Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
01.
Wieczorne opady i zbliżająca się burza, zawsze relaksacyjnie wpływały na mężczyznę, który uwielbiał zasypiać przy rozszczelnionym oknie przez które do domku dostawało się świeże, podeszczowe powietrze. Uwielbiał jego zapach i chłód, który delikatnie łaskotał jego nagi tors oraz świeżo nawodnioną roślinność, która wdzięcznie oddawała swoje piękno o poranku, gdy wychodził z kubkiem czarnej, parzonej kawy. Kochał naturę i zjawiska pogodowe, które pozwalały jej się wyładować, aczkolwiek musiał przyznać, że mieszkając z dala od centrum, doszukał się zalet jak i także wad mieszkania w lesie podczas takich warunków meteorologicznych. Po pierwsze wszelkie robactwo, które dostawało się do domu w celu ucieczki przez deszczem - jeśli nie chciał nad uchem słyszeć bzykającego robactwo, musiał zamykać na noc okno i wtedy nici z przyjemnego powietrza i spokojnego snu. Drugą sprawa były liczne niebezpieczeństwa, począwszy od podmokłych terenów, po pioruny trącające drzewa. Pomimo wielu czynników przemawiających za wyborem domu w centrum miasteczka, Wes za nic w świecie nie zdecydował by się na powrót do cywilizacji i codziennego wdychania spalin. Drewniany domek na uboczu to było jego życiowe marzenie, a poza tym związał się z tym miejscem przez zmarłą małżonkę z którą planował tu przecież wychować własne dzieci, ich dzieci i zestarzeć się ze spokojem. Część planów niestety musiał odrzucić w niepamięć ale wciąż czuł obecność Hallie i bał się, że jeśli kiedykolwiek dane mu będzie opuścić to miejsce, jego pamieć o ukochanej małżonce zacznie zanikać.
Na ten moment, podtrzymywała ją jednak jej młodsza siostra, Elodie, którą zobowiązał się wziąć pod swój dach po tym jak ta straciła wynajmowany pokój przez brak środków do opłacenia go. Nie był altruistą, który przygarniał zbłądzone sierotki do swego domu i kompletnie nie podobała mu się opcja dzielenia przestrzeni z dziewczyną ale czy mógł postąpić inaczej? Była siostrą kobiety, którą kochał i wiedział, że ta własnie tego by sobie życzyła. Na pewno zrobiłaby wszystko by pomóc młodszej siostrze i oczekiwała by tego samego od mężczyzny. Wierzył, że nie było to permanentne, dlatego dał jej lekko ponad miesiąc na to by znalazła jakieś tańsze lokum i czym prędzej zabrała się z jego domu. Cenił sobie przestrzeń i prywatność, którą bez wątpienia dziewczyna naruszała.
Zegar na ekranie telefonu wskazywał dwadzieścia minut po jedenastej wieczorem. Leżał wygodnie w swym łóżku i cieszył się stukającym o metalowy parapet deszczem. Zaczynało też delikatnie grzmieć, więc włożył ręce pod głowę i patrząc w zakropioną szybę, oczekiwał porządnego koncertu na dobry sen. Zamiast tego usłyszał trzeszczącą podłogę i ciągnąca swe kapcie dziewczynę, która zakłóciła jego spokój i zupełnie nieświadomie wyciągnęła go z łoża. — Wytłumacz mi proszę, czemu nie możesz jak każdy normalny człowiek posadzić swego tyłka na miejscu tylko krzątasz się po nocach i przerywasz mój odpoczynek? — zapytał, wyglądając ze swej sypialni w długich, dresowych spodniach. Nie czuł skrępowania gdy poruszał się po domu bez koszulki ale najczęściej po prostu zapominał o tym by ją na siebie wciągnąć. — Może powinienem podawać ci jakieś środki nasenne? Albo po prostu zamknąć na klucz szafkę z kawą? — dodał i oparł sie o framugę drzwi, przypatrując jej się z grymasem wymalowanym na twarzy.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
001.

Naprawdę nie zrobiła tego umyślnie! Nieświadomie pomyliła się w obliczeniach, planując miesięczne wydatki; bo przecież z a w s z e była przygotowana, dokładnie prowadziła wykaz przychodów i skrupulatnie uwzględniała wszystkie stałe opłaty. Przypadkiem zapomniała o tym, że należy płacić za wynajem mieszkania, a w zasadzie małego i niewygodnego pokoju. I niestety nie przypomniała sobie przez trzy miesiące z rzędu. Naturalnie nie było w tym jej winy, skądże! Każdemu mogło zdarzyć się coś podobnego, a Ell miała doskonałe usprawiedliwienie tej maleńkiej pomyłki w prowadzeniu budżetu. Mianowicie uznała, że utrzymywanie uroczego koali imieniem Qadib było ważniejsze od przelewania pieniędzy komuś, kto z pewnością nie potrzebował ich aż tak bardzo, jak to cudowne zwierzątko. Prawdę mówiąc, poświęcała Qadibowi jedynie część tych środków, resztę wydając na własne potrzeby (nie potrafiła jednak określić dokładnie, czym te potrzeby były). Tak czy inaczej, została wystawiona za drzwi. Nie zamierzała wracać do domu rodziców. Nie mieszkała z nimi pod jednym dachem od wielu lat i odzwyczaiła się od typowego dla społeczności aborygenów trybu życia. Zwrócenie się o pomoc do byłego szwagra było spontanicznym pochwyceniem ostatniej deski ratunku. Dlaczego Wesley zgodził się, aby z nim zamieszkała? Nie miała pojęcia. Nie miała również pojęcia, dlaczego wciąż zajmował dom wcześniej należący do jej dziadków! Z tym jednak zamierzała rozprawić się przy innej okazji.
Burza rozszalała się na dobre, gdy Elodie była w połowie drogi dzielącej ją od drewnianego domu w Tingaree. Deszcz był przyjemnie ciepły i nie przeszkadzał jej fakt, że całkowicie przemoczył jej ubranie oraz włosy. Natomiast coraz głośniejsze grzmoty i błyskawice gwałtownie rozjaśniające lasy, odrobinę ją przerażały. Nauczona ogromnego szacunku do sił przyrody, lękała się ich bardziej, niż zagrożeń, które pijany kierowca mógł spowodować na drodze. Docierając pod dom, niedbale rzuciła rower przy płocie i szybko weszła do środka, w głowie powtarzając rymowankę z dzieciństwa, która miała przynosić spokój oraz ukojenie. W mokrych i pokrytych błotem butach, weszła do kuchni, by rozejrzeć się za czymś do picia. Sięgnęła po puszkę z kawą, kiedy usłyszała niezadowolony głos współlokatora.
Nikt cię nie nauczył, że niegrzecznie jest zachodzić ludzi od tyłu? Wystraszyłeś mnie — rzuciła wyraźnie naburmuszona. Zaraz jednak prawdziwie się zlękła, nie potrafiąc powstrzymać drżenia mięśni, na dźwięk kolejnego grzmotu. Po jego kolejnych słowach spojrzała na swoje dłonie, w którym trzymała kawę i odstawiła ją na blat, rezygnując z napoju. — Ubrałbyś się — fuknęła znienacka, choć wcale jej nie przeszkadzało, że Wesley chodził bez koszulki; im dłużej z nim mieszkała, tym lepiej rozumiała starszą siostrę, która uległa urokowi tego mężczyzny. Wprawdzie charakter miał gburowaty, ale za to wyobrażała sobie, że z takimi mięśniami, musiał wyprawiać cuda w łóżku. Nim cokolwiek dodała, rozległ się kolejny huk, którego echo poniosło się po rezerwacie, a światło nagle zgasło. — Cholerna burza! — pisnęła. Dobrze znała legendę o dwóch braciach, którzy zaklęciem sprowadzili burzę mającą przegnać Jinijinitch, ale wcale nie działo to na nią pokrzepiająco. Objęła się rękoma; nagle poczuła, że przesiąknięte deszczem ubrania zaczynają jej ciążyć.

wesley mills - cohen
Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
Jeśli szatyn miałby się do czegokolwiek i przed kimkolwiek przyznać, to z całą pewnością byłaby to słaba umiejętność pamiętania o miesięcznych opłatach. Już zanim poznał Hallie, liznął niezależnego i dorosłego życia, które wiązało się chociażby z przyklepaniem pokoju w akademiku i zakupach, które zmuszony był robić by nie paść z głodu. Nie był wytrawnym kucharzem i lepiej przy garach radził sobie Gabriel ale to akurat nie sprawiało mu większych kłopotów, bo za czasów studenckich wystarczył mu w zupełności alkohol i gotowe żarcie, które odgrzewał w akademickiej mikrofali. O dziwo udało mu się przetrwać kilka lat bez większych problemów z wątrobą, która ostro dostawała po tyłku. Wraz z pojawieniem się jego zmarłej małżonki, przyszedł też czas na wspólny dach nad głową i budowanie przyszłości, co przecież wiązało się z porządną pracą, która pozwoliłaby mu na opłacanie rachunków. On jednak skupiał się na przynoszeniu pieniędzy do domu, a kobieta zajmowała się płatnościami online i pilnowaniem tych wszystkich, nieszczęsnych terminów, które goniły ich każdego miesiąca. Teraz, to on musiał dopilnować tego by nie stracić połączenia z cywilizacją, bo choć nie miałby nic przeciwko mieszkaniu w zupełnej dziczy, którą bez wątpienia było jego otoczenie to cenił sobie przyłącze, które pozwalało mu na ciepłą kąpiel i dawało choćby namiastkę internetu. Tingaree nie była już tylko jedną, wielką zbieraniną dzikusów, którzy kryli się po szałasach - tubylcy powoli przekonywali się do różnych technologi, które pozwalały im na nieco łatwiejsze życie pośród natury, która jak wszystko, pewnie kiedyś zniknie z map Australii.
Może powinienem chodzić z dzwoneczkiem na szyi jak koza? Wtedy na pewno słyszałabyś jak przechadzam się po własnym domu — zakpił z niej i kompletnie nie przejął się jej przytykiem. Był u siebie i nie zamierzał informować jej smsowo o swoim nadejściu tylko po to by ta czuła się komfortowo. Dostrzegał u niej pewne cechy paranoiczne i kompletnie nie wiedział jak ona i Halls mogłyby być spokrewnione. Jego była małżonka niczego się nie bała, przypominała tutejszą wersję Wonder Woman, która była w stanie poradzić sobie z grzmotami a nawet opłaceniem rachunków. — Przeszkadza ci nagi tors? Masz dwadzieścia.. ile? Dwadzieścia pięć lat? Na pewno nie jedno już widziałaś i nie krępuj się, nikomu o tym nie doniosę — uśmiechnął się złośliwie i przyłożył palec wskazujący do ust. Szczerze mówiąc nie interesował go wiek dziewczyny, bo najistotniejszy był fakt, że była pełnoletnia. Nie był więc jej opiekunem i nie musiał jej utrzymywać (o czym najwyraźniej wciąż zapominała).
Chyba nie boisz się burzy, smarku? — podszedł do lodówki z której wyciągnął butelkę pomarańczowego soku z której pociągnął kilka większych grzdyli i zerknął na nią z rozbawieniem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że burze były sporym zagrożeniem dla mieszkańców tutejszych lasów, jednak przez tyle lat żadne z drzew nie padło na jego dom. Poza tym posiadał odgromówkę, bo przecież nie ryzykowałby mieszkaniem w dziczy bez odpowiedniego zabezpieczenia. — Dalej upierasz się przy tym, że dom powinien należeć się tobie? Nie wytrzymałabyś tutaj sama nawet pięciu minut, nie mówiąc już o wszystkich obowiązkach, które by na ciebie spadły — dodał i oparł się tyłem o kuchenny blat.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Wielokrotnie brała przykład ze starszej siostry; naśladując ją, uczyła się wykonywania różnorakich czynności, co więcej, bazując na historiach opowiadanych przez Hallie, budowała własny obraz świata. Oczywiście, gdy stała się wystarczająco dorosła, przestała wzorować się na cudzych opiniach i zaczęła tworzyć swoje własne. To z kolei sprawiło, że oddaliła się od rodziny oraz hołubionych przez nich tradycji. Wprawdzie wciąż czuła się głęboko związana z przodkami, jednak ważniejszym dla niej okazało się poznawanie siebie i odkrywanie p r a w d z i w e g o życia, które toczyło się poza rezerwatem w Tingaree. Nie chciała być więźniem aborygeńskiej kultury, lecz to nie oznaczało, że kiedykolwiek się jej wyrzekła. Tak czy inaczej, Ell nie zgodziłaby się z wyrokiem Wesley'a. W przeciwieństwie do niego uważała, że była bardzo podobna do starszej siostry. Każdy, kto na nie spojrzał, momentalnie dostrzegał ich pokrewieństwo, a przede wszystkim zbieżność sposobu, w jaki się uśmiechały. Diametralne różnice dostrzegało się dopiero poznając je bliżej - zupełni inny kolor tęczówek, odmienny odcień włosów, ton głosu czy kształt nosa. W związku z tym, że zmiany w usposobieniu sióstr zrodziły się wraz z upływem czasu, dokładniej w trakcie dorastania, Ell dała się ponieść niewłaściwemu wrażeniu, że to nieprawda, że wciąż były takie, jak w dzieciństwie, gdy wszystko chciały robić razem, ramię w ramię. To przeświadczenie tkwiło w niej aż do dziś, mimo że Hallie już nie było.
Był za to Wesley. I burza. A Ell nie wiedziała, co podoba jej się mniej.
—Bla, bla... Po własnym domu... Bla, bla — powtórzyła drwiąco, komicznie naśladując ton głosu byłego szwagra. Gdyby nie to, że był tutaj i roszczył sobie prawo do nazywania tego budynku własnym, Ell może by go nawet polubiła. Wydawał się zaradnym mężczyzną, żył w zgodzie z naturą, co było dla niej bardzo ważne i przede wszystkim nie przypominał tych wszystkich palantów w jej wieku, dla których liczyły się wyłącznie pieniądze. — Za to z tą kozą, to niegłupi pomysł! Masz już bródkę, nadałbyś się. Dziadzio opowiadał nam kiedyś taką legendę o zaginionym chłopcu, którego duch paproci przeklął i zamienił w kozła — nazmyślała, zachowując przy tym niewzruszoną powagę. Prawdopodobnie dopisałaby do tej bajeczki kolejną część, ale przerwał jej grzmot, wytrącając ją z biegu opowiadanej historii.
Tak, nie przepadała za wyładowaniami. Zazwyczaj pokazywała się jako śmiała i odważna kobieta, jednak jej słabością były gwałtowne ruchy lub niespodziewane dźwięki. Nie chodziło nawet o niebezpieczeństwa, jakie niosły za sobą szalejące burze, a po prostu o to, że nigdy nie wiedziała, kiedy nastąpi hałas. Czasami wystarczyło się do niej odezwać, gdy była zamyślona, by ją przestraszyć. Ale przyznać się do tego nie zamierzała!
— Nie zamierzam się tłumaczyć z tego, kogo oglądałam nago. A twoja owłosiona klatka piersiowa nie robi na mnie wrażenia, przeciwnie, przykro się patrzy na tak zapuszczonego czterdziestolatka — odparła, posyłając Wesley'owi uroczy uśmiech, jakby chciała tym pokazać swoją niewinność. — A lat mam dwadzieścia siedem. Co nie czyni za mnie smarka. Tak nawiasem mówiąc, to obrzydliwe określenie. Kto cię nauczył tak mówić? Powinnam ci wyszorować język mydłem — zażartowała, mocno ściskając się za ramiona; próbowała przygotować się na kolejne grzmoty,w myślach powtarzała sobie, że to zaraz nastąpi, ale koniec końców okazało się to mało pomocną taktyką. I tak się wzdrygnęła.
— Też chcę pić, możesz mi nalać soku do szklanki? — spytała, jakby to nie było nic nietaktowanego. Jakoś umykało jej, że nie robiła zakupów i tylko od czasu do czasu przynosiła do domu warzywa lub owoce, które zgarniała ze straganów. Na swoje usprawiedliwienie miała to, że jej konto bankowe świeciło pustkami. Niedawno zaczęła nową pracę, a bukiety w jej wykonaniu nie cieszyły się takim powodzeniem, jak te komponowane przez Aeralie. Musiała nabrać wprawy. Jeśli wcześniej jej nie zwolnią.
— A założymy się?! — podłapała szybko, próbując wejść mężczyźnie na ambicje. Miał ją za taką, która nie poradziłaby sobie w swoim rodzimym środowisku? Ignorant! Znała się na tym całym koczowaniu znacznie lepiej od niego. — Możesz zostawić mi dom pod opieką choćby na zawsze, a udowodnię, że zajmę się nim lepiej od ciebie — rzuciła, krzyżując ramiona i dumnie unosząc podbródek. Całą tę pewność siebie zachwiał kolejny grzmot, przez który ugięła ramiona, nadal próbując zachować władczą minę. Cała ta mieszanka musiała wyglądać kuriozalnie, bo strach dało się ujrzeć w jej rozbieganym spojrzeniu.

wesley mills - cohen
Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
Pomimo przeogromnej niechęci do dzielenia się własną przestrzenią z dziewczyną, musiał przyznać, że jej obecność dość często przywoływała związane ze zmarłą małżonką wspomnienia. Było kilka cech wspólnych przez które udawało mu się dostrzegać podobieństwo między kobietami, jednak w jego odczuciu były one zupełnie różne. Młodsza Donoghue była znacznie bardziej pyskata i głośna, co często doprowadzało bruneta do szewskiej pasji, zaś jej siostra potrafiła zachować stoicki spokój nawet w tych najbardziej krytycznych sytuacjach. Była opanowana i potrafiła zapanować także nad temperamentnym charakterkiem męża. W prawdzie może powodem dla którego Wes nie lubił swojej szwagierki był fakt, że tak bardzo przypominała jego? Potrafiła mu się postawić, odgryźć i postawić na swoim - Wesley Mills-Cohen 2.0 . Wersja proekologiczna.
A nie opowiadał czasem o tym, że za młodu wpadłaś do kociołka z marihuaną? Gadasz jak potłuczona — skrzywił się i pokręcił głową, kompletnie nie rozumiejąc tej całej paplaniny o przeklętych dzieciach. Wiedział, że wśród aborygeńskiej społeczności krążył cały ogrom niestworzonych legend, które miały za zadanie głównie straszyć małe, niegrzeczne dzieci ale niektórzy najwyraźniej wciąż z tego nie wyrastali.
Oczywistością było, że takie wyładowanie atmosferyczne znacznie bardziej zagrażały ludziom mieszkającym w drewnianych chatach, pośród innych, wysoko rosłych drzew ale mężczyzna przez te wszystkie lata zdążył się do tego przyzwyczaić. Nie było sytuacji by cokolwiek zapłonęło w pobliżu jego domu ale często można było zaobserwować poprzewalane pnie, co z cała pewnością było dowodem na silne wichury bądź uderzenie pioruna. — Owłosiona klata? Chyba żartujesz — parsknął śmiechem i pogładził dłonią swój tors. Akurat nigdy nie miał problemu z nadmiernym owłosieniem i na klatce wyrastało mu zaledwie kilka cienkich włosków, które golił gdy pamiętał by zachować gładką strukturę skóry. Reakcja dziewczyny tylko upewniła go w przekonaniu, że ta nie miała do czynienia jeszcze z żadnym, dojrzałym mężczyzna i kręciła się wokół smarkatych chłopaczków, którzy wciąż czekali na swój pierwszy wąs. Zarost tu czy tam był dowodem męskości i nie zamierzał się go wstydzić. — A właśnie, że tak. Jesteś rozpieszczona, pyskata i twój piskliwy głos drażni moje bębenki. Wypisz, wymaluj smark — odparł i uśmiechnął się równie dumnie. w zasadzie oboje teraz przypominali parkę dzieciaków, sprzeczających się o jakieś totalnie kuriozalne rzeczy. Wesley był już przemęczony ta cała gościnnością, którą należało okazywać dziewczynie i z niecierpliwością czekał aż ta znajdzie nowe lokum. — A bozia nie dała rączek? — rzucił gburowato i z wielkim ciężarem sięgnął po szklankę do której odlał część soku pomarańczowego. Szklankę odstawił na blat i przesunął w jej stronę. Był dla niej zbyt łaskawy, lecz gdyby nie jej spokrewnienie z Halle, wykopałby ją stąd dawno temu.
Dziewczyno, straciłaś mieszkanie bo nie potrafisz zapamiętać o tym, że trzeba je opłacać, a chcesz bym pozostawił ci dom w środku lasu? Nie poradziłabyś sobie z porąbaniem drewna na opał, ani konfrontacją z dzikimi zwierzętami. Chociaż kto wie, być może byście się dogadali bo jesteś równie mocno zdziczała co one. Może nawet odrobinę bardziej — odmierzył palcami zaledwie milimetr i przechylił plastikowa butelkę z której znów pociągnął większego łyka soku. Nawet nie zamierzał rozważać takiej propozycji, bo doskonale wiedział, że Ell tylko na to czekała. Miała chrapkę na ten domek ale powinna już doskonale wiedzieć, że nie miała na niego żadnych szans.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Gdyby wysiliła się nieco bardziej, sama doszłaby do wniosku, że wraz z upływem lat różnice między nią a starszą siostrą stały się bardziej zauważalne. Tak naprawdę były jak ogień i woda – choć się różniły, jednocześnie były swoim dopełnieniem. Ell bardzo za nią tęskniła. Konieczność poproszenia o pomoc Wesley’a i ponowne wprowadzenie się do rezerwatu, sprawiały, że częściej wracała wspomnieniami do chwil, kiedy Hallie żyła. Jednak nie dawała tego po sobie poznać; wciąż się uśmiechała, mądrowała i próbowała udowodnić, że zawsze ma rację. Ponadto dokładała wszelkich starań, by nie poruszać tematu zmarłej siostry. Łatwiej było unikać rozmów o niej niż skonfrontować się z rzeczywistością. Ale to nikogo nie powinno dziwić, ostatecznie Ell żyła w wykreowanej bańce, w której wszyscy parzyli przez różowe okulary, a codzienność przybierała barwy tęczy wykwitłej po wiosennym deszczu.
— To nie jest taki zły pomysł! — stwierdziła, ściągając brwi w zamyśleniu. — Powinnam gdzieś mieć schowanego skręta, może nawet dwa — mruknęła, próbując przypomnieć sobie, gdzie mogła to cholerstwo schować tak, by nie pachniało zbyt intensywnie. — Chcesz zapalić? To idealny moment. Pada, powietrze jest takie rześkie i łatwiej będzie nam zasnąć — zaproponowała, zupełnie ignorując fakt, że próbował ją obrazić. Ell szybko zapominała i jeszcze szybciej przeskakiwała z tematu na temat. Była roztrzepana, a w głowie miała pełno niepowiązanych ze sobą myśli, co często powodowało lawiny tematów do pogaduszek. Tym razem chodziło przede wszystkim o to, by pozbyć się strachu przed burzą. Marihuana z pewnością by pomogła!
— Za to ty jesteś stary, zmęczony życiem, marudny i koszmarnie nudny. Co w ogóle robisz dla rozrywki? Czytasz książki o piratach i wyobrażasz sobie, że jesteś władcą mórz i oceanów? — rzuciła, ochoczo przejmując szklankę z sokiem, z której zaraz wypiła połowę zawartości. Nawet nie wiedziała, że jazda rowerem tak ją wykończyła! Przetarła usta wierzchem dłoni i odstawiła szklankę z powrotem na blat.
— Wiesz, w zasadzie to nie miałam czym zapłacić — zdradziła, używając nonszalanckiego tonu, jakby to nie było nic ważnego. Nigdy nie śmierdziała groszem, a nie chciała wciąż prosić rodziców o wsparcie. Szczególnie że byli coraz starsi i sami mieli na głowie własne rachunki. Wstyd jej było prosić ich o wsparcie. — Ale to taki tam szczegół. Nic ważnego. A drzewo rąbać umiem. Myślisz, że gdzie się wychowywałam? W hotelu? — zakpiła, bo nie podobało jej się, że Wesley ma o niej tak marne zdanie. Może nie była w pełni samodzielna, ale wszystkiego by się szybko nauczyła! I wprowadziłaby do tego domu trochę więcej gustu, bo zdecydowanie brakowało tutaj kobiecej ręki.
— Idę po skręta. Poczekaj. A najlepiej to przydaj się do czegoś i naszykuj przekąski. Po paleniu robię się głodna — oznajmiła, a wtedy rozległ się kolejny grzmot, który skomentowała cichym przekleństwem. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do pokoju, gdzie przetrząsnęła połowę szafek, by wreszcie znaleźć to, czego szukała. Zadowolona z siebie (i wdzięczna za to, że coś wreszcie odwróciło jej uwagę) wróciła do byłego szwagra i pomachała mu skrętem przed nosem. — Gotowy na przygodę? — spytała, zabawnie poruszając brwiami. Przestało jej przeszkadzać, że wciąż miała lekko mokre ubranie, włosy w kompletnym nieładzie i pewnie nieco rozmazany makijaż po całym dniu. Ważne, że miała plan.

wesley mills - cohen
Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
A nie sądzisz, że wystarczająco świrujesz z powodu głupiej błyskawicy? Może idź po prostu schowaj się do wanny i przeczekaj wszystko do rana — odparł z rozbawieniem, bo przynajmniej miałby spokój i nikt nie krzątałby się do domu kiedy on by smacznie spał. Nie lubił, gdy przerywano mu odpoczynek i sen, był na tym punkcie mocno drażliwy! — Tylko jeśli faktycznie zamierzasz kłaść się i spać. Twoje nocne przechadzki doprowadzają mnie do szału — przyznał, bo nie chciałby przecież żeby po kilku sztachnięciach się, dziewczyna zaczęła praktykować w salonie jakieś dzikie tańce i śpiewy. Albo co gorsza wyjadłaby mu zapasy z lodówki!
Początkowo zamierzał zignorować jej przytyki ale miał wrażenie, że to dziecko wcale nie wiedziało wiele o tym jak funkcjonował dorosły świat. Trzeba było płacić rachunki, zarabiać pieniądze i radzić sobie z problemami życia codziennego - ona zaś bujała w obłokach, paliła skręty z nieznanego nikomu źródła i koczowała w jego domu, licząc na to, że ten będzie utrzymywał ją w nieskończoność albo co gorsza, odda jej za frajer cały swój dom. Była marzycielką, bez wątpienia. — Zarabiam na swoje utrzymanie, a w ciągu ostatnich tygodni mam na barkach także dodatkową gębę do wyżywienia. I tak, jestem kurewsko zmęczony życiem bo pracuje od rana do wieczora i dbam też o cały ten dom. A ty smarku, jakie masz życiowe obowiązki? Wstajesz, pindrzysz się godzinami przed lustrem i szlajasz się bez celu po mieście, ciesząc się pracą, której pewnie nawet miesiąc nie utrzymasz — wyrzucił z siebie z poirytowaniem i pokręcił głową. Co prawda on w jej wieku nie świecił przykładem i zachowywał się jeszcze gorzej ale czy faktycznie musiała o tym wiedzieć? Dopiero choroba i pojawienie się w jego życiu Halle wszystko zmieniło.
Tak właśnie myślę. Wciąż ciężko mi uwierzyć w to, że łączyły Cię z Hallie więzy krwi. Jesteś pewna, że nikt cie nie podrzucił albo nie podmienił w szpitalu? — odpowiedział złośliwie i od razu przejął pustą szklankę, którą wstawił do zlewu. Nie lubił bałaganu.
Przekąski? Jest środek nocy.. — westchnął ciężko i machnął bezradnie rękoma. Kiedy dziewczyna zniknęła, miał ochotę po prostu wrócić do swojej sypialni i zasnąć ale zamiast tego ze zrezygnowaniem podszedł do lodówki i zaczął się w niej przeglądać jak w lustrze. Wyciągnął z niej słoik ogórków, trochę wędliny oraz poobiadowe podudzia z kurczaka. Kiedy wróciła, niemalże od razu dostrzegł jej entuzjazm, który jak twierdził kiedyś wpędzi go do grobu. — Jeśli mi tu zjedziesz, nie wezmę za ciebie odpowiedzialności. Wyniosę cie do lasu i zostawię krokodylom na pożarcie — zapewnił ją, posyłając jej swoje surowe spojrzenie i ułożył jedzenie na stole jadalnianym przy którym zajął w końcu miejsce.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Wsunęła palce między włosy i potrząsnęła długimi kosmykami, by strącić z nich resztki deszczu; pachniały teraz zroszonym lasem i pozostałością lawendowej odżywki. Wpatrywała się w Wesleya próbującego żartować z doskwierającego jej lęku, ale tak naprawdę go nie słuchała; zamiast tego zastanawiała się, kiedy ostatnim razem odczuwał radość z deszczowych kropel obijających się o skórę, kiedy ucieszyły go ptaki ćwierkające o poranku lub szum wody leniwie przelewającej się w strumieniu nieopodal domu. Sądziła – wnioskując po jego d o j r z a ł y m zachowaniu – że przestał doceniać miejsce, w którym się znalazł. Dbał o dom, dbał o przylegający do niego teren, ale poza wkładaną pracą w wygląd tego miejsca, zapomniał, że od natury należy mu się również coś w zamian. Ell poczuła ukłucie żalu, dochodząc do wniosku, że jego życie było przygnębiające. Ona mogła to zmienić, mogła otworzyć mu oczy i nauczyć prawdziwie żyć, a nie jedynie egzystować. Gdyby tylko chciał.
— Przepraszam, mówiłeś coś? — spytała, odganiając myśli i powracając świadomością do obecnej chwili. Uśmiechnęła się zbyt optymistycznie, widząc grymas irytacji na twarzy Wesleya. Nawet jeśli przekraczała granice, nie zamierzała się cofać. Zawsze brnęła do przodu, choć zdaniem niektórych stała w miejscu.
— Próbujesz mi pokazać, jaka jestem niedojrzała? Nie musisz się wysilać, wiem to. I wcale mi to nie przeszkadza. Przeciwnie, jestem szczęśliwa, wiesz? W przeciwieństwie do ciebie, żyję tak, jak mam ochotę. Urządzam nocne przechadzki, bawię się do świtu i nie przejmuję się tym, co mówią o mnie ludzie z miasteczka. Chcesz, tak jak oni, mieć mnie za dziwaczkę? Śmiało. Ale nie próbuj mi wmówić, że twoje życie jest lepsze od mojego — odparła, na krótką chwilę poważniejąc. Zazwyczaj podobne słowa puszczała mimo uszu, ale od pewnego czasu nikt tak bardzo jak były szwagier, nie próbował udowodnić jej, że niewiele znaczy. Momentami miała go naprawdę dość, mimo to usprawiedliwiała jego zgorzkniałą osobowość żałobą. — Ale, h e j, zaraz poprawię ci nastrój — zaszczebiotała, rozwiewając tę chwilową powagę, która ukradkiem wkradał się w rozmowę. Nie zamierzała dać się przytłoczyć. Wolała zapalić i dać się ponieść.
Komentarz dotyczący później pory zbyła wymownym wzniesieniem oczu; może powinna zacząć się obawiać, że za dziesięć lat stanie się podobnie marudną osobą? Duchy, uchowajcie!
— Nawiasem mówiąc — zaczęła, lecz zanim kontynuowała opowieść, sięgnęła po jednego z ogórków i odgryzła spory kawałek. Okrążyła stół, by znaleźć się po tej samej stronie co Wesley, po czym – zamiast usiąść na krześle – zgrabnie wskoczyła na blat tak, by móc patrzeć na mężczyznę z góry, machając przy tym nogami tuż obok niego. — Cała nasza piątka urodziła się w domu. Myślałam, że to wiesz. Tutejsza, nazwijmy ją, akuszerka, odebrała wszystkie porody mamy — zakończyła i dojadła warzywo. Szybko oblizała palce, przetarła opuszki o spodnie i wreszcie wsunęła skręta między wargi. Odnalazła zapalniczkę i przypaliła końcówkę, rozpalając marihuanę. Po trzech krótkich pociągnięciach wstrzymała oddech, by dać dymowi rozejść się po płucach, jednocześnie oddała jointa Wesleyowi.
— Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Dzięki temu stałabym się częścią natury, a moje ciało pożywieniem. To wcale nie najgorsza możliwość. Lepiej to niż dać się trafić piorunowi, nie sądzisz? Zwęglona skóra nieprzyjemnie pachnie — wzdrygnęła się i zachichotała. — Wiesz, jak to działa? Pociągnij i odpręż się. Będziesz spał dzisiaj, jak niemowlę!

wesley mills - cohen
Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
Mężczyzna uwielbiał obecność matki natury i cieszył się każdą poranną kawa, która mógł spijać na własnym podwórzu w towarzystwie śpiewających ptaków, których odgłosu odbijały się echem pośród gęstych drzew. Cieszyły go takie skromne dary od życia, choć wolał się nimi radować w pojedynkę.
Nie, nic — odparł, nie czując większej potrzeby powtarzania się. Zwłaszcza gdy widział, że dziewczyna drze z niego łacha — Chylę czoła, moje gratulacje — zaklaskał, uśmiechając się sarkastycznie i poczuł się jak kompletny dureń, pozwalając jej na wczasy pod własnym dachem. Bawiła się i korzystała z życia, a także z jego uprzejmości, traktując jego teren jak wakacyjny hotel all inclusive. — Jestem ciekaw jak długo będziesz mogła sobie na to pozwolić. W końcu magiczne źródełko wyschnie i przyjdzie ci się zmierzyć z szarą rzeczywistością, która nie będzie już taka kolorowa. Ja przynajmniej byłem na to gotów, a ty? Nie radzisz sobie nawet z opłacaniem rachunków. Moje życie nie jest wspaniałe ale nie dlatego, że nie mogę sobie pozwolić na całonocne balangowanie w środku tygodnia — wyjaśnił, bo ten okres miał już za sobą. W jej wieku też sporo imprezował, olewając tym samym opłacane przez rodziców studia ale teraz lubił samotne popijanie burbona własnego autorstwa i błogi spokój. Takie chwile doceniał najbardziej,a do pełni szczęścia brakowało mu jedynie Halle i może.. nie, nawet jego stare Chevy Camaro w zupełności mu odpowiadało.
E tam, to szczegół. Wciąż mógł cie ktoś podrzucić do okna życia albo uprowadzili cię kosmici? To by wiele wyjaśniało — odparł, szeroko podnosząc powieki i rozchylając usta. Oczywiście nie wierzył w takie brednie ale z tym oknem życia mógł trafić w dyszkę.
Wlepiał swój wzrok w zaciągającą się jointem dziewczynę i kiedy w jego nozdrza dostały się opary marihuany, pamięcią sięgnął studenckich lat, kiedy jarał zioło na okrągło. Chętnie wracał do tych czasów, kiedy nie musiał się o nic martwić. Cieszył się niezależnym życiem i brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Kurwa — pokręcił głową, nasłuchując jej niestworzonych historii, które musiały zahaczyć tematu ekosystemu — Gdybym wiedział, że tak się z tego powodu ucieszysz, zrobiłbym to pierwszej nocy — dodał i wziął między palce skręconego jointa, którego włożył do ust. Pociągnął większego bucha i z trudem powstrzymując kaszel, wypuścił dym. Matko, oby go to teraz nie zabiło. Dziewczyna mogłaby przywłaszczyć sobie dom bez większych oporów.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Wiele mogła zarzucić aborygeńskiemu wychowaniu; przede wszystkim próbę trzymania pod niewidzialnym kloszem utkanym z tradycji i umiłowania do życia wśród natury. Jednakże to właśnie kulturze swoich przodków zawdzięczała umiejętność d o ś w i a d c z a n i a . Potrafiła odnajdować przyjemność w odczuwaniu emocji, a wszelakie doznania przeżywała głębiej niż osoby wychowanie w betonowych miastach. Między innymi dlatego rozumiała, że samotność to pułapka. W początkowych etapach wydaje się przyjemna – obiecuje kuszący spokój, mami umiejętnością poznawania samych siebie – ale ostatecznie okazuje się zdradliwa i uzależniająca. Niełatwo bowiem wyjść do ludzi i czerpać radość z ich towarzystwa, kiedy przesiąkło się samotnością. Wesley był w błędzie. Gdyby nauczył się dzielić drobnymi radościami z kimś innym – poza Hallie – dostrzegłby więcej.
Westchnęła ciężko i powoli wypuściła z płuc nagromadzone powietrze. — Ty byłeś gotowy? Twoja gotowość odebrała ją mnie, nie uważasz? Dostałeś dom od mojej rodziny, a to ja zostałam z niczym. Nie mów, proszę, o żadnym magicznym źródełku, bo takie nie istnieje — fuknęła, nieco rozdrażniona rozdrapywaniem tematu. Wiek nie grał w tym przypadku żadnej roli; Ell nawet za dwadzieścia lat nadal będzie miała w głowie pachnące siano. Bo lubiła taką wersję siebie i nie zamierzała zmieniać się pod naciskiem świata i ludzi, którzy uważali, że powinna znaleźć stałą pracę, nauczyć się obowiązkowości, zacząć oszczędzać i stracić resztki prawdziwej siebie. Wcale nie powinna. Wcale nie musiała nikogo słuchać. Radziła sobie – lepiej lub gorzej, z pomocą lub sama – ale nie zamierzała dać się ugiąć i założyć na barki jarzma cywilizacji sprowadzającego ją do wykonywania określonych ról. Była tym, kim zawsze chciała być – sobą.
— Kosmici — zamyśliła się. Odchyliła się nieco w tył, machając przy tym nogami zwisającymi ze stołu. — To ciekawa koncepcja, muszę przyznać. Myślisz, że wymazaliby mi wszystkie wspomnienia z tego okresu i zastąpili je tym, co wydaje mi się, że przeżyłam? — spytała, po chwili odbierając skręta od Wesleya, któremu w kącikach oczu zabłyszczały łzy. Ewidentnie nie był przyzwyczajony do palenia. W zasadzie Ell też nie sięgała często po używki, ale zdarzały się okazje, kiedy odrobina rozweselający ziółek nadawała rzeczywistości piękniejszych barw. — Rozluźnij płuca, staruszku — zaśmiała się, zabawnie poruszając brwiami, kiedy dym powoli wylatywał przez jej usta. — Potrafisz robić kółeczka? Ja umiem — pochwaliła się i kolejną porcję gęstego dymu wypuściła w formie nierównych okręgów. Gdy skończyła, ponownie oddała skręta. Dzielenie się mogło być fajnie.
— Myślisz, że jeszcze kiedyś się zakochasz? — spytała nagle, co nie powinno zaskoczyć mężczyzny; Ell często mówiła nie bacząc na to, czy zadawane pytania są wygodne. Teraz dodatkowo znieczulała ją marihuana.

wesley mills - cohen
Właściciel i stolarz — Plane Wood Carpenter
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalny stolarz, prowadzący biznes zmarłego ojca i mieszkający na uboczu sąsiad aborygeńskich tubylców. Człowiek-katastrofa, chodząca porażka.
Wcale o niego nie prosiłem! — podkreślił ponownie, podnosząc ton swojego głosu w którym nie dało się ukryć ani grama podirytowania. Nigdy nie szedł na łatwiznę i nie traktował swojego małżeństwa jako przepustkę do korzyści materialnych jakie niosła za sobą gościnność aborygeńskich rodzin. Kochał Halle i mógł mieszkać z nią w każdej, nawet tej najbardziej zapyziałej norze, o ile tylko była przy nim. To ona pragnęła życia w Tingaree i ściągnęła go w głąb leśnej puszczy w której dotychczas żyła, jednak pomysł z domem, nie wyszedł ani od niej ani od Wesa. Przyjął z otwartymi ramionami prezent ślubny bo jak mógłby wzgardzić takim kawałkiem ziemi? Mieli miejsce w którym mogli cieszyć się prywatnością, obecnością natury i sobą nawzajem. Wcześniej nawet nie pomyślałby o tym, że Elle mogłaby mieć coś przeciwko zajęciu tego domu przez nowożeńców ale nie zamierzał się z nią szarpać ani jej żałować, bo to nie była jego decyzja. Nawet po śmierci jej siostry, aborygeńska społeczność traktowała go jak członka rodziny i uznawała ten teren jako jego własność. — Ten dom należał się twojej siostrze, a ja jako jej były mąż, nie straciłem z jej śmiercią do niego prawa. Kiedy w końcu to pojmiesz i przestaniesz się wykłócać o coś co nigdy do ciebie nie należało? Pozwoliłem ci tutaj mieszkać, a ty nie przepuścisz żadnej okazji by wypierdolić mnie stąd — odparł surowo, a na samą wzmiankę o stracie małżonki, poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi. Nie wierzył, że potrafiła wciąż zazdrościć starszej siostrze i gdy ta spoczywała w ziemi, Ell sabotowała życie jej męża. Wesley nie uważał by cokolwiek był jej winny, gdyż niczego jej nie odebrał. Swoje żale mogła wylewać przed rodziną, która tak podzieliła majątek; on miał tego serdecznie dość. Jeśli faktycznie sobie radziła, to powinna zacząć robić to pod własnym dachem, gdzieś z dala od niego i jego jakże cennego, świętego spokoju.
Gdyby tak to działało, chyba sam oddałbym się im na małe czyszczenie dysku twardego — odparł po chwili zastanowienia, poddając się własnym docinkom. Wiele życiowych sytuacji chciałby wymazać, jednak wiedział, że to byłoby pójście na łatwiznę, której tak bardzo nie tolerował. Ból sprawiał, że żyjemy, więc niestety musieli się z nim zmierzyć i go przepracować. — Gorzej gdybym po takiej wycieczce na statek-matkę wrócił z brzuchem jak mężczyźni w simach. Może na wszelki wypadek przestane wieczorami gapić się w niebo — dodał i ponownie przejął od niej skręta. Skoro tak durne pomysły przychodziły mu do głowy, to znak, że zioło zaczynało działać. Po raz kolejny zaciągnął się nim i zakaszlał, choć za drugim razem nie dusił się już jak oszalały. Po chwili wziął kolejnego bucha, by wypuścić kilka, mało wyrazistych kółeczek z ust. Chełpił by się jednak gdyby potrafił zrobić jeszcze statek, który przepływałby przez wszystkie kółka. Jak Gandalf.
Jej pytanie sprawiło, że oparł się leniwie o oparcie kanapy, a jego wzrok utkwił na wysokości kamiennego kominka. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej z góry zakładając, że skończy tutaj sam jak jakiś zdziczały pustelnik, bo poza kobietami, które podrywał w barach, żadna nie aspirowała na kobietę, której mógłby oddać swe kalecznie posklejane serce. — A co jeśli nie? Co jeśli Halle była jedyną dobra rzeczą, która mnie w życiu spotkała? — zapytał, patrząc przed siebie, jednak po chwili, spojrzał na nią z widocznym przerażeniem wymalowanym na twarzy — Nie jestem facetem, którego łatwo kochać. Tylko twoja siostra widziała we mnie coś więcej aniżeli głupca, który marnował życie na upijaniu się i balowaniu. Teraz moje życie wygląda inaczej ale wciąż zdecydowanie lepiej radze sobie z odpychaniem ludzi aniżeli przekonywaniem ich do siebie — przyznał i sam nie wiedział dlaczego w ogóle jej to mówił. Podniósł się w końcu i podszedł do kredensu z którego wyciągnął napoczęta butelkę burbonu. Odkręcił ją i wziął kilka łyków prosto z butelki. To by było na tyle ze spania.

ell c. donoghue
powitalny kokos
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Konfrontacja z rzeczywistością bywała bolesna. Żyjąca w czymś na kształt sztucznie wykreowanej bańki, Ell potrafiła wmówić samej sobie wiele rzeczy, jeśli tylko te zgadzały się z odczuwanymi przez nią potrzebami. W przypadku domu ofiarowanego nowożeńcom przez starsze pokolenie było podobnie. Uparta dziewczyna nie chciała zaakceptować, że w momencie przekazywania tego terenu, Wesley był dla jej dziadków osobą bliższą niż ona sama – krew z krwi. Bowiem nie była obecna. Przez kilka długich lat tułała się po świecie, czerpiąc przyjemność z rozkoszowania się światem, a Australię oraz rezerwat odwiedzała sporadycznie, wyłącznie przy okazji celebrowania istotnych wydarzeń. Czasami wysyłała pocztówkę. Czasami zapomniała zadzwonić przez cały miesiąc. A mimo to czuła niesprawiedliwość. Słusznie? Bynajmniej. Ale świadomość tego wcale nie nakazywała jej poddania się i ustąpienia.
— Na duchy przodków, daruj sobie ten wulgarny język! — powiedziała, otworzywszy szeroko oczy, jakby chciała pokazać, że nie przywykła do używania takich słów. Nie panowała nad tym, po prostu zdarzało się, że zachowywała się, jak mała, niewinna dziewczynka, mimo że wyglądała jak dojrzała kobieta. — Ja widzę to inaczej. Ty nie potrafisz tego zrozumieć. Mamy sytuację patową. Właśnie, potrafisz grać w szachy? Zawsze chciałam się nauczyć, ale nigdy nie było okazji — odparła, zgrabnie – z typową dla siebie swobodą – przechodząc z jednego tematu w następny. Nieważne jak bardzo różniły się poruszane kwestie, Ell potrafiła wykręcić się ze wszystkiego. Jakby w mgnieniu oka zapominała o tym, że w ogóle zaczęli się spierać o ten dom.
— To dopiero byłoby coś! Wyobrażasz sobie minę starszyzny? — parsknęła śmiechem, próbując zwizualizować sobie taką sytuację. Dla starszych, którzy mieli cieszyć się szacunkiem całego klanu, każde odstępstwo od praw natury było nie do pomyślenia. Mężczyzna w ciąży? Ell chciałaby to zobaczyć.
Zaklaskała radośnie, by pogratulować mu tych kilku niezgrabnych kółeczek z dymu.
— Miłość nie jest łatwa, nieważne kogo nią obdarzasz — stwierdziła, wzruszając ramionami, jakby wypowiedziała jedną z najbardziej oczywistych prawd. — Nie jesteś jedyną osobą, która uważa, że jest zbyt skomplikowana, by ktoś mógł ją zaakceptować. Ale wydaje mi się, że powinieneś spróbować, wiesz? Zaufać komuś na tyle, by go tutaj wpuścić — dodała, mając na myśli nie tylko ten nieszczęsny dom, z którego utratą nie mogła się pogodzić, ale również wnętrze samego Wesleya. Mimo że było między nimi sporo złej krwi, życzyła mu dobrze.
— Mam doskonały pomysł! Musisz iść ze mną w sobotę na plażę. Będzie dużo ludzi, ognisko. Żadnych nowobogackich, nie panikuj. Oczywiście nie twierdzę, żebyś tam kogoś podrywał. To znaczy jeśli chcesz, droga wolna, to świetni ludzie. Ale może trochę się rozerwiesz, co? — zasugerowała, uśmiechając się od ucha do ucha. Wyciągnęła nawet rękę i „zachęcająco” dźgnęła Wesleya w ramię. Dzięki rozmowie nawet nie zauważyła, kiedy przestało grzmieć.

wesley mills - cohen
ODPOWIEDZ