nie panuje nad nałogiem i ranię wszystkich, którzy chcą mi jakkolwiek pomóc.
004
Nie nadawał się do stałych relacji, miał tego pełną świadomość. Szczególnie że najłatwiej było mu odpuszczać. Pozwalać na to, żeby jego życie znowu było rzygami pod płotem i klinem na klina. Nie pasował już do tych pełnych nadziei na przyszłość kobiet. Nie pasował do tych, które trzymały swoje życie mocno i brały pełnymi garściami. On zatracił się w swoich problemach i mimo tego, że był w pełni świadomy tego, jakie gówno się za nim ciągnie to i tak doprowadzał do tego, żeby zalewało ono biedną Mavis.
Zasrany egoista.
Przecież mógł pozwolić im się rozejść, każde swoją stronę. Nie dość, że gnojek nie potrafił się zadeklarować to jeszcze za każdym razem wracał do niej z podkulonym ogonem. Był okropny i aż go mdliło na samą myśl, że znowu może coś odwalić i znowu będzie ją przepraszał. Zawiódł ją już nie raz, doprowadził do tego, że wylewała przez niego łzy, a najgorsze, że oprócz brata byłą dla niego jedynym stałym punktem w życiu. Parszywy niewdzięcznik.
Wiedział, że ostatnio dobrze się spisywał i naprawdę nie chciał tego wszystkiego zniszczyć. Od kilku tygodni nie pił, trzymał się nieźle i zamienił alkohol na odrobinę zbyt dużą ilość papierosów, które tak bardzo dawały mu ukojenie.
Widząc napis zamknięte, zmarszczył brwi i rozejrzał się odrobinę przez szyby zakryte folią malarską. Poruszały się tam jakieś kształty i liczył na to, że Mavis tam jednak jest i pilnuje czy jakiś baran nie postanowił pomylić farb lub zamontować tapety nie tam gdzie trzeba.
Szybko okazało się, że miał jednak szczęście, bo kobieta siedziała sobie w kącie i ogarniała swoją robotę: - Jestem mistrzem omijania brudu – zaśmiał się i teatralnym gestem strzepnął sobie z ramion niewidzialny brud. Poprawił skórzaną ramoneskę i oparł się o blat zaraz obok Mavis:
- Bardzo jesteś zajęta? – Spojrzał jej w oczy, licząc na to, że będzie miała dla niego chwilę. Nie widziało mu się siedzenie przy kawce, bo miał inny pomysł na to popołudnie i liczył na to, że kobieta da mu się porwać za miasto. O czym nie miał zamiaru mówić głośno.

Mavis Miller
powitalny kokos
cattitude#5494
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Problemem Miller nie była tylko asertywność, miała również spory problem z powiedzeniem sobie stop. Każda inna, być może mądrzejsza, a może nawet mniej naiwna kobieta, już dawno przestałaby spotykać się z Hugo. Mavis natomiast wierzyła w to, że on naprawdę się zmieni, że całkowicie odstawi alkohol, że — być może — ogarnie się na tyle, by w końcu jasno określić na czym stoją. Nie brakowało jej życiowej mądrości, lecz w kwestii relacji damsko męskich miała nieco inne podejście. Ona naprawdę wierzyła w ludzi i choć wylewała morze łez, niemal za każdym razem starając mu się wytłumaczyć dlaczego tak nie powinno być, wybaczała mu. Przeszkadzał jej taki stan rzeczy i była na siebie cholernie zła, ale w pewnym sensie, była uzależniona od tego mężczyzny i wbrew pozorom, lubiła jego towarzystwo. Nawet wtedy, gdy się kłócili, a ona kolejny raz powtarzała, że więcej nie pozwoli mu niczego odwalić. Starała się tego trzymać, lecz gdy tylko Hugo do niej przychodził, przepraszając, zmieniała swoje podejście do jego osoby, a po krótkiej rozmowie znów wszystko było w porządku, a przynajmniej na zewnątrz. Wewnętrznie, za każdym razem coraz bardziej się rozpadała, irytując się sama na siebie.
Ucieszyła się jednak na jego widok, gdy tylko wszedł, wywołał na jej ustach szeroki uśmiech, którym go obdarzyła.
— Oczywiście, nawet w to nie wątpię — Kiwnęła z uznaniem głową.
Podniosła wzrok na jego twarz, posyłając pytające spojrzenie. Nie bardzo wiedziała, tak na dobrą sprawę, ile jej jeszcze zostało tych wszystkich dokumentów. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho, obracając się w kierunku papierów i przejrzała strony.
— Jeśli proponujesz mi urlop na Malediwach, mogę lecieć już teraz, jeśli nie... Zostały mi trzy strony, piętnaście minut i będę wolna — Odparła, gdy tylko sprawdziła ilość. Na oko był to jakiś kwadrans, o ile będzie mogła się skupić, a jeśli nie... Papiery poczekają, terminy jej nie goniły, choć wolałaby mieć to z głowy.
— Na czas oczekiwania mogę Ci zaproponować sernik, albo lody. Postaram się z tym uwinąć i będę całkowicie do Twojej dyspozycji — Przerwa by się przydała, zwłaszcza, że i tak spędziła tu sporo czasu.
Wspięła się na palce, przeciągając i rozprostowując kości. Ostatnio zachowywał się w porządku, więc nie mogła mu niczego odmówić, gdy nie miała się do czego przyczepić. Gdyby w tym momencie byli skłóceni, powiedziałaby, że nigdzie nie idzie, co było dość logiczne. Dopóki nie pił, nie miała mu nic do zarzucenia, nawet jeśli ostatnio popalał więcej fajek niż zwykle. Nie mogła go pilnować i traktować jak dziecka, papierosów nie miała zamiaru mu zabraniać, zresztą... Nie miała nawet takiego prawa, nawet jeśli tłumaczyłaby to troską o jego zdrowie. Pić też teoretycznie nie powinna mu bronić, od strony praktycznej wyglądało to jednak inaczej. Nie mogła pozwolić mu popłynąć, bo wiedziała, że rujnował sobie życie. Odnosiła wrażenie, że to jej bardziej zależało na tym, by normalnie funkcjonował, ale o tym starała się nie mówić na głos. Różnice między tą dwójką były diametralne, ona, upominając go kierowała się tylko jego dobrem, on natomiast, myślał tylko o sobie, a jeśli zwracał uwagę na emocje i uczucia Mavis, robił to głównie wtedy, gdy dochodził do wniosku, że naprawdę przegiął.

Hugo Kidman
ambitny krab
-
34 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Nie panuje nad nałogiem i ranię wszystkich, którzy chcą mi jakkolwiek pomóc.
Lubił jej towarzystwo, była jakąś dziwną ostoją w jego życiu. Stałym i jedynym punktem, który miał jakikolwiek sens. Wmawiał sobie, że jej nie krzywdzi, że trzyma ja na dystans, żeby nie babrała się w jego gównie. Tyle tylko, że wiedział. Był świadom tego, jaką krzywdę robi jej i sobie i że absolutnie nie powinien się tak zachowywać. Za każdym razem kiedy był trzeźwy, chciał pozwolić jej odejść, puścić ją wolno. Jednak oprócz niej i brata nie znalazłyby się nikt, kto potrafiłby nim porządnie wstrząsnąć. Okrutne było to, że używał jej do tego, żeby trzymać się przy życiu. Przypływ mądrości mierzył upływem żółci za każdym razem, kiedy miał zjazd po alkoholu. Wiecznie musiał udowadniać coś sobie i z innym, a ona za każdym razem próbowała coś zmienić, podnosząc go zarzyganego z podłogi. Kiedy było dobrze, chciał jej się odwdzięczać i robił to, ale wiedział, że zasługiwała na o wiele więcej.
- Mam też talent do pakowania się w kłopoty – westchnął ciężko, ukazując swoje niezadowolenie odnośnie posiadanego talentu. Nie raz po pijaństwie siedział przez dłuższy czas z limem pod okiem, bo postanowił komuś podskakiwać.
- No to się pakuj – puścił jej oczko, odrobinę ją podpuszczając. Co prawda nie miał w planach Malediwów, ale coś równie przyjemnego. Miał nadzieje, że jej się spodoba. – Jeżeli znajdziesz dla mnie całe 24 godziny wolności to daj znać. – W sumie krótki wypadł za miasto mógł potrwać nawet dłużej: - Dobra, nie będę się już bawił w kotka i myszkę. Czy weekend za miastem jest dla Ciebie kuszącą propozycją? – Zapytał, wpatrując się w nią niczym małe dziecko liczące na to, że mam zgodzi się na jakąś ciekawą zabawę. Oczywiście był dorosłym facetem i zrozumiałby, jeżeli by odmówiła.
- Obejdzie się, bo jestem najedzony. Następnym razem. – Nigdy nie odmawiał sobie niczego, ale teraz naprawdę nie miał miejsca nawet na mały serniczek.
Usiadł sobie gdzieś dalej i pozwolił jej dokończyć swoją robotę, obserwował ją przy tym ukradkiem od czasu do czasu i to był właśnie ten moment, w którym uświadamiał sobie, że zasługuje na kogoś więcej niż on.

Mavis Miller
powitalny kokos
cattitude#5494
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Życie Mavis było stabilne, być może dlatego była taka ważna w zwariowanym, pokręconym życiu Hugo.
Życie prowadzone przez brunetkę nie było szczególnie skomplikowane, panował w nim raczej spokój i harmonia, co można było dostrzec nawet w dokumentach, które były perfekcyjnie ułożone, a na biurku przy którym spędzała tyle czasu nie było ani ziarnka kurzu. Nie pozwoliłaby sobie na coś takiego, musiała mieć wszystko poukładane, by mieć spokojną głowę. Ten ład i porządek do którego usilnie dążyła, był jednak poddawany próbie, gdy do idealnego świata wchodził Hugo, wprowadzając swój chaos. Ciężko było jej do tego przywyknąć i choć miała wybór, bo mogła ten cały chaos zostawić na głowie Kidmana; nie robiła tego. Powoli uczyła się z tym żyć, problemy mężczyzny pomagały jej spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy. Miała przed sobą obraz człowieka, który nie potrafił sobie ze sobą poradzić, ale próbował twardo stąpać po ziemi, szukając stabilnych punktów zaczepienia i takim właśnie punktem, była Miller.
Pozwoliła sobie nawet skomentować jego uwagę delikatnym — nie prześmiewczym — śmiechem.
— I umiesz go perfekcyjnie wykorzystać — Przyznała, próbując skupić się na dokumentach, co niezbyt dobrze jej wychodziło. W przeciągu krótkiej chwili zdążyła pomylić adres przesyłki, którą musiała odesłać, z adresem lokalu na który przyszła nieodpowiednia kawa. Przejechała dłonią po włosach, zaczesując grzywkę nieco do tyłu i doszła do wniosku, że teraz nie zdoła tego zrobić. Zerkała co i rusz w kierunku Hugo, przez co nie mogła się skupić. Podzielność uwagi nie należała do zbyt mocnych stron Mavis, a długopis, który odłożyła do przybornika, był tego dowodem.
— Dwadzieścia cztery, czterdzieści osiem, ile będziesz chciał — Mruknęła, odkładając kartki na stos papierów i podeszła do mężczyzny, wsuwając się między jego uda. Oparła dłonie na ramionach, ramionach posyłając mu czarujący uśmiech.
— Wyrwę się gdziekolwiek, nie muszą być Malediwy. Dokąd chcesz jechać? — Zapytała zainteresowana, wbijając w Hugo pytające spojrzenie. Była ciekawa, w jaki sposób i gdzie będzie chciał spędzić ten wolny czas. Musiała tylko dać znać Maddie, że w domu zostają tylko rodzice, żeby nie była zaskoczona, gdy wpadnie w odwiedziny do domu Millerów i nie zastanie kochanej siostry. Odkąd się przeprowadziła, widywały się nieco mniej. Właściwie, wszystkie siostry miały swoje życie, nowe mieszkania, partnerów, a Mavis... Też musiała umieć zorganizować sobie czas, by nie siedzieć sama w domu.

Hugo Kidman
ambitny krab
-
34 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Nie panuje nad nałogiem i ranię wszystkich, którzy chcą mi jakkolwiek pomóc.
Góra mieszała mu się z dołem. Czasami nie wiedział, w który momencie jest sobą prawdziwym, takim jak był w głębi. Wtedy, kiedy nie przemawiał przez niego alkohol, ani wtedy kiedy nie chciał się nikomu przypodobać. Zatracił się w swoim własnym ja, w jaką przygodzie było życie. Bywało z nim lepiej i gorzej, a to wszystko najbardziej rozumiała właśnie ona. Wiedziała go w skrajnym entuzjazmie i na najgorszym dnie, kiedy zarzygany nie potrafił doprowadzić się do porządku. Mieszało się to wszystko ze względną normalnością – tak jak dzisiaj. Ewentualnie z momentami, kiedy próbował nią manipulować, żeby przestała mu niańczyć i sprawiał jej przykrości.
Za każdym razem kiedy patrzyła na jej twarz czuł niemoc, jaka płynęła z faktu, ze tak bardzo nie jest w stanie jej uszczęśliwić. Chciałby dać jej gwiazdkę z nieba, ale nie potrafił, bo myślał o tym, że znowu przyjdzie dzień kiedy pokaże swoją najgorszą stronę. Bał się momentu, w którym jeden z takich dni okaże się tym ostatnim i jego kotwica po prostu postanowi już go więcej nie ratować:
- Co powiesz na wypad za miasto? Ogarniemy sobie nocleg i po prostu pojedziemy moim samochodem. – Już dobrze wiedział, co kombinuje, grał sam ze sobą. Miał zasadę, że jeżeli prowadził to nie tknie nawet kropli, a już tym bardziej jeżeli prowadzi z kimś. Nigdy jej nie złamał i nigdy nie przeszło mu to przez myśl, więc Mavis będzie mogła się w ten weekend poczuć bezpiecznie.
- Dobra, zostaw te papiery. Jedziemy. – Wstał gwałtownie i szybkim ruchem zamknął jej laptopa. – Zbieraj to i jedziemy do ciebie. Spakujesz się – uśmiechnął się z zadowoloną miną i starał się odnaleźć w jej systemie układania dokumentów, ale obawiał się, że i tak właśnie robi jej burdel, chociaż pewnie od samego początku wszystko było posegregowane, a każda kupka coś oznaczała.
Teraz się tym jednak nie przejął. Chciał ją porwać i skorzystać z momentu, kiedy wszystko jest po prostu dobrze.

Mavis Miller
powitalny kokos
cattitude#5494
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Lubiła te normalne dni, mogła nawet przeboleć te gorsze, choć naprawdę nieraz miała ochotę rzucić w tego mężczyznę talerzem. Dochodziła jednak do wniosku, że talerz się rozbije i tego była pewna — nie była jednak pewna tego, czy Hugo czegoś się nauczy, czy wręcz przeciwnie. Zdążyła go poznać, choć wciąż zostawał jedną niewiadomą, bo tak na dobrą sprawę nigdy nie wiedziała, w jakim stanie danego dnia go zobaczy. Czy było to męczące? A jakże, bo miała tego dość, jej idealny świat, w takich momentach po prostu się chwiał, choć wciąż się nie zawalił. Nie bardzo wiedziała, co musiałoby się stać, by to wszystko legło w gruzach, dlatego starała się trzymać wszystko w ryzach. Nie chciała powrotu do tego, co działo się, gdy była studentką. Zbyt wiele się wtedy wydarzyło, a ona od tamtej pory zaczęła być perfekcyjna.
Zastanowiła się przez krótki moment, czy to był dobry pomysł. Skoro chciał jechać swoim samochodem, była szansa, że nie miał zamiaru pić, a jeśli tak było... Mogli spędzić naprawdę miło weekend. Nie chciała zbyt długo nad tym rozmyślać, skoro miała taką szansę, to nie powinna z niej rezygnować. Każdy potrzebował chwili odpoczynku, a Miller ostatnio miała wszystkiego dość.
— Dobra, ale w ten weekend nie pijesz — Przestrzegła od razu, wbijając w niego uważne spojrzenie. To był jej warunek i chciała, by się dostosował. Sama miała ochotę napić się wina i faktycznie jakoś ten czas wykorzystać, ale zdawała sobie sprawę z tego, że pijąc alkohol w jego towarzystwie, w pewnym sensie by go torturowała. Zależało jej na tym, by obydwoje czuli się dobrze, dlatego również sobie odpuści. Wino piła codziennie wieczorem, dwa wieczory jej nie zbawią.
Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy zamknął jej laptopa, choć podświadomie wiedziała, że nie powinna. Nie czuła się zagrożona, lecz gwałtowny ruch nieco zbił ją z tropu. Podłapała jednak ten uśmiech, zbierając wszystkie swoje rzeczy, wraz z torebką, którą zwinnym ruchem przerzuciła przez ramię.
Wyciągnęła jednak dłoń w jego kierunku, poruszając sugestywnie palcami i posłała mu zawadiackie spojrzenie.
— Dzisiaj ja prowadzę — Oczywiście, nie liczyła na to, że tak od razu się zgodzi, ale być może udało jej się go ubłagać. Lubiła prowadzić, sprawiało jej to przyjemność i satysfakcję, a kierowcą była dobrym, więc nie powinien mieć obaw o to, że zniszczy mu samochód. Właściwie, była to kwestia zaufania. Równie dobrze, mogli zagrać w papier, kamień i nożyce, które mogłyby rozstrzygnąć spór o kluczyki, ale na pewno udało im się jakoś dogadać, a następnym przystankiem był dom Mavis.

the end
Hugo Kidman
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ