płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
#6 + Outfit


Sam zasiedziała się dzisiaj w bibliotece. Dużo czytała, ale sporą część dnia spędziła na przeglądaniu Internetu. Teraz jak kupiła mieszkanie to w sumie mogłaby pomyśleć o tym, żeby je udekorować, albo wyposażyć w jakieś niezbędne meble i sprzęty. Siedziała na takich stronach kilka godzin, aż w końcu dotarło do niej to, że przecież i tak nigdy nic takiego nie kupi, a nawet jeśli kupi to będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Większość swojego życia spędzała na podróżowaniu, nie potrzebowała roślinek, które jej szybko pozdychają. Wystarczył jej materac do spania i mała lodówka na wodę. Zapisała sobie te dwie rzeczy na kartce i uznała, że to zamówienie przekaże Zoyi, żeby mogła jej to wszystko zamówić przez Internet. Sam nie mogła ryzykować i robić internetowych zakupów. Nawet jeśli używała do tego fałszywych danych.
Zapewne siedziałaby w tej bibliotece jeszcze dłużej gdyby nie to, że podeszła do niej bibliotekarka i uprzejmie poinformowała ją, że zaraz zamykają. Sam ją przeprosiła, podziękowała za informację i opuściła bibliotekę. Nie zerkając na zegarek uznała, że wybierze się do swojej ulubionej kawiarni na kawę i sprawdzi czy nie miała żadnej poczty. Co prawda odebrała ostatnio wszystkie wiadomości, ale jako, że jutro wieczorem wybierała się do Norwegii w związku z nowym kontraktem, mogła dostać jakieś nowe informacje, które był niezbędne do wykonania misji. Zagubiła się w swoich myślach tak bardzo, że nawet nie zauważyła, że światła w lokalu są już pogaszone. Zamiast się rozejrzeć złapała za klamkę i pchnęła drzwi i tym samym prawie zaatakowała Mavis, która akurat stała przy drzwiach po drugiej stronie i obracała plakietkę, która informowała potencjalnych klientów o tym, że lokal jest już zamknięty. -O nie. Przepraszam cię najmocniej! - Nie lubiła przypadkowo krzywdzić niewinnych ludzi. Jedyną winną tutaj była ona sama, bo nie patrzyła gdzie lezie. -Nic ci nie zrobiłam? - Dopytała jeszcze, bo miała wrażenie, że uderzyła drzwiami kobietę w dłoń. Przy okazji Sam zerknęła na wspomnianą wcześniej plakietkę. -Cholera. Przepraszam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że już tak późno. - Westchnęła ciężko i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, która jest godzina. -Wiesz może gdzie o tej godzinie napiję się kawy? - Zapytała zanim jeszcze obróciła się na pięcie.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
003
Dzień był naprawdę trudny, choć nie powinno jej to dziwić. W takie dni jak ten, mnóstwo lubi przychodziło napić się kawy, w godzinach wieczornych kawiarnia była najbardziej oblegana. Mavis, choć zmęczona, nie ogarnięta i odrobinę nie w humorze ze względu na ból głowy, który towarzyszył jej od rana, była sympatyczna i śmigała po kawiarni, jak wyścigówka. Musiała mieć wszystko pod kontrolą, wolała zerkać na kelnerów kręcących się po kawiarni, a także na baristów. Wszyscy byli dobrze przeszkoleni i nie wątpiła w umiejętności swojego personelu, ale chciała, by wszystko prezentowało się jak najlepiej. Dało się zauważyć, że młoda właścicielka oddawała całe swoje serduszko kawiarni. To było takie jej dziecko o którym marzyła od kilku lat, dlatego dbała o to, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Tutaj stawiało się na klienta, nie interesowało jej to, że któryś z kelnerów miał kiepski humor, klienci byli ważni, gdyby nie oni, kawiarnia nie mogłaby funkcjonować. Między innymi, właśnie z tego powodu sama stawała za ladą, gdy była taka potrzeba. Klientów również obsługiwała, gdy któryś kelner źle się czuł, zbierała zamówienia i dostarczała bariście. Dzięki takiemu podejściu, klienci czuli się ważni, a klient czujący się ważny, to klient szczęśliwy. Podsumowując, jeśli był dobrze obsłużony, było wysokie prawdopodobieństwo, że zostanie stałym klientem. Każdy klient był na wagę złota, lecz stali napędzali cały interes.
Była zmęczona i w duchu odliczała minuty do wyjścia ostatniego klienta. Nie miała serca, by zwrócić uwagę tej słodkiej parze popijającej spokojnie kawę. Stała więc za ladą, czyszcząc ekspres do kawy i zerkała dyskretnie w kierunku zakochanych. Może odrobinę im tego stanu zazdrościła, dawno nie była zakochana, a naprawdę lubiła ten stan. Chętnie wracała myślami do tych przyjemnych chwil, które spędziła na studiach, starając się nie myśleć o tych gorszych, które się z nimi wiązały. Nie minęło zbyt wiele czasu do wyjścia tej dwójki. Kobieta posłała im szeroki uśmiech i skinęła głową na pożegnanie.
Ściereczkę którą czyściła ekspres, odłożyła na ladzie. Wyszła zza niej, podchodząc do drzwi i wchodząc na stołeczek, w celu zmiany tabliczki z open na close. Zabrała automatycznie dłoń, gdy poczuła uderzenie. Miała już powiedzieć, że akurat zamykała, ale ton kobiety, która wydała się przejęta tym drobnym wypadkiem, odrobinę zmiękczyła jej serduszko. Obejrzała uważnie dłoń, jakby szukając jakiegoś śladu po uderzeniu, ale niczego takiego nie dostrzegła.
- Nie, wszystko w porządku. Już nawet nie boli... - Odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Godzina nie była najwcześniejsza, właściwie powoli zaczynały się zamykać wszystkie lokale, które znała, ale... Cóż, klient nasz pan.
- Tak się składa, że wiem. Miałam zamykać, ale jeśli masz... Ochotę napić się kawy, to zapraszam. Jedna klientka wieczoru mi nie zepsuje - Odpowiedziała żartobliwie, otwierając szerzej drzwi i wpuściła kobietę do środka. Wskazała dłonią jakiś stoliczek i zapaliła światło.
- Ciężki dzień? Wyglądasz trochę na zmęczoną - Zauważyła błyskotliwie. Nie była to jej sprawa, lecz Mavis miała to do siebie, że za bardzo martwiła się o innych, nawet jeśli były to pozornie obce osoby.


Sameen Galanis
ambitny krab
-
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nienawidziła być osobą, która wpada w ostatnią minutę do restauracji czy kawiarni i wymaga tego, żeby zostać obsłużoną. Wiedziała, że tacy ludzie istnieją. Nie miała z nimi do czynienia, bo jednak w jej przeszłość niekoniecznie wpasowuje się obsługa klienta. Ona pracowała dla klientów i mordowała po prostu cele. Chociaż nie zdarzyło się, żeby jej celem był po prostu niemiły klient, który komuś nadepnął na odcisk. Raczej byli to ludzie ze świata przestępczego, politycy, skorumpowani bogacze. Raczej zwykłego człowieka nie byłoby stać na usługi Sam. Dużo sobie liczyła za swoje umiejętności. Wiedziała jednak, że była warta swojej ceny. No i ludzie też to musieli wiedzieć, bo absolutnie nie narzekała na brak zleceń. Wręcz przeciwnie. Mogła w nich śmiało przebierać będąc przy tym wybredną i wybierając te, które finansowo opłacały się najbardziej.
Sam po uderzeniu też zerknęła na dłoń dziewczyny w poszukiwaniu śladu, który mogła jej zostawić. Ostatnią rzeczą jaką chciałaby zrobić to zranienie dziewczyny, która była właścicielką kawiarni, w której Sam bywała właściwie codziennie. –Okej. To chociaż tyle dobrego. – Odparła. –Jeszcze raz przepraszam. – Dodała, bo naprawdę nie chciała tego zrobić. Za bardzo odpłynęła myślami, co nie zdarzało jej się zbyt często.
-Poważnie? – Lubiła takie momenty. Kiedy w świecie, w którym ona była torturowana i zmuszana do zabijania, okazywało się, że są jeszcze ludzie, którzy są po prostu mili i nie potrzebują do tego powodu, ani niczego w zamian. –Byłabym naprawdę wdzięczna, ale nie chciałabym też robić problemów. – Pewnie taka młoda dziewczyna jak Mavis chciałaby już wrócić do domu, albo spotkać się ze znajomymi zamiast obsługiwać ludzi w kawiarni po godzinach. –Dziękuję. – Powiedziała składając dłonie i nawet lekko się kłaniając. Weszła do środka i w sumie gdzieś w myślach trochę się zaśmiała z tego, że biedna Mavis wpuściła właśnie morderczynie, absolutnie nie zdając sobie sprawy z tego kim kobieta jest. Oczywiście, żeby nie było, Mavis nic nie groziło. Sam nie zabijała niewinnych ludzi, albo dlatego, że miała na to ochotę.
-Nie powiedziałabym, że ciężki. – Zaśmiała się. Miała gorsze dni. Tysiące. –Spędziłam dużo czasu przed ekranem, a nie jestem do tego przyzwyczajona, więc może dlatego wydaje się zmęczona. – Wyjaśniła i nie usiadła przy stoliku tylko podeszła do lady, żeby móc kontynuować rozmowę z dziewczyną. –Spory ruch dzisiaj? – Zagaiła. Często tu bywała, więc wiedziała w jakich godzinach obsada miała najwięcej pracy. –Jest może dla mnie jakaś poczta? – Nie spodziewała się, żeby ktoś jej coś zostawił, ale warto było zapytać.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Pracując z klientem trzeba mieć nerwy ze stali i duże pokłady cierpliwości. Nie wszyscy klienci byli mili i kulturalni, niektórzy byli chamscy, opryskliwi i pchali się minutę przed zamknięciem informując obsługę, w dość chamski sposób, że klient nasz pan i personel obowiązek go obsłużyć. Mavis, osobiście, takich ludzi nie lubiła. Prosiła więc grzecznie o opuszczenie lokalu, bo personel również ma swoje życie osobiste. Jeśli nie pomagało bycie miłym, musiała być mniej miła i choć nie lubiła, często to skutkowało. Do niektórych nie docierały miłe słowa, tylko stanowcze i chamskie nie obsłużę pana, niech pan wyjdzie.
Ludzie różnie zarabiali na życie. Może, gdyby Mavis wiedziała, że właśnie ma obsłużyć morderczynię, byłaby bardziej zdystansowana. Na szczęście nie pytała ludzi w jaki sposób zarabiali na życie. Sytuacja zmuszała niektórych do prowadzenia trybu życia, na który inni by się nie odważyli. Mavis w kawiarni czuła się dobrze, na tyle dobrze, by nie zmieniać pracy. Nawet gdyby wiedziała o tym, czym zajmuje się Sam, nie pytałaby o szczegóły. Sama nie wiedziała, jakby zareagowała. Nie potrafiłaby zrobić nikomu krzywdy, nawet gdyby jej za to zapłacono. Prędzej wysunęłaby jej się broń z ręki, albo zaczęłaby przepraszać. Niestety panienka Miller, choć dupę miała całkiem twardą, tak psychicznie była miękką bułeczką. Zawsze starała się o to, by wszystkim dookoła dogodzić, a nie niwelować ludzi i dokonywać egzekucji. Nieraz się zastanawiała, co czuje taki człowiek, gdy kogoś zabija, ale dość szybko rezygnowała z tych rozmyślań, na rzecz czegoś milszego.
— To nic, naprawdę. Kiedyś dostałam drzwiami w głowie, bo akurat się nachylałam, żeby pozamiatać. To było bardziej bolesne — Opowiedziała, śmiejąc się promiennie. Wtedy do śmiechu jej nie było, ale w tym momencie, gdy już nie bolało, brzmiało to dość zabawnie. A co najlepsze, była to stała klientka! Przychodziła do tej pory i najwidoczniej nie chciała rezygnować.
— Serio, nie byłabym w stanie odmówić takiej miłej osobie — Dla niej Sam była miła. Mavis obserwowała swoich klientów, wiedziała kto wracał, kto był pierwszy raz, kto był w porządku, a przy kim nie można było pozwolić sobie na normalne, ludzkie rozmowy, bo szybko się oburzali. W tym przypadku czuła się pewnie, blondynka nigdy nie robiła ani jej, ani żadnemu innemu pracownikowi problemów. Zresztą, Mavis ją zapamiętała, bo tylko ona przychodziła po pocztę do kawiarni. Brunetka nigdy nie zastanawiała się dlaczego tak jest, ale nawet nie pytała. Czemu miałaby to robić?
— Ach, rozumiem… No racja, wyświetlacze na dłuższą metę potrafią być męczące. Zastanawiam się, jak to działa, że niektórzy ludzie, mogą ciągle siedzieć z nosem w telefonach, bądź komputerach. To chyba dla mnie za dużo — Uznała. Dobrze, że kobieta podeszła do lady, bo dzięki temu łatwiej się z nią rozmawiało. Nie musiała podnosić głosu, by odpowiedzieć, albo zagadać. Zastanowiła się chwilę o której był największy ruch. Właściwie, trochę się w tym wszystkim pogubiła, bo dzień był całkiem przyjemny, więc ludzie tak na dobrą sprawę, kręcili się od rana.
— Wyjątkowo trudny dzień. Najwięcej osób było przed piątą, w południe. Ludzie wracali z pracy, wstępowali na kawę. Zresztą, zbliża się weekend. Wpada dużo młodzieży na kawę i lody, w końcu mają wakacje — Odpowiedziała wesoło, szykując filiżankę na kawę dla Sam. — Akurat… Coś przyszło, zaraz podam — Schyliła się pod ladę, otwierając szafkę w której trzymane były listy, albo rzeczy, które zostały zapomniane przez klientów. Teraz na właściciela czekał jakiś telefon i karta do bankomatu, którą na szczęście znalazł pracownik, a nie klient który mógł ją sobie przywłaszczyć.
Brunetka wyciągnęła list zapieczętowany czerwoną pieczątką i podała go Sam. Koperta wyglądała naprawdę ładnie z tym znaczkiem, można by rzec, dość nietypowo.
— Jaka kawa, masz ochotę na lody albo ciastko? — Zapytała, zastanawiając się, którą kawę powinna przyszykować.

Sameen Galanis
ambitny krab
-
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nie martwiłaby się tym, że musiałaby ludziom spowiadać się z tego czym się zajmuje. Zauważyła, że ludzie o to nie pytają, a przynajmniej nie przy pierwszej lepszej rozmowie. O takie coś pyta się kogoś z kim jakoś już prowadzi się rozmowę. Nieznajomi nie podbijali do siebie i nie pytali randomowo o zawód. A nawet jakby ktoś ją zapytał o to kim jest to Sam nie miałaby problemu z odpowiedzią na pytanie. Miała kilka tożsamości i dostosowywała je do osób, które pytały. W Lorne jak ktoś ją o to pytał to informowała, że pracuje dla biur podróży i jest odpowiedzialna za podpisywanie kontraktów z różnymi hotelami na całym świecie. Stąd też wyjaśnienie dlaczego tyle podróżowała i nie miała stałego zameldowania. Nie krępowało jej też powiedzenie, że jest bezrobotna. Takie rzeczy też się zdarzały.
-Jezu. – Zawtórowała jej śmiechem, chociaż nie do końca było się z czego śmiać. –Mam nadzieję, że nie miałaś w związku z tym jakiś poważnych konsekwencji. – Bo wiadomo, głowę jednak trzeba było chronić i o nią dbać. Nawet niewielkie wstrząśnienie mózgu mogło być niebezpieczne jeśli człowiek się nim odpowiednio nie zajął.
-Ja… – Zaczęła, bo trochę Mavis zgasiła ją tym, że nazwała ją miłą. Nikt nigdy tak o niej nie powiedział. Nie była miła. To wszystko co robiła… nic z tego nie było miłe. –Dzięki. – Posłała dziewczynie uśmiech jak już wydusiła z siebie to podziękowanie. Chociaż nie ma co, nadal stała lekko sparaliżowana tym, że ktoś, właściwie obcy nazwał ją właśnie miłą. Pewnie Sam nie będzie mogła teraz spać przez trzy noce, bo będzie myślała o tym, że odzyskała odrobinę człowieczeństwa i była miła i ktoś był to w stanie potwierdzić i jej powiedzieć.
Pokiwała głową. –Tak. A w tych czasach ciężko spotkać kogoś kto nie jest w ten ekran zapatrzony. – Oparła się o blat. –Ja mam straszne bóle głowy jak za długo siedzę przy komputerze. Albo zaczynam cierpieć na bezsenność. Więc ograniczam to do absolutnego minimum. – Ograniczała też ekrany dlatego, że nie chciała tracić życia na patrzenie w ekran. I chodziło o to, że dopiero od niedawna Sam jest wolną osobą i może sobie robić to na co ma ochotę. Nie chciała tego marnować na oglądanie świata przez ekran. Tym bardziej, że miała możliwości żeby podróżować i zwiedzać świat.
-W południe widziałam. Chciałam zajść po drodze do biblioteki, ale zauważyłam kolejkę i uznałam, że wpadnę wieczorem. – Uśmiechnęła się. Wiadomo, człowiek czasami chciałby mieć trochę luźniej, ale chyba lepiej mieć ten zapierdziel i zarabiać niż narzekać na to, że jest się na skraju bankructwa, bo ludzie nie chcą przychodzić. –Super. Dzięki. – Wyprostowała się, bo naprawdę niczego się nie spodziewała. Wzięła kopertę i przyglądała jej się przez chwilę, ale zaraz schowała ją do kieszeni. –Dzięki. – Jeszcze raz posłała Mavis uśmiech.
-Kawa czarna. Duża. – Odpowiedziała z automatu. Rzadko kiedy pijała coś innego. Chociaż ostatnio polubiła herbaty z lawendą. Spojrzała na witrynę z ciastami. –Masz może sernik z brzoskwiniami? Chodzi za mną od kilku dni. – Zmarszczyła brwi.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Miller podziwiała osoby, które nie miały problemu z mówieniem o sobie. Choć była dorosła, pozostała w niej cząstka tej nieśmiałej dziewczynki, niewiele mówiącej o sobie i swoich zainteresowaniach. Teraz była pewniejsza siebie, bardziej dojrzała i wiedziała, że nie ma czego się wstydzić. Była dorosła, skończyła studia, prowadziła własną działalność i czuła się spełniona, przynajmniej w sferze zawodowej, o uczuciowej wolała nie wspominać, bo wołała o pomstę do nieba. Nie miała normalnych relacji z facetami, zawsze musiało być jakieś ,, ale" I masa problemów, między innymi niezdecydowanie, główne od drugiej strony. Nie uważała, by związku były aż tak ważne, lecz patrząc na swoje siostry, odrobinę zazdrościła im stabilizacji. Może nie takiej jak w przypadku Luny, lecz ta miała chociaż pewność, że ojciec jej dzieci nie zostawiłby jej ot tak z dwójka maluchów. Na pewno było miło wracać do domu, w którym czekał ktoś więcej, niż rodzice i kot.
— Tylko siniaka, wtedy cholernie bolało, ale teraz już się aż tak nie pochylam — Odpowiedziała wesoło. W pewnej bajce, był taki ładny cytat mówiący o bolesnej przeszłości, z której trzeba wyciągnąć wnioski. Brunetka je wyciągnęła i dzięki temu miała całą głowę i nie wylądowała jeszcze na ostrym dyżurze.
Milczeniem i delikatnym uśmiechem odpowiedziała na podziękowanie blondynki. Lubiła powiedzieć ludziom parę miłych słów, w końcu każdy byl szczęśliwy, gdy choć przez chwilę i z błahego powodu, został pochwalony. Brunetka doceniała każdego, nawet za najdrobniejszy gest. Nieważne czy były to miłe słowa, czy kulturalne zachowanie.
— Cholera, widzę, że nie jestem z tym sama. Dobrze wiedzieć, że ktoś ma podobne dolegliwości… — Podsumowała z uśmiechem przygotowując kawę, którą chciała wypić Sam.
— Oczywiście, że mam sernik. Wstyd byłoby mi otwierać kawiarnie bez sernika — Każdy szanujący się właściciel kawiarni miał w ofercie sernik, gdyby go nie było, spaliłaby się ze wstydu! Przygotowany na talerzyku sernik, wraz z pachnącą aromatycznie kawą, postawiła przed Sameen.
— Dawno nie byłam w bibliotece, aż wstyd przyznać… Ale nie mam na to czasu — No cóż, a lista książek do przeczytania była coraz dłuższa.

Sameen Galanis

[z góry przepraszam za błędy, ale pisałam z tel!]
ambitny krab
-
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Mavis jak na tak młodą osobę to bardzo dużo w życiu osiągnęła. Skończyła studia, miała swój biznes, który funkcjonował bardzo dobrze. Gdyby Sam była jej rodzicem to byłaby dumna ze swojej córki. Ludziom w wieku Miller najczęściej w głowie tylko imprezy, miłostki i jakieś swawole. Bycie tak ogarniętym jest naprawdę czymś godnym podziwu.
Sameen zapewne mogłaby jej podrzucić kilka mądrości życiowych jak to przystało na starszą koleżankę. Niestety jednak nie była raczej odpowiednią osobą do tego, żeby mówić komuś jak mają żyć. Tym bardziej, że miała niewielkie pojęcie o prawdziwym życiu. Jedyne co mogła powiedzieć Mavis to to, że bycie w związku, albo bycie zakochanym, rzeczywiście nie było najważniejsze na świecie. Najpierw trzeba było pokochać samego siebie i szanować siebie i stawać siebie na piedestale. Dopiero wtedy było się gotowym na uczucia względem kogoś innego. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo sama nie miała za bardzo o tym pojęcia.
Zaśmiał się. –To przynajmniej dużym plusem tego wszystkiego jest to, że uczysz się na swoich błędach. – Uśmiechnęła się.
Posłała dziewczynie szeroki uśmiech. –To chyba dobrze o nas świadczy, co? – Zapytała. –Nie jesteśmy uzależnione od elektroniki i nasze ciała reagują jak spędzamy nad nimi za dużo czasu. – Pewnie w towarzystwie swoich rówieśników, Mavis mogłaby uchodzić za dziwaczkę. W końcu jej pokolenie to raczej dzieciaki, które już się wychowywały z telefonami w rękach. Sam to jeszcze mogłaby być pokoleniem, które telefony i komputerowy poznawało, niestety ta część dzieciństwa również ją ominęła. Teraz bardziej znała się na telefonach stacjonarnych niż na smartfonach.
-Super. – Ucieszyła się, bo naprawdę miała ochotę na ten sernik. –No wiesz… mogłabyś go nie mieć, bo rozszedł się w godzinach pracy. – Zażartowała, a jak Mavis postawiła przed nią jej zamówienie to nawet przymknęła oczy, żeby delektować się zapachem świeżo zaparzonej kawy. –Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, żebym zjadła na miejscu? Bo mogę wziąć na wynos jak coś. – Nie chciała trzymać dziewczyny po godzinach pracy. Na pewno była padnięta i chciała już sobie odpocząć.
Sam upiła łyk kawy i zabrała się za sernik, który skomentowała z aprobatą jakimś „mmm” i ponownie zamykając oczy. Nawet rzuciła, że właśnie tego jej się chciało i na to miała ochotę.
-Nie sądzę, żeby to był powód do wstydu. – Uśmiechnęła się sięgając po kubek z kawą. –Biblioteki to straszne pożeracze czasu. Gdyby nie to, że mam dużo wolnego to też nie miałabym czasu, żeby tam bywać. – Wyjaśniła i wróciła do ciasta.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Rodzice byli z niej dumni, lecz potrafili jej przypomnieć i wypomnieć, że miała im oddać pieniądze, które pożyczyła na kawiarnię. Nie było łatwo, lecz Miller dotrzymywała słowa. Nie potrafiłaby spojrzeć rodzicom w oczy, gdyby nie oddała im tych pieniędzy. Doskonale wiedziała, że ten biznes funkcjonował dzięki rodzicom. Wykupili lokal, gdy Mavis ukończyła studia, sama odłożyła też jakieś pieniądze, żeby mieć na wystrój wnętrza. Chciała dodać coś od siebie, włożyć trochę swojej duszy w ten lokal i sprawić, by goście czuli się, jak w domu. Dlatego chętnie nawiązywała kontakty i gdy tylko czas jej na to pozwalał, rozmawiała z klientami.
Mogła skupić się na innych rzeczach, wiele osób w jej wieku faktycznie miało nieco inne... Ambicje. A może to nawet nie były ambicje? Gdzie nie spojrzała, wszyscy myśleli o tym, by żyć wygodnie i się nie narobić, co dla niej było dziwne, bo łatwa praca nie potrafiła jej usatysfakcjonować. Była pracoholiczką i nawet temu nie przeczyła, jej życie głównie wokół tego się kręciło. Najpierw szkoła, później hobby, a teraz praca, którą ją satysfakcjonowała.
Skończyła czyścić ekspres i ladę, po czym zaparzyła sobie kawę i również ukroiła kawałek sernika. Zdjęła nawet fartuszek roboczy, który odłożyła na oparciu krzesła i przysiadła się do Sameen, wzdychając rozanielona, gdy tylko usiadła.
— Raczej nie jest zajęte, więc się dosiądę — Oznajmiła z uśmiechem, upijając łyk kawy. Można by powiedzieć, że czuła się jak na ploteczkach z koleżanką, przy ciepłej kawce. W kawiarni była jednak cisza, która zupełnie jej nie przeszkadzała. Po całym dniu hałasu, miło było w końcu usiąść na dłuższą chwilę i normalnie porozmawiać. Nikt jej nie gonił, zamówienia się nie sypały, nie było kotła na sali, tylko spokój. Wystarczająco dużo czasu, by posiedzieć i pogadać.
Może faktycznie jako jedna z niewielu osób nie wisiała na telefonie, albo nie ślęczała przed komputerem, ale ona miała wiecznie coś innego do zrobienia. Ciągle gonił ją czas, terminy, szkoda jej było dnia na takie nic nie robienie. Lubiła wieczorem wrócić do domu, napić się lampki wina i powiedzieć sobie samej, że zasłużyła na spokój.
— Tak, to dobrze. Cholera, gdybym powiedziała coś typu, że ta dzisiejsza młodzież..., brzmiałabym jak starszy facet, narzekający na ludzi. Dlatego nie powiem czegoś takiego, ale! Podziwiam ludzi którzy poświęcają czas na yt i nagrywaniu filmików, mi by się odechciało po kilku miesiącach nieowocnej pracy. Szkoda czasu — Naprawdę podziwiała samozaparcie tych osób, ona wolała nieco inne sposoby zarabiania, ale co człowiek, to inne priorytety i potrafiła to uszanować. Starała się wszędzie widzieć pozytywy, dlatego podziwiała te osoby.
Spojrzała, jakby z wyrzutem na blondynkę, gdy ponowiła pytanie.
— Jasne, że nie mam. Smacznego. A co do sernika... Te brzoskwinie są od jednego z tutejszych sprzedawców. Zawsze stoi na targu z samego rana i sprzedaje brzoskwinie, są niesamowicie słodkie, więc polecam. Do sernika w sam raz, więc jak będziesz na targu i zobaczysz niskiego, grubiutkiego mężczyznę z zakolami, to wiedz, że to ten facet — Mogła go z czystym sumieniem polecić, nie tylko brzoskwinie u niego kupowała i zamawiała, inne owoce również. Wszystkie były niesamowicie smaczne, miała wrażenie, że mężczyzna wkładał całe serce w hodowlę tych owoców. Mogła go śmiało nazwać mistrzem swojego fachu.
— Prawda. Jak studiowałam to spędzałam mnóstwo czasu w bibliotece, teraz mam go mniej. Lubiłam czytać książki podróżnicze, jakoś zawsze utożsamiałam się z tymi badaczami, to był dopiero dreszczyk emocji. Nowe, nieodkryte lądy i te sprawy — Zaczytywała się w różnych książkach, ale przygodowe i podróżnicze uzyskały w jej serduszku specjalne miejsce.

Sameen Galanis
ambitny krab
-
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
No to wydawać by się mogło, że Mavis ma dosyć specyficznych rodziców. Raczej rodzice chętnie inwestują w swoje dzieci i robią wszystko, żeby te miały lepiej niż oni kiedy byli młodsi. Z drugiej jednak strony co taka Sam mogła o tym wiedzieć? Nie miała tego przywileju, żeby zostać wychowaną przez swoich rodziców. Nie uważa, żeby jakoś źle na tym wyszła. Oczywiście pomijając stracone dzieciństwo, wszystko przez co przeszła, a także to czym się zajmowała. Mimo tych wszystkich okropności wydawało się, że udało jej się zostać… może nie dobrym człowiekiem, ale kimś takim… nie najgorszym.
-Super. – Szczerze się ucieszyła. Nie chciałaby chyba siedzieć i pod presją pić gorącą kawę i jeść sernik podczas gdy Mavis by na nią patrzyła i czekała, aż ta skończy, żeby mogła zamknąć w końcu kawiarnię i iść do domu. Tak było zdecydowanie przyjemniej i swobodniej. Sameen bardzo ceniła takie chwile. To właśnie w takich momentach pozwalała sobie zapomnieć o tym kim jest i czym się zajmuje. Mogła po prostu bezstresowo cieszyć się chwilą.
Zaśmiała się dźwięcznie. –Tak. Tak, zdecydowanie zabrzmiałabyś jak stary facet narzekający na dzisiejszą młodzież. – Potwierdziła i sięgnęła po filiżankę z kawą, której upiła łyk. Właśnie tego potrzebowała. Wrzącego napoju pełnego kofeiny, który sparzy jej usta i gardło. Od razu czuła, że żyje. –To ja powinnam raczej powiedzieć coś takiego. – W końcu była starsza. –Ale nie zrobię tego, bo jednak kim ja jestem, żeby oceniać innych. – Wzruszyła ramionami. Sama nie wychowała się wśród Instagramów, Snapchatów i tik toków, więc bóg jeden wie jak wpłynęłoby to na jej życie gdyby rzeczywiście miała możliwość poznawania takich aplikacji od początku. –Zdradzę ci sekret. – Odstawiła filiżankę z kawą i nabrała powietrza. –Nigdy. Przenigdy. Nigdy. Nigdy nie widziałam żadnego filmiku na youtubie. – Wyznała i teraz spojrzała na Mavis oczekując jej reakcji. Nie było w tym żadnego kłamstwa. Sameen nie miała powodów, żeby wchodzić na youtube’a i przeglądać tam cokolwiek. A nawet jakby chciała tam wejść to nie miałaby pojęcia co mogłaby wpisać, żeby oglądać. Miała nieograniczone możliwości w Internecie, a jednak ograniczeniem był jej własny umysł.
Jak już Mavis zachwaliła brzoskwinie to Sam ponownie zabrała się za sernik. –Serio? – Zapytała pełna podziwu. –Rzeczywiście czuję różnice. Moja mama zawsze używała tych z puszki, a wiadomo, te w syropie smakują całkiem inaczej. Ze świeża brzoskwinią jeszcze nie jadłam. – Nachyliła się, żeby obejrzeć sernik i zaciągnąć się jego zapachem. Delikatnie uniosła kąciki ust w prawie niezauważalnym uśmiechu. –Fajnie, że wspierasz lokalnych sprzedawców. Cenię sobie bardzo coś takiego. – Dodała z uśmiechem, który posłała Mavis. –Dobrze wiedzieć. Dzięki. -Odparła. –A ma inne owoce poza brzoskwiniami? – Dopytała, bo jednak Sameen była wielką fanką jabłek. Zjadła przynajmniej jedno dziennie.
-O tak. To zawsze brzmi fascynująco. A jako ktoś kto miał przyjemność zwiedzić… no nie powiem, że cały świat, bo są miejsca, w których nie byłam, ale tak… 80% świata mam za sobą, to powiem ci, że jest co odkrywać. Świat jest piękny. – Dobra, odwiedzała różne miejsca w ramach misji, ale to nie oznaczało, że nie korzystała z uroków swojej pracy. O ile można to nazwać urokiem. –Co studiowałaś? – Zapytała biorąc do ust ostatni kęs sernika.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Inwestowali w przyszłości dzieci.
Opłacili jej studia, pomogli znaleźć pracę Maddie, ogólnie rzecz biorąc, nie wypuścili żadnego dziecka z rodzinnego gniazda, bez zabezpieczenia. Nie wchodziły w życie nie mając nic, właśnie miały dużo, Mavis wydawało się nawet, że zbyt dużo. Nie wszyscy rodzice tak chętnie pomagali, dlatego czuła się zobowiązania, by oddać im te pieniądze. Na pewno nie jeden raz jeszcze jej pomogą, a kilka. Chciała by wiedzieli, że miała u nich dług, który musi spłacić. Jeśli to zrobi, w przyszło będą patrzeć na nią przychylnym okiem i udzielą bezproblemowej pomocy.
— Nieważne... Uznajmy, że tego nie było. Nie chcę brzmieć jak starszy Pan — Machnęła dłonią, starając się rozwiać te myśli i nie wracać do tego tematu. Puściła go w niepamięć, bo naprawdę nie chciała wyjść na zgorzkniałą kobietę, nie miała nawet czterdziestki, do cholery. Połowy wieku nie przeżyła, po pięćdziesiątce będzie mogła narzekać — a jakże. Teraz nie chciała tego robić, bo zamieniała się we własną matkę, a ona czasem potrafiła być męcząca.
Spojrzała z zaciekawieniem na Sameen, gdy wspomniała o sekrecie. Przybliżyła się nawet do niej, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że były tutaj... Tylko we dwie! Zaintrygowanie łatwo można było dostrzec na jej twarzy. Sama nie wiedziała, czego tak naprawdę się spodziewała, ale na pewno czegoś zaskakującego i... Powiedzmy sobie szczerze, gdy Sam wspomniała o tym yt to naprawdę się zdziwiła.
— Żartujesz? Cholera, zaskoczyłaś. Nawet moi rodzice oglądali filmiki na yt — Powiedziała ze śmiechem. Naprawdę miała wątpliwości, jak w erze internetu, tik toków i smartfonów.... Nie mogła tego tak do końca pojąć.
— Ale jak? Są smartfony, są komputery, są tablety... — Zaczęła wymieniać. Długo mogła nad tym rozmyślać. Choć nie powinno jej to dziwić, przecież Sameen była tą osobą, która czytała listy, zamiast mailów. Rzadko spotykany widok w tych czasach.
— Moja też, ale no właśnie... Takie owoce smakują o niebo lepiej. Nie dość, że wiem co dostaję i za co płacę, to uważam, że rolnicy mają ciężką pracę. Wartą godnego zarobku i tak, inne owoce też sprzedaje. Znajdziesz coś dla siebie — Mogła poręczyć za tego starego mężczyznę, ona kupiła raz i od tego pierwszego razu wszystko się zaczęło. Teraz tylko u niego składała zamówienia, te owoce były warte każdej ceny.
Westchnęła z zafascynowaniem, gdy usłyszała, że Sam zwiedziła tyle świata. Podróże to jej kolejne marzenie, na które nie miała czasu. Chciałaby w przyszłości zrealizować te plany.
— Chciałabym jechać do Norwegii, to takie moje marzenie — Przyznała szczerze. Mogłaby przywyknąć do niższych temperatur, ale te zorze polarne... Ten cały krajobraz był wart zmiany przyzwyczajeń.
— Zarządzanie. Uczyłam się najpierw szkole gastronomicznej. Później doszłam do wniosku, że chciałabym mieć coś swojego i... Poszłam na zarządzanie — Dzięki temu miała jako takie pojęcie o tym wszystkim. Nie poradziłaby sobie jako amatorka.

Sameen Galanis
ambitny krab
-
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi. –Poczekaj, jest coś złego w brzmieniu jak stary facet? – Zapytała całkiem poważnie. Sameen, dopiero uczyła się funkcjonowania we współczesnym świecie. Jasne, była młoda, ale nie miała obycia wśród ludzi. Ani młodych, ani rówieśników, ani starszych osób. Do wielu rzeczy podchodziła jak pies do jeża, bo po prostu wiele rzeczy ją odstraszało. No i takimi rzeczami był między innymi właśnie Internet. Używała go tylko do surfowania po dark webie, w celu zebrania informacji potrzebnych do kontraktów, albo kiedy kogoś sprawdzała.
-Nie żartuję. – Odpowiedziała również się śmiejąc. Nigdy nikomu się do tego nie przyznała, ale rozmawiając o tym z Mavis nie czuła się źle z tego powodu. Nie czuła, żeby Miller ją w jakikolwiek sposób oceniała czy coś. W pewnym sensie Sameen poczuła nawet jakby z serca spadł jej jakiś ciężar. Jakby poczuła, że może być sobą i nie musi być przy tym krytykowana, bo nie jest taka jak każdy. –Wiem, wiem. Sama mam smartfona. – Machnęła ręką, bo miała go od niedawna i w sumie nie nosiła go ze sobą zawsze. Tak jak teraz, nie miała go przy sobie. Co w sumie było błędem, bo przecież i Zoya i Raine miały jej numer i w razie gdyby jej potrzebowały to miały dzwonić, a Sam i tak była niedostępna, bo telefonu nie nosiła ze sobą. –Miałam po prostu… hmmm… – Zamilkła na chwilę zastanawiając się jak wyjaśnić to, że nie miała styczności z mediami społecznościowymi. Napiła się kawy, żeby dać sobie więcej czasu na myślenie. –Miałam dosyć specyficzne dzieciństwo, które pozbawiło mnie tej części życia. Spora część mojego dorosłego życia też była dosyć specyficzna pod tym względem. – Próbowała to jakoś wyjaśnić. Obawiała się tego, że Mavis może weźmie ją za kogoś kto był częścią jakiejś sekty, albo kultu i dopiero się uwolnił od tego wszystkiego. –Poza tym bardzo cenię sobie ciszę dlatego wybieram książki i biblioteki. – Dodała jeszcze i posłała kobiecie delikatny uśmiech.
-Zgadzam się. – Pokiwała głową. –Całkowicie zmieniają smak ciasta, ale zdecydowanie jest to zmiana na lepsze. – Uśmiechnęła się do sernika i nie chciała wyjść na jakąś dziwną, ale dosyć szybko go pochłonęła. Był pyszny, a ona tak dawno nie jadła nic słodkiego. –Dokładnie tak. Poza tym, nie oszukujmy się, Lorne Bay jest stosunkowo małe, więc możesz mieć zaufanie do tych sprzedawców, bo to prawie tak jakbyś kupowała od przyjaciół czy od rodziny. – Podobała jej się taka mentalność, kiedy ludzie się wspierali i mogli na siebie liczyć. Małe i niby nieznaczące rzeczy, ale jednak człowiekowi się lepiej na sercu robiło.
-Serio? – Wyszczerzyła się i wyprostowała. –Śmiesznie, bo akurat jutro lecę do Norwegii. – Powiedziała odsuwając od siebie talerzyk po serniku i łapiąc kubek z kawą w obie dłonie. –Miałaś okazję spróbować kiedyś Brunost? Karmelowy ser norweski. Jest przepyszny. – To chyba jej ulubiona część podróży do Norwegii, możliwość kupienia tego sera. –Mogę ci przywieźć jeśli masz ochotę, naprawdę warto go spróbować. – Poleciła i już wiedziała, że rzeczywiście przywiezie Mavis kawałek tego sera.
-Okej. To super. Czyli rzeczywiście zajmujesz się czymś do czego się przygotowywałaś. Super sprawa. – Wiedziała, że dużo ludzi studiowało wymarzone kierunki tylko po to, żeby ostatecznie pracować w czymś co nie jest z tym w żaden sposób związane.

Mavis Miller
lorne bay — lorne bay
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I can’t be what you want me to be
Jakby się głębiej nad tym zastanowić... Nie było to tragiczne, ale wiele osób żartowało sobie z ludzi, którzy są niewiele starsi od tutejszej młodzieży, a w kółko, niczym mantrę powtarzają ,,za moich czasów...” Wbrew pozorom, te czasy tak dawne nie były. Dziesięć lat temu, Miller miała piętnaście lat. Z jednej strony mogło się wydawać, że czterdzieści lat minęło, jak jeden dzień; z drugiej natomiast, to było tylko dziesięć lat i czasy nieszczególnie mocno się zmieniły. Ona również wychowywała się wokół internetu, oraz yt. Różnica była tylko taka, że dziesięć lat temu nie było durnego tiktoka, a teraz był. Twórca aplikacji pomysł miał niezły, bo nastolatki z całego świata zachwycali się tą aplikacją i wrzucali głupie, nierzadko kompromitujące nagrania. Podróż za łatwymi pieniędzmi w tych czasach była tak zajmująca, że nikt nie patrzył na konsekwencje, niejednokrotnie przekraczając granice moralności i zdrowego rozsądku. To było przerażające.
— Hmmm, zależy, jak na to patrzeć. Niestety, ale starsi panowie nie wzbudzają już respektu swoimi wyczynami, jak na przykład służba w wojsku, dużo... Młodych ludzi się z nich naśmiewa, bo nie potrafią przystosować się do obecnych czasów, rozumiesz — Nie było w tym nic dziwnego. Nie wymagała od swojego dziadka, żeby teraz zaczął jeździć rowerem góralskim z dwiema przerzutkami, skoro przywyknął do torpedo, starsi ludzie nie byli w stanie zmienić świata, ale młodsi — owszem. Otwartość umysłu na nowości było kluczem do lepszego społeczeństwa.
Postawa Sam była intrygująca, a Mavis z ciekawością niekoniecznie się kryła. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej — nie tylko dlatego, bo nie korzystała z yt! Interesowało ją również to, czemu odbierała listy, skoro miała telefon i mogła kontaktować się z przyjaciółmi przez smartfona, messengera, a zamiast listów, mogła pisać maile.
Przysłoniła usta filiżanką kawy, widząc, jak Sam zbiera się, by powiedzieć o sobie coś więcej. Brunetka nie chciała być natarczywa, chciała, żeby blondynka sama zaczęła temat, nie czując presji ze strony rozmówczyni. Sameen wiedziała najlepiej, co może o sobie powiedzieć, a co lepiej zachować w tajemnicy.
Odstawiła filiżankę, gdy upiła łyk, słuchając słów Sam.
— Czyli wnioskuję, że po prostu... Nie miałaś możliwości. Twoi rodzice nie ufają technologii, czy to nie kwestia rodziców? Znaczy, nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz. Zainteresowałaś mnie, jestem ciekawa — To była ciekawa kwestia. Jej rodzice lubili nowości, matka bez problemu opanowała umiejętność korzystania z Internetu, do takiego stopnia, że śmigała po blogach kulinarnych, wyszukując nowych przepisów. Ojciec natomiast... Był mniej pozytywnie do tego nastawiony, jemu to wszystko było zbędne, choć lubił oglądać wiadomości.
— W punkt, choć wbrew pozorom, wszystkich nie da się znać. Zależy od dzielnicy, znam na przykład mało osób mieszkających w Sapphire River, ale tych z Pearl Lagune już ogarniam. Czasem ciężko powiedzieć, czy ktoś jest przyjezdnym, czy już mieszka kilkanaście lat — Ciężko było powiedzieć, czy osoby mijane na ulicy były przyjezdnymi, nowymi sąsiadami, czy tubylcami. Nieważne, jak bardzo by się chciało, nie da się wszystkich znać.
Słysząc o Norwegii, spojrzała z lekkim wyrzutem na Sam, lecz ciemne oczy brunetki zdradzały podekscytowanie.
— Cholera, zazdroszczę — Jęknęła, wzdychając cicho. Ona jeszcze będzie musiała trochę poczekać, musi odłożyć pieniądze, żeby w tę podróż się udać. Nie mogła ot tak wydać pieniędzy i jechać, miała pewne zobowiązania, których wolała dopilnować.
— Nie jadłam, ale chętnie spróbuję. Jak wrócisz, to zapraszam, daleko się stąd nie ruszę, więc wiesz gdzie wpadać — Zaśmiała się. Można ją było spotkać głównie w dwóch miejscach, w kawiarni i w domu. Rzadko wybywała na dłużej niż kilka godzin, poza mury mieszkania, bądź kawiarni.
— Tak, marzyłam o restauracji, ale do tego jeszcze daleko. Na razie cieszę się z kawiarni — Przyznała, dopijając kawę i postawiła filiżankę na stoliczku.

Sameen Galanis
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ