przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#3

Opchnięcie kilku nietypowych rzeczy, przywiezionych z Europy wydawało się dobrym pomysłem na mały, finansowy zastrzyk. Z oczywistych powodów, nie ruszała pokaźnej ilości gotówki, schowanej skrzętnie w torbie, w domowej piwnicy. Fach, w jakim robiła, wręcz skłaniał do posiadania zapasowych pieniędzy, pozwalających na momentalne zwinięcie biznesu, a co najważniejsze - członków rodziny. Odkąd reszta kuzynostwa była zamieszana w jej przekręty, potrzebowała planu zapasowego, na wypadek, gdyby wszystko zaczęło się sypać, a służby i konkurencja - dokazywać aż za bardzo.
Z Vivienne działała jeszcze przed swoim nagłym pryśnięciem w Europie. Wiedziała, czego mniej więcej spodziewać się po kobiecie, dlatego też skontaktowała się z nią, słysząc w pierwszej kolejności zaczepkę o cichych dniach. Cóż, o wszystkim mogły pogadać bezpośrednio, w cztery oczy.
Poza tym, chyba potrzebowała towarzystwa do obalenia butelki alkoholu. Przynajmniej jednej. To, co ostatnio działo się w jej życiu, przypominało pieprzoną przejażdżkę kolejką górską. Zniknięcie Vasilija, europejska przeprawa przez Piekło i w końcu niespodziewane zetkniecie z Joan, przez które miała jeszcze większy mętlik w głowie. Myśli przypominały zaplątane kabelki od słuchawek, przy których trzeba było posiedzieć co najmniej pół dnia, aby je w miarę rozplątać.
Początkowo myślała nad spotkaniem przy wypożyczalni łódek, ale z oczywistych powodów, nie powinna od tak panoszyć się po Lorne Bay z nielegalnymi towarami. Szczególnie teraz, gdy zwracała na siebie uwagę po dłuższej nieobecności. Nigdy nie znikała na tak długo; a jednak, tym razem okoliczności nie były ciekawe. Wróciła, mając w kieszeni zaledwie kilka euro i ukraińskich hrywn, co łącznie było warte w Australii tyle, co nic.
Z trzaskiem zamknęła metalowe pudło, zlokalizowane w piwnicy, kończąc tym samym wstępne oględziny przedmiotów przywiezionych z Włoch. Przy dobrych negocjacjach powinna wzbogacić się o co najmniej osiemset dolarów; biorąc pod uwagę scenariusz, w którym sprzedaje całość towaru (niekoniecznie wciskając wszystko swojemu dzisiejszemu gościowi).
Z każdym kolejnym dniem zbliżała się również do swojej wietnamskiej wyprawy. Powinna to raczej nazwać małą wycieczką, bo nie planowała spędzić na azjatyckim kontynencie więcej, niż parę godzin. Czysto służbowych godzin. Wystarczyło, że ostatnie zlecenie przedłużyło się bardziej, niż jakakolwiek ustawa przewidywała.
Podwijając rękawy kraciastej, ciemnej koszuli, przeszła po schodach na parter, od razu kierując się pod lodówkę, w której chłodziła się butelka whisky. Nic wyszukanego, ale należy nadmienić, iż Val Warren nigdy nie gardziła jakimkolwiek alkoholem. W czasie swoich wielu wypraw i pakowania w dziwne sytuacje, miała okazję zasmakować wielu rodzajów mocnych trunków. Najważniejsze, że działały w odpowiedni sposób, tak? Tak. Tyle jej wystarczało.
Zdążyła zaledwie wyjąć zimną butelkę, usłyszała pukanie. Wystarczyło się obrócić, aby zauważyć przez okno znaną sylwetkę, przyczajoną przy drzwiach wejściowych. Najwyższa pora przejść do negocjacji; tuż po małym wstępie, wyjaśniającym okoliczności kilkumiesięcznej nieobecności.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Dni panny Tang upływały mniej więcej w ten sam sposób co zawsze. Żyła w zasadzie na niedoborze snu, który skutecznie oddzielał jej pobyty w Shadow od godzin, które spędzała w galerii sztuki, zajmując się odrestaurowaniem i konserwacją jednego z wiszących tam obrazów. W zasadzie na tym etapie zaczynała coraz bardziej traktować tę konkretną pracę jako swego rodzaju hobby, którym dorabiała sobie do tego, co udało jej się wyciągnąć z nielegalnych interesów, które jakby nie patrzeć były o wiele bardziej opłacalne. Zwłaszcza jeśli miało się dobry towar.
Skoro zaś o tym mowa to naprawdę stęskniła się za swoją ulubioną przemytniczką, która jakiś czas temu zniknęła zarówno z jej życia jak i okolic Lorne Bay, nie zostawiając jej żadnej opcji kontaktu. Jakże to było nieczułe z jej strony. Co prawda jej sieć kontaktów była na tyle szeroka, że zniknięcie Warren nie pozostawiało jej z ręką w nocniku, ale to jednak Val ufała najbardziej i mogła zawsze liczyć na naprawdę owocną współpracę. Kobieta po prostu bardzo dobrze znała się na rzeczy i potrafiła zawsze załatwić najlepszy towar.
Jakie zatem było jej zaskoczenie, gdy pewnego dnia obudził ją telefon od wspomnianej przemytniczki. Z początku potrzebowała krótkiej chwili na to, aby rozpoznać po głosie Val, będąc skacowaną po całonocnym imprezowaniu w Shadow. Oczywiście, że pierwszym co zrobiła było skomentowanie tej ciszy radiowej, czy też raczej cichych dni, jak się wyraziła. Nie miała pojęcia, co właściwie działo się w życiu Warren i nie zamierzała w to wnikać. To były jej sprawy. Jeśli jej o nich powie to fajnie, ale jeśli nie to nie będzie dopytywała. Każdy miał prawo do prywatności.
Oporządziła się jako tako, aby wyglądać prezentowalnie i móc wyjść z domu. W ciemnych okularach rzecz jasna, bo w Australii słońce kurwą jest. Zwłaszcza jeśli ktoś dodatkowo miał kaca, choć ten nie przeszkadzał jej w zasiądnięciu za kierownicą swojego audi. Po wyjechaniu z parkingu skierowała się w stronę umówionego miejsca spotkania, zatrzymując się po drodze jedynie po to, aby kupić wino. Rocznik? Stary. Cena? Wysoka. No, ale niech już straci. W końcu nie widziały się naprawdę długo, a jednak Vivienne miała gest. Kupiłaby może jeszcze jakiś bukiet powitalny, ale doskonale wiedziała, że nie każda kobieta uwielbiała kwiaty, a Val sprawiała wrażenie takiej, która potwierdza podobne stwierdzenie. Z pewnością o wiele bardziej doceni dobry trunek.
Dopiero wtedy mogła stawić się w wyznaczonym miejscu i zapukać do drzwi, aby obwieścić gospodyni swoje przybycie. Kiedy tylko Val otworzyła drzwi, Tang posłała jej jeden ze swoich bardziej czarujących uśmiechów.
- Hola hermosa - przywitała się z nią, opierając się nonszalancko o framugę. - Czyli jednak znowu się do mnie odzywasz? Złamałaś mi serce tym milczeniem. Żeby tak nagle odciąć od siebie kobietę bez żadnego wyjaśnienia?
Oczywiście droczyła się z nią, przybierając przy okazji minę zbitego psa, który został wyrzucony w domu i zmuszony do mieszkania w mokrym kartonie na ulicy. Czy ktoś mógłby się oprzeć takiemu skrzywdzonemu spojrzeniu? Pewnie tak, ale liczyło się zachowanie pozorów.
Zaraz też przekroczyła próg, wręczając przy okazji swój skromny podarunek na ręce gospodyni po czym znalazła pierwszą wolną powierzchnię płaską, na której mogła odłożyć torbę i rzucić zdjętą z ramion marynarkę. Jeszcze nic nie wypiły, a już się rozbierała. Chociaż było to jedynie okrycie wierzchnie. No, ale liczy się fakt.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Kusiło ją, aby wreszcie zajrzeć do Shadow, bo kto wie, może ochroniarze nie ogarną, że miała zakaz wchodzenia do środka? Rotacja między pracownikami nie była jakaś szczególna, ze względu na wielkość Lorne Bay i fakt, że te same szychy trzymały całą resztę za przysłowiową mordę. Z drugiej strony, nie chciała im się narażać. Musiała powoli odbudować swoją pozycję, bo cóż, w ciągu pół roku, wiele rzeczy może się zmienić. Nawet krzesło, które roztrzaskała, w zestawie w szklanką, da radę odkupić czy tam odtworzyć.
Val zdążyła się poznać na tym konkretnym spojrzeniu zbitego pieska. Stojąc w otwartych drzwiach wydawała się niewzruszona, nie mniej, wypadało się przynajmniej trochę wytłumaczyć z tej długiej nieobecności.
- Na Ukrainie mają bardzo słaby zasięg, wierz mi, że próbowałam - wypowiedziała zupełnie szczerze, przykładając otwartą dłoń do mostka. Gdyby to tylko było możliwe, wyrwałaby się z post-sowieckich terenów najszybciej, jak mogła. Czuła się wtedy, jak aktorka w post-apokaliptycznym filmie (albo serialu) przy czym kopnięcie w kalendarz byłoby jak najbardziej rzeczywiste. Nawet z rodziną skontaktowała się dopiero we Włoszech, po wielkiej podróży przez Węgry i Austrię. Pod przykrywką uchodźcy można było załatwić wiele rzeczy, w tym nocleg i jedzenie, co uratowało ją przed kombinatorstwem.
Pozwalając sobie na niewielki uśmiech, nieśmiało wspinający się na usta, wpuściła Viv do środka, po chwili zamykając za nią drzwi. Zdążyła też przejąć ofiarowaną butelkę wina z półki wyższej niż schłodzona whisky. W takim wypadku…
- Mieszałaś kiedyś wino z whisky? Nie? - ściągnęła brwi w zabawny sposób, utrzymując tym samym iluzję powagi. - No to dzisiaj wymieszasz.
Zdanie z kropką, z którego Vivienne nie mogła się wykręcać, a wręcz nie powinna, bo Warren wróciła niczym syn marnotrawny i ten fakt należało odpowiednio uczcić. Chocby przez wymieszanie taniego z drogim, bo kto im zabroni? Warren potrafiła w wyjątkowych okazjach wymieszać jabola z Martini, a to brzmiało jak profanacja dla snobów i wielkich miłośników nie-mieszanych trunków. Ogólnie to pieprzyć ich, bo każdy miał własne preferencje i żaden zawodowy wąchacz wina nie miał w tym temacie prawa głosu.
- Słyszałam, że trochę się działo, od czasu mojego wyjazdu - zaczęła, przechodząc do części kuchennej salonu, aby wyjąć kieliszki do wina i szklanki do whisky. - W następnym tygodniu mam wycieczkę do Wietnamu po jakieś pieprzone skrzynie.
Zmarszczyła brwi w lekkim niezadowoleniu, układając na salonowym stoliku pochwycone szklanki, co to wcześniej wymroziły się w zamrażarce. Skoro Vivienne tak bezpośrednio podrzuciła jej wino, mogły od razy przejść do konkretów, czyli konsumpcji płynnych dóbr.
- A ty? - skierowała swój wzrok na kobietę, kombinując w międzyczasie lód, który to zaczęła przesypywać do aluminiowego wiaderka. - Jak się bawiłaś w tym czasie?
Podejrzewała, że nie próżnowała i zdołała zarobić zdecydowanie więcej, w porównaniu do jej samej. Ta ostatnia, pieprzona wyprawa do Europy kosztowała ją masę pieniędzy i wspólnika. Z tego drugiego była nawet zadowolona, bo przynajmniej dostała prawdą prosto w twarz. Nigdy nie bierz sobie za partnera w interesach prorosyjskiego nicponia. Musiało nad nią wisieć jakieś fatum. Najpierw Leah, która się wysypała za sprawą podążania za głosem serca, później nieszczęsna Argentynka i wreszcie Wasilij. Może czwarty wspólnik będzie w końcu tym najbardziej kompetentnym?

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Naprawdę nie oczekiwała żadnego typu wyjaśnień. Cóż ludzie w ich branży oraz pokrewnych co jakiś czas znikali na krócej lub dłużej z różnych powodów: czasem osobistych, czasem bardziej zawodowych. Po jakimś czasie można było niejako do tego przywyknąć i nie kwestionować tego, że nagle ktoś znikał z twojego życia na pewien czas. Tym bardziej, że raczej nie była kimś na tyle istotnym, aby Val musiała jej się opowiadać ze swoich planów i problemów. Chociaż nie broniła jej tego robić jeśli tylko chciała.
- Chociaż o mnie pomyślałaś. Wybaczam - odpowiedziała, ocierając niewidzialną łzę wzruszenia, która miała być spowodowaną tym szczerym wyznaniem.
Mogła się jedynie domyślać tego, że faktycznie nawiązanie kontaktu z różnych powodów mogło być niezwykle trudne. Chociażby ze względu na różnicę czasu dzielącą oba kraje, ale nie ukrywajmy tego, że akurat system dobowy w przypadku Tang działał nieco inaczej niż u większości ludzi. Naprawdę była wdzięczna, że galeria nie wymagała od niej siedzenia w jakimś malutkim zagraconym pomieszczeniu codziennie od wczesnych godzin rannych do późnego popołudnia.
- Chyba nie mam innego wyjścia - odpowiedziała rezolutnie, uśmiechając się na samą propozycję mieszania alkoholi.
O ile w grę nie wchodził jakiś ambitny samogon czy nalewka w wykonaniu lokalnego specjalisty, który potrafił swoim napitkiem zmieść z nóg już przy pierwszej kolejce to raczej nie powinno być większego problemu. Zresztą i tak miała już lekkiego kaca, a leczenie go kolejną porcją tego, co jej zaszkodziło brzmiało jak naprawdę dobry pomysł. Zresztą akurat o jakość jej się teraz nie rozchodziło, a bardziej o towarzystwo i fakt, że w ogóle będzie czym zwilżyć gardło. Choć dla wielu Vivienne mogła sprawiać wrażenie snobki, która zwraca uwagę na etykietki i nie pije nic poniżej pewnej półki cenowej to w rzeczywistości czasami zaspokajała się po prostu pierwszą butelką z brzegu, która jakoś wpisywała się w jej obecny nastrój.
- W tej branży zawsze coś się dzieje, więc to akurat nie jest szczególnie dziwne - odparła, rozsiadając się wygodnie przy stoliku i obserwując to jak Val krząta się po mieszkaniu, przygotowując szkło do zaplanowanej degustacji alkoholi (lub też zwykłego procesu najebania się w bardziej kulturalnej edycji). - Zazdroszczę. Uwielbiam okolice Azji Południowo-Wschodniej. 
Może i nie wszystkie miejsca były dla niej, bo oczywiście pewne kultury miały do siebie to, że z czystością mało miały wspólnego. Na przykład takie wystawianie śmieci na pokaz przed domem w Indonezji zdecydowanie ją odrzucało, ale jeśli miałaby się udać w jakieś mniej ludne okolice, które cieszyłyby oko i nadawały się na to, aby spędzić tam cały urlop albo i emeryturę? Jak najbardziej. Nie pogardziłaby też jakąś ogromną metropolią rozświetloną blaskiem milionów neonów. Dziewczyna mogła marzyć o różnych rzeczach, prawda?
- Kiedy ty wojowałaś w Europie, niektórzy tutaj ciężko pracowali - odpowiedziała, wzdychając ciężko. - Mam za sobą jedną z cięższych transakcji. Jeden gościu próbował opchnąć Kompanii podróbkę zaginionego Rembrandta. Rozumiesz? Kto jak kto, ale akurat Chińczycy znają się na podróbkach.
Wolała nawet nie myśleć, co Triada zrobiła z tym cwaniaczkiem kiedy wywlekli go z lokalu. Czasami zdrowiej było się odciąć od pewnych spraw i nie zastanawiać się czy dany typ skończył na rafie koralowej czy też może jego kości obgryzają dingo na jakimś bezdrożu. To już nie była jej sprawa.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Gdyby Vivienne wiedziała, jak śliskie zlecenie to było, być może zazdrościłaby tego wypadu mniej? Cóż, większość osób zarabiała poprzez wykonywanie pracy, na jakiej się znała. W przypadku Warren, było to przerzucanie nielegalnych towarów, ryzykując najazdem służby celnej albo innych, przemytniczych pojebów, węszących konkurencję. Jej długa nieobecność mogła wywołać z nory poprzednich graczy, których wcześniej przydeptała obcasem. Musiała być na to gotowa.
- Mogę ci przywieść magnes na lodówkę - spojrzała na kobietę znad niesionego do stolika wiaderka z lodem, w zestawie z aluminiowymi szczypcami. - O ile się wyrobię.
Przy takich akcjach czas ją gonił. Bywało, że starczało go ledwo na skorzystanie z ubikacji.
Uniosła brwi z wyraźnym zainteresowaniem, cóż takiego kryło się pod hasłem ciężka praca. Dla jednych było to przerzucanie gruzu w pełnym słońcu, a dla drugich, stukanie w klawiaturę, w klimatyzowanym pomieszczeniu.
- Jeśli odpowiednio się do nich przyłożą - dodała od siebie, w temacie chińskich podróbek, wraz z zajęciem miejsca siedzącego. Postawiła w pierwszej kolejności na whisky, dlatego też do schłodzonych, kwadratowych szklanek wrzuciła po dwie kostki lodu. Val praktykowała picie szkockiej w różnych wariantach, zarówno w mieszankach z napojami gazowanymi, jak i bez. Ta konkretna butelka, w którą się zaopatrzyła, nie potrzebowała żadnych rozcieńczaczy, zabijających wytrawno-drewniany smak.
- Więc mam rozumieć, że twoja ciężka praca polegała na oglądaniu jakiegoś obrazu przez lupę, kiedy ja chowałam się przed rosyjskimi czołgami?
Ups. Nie mówiła jednoznacznie, gdzie na Ukrainie próbowała nawiązać kontakt, jednak ostatnie wydarzenia z tamtych terenów, obiegły cały świat. Prawie każdy widział te makabryczne sceny, uwieczniane na nagraniach i zdjęciach. Tylko kompletni ignoranci uwierzyliby w pro-kremlowską propagandę, obracającą kota ogonem.
Tuż po nalaniu trunku do szklanek, sięgnęła po tą swoją, wypijając prawie całą zawartość. Skrzywiła się delikatnie, czując na języku charakterystyczną gorycz. Tego potrzebowała.
- Vasilij spierdolił - wyrzuciła z siebie wreszcie, bo to jedna z istotniejszych informacji, o których Viv musiała wiedzieć. - Ten stary komuch spieprzył przy pierwszej okazji do swoich sowieckich koleżków.
Viv z pewnością nie raz widziała tego pociesznego Białorusina, noszącego wąsy. Przypominał ledwo rozgarniętego pokurcza, nie mniej, znał się na swoim fachu. Nie musiał dorównywać inteligencją Stephenowi Hawkingowi, aby robić w przemytnictwie, u boku Val. Cóż, koniec końców szmaciarz okazał się wielkim fanem socjopatycznych polityków i nie mniej walniętych prymitywów z kałasznikowem.
- Nie martwię się tym, o ile nadal jest w Rosji czy tam… na Białorusi - machnęła dłonią w nieokreślonym kierunku, ukazując, jak bardzo jej to powiewało. - Gorzej, jeśli zacznie snuć jakiś posrany plan powrotu do Australii.
Vasilij był człowiekiem-przekrętem od dłuższego czasu i obracał się w wielu szajkach, bytujących przy wybrzeżach Australii. Miał kontakty, wtyki, informacje. Jednocześnie, posiadał na tyle charyzmy, aby ochronić własne dupsko przed możliwymi działaniami odwetowymi.
Warren wolała wierzyć, że przepadł jak kamień w wodę i nie przyjdzie mu do głowy powrót. Czemu miałby wracać do Australii, skoro jego ukochany kraj wreszcie pokazał prawdziwe oblicze, niegdyś reklamowane sierpem i młotem?
Dlaczego w ogóle się go obawiała? Cóż… powinna o tym wspomnieć.
- Kiedy zostawił mnie wtedy w Ukrainie, oddałam w jego kierunku pięć strzałów. Możliwe, że jeden go trafił, ale… nie ta tyle, aby wyciągnął nogi.
Niestety. Teraz wszystko było możliwe, łącznie z zemstą cholernej onucy.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Nie znała wszystkich detali dotyczących procesu przemytniczego. Znaczy nie była też kompletnie naiwnym i niewtajemniczonym obywatelem, który nie miał pojęcia na temat tego jak właściwie odbywają się podobne procedery, ale nie wnikała nigdy aż tak głęboko w szczegóły. Nie ukrywajmy, że gdyby nie miała żadnego rozeznania to prawdopodobnie już kilkukrotnie zostałaby wydymana przez potencjalnych współpracowników, którzy wciskaliby jej różnego rodzaju bajeczki związane z opóźnianiem się dostawy czy stanu w jakim się znajdował towar. Lub też podbijaliby sztucznie stawki i próbowali innych numerów.
- Poproszę. Naprawdę doceniam ten gest - odparła, obserwując jak Val przygotowywała z namaszczeniem ich stację alkoholową. Skoro miały nawet kubełek do lodu z prawdziwego zdarzenia to naprawdę miały imprezować na bogato.
- Jeśli się odpowiednio przyłożą... No tutaj im nie wyszło. Może i technicznie faktycznie ich fałszerz odwalił całkiem dobrą robotę, ale pod względem użytych materiałów? Nie ma mowy, żeby farba o takiej konsystencji i niektórych z barw powstała z naturalnych składników w siedemnastym wieku. Ktoś tam nie odrobił swojego zadania domowego.
Czasami naprawdę nie rozumiała jak ktoś działający w tak poważnej branży mógł myśleć, że wystarczy posiadać umiejętności, które pozwolą na namalowanie danego obrazu według wzorca. Tutaj rozchodziło się także o drobne szczegóły: drewno, pochodzenie farb i odpowiednią technikę pracy pędzlem, która sprawiała, że każde pociągnięcie miało swój charakter. Zdawała sobie sprawę, że w takich momentach brzmiała jak nerd, ale naprawdę to nie było takie proste jak mogłoby się zdawać.
- Ej, przypomnę ci tylko, że tutaj nie chodzi o twojego statystycznego Johna, który na strychu znajduje obraz po zmarłym dziadku i chce go opchnąć w lombardzie za kilka stów. To są biznesy z mafiozami, w których chodzi o grube miliony, więc czasami zdarza się taki, który najchętniej by mnie zajebał za to, że spierdoliłam mu interes - powiedziała jeszcze, sięgając po swoją szklankę, aby wyciągnąć ją w kierunku Val.
Może i z opisu jej praca brzmiała jak w miarę ciepła i bezpieczna posadka w tym całym przestępczym pierdolniku, ale nic bardziej mylnego. Czasami zjawiał się jakiś samiec alfa, pan swojego śmietnika, który uznawał za osobistą obrazę fakt, że wytknęła swojemu klientowi to, że miał do czynienia z fałszywką, która nie była nawet warta jednej dziesiątej swojej ceny.
- Jak to spierdolił? - rzuciła w pierwszym odruchu, gdy tylko Warren poinformowała ją o Vasiliju. Nawet nie umoczyła ust w swojej porcyjce whisky.
Spokojnie wysłuchiwała tego, co przemytniczka miała jej do powiedzenia w kwestii swojego byłego współpracownika i naprawdę cieszyła się z tego, że w trakcie zdecydowała się nie zacząć picia, bo najpewniej zakrztusiłaby się jeszcze alkoholem.
- Ja pierdolę, Val... - wyrzuciła z siebie, gdy tylko kobieta powiedziała jej o oddanych strzałach w kierunku Sowiety. - Wiesz, że właśnie sobie przejebałaś na dobre? Módl się, żeby jednak postanowił siedzieć w tym swoim bloku wschodnim i się nie wychylał.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zmrużyła delikatnie oczy nawet nie udając, że wie, jakie materiały do sfałszowania obrazu miała na myśli Vivienne. Istniało w cholerę rodzajów farb, przy czym wiedza odnośnie tych, używanych w malarstwie, nie była domeną Warren. Jej pozostawały łodzie, awionetki i dłubanie w drewnie.
- Ale mam nadzieję, że teraz nikt nie chce cię zajebać - zadała ostrożne pytanie, wraz z uniesieniem brwi. Najgorzej, gdyby przypadkowo sprowadziła na siebie jakichś kryminalistów, siedzących Tang na ogonie. Val umiała używać broni palnej, obronić się w razie potrzeby, przy czym wolała nie zabijać ludzi. Trzeba po tym sprzątać, tuszować cała sprawę i być może zmagać się później z urazami na psychice. Nie była socjopatką, toteż wyeliminowanie innego delikwenta raczej pozostawiłoby po sobie trwały ślad w głowie. Nie miała nerwów na takie atrakcje.
W gruncie rzeczy, niekoniecznie przejebała sobie na dobre. To byłoby skrajnie nieodpowiedzialne z jej strony, szczególnie, że wciąż posiadała bliskich, których powinna chronić przed podobnymi do Vasilija pojebami.
- To nie wszystko - wycelowała palcem w Vivienne, bo to jasne, że nie odwaliłaby totalnego szajsu bez przynajmniej minimalnego zabezpieczenia (głównie w sprawach służbowych; w prywatnych bywało różnie).
- Nie strzeliłabym do niego od tak sobie, będąc jedyną osobą w otoczeniu - to jednoznacznie nakierunkowałoby go na jej osobę. - Miałam ze sobą trzech Ukraińców. Pogonili szmaciarza po tym, jak wykiwał ich ze sprzętem. Podrzucił im atrapy, a cholernym Ruskom skombinował oryginały.
Ostatni raz przerzucała pieprzoną broń do jakiegokolwiek kraju bloku wschodniego. Po tej przygodzie miała nauczkę na przyszłość. Nigdy nie umawiać się z fanem Putina na przemyt sprzętu do zabijania ludzi.
- Więc, teoretycznie… - machnęła dłonią, marszcząc przy tym czoło. Oj, chyba whisky zaczynało wchodzić.
- Teoretycznie nie wie, że to tylko ja. Może całość winy skieruje na Ukraińców. I tak mają go na celowniku. Nie obrócił się ani razu, gdy spieprzał, więc nie widział jak w niego celuję.
Gdyby rzeczywiście zjebała sprawę w jakże spektakularny sposób, już dawno spakowałaby całą rodzinę i przeniosła w bezpieczne miejsce. Posiadała w mapie pamięciowej kilka zapomnianych lokacji, odpowiednich do przeczekania najgorszego: łącznie ze schronem, wybudowanym przez jakiegoś preppersa.
- Nie jestem w aż tak głębokiej dupie - podkreśliła raz jeszcze, żeby przypadkiem Viv nie umniejszała jej przebiegłości i doświadczeniu, wyniesionemu z podobnych akcji.
Dopiła pozostałą zawartość szklanki, niemalże od razu sięgając po butelkę, celem uzupełnienia trunku. Kostki lodu nie zdążyły się nawet rozpuścić.
- Powinnam powoli rozglądać się za jakimś zastępstwem na miejsce Vasilija.
Najlepiej, gdyby znalazła odpowiednią osobę na już, bo przyda jej się ktoś doświadczony, przy wypadzie do Wietnamu. W razie braku kandydatów, będzie skazana na zaangażowanie kuzyna, a mimo wszystko, chciała mu oszczędzić takich eskapad. Miał rodzinę i swoje życie – nie musiał dodatkowo pakować się w świat przestępczy. Nie musiał, ale i tak to robił, bo wspierał Prię całym swoim sercem. Wrażliwi ludzie mieli przewalone w życiu.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Uśmiechnęła się jedynie widząc to jak Val niezbyt pewnie poczyniła swój komentarz, który nie był nawet do końca pytaniem. Przez chwilę zastanawiała się czy nie podroczyć się z nią jeszcze trochę i nie poudawać, że owszem, parę dni temu jakiś Italianiec wydał na nią wyrok śmierci za to, że opchnęła jego bratu papcie rzekomo projektu Leonarda da Vinci czy też zarzucić jakąś inną mniej lub bardziej wiarygodną historyjkę. Może po prostu uwiodła czyjąś córkę? No, ale nie była aż tak okrutna.
- Nic mi nie wiadomo na ten temat - odpowiedziała, starając się ukryć swój uśmiech za trzymaną szklaneczką whisky.
Kiedy tylko usłyszała, że to nie było jeszcze wszystko, stwierdziła, że może lepiej będzie nie znosić tych rewelacji na trzeźwo. Dlatego też szybciutko przechyliła szklankę, wlewając w gardło niemal od razu całą porcję alkoholu. Ledwo poczuła jego smak, ale za to mocne pieczenie w gardle było wystarczającym dowodem na to, że owszem, piła. Aż łzy napłynęły jej do oczu, a Tang musiała odetchnąć po przyswojeniu płynów.
- A więc nasz kochany Vasilij wkurwił także innych ludzi - skwitowała na sam koniec, odkładając naczynie na stół i spoglądając na Warren snującą dalej swoją opowieść. - W takim razie faktycznie sprawa nie jest aż tak przejebana. Szczęśliwie może gdzieś go tam sprzątną.
Mruknęła jedynie w geście zrozumienia, gdy raz jeszcze kobieta podkreśliła, że nie wpierdoliła się w aż tak głębokie bagno jakby się wydawało. No cóż to jeszcze zapewne zweryfikuje przyszłość, bo kto wie co w zasadzie może się stać. Przez chwilę bawiła się jeszcze stojącą na stole szklanką nim w końcu spojrzała w kierunku Val, gdy ta wspomniała o szukaniu zastępstwa.
- I mam ci w tym pomóc? - zapytała, domyślając się mniej więcej jak może przebiegać ta rozmowa. - Mogę cię ustawić z jednym z moich innych dostawców. Powiedz tylko jakie masz wymagania, a może ci kogoś znajdę.
Jezu, brzmiało to trochę jakby nagle zaczynała jakiś biznes matrymonialny albo coś takiego. Może powinna zacząć aranżować jakieś spotkania biznesowe i inne? Zawsze była to jakaś alternatywa dla obecnych interesów.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Mogła przynajmniej mieć nadzieję na dokładny plan Viv, gdyby jednak ktoś zechciał wziąć sprawy w swoje ręce. Nikt raczej nie przepadał za demaskowaniem kłamstwa czy też fałszerstwa, gdy wiele mógł na tym zyskać. Szczególnie, kiedy osobą demaskującą okazywała się jakaś kobieta, podważająca autorytet zadufanego, samozwańczego samca alfa. Tak to działało w tej niebezpiecznej branży, w którą obie się wmieszały.
- Żadna nowość - dodała w kwestii Vasilija. Facet potrafił wkurzyć sporo ludzi, a później odpowiednio załagodzić powstały konflikt, używając odpowiednich argumentów. Był jak pieprzony karaluch, który przeżyje prawie wszystko. Pytanie czy tak samo poszło mu na Ukrainie.
- Niestety, nie mam żadnego, zaufanego kontaktu na wschodzie Europy. A nawet jakbym miała… sytuacja zmienia się z minuty na minutę.
Także nawet gdyby miała jakiegoś znajomka, ten mógł w przeciągu kolejnych godzin paść ofiarą terrorystów. Z oczywistych względów, nie zamierzała też szukać sprzymierzeńców po stronie rosyjskiej.
Widząc jak szybko Vivienne wyzerowała prawie całą zawartość swojej szklanki, szybko uzupełniła trunek. Jak to dobrze mieć przy sobie odpowiedniego kompana do odpowiedniego zajęcia. Gdyby obaliła całą butelkę w pojedynkę, to byłby powód do niepokoju, a tak? Miło spędzała czas ze znajomą z branży, obeznaną w prowadzeniu interesów oraz alkoholowych posiadówkach.
- Tylko jeśli chcesz - delikatnie wzruszyła ramionami. - I tak zamierzam przejść się do Shadow na małe wybadanie terenu, nie mniej, jeśli masz kogoś do polecenia, możesz śmiało mi powiedzieć.
A nóż wybada temat i okaże się, że Vivienne podsunęła jej idealną osobę do tej konkretnej roboty. W Shadow raczej nie była mile widziana, ale i tak zamierzała zaryzykować. Kto chowałby urazę po odstępie kilku miesięcy, na dodatek z błahego powodu? Nikogo przecież nie zabiła w tej spelunie, a jedynie narobiła drobnych szkód. Nie jej wina, że goście byli agresywni.
- Poza tym, mam trochę towaru z Europy. We Włoszech dostałam mały prezent, ale to nie moje klimaty, więc pomyślałam, że może tobie coś się spodoba.
Uniosła brwi w wyczekiwaniu, sięgając po szklankę, co by upić jeszcze jeden, tym razem nieco mniejszy łyk. Nie zamierzała mydlić kobiecie oczu i reklamować jakieś cuda na kiju. Jeśli znajdzie coś wartego uwagi, to dobiją targu. Jeśli nie… przynajmniej zadowolą się mieszaniem dwóch różnych alkoholi.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Chyba wielkim zaskoczeniem dla nikogo nie był fakt, że na tym świecie nie ma rzeczy bardziej wrażliwej niż męskie ego. Tym bardziej w takim biznesie, gdzie większość z nich to samozwańcze samce alfa, dla których największą ujmą na honorze jest to, że ich misterny plan poszedł w pizdu przez jakąś laskę. Tym bardziej jeśli była ona atrakcyjna i młoda, bo wtedy według nich nadawała się jedynie do tego, by łasić się do podobnych im facetów i pić stawiane im drinki, a ekspertką mogła być co najwyżej w dawaniu dupy. Niestety, ale tak to wyglądało. Łatwej branży sobie nie wybrały.
- Może i żadna, ale z sytuacją tam panującą to może być jego ostatnie w życiu wkurwienie kogoś - oceniła, bo jednak konflikt na wschodzie Europy był niezwykle zaciekły, a wiadomości co chwila bombardowały informacjami z frontu i tym, co się tam działo.
- Jeśli chcesz kogoś tam stacjonującego to popytam - nic nie szkodziło jej popróbować.
Nie wiedziała jak aktualnie przedstawiała się sytuacja niektórych z jej znajomych, bo nie z każdym utrzymywała aż tak regularny kontakt, ale zawsze mogła się zorientować i zobaczyć czy uda jej się znaleźć kogoś zainteresowanego współpracą z Val, którą oczywiście przedstawi w samych superlatywach.
Warren naprawdę była perfekcyjną panią domu jeśli chodziło o tempo uzupełniania płynów w szklankach. Chociaż jeśli utrzymają to tempo to w ciągu piętnastu minut Vivienne będzie kompletnie najebana śpiewała na kanapie Val o mój rozmarynie albo jeszcze jakąś inną piosenkę, która nie wiadomo skąd jej się wzięła.
- Daj znać jak zdecydujesz się wpaść. Mogę cię ze sobą wtedy zgarnąć - zaproponowała.
Jakby nie patrzeć w miejscu takim jak Shadow znajomości mogły zdecydowanie podnieść szanse na osiągnięcie sukcesu w poszukiwaniu informacji czy nowych kontaktów. W ramach dobrej znajomości mogła uczestniczyć w jakimś spotkaniu, przekazać swoje rekomendacje i tak dalej. Jakby nie patrzeć to sukcesy zawodowe Warren przekładały się także na jej osobiste zarobki także aż tak bezinteresowne to to nie było.
- Cieszy mnie, że tak o mnie myślisz - odpowiedziała, posyłając jej filuterny uśmiech i ponownie unosząc szklankę z whisky. - Zwłaszcza, że to jeszcze jakieś włoskie dobra. Wiesz, że mam do nich słabość. Pokaż mi je.
Naprawdę ciekawiło ją, co też takiego Val mogła przywieść z Europy. Wielką tajemnicą nie było, że jako miłośniczka sztuki Tang miłowała się przede wszystkim w europejskich dziełach. A jeszcze jak ktoś jej rzucił, że coś było z Włoch to mógł liczyć na jej całkowitą atencję.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Parsknęła krótko, z widocznym rozbawieniem. Sama wizja natrafienia Vasilija na gościa lepszego od niego, co to postanowi go wyeliminować, była niezwykle przyjemna.
- To byłoby zbyt piękne… - rozmarzyła się znad szklanki z alkoholem. Właściwie, to brzmiało całkiem prawdopodobnie. Wystarczyłoby, aby facet wlazł w nieodpowiednie miejsce o nieodpowiednim czasie. Jeśli nie wykończą go Ukraińcy, zawsze istnieje ryzyko oberwania rykoszetem od jakiegoś Ruska, albo wielkim kawałkiem gruzu w czasie bombardowania. Możliwości było wiele.
Zamyśliła się przez chwilę, słysząc propozycję Vivienne.
- W sumie, jeśli ujmiesz to bardzo delikatnie, masz moją zgodę - na wypytanie potencjalnego kontaktu z Ukrainy, o tego starego grzyba. Co prawda, zależało jej na tym, aby Vasilij gryzł piach, albo przynajmniej trzymał się z dala od Australii oraz okolic. Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia. Przynajmniej w temacie byłego wspólnika.
Kiwnęła jedynie głową przy temacie Shadow. Wciąż zastanawiała się czy w ogóle się tam pakować (spoiler: i tak się wpakuje). Przez ponad sześć miesięcy wiele mogło się zmienić, łącznie z degradacją jej dawnych kolegów oraz w miarę zaufanych kombinatorów. Nie lubiła pracować w większej grupie, poza swoją rodziną. W takiej szajce łatwo było o burdy, związane z przejęciem sterów przez bardziej niecierpliwych i chorobliwie ambitnych członków. Znała to z innego środowiska, w którym panowały całkiem podobne zasady.
Powinna najpierw wymyślić odpowiednią strategię. Później.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy już zyskała pełną uwagę Vivienne, w sprawie egzotycznych towarów.
- Musimy iść do piwnicy - wiadomo, że wszystkie najlepsze i jakże tajemnicze skarby, zawsze chowano w piwnicy. - Dasz radę zejść po schodkach?
Posłała kobiecie rozbawiony uśmiech, pijąc głównie do jej aktualnego stanu poalkoholowego. Ilie kieliszków mogło mieścić się w takiej pełnej szklance? Osiem, dziesięć? Warren od zawsze lała tego trunku prawie do pełna, darując sobie rozlewanie do połowy, co by ładnie wyglądało. Miało działać, a nie prezentować wielkie wartości wizualne. Szczególnie teraz.
Warren wypiła kolejny, spory łyk trunku, nim dźwignęła się z miejsca, zdecydowanie czując skutki alkoholizacji. Obie w końcu na to liczyły.
Po w miarę bezpiecznym przejściu do podziemi, Val zaprezentowała pannie Tang wielką skrzynię, w której ukrywać się mogło wiele rzeczy: od sprowadzanych artefaktów, po randomowe zwłoki. Ciekawe co tym razem wylosuje maszyna losująca.
- Miałam szczęście, że w ogóle udało mi się to przewieźć - sapnęła, sięgając do wieka, które uniosła, prezentując na wierzchu skórzaną płachtę, chroniącą zawartość. - Nie znam się na tym jakoś szczególnie, ale myślę, że ty jak najbardziej.
Viv mogła więc podjąć się wyceny różności, a konkretnie malowidła, przedstawiającego włoską ulicę, jakiejś starej, pokrytej wzorkami wazy, zdobionej karafki do wina, a także zakurzonej butelki tegoż alkoholu, z pokrętnie ukrytą datą produkcji. Dodatkowo, Warren udało się wygrzebać ze skrzyni jakiś fikuśny zestaw sztućców z genitaliami różnej maści, wyrzeźbionymi na rączkach.
- A to… nie wiem, co to do kurwy nędzy jest - zmrużyła mocno oczy, marszcząc równocześnie nos, bo… co za fetyszysta zamawia podobne rzeczy? Jeszcze niech jej ktoś powie, że ten zestaw jest pozłacany, albo wykonany ze srebra i warty przynajmniej paręset dolców.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Śmierć Vasilija faktycznie w tym wypadku mogła być jedynie pobożnym życzeniem, ale Vivienne była pewna tego, że pewnego dnia facet się doigra. Nie mógł w końcu mieć wiecznie szczęścia i wymykać się z każdej możliwej sytuacji bez większego uszczerbku. Niby nie powinno się źle życzyć ludziom, ale w wypadku, gdy ktoś w tak nieprzyjemny sposób wyruchał jej znajomą to raczej nie miała innego wyjścia.
- W takim razie zobaczę, co dam radę zrobić. Odezwę się jak tylko coś zdziałam - obiecała, mając nadzieję, że faktycznie da radę coś zdziałać w tej sytuacji.
Bądźmy szczerzy, na pewno nie mogło być tak źle. W Shadow odpierdoliło się już niejedno i naprawdę wiele rzeczy można było zapomnieć czy też wybaczyć. W końcu zdarzały się dużo bardziej hardkorowe przypadki niż ten Warren także zapewne nie będzie tak tragicznie. Choć posiadanie kogoś znajomego wewnątrz zawsze było pomocne i służyło w różnych powiedzmy, konfliktowych czy niejasnych sytuacjach.
- Oho, idziemy oglądać kotki do piwnicy? Wiem do czego to zmierza - rzuciła jeszcze w odpowiedzi, podnosząc się z kanapy. - Spokojnie. Taka dawka nie sprawi, że zetnie mnie z nóg.
Owszem, może i w takiej szklaneczce mogłoby się znaleźć kilka szocików, ale przecież była zaprawiona w boju. Nie pozwoli alby jedna lub dwie szklanki sprawiły, że nie będzie w stanie zejść po schodach. Do tego potrzebuje jeszcze większej dawki alkoholu. W ręku trzymała jeszcze w połowie niedopitą szklankę whisky, bo jednak po pierwszych szokujących rewelacjach nie miała już takiego bodźca, który zachęcałby ją do zerowania tak potężnej ilości napitku.
Posłusznie powlekła się zaraz za Val do jej piwnicy, gdzie czekała na nie prawdziwa skrzynia skarbów. I nazwa ta naprawdę nie była przesadzona, bo z tym, co Warren potrafiła załatwić to w tym ładunku mogły się znajdować nawet klejnoty koronne czy inne tego typu rzeczy.
- Kłopoty na trasie czy w trakcie pozyskiwania? - zapytała jakby mimochodem, przyglądając się uważnie zawartości skrzyni.
I faktycznie w środku było coś dla niej. Pierwszym, co przykuło jej wzrok był oczywiście obraz, któremu musiała się przyjrzeć z bliska. Z pewnością nie było to dzieło żadnego renesansowego mistrza. Autor raczej nieznany, brakowało jakiegokolwiek podpisu czy czegoś podobnego na płótnie. I kiedy tak studiowała poszczególne pociągnięcia pędzlem i technikę malarską, Val wyciągała kolejne przedmioty ze swojego czarodziejskiego kapelusza.
- Domyślam się, że to wino raczej nie jest dla nas kiedy już skończą nam się zapasy na górze? - zapytała, przejmując od kobiety butelkę, aby móc spróbować odczytać cokolwiek z widniejącej na szkle etykiety.
O mało jednak nie wypuściła tego starego winiacza, gdy tylko ujrzała przepiękny zestaw sztućców, przy których produkcji kogoś musiało wyjątkowo ponieść. No, ale przynajmniej dzięki temu miały się z czego pośmiać.
- Nie obrazisz się jak powiem, że chujowe te sztućce? - skomentowała, ledwo powstrzymując kolejne napływy śmiechu. - Ale tak na poważnie to są one naprawdę dobrze wykonane. Jedna strona dobra do posiłków spożycia, a druga do współżycia.
Inaczej chyba nie mogła podsumować tych wszystkich noży, łyżek i widelców w większości ze srebrnym kutasem jakby to ujął Mickiewicz. Cóż, z pewnością niezwykle spodobały jej się te wszystkie towary przywiezione z Włoch. Chociaż nad kupnem będzie musiała się jeszcze poważnie zastanowić. Chyba, że Val upije ją do tego stopnia, że jeszcze tego wieczora dokona transakcji, bo czemu nie?


Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
ODPOWIEDZ
cron