Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Wszystko rozbijało się o to, że za cholerę żadne nie chciało wysłuchać tej drugiej osoby. A już zwłaszcza Daisy miała problem z tym, żeby dotarło do niej, co mówi były facet. Koncentracja była daleka od ideału, a stres i zamieszanie wokół przyjazdu zrobiły swoje. Nie potrafiła pojąć, jak on może, w takim momencie obarczać winą jej rodziców?! Czy on właściwie słyszał, co sam mówił. Dupek! Prawdziwy dupek!
Na dodatek jeszcze podnosił na nią głos w miejscu publicznym! Dupek do kwadratu!
- Nie było cię w momencie, gdy otwierałam oczy! Podobno wcale się mną nie interesował! Obcy ludzie wykazywali więcej zainteresowania niż ktoś, kogo… - Zamilkła, bo wiedziała, że nie może tego powiedzieć. Przegrałaby wtedy. Wiedział przecież, że nigdy nie był jej obojętny, a w czasie mniej lub bardziej intymnych spotkań padały różne deklaracje. Nawet kiedy oficjalnie nie byli razem, to jednak wiedzieli co do siebie czuli. A przynajmniej ona wiedziała. Niczego zaś co padło z jego strony, nie mogła być pewna. Może od początku kłamał? Może mydlił jej oczu pięknymi słówkami od pierwszych chwil, byle tylko się nią zabawić? - Dlaczego tylko ty twierdzisz, że tam byłeś? A cała reszta niby kłamie? Cały świat sprzysiągł się przeciwko tobie, to mi chcesz powiedzieć? - Ochroniarze by powiedzieli, agenci, managerowie no i wreszcie jej rodzice. Oni wszyscy powiedzieliby jej, gdyby on ją odwiedził chociaż raz. A żadne z nich nie powiedziało ani słowa. Wymieniali jedynie pełne pożałowania spojrzenia, które Daisy, swoim zdaniem, rozgryzła bez problemu.
Olał ją. W chwili największej potrzeby nie potrafił zdobyć się na ludzki gest i zmierzyć się ze szkodą, którą wyrządził. No dobrze… Jedynie jej rodzice wypowiedzieli się na ten temat. Że oni od początku twierdzili, że to nie jest facet dla niej.
- A skąd ja mogę wiedzieć, czy cokolwiek zrobiłeś?! Nawet nie odbierałeś, nie pisałeś… Co, odwidziało ci się z dnia na dzień? Niby taki święty, tyle godzin przy łóżku, a potem nagle z dnia na dzień uznałeś, że masz mnie gdzieś? Nie ściemniej. - Nie mogła zrozumieć, jak ktoś mógł być tak perfidny? Już skoro go znalazła, to mógł przynajmniej spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, że ma mu dać spokój. Ona nie da się drugi raz nabrać na tę samą sztuczkę i nie da mu się bawić w “uczucia”.
A jak już zostało powiedziane — Daisy w pewnym sensie nie była już normalna. Myśli ulatywały, sprawiając uprzednio spustoszenie w ciele. Jak chociażby gnając je do niespodziewanych pocałunków.
Dlatego nie wiedziała zaraz po nim, jak powinna się zachować. Gdzieś głęboko skryta pamięć mięśniowa kazała jej przecież całować go, tak jak oboje lubili. Może dzisiaj nieco krócej… Zazwyczaj pocałunki takie prowadziły ich prosto we wzajemne ramiona, żeby wepchnąć w pościele. I znów przypomniała sobie jego ramiona. Znów na moment uległa wspomnieniom.
- Oboje wiemy, że to nie jest prawda… - Trudno orzec, czy mówiła o swoim stanie, czy o tym, za kogo go uważa. A może o obu rzeczach na raz? Zaciskała zęby — z bezsilności, bólu i złości. A on jeszcze dobijał, niczym gwoździe do trumny, to, że to wina jej rodziców.
- Nic nie musiałeś… - Powiedziała znowu wściekle, jakby chwilowe zawieszenie broni zakończyło się. - Mogłeś przy mnie zostać. Napisać albo chociaż zadzwonić. Nie zrobiłeś nic z tych rzeczy. Fuck… Jak tak teraz myślę, to czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś? - Może te wszystkie słowa, które jak mantrę powtarzali jej rodzice, to jednak były prawdziwe? - Bo jeśli nie, to będę wiedziała już wszystko, po co tu przyjechałam. Wszystko, co chciałam wiedzieć. I będziesz mógł żyć dalej, tym swoim beztroskim życiem z kim chcesz. - Spojrzała na niego, żałując, że nie ma kontroli nad tym, że wciąż z jej oczu toczą się łzy. Ojciec zawsze jej powtarzał, że jest paskudna, gdy płacze. - Powiedz to, a mnie nie ma. A przecież podobno, nie powinieneś zupełnie ze mną gadać, więc takie rozwiązanie byłoby ci na rękę, nieprawdaż? - Rzuciła mu wyzwanie. Niech sam zaprzeczy albo poprze swoją tezę.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dwie osoby z charakterem musiały prowadzić do kłótni. W końcu jeżeli oboje uważali, że ich racja jest lepsza, lub, że mają jej po prostu więcej. Cóż, można było mieć takie zdanie, ale też pasowałoby jednak dopuścić drugą osobę do głosu, żeby pozwoliła jednak swoje racje wypowiedzieć. Niestety, ale przede wszystkim on był strasznie upartym człowiekiem i jednak w sytuacjach, gdzie były sporne zdania, to no zwyczajnie ciężko było się z nim dogadać.
No tak, był dupkiem, ale wielokrotnie sam to mówił i oczywiście się z tym zgadzał. Zresztą, nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo.
— I co, jak Ci ktoś coś powiedział, to to musi być od razu prawda, tak? — Zapytał tym swoim uniesionym i wściekłym głosem. Pokręcił głową, ignorując sposób w jaki zakończyła zdanie. Usłyszał, zanotował, ale nie było to teraz najważniejsze.
— Wiesz co, Daisy? Jeżeli myślisz, że nie byłem zainteresowany, to mnie jednak kompletnie nie znasz. — Powiedział te słowa już w dość spokojny sposób. Kto jak kto, ale Daisy wiedziała, że kiedy w jego głosie podczas kłótni pojawiał się taki właśnie spokojny głos, to to był wyższy poziom zdenerwowania, niż wtedy, kiedy się unosił.
No ale wracając. Wiedział, że nie był jej obojętny i mimo wielu rzeczy, które między nimi się działy, ona jemu obojętna też nie była i dlatego miał też na swój pokręcony sposób złamane serce przez jej rodzinę. Bo tak to trzeba było interpretować jednak.
— Dlaczego twierdzę, że tam byłem? Kurwa, bo tam byłem, nie rozumiesz? Wiesz co, w dupie mam cały ten świat, ale jeżeli Ty mi nie wierzysz, to w sumie jest mi to już obojętne, czy uwierzysz. — Tak, bo jeżeli ona mu nie wierzyła, to też jaki był sens przekonywania jej do wszystkiego innego? Jeżeli nie mogła mu zaufać, to nie było czego tutaj szukać. Ona nie miała czego u niego szukać.
— Zmieniłem telefon po wypadku. — Powiedział krótko, niekoniecznie z włąsnej woli, po prostu stary się zniszczył podczas tego wypadku, bo jednak Jeffrey też nie wyszedł z niego bez szwanku i nie chodzi tutaj o sam ten telefon, tylko przecież też trafił do szpitala wtedy, mimo, że ogólnie był w dobrym stanie, to jakieś tam zadrapania czy coś też przecież miał.
— Oboje wiemy, że to jest prawda. Znaczy, ja wiem. Ty najwidoczniej nie. — Odpowiedział, trochę przez zęby. I on je zaciskał, z podobnych powodów - bezsilności, bólu, złości... trochę zawodu.
— A Ty znowu to samo. Wracasz do początku, nie mogłem zostać. Zrozumiesz to wreszcie, czy Ci ojciec mózg wyprał? — Wywarczał, patrząc jej prosto w oczy. — Jeżeli pytasz, czy Cię kochałem, to ten czas był nic nie warty. Wiesz co, jeżeli to chcesz usłyszeć to mogę Ci powiedzieć, że Cię nigdy nie kochałem. Chcesz tego? To będziesz miała swoje usprawiedliwienie i będziesz mogła sobie pojechać z powrotem do tego swojego miasta, z powrotem do swojego życia. A ja tutaj zostanę. Widzisz? Każdy ma swój super deal. — Cedził te słowa jedno po drugim, nie zastanawiając się też nad tym, czy nimi ją krzywdzi. No, ale to też było całkowicie w jego stylu, niestety.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Daisy na ogół głównie kłóciła się z rodzicami, uważając, że oni chcą za wszelką cenę przekonać ją do swoich racji i zmusić do podjęcia decyzji, zgodnej z ich przekonaniami. A ona miała swój rozum i swoje plany na przyszłość. Jednym z planów była rzecz jasna przyszłość z Jeffreyem i może dlatego właśnie się tak bardzo bała, gdy go nie było. Czy to nie potwierdzało w jakiś sposób tego, że jej rodzice cały czas mieli rację? I może nie tylko w kwestii jej chłopaka, ale i innych?
A że teraz kłóciła się z nim? Czy to nie była naturalna reakcja na to, co jej zrobił? Jak bardzo ją skrzywdził i to, jak sprawił, że się czuła?
Samotna, oszukana, opuszczona i zapomniana. Bo jak inaczej mogła wytłumaczyć to, że gdy najbardziej go potrzebowała, on przepadł bez wieści, nie racząc nawet wysłać jej smsa?
- Ty też mi coś mówisz. Czym więc się różni to, co mówisz ty, a co powtarza mi ktoś inny? - Spytała gniewnie, bo już nie wiedziała, jak ma mu inaczej przetłumaczyć, że ona go przejrzała i miała dość jego gierek!
- A byłeś? Bo wtedy pięknie grałeś, skąd mogę wiedzieć, czy teraz to nie jest tylko gra, żeby ratować swój tyłek? Wiesz, po co tu przyjechałam? Bo byłam pewna, że usłyszę, chociaż słowo wyjaśnienia dlaczego. A dostałam jedynie całą masę wymówek bez ładu i składu. - Odparła atak, kolejnym swoim atakiem. I tak najwyraźniej miałaby wyglądać cała ich rozmowa, gdyby tylko nie ulegała zaognieniu z każdym słowem. Chciał sprawić jej ból, ona to wiedziała.
- Ale spoko… Nie dziwie się, że Ci to obojętne. Bo wychodzi na to, że ja też byłam. - Nie mogła pojąć, jak można się poddać w takiej sytuacji. Gdyby naprawdę ją kochał, gdyby mu zależało, to czy pozwoliłby się przegonić?
- Ale ja nie zmieniłam. Imienia i nazwiska też nie. Media społecznościowe są otwarte… - Zmiana telefonu była tak marną wymówką, że aż ona sama by się wstydziła ją wymówić.
- Czyli nie powiesz… - Skwitowała, również patrząc mu w oczy, a słowa warczała w podobny sposób. - A jednocześnie jednak twierdzisz, że był to czas zmarnowany. - Jej dłonie zacisnęły się na krawędzi stołu. - W takim razie usłyszałam wszystko, co powinnam była usłyszeć zaraz po wypadku. Oboje moglibyśmy pójść dalej ze swoim życiem. - Podjęła kolejną próbę ucieczki z tego miejsca, sięgając po swoją laskę. Ostatecznie tego właśnie chciał, prawda? Żeby zniknęła z jego życie. - Może przestałabym cię już kochać. Ale spokojnie, mam teraz na to, całą resztę życia. - Wyrzuciła mu, układając dłoń na podpórce, starając się wyglądać jak najbardziej dumnie.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jeffrey wiedział bardzo dobrze, że rodzice Daisy należą do tych bardziej zaborczych. Wiedział o tym, bo wielokrotnie przecież słyszał, jak właśnie nagabywali swoją córkę próbując ją przekonać jaki zły on to nie jest, próbując ją przekonać by zakończyła ich znajomość. Cóż, na swoje szczęście, czy też nieszczęście - zależy jak na to spojrzeć - nie zrobiła tego i poniekąd jeżeli ktoś zerwał tę znajomość, to był to finalnie on sam, nie ona.
To było naturalne, że to co między nimi się teraz pojawiło powodowało kłótnię, wyrzuty i złość wobec siebie nawzajem. Z jednej strony przecież była Daisy, która czuła się opuszczona, porzucona, zignorowana i nieistotna dla niego. Z drugiej strony był natomiast Jeffrey, który nie chciałby, żeby ta kobieta się tak czuła, bo jednak była dla niego ważna. A to, że faktycznie wyjechał z miasta, w którym spędzili razem tyle czasu, zostawiając ją tam? Cóż, były za tym pewne powody, mógł się z tego tłumaczyć, ale... najwidoczniej i tak Daisy nie do końca chciała zaakceptować w pełni jego wersję wydarzeń, która była przecież zgodna z prawdą.
— A czy ja Cię okłamywałem? Czy ja Ci ciągle mówiłem, że masz przestać zadawać się ze swoimi rodzicami, tak jak oni Ci mówili, że ja Cię wykorzystuje? — Powiedział zniesmaczony jej uwagą. — Wiesz co, jestem trochę zdziwiony, że od razu dałaś im wiarę we wszystko co mówią. Szczerze? Nie spodziewałem się tego po Tobie. Myślałem, że masz własny rozum. — Odparł. Czy chciał ją krzywdzić? Na pewno nie było to jego zamiarem. Znaczy, zawsze w sytuacjach kryzysowych podczas takich rozmów, czy też kłótni wjeżdżał na emocje innych, myśląc, że jest w stanie to w jakimś stopniu kontrolować, ale... nie chciał krzywdzić. Ciężko w to uwierzyć, ale gdy to robił, jego zamiarem nie było wyrządzenie krzywdy.
— Oczywiście, że byłem. — Odparł wściekle, bo nie lubił, gdy ktoś zarzuca mu kłamstwo.
— Ty to nazywasz wymówkami bez ładu i składu, a to są wyjaśnienia, których po prostu nie chcesz przyjąć do siebie, bo Ci mózg wyprali. — Pokręcił głową z lekkim zrezygnowaniem, bo jednak bolał go fakt, że tak łatwo i tak diametralnie zmieniła swoje podejście względem jego osoby.
— Dobrze Daisy, jak chcesz. Byłaś mi obojętna. Rozumiem, że to chcesz to usłyszeć, więc proszę. Tak, ignorowałem twoje media społecznościowe, było mi to wszystko obojętne. Proszę bardzo, teraz jesteś wolna. Możesz wrócić do swoich starych, na pewno znajdą Ci jakiegoś grzecznego pizdusia, który będzie tańczył jak mu zagracie. — Mówił to wszystko z kamienną twarzą, chociaż wewnątrz aż się kotłowało. Czuł ból w klatce piersiowej z każdym wypowiadanym słowem. Każde słowo po kolei było kłamstwem, bolało go wymawianie tych słów, ale... był zdolny by jednak to zrobić, co raczej nie było dobrym prognostykiem.
Chciałby się teraz tak po prostu odwrócić. Zignorować ją i sobie stąd pójść. Zrobić ten krok do przodu jak wtedy, kiedy odszedł ze szpitala z zamiarem nie wracania tam, ale... tym razem nie mógł. Dlatego teraz tylko mógł obserwować ją i słuchać jej następnych słów. A kiedy powiedziała, że przestałaby go kochać, to... poczuł kolejne ukłucie w klatce piersiowej. Kochała go. Nadal. To było coś o czym niemalże zapomniał - co wydawało się teraz przeszłością, ale w swój pokrętny sposób Jeffrey przyjął to jako jej wyznanie i... zrobił krok w jej kierunku, objął ją ramionami i mocno przytulił - nie dał jej nawet czasu na reakcję. Mogła się szarpać i wyrywać, ale był większy i silniejszy, więc raczej na wiele by się to nie zdało.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Nie potrafili znaleźć porozumienia, chociaż sprawa z pozoru była przecież tak prosta. Ileż to razy mieli za sobą kłótnie, a jednak znajdowali zgodę. Ale nie dziś — dzisiaj wszystko zdawało się iść nie po ich myśli i sprawiać ogromne trudności w komunikacji. Krzyki, wzajemne oskarżenia. Czy jeszcze kiedyś uda im się porozumieć bez tego?
- Jeff… A skąd ja mogę wiedzieć, czy mnie okłamywałeś, czy nie?! Mieliśmy być razem na dobre i na złe, pamiętasz? Ty i ja przeciwko światu… - Fakt, deklaracje były może i młodociane, a oni niewiele mniej naiwni. Ale wydawało jej się wtedy, że są ze sobą szczerzy. Ale przecież mówi się jedno, a robi drugie i wtedy z łatwością można się pogubić w tym, czego oczekuje się od życia. Czy ona wciąż chciała się z nim pogodzić? Owszem… Czy chciała z nim być? Tego nie wiedziała, bo wciąż nie mogła uwierzyć, że tak po prostu ją zostawił.
- Od razu? - Spojrzała na niego zaskoczona, jakby właśnie nie minęło kilka miesięcy, zanim ona mogła stanąć na nogi i chodzić o względnie własnych siłach. - Czy ty wiesz, co teraz mówisz? O jakim wypraniu mózgu?! Przecież nie było cię obok, gdy tego potrzebowałam! - Tak właśnie wyglądało to z jej perspektywy. Ni mniej, ni więcej, gdy otworzyła oczy, to właśnie jej rodzice byli przy jej łóżku. Nie miała innego wyjścia jak uwierzyć im w to, co jej mówili. Zresztą całkiem nawet możliwe, że w słowach obu stron była prawda. Może i zjawił się koło jej łóżka, ale słysząc o jej stanie, uznał, że to wszystko nie jest tego warte?
Że ona nie jest tego warta.
Jedno trzeba mu było jednak przyznać. Umiał zadawać ciosy słowami tak celne, że dosłownie zbijały z nóg, kruszyły serce i doprowadzały do drżenia głosu.
A więc jednak…
Była tylko zabawką. Bogatą mrzonką, którą można było porzucić bez konsekwencji.
- Przynajmniej już wszystko wiem… - Jej głos nagle przestał być wściekły. Nie był nawet smutny. Stał się zupełnie bez wyrazu, jakby ktoś wyparł z niej całe emocje. - Teraz już wszystko rozumiem… - Szkoda, że nie przyznał się do tego przed nią, zanim nie wyznała mu swoich uczuć, kolejny już raz obnażając się, pokazując wszystkie swoje słabości. Znów miał nad nią przewagę. Nie kochał jej… Nigdy tak nie było.
Dlaczego więc ją objął? Czemu nagle znalazła się w jego ramionach? Nic nie rozumiała… Czemu chciał ją skrzywdzić jeszcze bardziej?
Rzeczywiście, szarpnęła się, ale zupełnie niemrawo i nieprzekonująco, bo tak naprawdę, to tylko w jego ramionach czuła się bezpiecznie.
- Jeff… Ja już nic nie rozumiem… - Drobne dłonie zacisnęły się na jego ubraniu. - Co się z nami stało? - Niech jej powie prawdę. Całą prawdę.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Była to równocześnie tak typowa, ale i nietypowa sytuacja dla nich. Ich związek chyba zawsze był obsiany kłótniami, nieporozumieniami, ale tak jak te szybko się pojawiały, tak też szybko potrafili wszelakie problemy i nieścisłości między sobą zażegnać. Dzisiaj natomiast, jakby po złości ich tradycjom, które może niekoniecznie tak uwielbiali, te powody do złości narastały. Oboje w jakimś stopniu z pewnością chcieli się uspokoić, znaleźć wspólny język, ale równocześnie się ranili.
Dobra, to przede wszystkim Jeffrey ranił Daisy, bo to jednak on rzucał na wiatr słowa, które nie powinny z jego ust padać, ale też brak zaufania ze strony kobiety go bolał, bo jednak miał wrażenie, że czego by nie powiedział, to i tak nie da rady jej przekonać. Czuł złość, smutek, ale i zwykłe zrezygnowanie.
— Pamiętam. — Odparł krótko. Tak, te deklaracje brzmiały jak takie, które mogły być rzucane przez nastolatków, albo ludzi dopiero wchodzących w dorosłość, nie do końca wiedząc jak ta naprawdę wygląda. No i… może też tak trochę było, gdy te górnolotne obietnice padały z ich ust.
Czy te obietnice były szczere? Tak. Czy życie je zweryfikowało? Tak jak to z tym życiem właśnie bywało, to właśnie taka weryfikacja tych ich obietnic tutaj zaszła, tylko… była ona trochę wymuszona wydarzeniami, na które nie mieli (albo może jednak trochę mieli?) wpływu.
— Nie wiesz co się działo, jak spałaś. Myślisz, że Ty jedyna cierpiałaś? Myślisz, że mnie to w ogóle nie obeszło? Za kogo Ty mnie masz, co? — Odparł, będąc równocześnie zaskoczonym jak i wściekłym, bo naprawdę miał wrażenie, że jednak go nie znała. Że jednak nie wiedziała, że była dla niego ważna, bo wbrew okolicznościom i temu co myślała, to naprawdę była. I może nadal była. Mimo, że minęło trochę czasu.
— Za to Ty byłaś obok, tylko w śpiączce. — Dodał z lekkim, acz niezamierzonym wyrzutem. Chociaż… może jednak miał ochotę jej teraz to też wyrzucić? Bo przecież to nie było tak, że gdy ona była w śpiączce – i miał kilkukrotnie wielką ochotę użyć zwrotu „że gdy ona smacznie spała”, ale za każdym razem się powstrzymywał, bo wiedział, że nie była temu winna.
Umiał zadawać ciosy. Robił to bardzo dobrze, wchodząc komuś na głowę i celnie trafiając w bolesne punkty słowami, ale również potrafił to robić pięściami, co kilkukrotnie pewnie pokazał, ale oczywiście nigdy w przypadku Daisy, bo nigdy by jej nie skrzywdził. A przynajmniej nie w taki sposób. Co już chyba tutaj pokazuje toksyczność ich relacji.
Obserwował jak smętniała, traciła tę wściekłość, wyraz. Jak emocje ją opuszczały i nie miał zamiaru się odzywać, tak miało być lepiej. Miał pozwolić jej odejść. Wszystko rozumie? Nieśmieszny żart, bo nie rozumiała wszystkiego, nie miała racji w jego oczach.
No a to, że następne jej słowa spowodowały to, że ją nagle przytulił? Że poczuł ten impuls, który był też tak właśnie normalnym pod koniec większości ich kłótni, gdy potrafili się nagle pogodzić, na co wystarczyło słowo i potrafili się sobie rzucić w ramiona.
Przejechał dłonią po jej plecach, ale nie odezwał się. Czuł jak jej drobne dłonie zacisnęły się na jego ubraniu, ale nic nie odpowiedział. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Co się z nimi stało? A żeby on to wiedział. Żeby on to rozumiał. Ona nie rozumiała tego wszystkiego? On też nie.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Jak miała mu ufać, jak miała wierzyć jakiemukolwiek słowu, które padało z jej ust, kiedy on zniknął z jej życia? Daisy nie wiedziała, czy kłamie, teraz gdy mówił, że chciał być z nią, czy może skłamał, gdy mówił, że jej nie zostawi? A może teraz wszystko było kłamstwem. Bo to przecież nie mogło być tak, że w obu przypadkach mówił prawdę — albo okłamał ją wtedy, albo teraz. Dla niej wszystko w tym momencie było 0-1 opcją.
A na dodatek, teraz wychodziło na to, że zupełnie się nie rozumieli w kwestii minionych dni.
- Spałam? Tak to sobie nazywasz w głowie? - Oburzyła się, że tak łatwo mu to przyszło. - Jakim cudem mogłeś pomyśleć, że to jest cokolwiek podobne do snu. Nie istniejesz przez ten czas. Nie masz snów. A gdy wreszcie otwierasz oczy, okazuje się, że nie minęło zwyczajowe 8 godzin snu, a dni, tygodnie, a nawet i miesiące. Świat się zmienił. Niewiele, bo niewiele, a jednak poszedł do przodu, gdy takiej mnie nie było. Ale najgorsze w tym jest to, że nie było wtedy ciebie. Czy tobie tak trudno to pojąć? - Daisy nie mogła uwierzyć, że on naprawdę mógł powiedzieć coś podobnego. - A potem gdy próbujesz wstać… Twoje ciało nie należy już do ciebie. Jest bezwładną masą złożoną z kości i mięsa, a ty nie masz nad nią władzy. Obcy ludzie dotykają cię i każdą robić rzeczy, które sprawiają ci ból. A wiesz, co jest najgorsze? Że ty wiesz, że wiesz, że ten ból jest potrzebny, bo to znaczy, że ciało o siebie walczy… Że chce czuć. Ale ty nie chcesz czuć bólu. Nie jesteś w stanie dać z siebie więcej niż pewna granica, bo zaczynasz pękać. Ale ci sami ludzie pchają cię i zmuszają. A ci, którzy mieli być ci najbliżsi każdą łzę i kroplę potu wystawiają na sprzedaż przed kamery. - Sama nie wiedziała, skąd w niej tyle złości. Skąd taki potom słów, który najwyraźniej bardzo długo w sobie tłumiła, a teraz niespodziewanie znalazł ujście u niego. - Ale dalej… opowiedz mi, jak to ja byłam tylko w śpiączce, a ty cierpiałeś. - Rozejrzała się wokół, po pięknym ogródku kawiarni, gdzie zdołali zwrócić już na siebie całą uwagę. - Musiało ci być tutaj cholernie ciężko. Chcesz może adres mojego szpitala, żeby sobie to całe cierpienie odespać? - Potrzebowała go. A jego nie było.
Przytulona do niego raptem chwile później próbowała go zbyć. Próbowała dowiedzieć się co dalej. Ale on uparcie milczał. A ona nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić. Czy dla niego też byłoby lepiej, gdyby z tamtego wypadku nie wyszła cała?
- Chce wiedzieć, co się wtedy stało… - Nie musiało być teraz. Nawet teraz być nie powinno, bo poczuła, jak bardzo jest zmęczona i jak jej ciało potrzebuje odpoczynku. Ale musiała znać wszystkie odpowiedzi na pytanie, czemu stało się, jak się stało. Przynajmniej tyle był jej winien.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jego zniknięcie samo w sobie było dla niej czymś jak kłamstwo, ale i prawda. Jedno wydarzenie a równocześnie było i tym, i tym. Bo z jednej strony faktycznie ją zostawił, w jakimś stopniu bez walki, którą uznał z góry za przegraną – co raczej nie było w jego zwyczaju, a z drugiej strony był też z w jakimś stopniu z góry na tę porażkę skazany. Nie ukrywajmy, sytuacja była taka, że mógł walczyć, szarpać się ale… nadzieja na swoiste zwycięstwo była tam płonna.
A jednak z biegiem czasu wszyscy, czy to on, czy jej rodzice tracili nadzieję na jej wybudzenie się. Może potrzebował wymówki, żeby odejść od tego łóżka i pozwolił im kazać się od niej odciąć a bunt, który wtedy postawił miał być również czymś, co pozwalałoby mu spojrzeć w lustro i powiedzieć „próbowałem”, mimo, że nie miał w tym żadnego przekonania. Mogło tak być.
Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą – niekoniecznie się z tym zgadzał, ale z biegiem czasu faktycznie uwierzył, ze zrobił w tej sytuacji i wychodził z założenia, że finalnie jednak faktycznie nie mógł nic zrobić.
— Źle mnie zrozumiałaś. — Wtrącił niemal od razu, ale oczywiście nie przeszkodziło jej to kontynuować jej wypowiedzi, bo oczywiście musiała powiedzieć jak to wygląda z jej strony. Nie wiedział ile czuła, ile słyszała, a podobno ludzie w śpiączce słyszą i rozumieją w jakimś stopniu co się dzieje dookoła. Nie był specjalistą, ale tak mówili lekarze, więc starał się kiedy obok niej był, kiedy jeszcze przychodził, odzywać się i mówić, że jest obok. Najwidoczniej jednak nie było dane jej tego pamiętać i nie miał zamiaru jej o tym mówić. Zwłaszcza, że zdawała się nie wierzyć w żadnego jego słowo.
Nie mogła uwierzyć, że mógł coś takiego powiedzieć, ale powinna równocześnie zdawać sobie sprawę, że to właśnie słowami rani się najbardziej, a Jeffrey był… w tym dobry. Dobry, w robieniu takiego zła i on zdawał sobie z tego sprawę, często przecież podczas kłótni, tak jak teraz, mówił to, co miało boleć najbardziej. Nie czuł z tego satysfakcji, radości, ani jakichkolwiek pozytywnych emocji, ale.. jednak to robił i zawsze to wychodziło mu najlepiej.
— Na pewno nie było Ci łatwo. — Odparł krótko po tym wszystkim, i po wdechu od razu kontynuował, nim zdążyła jakkolwiek zareagować. — Wszyscy przechodzili przez inne piekło. Jeżeli myślisz, że kiedy Ty byłaś w śpiączce, to ja się bawiłem i nie martwiłem, to jesteś w błędzie. Szczerze Ci powiem, że myślałem, że inaczej na to spojrzysz, ale przyjechałaś do mnie z wyrzutami. — Powiedział, stopniowo teraz jednak znowu się nakręcając, po chwili spokoju.
Cisza, która tak potem trwała z pewnością nie była dla nich czymś oczekiwanym i spokojnym, była raczej niezręczna.
— Możesz mi też po prostu uwierzyć. — Rzucił cicho, bo z tego wszystkiego teraz chyba najbardziej bolało go to, jak kompletnie nie wierzyła w żadne jego słowo. To chyba sprawiało mu największy ból.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Czy tak naprawdę było jeszcze co dodawać? Czy mieli szansę cokolwiek naprawić, kiedy ani on nie brał na poważnie jej przebytego cierpienia, ani ona nie do końca była pewna, czy mu wierzy. To okropne uczucie pustki było chyba najgorszym, co mogło ją spotkać, a przynajmniej tak jej się wydawało. Bo teraz doszła do wniosku, że najgorsza to była pustka w jego oczach. Czy jeszcze coś do niej czuł? Czy ona czuła coś więcej niż złość?
- Źle? A niby co chciałeś powiedzieć? - Spytała, ściągając brwi, a jej nozdrza znów zaczęły poruszać się niebezpiecznie często. Ale jednocześnie, chociaż czuła całą taką złość, to nie miała już sił na kolejną kłótnię. Ludzie wokół wciąż się na nich patrzyli, a niektórzy nawet trzymali w pogotowiu kamery, gdyby awantura miała zacząć się na nowo. Była ciekawa, ile nagrań wypłynie w sieci. Oczami wyobraźni już widziała nagłówki podrzędnych tabloidów o tym, jak zrobiła tu awanturę. Tylko tego jej brakowało. Ona tego wszystkiego i tak nie śledziła, ale jej rodzice… Wiedziała, że jak tylko wyjdzie coś na jej temat, czeka ją seria przynajmniej trzech telefonów. Od ojca. Od matki, która sądziła, że ojciec za mało jej nagadał i ostatecznie od prawnika z pytaniem, czy chce kogoś pozwać.
Nigdy nie chciała. Ciąganie się po salach sądowych może i przydawało się gasnącym gwiazdkom, które chciały zrobić nico szumu wokół twojego nazwiska, ale nie jej, która chciała żyć normalnym życiem. Do tej pory sądziła, że chce je przejść u boku Jeffa, ale od czasu wypadku niczego już nie była pewna.
- Z resztą nieważne… - Powiedziała i odepchnęła się od blatu, który do tej pory podpierała, wysunęła się również z jego objęć. Nie rozumiał jej. Nawet nie próbował. Niby mówił, że ona przeszło przez piekło, ale ciągle porównywał je do tego, co przeżyli inni. To bolało ją jak cholera. - Przyjechałam tutaj, żeby usłyszeć odpowiedzi… Nie mam jak na to inaczej spojrzeć, bo jedyna co słyszę, to wymówki poganiane wymówkami. Nie cieszę się, że było ci ciężko Jeff i nie próbuje robić z siebie męczennicy, ale do cholery… - Zamilkła. Mówiła, że nieważne. A więc nieważne to będzie. On i tak nie pojmie.
- Zostaje w mieście jeszcze kilka dni. Wynajęłam apartament przy Opal Moonlane. Mam tam kilka twoich rzeczy. Chcesz, to mogę ci je oddać. Nie musisz mnie oglądać. W razie czego daj znać, to jakoś to załatwimy. - Mieszkanie było na parterze, bo nie dałaby rady pokonać schodów.
- Pójdę już. - Czy mu uwierzyła? Coś, gdzieś głęboko w środku mówiło jej, że może jej rodzice nie byli z nią do końca szczerzy. Ale czy to znaczyło, że nie było w jej życiu nikogo, komu mogła bezgranicznie ufać? Ostatecznie przecież, on też ją zostawił w potrzebie. - Pomyślę… - To więcej niż mu dała na początku. Ale co mogła poradzić na to, że wciąż nie był jej obojętny?

Jeffrey Prescott

/ztx2
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
ODPOWIEDZ