60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
#5

To było spokojne popołudnie. Skończył wcześniej. Aromat kawy zatrzymał go w marszu do domu i zwabił do środka. Lucas miał co prawda swój typ kawy, do której zwykle sięgał, ale... czasem odmiana była wskazana w każdej dziedzinie życia, nawet tak prozaicznej jak wybór otoczki dla dużej dawki kofeiny, którą zamierzał wchłonąć.
Lokal był dość schludny. Nawet kiedyś zwiedzał zaplecze. Tak, kawiarnia niczego sobie. Przeglądał menu, a spod karty przyglądał się klienteli. Było dość dużo ludzi. Stoliki w większości były zajęte przez pary. Uwagę jego przykuła dziewczyna, która siedziała samotnie przy jednym ze stolików nieopodal lady. Jasne włosy opadały jej wzdłuż ramion, stanowiąc idealne podkreślenie dla ciemnych oczu umieszczonych w pięknej oprawie rzęs. Podobała mu się bardziej niż inne, pewnie dlatego, że gdzieś już ją widział. Nie był sobie teraz w stanie przypomnieć gdzie, ale... gdzieś na pewno. Przysiadł się.
- Przepraszam, mam nadzieję, że nie zająłem nikomu miejsca? - uśmiechnął się dość uprzejmie. Użył na niej swojego uroku osobistego, więc pewnie nie mogła by mieć sumienia, żeby go przegonić. Właściwie zanim zdołała cokolwiek powiedzieć - uprzejma pani z tacą podeszła do stolika i postawiła przed nimi fikuśną kawkę w wysokich, oszronionych szklankach. Na bitej śmietanie bezwstydnie czerwieniła się kandyzowana wisienka.
- Wkupne. - stwierdził, nie dając jej możliwości na odmowę i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Zwyczajnie takim uśmiechom się nie odmawiało.
- Lucas. - podał jej rękę, tym samym zniechęcając do tego, by mówiła mu coś w stylu proszę pana, jak to co niektórzy mieli w zwyczaju. Na pana to on się z całą pewnością nie zachowywał.
- Wyglądasz dość znajomo. -powiedział bawiąc się wisieneczką i głęboko zaglądając jej w oczy.

Daisy Watson
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Lubiła spędzać tu wolny czas. Mieszkając sama, zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że zdarzało jej się śpiewać cokolwiek, byle usłyszeć dźwięk głosu innego człowieka. Było to o tyle przykre, że z początku naprawdę chciała dodzwonić się do rodziców, ale rozbijała się albo o ich asystentki, albo o automatyczne sekretarki.
Daisy ostatecznie poddała się. A przecież to nie ona zwykle szukała kontaktu z rodzicami. Jednak spotkanie w klubie Chrisa, a na dodatek też Jeffreya wyprowadziło ją z równowagi i zaczęła poważnie rozważać powrót do Sydney. No bo… niby dlaczego nie? Co ją tu niby trzymało?
Sledziła palcem linijki czytanego tekstu. W książce o opętaniach właśnie czytała o ciemnej postaci przemierzającej korytarze domu demonologów. Daisy często zastanawiała się, czy ci ludzie naprawdę to wszystko przeżyli, czy było to wszystko wielką częścią machiny do zarabiania pieniędzy. Albo kto wie, może po trochu tego i tego?
W każdym razie niespodziewanie znad lektury wyrwał ją męski głos. A dokłądniej rzecz ujmując, przyjemny męski głos.
Nie był to jednak jakiś szczebiot szczawika, co to nic w życiu nie widział oprócz tego, co mu mama pod nos podsunęła. Nie było mowy, żeby pomylić takie wybrzmienie z kimś obsługi.
Dlatego momentalnie podniosła spojrzenie, natrafiając na dojrzałego mężczyzna, którego twarz zupełnie nic jej nie powiedziała, jednak jak słusznie zostało zauważone — nie było nawet chwili na protest. Ale prawda była taka… czy gdyby miała okazję, to by zachowała się inaczej, niż po prostu pozwalając mu się przysiąść. Lokal był dość pełny, chociaż tu i tam trafiały się jeszcze wolne miejsca.
- Ależ nie. Proszę się nie krępować. - Nie, żeby robił to do tej pory. Momentalnie pojawiła się obok nich obsługa, więc Daisy zamknęła książkę, żeby przypadkiem nie spadła na nią, chociaż kropla bitej śmietany.
Przyglądała mu się przez chwilę, przeskakując wzrokiem pomiędzy kawą, a jego twarzą.
- Daisy… - Odparła, wyciągnąć dłoń w jego stronę i lekko ściskając, wciąż jednak w pewnym napięciu czekając, co się stanie dalej. I w pewnym sensie się doczekała. Jego uwaga, na krótką chwilę sprawiła, że ściągnęła brwi i zerknęła w jego stronę uważniej, jakby w poszukiwaniu jakiejś legitymacji.
- Jest pan dziennikarzem? - Podobne podchody były czasem stosowane przez właśnie pismaków, którzy chcieli coś z niej wyciągnąć. - Bo jeśli tak, to jestem tu tylko przejazdem i nic mnie z tym miejscem nie łączy. - Skłamała, ale dziennikarzowi nie powie przecież więcej. Nie potrzebowała więcej sensacji wokół siebie. Musiała być ostrożna. Wszystko, dosłownie wszystko mogło zostać przeinaczone.
Jeśli więc sądził, że ją znał, a ona zareagowała w taki, a nie inny sposób, to mogło to nieco sugerować branżę, w jakiej pracowała. Nikt normalny przecież nie pytał o coś takiego, kiedy się ktoś do niego dosiadał.
- Przepraszam, że zmarnowałam pański czas. - Powiedziała szybko, kładąc dłoń ponownie na stół. Owszem, uśmiechał się czarująco i brawurowo zajął miejsce przy jej stoliku, ale to nie było ważne, jeśli cała ich rozmowa miałaby potem znaleźć się gdzieś za artykułem o morderstwach, a przed sportem.
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
- Daisy - powtórzył zmysłowo rozkoszując się jego brzmieniem. - Piękne imię. Pasuje do jasnych refleksów twoich włosów. - dużo go to kosztowało, by ich nie dotknąć. Rodzaj lokalu i okoliczności tego spotkania sprawiały, że musiał się trochę pohamować, żeby jej przypadkiem nie wystraszyć… chociaż i tak sprawiała wrażenie, jakby się go obawiała. Publiczne miejsce, jasny dzień, dużo ludzi, a on nie narzucał się za bardzo. Intrygujące, że aż tak bardzo dystansowała się od niego...
Wysłuchał, nie przerywał, dowiedział się więcej. Aha, więc to o dziennikarzy chodzi, a nie o sam fakt, że się przysiadłem. To było pocieszające, że jeszcze nie straszył wyglądem. Chodziło o coś zupełnie innego. Dał jej szansę, żeby się wygadała, po czym przerwał ten monolog.
- Powinienem ci mówić młoda damo? - uniósł brwi lekko rozbawiony, gdy mimo wszystko zawołała do niego na pan.
- Nie jestem dziennikarzem. Nad kropki, cenię bardziej kreski. - rozbawienie nie opuszczało jego ust powodując ich lekkie drganie. Sięgnął po serwetki i wyciągając z kieszeni pióro, naprędce naszkicował jej pochmurną niczym sztormowe niebo, twarz.
- Tak wyglądasz, jak brakuje ci cukru. - podsunął jej całkiem udany szkic, na którym marszczyła się niemiłosiernie i nie wyglądała tak uroczo jak chwilę wcześniej, gdy przeglądała książkę. Przysunął szklankę bliżej siebie.
- Naprawdę powinnaś spróbować. - był przyjaźnie nastawiony, mimo jej reakcji. Chwycił ogonek wisienki w dwa palce i zgarniając owocem trochę śmietanki włożył go do ust.
- Pyszne, masz ochotę? - zapytał lekko przesuwając drugą szklankę w jej stronę. Zupełnie nic nie robił sobie z tego, że podejrzewała go o dziennikarskie sztuczki. Miał nadzieję, że pokaz artystycznego kunsztu trochę ją zastanowi i rozwieje te podejrzliwe myśli, które kłębiły się pod tym ślicznym czołem.
- Wybacz, jeśli nie kojarzę jakiegoś znanego nazwiska, które nosisz. - zaczął z niejaką rezerwą. - Na pewno gdzieś już widziałem twarz, ale jednego z drugim nie jestem w stanie dopasować. Mało śledzę srebrne i duże ekrany. Rozumiem obawy i mam dwie propozycje, bo nie chcę opuszczać tak miłego towarzystwa. Porozmawiajmy o tym, o czym nie bałabyś się potem przeczytać w tabloidach albo wróć do swojego zajęcia…. Do twarzy ci z książką. Ja tu sobie posiedzę i popilnuję, żeby nikt ci nie przeszkadzał. - Lucas oczywiście nie byłby zachwycony, gdyby jednak wybrała książkę… ale… ten stary wyga miał swoje sposoby na bałamucenie dziewcząt.

Daisy Watson
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Nie należy winić Daisy za to, jak została wychowana. Dziennikarze w tej opowieści przedstawieni byli jako zło największe i mogące jej zaszkodzić w każdej chwili. Kilka nieprzychylnych tekstów, jak mawiał jej ojciec, wskazując jednocześnie na przestronne korytarze ich pięknego domu w bogatej dzielnicy Sydney, kilka tekstów i trzeba będzie się z tym pożegnać. Nie, żeby Daisy chciała wiecznie żyć na garnuszku rodziców, ale ci tak skutecznie wmanewrowali ją w poczucie winy, że była gotowa uwierzyć, że zostaną oni bezdomni, jeśli Daisy wygada się kiedyś za dużo prasie.
A teraz na dodatek, jej ojciec osobiście groził jej, że wyda jej miejsce pobytu dziennikarzom, jeśli nie będzie meldowała się u swojej niańki. Nic więc dziwnego, że na Lucasa zareagowała ostro, dystansując się zarówno ciałem, jak i słowem. Nie mogła wtedy zostać posądzona o brak kultury, czy wywyższanie się.
Pomimo jego zapewnień więc wciąż przyglądała mu się badawczo, jakby nie do końca wiedziała, czy to małe przedstawienie jest prawdą, czy może kolejną sztuczką.
Był miły. To trzeba było mu przyznać. A jej własne imię w jego ustach wywołało przyjemny, chociaż niespodziewany dreszcz, który podniósł włoski na jej przedramieniu. Ale starała się to zamaskować.
Z początku. Bo stety lub nie, ale nie mogła utrzymać poważnej miny, gdy zobaczyła, jak wygląda na serwetce.
- Naprawdę mam taki duży nos? - Spytała przez śmiech, zasłaniając usta ręką na krótką chwilę (no dobrze i może nos też, żeby wybadać, czy rzeczywiście sięga jej tak daleko).
Gdyby przyrównać Daisy do psa, to w tym momencie, cała zjeżona na kłębie sierść, opadłaby, a ogonek zaczął niepewnie latać na boki. Ale psem nie była, więc pierwsze oznaki sympatii były zdecydowanie bardziej subtelne. Ot, chociażby jak posłuchanie sugestii o spróbowaniu wisienki z deseru.
- Mmm… - Cichutki pomruk wydobył się spomiędzy jej warg. - Naprawdę pyszne..- Przyznała. W zasadzie to nawet poszła o krok dalej i dokładnie powtórzyła to, co zrobił on. Wsunęła wisienkę razem z bitą śmietaną w usta.
- To nawet lepiej, że nie znasz mojego nazwiska. To znacznie ułatwia mi każdą rozmowę, gdzie mogę być po prostu Daisy. - Wyjaśniła, powracając do łagodnej natury. Zupełnie jakby ochłodzenie klimatu nigdy nie nastąpiło.
- Tabloidy potrafią przeinaczyć nawet przepis na ciasto, więc nie ma takiej rzeczy, o której chciałabym u nich przeczytać. - Powiedziała, a wsunięty pomiędzy strony palec wskazujący został zastąpiony plecioną, dawno niemodną zakładką. Jedyną pamiątką po babci, jaką miała tu ze sobą. Rodzice twierdzili, że minimalizm to przyszłość. Nie tyczyło się to co prawda nagród i wyróżnień na paskudnych statuetkach, podczas gdy klamoty po babci, okrojone do jednego kartonu, miały stać w rogu strychu.
- Powiedz mi zatem coś o sobie… Ty nie musisz się bać dziennikarzy. - Odbiła piłeczkę. - Rysujesz, to już wiem… Ale chciałabym usłyszeć coś o twoich ulubionych artystach. Czy może sam sobie jesteś sterem, żaglem i okrętem. - Nie kpiła sobie w żadnym razie. Naprawdę była ciekawa. Mężczyzna był doprawdy intrygujący.

Lucas Polanski
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
- Pokaż! - Lucas, okiem znawcy przyglądał się obrazkowi na serwetce, by po chwili spoglądać na Daisy. Cmokał przy tym, kiwał głową, odkładał malunek i łapał kadr palcami. - Widocznie, kiepski ze mnie serwetkownik. - ostatecznie poddał się wzruszając ramionami. Dobrze się bawił. Napoje z wisienką dodatkowo podkręcały atmosferę. Z nieudawaną przyjemnością przyglądał się swojemu lustrzanemu odbiciu, w postaci Daisy. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie zetrzeć odrobiny bitej śmietany, która została jej na ustach. - Wybacz, za dużo tłumaczenia w lewo, w prawo, prosto. - zrobił minę niewiniątka i już naprawdę nie mogła być na niego zła. Wiadomo, że nie chodziło o to, że się ubrudziła...
- Rozumiem. - powiedział, ale czy faktycznie rozumiał czy tylko wziął to za jedną z zasad tej gry... czy nazwisko było mu do czegoś potrzebne? W żadnym razie. Nie protestował.
- Mam nadzieję, że to nie znaczy, że nie chcesz ze mną rozmawiać. - sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego... skoro wyciągnęła tabloidy, mogło zadziałać szybciej.
- Nie wymyśliłem żadnej innowacyjnej techniki rysunku. - roześmiał się lekko rozbawiony. Sterem, okrętem i żeglarzem mógł być w innych dziedzinach i okolicznościach. Na pewno nie zawodowych. - Kawiarniane rysunki to dość popularna umiejętność - opowiadał niczym znawca, budując nieco napięcie, by przejść do swoich ulubieńców. Był przy tym dość skromny. Nie oszukujmy się jednak - tak umiejętnie skromny, bo pan Polanski tak ogólnie miał dość wysokie mniemanie o sobie. Dla celów wyższych i znaczniejszych potrafił jednak przykrywać swoją butność uśmiechem i umiejętnością trzymania języka za zębami.
- Lubię surrealistyczną sztukę Salvadora Dali.- Daisy w końcu sama chciała usłyszeć, a Lucas lubił opowiadać o swoich ulubieńcach trochę nie z tej epoki.- Nie tylko obrazy, ale całą otoczkę wokół jego osoby. Artystę można jedynie odbierać całościowo. Przez to, co sobą reprezentował, jak żył, z kim się spotykał i skąd czerpał inspirację. - opowieść podzielił na kilka nazwisk, obserwując, czy Daisy jest zorientowana i przede wszystkim zainteresowana którymś, czy raczej było to grzecznościowe rzucenie nie-tabloidowego tematu. Polanski nie chciał jej zanudzić. - Secesyjny przesyt widoczny u Gaudiego czy Wyspiańskiego. - tu się skupił na modernistycznej wyliczance, by wspomnieć jeszcze jedno, chyba najbardziej znane nazwisko jego ulubionego okresu w malarstwie. - Na twórczości Picassa kończąc. Większość ludzi kojarzy go tylko z kubistycznymi koślawusami, za którymi osobiście nie przepadam... a on miał przyjemne dla oka kreski. - nie ograniczał się do jednego ulubionego. Nie byłby w stanie nawet wybrać między tak znamienitymi twórcami. - Jeszcze jak nadarza się okazja obejrzeć projekt na każdym etapie jego realizacji i porównać go z finalnym dziełem... - przypomniał sobie tematyczne wystawy, w których miał możliwość wziąć udział... jak chociażby ta, gdzie mógł przyjrzeć się najróżniejszym projektom witraży, które potem weryfikował oglądając kościelne okna wypełnione barwnymi szkiełkami. Kraków naznaczony pracą Wyspiańskiego. Projekty witraży poprzedzane szkicami roślinności, której nie powstydziłby się żaden zielnik. - nie istnieją dla mnie słowa takie jak niemożliwe i odległości. - zakończył.
- Skoro jednak pytasz o sztukę, musisz w jakiś sposób być z tym związana. Jakich twórców lubisz? -nikt w sumie nigdy nie pytał w tematach , których nie miał sam nic ciekawego do powiedzenia.

Daisy Watson
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
ODPOWIEDZ